Szukaj
Close this search box.

Bałtyk okiem wędkarza-turysty

Kilka słów wyjaśnienia, gdyż parę osób napisało do mnie odnośnie starszych wpisów. Jak widzicie, nie zdzierżyłem i znów przebudowałem stronę. Tym razem trafiłem na bardzo kompetentną osobę. Problemem są wpisy starsze niż z 2021r – tam nie udało się przenieść zdjęć w taki sposób, by były na właściwym miejscu. A tych zdjęć są grube setki. Kłopotem dla mnie jest sposób edytowania starych wpisów, gdyż jestem dość oporny na uczenie się tego typu rzeczy, a droga dodawania nowych wpisów i zdjęć jest bajkowo prosta, a niestety aktualizacja obrazków do wpisów starych już nie. Dlatego robię to okropnie wolno, nie tylko dlatego, że mam niewiele czasu, ale też dlatego, że mam małą motywację. Dziś trochę żałuję, że nie poszedłem w stronę „odcięcia” archiwum. Mógłbym co jakiś czas jakby od nowa dodawać co lepsze wpisy z adnotacją, że „tak było jeszcze 10 lat temu”. Wielu młodszych ludzi mogłoby porównać, to co było, z tym czego w zasadzie nie ma i naocznie przekonać się o tempie degradacji około krakowskich wód [szczególnie rzeczek pstrągowych i Wisły]. Rozważam jeszcze obie opcje, prosząc o zrozumienie.

Ale przejdźmy do dzisiejszego tematu. W najbliższym czasie zaprezentuję jeszcze jeden wpis, tym razem o połowach w cieplejszych niż Bałtyk słonych wodach. Dziś jednak zajmiemy się naszym morzem.

Na pewno nie mogę powiedzieć, że cokolwiek wiem o łowieniu w Bałtyku. Zaledwie tego liznąłem. Poza Zygmuntem w naszym gronie, też chyba nie ma osób o jakimś większym doświadczeniu w łowieniu na spinning z brzegu w naszych polskich stronach Bałtyku. Nie mniej od 2-3 lat z naszego grona jeździ coraz większa grupka osób i głównie na ich doświadczeniach będę bazował, tym bardziej, że z roku na rok ich wyniki są coraz lepsze. Ciekawe jest to, iż na ostatnim, majowym wypadzie w minionym sezonie znakomicie połowili na UL, czym wręcz zdumieli miejscowych wędkarzy.

Zacznę od takiej ogólnej myśli: z własnych doświadczeń oraz wniosków osób mi znajomych, uważam, iż spinningowanie z brzegu w morzu jest generalnie strasznie nierówne, jeśli chodzi o efektywność, a często bywa trudne techniczne [jak nie skały, to decyduje nierzadko horrendalna odległość rzutu, by sięgnąć ryb], bardzo trudne jest w naszym morzu, a już łowienie na spinning latem z brzegu w Bałtyku wydaje mi się generalnie stratą czasu. Zapewne są miejscówki, bo sam znam jedną, gdzie można osiągać powtarzalne wyniki także latem i pewnie ich znawcy, lokalni wędkarze mogliby powiedzieć, że się mylę, ale z punktu widzenia turysty, chyba mam rację. Osobiście tylko w jednym miejscu miałem powtarzalne wyniki w okresie wakacyjnym [okonie i belony] – było to w rejonie Jarosławca. We wszystkich innych miejscach kończyło się to spektakularną klapą, choć regularnie od około 10 lat penetruję środkową i zachodnią cześć naszego wybrzeża. Tak od Łeby na wschód, to wędkarsko nic o tym nie wiem.

Minionych wakacji byłem w Rewalu na samym początku lipca. Aura była typowa: ze dwa dni ciągłej smętnej mżawki, ze dwa dni słońca z lekkim wiatrem i około tygodnia pogody bardzo zmiennej z mocnym słońcem i licznymi chmurami, przeplatanej krótkimi silnymi deszczami. No i non stop dość silny wiatr. Momentami bardzo silny.

Trochę sobie obiecywałem po rzeczce czy raczej kanale odchodzącym od jeziora Liwia Łuża. Jak kilka innych cieków tego typu na polskim wybrzeżu, poza jakimś sztormem, gdy woda wlewa się z morza w rzeczkę, lub przy długotrwałych opadach gdy z jeziora płynie więcej wody, ciek kończy swój byt w piasku tuż przed zetknięciem się z wodą morską.

1
(fot. A.K.)

Końcówka jest totalnie niepozorna, dość wąska i raczej płytka. Paradoksalnie na tym odcinku, tych ostatnich 100-200 metrów widziałem jakieś życie [rybki wielkości do 15cm].

2
(fot. A.K.)

Widoczność  w kanale bardzo słaba. Woda mocno kwitnąca, robiąca fatalne wrażenie.

3
(fot. A.K.)

Poświęciłem w sumie niemało czasu na kilka dłuższych spacerów wzdłuż rowu, czy na obserwację łowiących tam wędkarzy – wszystko metody gruntowe. Nie zaobserwowałem choćby spławu czegokolwiek większego, ani przy mnie żaden z nielicznych po prawdzie łowiących, nic nie wyjął, mimo obiecującego [poza kolorem wody] wyglądu wyższych części kanału.

5
(fot. A.K.)

Samo jezioro z naszej, około krakowskiej perspektywy jest bardzo rozległe, chyba dość płytkie jak większość przymorskich akwenów. Makabrycznie otoczone trzcinowiskami.

6
(fot. A.K.)

Dojścia są w nielicznych miejscach. Nie sądzę by można tam oczekiwać szczególnych wyników, nie mniej ze względu na charakter wody, liczyłbym na fajne wyniki w temacie wzdręg. Niestety, ile razy byłem, tyle razy fale łamały się z lekko siwą pianką na szczytach… Nie było szans zaobserwować, czy coś oczkuje. Nawet nie podjąłem próby łowienia.

Odnośnie morza to raz, gdy wyglądało, że będzie i słońce, i ciut mniejszy wiatr, zameldowałem się na molo jakieś 6km na wschód od Rewala.  W moim przypadku obejrzeć wschodzące słońce, gdy mam wolny czas to wykon 😊 Ale stwierdziłem, że raz się poświęcę. Na molo byłem sam. Zero konkurencji. Niestety fale były tak duże, że non stop zalewały całą powierzchnię pomostu.

7
(fot. A.K.)

Tylko na jego szczycie osłoniętym około 1,5m betonową ścianą był suchy obszar. Poddałem się po około 90 minutach. Oddałem kilkadziesiąt rzutów ciągnąc w stylu pod cokolwiek, co może zaatakować przy powierzchni, ale nic nie zakłóciło moich poczynań. W sumie się nie dziwię, przy tak rozhukanej wodzie. Z kolei opuszczenie przynęt choćby o metr, powodowało, że po paru obrotach korbką odczuwałem spore uderzenie i…holowałem wielgachną kupę glonów.

Na pewno miejscówka jest warta zainteresowania, gdyż przy spokojnej aurze, na szczycie mola jesteśmy już jakieś 70m od brzegu, no i używając pletki około 5kg, przy wabikach 10g lekko rzucimy kolejne 50m. Ale aura musi sprzyjać.

Zupełnie inaczej jest wiosną. Już chyba dwa lata temu  prezentowałem belony kolegów, ale w minionym sezonie naprawdę połowili bardzo fajnie. 

8
(fot. LSM)

Początkowo i w sumie głównie nastawili się na belony. Tu  Zygmunt, Tommy, Bartek, Michał i Tomek  na tym polu byli bardzo porównywalni jeśli chodzi o przynęty czy resztę sprzętu.

Tommy: Dragon Z-series 10-30g, plecionka YGK  PE #1.0 Smukłe blachy Jaxon 8-10cm.

9
(fot. LSM)

Zygmunt: mucha- kij 2,7m w klasie 6-7, zestaw z głowicą rzutową;  były brania belon ale streamery miały haki w przedniej części i ryby się nie zacinały; podczas wyjazdu ryby nie reagowały na imitacje krewetek czy kiełży.    

10a
(fot. LSM)

Tomek: wahadłówka Jaxon Ukla , kij Daiwa Legalis 3,05m. 

10
(fot. LSM)

Michał: smukłe blachy Jaxon i Mikado. Brania na wodzie o głębokości ok. 4m.

11
(fot. LSM)

Bartek: kij Robinson Toshido 2,9m 8-30g. wahadłówki Ukla.

12
(fot. LSM)

Rafał: kij Max Empire Spin 10-30, żyłka 0,22mm, na plecionce dużo spadów. Błystka Ukla. 

13
(fot. LSM)

Jak widzicie wyniki mieli zacne, choć zdecydowanie efektywność połowów wydłużało posiadanie pływadła. Jak zauważył Rafał – ryby wyraźnie przybliżały się do brzegu rankiem i późnym popołudniem. Potem były raczej poza zasięgiem ludzi na piasku.

14
(fot. LSM)

Załamanie pogody skłoniło kolegów do odwiedzenia jednego z portów.

Zygmunt: w porcie zestaw żyłkowy z imitacją parkinsona.

Michał: port – trok boczny z parkinsonem.

Bartek: port – kijek do 5g i różowe gumki.

Tomek: w porcie muchówka w klasie 4 i i podszarpywany parkinson [koniecznie czerwony].

Rafał: na port byłem nieprzygotowany: sandaczowa  wklejka, różowe twistery 4cm. [Ale jak się okazało też połowił nieźle 🙂 ]

Nie tylko z ich opowiadań jestem w stanie sobie wyobrazić jakie poruszenie wywołali swoim przybyciem wśród dość licznych lokalsów. Miejscowych dosłownie rozwalił wygląd moich znajomych, a już sprzęt… Póki nie zaczęli łowić. Dla całej ekipy, chyba poza Zygmuntem, był to swego rodzaju eksperyment. W każdym razie w ruch poszły zestawy UL. I się zaczęło. Flądry, kury diabły i chyba kur głowacz, babki.

15
(fot. LSM)
16
(fot. LSM)
17
(fot. LSM)
18
(fot. LSM)

Wielkościowo także bez obciachu.  Ponoć tu był, największy dosłownie – szok miejscowych, gdy koledzy puszczali wszystko do wody, a już część kibicujących potem moim kolegom wędkarzy, nie mogła przeboleć największej ryby, którą złowił Rafał i też wypuścił.

20
(fot. LSM)
21
(fot. LSM)

Z tego, co rozeznali znajomi, to jednak większość przelicza te złowione ryby na złotówki, gdyż są ponoć bardzo chętnie skupowane przez lokalne knajpy. Nie chce mi się tego nawet komentować, ale być może i tu jest pewna przyczyna, że w Bałtyku nie ma jakiejś szczególnej obfitości ryb. I być może problemem jest nie tylko to, że nie ma szkierów jak w Szwecji…

W każdym razie rządziły gumowe wabiki najlepiej w różowym kolorze, który pozamiatał wszystko inne barwy przynęt.

22
(fot. LSM)
23
(fot. LSM)
24
(fot. LSM)

Przy głębokości około 3-4m lepsze wyniki dawało bardziej zdecydowane obciążenie. Czyli niezwykle skuteczne na naszych wodach 0,5 – 1g raczej trzeba było schować. Lepszy był przedział 2-4g.

25
(fot. LSM)
26
(fot. LSM)
27
(fot. LSM)
28
(fot. LSM)
28
(fot. LSM)

Na pewno w tym okresie [maj – początek czerwca] Bałtyk jest bardziej gościnny także dla nowicjuszy i mniej doświadczonych wędkarzy. No i pozostaje jeszcze październik – listopad oraz kwiecień, który miejscowi, doświadczeni spinningiści polecają jako najlepszy czas na Bałtycką troć z brzegu. Analizując różne informacje jakie mam na ten temat od 2-3 osób stale mieszkających nad morzem, oraz oglądając filmiki wędkarskie, chyba tak, rzeczywiście jest.

Niestety zawsze pozostaje jednak ta niewiadoma odnoście aury. Dla ludzi z samego południa Polski jest to jednak zawsze znak zapytania, loteria i mnie to dość mocno wstrzymuje. Rok temu w lutym, uzbroiłem się po uszy i nawet raz nie zszedłem na piasek. Plaże były ledwo widoczne, tak zalewała je morska woda, a wiatr chciał urwać głowę…

30
(fot. LSM)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *