Szukaj
Close this search box.

I tura Ligi Sinningowo-Muchowej 2024. Rzeczki pstrągowe

Za nami pierwszy etap rywalizacji w naszej Lidze Spinningowo-Muchowej. Mógłbym ją zatytułować „w poszukiwaniu świętego Graala”. Sami się nie raz śmiejemy, że teraz bardziej przeżywamy nie wyniki, gdyż na ogół są one bardzo kiepskie i w sumie lepsze w obecnych realiach być nie mogą, co przeżywamy ilość startujących, która robi atmosferę poważnych zawodów. Wszakże jest 28 uczestników, kilku mocno utytułowanych w  oficjalnych zawodach, reprezentujących niejako cztery okręgi, bo poza naszym, są wędkarze z Tarnowa, Lublina i Wrocławia. W tym roku to jest nawet międzynarodowo 😊

Hmmm, nastroje po tej turze u większości minorowe, nie mniej nie mam aż tak twardych argumentów, by pisać, iż proponowanie tzw. rzeczek pstrągowych okręgu Kraków jako pole rywalizacji wędkarskiej w marcu jest masochizmem, choć tak nadal uważam. Na 22 obecnych na  turze,  padło siedem punktowanych ryb, czyli wyraźnie lepiej, niż rok temu, gdy na 21 osób, które stawiły się nad wodą, padły…dwie. Prawda jest jednak taka, że kuriozalne okoliczności złowienia tych siedmiu punktowanych ryb dowodnie pokazują, że mamy po pierwsze:

– totalną zapaść w na tym obszarze

– nadal nic z rzeczy, które można zrobić w naprawdę symbolicznych kosztach [bo zrobilibyśmy je, gdyby była decyzja z wkładem własnym] nie robi się – ja wciąć się zastanawiam, czy po prostu nie ma woli z nami rozmawiać, czy osoby decyzyjne są tak pozbawione inwencji [mam na myśli zarząd okręgu]

Wszak nie przeceniałbym wprowadzonego dopiero w tym roku zakazu zabierania pstrągów. Kuriozalności złowienia tych siedmiu ryb na punkty nie podam z jednego powodu: jednoznacznie nakierowałoby to mięsnych świrów, także tych ze Wschodu, na wytłuczenie tych ryb. No i koledzy wymogli na mnie, do czego się zastosuję, bym w dość zawoalowany sposób tę turę zrelacjonował.

Więc do rzeczy. Dopuszczone jako łowiska pierwszej tury Ligi Spinningowo-Muchowej 2024 było 12 rzeczek sprzedanych nam w tym sezonie jako łowiska pstrągowe, mimo iż jest to kpina w biały dzień. Mamy więc rzeczki oznaczone od „A” do „L”. Z oczywistych względów niektóre w ogóle nie były brane przez startujących pod uwagę.

Sam wybór tych wód w wydaniu jakie mamy, uważam za strzelanie sobie w nogę i niepotrzebne frustracje. Wszystko sprowadzało się dosłownie do namierzania pojedynczych ryb, a potem modlenia się, by na turze nikt nie wparował nam choćby przez przypadek na miejscówkę, by ta ryba tam była, by chciała zaatakować  i w końcu by udało się ją wyjąć. Granie w totka…

Oczywiście już nawet nie ze względu na treningi, czy inne rozpoznawania tematu, ale z przyzwyczajenia – wszak kalendarzowo sezon się zaczął – jeździła 30-ka chłopa nad te nieszczęsne rzeczki.

Z jednej strony kupa śmiechu przy tym była, ale nie ma co taić – poziom wkurzenia jest duży.

O ile mi wiadomo  rzeczki „L”, nikt nie wziął pod uwagę ani na czas tury, ani nie robił tam rozpoznania. Chyba była mało rokująca nawet z tym dnem jakie jest na pozostałych ciekach. Poświęcenie przez nas wszystkich łącznie lekko ponad 200 godzin od 1 lutego dało:

– jedną ledwo punktowaną rybę na rzeczce „C”

– cztery punktowane ryby na rzeczce „H”

– dwie punktowane ryby na rzeczce „I”

Ponad to – śmiać się ile wlezie, ale takie mamy realia – były odnotowane prawdopodobne kontakty z rybami na punkty:

– w rzeczce „I” – trzy

– w rzeczce „H” – jeden

– w rzeczce „G” – dwa

W pozostałych rzeczkach łowiono coraz mniej liczne, im bliżej połowy marca, niewielkie rybki. W rzeczkach: „ D, E i F” nie złowiono nawet jednego pstrąga, a tylko w jednej z nich dwie osoby miały branie i kontakt wzrokowy [na pewno pstrągi]. Wiec są co najmniej dwa w tym cieku 😊

Osobiście z czystej ciekawości zjeździłem prawie wszystkie. Z nudów, gdyż, co napiszę – na najbliższej mi Rudawie/Krzeszówce było wielkie nic. Moja ocena jest taka: niezależnie od wczesnej pory roku, przytłaczająca większość tych wód jest nie tylko pstrągową trupiarnią. Bardzo często  – wszystko na to wskazuje – nie pływa w nich nic, co może się porwać na wędkarski wabik, jaki on by nie był. Można domniemywać, iż nie ma w nich żadnych ryb. Mnie udało się od pierwszego wypadu, który miał miejsce  3 lutego do naszych zawodów [czyli na 12 wyjazdach] złowić JEDNĄ rybę na punkty na rzeczce „B” i mieć łącznie tam…dwa kontakty z pstrągami, a przeszedłem w ponad 6h, około 4km…

(fot. A.K.)

Finalnie podczas tury 16 marca pod uwagę uczestnicy wzięli rzeczki: A, B, G, H oraz I. Dwie inne, które na bank kilka osób brała pod uwagę niosły jeszcze bardzo brudną wodę.

(fot. R.M.)

Ciekawej obserwacji dokonał Zygmunt. Mianowicie śledził temperaturę wody na dwóch z tych rzeczek i porównywał z Rabą. Co się okazało? W dniu tury woda w Rabie miała tylko sześć stopni, w rzeczce ‘I” o stopień więcej, ale w rzeczce „H”, aż stopni dziesięć! Różnica spora i powiem szczerze, że jakoś w ogóle takiego czynnika nie wziąłem pod uwagę, mając świadomość na jak małym obszarze te wody się toczą. A jednak – mogło mieć to znaczenie. Zestawienie obserwacji z tury pokazało, iż wprawdzie na tej cieplejszej rzeczce aż takie cuda się nie działy, to jednak niezależnie na co, kto w niej łowił i jakiej wielkości pstrążki zainteresowały się wabikiem, miał bardzo zdecydowane brania. Na pozostałych – nieśmiałe dzióbnięcia, często nie do zacięcia [pomijam śmiałków, którzy jednak wybrali ciek w którym w ogóle branie było sukcesem]. Oczywiście, zarówno na wcześniejszych wypadach, jak i na samej turze, trafiały się klenie, czasem nawet lekko wystające z ręki, nie mniej ich nie punktowaliśmy, a na chwilę dawały ułudę sukcesu…

(fot. A.K.)
(fot. A.K.)
(fot. T.M.)

O sobie powiem tylko, że zniechęcony stanem przytłaczającej większości rzeczek, co osobiście sam sobie uwodniłem, zjeżdżając okręg na przestrzeni miesiąca w szerz i w wzdłuż, trochę z lenistwa wybrałem rzeczkę ‘”I”. Niestety w dniu tury niosła jeszcze dość podniesioną wodę. Na samą aurę jednak nie mogliśmy narzekać: zgadzało się absolutnie wszystko. Naprawdę, jak na marzec pogoda była i miła dla człowieka i wykwintna do łowienia pstrągów. Tu nie ma na co zwalać.

Zaliczyłem w te pięć godzin 15 pewnych kontaktów. Z ryb, które widziałem nic nawet nie zbliżyło się do 25cm, a co dopiero do 30-ki. Miałem wprawdzie trzy sytuacje, które trochę rozpaliły wyobraźnię:

– nerwowe skubnięcie, bardzo lekkie po którym z 5cm tanty zostało 1,5cm [ale używałem z braku jasnych gumek, przynęt firmy FishUp!, a na polu miękkości to chyba przesadzili, bo równie dobrze możnaby zakładać żelki z kisielu – fajnie jak wabik jest miękki, ale wszystko ma granice]; ponawiając rzut zaciąłem pstrążka z 23cm, więc cholera wie

– druga sytuacja pozostawiła więcej pytań – coś niezwykle delikatnie trąciło wabik po dość długim rzucie, po czym wyjąłem samą główkę bez gumy

– no i trzecie zdarzenie – tu się trochę „zgrzałem” – z pośpiechu, bo to było pod koniec tury, po urwaniu, zawiązałem chyba mało starannie cieniutki sznurek i w dość obiecującym miejscu coś aksamitnie strzeliło w wabik, wzdręgowa witka nawet się jeszcze nie zgięła, a ryba poszła z przynętą, główką i agrafką – mógł być równie dobrze taki pod 30cm, a i mógł być punktowany; no i jeszcze zostaje szczupak, które czasem mi się tu trafiały

Tylko dwie osoby, podobnie jak ja zerujące,  przyznały się do holu bez wątpienia ryb punktowanych, które jednak spadły. Tommy na rzeczce „G” i Maciek Drugi, łowiący jak ja na rzeczce „I”. Byli oczywiście pechowcy w inny sposób – łowiący ryby tuż, tuż pod punkty. Sam już nie wiem, co gorsze: holować coś na punkty i stracić, w ogóle nie mieć kontaktu z czymś ciut większym, czy złowić pstrąga, któremu brakuje kilku mm. Takiego pecha mieli Michał i Bartek.

(fot. B.K.)
(fot. M.M.)

Inni mieli więcej szczęścia/lepiej łowili.  Znakomicie wypadli debiutanci w naszej rywalizacji [Paweł, Piotrek Drugi i Tomek Drugi], choć to bardzo obeznani z rzemiosłem wędkarze.

(fot. A.K.)

Wyniki tury:

I miejsce – 1pkt – Jacek  [pstrąg 37cm – 108 małych punktów]

II miejsce – 2 pkt – Paweł  [pstrągi 30 i 32cm –  84 małe punkty]

III miejsce ex aequo – po 3,5 pkt –Marcin i Tomek Drugi – [po pstrągu 32cm – po 53 małe punkty]

V miejsce – 5 pkt – Zygmunt [pstrąg 31cm – 42 małe punkty]

VI miejsce – 6 pkt – Piotrek Drugi – [pstrąg 30cm – 31 małych punktów]

Pozostali – po 17,5 pkt

Tradycyjnie oddaję głos uczestnikom tury, którzy zechcieli się wypowiedzieć po zawodach.

Piotrek Drugi: Byłem nad rzeczką „H” w niższym biegu jej odcinka „górskiego”. Pstrążek skusił się na 5cm woblerek Krakusek,  biało czerwony.

(fot. P.Z.)

Tomek Drugi: W lidze spinningowo-muchowej debiutuję i jest to kompletnie inne doświadczenie niż moje dotychczasowe starty w zawodach spławikowych. Inne, ale są i rzeczy wspólne. M.in. jak to mawia mój kolega – „przygotowanie wody”. Na krakowskim bezrybiu trochę losowo, trochę drogą Google.maps wytypowałem rzeczki „G” i  „H” na rozpoznanie pod kątem szans na ryby i w ogóle obycia ze sposobami łowienia. Jedną znich mam bliżej i byłem tam trzykrotnie pod koniec lutego. Zacząłem od „grubszych” rejonów w niższym biegu, które okazały się strasznym niewypałem;  za sugestią kolegów z Ligi pojechałem wyżej. Tam w jeden dzień zaliczyłem kilkanaście brań i kilka pstrążków w ręce. Żaden nie miał 30cm. 16 marca – w dniu moich urodzin, rywalizację postanowiłem rozpocząć w rejonie, gdzie miałem jakiekolwiek ryby z nadzieją, że któraś z nich przekroczy magiczny wymiar i da punkty. Na podstawie rozmów z innymi uczestnikami wydawało się, że nad tą rzeczką może być tłoczno, dlatego wytypowałem sobie jeszcze awaryjnie dwa kolejne odcinki – gdyby mój rejon ktoś podeptał. O dziwo byłem sam. Tak zostało do końca tury.  Szedłem w dół rzeki obławiając dosyć dokładnie interesujące miejsca. Ryby były przede wszystkim w rynnach i na głębszych odcinkach z równym ale raczej wolnym nurtem. Kilka kontaktów zaliczyłem pod burtą na zewnętrznych stronach zakrętów. Pstrągów kompletnie nie było w książkowych dziurach, bełtach, czy wstecznych prądach. Wszystkie ryby złowiłem na woblery. Pływające 3-4 cm i smukłą piątkę. Malowane na pstrążki i strzebelki. Moim zdaniem przynęta nie była bardzo istotna. Ważniejsze było żeby dała się spławić w dół rzeki i stabilnie prowadzić dosyć głęboko, możliwie nie psując łowiska łapaniem zaczepów. Próbowałem twichować ale bez efektów. Nie upierałem się bardzo na jakichś mocniej rokujących miejscówkach. Max 10 rzutów, a zwykle mniej. Jak ryba była to brała najczęściej w pierwszych przepuszczeniach. To w ogóle jedyny sensowny wniosek jaki mam. Znaleźć rejon gdzie ryb jest trochę więcej i go przeczesać. Nie ma cudownych przynęt. Dobitnym dowodem na to jest fakt, że im bliżej wsi i domów tym miałem mniej kontaktów… Złowiłem łącznie 8 pstrążków. Dwa przedszkolaki wyjąłem zaraz po rozpoczęciu tury.  Trzecia ryba dała punkty. Przedarłem się przez krzaki. Pod nogami skarpa. Wpuściłem wobler i przeszło mi przez głowę „jak ja go, w razie czego podbiorę”. Zwężenie rzeczki, plątanina gałęzi nad głową i burta 1,5 metra… Łup – przywalił. Młynek w wodzie, ryba pod skarpą, a ja na górze z podbierakiem przypominającym patelnie…Zjechałem na tyłku i jakoś go dosięgnąłem. Potem było kilka kolejnych maluchów, ale wszystko akwariowe. Udało się zapunktować na debiucie. Fart nowicjusza.

(fot. T.B.)

Maciek: Przed turą zrobiłem jeden 2-godzinny trening bez brania  i  widząc komentarze na naszym forum o stanie do jakiego użytkownik doprowadził rzeczki „pstrągowe” wokół Krakowa, dałem sobie spokój z dalszymi treningami. Na turze łowiłem na rzeczce „I”. Złowiłem sporo ryb ale największa miała z 25 cm,  a większość dużo mniejsza.  Wizualnie najlepsze miejsca w rzeczce zajęta przez pstrągi wielkości wyrośniętej uklei. To chyba jest ten pierwotny genotyp pstrąga z dorzecza Rudawy, efekt lokalnych koncepcji hodowlanych. 

Paweł: Na ligową inaugurację wybrałem fragment jednej z naszych rzeczek wytypowany razem z Tomkiem. Na pierwszy ogień poszły miejscówki, w których pokazywały się ryby w czasie naszego wspólnego lutowego wypadu.  Pierwszy zgłoszony kropek „siadł” po ok 20 minutach. W ciągu następnej godziny zaliczyłem spad fajnej ryby i drugiego punktowanego pstrąga. Przez resztę tury nie było już tak kolorowo, choć jeszcze dwie ryby były mierzone.

(fot. P.N.)
(fot. P.N.)

Wszystkie pstrągi złowiłem na kopytka Minimaster 2 w jasnych kolorach (cream/pearl). Mniejsze wabiki były ignorowane, ale to może za sprawą podwyższonej, trąconej, wody. Pierwsze punkty cieszą, bo niewiele brakowało, a nie pojechałbym nigdzie. Fart debiutanta.

Bartek: Relacji nie będzie z mojej strony, bo nie mam żadnej pasji z łowienia w rzeczkach pstrągowych w marcu. Złowione 2 pstrągi – jeden krótki, drugi 29cm.

Marcin: Tym razem mimo mocno sceptycznego nastawienia tura na rzeczkach „pstrągowych” okazała się dość szczęśliwa.  Swoje rozpoznanie przed turą przeprowadziłem na rzeczce „H” oraz „C”. Na jednej dwa wyjazdy dały łącznie 5 brań i jedną punktowaną rybę. Na drugiej na każdym wyjeździe ok. 20 brań. Na jednym z nich również trafił się miarowy pstrąg. Miałem też krótki epizod na rzeczce „I”, ale byłem tam zaledwie pół godziny, więc nie uznaję tej wizyty w pełni miarodajnej.  Wybrałem znany mi odcinek w wysokim biegu rzeczki.  W ciągu 5 godzin tury doliczyłem się ok. 20 brań, trzy z nich były mocniejsze od pozostałych i zwiastowały większą rybę. Jedno z nich zakończyło się udanym holem 32-centymetrowego pstrąga. Ryba stała  w głębokim dołku za zatopionymi pniami drzew, znajdującymi się na zwężeniu koryta rzeki.

(fot. M.P.)

Wzięła na 60 mm brązowoszarego Dying Worma z Libra Lures na główce 2,5g sprowadzanego z nurtem.

(fot. M.P.)

Pozostałe brania były głównie na 4 cm woblera prowadzonego powoli pod prąd. W zeszłym roku pisałem, że przez trzy lata nie udało mi się złowić punktowanej ryby na rzeczkach „pstrągowych” okręgu Kraków, natomiast w tym roku mam już trzy takie ryby na koncie. Po czterech latach w końcu się doczekałem 🙂

Zygmunt: Zacząłem zabawę na rzeczce „I”, najbliżej mojego domu, planując pięknie przyzerować, bez specjalnego oddalania się od chałupy i tym samym bez przyspieszania efektu cieplarnianego, że o naciąganiu portfela nie wspomnę. Niemniej, miałem nadzieję na przynajmniej jakieś wyjście,
potelepanie szczytówką czy  jakikolwiek kontakt wzrokowy z rybą. Wszystko się odbywało zgodnie z planem, oczywiście włączając to, że moje nadzieje są zbyt wielkie do potencjału naszych wspaniałych Rzek Pstrągowych – czy stąd ten kod? G… Rzeczki Pstrągowe??? 🙂 ] –
rozszyfrował mnie! – czyli www.bezotkniecia.pl) do ok. 9:30, czyli przerwy śniadaniowej. Zadzwonił wówczas  Tommy, który pomijając słowa niecenzuralne, odnoszące się do rybostanu naszych wód, w zasadzie niczego nie powiedział.  Po zaślinieniu słuchawki jednak zasugerował zmianę łowiska na jakąś inną rzeczkę, byle nie najbardziej uczęszczane pigalaki. Obiecał podesłać pinezkę, gdzie być może coś mi potelepie szczytówką, choć woda trudna jak na moją ulubioną metodę. Ponieważ śniadać zwykłem w dobrych  warunkach, a po posprzątaniu auta warunki w nim panujące wystrzeliły w okolice pułapu osiąganego przez niewiele najlepszych restauracji, połączyłem konsumpcję z podróżą na miejsce, stwierdzając, że skoro dzień i tak jest spisany na straty, to przynajmniej zobaczę coś nowego. Faktycznie, warunki trudne i  zdecydowanie nie na muchę, możliwości rzutu żadne, ale woda czysta i… są ryby… Pierwsze rzuty –  mam branie! Po pewnym czasie, w tym samy miejscu pierwsza ryba -wygląd bardzo mizerny, bardziej jak  węgorz, ale długość marzenie – całe 31,7cm!!! Są punkty!

(fot. Z.B.)

W kilku kolejnych miejscach wyjmuję jednego na niecałe 28 cm {mierzyłem, bo bałem się przegapić ewentualnego stykowca] oraz przynajmniej kilka brań maluchów. Rewelacja w porównaniu do pierwotnie wybranej wody! W ciągu niewiele więcej niż 1,5 godziny zaliczyłem więcej kontaktów z rybami niż przez wszystkie tegoroczne wyjazdy na muchową Rabę oraz rzeczki „J, G i  H” razem wzięte. Ryby wzięły na streamera.
Jeszcze takie ciekawostki:
– w rzeczce „I” wyjąłem gałęzie z wodorostami – aż sypały kiełżem i  hydropsyche. Żarcia ryby mają w bród.

Jacek: Wiedząc że to początek sezonu i woda jeszcze bardzo zimna wybrałem taki odcinek znanej rzeczki, który obfitował w głębsze wolne kawałki. Chciałem też przetestować nową wędką, która jak się później okazało była zdecydowanie za spolegliwa na pstrągi [Flagman Aratea 0,6-6g] pomimo że opisano ją jako „trout”. Zacząłem na ciut szybszej wodzie i początek nie napawał optymizmem – na małe obrotówki i małe ripperki Fishchasera i Keitecha nie miałem kontaktu. Ale to nie był dzień gum i blaszek. Doszedłem w końcu do głębszej spokojniej wody i po założeniu pierwszy raz woblera  [Salmo Minnow] wreszcie upragniony kontakt. Zdecydowane branie na końcu wolniaka, ale niestety rybka spadła. Może i dobrze bo nie był to punktowany okaz, choć trochę żal bo w tym roku nie miałem jeszcze ryby w ręce. Po kolejnych kilkunastu metrach zmieniałem znów na gumę tym razem na tantę motoroil z czerwoną wolframową główką i znów w pierwszym rzucie pod korzenie drzewa bardzo mocne branie. Ryba zdecydowanie na punkty, moja wędeczka zgięta w pałąk, a ryba robi co chce. Trochę niestety odpuściłem, dałem jej za dużo luzu i weszła w niewidoczny zaczep na środku rzeki. Czułem ją cały czas na wędce i nawet wszedłem za nią do rzeki myśląc że może ją odczepię. Niestety wody było prawie po pachy, a konar, w który weszła ryba nie dał się ruszyć nawet na centymetr. Pozostało niestety rwanie i nadzieja że ryba się uwolni. Pomyślałem że to mogła być ta jedyna szansa na miarową rybę tego dnia. Na kolejnym metrach dałem znów szansę woblerowi. Na  głębokiej prostce, na wypuszczonego pływającego Krakuska [stara wersja, niestety później go urwałem] kolejne mocne branie. Ryba jak się tylko pokazała wiedziałem że to mogą być punkty pod warunkiem że ją wyciągnę. Teraz już ciągnąłem rybę bez dawania jej możliwości pohasania i szybko wylądowała w podbieraku. Chuda prawie jak śledź, ale po zmierzeniu 37,5 cm – pewne punkty i mój nowy PB z tej rzeczki.

(fot. J.Ś.)

Emocje wkrótce ustąpiły i zacząłem teraz spokojne łowienie. Do końca tury miałem jeszcze 3 brania, jeden na pewno miarowy na woblera, spadł pod nogami, uwiesił się też jakiś maluch, a na 5 minut przed końcem, kolejne fajne branie na woblera [Huntera], ale po zmierzeniu brakło mu niestety  1,5 cm do punktów. Generalnie 6 kontaktów, 3 ryby wyciągnięte, jeden na punkty, 3 spady, w tym 2 ryby na pewno na punkty. Przy  totalnej mizerii krakowskich wód pstrągowych wydawałoby się że był to całkiem przyzwoity wynik, niestety raczej to wyjątek od reguły.

Jedna odpowiedź

  1. Taki wynik się nie powtórzy już nigdy….To był niemożliwy scenariusz na tak fatalnych wodach jakie są nam serwowane.

    Zostało może 10% tego co tu u nas pływało. Na więcej niż połowie rzek śmiem twierdzić że zarybienia są fikcyjne.
    Poprostu nikt tam nic nie wpuszczą od lat. Są one wciągnięte pod jakieś obwody W2 czy W3 i nikt tego nie nadzoruje. Beczkowoz bankowo tam nie dociera. Wrzuca do jednej rzeczki a na kolejne już nie jadą bo po co ? Skoro do obwodu W2 już ryby weszły…..I papier się zgadza.

    Sypia i sypia bez opamiętania od lat i efektu nie ma. Nie roznoszą ryb po calym cieku tylko benzmyslnie wali w to samo miejsce co zawsze.
    Nie ma nic łatwiejszego jak zrobic pstrągowy „burdel ” a nawet to im nie wychodzi..

    Dlaczego? Bo Rzeczki są jednogatunkowe na ogól. Nie ma w nich bironorodnosci. Nie ma tarlisk. Nie ma migracji. Nie ma żwiru na dnie i morfologii odpowiedniej .

    Kto widział w Krakowie lipienia ? Czy ktoś miał okazję złapać tą rybę ? Kto złapał coś innego poza pstragiem w tych rzeczkach? Mało kto.

    Jest za to jeden pozytyw z tego. Widać że mlodzi ludzie wypuszczają ryby i cokolwiek jest w stanie przekroczyć 30 cm i tylko i wyłącznie dlatego że ktoś wcześniej nie dał tej rybie w łeb.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *