Koledzy śmieją się ze mnie do teraz. Wędkarstwo jest tak obarczone szczęściem i przypadkiem, oraz taką ilością zmiennych, że gdyby ktoś umiał to wszystko przewidzieć, byłby non stop najlepszy. Krótko mówiąc – klątwa Kryspinowa działa. Po raz czwarty ten akwen pojawił się w naszym ligowym zestawieniu i po raz czwarty zerowałem. Dziś mi już lżej, ale byłem mocno sfrustrowany. Niektórzy ponieśli inne ofiary: zwycięzca tury, swe poświęcenie przypłacił utopionym telefonem. Tropienie ryb skumulowanych w kilku punktach, często ciężko dostępny jak na ten zbiornik, skończyło się złamaniem wędki przez innego uczestnika. Ale wyniki punktowo były zacne. By być w pierwszej trójce trzeba było uzbierać minimum 600 pkt! Trochę z przekąsem, ale bez złośliwości nadmienię, że jak przystało na zawody spinningowo-muchowe, na 31 punktowanych ryb, aż 25 stanowiły…karpie i leszcze. Mówimy oczywiście o rybach zapiętych za pysk, żeby nie było. Cóż mogę powiedzieć? Udowadnia to tylko, co wielokrotnie pisałem, że nie ma gatunku nie do złowienia na spinning, jeśli się odpowiednio do tego zabrać. A karp po zimie, a szczególnie karp świeżo wpuszczony, przez tydzień – dwa przejawia dość drapieżne postawy. Właśnie – karp… Tak, jak dwa lata temu tęczaki świeżo wpuszczone, tak teraz karpie namieszały grubo. Jeśli ktoś je znalazł, albo wiedząc o nich, tam szedł. Tyle mojego, że publicznie, tydzień przed turą powiedziałem, że karp może namieszać. Ale myślałem o jednej – dwóch sztukach złowionych przypadkowo. A tu był pogrom, licząc także te spięte.
A na co się zanosiło? Wyglądało, iż będą to dość trudne zawody – wszystkie nasze wody stojące dość mocno zostały ogołocone z większych płoci i wzdręg w ostatnich dwóch latach. Te ostatnie dwa lata są tu istotne. Otóż, chyba większość nastawiała się na płocie i wzdręgi. Okoń był – jak to w tarle/zaraz po nim dość nieprzewidywalny. Celowanie w jakieś pozostałości tęczaków czy chyba jeszcze trudniejsze i bardzo nieliczne klenie w tym zbiorniku, dawało nikłe szanse.
Generalnie czułem się całkiem, całkiem pewnie. Trenujący łowili pojedyncze punktowane rybki.
Ja na tydzień przed turą złowiłem w mało sprzyjających warunkach [bardzo silny wiatr] sześć krasnopiórek i płotkę na punkty [punktujemy te gatunki od minimum 25cm]. Dość optymistycznie to wyglądało.
Trzy dni przed turą Bartek punktował z kolei jednym leszczem i kilkoma płotkami pod 30cm. Dzień przed turą byłem z Kenese na takim ostatecznym rozpoznaniu. Wnioski były jednoznaczne: będzie bardzo, bardzo, bardzo ciężko. Wyglądało na to, że większe płocie weszły w kulminację tarła, leszcze na poważnie je zaczęły, a wszystko inne pływało za nimi „na sępa” i tylko zjadanie ikry było w kręgu zainteresowań pokarmowych. Problemem było zainteresować przepływające ryby, bo plusem była ich obecność. Niestety brania kończyły się najczęściej w taki sposób: ryba, jeśli w ogóle się zainteresowała, to podpływała do leżącej na dnie przynęty i podnosiła z dna za sam jej koniec, tak trzymając nawet kilka sekund. Zacięcie powodowało wyrwanie jej wabika z pyszczka bez konsekwencji zacięcia, a dłuższe czekanie kończyło się porzuceniem wabika przez niedoszłą zdobycz. Widziałem to kilkakrotne tego dnia w około 1,5m wodzie. Nie mniej kilka ryb pod punkty złowiliśmy, oraz kilka ewidentnie punktowanych nam spadło. Ja miałem jedną wzdręgę niewątpliwie punktującą.
Cały mój pomysł na turę zburzyły jednak nie karpie, a …okonie. W jednym miejscu, bardzo niekomfortowym do wędkowania, bo całość sprowadzała się do metrowego rzutu, zauważyłem, iż za parą większych leszczy, wypływa gruby okoń. Naprawdę gruby. I było to dość regularne. Raz zaobserwowałem ku mojemu zdumieniu, aż cztery garbusy, nieśpiesznie podążające za leszczami. Trzy takie około 40cm [jeden bez wątpienia 40+] i taki mniejszy z 35cm. I dwukrotnie skusiłem je do brania! Pierwszy spiął się z mikro tanty, a drugi spadł po chwili holu – ten skusił się na larwę ważki.
Wszystko w ciągu około godziny. Uwierzycie?
Ponieważ okonie dawały od razu w długą pod pomost i trzeba było je zatrzymywać w miejscu, na co nie miałem szans z linką 1,6kg i witką na wzdręgi. Trzeba było pomyśleć o mocniejszym zestawie.
W dniu tury, ostatnim przed załamaniem się aury, jeszcze w tej gorącej, jak na kwiecień pogodzie, od razu uderzyłem na tę metę z trochę mocniejszym kijem i linką 4,5kg. Około godzina pozwoliła dwukrotnie zaobserwować wielkiego okonia, ale nie reagował. Z innymi gatunkami poza trącymi się leszczami, które były zainteresowane wyłącznie sobą, prawie nie było kontaktu wzrokowego. Potem okazało się, jakby większość ryb różnych gatunków przeniosła się w inny rejon… I choć tam także nie były skore do brań, to przynajmniej było je widać. Niestety zarówno ja, jak i Bartek, Mateusz Drugi, Kenese, oraz przelotnie pojawiający się w naszym rewirze Paweł, Zygmunt i Krzysiek też nic tutaj nie złowili. Ale nie popełnili tego błędu co my – nie tkwili na tych 300m brzegu tylko szukali.
Mnie dobiła trzecia godzina tury. Ponieważ okoń nie zareagował i potem, mimo, że co chwilę tam zaglądałem też nie widziałem garbusów, zmieniłem sprzęt na wzdręgowy. Bardzo delikatny. Doczekałem się z dna silnego jak na UL uszczypnięcia wabika [na 99% płoć], zaciąłem rybę, która po ułamku sekundy spadła. Skromniutkie punkty mogły być. Nic więcej do końca tury u mnie się nie wydarzyło nie licząc szczupaczka i dwóch okonków. Poza tą trzecią godziną.
Przechodząc już nie wiem który raz obok dziury w której okonie się pojawiały, przystanąłem. No i wychylił się wielki kolczasty łeb. Założyłem Trickmastera na 0,2g i walną jak wściekły. Od razu zrobił nawrót pod pomost i wybrał kilka metrów cieniutkiej plecionki. I pewnie czułbym się jak zwycięzca, mimo, iż ryba, gdybym ją wyjął, dałaby dopiero 7-9 miejsce – gdyby nie jakaś metalowa taśma skorodowana na amen i wisząca w wodzie. Okoń w pewnym momencie odbił bardziej w prawo i plecionka w jednej chwili została na tym pasku blachy przecięta. Dobiło mnie to totalnie, a dochodziły wieści, że łowione jest grubo [w relacji prezentuję tylko wybrane zdobycze].
Co powiedzieć – przy takiej stawce, co roku liczniejszych uczestnikach Ligi oraz w kilku co najmniej przypadkach – poziomie mistrzowskim, gonić chłopaków jest mało realnym. No, chyba, że znów komuś ryby zrobią jakiś kawał i nie połowi, co takie niemożliwe nie jest. Większości poszło wyraźnie lepiej, gdyż na 23 obecnych na turze, więcej niż połowa zdobyła punkty. Z ryb, że tak powiem typowych spinningowo, wpadł tylko jeden okoń na punkty, cztery wzdręgi i płoć. Ta ostatnia na muchę.
Dopuszczony był jako alternatywa także dostępny dla wędkarzy kawałek łowiska Budzyń i kilka osób z tej opcji skorzystało. Zresztą z pozytywnymi wynikami.
Tydzień później przy temperaturze ledwo 7 stopni i silnych przelotnych opadach, pojechałem sobie udowodnić, że z przyrodą się nie wygra o ile ona nie da ku temu podstaw. No i trochę się pocieszyłem. Ryby tarło zawiesiły ze względu na ochłodzenie i wróciły do normalnego żerowania…
WYNIKI:
I miejsce – 1 pkt -Mateusz [karpie 38, 2 x 41, 46, 51cm – 892 małe punkty]
II miejsce – 2 pkt – Zygmunt [karpie 37, 40, 43, 48cm i płoć 27cm – 700 małych punktów]
III miejsce – 3 pkt – Mateo [leszcze 35, 37, 39, 2 x 41cm – 628 małych punktów]
IV miejsce – 4 pkt – Jan [karpie 40, 41, 49cm – 533 małe punkty]
V miejsce – 5 pkt – Robert [leszcz 59cm – 350 małych punktów]
VI miejsce – 6 pkt – Maciek Drugi [karp 43 i leszcz 42cm – 337 małych punktów]
VII miejsce – 7 pkt – Maciek [leszcze 37, 42 i wzdręga 26cm – 308 małych punktów]
VIII miejsce – 8 pkt – Bronek [karpie 33, 42cm – 227 małych punktów]
IX miejsce – 9 pkt – Brandy [karp 44cm – 185 małych punktów]
X miejsce – 10 pkt – Paweł [okoń 34cm i wzdręga 27cm – 173 małe punkty]
XI miejsce – 11 pkt – Krzysiek [wzdręga 26cm – 37 małych punktów]
XII miejsce – 12 pkt – Piotrek [wzdręga 25cm – 26 małych punktów]
Nieobecni: Rafał, Karol, Piotrek Drugi, Miszel, Jędrzej i i Tommy oraz obecni ale zerujący: Bartek, Mateusz Drugi, Kenese, Jacek, Tomek, Marek, Michał, Marcin, Mikołaj i Adam – po 20,5 pkt.
Tym razem uczestnicy mieli sporo do zrelacjonowania, jak oceniają swój udział w tej turze:
Bronek: Na Kryspinów pojechałem z marszu. Brak czasu sprawił, że postanowiłem „rozpoznać bojem”. Mało tego, pod kątem m.in. tej wody kupiłem kij na białoryb, z czym dotąd nie miałem styczności. Wędkę rozdziewiczałem więc karpiami. Kilku wskazówek co do atrakcyjnych rejonów udzielił mi Mikołaj. „Plaża nudystów – tam można spróbować, bo płycizny i trzciny przyciągają wzdręgi. Jest też szansa na okonia z głębszej wody” – tyle wiedziałem o wodzie. Do tego z pudełka okoniowego wybrałem najmniejsze paprochy, z kleniowo-jaziowego jakieś mikrowoblerki, wyryweczki i cykadki. Nad wodą byłem po 6.00. Wszedłem do wody w spodniobutach i zadziwiła mnie jej przejrzystość. Wybrałem rejon blisko trzcinowiska. Do plecionki dowiązałem przypon z żyłki 0,10 i starałem się z opadu dostać jakąś wzdręgę lub okonka. W pobliżu zauważyłem pojedyncze spławy – chyba leszczy. Niestety miały gdzieś calowe twisterki na pól gramowej główce czy imitacje larw. W pewnym momencie dostrzegłem sporą rybę, która okazała się karpiem. Po chwili było ich w zasięgu rzutu przynajmniej kilka-kilkanaście. Tyle widziałem w polaroidach. Wszystko ewidentnie zarybieniowy „karp handlowy”. Ryby krążyły w obławianym przeze mnie rejonie więc postanowiłem uparcie próbować złowić choć jednego. Udało się gdzieś po godzinie ósmej. Wziął pewnie z opadu twisterek w kolorze motor oil. Wędka przeszła test, choć hol chwilę trwał. Do końca tury miałem jeszcze 3 sztuki na wędce. Jedną wyholowałem, jedną spiąłem a jedną wlazła w zielsko na dnie. Obserwacje mam taką, że ryby brały gdy ich zagęszczenie było na tyle duże, że konkurowały o jedzenie. Mam też wrażenie, że ich aktywność rosła z czasem. Koniec brań nastąpił wraz z porywistym wiatrem, który rozhuśtał wodę. Złowiłem dwa karpie 42 i 33 cm. Dwa kolejne mi się spięły. Do tego parę brań. Były też przy gumce okoniki, jakaś wzdręga, ale nawet jakbym je jakimś cudem zaciął to maleństwa. Wszystkie ryby brały delikatnie i w toni.
Maciek: Do punktacji wzdręga 26 cm i leszcze 37cm i 42 cm. Łowiłem całe 5 godzin delikatnym zestawem pod białoryb. Odwiedziłem zbiornik dzień wcześniej i miałem wytypowane 3 miejsca gdzie widziałem niewielkie stadka ryb. Na turze w pierwszym z miejsc okazało się, że ryb jest na tyle dużo w kilku gatunkach, że zostałem tam na cała turę praktycznie stacjonarnie na niewielkim fragmencie. Łowiłem bardzo delikatnym zestawem z główkami 0,3-0,5g i małymi przynętami udającymi larwy, owady, mikro narybek itp. Bardzo trudno było skusić jakąkolwiek rybę do brania.
Mateusz: Plan na początek łowienia był taki żeby sprawdzić płytką zatoczkę gdzie często widać wzdręgi i płocie. Okazało się że wraz z obydwoma Maćkami mieliśmy taki sam plan i łowiliśmy dosyć blisko siebie. Przez pierwsze 3 godziny obławiałem jakieś 100m brzegu i próbowałem skusić do brania wzdręgi oraz płocie które buszowały między leszczami. Ryby nie specjalnie chętnie chciały atakować przynęty, udało mi się skusić dosłownie 2 wzdręgi +-15 cm dwa podobnej wielkości okonie oraz małego szczupaczka.. Zniechęcony słabym zainteresowaniem moimi wabikami postanowiłem zmienić miejsce na brzeg nawietrzny gdzie spotkałem Zygmunta oraz Janka którzy próbowali skusić karpie krążące przy brzegu w sporej ilości. Dość szybko udało mi się złowić pierwszego karpia który miał 46cm, „zassał” 4 cm czerwonego „plemnika” od Pawła znanego jako Fishchaser na obciążeniu 0,75 grama 🙂 Kolejne 4 karpie złowiłem już na białą larwę 30mm od libra lures w wersji bezzapachowej również na obciążeniu 0,75 gram 🙂 Dodam że dwie ryby miałem przy tzw. zassaniu z dna a pozostałe trzy normalnie przywaliły w opadającą gumę która wolno spadała do dna w toni. Wielkie gratulacje dla tych którzy potrafili złowić tego dnia punktowane ryby innych gatunków. W załączniku przesyłam zdjęcia zrobione przez kolegów Zygmunta i Janka, gdyż jak wszyscy wiedzą utopiłem tego dnia swój telefon…
Zygmunt: Zabawę rozpocząłem od poszukiwania wzdręg i płoci, które powinny się kręcić w okolicy brzegu. Łowiłem metodą muchową na nimfę, wędką o dł. 3,0 m w 4 klasie, sznur pływający WF 4, przypon z fluorokarbonu 0,12mm. Rybek było sporo, wyjąłem ich przynajmniej kilkanaście, w tym kilka podchodzących pod 25 cm, jednak tylko jedna płotka przekroczyła o dwa centymetry magiczną barierę 25 cm.
Po około dwóch godzinach postanowiłem zmienić obławiany brzeg i w ten sposób trafiłem w okolicę Jana, który patyczkował się z pływającymi w grupie karpiami. Pierwszego z nich
skusiłem na imitację ochotki przywiązaną do fluo 0,12, który przy kolejnych rybach zmieniłem jednak na grubszy. W sumie wyholowałem 4 karpie, dodatkowe dwa odczepiły się przy próbach podebrania. Pobierały przynęty od bardzo małych po (jak na muszkę) grube imitacje, ale nie zauważyłem żadnej prawidłowości czy istotnej przewagi w jednym rodzaju nad innymi. Nie reagowały na przynęty pływające. Turę musiałem skrócić, więc nie łowiłem do ustalonego terminu.
Jan: Turę nazwałbym kwintesencją wędkarskiej irytacji i żenady. Generalnie nie miałem czasu na żadne sensowne rozeznanie. Ostatni raz na Kryspinowie byłem w połowie marca- a od tego czasu była to już zupełnie inna woda. Plan był standardowy- zacząć od swojej ulubionej strony i stopniowo przemieszczać się wzdłuż zbiornika, aż do napotkania ryb. Nastawiałem się przy tym wyłącznie na białoryb, zasadniczo- wzdręgi. W pierwszej kolejności trafiłem na stado dużych ryb- po zorientowaniu się, że to tarłowe leszcze, dałem im spokój. Zacząłem rzucać w drugą stronę, ku spławiającym się karpiom. Na moich oczach sąsiedni wędkarz (spoza ligi) wyciągnął po chwili jednego z nich. Na spinning. Nabrałem wiary, że to nie jest głupie. Branie miałem raptem 3 rzuty po rybie sąsiada. Karp gnie kijek XUL (moim zdaniem do około 2g- to handmade). 3 minuty walki iiii… zrywa zestaw (plecionka 1,3kg). Ale pod stosunkowo małym napięciem. Uznałem, że to wina węzła, ale w irytacji miałem chęć rzucić kilka niecenzuralnych słów- bo na ówczesny stan wydawała się to ryba na miarę zwycięstwa: nikt z ligi nie wyciągnął ryby na moich oczach, a miałem non stop podgląd na 5-8 osób. Wiąże ponownie zestaw na tej samej plecionce. W tym czasie facet wyciąga już 3. karpia… No nic. parę rzutów i jest! Piękny, pełnołuski. I przy tym wielki (ponad 50). Podciągam go już pod nogi iiii… zerwanie. Znowu. Tylko tym razem ktoś z ligi zwrócił uwagę, że mój kijek tworzy półkole. Stwierdziłem, że czas skończyć ten kretynizm. Odwinąłem plecionkę (nawijaną jeszcze dwie godziny temu), pod którą miałem linke do 3,5 kg. Głupotą było tu pozostanie przy tym samym kijku, ale jakoś szkoda było mi na to czasu. Zresztą- na litość: kto by się spodziewał, że moim celem na słynnej (dawniej) okoniowej/wzręgowej wodzie będzie karp? W czasie, gdy ja podmieniam linki, przychodzi do nas Zygmunt, który na moich oczach wyciąga karpia… Pękam niemal. Rzut, rzut, rzut… W końcu jest. Długi gol i wreszcie go widzę. Podpięty za grzbiet… W tym czasie Zygmunt wyciąga już 2 karpia. Przeszło mi przez myśl, żeby wrócić do akademika. Nie żebym się łatwo łamał- ale te zawody miały być chwila przerwy i odprężenia od nauki (szykuje mi się trudny tydzień). Ale z zaciśniętymi zębami rzucam. Jest. Widzę go i… główka wystaje mu z pyska! Udaje się go wyciągnąć. Szybki pomiar wskazuje 49 (potem zredukowane do 48). Wreszcie można się gorzko uśmiechnąć. Reszta dnia to już nudy. Zmieniają się tylko osoby wokół mnie. Każdy, kto łowił w tym rejonie chociaż chwilę wyciągnął karpia. Sam dokładam jeszcze 2: 40 i 41. Przy mnie pada łącznie kilkanaście karpi, w tym m.in. 5 Mateusza H, który przyszedł w to miejsce dość późno. Samo łowienie- dziwne, trout area ale z karpiami. Brały na wszystkie gumy do 4cm. Miałem ryby na imitacje pijawki Fishchaser 2,5cm, tante 3,5cm. Ciężar? Najpierw lekko, 0.5g, potem doszedłem nawet do 2g. Nie robiło im to różnicy chyba, a uwydatniało rzut. Muszę przyznać, że sama zabawa była przednia: hole karpi 40+ na lekkich zestawach (szczególnie moim, wzdręgowym) to nie lada wojna. Dodatkowo brań było naprawdę sporo, a samo rozgadane towarzystwo tworzyło przyjemny klimat. Co żartów padło o tym, że uwłaczamy wędkarskiej godności jako „spinningowi karpiarze”, to nasze 🙂 Żeby była jasność: nie mam nikomu za złe, że przyszedł w to miejsce, stał (szczególnie mówię tu o Zygmuncie, bo mogłem brzmieć, jakbym miał wyrzut) i łowił. To w końcu nie była jakaś cudowna, upatrzona miejscówka- ot, zgromadzenie otumanionych wpuszczaków na dość standardowym odcinku brzegu. Ani nic szczególnego nie wytypowałem, ani łowienie tu nie wymagało szczególnej, wypracowanej techniki (chociaż chylę czoła przed zwycięzcami). Bardziej irytacja wynikała z ciągłego chichotu losu- tu był potencjał na 1. miejsce z wielkim okładem, a kończę na 4…Same wyniki jednak znowu wypaczają (chociaż jeśli ktoś myśli racjonalnie- uwypuklają) pogląd na wody krakowskie. Może i połowiliśmy. Ale jak to jest, że spinningiści nie łowią okoni, wzdręg czy płoci, tylko celowo polują na karpie? To jakiś nowy drapieżnik, zastępujący okonia?
Marcin: Niestety tym razem nie mam zbyt dużo do opowiadania. Nastawiłem się na łowienie wzdręg z ewentualnym przyłowem okonia, a zakończyłem występ godzinę przed czasem z 10 cm okonkiem i połamaną na krzaku wędką (górny skład od SG LRF-a 0-5g lub cały kij zdecydowanie kupię!). Widziałem co prawda pokaźne stadko okoni w słusznym rozmiarze, ale kompletnie nie reagowały na przynęty. Najwyraźniej ich tarło jeszcze się nie zakończyło. W trzcinach sporo płoci i leszczy, które również były w tarle. Błędem chyba było, że zamiast stanąć nad takim stadem i cierpliwie próbować nakłonić chociaż jedną z ryb do brania, to zmieniałem miejscówki, szukając tych wzdręg. Jak pokazały wyniki tym razem trzeba było posłuchać głosu zarybienia i przygotować jakieś „pelletopodobne” przysmaki na karpia.
Paweł: Kryspinów bardzo lubię, ale wyjątkowo, tym razem, nie wiedziałem czego się spodziewać, bo była to moja pierwsza tegoroczna wizyta na zbiorniku. Plan był prosty. Rano, do godziny 8/9 poszukać okoni, obserwować wodę i z czasem przerzucić się na wzdręgi. Brania miałem od samego początku, ale ryby albo spadały albo nie mogłem dobrze ich wciąć. Między 7 i 8 coś wyraźnie drgnęło. Trafiłem 2 szczupaczki i 6 okoni ale największy miał 24cm. Przy kolejnym podaniu przynęty, w końcu zameldował się ładny punktowany pasiak. Tymczasem pokazało się kilka krasnopiórek. Zmieniłem zestaw na super lekki i złowiłem dwie wzdręgi, ale pomiar pokazał, że tylko jedna będzie się liczyć w zawodach. Do widelnicy zaczęły wychodzić inne ryby. Złowiłem kilka drobnych pasiaczków i straciłem, myślę, grubego okonia, fluorocarbon puścił na węźle. Jak ruszył się wiatr gryzły już tylko szczupaki i głównie zaliczałem obcinki. Jestem zadowolony, bo są kolejne punkty, a myślałem, że tym razem wyzeruję. Byle do maja!
Bartek: Zerowałem. Zgubił mnie czwartkowy trening , na którym złowiłem 3 punktowane płocie i leszcza w krótkim czasie. Poszedłem jak po swoje… na tą samą miejscówkę…. i… zero. 4 ledwo wyczuwalne brania. O tym jak słabo żerowały ryby w tym miejscu niech świadczy fakt, że uderzył we mnie wolniutko płynący okoń – taki ok. 30cm. Niestety przynętę miałem daleko i zanim ją ściągnąłem zdążył mnie już okrążyć i odpłynąć. Gratulacje dla punktujących.
Mateo: Do tury kwietniowej przystąpiłem na pełnym luzie, woda na której mieliśmy rywalizować była dla mnie zupełnie obca [nigdy nie byłem na Kryspinowie] a z relacji kolegów wynikało , że szkoda czasu na jakieś rozpoznanie/ trening. Po cichu liczyłem na jakiegoś punktowanego okonia gdyż białoryb na spinning to trochę inna bajka, ale jak się okazało później trzeba się będzie podszkolić w tym temacie. Okoni a raczej okonków złowiłem 5 szt ale niestety największy miał może 17/18cm natomiast blisko brzegu harcowały leszcze i pojedyncze wzdręgi, więc postanowiłem spróbować sił i o dziwo te leszcze ochoczo startowały do małych gumek ale rezygnowały z pobrania przynęty. W końcu znalazłem na nie sposób i udało się szczęśliwie wyholować 5 szt z trzech różnych miejsc oraz 1 wzdręge lecz jej zabrakło 1.5 cm. Jestem mega zadowolony po tej turze, ponieważ w takich zawodach gdzie główną rolę odgrywa białoryb jeszcze nie brałem udziału , więc to doświadczenie na pewno mi się przyda w kolejnych turach.
Maciek Drugi: Przed ligą dwukrotnie byłem na zbiorniku na 3-4 godzinnych treningach. Niestety nie stwierdziłem obecności punktowanych okoni, dlatego na lidze postanowiłem poszukać białorybu. Pierwsze dwie godziny ganiamy się z wzdręgami, niestety mam tylko dwie krótkie sztuki oraz dwa małe okonie. W sumie miałem w zasięgu kilkadziesiąt miarowych wzdręg i płoci, ale ryby są totalnie nieaktywne. Mniej więcej w połowie zawodów udaje mi się złowić fajnego leszcza. W ostatniej godzinie doławiam do tego karpia. Łowiłem na małe gumy, obciążenie 0,3g-1g, linka 0,04. Generalnie wrażenia pozytywne, musiałem się sporo nakombinować żeby nie zejść na zero.
Piotrek: Na tą turę postanowiłem zaryzykować Budzyń, choć nie byłem tam nigdy. Zaraz na początku udało mi się złowić dość ładną płotkę na Dragoworma, nomen omen moją pierwszą na spinning. Potem były dwa małe oksy, trochę brań ale ryby raczej drobne, mimo że po trzcinach buszowały naprawdę solidne sztuki, nie dające się jednak skusić do brania. W końcu po wyjściu z głębokiej wody na rancie, dosłownie dwa metry od nóg mam bardzo agresywne uderzenie. Pierwsza myśl to okoń, ale zaraz widzę że to wzdręga, która niemiłosiernie walczy, oplatając mi żyłka raz lewa raz prawą nogę. Szczęśliwie udało się ją wyholować, więc mam w tym roku stuprocentową skuteczność na punktowych rybach. Był to ostatni moment na złowienie czegoś punktowanego, bo dosłownie kwadrans później wyszło słońce, ruszył się wiatr i brania jak ręka odjął zniknęły. Zaczęła się natomiast aktywność szczupaków, złowiłem chyba trzy, do tego jakiś spad i dwie obcinki. Wynik jak dla mnie rewelacyjny, zazwyczaj zeruje dwie pierwsze tury!
Brandy: Na turę dotarłem przed 9.00 rano. Planowałem zacząć od zachodniego końca Kryspinowa, ale szczęśliwie parkowanie uniemożliwiły coraz liczniejsze w tej okolicy szlabany. Wróciłem na miejsce z pewnym dojazdem i ruszyłem w stronę plaży nudystów. Spotkane tam liczne grono kolegów z ligi potwierdziło właściwy kierunek i pewną miejscówkę. Walka o punkty na zarybieniowym stadzie karpi może i była mało wyrafinowana, ale dla wyniku było to pewniejsze rozwiązanie niż szukanie dzikich ryb na ślepo. Po odegnaniu widma zera karpiem na 44cm ruszyłem dalej wzdłuż brzegu, ale nasilający się wiatr uniemożliwił poprawę wyniku w końcówce tury. Nie było to wędkarstwo jakie daje mi satysfakcję, ale zdobyte punkty jakoś to rekompensują 🙂