Wisła

Rzeka bez której nie ma dla mnie wędkarstwa w tym kraju. Nie tylko dlatego, że mam blisko do jej brzegów. To coś więcej niż tylko woda i ryby. Nigdzie nie czuję się tak jak tutaj. Nie ważne czy to surowy grudniowy dzień, jeden z tych ostatnich w sezonie, delikatny w łagodnym słońcu wczesnomajowy poranek, potrafiący zupełnie zmącić wszystkie zmysły zapachami i obrazami, czy wreszcie tropikalny upał lipca nad ledwie sącząca się jak na taką rzekę wodą, kończąc chłodnym, jesiennym zmierzchem z zapachem pieczonych ziemniaków. To tutaj łowiłem przy minus 10 stopniach, przeżyłem największe gradobicia, ulewy, śnieżyce i burze. Tak naprawdę to ta woda nauczyła mnie łowić i szanować to, co złowiłem.

Moja Wisła to fragment od Oświęcimia aż po ostatni próg wodny poniżej Krakowa. To w zasadzie cztery typy łowisk:

  •  powolne o kanałowym charakterze odcinki

    (fot.:A.K.)

  •  dość bystre fragmenty z licznymi zakrętami i na ogół stromymi burtami

    (fot: A.K.)

    •  rejony poniżej progów wodnych z iście podgórskim charakterem

Wisła -Dwory (fot.:A.K.)

Sztuczny przelew poniżej progu w Dworach (fot.:A.K.)

Próg w Przewozie (fot:A.K.)

  •  na ogół szerokie lustro wody powyżej progów, o charakterze wręcz wody stojącej

    (fot.:A.K.)

Jest w czym wybierać. Do tego w jednym rejonie mam żwirownię o około 700m od Wisły w prostej linii, a pomiędzy nimi trzy starorzecza. Kiedyś były rozległe, dziś są małymi bajorami, dodatkowo kosmicznie zarośniętymi od powodzi w 2010r. Można w nich było liczyć głównie na okonie i szczupaki, ale w stosunku do wielkości tych kałuż, rozmiary ryb bywały zadowalające.

Wiślane starorzecza wiosną (fot.:A.K.)

Starorzecze „okoniowe” (fot.:A.K.)

Żwirownia jest dość tajemnicza i bardzo „nierówna”. Miałem lata, gdzie w biały dzień łowiłem po kilka sandaczy [takich do 60cm], a zdarzało się, że woda wydawała się martwa.

Początek lata na żwirowni (fot.:A.K.)

Żwirownia w pobliżu Wisły – jesień (fot.:A.K.)

Szczególnie kiepsko jest od dwóch lat. Żwirownia to około 4 hektarów powierzchni i do 6m głębokości. Woda jest cały rok mętnawo-zielona.

Wracając do Wisły, to jej największym atutem jest liczba gatunków z którymi spinningista może się zmierzyć. Tym bardziej, że wiślane ryby tzw. spokojnego żeru, nie są takie łagodne. W Wiśle na spinning nie złowiłem tylko karpia, amura i tołpygi [o ile to możliwe]oraz świnki i węgorza. Mam na myśli uczciwe branie a nie podcinki. Leszcze, krąpie, brzany, wzdręgi, karasie, nawet sporadycznie liny, nie są niczym dziwnym dla spinningistów. Do tego oczywiście dochodzą gatunki „główne”: sumy, całkiem liczne, bolenie – najliczniejsze z dużych drapieżników, sandacze – w ich przypadku z rozmiarami nie ma szału ale jest ich wiele, chmary kleni i jazi. Jedynie mało jest szczupaka. Natomiast widziałem u innych wędkarzy i miałem sam okazję złapać pstrągi potokowe. Szczególnie jesienią. Istny raj, o którym można napisać książkę.

Wisła – powódź 2010r. odsłoniła kamieniste fragmenty brzegu (fot.:A.K.)

P.S. 2016. Nad Wisłą obecnie trzymają mnie jeszcze tylko jazie i ponton, który na krakowskim odcinku nie jest znów aż tak częsty. Bywam tu już relatywnie rzadko.Po prostu ta woda, jak żadna chyba inna, kumuluje takie ilości kłusowników i mięsiarzy, że odechciewa mi się stać nad jej brzegiem.

PS. 2023. Wszystko co powyżej opisałem jest na skraju zagłady. Od około czterech lat notoryczne niczym nieuzasadnione metrowe skoki  wody z godziny na godzinę zachwiały równowagą ekosystemu. Efektywnego tarła praktycznie nie ma. Do tego tabuny kormoranów w ostatnich enklawach gdzie coś jeszcze pływa. Wędkarze tylko wykańczają niedobitki. Jaź jest gatunek rzadkim szczupak reliktem. Prezentowane starorzecza nie istnieją bądź zostały sprowadzone do kałuży o powierzchni 20m kwadratowych i  głębokości pół metra. Rejon Krakowa jest obecnie tak słaby wędkarsko że łowię tu wyłącznie ponieważ mam relatywnie blisko…