Czwarta tegoroczna tura Ligi miała miejsce około niechlubnego meczu naszych kopaczy w Kiszyniowie. Nam za łowienie w Lidze nikt nie płaci i po tym, co tam odstawiłem – chyba na szczęście. Najnormalniej dałem pokaz nonszalancji skrzyżowanej z ekstremalną ciapowatością. A bolało jak cholera, bo dzień był rzeczywiście słaby i jedna ryba dawała dobre miejsce. Na prawie 20 osób tylko 7 punktowało. To niewiele jak na tę wodę. Było nas trochę mniej niż poprzednio gdyż Rafał z Zygmuntem pastwili się nad nami fotkami kolejnych pięknych ryb ze Skandynawii, a z kolei Brandy i Weronika grzali się w cieplejszych rejonach świata.
Tym razem łowiliśmy po południu, a wylosowany odcinek obejmował, podobnie jak poprzednio: krakowski i tarnowski no kill z dodanym teraz także odcinkiem muchowym. Tak, że można było liczyć na to, że przynajmniej 1/3 ekipy pojedzie właśnie tam. Sam kalkulowałem, że odpuszczam 3-4 pierwsze miejsca, bo je zajmą muszkarze i będę konkurować o te wysokie ale niżej w rankingu umiejscowione pozycje. Nieporadność jaką się wykazałem, zabolała podwójnie, ponieważ ku zaskoczeniu wszystkich…muszkarze generalnie też polegli.
Aura dawała do wiwatu, bo jak od miesiąca, niezmiennie panowała płn – wsch cyrkulacja. Wiatr chciał urwać głowę. Od dawna nie padało, więc woda była kryształowa i bardzo niska.
Do treningów przyznał się Marcin, a ich efekty dzień przed turą były dość obiecujące.
Wynik otworzył Bartek i to po dopiero prawie godzinę od startu. Ostatnio pisałem, że nigdy mu na Rabie nie szło. Zmieniając taktykę i celując we wszystko poza pstrągami, punktował drugą turę z rzędu. Jedną tylko rybą, ale, jak napisałem – brania były bardzo kiepskie, nie tylko w mojej opinii.
Łowiło mi się znakomicie, bo faktycznie w przeciwieństwie do tury majowej, mało kogo było widać nad wodą. Tyle, że na wybranym fragmencie panowała absolutna cisza.
Druga punktowana ryba padła dopiero 80 minut po okoniu Bartka. Przyjemnego pstrąga złowił Mateo.
Podobnie jak Bartek, Mateo dołączył do grona osób, które punktowały w dwóch turach, po kuriozalnie słabych wynikach w marcu i kwietniu. Tym samym uzyskiwali znakomite miejsca w rankingu generalnym. Ale o tym na koniec.
Ja około 19.00 wróciłem się będąc bez brania czegokolwiek zahaczającego o punkty i doczłapałem do opisywanej w poprzednim tekście nijakiej płani. Tym razem już z daleka zobaczyłem…spław. Taki dość drapieżnie wyglądający, choć nie zwiastujący niczego szczególnego. Katowałem krótką rynnę będącą na skraju i na końcu zarazem opisywanego fragmentu, a utworzoną z mocno podmytego tu na około 7m brzegu. Około 1,5m głębokości. A wszędzie wokół wypłycenie do nawet ledwo 20cm. Bardzo szybko złowiłem dwa pstrągi ale bez punktów. Łowiłem bardzo ryzykancko, ale kolejny raz udowodniłem sobie, że jak tam jest niziutka i czysta woda, to ja inaczej niż stosując zestaw UL nie radzę sobie. Gorzej jak weźmie duży. Tommy widząc na zbiórce mój sprzęt, wykrakał …
Na końcu płani, jak zazwyczaj tu jest, stało co najmniej kilka pstrągów, które od czasu do czasu coś tam atakowały. Kilka wyjść, bez ostatecznego uderzenia ryb też zaliczyłem, choć z tych, co widziałem, żadna nie była na punkty. I w końcu gdy tak batożyłem te kilkanaście metrów kwadratowych wody, w którymś przepuszczeniu – branie. Łowiłem skrajnie małym 3,5cm woblerkiem do twitchingu, który zdecydowanymi szarpnięciami ściągałem z nurtem, nieco w skos. Bardzo szybko. I gdzieś na krawędzi ciemnej wody i żwirkowego kantu gwałtowne branie. Co to było – nie mam pojęcia. Nie widziałem nawet cienia. Na pewno gruba ryba, jak na sprzęt, który trzymałem w ręce. Żyłeczka pękła momentalnie. I do dziś dumam, bo nawet mocno tego nie odczułem, a wędeczka ugięła się symbolicznie… Niby mógł być szczupak, ale ten atak, nie miał nic ze szczupaczego charakteru. Z kolei pstrągi w takiej sytuacji momentalnie zawracają pod prąd, a ta ryba nawet nie zrobiła zwrotu. Nie miało to też nic z kleniowej „bomby”. Już się nie dowiem.
Ze strasznie kwaśną miną poszedłem na przeciwległy brzeg i zamieniłem jednak kołowrotek, na taki z plecionką o dwukrotnie większej wytrzymałości. Bez żadnych już nadziei wróciłem w pobliże rynny. Założyłem topornie chodzący 7cm wobler. Kilka rzutów i znów ryba. Tym razem niewielka, aczkolwiek w porównaniu z poprzednimi chyba na punkty. Na sekundę wyjmuję pstrąga z podbieraka i przyłożony do kija pokazuje 32-33cm. Na bank punkty! Ładnie wybarwiony, całe płetwy, nic z trupiej bladości pstrąga „czatko”.
Rozważałem chwilę byle jakie zdjęcie i potem lepsze pod brzegiem, ale coś mnie podkusiło. Podszedłem od razu do płaskiej, trawiastej burty. Przygotowałem aparat [dokładny pomiar miał być później], ująłem pstrąga przy głowie pod płetwy piersiowe i ogon oparłem na ramie podbieraka. A ten jakoś się targnął, a ponieważ trzymałem go delikatnie, to w momencie wpadł w wodę i poszedł w długą. No Kiszyniów, jak nic L Do końca tury była jeszcze godzina, ale nic nie ugrałem. Jakieś drobne pstrążki, spad takiego na granicy.
Ryby minimalnie zwiększyły aktywność przed samym wieczorem. Najpierw Mateusz złowił leszcza na w sumie sporą gumę. Paru świadków mogło tylko obserwować .
Już pod sam koniec tury, Tomek, jako jedyny na muchowym odcinku wyjął punktowanego kropasa.
W międzyczasie niewielkiego ale na punkty pstrąga złowił Michał. Kropkę nad „i” postawił jednak Piotrek. Nie pierwszy to raz, gdy wygrywa na Rabie nawet wobec możliwości łowienia na odcinku muchowym przez muszkarzy. Jedyny z uczestników mający tego popołudnia dwie wyjęte ryby na punkty. Dosłownie rzutem na taśmę zaliczył dwa brania. Już o kończącym się czasie. Najpierw, podobnie jak Mateusz, wyjął leszcza, ale większego.
A zaraz potem poprawił ładnym już kleniem. Jedynym tego dnia wśród nas wszystkich.
Wygrał bezdyskusyjnie.
Jak zawsze, parę osób udało się namówić na kilka zdań.
Tomek: Dzisiaj na punkty jedynie potok 42 cm. Mogło być znacznie lepiej, bo trzy grubsze pstrągi (z tego co wyczułem na kiju na pewno 50+) i kilka mniejszych spadło. W sumie, miałem sporo wyjść do streamera (na nimfę łowiłem bardzo krótko), przy czym większość to były ataki chybione lub delikatne skubnięcia, raczej nie do zacięcia. Te ryby co spadły były na haku bardzo krótko. Warunki ogólnie były kiepskie – niżówka, wiatr, glony … Obłowiłem trzy miejscówki. Na każdej coś się tam działo, przy czym na początku wyglądało to dosyć słabo; najintensywniej było około godziny przed końcem.
Mateo: Zmagania spędziliśmy na odcinku tarnowskim wędkując we dwóch z Markiem. Powolutku schodziliśmy w dół rzeki, mozolnie obławiając kolejne metry wody i zmieniając się co jakiś czas …efekt – wielkie nic , kompletny brak życia na wodzie . Po 2.5 godz. takiej wędrówki zauważyłem małą zbiórkę, lecz na podawane wabiki nie było reakcji, dopiero mała gumeczka skusiła pięknie ubarwionego potoka do brania. Później doczekałem się brania podobnej wielkości pstrąga lecz ryba spadła z haka, na koniec jeszcze punktowany kleń wpływa mi pod nogi i uwalnia się zostawiając woblera wbitego w mojego buta 🙂
Mateusz: Pierwsze dwie godziny spędziłem na tarnowskim odcinku, gdzie miałem tylko jeden kontakt z niedużym pstrągiem który prawie od razu po braniu się wypiął.. Następnie przejechałem na krakowski spinningowy odcinek, gdzie obławiałem w zasadzie około 100m brzegu.. Wyjąłem niedużego klenia, dwa okonie oraz Leszcza 50 cm który wziął z dna na 5,5 cm Minimastera Pintaila w złotym kolorze na główce 2g. Z jednej strony cieszę się że zapunktowałem wreszcie na tej „flagowej pstrągowej rzece okręgu Kraków” ale z drugiej jest niedosyt bo jednak leszcz z rzeki górskiej to tak trochę nie to, na co liczyłem 🙂
Karol: W tej turze brakło mi po prostu trochę szczęścia. Bez tego, nie pomogą umiejętności, ani sprzęt. Nad wodę dojechałem prawie równo z pierwszą minutą tury. Już wtedy wiedziałem, że to będzie trudne łowienie. Porywisty wiatr i brak życia na wodzie. W międzyczasie spotykam trójkę kolegów z ligi i jednego muszkarza. Zgodnie stwierdzamy, że o punkty będzie ciężko. Przez całe 5 godzin łowienia zaliczyłem dwa brania. Na gumę złowiłem małego klenia. Na wędce, a w zasadzie już w podbieraku miałem punktowanego. I tu brak szczęścia zepsuł mi totalnie humor. A cały wysiłek w poszukiwaniu ryb poszedł na marne. Kleń był zapięty za skórkę, jednym grotem. Podczas wjazdu do podbieraka, w znany sobie tylko sposób, wpakował w siatkę dwa pozostałe groty, po czym odbił od obręczy i zamiast do środka, to wyleciał z podbieraka do wody. Byłem wściekły, bo w bardzo niefatrowny sposób straciłem fajną jak dla mnie rybę i bardzo cenne, pewne punkty w klasyfikacji. Pozostał wielki niedosyt. Brania nastąpiły po tym jak wiatr ucichł. Wtedy też, było widać na wodzie życie. Ogromne gratulacje dla punktujących. Bawimy się dalej.
Bartek: Dużo szczęścia miałem w tej turze, bo jak inaczej nazwać złowienie okonia 32cm w Rabie?? Szkoda słów na tę rzekę. Pomimo, że dała mi punkty w dwóch ostatnich turach, to wciąż jest to woda z którą mi nie po drodze. Do okonia dorzuciłem jeszcze mniejszego (ok. 15cm) i…. kiełbia 🙂 Poza tym miałem obcinkę szczupaka i 2 spady czegoś…. No i jeszcze dużo brań za koniuszek przynęty.
Maciek: Łowiłem na Rabie „muchowej”, na trzech różnych odcinkach. Cały czas na nimfy , w różnych konfiguracjach. Brań niewiele, miałem dwie punktujące ryby, jednego niezłego pstrąga w pierwszej godzinie łowienia i drugiego pod koniec tury. Obydwa spięły się w holu. Dobrze, że mamy w języku polskim odpowiednio rozwinięte słownictwo na takie okazje.
Tommy: Teren był ciężki. Mi się rzucać nawet nie chciało tak gdzieś do 19:00. Wieczorek czasem bywam fajny na górskiej wodzie ale na tą rzekę nie mogę patrzeć.
Piotrek: Turę rozpocząłem od poszukiwania klenika, jednak po dotarciu na miejsce było tam już trzech wędkarzy. Mimo to wszedłem i spróbowałem, pokazał się jednak tylko pstrąg, w dodatku rozmiaru wymagającego przemilczenia. Zmieniłem miejscówkę, tam z kolei było kilku chętnych do karmienia rzeki kamieniami. Udało się złowić jednego klenika, ale dużo poniżej limitu. Podjeżdżam na kolejną miejscówkę – widzę trzy samochody i już wiem że dzisiaj nic nie złowię. Szybki namysł, i decyduję się jechać na miejsce w którym czasem udawało mi się złowić pojedynczego klenia. Dojeżdżam, jest tam już kilka osób ale ja idę znacznie dalej niż wszyscy łowiący. Dochodzę na miejsce, i mimo wiatru widzę pojedyncze zebrania z powierzchni, ale bardzo rzadkie. Zmieniam kilka przynęt, to powierzchniowych, to gumek, ale nic. W końcu zakładam kopytko w kolorze goldfish od Fishchasera, i po kwadransie mam mocne branie z opadu. Jestem zaskoczony że w rynnie walnął kleń, który po wyjściu na powierzchnię okazuje się leszczem, w dodatku moim pierwszym na spinning! Ma 54cm, i daje żałosne ale jednak solidne punkty. Po kolejnych kilku rzutach decyduje się znów spróbować z powierzchni, gdyż wiatr prawie całkiem ustał. Na granicy wody ledwo toczącej się przez niby przelew mam mocarne uderzenie w imitacje owada, holuje rybę z duszą na ramieniu gdyż na ostatni etap nawet nie brałem podbieraka, będąc pewnym że już nic nie złowię : ) Doholowuję klenika, szybki pomiar pokazuje 47cm, i cieszę się że punktuję normalną rybą, w dodatku z dobrym wynikiem, jak się na ten moment wydaje. Finalnie zwycięstwo, które podwójnie cieszy bo walka do końca znów dała efekt!
Wyniki tury:
Nieobecni więcej niż trzeci raz: Brandy, Weronika, Marcin Drugi – po 17,5 pkt; pozostali nieobecni: Zygmunt, Rafał, Maciek Drugi, Jan, Miszel, Mateusz Drugi oraz zerujący: Tommy, Jędrzej, Maciek, Jacek, Krzysiek, Marek, Robert, Marcin, Mikołaj, Karol, Adam – po 16,5 pkt
I miejsce -Piotrek – 1 pkt [leszcz 54cm, kleń 47cm – 513 małych punktów]
II miejsce – Mateusz – 2 pkt [leszcz 50cm – 251 małych punktów]
III miejsce ex aequo – Tomek i Mateo – po 3,5 pkt [po pstrągu 42cm – po 163 małe punkty]
V miejsce – Bartek – 5 pkt [okoń 32cm – 103 małe punkty]
VI miejsce – Michał – 6 pkt [pstrąg 31cm – 42 małe punkty]
Po czterech turach warto już przyjrzeć się klasyfikacji generalnej.
Prowadzi Mateo, który ma 35 pkt [476 małych punktów].
Drugi jest Jędrzej – 37,5 pkt [333 małe punkty].
Podium zamyka Bartek. Ma 39,5 pkt [332 małe punkty].
Jak widać różnice między najlepszymi są bardzo małe.
Tuż za podium jest kilka osób, mający zauważalną stratę do liderów, nie mniej, także symboliczne różnice, porównując ich punkty miedzy sobą. Są to:
Krzysiek – 46 pkt [857 małych punktów] – czwarte miejsce.
Marek – 47 pkt [346 małych punktów] – piąty.
Piotrek – 48,5 pkt [513 małych punktów] – szósty.
Robert – 49 pkt [291 małych punktów] – miejsce siódme.
Mateusz – 49,5 pkt [251 małych punktów] – ósmy.
Maciek Drugi – 50,5 pkt [86 małych punktów] – miejsce dziewiąte.
Tomek i ja mamy po 51 pkt ale kolega ma lepszy bilans punktów małych – 163, a ja – 152.
Maciek – 52 pkt [183 małe punkty] – dwunasty.
Marcin – 53 pkt [137 małych punktów] – pozycja trzynasta.
Michał – 53,5 pkt [42 małe punkty] – miejsce czternaste.
Rafał – 54 pkt [64 małe punkty] – piętnasty.
Jacek – 55 pkt [62 małe punkty] – szesnasty.
Karol – 56 pkt [52 małe punkty] – siedemnasty.
Kolejne dwie pozycje zajmują osoby, które nie punktowały z tym, że część z nich ma lepszą frekwencję i jest dzięki temu wyżej.
Zygmunt, Tommy, Mikołaj, Jan, Miszel i Mateusz Drugi – po 64 pkt.
Miejsce dziewiętnaste: Brandy, Weronika i Marcin Drugi – po 65 pkt.
Za sprawą powszechnego zerowania na dwóch pierwszych turach nadal czołowe miejsca włącznie z pierwszym są w zasięgu każdego bez wyjątku i to bez żadnych teoretycznych kalkulacji.
Lipcowa tura będzie na Popradzie, więc o ile rzeka będzie czysta, kroją się naprawdę niemałe emocje. Tam jakaś przypadkowa jedna ryba jest bez znaczenia i aby być w czołówce trzeba połowić wręcz seryjnie, a i to ryb przynajmniej średnich w skali danego gatunku.