Szukaj
Close this search box.

Duży kleń okiem doświadczonego spinningisty – wywiad

Często może słyszycie  że jakiś tam wędkarz, to ma „takie wyniki”. Ja czasem też tak słyszę.  Niżej wywiad z takim wybijającym się wyraźnie ponad statystykę spinningistą. Ja o Mateuszu, choć z braku czasu nie bywam na forach wędkarskich, to słyszałem już parę lat temu z różnych źródeł [często zajmuje wysokie pozycje w zawodach albo je wygrywa]. Poznaliśmy się osobiście bo kolega wystartował w naszej LSP.  Na naszym forum ligowym wymieniamy się informacjami, chwalimy co lepszymi wynikami. Kolega chyba nie tylko mnie zaskakiwał zdjęciami wielkich kleni. Nie byłoby w tym nic szczególnego gdyby nie fakt, że podsyłał praktycznie z prawie każdego wypadu  średnio licząc dwie – trzy foty około 50cm kleni. Jak sam nam mówił, ustanowił dla siebie takie wyzwane: 50 kleni  wielkości minimum 50cm w sezonie. Podobno w 2022 troszkę brało. Za to w minionym roku  zrealizował ten wynik z prawie 20% nadwyżką.  Zastanawiałem się jakie zdjęcia ryb mojego rozmówcy dodać do tekstu. Wywiad przeprowadzałem korespondencyjne  na przestrzeni trzech weekendów.  Niejako w czasie trwania wywiadu  Mateusz był dwukrotnie na rybach w tym najbardziej śnieżnym okresie. Uznałem że pokazanie tych kilku ryb kolegi będzie wystraczającym świadectwem znajomości  wody, wędkarskiego rzemiosła,  wystarczającą ilustracją  wywiadu.  Oczywiście żaden wędkarz raczej nie odkryje się w 100%. Sam zresztą zgadzam się z tym, iż żyjemy w tak chorych czasach, gdzie powiedzenie za dużo, oznacza co najmniej dosłowne wykończenie miejscówki czy nawet fragmentu rzeki. Chciałbym dożyć czasów gdy w podobnych sytuacjach można by nakręcić wywiad z daną osobą na jego najlepszej mecie, pokazać  ją, to jak łowi ryby.  Ale to na razie marzenie idealisty jeśli myślimy o wędkarstwie spinningowym. Póki co zapraszam na wywiad z Mateuszem Kanownikiem.

A.K. Odnośnie klenia -wizerunek tej ryby się zmienia, nie mniej wciąż należysz chyba do wyraźnej mniejszości, która jednak preferuje miękkie przynęty w połowie tej ryby…

M.K. Zgadza się – jestem zdecydowanym zwolennikiem przynęt gumowych i łowię nimi cały rok. Nie znaczy to że rozstałem się z woblerami,  nimi również łowię  ale w określonych porach roku, natomiast pudełko z przynętami gumowymi mam zawsze przy sobie. Czy należę do mniejszości ? Częściowo tak ale nie do końca – w ostatnich latach zauważyłam że coraz więcej wędkarzy świadomie decyduje się na taki rodzaj wabika jeśli chodzi o łowienie kleni .

A.K. Jak doszedłeś do wyników obecnych? – zakładam, że nie od razu łowiłeś wszystkie klenie w okolicach 2kg.

M.K. Oczywiście że nie od razu 🙂 Choć  pamiętam swojego pierwszego klenia złowionego na małej rzece który mierzył równo 40 cm. Później moje łowienie to taki standard jak pewnie wszyscy albo większość,  czyli woblerki przede wszystkim i czasem obrotówki za którymi jakoś specjalnie nie przepadam mimo że potrafią być skuteczne. Co do osiąganych wyników to myślę że kluczowa była decyzja o całkowitym nastawieniu  się na ten jeden gatunek. Od kilku dobrych lat 99% moich wyjazdów to właśnie klenie, naturalnie cały ten czas powiększam wiedzę na ich temat, a później tą teorię staram się  sprawdzić i wykorzystać w praktyce nad wodą, równocześnie eksperymentując z przynętami i techniką ich prowadzenia.

A.K. Zanim zapytam o to, co pewnie najbardziej interesuje Czytelników, czyli jakim łowisz zestawem, charakter łowiska, taktyka itp. – był jakiś taki przełomowy moment, który zadecydował, albo przekonał Cię do przynęt miękkich w połowie kleni?

M.K. Zdecydowanie był taki moment, nie pamiętam dokładnie ale myślę że około 8-9 lat wstecz.  Kolega Paweł „Helikon” z naszego klubu spinningowego „Zębaty Bochnia” zauważył że lubię oraz najczęściej łowię lekko i staram się dokładnie obławiać wodę w zasięgu rzutu.  To On właśnie namawiał mnie by poświęcić więcej czasu na przynęty miękkie [mówię tutaj o łowieniu kleni przede wszystkim oraz pstrągów].  Powiedział wtedy „gumy to przyszłość” i jak się okazało miał racje. Wcześniej oczywiście łowiłem na małe gumki ale z nastawieniem na okonia i czasem zdarzało się przyłowić klenia, natomiast  świadome łowienie ich na przynęty miękkie zaczęło się w tamtym okresie, więc myślę że to był ten przełomowy moment. Co do zestawu, jak wspomniałem wyżej lubię łowić lekko. Używam kilku wędek w zależności od łowiska,  cechą wspólną jest ich długość:  preferuję raczej krótkie kije (1.9-2.2 m.) o parabolicznej akcji, ich parametry – c.w.  to 0-5 / 2-8 / 1.5-10 /2-12. Jedynie przy łowieniu na smużaki wędki są ciut dłuższe 2.50/2.70 m. Kołowrotki w rozmiarze 2000/2500 z płynnie działającym hamulcem, jako linki używam cienkiej plecionki do której wiążę przypon z fluorocarbonu albo żyłki.  Jeśli chodzi  o charakter łowiska to raczej nic nadzwyczajnego czy odkrywczego nie powiem.  Wędkuję na kilku rzekach i wszystko zależy od pory roku. W ciepłych miesiącach na przelewach, opaskach czy pod nawisami drzew. A zimowe łowienie to wszelkiego rodzaju spowolnienia nurtu. Odnośnie taktyki, najczęściej wędkuję sam ponieważ uważam,  że im mniej ruchu na brzegu tym lepiej, szczególnie gdy chcemy podejść dużego klenia. Powiedzenie „kleń ma oko w każdej łusce ” nie wzięło się znikąd. Pewnie śmiesznie to wygląda z daleka jak gość z wędką skrada się w kierunku wody, chowa za jakimś głazem albo kuca w trawie czy przytula do drzewa.  Brodzenie po pas w wodzie również ma swój urok i tu spokojnie można sobie we dwóch iść środkiem rzeki , obławiając dziesiątki metrów obydwóch brzegów.

(fot. M.K.)

A.K. Powyżej trochę powiedziałeś już o charakterze miejscówek, ale kiedyś wspominałeś, że unikasz odcinków z kleniami typowej wielkości. Jesteś w stanie wskazać jakie cechy szczególne mają miejscówki, gdzie chętnie bytują te największe okazy tego gatunku?

M.K. Faktycznie tak powiedziałem, tyle że chyba zbyt dosłownie zostało to odebrane. Jak pewnie każdy spinningista, lubię połowić ilościowo, a tamte słowa dotyczyły poprzedniego sezonu i zrealizowania dość ambitnego celu jaki sobie postawiłem kilka lat temu czyli złowić w jednym sezonie 50 kleni w rozmiarze minimum 50 cm.  W minionym roku niewiele już brakowało i siłą rzeczy musiałem wybierać takie właśnie miejsca gdzie w przeszłości mierzyłem się z takimi rybami. Szczęściu trzeba dopomóc i mi się to udało z lekką nadwyżką. Złowiłem 59 takich okazów- satysfakcja nie do opisania.  Wracając do tych średnich/typowych wielkości ryb , są miejsca o których dosłownie każdy wie i złowienie tam klenia 25-30 cm nie jest niczym nadzwyczajnym, śmiem twierdzić że dziecko będące tam pierwszy raz, złowi jakąś rybkę.  Takie właśnie miejsca omijam szukając tych większych kleni.  Cechy szczególne… to jest dla mnie trudny temat z dwóch powodów :

– po pierwsze nie czuje się na siłach udzielać takich rad, myślę że moja wiedza jest jeszcze zbyt uboga w tym temacie, mimo to spróbuję – ja takie miejsca typuje bardziej intuicyjnie i po prostu je sprawdzam, sprawia mi to ogromną frajdę; tym dla mnie jest wędkarstwo, jak wspominałem wcześniej często wędkuję w pojedynkę i cechą wspólną takich miejsc jest względna cisza i spokój czyli brak innych wędkarzy

– kolejna rzecz to brak bezpośredniego dojazdu lub utrudniony dojazd – to idzie w parze,  będzie dojazd- będą ludzie i wędkarze / nie będzie ani ciszy ani spokoju

– kolejny  powód jest mniej przyjemny i dotyczy właśnie innych wędkarzy –  w ostatnich latach presja wędkarska jest coraz większa a ryb niestety coraz mniej; o ile sama presja jest zrozumiała bo wiadomo, że każdy chce łowić, to niezrozumiałe jest dla mnie tzw. „parcie na szkło” niektórych wędkarzy , którzy nawet najmniejszego okonka czy klenika ledwo wystającego z dłoni muszą sfotografować i wstawić w mediach społecznościowych przy okazji wystawiając miejsce na najazd mięsiarzy… Doświadczyłem również podobnej akcji jak Ty Adamie.  Ciebie śledził „motorek” jak dobrze pamiętam. U mnie był to – nazwijmy go „nielot” …brak mi słów na takich pacjentów. Poświęcamy setki godzin na odkrycie rybodajnych odcinków czy miejsc, a taki „nielot” czy „motorek” poświęca go na wytropienie gdzie łowisz , by jechać na gotowe, nagrać filmik i spalić miejscówkę… Takie rzeczy sprawiają że dzielenie się swoimi przemyśleniami i wnioskami z innymi staje się coraz trudniejsze. 

(fot. M.K.)

A.K. A czy to jak łowisz – mam na myśli zestaw/przynęty, pozwala wyeliminować brania mniejszych ryb, czy jednak miejscówka/odcinek jest decydującym czynnikiem? Pytam o to gdyż na moich odcinkach Wisły generalnie obok siebie łowię ryby bardzo różnych wielkości. U mnie to zawsze loteria, poza sztukami wyraźnie 50+ bo te wg mnie bytują w dość dużym rozproszeniu, a czasem mam podejrzenie, że to samotniki…

M.K. Bardzo ciekawe pytanie i myślę że nie da się jednoznacznie na nie odpowiedzieć,  przynajmniej ja nie potrafię. Wcześniej wspominałem o takich popularnych miejscach gdzie ryby się kumulują –  jestem pewny że te grubsze okazy też tam są , tylko albo są poza zasięgiem rzutu albo przez natężenie ryb średniego rozmiaru łowi się je dużo rzadziej niż te typowe sportowe i tu ciężko znaleźć sposób na selekcję, więc wybór odcinka ma duże znaczenie.  W swoim wędkowaniu bardzo dużo eksperymentuję i nieustannie szukam czegoś nowego , czy to przynęt czy nowych miejsc/odcinków. Czasem klenie reagują na gumki 3-4cm, innym razem na  7- 8cm a jeszcze  innym razem nie reagują w ogóle. Ja to traktuję jako niekończące się kombinowanie (kolory/rozmiary/kształty/obciążenie) – tym jest dla mnie wędkarstwo.  Gdybym miał tak sztywno w cyferkach podzielić to 60 % odcinek rzeki a 40 % przynęty .

A.K. A jaką porę roku, względnie najlepsze miesiące wskazałbyś jako te, kiedy najłatwiej o kontakt z dużym kleniem?

M.K. Jedną z zalet przy łowieniu kleni jest to, że możemy się za nimi uganiać cały rok i tak pół żartem pół serio to każda pora roku jest dobra, trzeba się tylko odpowiednio  dostosować . Myślę jednak, że łatwiej o kontakt z dużym kleniem w okresach zimowych czyli koniec i początek roku  w zależności jaka ta zima jest. Drugim takim okresem są dla odmiany te dużo cieplejsze miesiące i mam na myśli łowienie z powierzchni na smużaki. W tym czasie łatwiej jest nam namierzyć ryby, ponieważ  możemy je po porostu zobaczyć.  

A.K. To trochę przekornie zapytam o pogodę, choć mam wrażenie, że łowisz te ryby niezależnie od aury…

M.K. Masz rację Adam, nie zwracam szczególnie uwagi na pogodę i nie prowadzę żadnych zapisków przy jakiej aurze brania były lepsze a kiedy gorsze. Staram się w miarę możliwości, bez względu na warunki atmosferyczne, jak najczęściej przebywać nad rzekami. Nie raz i nie dwa przemokłem do suchej nitki, albo spaliło mnie słońce lub wymarzłem przy niskich temperaturach. Tak naprawdę ogranicza mnie mróz. Zamarzające przelotki oraz plecionka praktycznie uniemożliwiają wędkowanie. Wiatr również nie pomaga ale zawsze można próbować się tak ustawić by go trochę  zminimalizować. W sumie jest jeszcze jedna rzecz na którą wpływu nie mamy czyli wysoka i brudna woda. W takich warunkach odpuszczam, nie lubię łowić w wodzie o kolorze kawy z mlekiem. 

A.K. A czy widzisz jakieś różnice między połowem kleni w rzekach dużych, a rzeczkach niewielkich? Oczywiście uwzględniając Twój styl łowienia.

M.K. Przede wszystkim samo podejście do miejscówki. Brzegi na małych rzekach są często gęsto porośnięte krzakami, drzewami i inną roślinnością, co z jednej strony utrudnia nam to podejście by nie przepłoszyć tych czujnych ryb (szczególne większych), a z drugiej strony możemy właśnie tą roślinność wykorzystać do kamuflażu, by pozostać niezauważonym. Możemy również bez problemu zmienić brzeg z którego łowimy. Na trochę większych rzekach do tego co powyżej, dochodzi jeszcze brodzenie, o którym wspominałem wcześniej, dwa brzegi do dyspozycji równocześnie. Kolejną różnicą jest waga i wielkość przynęt. Na małym cieku raczej drobno i lekko, z kolei na dużej rzece może być „ciut” grubiej i ciężej. Problemem tutaj jest zasięg . Trzeba kombinować by doleciało i nie tonęło jak kamień . A i tak czasem tego nie przeskoczymy.

A.K. Miałem właśnie przejść do tematu przynęt. Co dla Ciebie oznacza „lekko” albo „ciężej”? I jakie kolory Tobie najlepiej się sprawdzają?

M.K. Gdybym miał wypośrodkować i podać wagę obciążenia jakie stosuję najczęściej, wyszło by prawdopodobnie między 1.5 a 2 gramy – w praktyce wygląda to zupełnie inaczej i zależy od warunków jakie zastanę nad wodą i oczywiście od wielkości rzeki nad którą jestem. Najlżejsze stosowane przeze mnie obciążenie to wolframowe główki 4mm czyli poniżej 1 grama, z kolei najciężej to 3 gramy (sporadycznie jak już nic nie działa to założę te 4 g). Jeśli chodzi o kolory, ciężki temat dla mnie, ponieważ często nimi rotuje (prawie jak przy okoniach), niemniej są takie które zakładam częściej niż inne. Jednym z nich jest czarny –  dla mnie podstawowy i nieraz byłem zdziwiony oglądając jakieś filmiki czy czytając różne artykuły, że nie jest on wymieniany. Brązy też często wiszą na końcu zestawu, zielony również ale bardziej ciemny, taki „zgniły”. Po przeciwnej stronie jest biały  – wszyscy pewnie słyszeli zdanie o dziadku rzucającym białym kopytem 🙂 Ano coś w tym jest. Różowe tak samo, choć bardziej kojarzony jest z pstrągami to klenie też nimi nie gardzą.

A.K. Daleko mi do Twoich wyników, ale jak łowię klenie w zimnej porze i podobnie jak Ty – w zasadzie korzystam tylko z przynęt miękkich, zauważyłem, że na moich miejscówkach głównie waga, [a trochę mniej kolor] ma znaczenie. Poza tym trzeba tylko wiedzieć gdzie i po prostu trafić w wodę wabikiem. Czy masz jakiś szczególny patent na podanie, prowadzenie, animację przynęty, czy nie odgrywa to aż tak dużej roli?

M.K. Częściowo się z Tobą zgadzam, ale nie do końca tzn. co do wagi – racja, u mnie też odgrywa dużą rolę, ale kolory stawiam na równi z nią w odgrywaniu znaczenia. Testowałem to nad wodą, miałem brania ryby na dany kolor, zmieniłem na 2 czy 3 inne- bez reakcji , ponowne założenie pierwszego koloru i okazało się że zainteresowanie wabikiem powróciło. Albo sytuacja gdy łowiąc we dwóch – bez efektów , jeden z nas nareszcie ma kontakt z rybą,  druga osoba zakłada ten sam kolor i również ma branie. Te dwa przykłady świadczą że jednak kolor ma znaczenie, przynajmniej tak mi się wydaje albo chcę w to wierzyć. Co do patentu, gdyby tak było to łowiłbym klenie za każdym razem gdy jadę nad wodę, a tak nie jest. Niejednokrotnie schodzę na zero i to nawet w sytuacji gdy jakiś kleń „zdradzi” pozycję w jakim rejonie ryby przebywają, więc z tym „trafianiem do wody” też nie jest tak do końca łatwo. Owszem, tak jak mówisz trzeba wiedzieć gdzie – nie zaprzeczam, na tym polega zimowe łowienie jakby nie było, ale wcześniej trzeba ich poszukać – taki rodzaj zimowych łowów preferuję i polecam (satysfakcja dwukrotnie większa).  Niemniej jakiś własny sposób podawania i prezentacji przynęty sobie wyrobiłem,  staram się możliwie długo i wolno prowadzić wabik, by wyglądało to w miarę naturalnie, często łowię w takim kontrolowanym dryfie pozwalając żeby to woda wykonała za mnie część roboty. Animuję drobnymi ruchami wędką, czasem podbiję wyżej ale też bez przesady.  W skrócie – co tylko przyjdzie mi do głowy byle w miarę spokojnie. Czyli wychodzi na to, że jednak prezentacja przynęty odgrywa sporą rolę w zimnych miesiącach. 

A.K. Przejdźmy może do ciekawostek. Z tego, co widzę relatywnie częstym przyłowem w Twoim przypadku są bolenie. Jak często trafiają się inne gatunki poza kleniami?

M.K. Faktycznie zdarzają przyłowy w postaci boleni. O ile w sezonie letnim łowiąc na smużaki taki boleń zgarniający przynętę z powierzchni nikogo pewnie nie zdziwi, to trafiają się również na gumki,  w moim przypadku na wiosnę w kwietniu oraz końcem roku na przełomie października z listopadem. Z reguły są to po prostu zwykłe przyłowy, ale miałem jedną sytuację w zeszłym roku gdy ten drapieżnik dwukrotnie odprowadzał praktycznie pod same nogi gumową larwę, będąc nią ewidentnie zainteresowany. Za trzecim razem już jej nie odpuścił 🙂 Co ciekawe są to wcale niemałe ryby bo prawie 70-cio centymetrowe. Aż tak dużo ich nie było, by nazywać je „częstym” przyłowem, ale „kilka” sztuk się trafiło. Jeśli chodzi o inne gatunki to oczywiście okoń, zdarza się szczupak z tym że jego nie zawsze uda się wyholować z wiadomej przyczyny. Trafiają się również świnki czy jakaś brzana ale rzadziej. Łowiąc na mniejszych rzekach ciekawym przyłowem był dla mnie jazgarz, którego udało mi się złowić 2 lub 3 razy. Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie jak często takie przyłowy się zdarzają, nie notuje tego , ale wbrew pozorom nie jest ich dużo. Myślę że około dziesięciu ryb w sezonie to max.

A.K. A miałeś jakieś doświadczenia z kleniami w wodach stojących?

M.K. Niestety w tym temacie nie posiadam praktycznie żadnej wiedzy. Nie znam albo nie odwiedzam takich łowisk ze spokojną wodą w których żyją klenie. Wprawdzie miałem jeden taki epizod:  podczas zawodów na zbiorniku zaporowym w Kazimierzy Dolnej, pamiętam że przed zawodami koledzy mówili właśnie o tych kleniach a jednego z nich udało mi się złowić . Przynętą którą pobrał była oczywiście gumka (pomarańczowa larwa ważki) rybka miała około 40 cm i choć zapisała się w moim doświadczeniu to traktuję ją jako szczęśliwy fart.

A.K. To teraz chyba ostatnie pytanie, a właściwie kilka, związanych z wielkością tego gatunku. Uznaje się klenie 50cm za duże, a te 55cm i większe już za górną półkę odnośnie tego gatunku. Wspominałeś, że wciąż polujesz na 60-kę. Z drugiej strony relatywnie często łowisz ryby 57-58cm. Czy widziałeś na żywo jakiś szczególny okaz klenia, albo wiesz o takim z bardzo sprawdzonego źródła? A może miałeś na kiju klenia wyraźnie wyrastającego ponad statystyki?

(fot. M.K.)

M.K. Jeśli chodzi o wielkość tego gatunku, to wszystko zależy od warunków w jakich żyje, od bazy pokarmowej i oczywiście od wielkości rzeki oraz presji ze strony „wędkarzy” mięsolubnych, bo trudno sobie wyobrazić  by w małym ciurku pływało dużo takich dorodnych kleni.  Nie mniej uważam podobnie – sztuki przekraczające 50 cm za duże i stare ryby, a te 55+ za okazy, prawdziwie „kleniozaury”. Górnej granicy nie potrafię wskazać choć słyszało się niejedną historię o rybach 65/68 cm. Jedyne co może potwierdzić taki rozmiar to miarka a dziwnym trafem nigdy jej nie ma 🙂 Osobiście w klenie 60+ wierzę i wiem że takie pływają, raz brakło mi dosłownie 2 mm innym razem 5 mm … Faktycznie mam na koncie sporo takich ryb w przedziale 57-59 cm i ze statystycznego punktu widzenia tak mogłaby się ta granica rysować, ale 60-tki bez wątpienia są. Na żywo widziałem takie sztuki 2 lata temu,  wczesną wiosną wypatrzyłem kilka 50-tek i gdy je podchodziłem, okazało się że za nimi, trochę głębiej i parę metrów dalej stoją 3 takie „uboty” których wielkość oceniam na +/- 65 cm! Wiadomo że trzeba brać poprawkę,  ponieważ woda nas troszkę okłamuje, lecz tamte kolosy bez wątpienia miały ponad 60 cm. Czy holowałem klenia 60+ ?  Mógłbym odpowiedzieć że tak, tylko za każdym razem na brzegu okazywało się iż ma wspomniane wcześniej 58/59. Kilka ryb również wygrało pojedynek z czego 1 sztuka utkwiła w pamięci gdyż spięła się przy samym podbieraku a jej gabaryty wskazywały na te magiczne 60+ … Dlatego dopóki miarka mi nie potwierdzi że ta granica została osiągnięta/przekroczona, to nie będę opowiadał ile to już sześćdziesiątek nie widziałem albo złowiłem. Uważam że aby złowić tego monstrualnego klenia, trzeba go albo „wychodzić” albo trafić z przypadku.

A.K. Niezmierne dziękuję za czas  oraz uchylenie rąbka Twoich seretów.

2 odpowiedzi

  1. No i to jest prawdziwy wywiad. Szczery bez ściemniania…. Miarki dziwnym trafem nigdy nie ma 🙂 choć np ja nigdy nie mam zdjecia ryby na miarce. W ogóle średnio lubię mierzyć ryby. Pewnie gdybym złapał któregoś z tych kleni Twoich 59 cm mówiłbym ze to 60tka.

    Przy kleniu każdy centymetr to zupełnie inna ryba. Jest przepaść między kleniem 50 a 53 cm . Ten dłuższy wydaje się dwa razy większy.

    1. Mateusz prawie zawsze ma też fotki na miarce. Nie dawałem ich ponieważ nie eksponują ryb tak fajnie jak z ręki czy na podbieraku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *