Szukaj
Close this search box.

Realna fikcja/fikcyjny realizm czyli mętna woda

Mam nadzieję, że poniższy tekst będzie ostatnim, zamykającym czas zimowy tekstem publicystycznym. Czyli  kolejna pisanina z cyklu gadał dziad do obrazu. Początkowo miałem zamiar nic o tym nie wspominać, żeby się samemu nie denerwować, ale nie mam zamiaru dać robić z siebie durnia. Skąd więc zmiana decyzji i piszę poniższe słowa? Otóż, jeśli komuś z Was lub Waszych znajomych zdarzy się, iż w najbliższych dniach na Krzeszówce lub Rudawie złowi całkiem przyzwoitego pstrąga [jak trafi na właściwe miejsce to może i kilka], to niestety nie będzie oznaczać tego że Kozłowski gada bzdury o zarżnięciu tych rzek, bo sam albo nie umie łowić i jest sfrustrowany, albo wyżywa się na zarządzie okręgu, bo nie dali zgody na kolejny odcinek no kill. Otóż ten ewentualny uśmiech losu, jakim jest ryba pod 40cm na naszych wodach, jest wynikiem zarybienia. Od razu Wam powiem – szkoda czasu – nie sprawdzajcie na stronie Okręgu Kraków – nic tam na ten temat nie znajdziecie.

Około 9.00 1 kwietnia zadzwonił do mnie v-ce prezes naszego koła z informacją, że dzwonili z okręgu, z pytaniem, czy ktoś od nas [z koła Krzeszowice], będzie nad wodą, bo będą zarybiać. Zdziwiony, ponieważ regularnie śledzę stronę okręgu i ogłoszenia, jak i inne aktualności na niej, i żadnych info o tym nie było– zapytałem kiedy będzie cała akcja.  Okazało się, że za jakieś…pół godziny, godzinę. Ponieważ byłem w szpitalu [mój ojciec właśnie w trakcie operacji – w końcu został cyborgiem 🙂 ], odpowiedziałem, że oczywiście nikogo nie będzie, bo niby jak? Ale potem pomyślałem sobie, że powysyłam sms-y do kogo się da i może ktoś ma wolne, to podjedzie. Dwóch znajomych pojawiło się nad Krzeszówką po dosłownie kwadransie.

Faktycznie zarybienie było – wpuszczano spore, nawet nieco ponad 40cm pstrągi, ale na odcinku krzeszowickim było ich wg moich kolegów może 1/10 – 1/12 tego, co rok wcześniej.  Czyli, żeby ostudzić mięsiarstwo: siatka powyżej i poniżej mostka.  Cała reszta poszła na no kill w Zabierzowie, o co absolutnie nie mam pretensji, gdyż tam akurat, mimo, iż odcinek pilnowany jest tak samo kulawo, jak wszystkie inne nasze wody, ze względu właśnie na no kill, cześć przynajmniej wędkarzy wypuści te ryby z powrotem. Co innego mnie zdenerwowało. Jednemu z moich kolegów odpowiedziano, że do Rudawy wpuszczą tak dużo, bo tam [czyli na no kill`u] ludzie są zorganizowani, a nad Krzeszówką nie i dlatego u nas kapną pstrągiem symbolicznie.

Szanowni Czytelnicy, którzy tak jak i ja zmuszeni jesteście płacić haracz na cały ten bajzel: zapytajcie sami siebie, kto z was jest w stanie wyrwać się dosłownie z minuty na minutę, z pracy w dzisiejszych czasach, bo gdzieś tam, nad najbliższą dla Was rzeczką zarybiają pstrągiem? Jak można się na coś takiego nastawić, skoro nawet nie zająknięto się o tym na stronie okręgu? Nomen omen o poprzednim, marcowym zarybieniu małymi pstrągami, komunikat zamieszczono na …dwa dni przed akcją z oczywistym komunikatem, że „ze względów pogodowych może być przełożone”. Powiedzcie mi, jak mogłem wyegzekwować odpracowanie wykroczeń czterech osób ode mnie z koła, które zobligowałem do pomocy w zarybieniach. Jeden z tych ludzi dzwonił do mnie dwa razy, bo tak się przejął, a ja powiedziałem im w listopadzie, iż ze względu na to, że będą musieli wziąć wolne w tygodniu [wszyscy pracują], dam im znać z co najmniej siedmiodniowym wyprzedzeniem.  No bądźmy realistami. Od kilku lat wciąż piszę: dlaczego zarybienia są tylko w tygodniu, a nie w soboty?

Mam w związku z tym kilka istotnych zapytań. Oczywiście, poza ewentualnymi „bezpiecznikami” nikt nie raczy mi na nie nawet odpowiedzieć, ale warto byście byli ich świadomi, niezależnie od tego, czy ryby zabieracie czy nie – wszak wszyscy płacimy składki.

  1. Dlaczego mają miejsce zarybienia o których nigdzie nie podaje się informacji? Czy chodzi o szczytny cel dania rybom szansy, gdyż w innym wypadku zostaną natychmiast wyłowione? Taki rodzaj ochrony przed wędkarzami, którzy są – patrząc z tej perspektywy – największymi szkodnikami? Taka taktyka wcale nie jest pozbawiona logiki i sam pewnie popieram takie działania, gdyż większość wędkarzy to zwykłe kosiarki do mięsa, ale…
  2. …z powyższego wynika kolejny znak zapytania: jak odnotowane są takie zarybienia, także od strony finansowej. Czy i gdzie ta akcja została zaksięgowana i co jest na papierze: wpuszczono 100kg, pół tony, czy jeszcze jakoś inaczej. Wszak papier przyjmie wszystko…
  3. Czy dzwonienie w zasadzie, w momencie, gdy auto z rybami jest już nad wodą – dzwonienie z zapytaniem, czy ktoś będzie „od nas” jest poważne w dzisiejszych realiach pracy? Oczywiście, że nie jest, więc może chodzi o to, by sprawdzić, czy przypadkiem ten oszołom Kozłowski wie o akcji, będzie – tym razem incognito, porobi zdjęcia tego wiaderka powyżej i poniżej mostka, a potem znów będzie lżył i opluwał tak zasłużone stowarzyszenie społeczne z jego oczywiście społecznie pracującymi działaczami?

Czy rok temu nie byliśmy zorganizowani? Byliśmy, ale tydzień wcześniej daliście nam znać, że będzie zarybienie. Że ludzie z KPR są zorganizowani? Są, bo widzą sens wpuszczania ryb na odcinek no kill. Sam należę do klubu. Rok temu uważaliśmy, że warto się spiąć, gdyż liczyliśmy na to, że i u nas podobny fragment wody też powstanie i chcieliśmy pokazać, iż jesteśmy w stanie. A dla takich fragmentów rzeczek czas poświęcać warto. Natomiast nie ma mowy o corocznym zarywaniu dniówki i konfliktu z szefem z powodu ryb, które prymitywna część wędkarzy wytłucze w tydzień, bo woda nie ma statusu no kill.

Smutnym jest też fakt, że na istniejący od paru ładnych lat odcinek no kill trzeba wpuszczać podrośnięte pstrągi, by potem na zawodach klubu, które wkrótce będą, ktokolwiek, cokolwiek złowił. Dokładnie jak na zawodach międzynarodowych, które miały miejsce w Polsce, chyba dwa lata temu. Niestety mam poważne podejrzenie, że gdyby u nas [na Krzeszówce] powstał taki odcinek, to biorąc pod uwagę lokalne [gminne] uwarunkowania – woda ta byłaby przypilnowana aż za dobrze i komuś bardzo to nie pasowało. Czy gdyby się okazało, iż po dwóch – trzech sezonach na Krzeszówce nie trzeba wpuszczać ryb dużych gdyż są i nadal rosną, a nadal trzeba coś większego wpuszczać w Zabierzowie, to byłby powód likwidacji odcinka w Zabierzowie? Moim zdaniem nie, ale ktoś się chyba tego obawia…

Panowie z zarządu – tymi telefonami jak dla mnie sięgnęliście dna. Czytelnikom zaś powiem, że obecny zarząd czeka jatka we własnym gronie, jak i z dużym prawdopodobieństwem z poważnymi zawodnikami z zewnątrz PZW. I będziemy jej świadkami zapewne już od końca października, choć być może wcześniej, gdyż co najmniej jedne działania wg mnie są ingerencją z zewnątrz, mająca na celu rozmontowanie krakowskiego okręgu, a może i coś więcej niż samego okręgu, gdyż o ile swoich kompanów nagrywa członek zarządu, czy jakiś inny człowiek sprawujący jakąś funkcję w którymś z kół, to mnie już nie dziwi [są co najmniej dwa takie nagrania]. Natomiast niezła „taśma” w rękach kogoś z poza, to już daje do myślenia. Jeśli bym ją wysępił w co wątpię, to natychmiast upublicznię na mojej stronie, a jest co posłuchać.  A tak czy inaczej, na własne ryzyko pod koniec tej niefortunnej kadencji, opublikuję oficjalnie kilka bardzo konkretnych zapytań do obecnego zarządu. Ja ludziom aktualnie trzymającym ster wędkarstwa w Krakowie dam spokój tylko w jednym z dwóch przypadków:

– powstanie no kill na Krzeszówce, ale niech się wysilą i sami tak zadecydują – ja już nie będę nikomu zawracał głowy wnioskami, walnymi zebraniami w środku tygodnia

– obecny zarząd „popłynie”

I niestety ta druga opcja jest duuużo bardziej realna. Tymczasem będę jak w poprzednich latach bardzo cierpliwy i zaczekam na właściwy moment – nauczyłem się tego na rybach. Na odejście Stryszowskiego i jego ekipy czekałem ledwo pół roku od pyskówki jaką z nim miałem u nas na zebraniu, wystarczyły dwa kolejne lata i nie ma Zdziobka. Poczekam…

3 odpowiedzi

  1. Zarybili przed zawodami muchowymi- http://mojekolozwierzyniec.pl/6.html pierwsza tura na Rudawie druga na Pasterniku.Trudno więc aby panowie sportowcy biczowali wodę bezskutecznie,trzeba było im wpuścić rybę aby wogóle coś złowili 😀 Za tydzień na Pobiedniku są zawody spławikowe im.Maksymiliana Kąckiego więc do wody wpuszczono…500kg karpia.Powód ten sam-musi być wynik którym można się pochwalić a to że nie odzwierciedla on faktycznego stanu pogłowia ryb…a kogo to obchodzi? 🙂

    1. Tak jest od lat i raczej się nie zmieni dopóki nie pogoni się „wyczynowcow” z zarządu okręgu i z PZW w ogóle. Jak nie ma zarybień to sobie robią imprezy poza pustymi wodami okręgu. Oczywiście za pieniądze wszystkich wędkarzy, bo wyjazd kosztuje a PANÓW SPORTOWCÓW nie stać. Afera z obniżeniem wymiarów na zawodach jeszcze nie wystygła ale nic to towarzystwa nie uczy.

  2. Dziś kolega zwrócił mi uwagę, że sprawdzając wczoraj, znalazł ogłoszenie o zarybieniu. Jest dość daleko schowane z datą 25 marca. Jeżeli ktoś z Was widział je nie później niż 3 kwietnia [niedziela] przed 18.00, to proszę o sygnał. Będzie to dla mnie oznaczać, że czas iść do okulisty i wtedy za napisanie nieprawdy mam zamiar przeprosić. Oczywiście liczę się też z tym, iż mogą mnie podać do sądu i jeśli dojdzie do czegoś takiego, to poniosę ewentualne konsekwencje. Nie mniej na dzień dzisiejszy nikt się do mnie nie odezwał w tej sprawie. Ja „przyjrzałem” się bliżej temu wpisowi na stronie okręgu i wg mnie był co najmniej raz edytowany. Ale poza tym nic więcej nie mogę powiedzieć, bo przecież nie wolno włamywać się na czyjeś serwery:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *