Szukaj
Close this search box.

Majówka 2024

W tym roku majówka dała radykalnie lepsze wyniki, niż te przez ostatnie dwa lata. Przynajmniej części z nas. Pierwszy raz w trochę niezdrowy sposób zazdrościłem.

Daleki byłbym od tego, że coś się odradza. Po prostu zimy prawie nie było, a równocześnie koniec kwietnia-początek maja, to były letnie temperatury. A, i żeby było jasne – łowił głównie Robert, który odkąd go znam, często jako jedyny daje radę boleniom, niezależnie jaka ta aura jest w długi weekend. Ale w tym roku facet przeszedł chyba samego siebie. Na szczęście inni też otwarli sezon boleniem. By nie było za słodko, to zwrócę jeszcze uwagę, że z naszego kilkudziesięcioosobowego grona nikt nie złowił bolenia na W2, a w ogóle na tym fragmencie to na ogół schodziło się bez brania…Mnie majówka zdołowała, jak żadna inna od lat, chyba właśnie dlatego, że na tle kolegów, to ja nic nie złowiłem.

Niektórzy zaczęli już z końcem kwietnia i jak powinno być na normalnych wodach, spinningowo wystartowali, zaliczając jazia.

1
(fot. M.H.)

Już w swoich stronach pięknie połowili Rafał z Arkiem. Odkryli jakąś nową jaziową metę, która dawała ładne ryby.

2
(fot. R.S.)

Pierwszego wyległa nas spora grupa i jak czytałem, poranna tura to była w 100% Wisła. W zasadzie od zameldowania się na pierwszej miejscówce, zarówno Robert, jak i Mateusz mogli pochwalić się ładnymi rybami [łowili o kilkadziesiąt km od siebie].

3
(fot. R.M.)
4
(fot. M.H.)

Tak więc, jeśli ktoś na moje podobieństwo jeszcze nie był nad wodą, to z emocjami czekał na następne relacje. A długo czekać nie musiał…

5
(fot. R.M.)
6
(fot. M.H.)

Z opowiadań kolegów wynikało, że na wodzie była totalna cisza, a brania różne: od mocnych po delikatne, ale dominowały dyskretne kontakty pod powierzchnią.

Tymczasem Robert sukcesywnie odwiedzał kolejne upatrzone mety, co do których, jak twierdził – od lat wie, że ryby tam są i ku mojej zazdrości podsyłał szybkie fotki.

7
(fot. R.M.)
8
(fot. R.M.)

I tu kolega zrobił przerwę, wracając do domu.

Marek rozpoczął majówkę  spływem belly po Wiśle, co też dało fajną rybę.

9
(fot. M.T.)
9a
(fot. M.T.)

Do południa pojawiło się też kilka szczupaków „w wykonaniu” Mateo. Z tym, że to były jeśli dobrze pamiętam ryby z wody stojącej i także spoza naszego okręgu.

10
(fot. M.K.)

Jako zdeklarowany przeciwnik wstawania przed 8.00 i z rozruchem jak leniwiec, nad wodą pojawiłem się dopiero przed 17.00. Woda była wysoka, ale w oczach spadała. Wybrałem taki rzadko odwiedzany przeze mnie fragment, ale chciałem mieć pewność, że będę sam. Moje obawy były jednak niepotrzebne – jadąc wzdłuż wyższego W2 tylko w typowo burdelowym miejscu widziałem raptem dwóch łowiących.

Zaczęło się obiecująco. Pierwszy rzut, wobler wychodzi od środka Wisły pod brzeg i piękne pobicie. Tyle, że klenia.

11
(fot. A.K.)

 Od razu sobie pomyślałem, że coś za pięknie. I miałem rację. Woda opadła z pół metra i do 20.30 byłem już w klubie „bez dotnięcia”.

A tymczasem Robert powrócił na turę popołudniową i znów złowił kilka ryb, choć mniejszych.

12
(fot. R.M.)

Zdalnie biliśmy koledze brawo. Owszem, zgadzam się z tym, iż w obecnym czasie ryby o sensownej wielkości i w dopuszczającej liczbie są tylko w nielicznych miejscach i te miejsca trzeba znać dość dokładnie, także co do ich charakteru [głębokość, ukształtowanie dna itp.]. Ale nie ma co zrzucać tylko na to. Robert umie te ryby fenomenalnie łowić i tyle. Jakoś ciężko mi uwierzyć, że przez ponad trzy godziny nie trafiłem w dziurę, gdzie choć jakiś nieduży boleń był na moim odcinku. Po prostu nie wierzę, albo nie chcę wierzyć, że u mnie już zupełnie nie ma ryb… W każdym razie na drugi dzień, 2-go maja po prostu mi się nie odechciało.

Tymczasem chyba wraz z temperaturą, ryby rozkręcały się z dnia na dzień.

Pierwszego swojego bolenia 2024 zaprezentował Michał, przysyłając kilka fotek w tym jedno prześmieszne, ale tego akurat nie pokażę.

13
(fot. M.M.)

Wprawdzie nic szczególnego z rybą nie robił, tylko dopisany w komentarzu niby dialog z boleniem, rozwalił mnie na plus totalnie. Natomiast nie mam wątpliwości iż świat zwariował już na amen, bo jak dodałem na fb, co czynię niezmiernie rzadko, dla zasięgów, mój wpis o łowieniu w na Cyprze i Malcie przez kolegów, to tekst uznano za nawołujący do przemocy i jakieś tam ostrzeżenie dostałem. Wprawdzie na mojej stronie to te wszystkie pomioty filozofii Hegla mogą mnie cmoknąć. Ale i tak trzeba by wiedzieć, jak istotną rolę pełni Tommy w naszym gronie, by pośmiać się z dialogu z boleniem.

Pięknego, bo wiślanego i takiego 70+ szczupaka złowił Janek. Hol był niezmiernie szczęśliwy, bo na kleniowym zestawie i bez stalki, a woblerek zniknął, gdzieś tam w paszczy. Z tym, że to też nie nasza Wisła, a odległa lubelska.

14
(fot. J.W.)

Wspomniana przeze mnie na początku tekstu jaziowa meta Arka i Rafała też nie była pusta.

15
(fot. R.S.)
16
(fot. R.S.)

Chyba bym kolegów śledził, ale to jednak ponad 300km…

Tymczasem, jak już zaczęliśmy mówić we własnym gronie, podkreślając kunszt kolegi– Robercik rzucił tu i tam i znów kilka rap wyjął, choć sam mówił że znacznie mniejsze. I tych najmniejszych oczywiście nawet nie fotografował.

17
(fot. R.M.)
18
(fot. R.M.)

Ja trzeciego maja przeprosiłem się z Wisłą i pojawiłem nad wodą nawet przed południem. Jakimś cudem, przy notorycznych wręcz skokach poziomu rzeki, trafiłem na prawie pięć godzin stabilnej wody. Urosła od rana z 1,5m do 2m i taka była do 15.00, gdy dałem za wygraną. A zaczęło się znów pięknie. Nawet książkowo. Znalazłem trącą się gromadę leszczy. Z 10 sztuk. Tak, tak – na wyższym W2 to gromada, bo normalnie to obserwuje się  2-4 sztuki co kilkaset metrów. No i ryby tarły się z hukiem, a wokół nich pływało kilkadziesiąt rybek w wielkości 15 – 30cm. No i na nie polowało „stado”, bo tak ze 4-5 boleni. Dawno u mnie czegoś takiego nie widziałem. Pobicia były widoczne i słyszalne mimo wiatru z około 100m!  Mimo, iż miałem linkę tylko 4kg i kij pod klenia do 15g, to już nie wracałem się do auta, bo przejść musiałbym spory kawał. Tarnus poszybował na cienkiej pletce z 50m jak nic pod przeciwległy brzeg i gdy był w połowie rzeki, to jak nie walnie… Szczęśliwie nie urwał i zdążyłem natychmiast popuścić hamulec. Od razu widać było, że to nie olbrzym, ale i tak znacznie powyżej średniej. Niestety lekki sprzęt zmusił mnie do schodzenia z rybą w dół wody. Musiałem ze sporym hałasem przejść przez ten obszar gdzie ryby żerowały. Jeszcze w momencie holu widziałem dwa ataki, ale potem wszystko ucichło. Bolenia jak mi się wydawało – zmęczyłem lekko 100m niżej miejsca gdzie wziął. Przy drugiej próbie podebrania, nastąpiło coś, co odczułem na kiju, jako jakby skok, popuszczenie zestawu i ryba pod ręką nagle się odwróciła i odpłynęła. Miała tak z 75cm.

W holach bolenie rozginały mi kotwice, zdarzało się, że z rzadka pękła przesadnie cienka plecionka, skręciła się agrafka, ale nigdy ryba nie rozwaliła mi woblera. Nie wiem, chyba te 10 lat leżenia w pudełku nie posłużyło przynęcie.

19
(fot. A.K.)

I potem już bez brania przez cztery godziny. Studnia. Jak po powrocie zobaczyłem ryby kolegów, to się tylko pognębiłem. Ja już mam tak niskie wymagania, że taki boleń uświetniłby weekend i wystarczył mi na całą majówkę.

Inni, nie robiąc sobie chyba słusznie ciśnienia, pierwszy raz łowili zestawem UL. Takim prawdziwie super delikatnym.

20
(fot. K.B.)

Albo choć klenie im brały…

21
(fot. M.H.)

A wieczorem z nocnego wypadu swoje trofea podesłał Rafał.

22
(fot. R.S.)
23
(fot. R.S.)
24
(fot. R.S.)

No zazdrość mnie wzięła. I nie pocieszył mnie nic a nic fakt, że Mateo też wrócił na tarczy z chyba pierwszej swojej tegorocznej celowej wyprawy na bolki. Nakręciliśmy się z Tommy`m grubo i niezdrowo.

Czwartego maja stan Wisły sprowadził mnie do parteru. Wyjeżdżam i jest pod 2m. Przyjeżdżam, a tam w trawach, gdzie tarły się leszcze jest tak…

25
(fot. A.K.)

Na poniższym zdjęciu widać, jak siadła woda [to ten czarny pas].

26
(fot. A.K.)

Byłem tak wkurzony, że na drugi dzień opisałem wszystko, udokumentowałem fotami i wysłałem w kilka miejsc. Nie sądzę, że ktoś to tak szybko przeczytał, ale do dziś  [10 maj godz.9.00] wodowskaz poniżej Łączan nie działa!

Na W2 nawet powyżej progu Łączany widać wahania, po nie ma szans ich nie zauważyć skoro niżej sięgają nie raz ponad metr. Nie ma co liczyć w takich warunkach, że jakiekolwiek tarło, któregokolwiek gatunku będzie efektywne. Nie będzie następstwa pokoleń. A ryby wieczne nie są i te ostatnie, duże w końcu też zdechną. Jeśli mam jeździć po 100-120km w jedną stronę na W3, to zacząłem już któryś raz rozważać kupno zezwolenia w Cieszynie i łowić w Czechach. Mam znajomego, który tak zrobił i twierdzi, że żałuje, iż tak późno podjął taką decyzję. Z tym, że on sporo łowi na muchę, czego nie uskuteczniam.

Kolejne nieciekawe spostrzeżenie: poniżej Łączan od około czterech lat, czyli jak te wahania są częstsze i większe, okres możliwości łowienia na spinning czymś innym niż smużak, z roku na rok jest coraz krótszy, ze względu na nieprawdopodobną ilość glonów. Rok temu już z początkiem czerwca było po sprawie. Uważam, że w tym sezonie już za tydzień  nie będzie to możliwe.

27
(fot. A.K.)

Całe dno jest obrośnięte tym syfem, a jak woda idzie w górę lub  w dół, to pływa tego masa w toni. Nie ma szans połowić.

Wracając do ryb. Za dnia nic nawet nie powąchało. Około 22.00, gdy zmieniłem zestaw na kleniowy znów w pierwszych rzutach spokojne cmoknięcie…

28
(fot. A.K.)

…by prawie do północy pozostać bez dotknięcia. Uciekłem przed zimnem. Zacząłem przy 23 stopniach, a kończyłem przy 8-u.  Jeszcze rzuciłem okiem na nasze forum, a tam Rafał w tym czasie co ja dobrze się bawił.

29
(fot. R.S.)
30
(fot. R.S.)
31
(fot. R.S.)

Chyba jedyną osobą z naszego grona, która zaliczyła niegościnne W2 był Mateusz Drugi i podesłał swojego „bolenia”.

32
(fot. M.R.)

 A, no i pojawił się boleń Bartka z Popradu z godzin dopołudniowych.

33
(fot. B.K.)

Doszły wieści, że na W3 dalszy znajomy miał życiówkę bolenia – 84cm. Widziałem fotkę, ale nie mam zgody na prezentowanie, bo miejsce widać, jak na dłoni. Rozumiem.

Niektórzy wyraźnie przedłużyli weekend i także zaliczyli pierwsze bolenie i też albo na W3, albo poza naszym okręgiem.

34
(fot. M.O.)
35
(fot. M.K.)

Nawet rekordowo sfrustrowany Tommy odkuł się grubo 6-go maja kilkoma rybami, z których część złowił już po ciemku.

36
(fot. T.M.)

No i majówkę , jak otworzył, tak zamknął Mateusz kolejnym jaziem.

37
(fot. A.K.)

Mój komentarz do całości jest taki: gdyby było jak jeszcze pięć-sześć lat temu, to bym do połowy maja ścigał się z płociami i wzdręgami, podziwiał, ale na spokojnie duże ryby kumpli. Ale łowienie na spinning i chyba nie tylko tą metodą licząc na częsty i duży białoryb w stawach nie ma sensu. Ostatnie lata to nie tylko pstrągowa zapaść, ale taka ubogość dotyka nawet tak pospolite gatunki jak właśnie płotki i wzdręgi. Smutno i tyle.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *