Szukaj
Close this search box.

Krakowska lipa pstrągowa

Poniższy wpis na bank nie będzie super obiektywny, choć starałem się nie być tendencyjnym.  Wszystko, co niżej, oparłem na informacjach, które nadesłali mi Czytelnicy. W pas się za to kłaniam, tym bardziej, że niektóre osoby poświęciły sporo czasu, przekazując mi bardzo szczegółowe sprawozdania. Może najpierw kilka słów o tym, na czym bazowałem. Tak więc, swoje podsumowania sezonu pstrągowego 2015, nadesłało 104 wędkarzy. Niestety sześciu z nich nie uwzględniłem, gdyż dotyczyły wód innych okręgów, a mnie i mam nadzieję, że Was też – interesowała sytuacja na „naszych”, około krakowskich rzeczkach. Ostatecznie miałem więc do dyspozycji info od 98 osób. Szczerze powiem – liczyłem na około 200 maili w tej kwestii, ale sam sobie jestem winien, gdyż pisząc o tym pierwszy raz chyba we wrześniu, temat odgrzebałem późno i sporo osób wykupując zezwolenie na ten rok, zdało pozwolenie na 2015, i nie byli w stanie z głowy nic odtworzyć. Mój błąd – przepraszam.

Mam więc dane od 98 osób. Dużo to, czy mało? Sami oceńcie. Biorąc pod uwagę rachunek prawdopodobieństwa – na pewno potencjalny błąd statystyczny może być znaczący. Z drugiej strony taka ilość opinii uwalnia mnie jednak od mojej, na pewno nie obiektywnej oceny, bazującej wyłącznie na swoich doświadczeniach i doświadczeniach kilkunastu osobiście znanych mi krakowskich pstrągarzy. Zakładając, iż w naszym okręgu jest około 10 tys. wędkarzy i że połowa z nich to spinningiści i w znacznie mniejszej ilości muszkarze [ do tej grupy zaliczam osoby także łowiące tymi metodami od czasu do czasu], to już intuicyjnie szacuję, że w miarę intensywnie penetrujących wody pstrągowe jest nie więcej niż tysiąc. Czyli te prawie 100 osób to jakieś 10%…

Oczywiście takie zestawienia powinien robić okręg i co więcej podawać je do publicznej wiadomości, a o ich wyniki opierać ewentualne zmiany limitów, czy wymiarów ochronnych w nadchodzącym sezonie. Nie tylko zresztą pstrągów. Bądźmy jednak spokojni – na pewno takimi „bzdurami” nie zajmują się ludzie na stanowiskach w PZW.

Aby była jasność – nie brałem pod uwagę  Raby w całym zestawieniu. Powód był jeden – to woda z całkiem innej ligi, niż wszystkie pozostałe pstrągowe rzeczki w Okręgu Krakowskim.  Poza tym, to jednak rzeka na przytłaczającej długości tylko dla muszkarzy. Kiedyś mnie to irytowało. Obecnie nawet rozumiem taki stan rzeczy, choć szkoda, że nie można łowić na spinning z haczykiem  bezzadziorowym o tylko jednym ostrzu, jak jest na wielu rzekach, na północy USA.

Trochę rozbawiło mnie kilka maili od wędkarzy ewidentnie starszego pokolenia, którzy wręcz wyśmiewali takie „badanie” twierdząc, iż żaden rasowy pstrągarz nie zdradza swoich wyników jakie by one nie były, a już na pewno nie chwali się dobrymi osiągnięciami, wskazując na dodatek rzekę w której łowi. Panowie – spokojnie. Po pierwsze  –  w naszym okręgu nie bardzo jest co zatajać. Po drugie młodsze pokolenia mają trochę inne spojrzenie na wędkowanie niż Wy i nie stawiają sobie jako jedynego celu, wyłowienia wszystkiego, co żyje przed konkurentem. Na szczęście.

Czyli w sumie mam dane od 77 spinningistów i 21 muszkarzy. O tych ostatnich powiem, że koncentrowali się wyłącznie na trzech rzekach: Rudawie, Harbutówce i Dłubni.

Jednorazowy pobyt nad wodą umownie nazwałem „dniówką”, aczkolwiek ze świadomością iż dla jednych taki wypad to dwie godziny, dla większości cztery – pięć, a pewnie są tacy, którzy jak już jadą, to poświęcają prawie cały dzień.

Całkowita ilość wypraw wyniosła 1470, czyli blisko 15 na głowę w skali sezonu. Nie mniej były osoby, które za pstrągiem chodziły cztery razy w roku, jak i rekordzista – 47 wypadów. Największa presja jest w kwietniu oraz sierpniu, a najmniejsza w lipcu.

Przejdźmy do samej statystyki. Wygląda ona następująco.

Rzeką najbardziej obleganą była Rudawa z jej dopływem Krzeszówką. Wśród moich Korespondentów woda ta zaliczyła aż 504 dniówki. Zgłoszono 804 złowione, miarowe pstrągi. Przytłaczająca ich większość została wg wędkarzy wypuszczona. Tu dygresja – te blisko 100 osób, które nadesłały swoje statystyki, odpowiada mniej więcej szacowanej przeze mnie na 8% liczbie spinningistów spod znaku C&R w naszym okręgu.  Dwa największe potokowce miały po 40cm. Niestety, średnia wielkość ryb to zaledwie 32cm… Wędkarze zwracali uwagę jeszcze na to, że zdecydowaną większość ryb miarowych złowili do końca maja. Można założyć, iż później pozostały tylko te, które nie oberwały w łeb.  Choć ja miałem częste kontakty z miarowymi aż do zatrucia Krzeszówki w końcu lipca.

Na miejscu drugim, co do częstotliwości wędkowania znalazł się Prądnik/Białucha – 251 dniówek. Miarowych pstrągów zgłoszono mi z tej rzeki jednak dużo mniej, gdyż zaledwie 96sztuk. Największy miał podobnie jak te z Rudawy – 40cm. Średnia wielkość miarowych ryb była już najmniejsza ze wszystkich rzek, bo zaledwie 30,5cm. Podkreślano, iż prawie wszystkie ryby 30+ pochodzą z rejonu samego miasta lub obrzeży Krakowa.

Dłubnia zajęła miejsce trzecie. Ta prawie setka osób łowiła w niej 249 razy. Ryb miarowych wyjęto wyraźnie więcej niż z Białuchy, bo 201 sztuk. Największy zgłoszony pstrąg miał 37cm, a średnia wielkość wyniosła 32cm.

Te pierwsze miejsca Rudawy, Prądnika i Dłubni nie zaskakują mnie, gdyż częstemu ich odwiedzaniu sprzyja  bezpośrednia bliskość Krakowa, a co za tym idzie  – szybki i łatwy dojazd.

Niewiele przegrała z Dłubnią Szreniawa i jestem pewien, że to skutek jednak większej odległości. Łowiono w niej 234 razy. Niestety wyniki jak na tę wręcz – nie boję się użyć tego słowa – legendarną wodę – makabrycznie słabe. Ryb 30+ złowiono 244. Znów największy miał tylko 40cm. Jedynie średnia wielkość ryb wyraźnie wygrywała z tymi, z pozostałych rzek. Było to 34cm. Ale na Szreniawie? Podpytywałem co niektórych i chyba uczciwie ludzie odpowiadali, że styczności z rybami dużymi nie mieli. Jeden tylko spinningista, ale to przy zupełnie innej okazji przyznał, że miał pewny kontakt z pstrągiem około 45cm. Jeśli ktoś zna nie aż tak odległe realia tej rzeki, to może kręcić z niedowierzaniem głową. Jeszcze w 2008r w śród moich znajomych [jak powiedziałem – zaledwie kilkanaście osób] – na początku sezonu żaden nie wracał choćby bez kontaktu z czterdziestką, a do końca marca prawie każdy z nich miał 50-kę lub przynajmniej kontakt z takim okazem! Nie łowię tam, ale stan Szreniawy wydaje się być tragiczny.

Nomen omen [dane sprzed dwóch tygodni]: tablice z oznakowaniami nie istniejącego odcinka no kill nadal nad Szreniawą są, za to nie było ich nad [niby] istniejącym, nad Białuchą…

W porównaniu z tymi czterema, powyższymi rzekami, pozostałe mają zdecydowanie mniejsze wzięcie, co nie oznacza, że dzięki mniejszej presji pływa tam cokolwiek więcej. Odwrotnie: presja na pozostałe wody jest mniejsza, bo w części przypadków traci się tam czas.

Sanka otwiera tę część łowisk. Ci, którzy przysłali mi swoje zestawienia, poświęcili jej 59 dniówek. Złowiono zaledwie 17 miarowych pstrągów. Największy miał 35cm, a średnia wielkość to 31cm. Śmieszne jest to, iż wszystkie bez wyjątku miarczaki dały się złowić na odcinku…nizinnym. Odcinek „górski” tej malutkiej rzeczki to kontakty, najczęściej wizualne z bardzo małymi pstrążkami. W tym świetle szczególnie absurdalnie wypada przepis z tymi wszystkimi przynętami roślinnymi itd…

Tuż za Sanką uplasowała się Wilga – 56 dniówek. Tu złowiono ciut więcej miarowych ryb, bo 29. Największa oficjalnie złowiona ryba miała 39cm. Piszę „oficjalnie” ponieważ dostałem także zdawkowy e-mail, bez statystyki o pstrągu 46cm. Nie wiem, na ile mogę uznać to za wiarygodne, choć dlaczego nie? Byłby to zatem chyba jeden z bardzo, bardzo nielicznych większych pstrągów złowionych w naszym okręgu poza Rabą. Typowa była już średnia wielkość łowionych w Wildze ryb – 32cm.

Powoli wchodzimy w strefę pstrągowej czarnej dziury.

Harbutówka zaliczyła tylko 41 dniówek [w większości muszkarzy]. Niestety nikt nie zgłosił z tej wody miarowego pstrąga, choć z relacji wynika iż ilość ryb małych jest dostateczna ze sporym plusem.

Głogoczówka to 26 zgłoszonych wypadów. Przyniosły one zaledwie dwie miarowe ryby, więc średniej wielkości nie było sensu liczyć. Ten „większy” pstrąg miał zawrotne 34cm.

Jeszcze mniejszym [co mnie nie dziwi] zainteresowaniem cieszyła się Stradomka. Ta nie mała i relatywnie długa rzeka doczekała się 22 wypadów, które podobnie jak na Głogoczówce przyniosły dwie miarowe ryby [33cm ten większy]. Ilość pstrągów w tej rzece jest śladowa i tylko po dużej wodzie w ujściach potoczków wpadających do Stradomki można liczyć na jakiś kontakt.

Cedron. Tych trzech śmiałków którzy odważyli się zapuścić w tę pstrągową pustynię aż 13 razy, złowiło…12  pstrągów. Niemiarowych, w większości nie przekraczających 20cm. Łowili na wszystkich fragmentach, ale nie niżej niż jaz w Woli Radziszewskiej. Biorąc pod uwagę nie małą przecież ilość wody, jaką ten ciek niesie, ilość ryb w kropki jest tam skandalicznie niska.

Poniższe rzeczki, osoby, które napisały do mnie, odwiedziły, jak stwierdziły – na podstawie moich tekstów. To było zaledwie kilku wędkarzy, którzy zapuścili się tu z ciekawości.

Najmniejszy z około krakowskich ciurków pstrągowych – Brodło – odwiedzono 6 razy [w tym dwa moje wyjazdy]. Złowiono tylko dwa miarowe pstrągi do 32cm. To mnie akurat nie dziwi. Jest to strumyk.

Regulka doczekała się 5 dniówek. Nie złowiono ryb miarowych i w ogóle bardzo skromną ilość maluchów.

Tabelę zamyka Rudno. Tylko dwie dniówki, zero ryb miarowych, ale co mnie jednak zaskoczyło – także zero nawet małych rybek.

Szanowni Czytelnicy – wnioski płynące bezpośrednio z tej statystyki wyciągniecie sami. Ja pokusiłem się o wyznaczenie czegoś, co nazwałem „współczynnikiem sensu”. Dla części wód w ogóle nie ma po co go wyliczać, chyba aby się pośmiać/popłakać – jak kto woli. Dla czterech najczęściej odwiedzanych rzek wygląda on następująco: Rudaw – 1,59; Szreniawa – 1,04; Dłubnia – 0,80 i Białucha – 0,38. Innymi słowy oznacza to, że jadąc nad Rudawę można liczyć statystycznie na złowienie nie co ponad półtora pstrąga, albo licząc inaczej:  trzy miarowe ryby na dwa wypady… W zasadzie powinienem napisać nie, że można, a że było można, bo aktualne wieści nie pozostawiają złudzeń. O tym niżej.

Ja chciałby zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. Otóż średnia wielkość łowionych ryb na żadnej rzece nie osiągnęła tych śmiesznych 35cm, a więc wymiaru ochronnego dla tego gatunku, obowiązującego w tych bardziej światłych okręgach. U nas nadal panuje pstrągowy ciemnogród.

Przeliczyłem jeszcze powyższe dane na proporcje, jakby to było tysiąc spinningistów i muszkarzy – liczba, jak na początku zaznaczyłem z dużym prawdopodobieństwem regularnie penetrująca rzeczki pstrągowe w Okręgu Krakowskim. Czyli mamy 14700 dniówek i 240 dni sezonu. Okazuje się iż w statystyczny dzień sezonu pstrągowego na naszych rzeczkach łowi nieco ponad 61 wędkarzy. Myślę, że to bardzo realny wynik. Oczywiście w weekendy ta liczba realnie będzie z pewnością wyższa. Teraz biorąc pod uwagę, że realnie ma jako taki sens pobyt z wędką tylko nad pięcioma z rzek pstrągowych [Rudawa, Szreniawa, Dłubnia, Prądnik i Wilga], to nad każdą z tych rzek, statystycznie  codziennie jest 12 ludzi. I tak dzień w dzień. Teraz jeśli  moi Czytelnicy zgłosili łącznie 1397 pstrągów [ze wszystkich rzek], to ta ilość razy dziesięć daje liczbę blisko 14 tys. Moi Czytelnicy w większości ryby wypuścili. Pozostali nie. Oznacza to iż rocznie zatłuczono jakieś 12 tys. ledwo odrośniętych ryb.  Teraz ile może być tych 30+ w ogóle?

Taki jest obraz i koloryt około krakowskiego pstrągowania. Nie ma co liczyć na zmiany, gdyż dla działaczy PZW terminy „no kill” i „C&R” są jak trędowate. Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta. Każdy [o ile jest dopilnowany] odcinek gdzie ryby należy wypuścić, jest potencjalnym zagrożeniem dla polityki jaką się uprawia [zarybienia]. To dlatego wszelkie postulaty wprowadzenia takich przepisów są ignorowane, a w najlepszym wypadku wprowadza się na takich wodach …okresowy zakaz wędkowania. Znów zapytam – dlaczego? Bo działacze dobrze wiedzą, iż  standardowy, polski pstrągarz da rady każdej ilości ryb nawet w krótkim okresie. I co? I znów trzeba zarybiać… Przy obecnej polityce nie ma szans na doczekanie się choćby regularnych kontaktów z rybami 40+ w naszym okręgu. Pozostaje dłubanie maluszków, co mnie się znudziło i oglądanie „dziadów”, którzy pałują kolejnego trzydziestaka.

Jak można podsumować pierwszy miesiąc tego sezonu? Pogoda była bardzo łaskawa. Tymczasem wyniki ludzie mają tragicznie słabe. Proszę do mnie nie pisać z pytaniami, czy też tak mam. W sumie to pewnie też bym tak miał, ale po pierwszym wypadzie i kolejnych relacjach jakie do mnie napływają, na pstrągach byłem dwa razy.

Nie wierzę iż wszechobecna pustynia jest wynikiem wyłącznie specyfiki pogodowej. Jest zatrważająco słabo. Broni się tylko ilościowo Białucha i na nielicznych, bardzo krótkich odcinkach – Szreniawa. Na najbliższej mi Rudawie jest masakrycznie źle. Tylko jeden gość albo miał fart, albo to była podpucha, bo twierdził, że złowił dwie ryby na otwarciu sezonu: 41 i 39cm [jeśli dobrze pamiętam]. Fotki większego jednak nie podesłał, a prosiłem. Wszystkie pozostałe osoby, a będzie to dobrze ponad 40 ludzi – ma wyniki w stylu: „sześć godzin – trzy brania maluchów”; „pięć godzin  – cztery kontakty na trzy osoby”. Kumpel przeszedł najwyższy dopuszczony do łowienia odcinek Krzeszówki. Pogodę i wodę miał optymalne. Zaliczył dwa mizerne brania. Nie widział nawet małych ryb. Smutno. Dwa tygodnie temu zajrzałem nad maleńkie Brodło. Opadła mi szczęka. Bywało, że ryby tam nie brały o tej porze, bo dominują maluszki. Ale ja nie widziałem tam nawet jednego ogonka. Nie wiem, co jest grane. A ilość ryb, porównywalna była do Białuchy proporcjonalnie do małej ilości wody jaka tam płynie. Drugi kolega tak się wkurzył, że od trzech weekendów odwiedza tylko bielskie wody. Szału tam nie ma jeśli chodzi o wielkość pstrągów, ale zawsze ma kilka kontaktów z rybami miarowymi. Ale w tamtym okręgu powstało i jest zapisane na przyszły rok, tyle odcinków no kill, ile u nas w ogóle nie było chyba nigdy podawane we wnioskach, na ogół zresztą ignorowanych…

9 odpowiedzi

  1. Nic dodać nic ująć. Jest coraz gorzej i co ciekawe dna wciąż nie widać. Mam wrażenie że u wielu wędkarzy obecna dramatyczna sytuacja nie tylko nie spowodowała żadnej refleksji ale wręcz zaostrzyła apetyt na ostatnie ledwie miarowe niedobitki, bo trza zdążyć nim kto inny je po głowie pogłaszcze. Znam spinningistę „starej daty”, który dostosował się do obecnej sytuacji obniżając (sic) prywatny wymiar ochronny…
    Nie brałem udziału w ankiecie bo ostatni sezon miałem marniutki (akurat w moim przypadku głównie z przyczyn poza wędkarskich), ale doskonale widać po piramidzie populacyjnej że za obecną sytuację odpowiadają w dużym stopniu sami wędkarze. Wędkarze, nie wydry czy kłusownicy. Selekcja trzonkiem noża. Łowię dość regularnie na jednej z flagowych rzek krakowskich i wnioski z ostatnich lat są jednoznaczne. Sporo maluchów do ok 25 cm (zarybienia i tarło naturalne), rzadziej ale w miarę regularnie trafiają się ryby około wymiarowe (28-32 cm) i dosłownie pojedyncze sztuki z przedziału 33-35 cm. Na przestrzeni ostatnich 4 lat złowiłem 3 pstrągi ok 40 cm i jednego powyżej 50 cm. Niby dobrze ale: nie ma ani jednego potoka z przedziału 36-39 cm, jest tęczak 39, pewnikiem zmyty z falą powodziową z jednego z okolicznych stawów, potok 40 złowiony w niedużej odległości od jazu (tam się pewnie uchował), kolejny 43 złowiony poniżej odcinka wyłączonego z wędkowania (skąd najpewniej spłynął) i 51 trafiony na nizinnym fragmencie, rzadko odwiedzanym przez wędkarzy.
    Dobry znajomy i doświadczony spinningista, który zna rzekę lepiej ode mnie (mieszka nad nią) w tym samym okresie trafił jednego grubszego pstrąga (45cm) pozostałe nie przekroczyły 35 cm. Reszta znajomków nie może się pochwalić choćby jednym czterdziestakiem. I nie są to początkujący.
    Na pewno jedną z przyczyn jest totalna bryndza z pozostałymi drapieżnikami więc nad rzekami pstrągowymi spotyka się ludków szukających alternatywy dla nielicznych szczupaków czy sandaczy, bo pstrągów choć coraz mniejszych jeszcze trochę zostało.

    1. Dzięki za było nie było kolejne podsumowanie. Widzę że jest Pan wytrawnym w porównaniu ze mną pstrągarzem. Zapytam, jeśli to nie tajemnica – czy był choć jeszcze jeden kontakt z rybą 50+? Ja ostatni raz kontakt z takim pstrągiem miałem na naszych wodach w…liceum. Choć fakt – łowię głównie na górnej Rudawie.

      1. Wytrawnym? Znam lepszych od siebie, z gorszymi wynikami. Nie mam złudzeń że miałem sporo szczęścia.
        Przykładowo tego 51 cm złowiłem w najcieplejszy dzień lipca (fakt że wieczorem), na zerówkę, 10 minut po tym jak przepłynęła wydra. Byłem zniechęcony i właściwie już kończyłem wędkowanie bo w taki upał nawet okonie słabo żerowały.
        PS. Kilka lat temu miałem wyjście (ale bez pobicia) potoka, którego oceniłem powyżej 50 ale to zawsze jest niepewne, ryba w wodzie przeważnie wydaje się większa niż na brzegu, możliwe że to była „tylko” gruba czterdziestka?

  2. Śmiem twierdzić, Adamie, że podana statystyka jest nie końca prawdziwa.
    Po pierwsze presja – w zeszlym sezonie byłem nad wodą sporo, policzyłem 84 dniówki za pstrągami. O ile zgodzę się co do Rudawy , to już Szreniawy niekoniecznie. Nawet w środku tygodnia spotykalem tam wędkarzy, a łowiłem czesto na mało popularnych odcinkach. Z kolei Dłubnia z mojego punktu widzenia była mało oblegana – choć znowu, łowiłem raczej daleko od Krakowa.
    Przeciętną wielkość ryb też postrzegam nieco inaczej, bo w przypadku Rudawy dużo slabiej, ale zapewne w Twojej statystyce jest odcinek nokill i poniżej, a tam nie łowiłem. Z kolei nie tylko moje obserwacje i wyniki z Dłubni i Szreniawy są ciut lepsze niż podajesz.
    Natomiast kolejna sprawa to tragicznie niski stan wody w zeszłym roku, co przelożylo się na gorsze wyniki. Inna rzecz, że moim zdaniem nikt nie przyzna się do ryby 50+ podając nazwę rzeki. A jesli już coś takiego zaistnieje to i tak powstaje pytanie czy to nie podpucha, albo w ogóle kawał. Tak jak te dwa „czterdziestaki” z Rudawy z początku tego roku, którymi łowca chwalił się w sklepach.

    Rudawę poza zatruciem coś „załatwiło” zimą, a jakość wody jest zła co widze jako akwarysta.
    Druga sprawa to w ogóle bardzo słabe wyniki na wszystkich rzekach na początku tego sezonu – choć osobiście pierwsze tygodnie lutego miałem niezłe w skali tego co slyszę. Od dwóch tygodni zeruję kompletnie i to na kilku rzekach.

    1. No właśnie o to chodzi, że patrzysz ze swojego punktu widzenia. Moja spostrzeżenia generalnie też różnią się od zamieszczonego tu podsumowania, ale o to chodziło, by zgromadzić możliwie najwięcej opinii, bo one jednak obiektywizują całość.
      Co do Rudawy – też to widzę. Coś jest nie tak z wodą.

    2. „Inna rzecz, że moim zdaniem nikt nie przyzna się do ryby 50+ podając nazwę rzeki.”

      Bo ja wiem? Z reguły jak spotykam jakiegoś wędkarza nad rzeką to zmieniam z nim kilka słów. Ci starsi stażem to nie raz mi nawet dokładnie mówili na jakiej miejscówce im jaki kaban wychodził do blachy. Więc na brak otwartości nie narzekam. No chyba, że to działanie dywersyjne i panowie sprzedają mi „pustynie” jako mega miejscówki, a sami targają zupełnie gdzie indziej 😉 Chociaż nie wydaje mi się, bo rzekę o której mówię sam przeszedłem wzdłuż i wszerz już nie raz i mniej więcej orientuję się gdzie co siedzi i raczej zgadza się to z obserwacjami innych.

      Poza tym umówmy się, Krakowskie rzeki pstrągowe to nie są no-name’y. Zna je każdy i to nie od dziś. I prawdopodobnie wielu z nas nie raz przeszło je praktycznie od źródeł do ujścia. Co by mi np. dało, gdyby ktoś nagle powiedział, że wyholował 50-tke z Rudawy? Przecież nie rzuciłbym wszystkim i nie zaczął przeczesywać tej rzeki. Stwierdziłbym co najwyżej „OK, może też mi się kiedyś trafi” i tyle.

      1. – Ci starej daty najczęściej biorą ryby, i „sprzedana” miejscówka może byc dobra potencjalnie, ale już bez starego mieszkańca. Owszem, zapewne jak dobra to szybko zostanie zajeta przez innego dużego pstrąga. Ale niekoniecznie równie duzego.

        – Nie w tym rzecz że ktoś znajdzie tego konkretnego kabana, co w fakcie, że taka informacja może spowodować najazd mało świadomych realiów milośników mięsa. Kłusole też znają internet.
        Autobusy ze Śląska nad Rudawą chyba wszyscy kojarzą. Osobiście znam w naszym okregu rzekę na której mam wyniki o kilka klas lepsze niż powszechna opinia, i jestem pewnien że to tylko dlatego iż prawie nikt tam nie łowi bo „bryndza, lipa, maluchy”. Im wieksze ryby tam trafiam, tym mniej osób o tym informuję. Lokalne żuliki też opowiadają że już nie ma ryb, ” pół nocy z rosówą i dwa takie ledwo 25, zagrycha była ale dużo ości, szkoda czasu, kiedyś bylo inaczej „.

  3. A lipę mamy, bo związek zarybiać nie umie…Na stronie wedkuje.pl, w zakładce koła pzw skawina miasto są zdjęcia z zarybiania pstrągami. I co ? I to, że w jednym miejscu wpuszcza się po kilkadziesiąt ryb naraz. Gdyby zarybienie odbyło się w sobotę, to jestem pewien, że wielu wędkarzy (a ja na pewno) pomogłoby rozwozić ryby, tak, by powpuszczać je na całej rzece, a nie tylko w kilku miejscach, gdzie są bardzo łatwym łupem dla drapieżników (tych dwunożnych też). A że zarybienie ma miejsce w środku tygodnia, w godzinach dopołudniowych, to na zdjęciach widać jak „wiele” jest osób zarybiających. To oczywiście tylko jedna z bolączek, ale myślę, że dosyć istotna. Bo jak już słusznie zauważono w jednym z komentarzy na tej stronie, przy takiej ilości wpuszczanych ryb, w naszych rzekach powinno być pstrągowe eldorado.

    1. Pisałem już o tym wiele razy. Nie mam pojęcia dlaczego zarybienia są tylko w środku tygodnia. Jedyne, co do głowy mi przychodzi, to, by za wielu nie chciało tych ryb liczyć. A tak, to wiaderko powyżej mostu, drugie poniżej i się nazywa że było. A najbardziej mnie „rozwala” jak ogłoszenia o zarybianiu pojawiają się na dwa dni przed. Przecież nie jest tak łatwo wziąć dziś wolne prawie z dnia na dzień, nie mówiąc o tym, że traci się przecież kasę nie pracując…Ale kręcą bat na samych siebie. Zobaczycie, jaki będzie dym pod koniec kadencji tego zarządu i jakie jaja się podzieją jak wygasną operaty i będą nowe przetargi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *