Szukaj
Close this search box.

Liga Spinningowo – muchowa 2021. V tura – Raba „górska”

Była to trochę chaotyczna tura, pełna szczęśliwych i pechowych zdarzeń. Były kołowrotki, co zostały w domu, podobnie jak nie zabrana nad wodę wędka. Niestety trącona woda, a wcześniej bardzo duża i brudna [co dawało nadzieję na brania przy czyszczeniu się], przegrała jednak z pełnią. Ryby brały bardzo nierówno, raczej dość przypadkowo, nie mniej aż 11 startujących zapunktowało [na 16 obecnych]. Rywalizacja ta upłynęła także pod znakiem strat sporych ryb i szczęśliwych holi okazów, a przede wszystkim punktowania „na styk” pojedynczymi rybami, co nie ominęło tym razem, także obu dotychczasowych liderów. Wynikiem tego była…zmiana lidera w punktacji generalnej.

Zanim przejdę do szczegółów, chciałem zauważyć, że w naszym gronie naprawdę są dobrzy wędkarze – 3 tygodnie temu na zawodach „Kleń Raby”, a startowało tam ponad 30 osób, zwyciężył w sposób zdecydowany Robert, a drugie miejsce zajął Jędrzej. W poprzednich edycjach tych zawodów Robert miał już II i III miejsca. Tak, że…

Ponieważ nie każdemu pasują reguły ligi, to obecnie startuje 19 osób.

Niektórzy dość intensywnie i regularnie trenowali ze świetnymi zresztą wynikami. Szczególnie Marcin na dwóch wypadach zaliczył: raz dwa bolenie, innym razem dwa duże kleniska.

(fot. M.P.)
(fot. M.P.)
(fot. A.K.)

Tyle, że dzień dniu nierówny. Być może się mylę, ale zazwyczaj, gdy jako tako lub dobrze żerują na Rabie pstrągi, to pozostałe gatunki już niekoniecznie. Jeszcze w piątek, ostatni dzień gdy można było robić jakieś rozpoznanie z kijem w ręce, wszystko wskazywało na to, że ryby będą reagować typowo, jeśli chodzi o spinning, czyli raczej na większe woblery. Rafał stosował nawet wabik 10cm z pozytywnym rezultatem. Klenie milczały i to się akurat potwierdziło na lidze – gatunek ten był bardzo trudny do złowienia jeśli chodzi o ryby 30+. Wszystkie plany i założenia wywróciła jednak intensywna rójka owadów w wieczór przed turą. Żerowanie było tak powszechne, że nawet spore karasie naśladowały pstrągi [jednego na prowadzoną tuż pod powierzchnią mikro gumkę zaciął Rafał, gdy już ryby kompletnie nie reagowały na nic o zmierzchu, tylko czyściły powierzchnię z owadów]. No i najpewniej tak się obżarły, że niespecjalnie reagowały na następny dzień; szczególnie godziny najwcześniejsze dla większości z nas okazały się…najsłabsze. Tak, że chyba nie tylko pełnia zaważyła na dość słabym żerowaniu, szczególnie rankiem.

W dniu tury [centralny dzień pełni] sobotni ranek był dość chłodny, po czym jak zapowiadały prognozy – nastał upał i totalna lampa. Mało zachęcająca wschodnia cyrkulacja przy lekko spadającym ciśnieniu [latem zazwyczaj u nas wtedy jest rosnące]. Woda była podniesiona około 15cm w stosunku do typowych tu stanów niżowych, wyraźnie trącona, aczkolwiek widoczność lekko wynosiła z 40-50cm. Pod tym względem warunki znakomite. Potężna woda przeczochrała dno, tak, że chodziło się świetnie po odartych z glonów otoczakach. Ponownie rywalizowaliśmy na odcinkach spinningowych, więc  każdy wiedział po czerwcu, że może być gęsto. Tyle, że sobota i wczesny ranek dawały nadzieję, na kilka godzin spokoju.

Na zbiórce, pierwszej takiej w tym roku zasiedzieliśmy się i strat tury przesunęliśmy o 15 minut [na 5.45]. Niektórzy wpadli w ostatniej dosłownie chwili, szczęśliwi, że nie załapali się na czający się w pobliżu patrol drogówki. Brakowało tylko Jacka będącego poza krajem, Kuby, który miał dzień pracujący i Weroniki. Nastawienie różne: od sceptycyzmu po złapanych zerach na dwóch poprzednich tu turach, przez niepewność jak w moim wypadku [raz nieźle, a raz zero], do pełnego optymizmu wielbicieli Raby. O ile nastawienie było niejednorodne, to już nastroje super.

(fot. A.K.)

Przebieg tej tury był dość nieoczekiwany  chyba dla większości z nas. Nie wszyscy uczestnicy wdają się w takie szczegóły, ale zaskoczeniem była bardzo mała ilość kontaktów. Nie licząc Zygmunta i Maćka, Tomka oraz chyba mnie, to pozostali naprawdę mogli zasnąć z wędką w ręce, bo z rzadka coś mąciło spokój. Poza Michałem, Tomkiem  i Zygmuntem wszyscy inni  łowili na spinning.

Pierwsze ryby miał jako jedyny z nas zaraz na początku Zygmunt ale w obu sytuacjach nie wyjął ich. Wśród pozostałych piętnastu osób pierwsze punkty miał tylko Robert  po 10-ciu minutach od startu.

(fot. R.M.)

Na kolejną  punktowaną rybę trzeba było czekać aż 20 minut – moim zdaniem bardzo długo, biorąc pod uwagę porę dnia i ilość startujących. Kolejnym szczęśliwcem był Tomek, który zaliczył pierwsze w tym roku punkty.

(fot. T.K.)

Mija kolejne 20 minut i tu jakby coś się zmienia. Co kilka minut pierwsze punkty mają Piotrek…

(fot. P.D.)

… Zygmunt…

(fot. Z.B.)

… i Marcin.

(fot. M.P.)

Na razie bez większych ryb, ale cenne punkty u niektórych  już są.

Mija kolejne 35 bezbarwnych na ogół minut. Wtedy Zygmunt zaczyna zdecydowanie prowadzić, bo dorzuca pstrąga 43cm.

(fot. Z.B.)

Kilka kilometrów niżej Michał dokonuje gwałtu na swoim spinningu albo profanacji wędkarstwa muchowego – jak kto woli. Zapomniał zabrać wędki muchowej i zmontowanym jak niżej na fotce zestawem, całkiem skutecznie sobie radził, obok Zygmunta będąc wyraźnie na czele.

(fot. M.M.)
(fot. M.M.)

Tymczasem poważnie do gry wszedł Tomek, meldując drugiego pstrąga…

(fot. T.K.)

… ale cztery minuty później Zygmunt ponownie dał znać, kto będzie aspirował do pierwszego miejsca,

(fot. Z.B.)

Tuż przed ósmą drugą punktowaną rybę ma Robert i też w tym momencie zalicza się do prowadzących nasz wędkarski peleton.

(fot. R.M.)

Minimalnie później, spokojny, że nie zostanie po tej turze z zerem, jest prowadzący w tegorocznej lidze Maciek.

(fot. M.K.)

Paradoksalnie, wraz z rosnącym upałem przede wszystkim pstrągi, jako tako się aktywizują.  Małą, ale już trzecią punktującą  rybę dorzuca do swojego konta Tomek.

(fot. T.K.)

Tuż po nim swoją niemoc na Rabie przełamuje Bartek, który świetnie zaczął ligę [trzecie i pierwsze miejsce na pierwszych turach], by właśnie na Rabie dwukrotnie zerować. Można by rzec – do trzech razy sztuka…

(fot. B.K.)

Upał narasta. O wielkim pechu może mówić Rafał. Zacina bardzo dużego już klenia. Ryba mimo solidnie przykręconego hamulca i sprzętu bynajmniej nie UL, początkowo wybiera żyłkę bez większej napinki. Wygląda, że jest jednak świetnie zahaczona. Jak to klenie – gdy zaczynają się powoli poddawać, mijając jedyny w wodzie zatopiony mały krzak, natychmiast się w niego wbija. Rybę jednak cały czas czuć. Będący w pobliżu Tommy, wchodzi w wodę, by cokolwiek spróbować zdziałać w tej sytuacji. Jest głęboko i by sięgnąć żyłki, trzeba by się całemu zanurzyć. Uchwycenie linki trochę trwa. Ryba jednak też daje znaki obecności . Wciąż jest zapięta. Wyobrażam sobie co Rafał czuje w takim momencie… W końcu udaje się wyłuskać fragment żyłki z pomiędzy kijów, ale ryba właśnie wtedy uwalnia się…

Dwa podobne przypadki ma także Krzysiek. Nie znam aż tak szczegółów, bo kolega niespecjalnie wdaje się w jakieś szerokie sprawozdania. Już w czerwcu znalazł miejscówkę z brzanami i złowił ich wtedy w sposób nieplanowany aż sześć. Teraz aż takich miodów nie ma nie mniej udało mu się doholować wielką około 70cm sztukę. Spadła ponoć przy samym podbieraku. Nie co później zacina jakieś kolejne monstrum, które jednak zdecydowanie zaczyna spływać z nurtem. Zdobyczą okazuję się potężny pstrąg. Nie dał się wyjąć…

Ja w tym wszystkim przez bite trzy godziny byłem bez brania. Po zerze na turze czerwcowej nastawiłem się nawet na jakiś trening, ale po powrocie z wakacji i przejechaniu prawie 2 tys. km, mój autowstręt jeszcze bardziej się nasilił. Dlatego odpuściłem odcinek tarnowskiego no kill, bo już nawet nie chodziło o znajomość wody, co o dojazdy – dobrze wiedzieć, gdzie co i jak. Po ulewach wiele dojazdowych ścieżek było nieprzejezdnych dla zwykłych samochodów. No i wylądowałem tu gdzie zwykle: piękna płań, 500m wyżej dwie punktowe miejscówki przy zatopionych krzakach, kolejne 400m wyżej – wielka dziura z zatopionym drzewem. Tu zawsze jakieś ryby są. Minus taki, iż to powszechnie znane stanowiska, notorycznie eksploatowane przez wędkarzy [dzień przed turą Marcin na „mojej” płani widział czterech łowiących].

Na płani łowiłem sporą wahadłówką i  7cm woblerem.  Poświęciłem z godzinę bez kontaktu z rybą. Dwie punktowe miejscówki przy zakopanych w głównym korycie krzakach także nie dały wyniku, ale tu prąd był tak silny, że ryby mogły zaszyć się głęboko w gałęzie, a ja nie byłem w stanie wejść aż tak mocno w wodę, by skutecznie i dłużej zaprezentować wobler.

Wielkie beło z ogromnym przewróconym drzewem ku mojemu rozczarowaniu także milczy. A szczególnie przy burej wodzie, podczas moich rzadkich tu wizyt ZAWSZE coś wyskoczyło i na ogół wyraźnie ponad 40cm, a nierzadko bliżej 50-ki.

Z rezygnacją wdrażam plan B. Szybkim marszobiegiem w pełnym rynsztunku zasuwam kolejne 700m wyżej. Jest tam długa, dość nijaka płań, ale w maju tam właśnie połowiłem. Udało mi się przejść może 50m tego fragmentu nie zaliczając choćby wyjścia, gdy zza łagodnego łuku pojawił się wędkarz. Byłem pewien, że to Brandy. Nie chcą mu się wpierniczać w jego odcinek, zawróciłem.

Czas na plan C. Schodząc, ponownie przeczesuję najpierw wielkie beło. Cisza, cisza, cisza. Za plecami pod nawisami traw jakaś ryba co i raz dość głośno w kleniowym stylu poluje na drobniutkie rybki, których pojawiło się niemało. W czerwcu ich jeszcze nie było. Ataki są dyskretne, nie mniej wygląda to na rybę, na punkty, ale nic nie mogę zobaczyć. Podrzucam jakieś małe gumki, mini wirówkę, które mam na wszelki wypadek, ale kompletnie nic.

Wielka woda trochę zmieniła dno i w nurcie po żebra idę wzdłuż gliniastej burty. Rzucam przed siebie co parę kroków. I w końcu się doczekałem. Strzał prawie pod szczytówką. Brązowy potokowiec szaleje – nic potężnego bo max 40cm – ale szaleje. Luzuję hamulec, unosząc kij, by zwiększyć dystans i wykorzystać amortyzacyjne właściwości żyłki. Mam go. Dobrze zapięty. Już, już wita się z podbierakiem. Spadł…Tak się jakoś przekręcił.

Schodząc do punktowych miejscówek przy krzakach w korycie, obławiam około 100m nijakiej normalnie wody. Teraz jest tu z 50 – 70cm. I gdzieś pośrodku koryta, bez żadnych dołków czy innych przeszkód, znikąd wypada potokowiec w okolicach 35cm. Tym razem szybko odziera mnie ze złudzeń: dwa obroty i spada. Do końca tury niby 120 minut, ale to tylko 120 minut. Gorycz…

Przy krzakach mam tym razem wyjście, ale malucha. Nadal zeruję. Idąc w dół by raz jeszcze dać szansę fragmentowi z płanią, rzucam mechanicznie w nurt.  No i mam potężne walnięcie. Krótkie ale bardzo ostre. Hamulec, który przy pierwszym braniu nawet nie drgnął, teraz aż gwizdnął i zgasł. Ryba momentalnie spadła. Zabawa zabawą, ale rywalizacja jest –  po czymś takim to już trochę ciężko się pozbierać. Mam niby plan D, ale auto dość daleko od rzeki.

Rzucam jednak mechanicznie nadal. I znów znikąd pojawia się mały, ale nie aż tak mały potokowiec. Na szczęście szybko wpadł w siatkę. Rzut oka i się trochę rozpogadzam, bo nie jest to taki cherlawiec jak te w okolicach 30-ki. Oceniam go nawet na jakieś 32-33cm [nie śmiać się proszę]. Trochę rozczarowania, bo ma 31cm, ale jestem wdzięczny losowi.

(fot. A.K.)

Tymczasem Krzysiek wykorzystuje trzecią szansę, jaką daje mu woda. Zalicza brzanę 60cm.

(fot. K.P.)

Tym samym wszystko wskazuje na to, że wraz z Zygmuntem zmierzą się o pierwsze miejsce na tej turze [ponad 300 pkt w jednej rybie].

Złą passę przerywa także Tommy. Łowi swoje pierwsze punkty w tym roku. Na lidze po prostu mu nie idzie, choć poza nią łowi ładne ryby.

(fot. T.M.)

Do końca tury już niewiele, a Zygmunt raczej nie pozostawia złudzeń. Potok 55cm…

(fot. Z.B.)

To jego czwarta dziś ryba na punkty.

Ja w nieco lepszym nastroju ponownie obławiam płań, ale fragment ten znów wystawia mnie do wiatru. Tracę tu kolejne 30 minut. Na wodzie cisza.

Już w lekkiej desperacji wdrażam plan D. Normalnie zmieniłbym kij na pstrągowy UL. Mam zamiar iść z kilometr niżej. Nigdy tam nie łowiłem, pomijając jednostkowy wypadek dwa lata temu. Była tam jedna dziura przy brzegu i dość głęboka, stojąca  woda. Liczę na klenie, które widywałem w tym i podobnych tu miejscach. Po drodze spada mi nieduży potok, ale bez wątpienia punktujący. Na pewno większy od tego którego złowiłem. Mijam Michała, Bartka…

Gdy jestem w wytypowanym odcinku, okazuje się iż do końca tury 20 minut, a woda tu ma na około 200m max pół metra głębokości… Od brzegu do brzegu. Naprawdę zrezygnowany takim stanem rzeczy,  postanawiam obłowić brzeg po lewej stronie – mocno oświetlony, niestety łysy, bez drzew, czy większych krzewów nad wodą. Zakładam mały woblerek [taka słonecznica 3,5cm, bardzo cieniutki, rewelka do „twitcha” UL]. Źle mi się nim tylko rzuca przy żyłce 0,20mm i cięższym kiju. Po 200m bez brania. Do końca 10 minut. Obławiam teraz idąc pod prąd brzeg przeciwny, trochę zacieniony przez wiszące trawy. Rzucam dosłownie w zieleń; lekki  wobler najczęściej się odbija i spada na granicę wody i gliniastej burty.  Trafiam na 50m wody z rybami!

Widzę jak żwawo spod traw wypada za wobkiem pstrąg i jakby przystaje, przyśpieszam i dodatkowo krótkie szarpnięcie kijem. Strzał. Wisi. Jest! 36cm.

(fot. A.K.)

Zupełnie inny nastrój, choć wynik skromny. Do końca 5 minut – sprawdzałem przy robieniu zdjęcia.

Kilka kroków w górę. Rzut. Prawie spod szczytówki trąca wobka taki raczej tuż nad 30cm. Nie zacina się. 10m wyżej. Zawiał wiaterek w plecy. Wobek poleciał kilka metrów dalej. Kręcę energicznie by przynęta płynęła ciut szybciej od dość żywego tu nurtu. Zauważam płynący z metr za wabikiem spory cień. Nawet biorąc poprawkę na złudzenie w wodzie i odległość, to wygląda na  40+.  Zawraca.  Kolejne rzuty ale nie reaguje. Znów parę kroczków w górę. Rzut i…dzwonek. Koniec tury. Nie zamykam kabłąka, parę sekund bawię się z telefonem by nie hałasował. Przynętę zniosło gdzieś obok mnie. Zaczynam zwijać i branie. Wyjąłem go, choć nie mierzyłem dokładnie, ale 33-34cm bankowo. Nie zaliczam go. Nie do wiary, ale tak jak pewne sytuacje powtarzają się w tym roku, to już brak słów! Dobrze, że miałem punkty!

Wyniki tury:

I miejsce – 1 pkt – Zygmunt – pstrągi 32, 33, 43 i 55cm [597 małych punktów]

II miejsce – 2 pkt – Krzysiek –  brzana 60cm [341 małych punktów]

III miejsce – 3 pkt – Michał – świnka 46cm [207 małych punktów]

IV miejsce – 4 pkt – Robert – pstrąg 33cm i kleń 35cm [150 małych punktów]

V miejsce – 5 pkt – Adam –  pstrągi 31 i 36cm [139 małych punktów]

VI miejsce – 6 pkt – Tomek –  pstrągi 2×30, 32cm [115 małych punktów]

VII miejsce – 7 pkt -Marcin – pstrąg 34cm [75 małych punktów]

VIII miejsce ex aequo – po 9,5 pkt:

Bartek – pstrąg 30cm [31 małych punktów]

Tommy – pstrąg 30cm [31 małych punktów]

Piotr – kleń 30cm [31 małych punktów]

Maciek – pstrąg 30cm [31 małych punktów]

Nieobecni: Kuba, Weronika i Jacek oraz zerujący w tej turze: Rafał, Karol, Mikołaj, Jędrzej i Brandy – po 17 pkt.

To, co jest już tradycją w relacjach o danej turze, czyli refleksje niektórych startujących.

Zygmunt: Wędkowanie rozpocząłem pechowo, bo pierwsza, około miarowa ryba mi spadła po ładnej świecy, a druga, większa, po braniu wbiła się w gałęzie i urwała zestaw. Po przewiązaniu na większe średnice, udało mi się wyjąć pstrąga na 33 cm. Nie ryzykowałem odhaczania i mierzenia w nurcie, więc fotki zrobił Tommy. Potem był spad kolejnej rybki koło miary, kilka maluszków,  a bezpośrednio po odjeździe na inne stanowisko Tommy’iego i Mikołaja,  hol pstrąga 43 cm. Następnie 32 cm, spad kolejnego bezpośrednio po braniu, w końcu wisienka na torcie – 55cm. Wszystkie ryby na nimfę, bardzo żwawe, a ponieważ chciałem je jak najszybciej wypuścić, fotografie wyszły kiepskie za co już dostałem reprymendę od Tommy’iego.

Robert: Tak jak sobie obiecałem, na turę przyjechałem z marszu, nie zaglądając w te rejony Raby od czasu naszych czerwcowych zmagań. Wybrałem to samo miejsce co poprzednio – odcinek parę kilometrów powyżej ujścia Stradomki. Dość szybko udało mi się zapunktować pstrągiem potokowym 33 cm, który uderzył w prowadzoną wachlarzem poniżej przelewu obrotówkę. Ryba zdrowa i silna, mimo niewielkich rozmiarów dzielnie walczyła, dwa razy nawet skakała nad wodę. Półtora godziny czesania tego rejonu nie przyniosło więcej kontaktów z rybami, przeniosłem się kilkaset metrów wyżej, gdzie obławiałem głęboką rynnę licząc na kolejnego potokowca. Nie doczekałem się tam pstrąga, za to na Dorado Invadera 4 cm połakomił się kleń 35 cm. Pod koniec tury wyciągnąłem jeszcze krótkiego potoka i zaliczyłem niewcięte zebranie smużaka z powierzchni. Pięć godzin łowienia i cztery kontakty z rybami, słabo jak na tą wodę. Zdecydowanie brakuje na tym odcinku drobnego klenia.

Maciek: Zacząłem dość niefortunnie, marnując sporo czasu na zmianę miejsca. Okazało  się,  że jak czekałem na rozpoczęcie tury, to niedaleko poniżej zainstalował się inny wędkarz, łowiłem więc schodząc jako drugi.  Kiedy jednak niedługo potem wyprzedził mnie  i zaczął łowić poniżej mnie kolejny wędkarz,  zdałem sobie sprawę, że zanim znajdę ryby, warto znaleźć spokój. Zjechałem dużo niżej. Nowy odcinek wyglądał ,  jakby tam właśnie wpuścili w jednym miejscu hurtem pstrąga rasy czatkowickiej,   ryby blade i chude jakby miały za chwilę zdechnąć.  Dużo brań,  8 sztuk  wyjąłem , sporo spadło lub się nie zacięło przy braniu,   ale tylko jeden z wyjętych miał  30cm.  Gratulacje dla zwycięzców!

Rafał: Jak zawsze w moim przypadku zawody przerodziły się w wędkarski weekend.  Zacząłem w piątek od woblerów i dość szybko miałem ryby na punkty tyle, że ich nie wyjąłem. W końcu, po przemyśleniach na temat holu, dał się zmierzyć potokowiec 33 cm. Wcześniej spadły dwa pstrągi na oko 40 i 35 cm. Oczywiście między nimi były i maluchy. Dużo kontaktów pozwoliło mi  sądzić, że na turze połowię w ten sam sposób. Przeliczyłem się. Zorientowałem się bardzo szybko, że sposób piątkowy nie działa. Bardzo żałowałem, że wyjąłem z bagażu i zostawiłem w domu muchówki będąc pewnym, że na wysokiej wodzie nie przydadzą się. Szansa na punkty i to fajne, pojawiła się jednak. Zaciąłem rybę, która gwałtownie odjechała na hamulcu a nie łowiłem na UL. Obok mnie łowił Tommy i obaj oceniliśmy że to kleń 50 tka. Jak to często bywa w przypadku kleni hol zakończył się w zatopionym krzaku. Długo mocowaliśmy się z Tommym w tym krzaku, długo też czuliśmy rybę ale ostatecznie uwolniła się z haka. Ach, szkoda – niewiele brakowało. Dziękuję za podpowiedzi uczestników a szczególnie dziękuję Tommy’emu za cenne wskazówki, fajne miejscówki i pomoc przy próbie wyplątania klenia. I oczywiście za dobre towarzystwo.

Tomek: Postanowiłem dzisiaj nie eksperymentować (jak, nie wiedzieć czemu, w trakcie poprzednich tur na Rabie) – wybrałem odcinek jakkolwiek być może nie przesadnie spektakularny, to jednak dający realne szanse na punktowane ryby, a to był mój cel główny dzisiejszej rozgrywki. Ryby były dosyć aktywne – zwłaszcza przez pierwsze 3 godziny. Miałem sporo brań –  kilka do nimfy, ale większość do streamera (w zasadzie to tylko jeden model streamera mi się dzisiaj sprawdzał, ale siał naprawdę duży popłoch w wodzie). Łącznie miałem ponad 20 wyjść, w tym niestety sporo nietrafionych, ok. 10 ryb mi spadło, w tym na ostatniej prostej jeden bardzo ładnie już umaszczony potok 45+ (wydaje mi się, że zidentyfikowałem przyczynę tych spadów;) W sumie wyjąłem zaledwie pięć potoków, z czego tylko 3 punktowane (choć cherlawe): 30 cm, 32,5 cm i 30 cm.  Oczywiście jest niedosyt, liczyłem na większe ryby i większą ilość punktów. Fakt, że są punkty jednak cieszy i przyjmuję, że była to tura przełomowa dla mnie w tej edycji 😉 Nie mogę się doczekać Popradu!

Bartek: Relacja będzie krótka – bardzo się cieszę, że wychodzimy z Raby 🙂 Na koniec serii udało mi się wydłubać pstrąga na 30cm. Pierwsze punkty na Rabie 🙂 Miałem jeszcze jedną niewymiarową sztukę i kilka spadów.

Tommy: Miałem tylko dwa brania przez całą turę. Już około 8:00 zamieniłem strój wędkarza na plażowicza , czyli krótkie spodenki plus buty z gumową podeszwą.  Znacznie poprawiło mi to komfort brodzenia i zwiększyło bezpieczeństwo.  Pomysłów miałem ponad tysiąc, który odcinek wybrać i na co łowić. Zacząłem obok Zygmunta. Miałem okazję zobaczyć go w akcji i sfotografować jego pierwszą punktującą rybę. Później wraz z Mikołajem zjechaliśmy niżej na rzadko odwiedzany odcinek , ale Mikołajowi nie przypadł do gustu. Ja zostałem. Dojechał do mnie Rafał. Miał fajną rybę, ale weszła w zaczepy. Po chwili mam branie i już wiem że to ryba która ma miarę. Świadomy słabego dnia rzucam się na nią jak Chuck Norris i w ostatniej chwili super – fartem ląduję ją w podbieraku. Podarowany przez Krisa Nowaka wobler dosłownie wystrzelił w powietrze. Przyniósł mi  jednak szczęście. Dawno się tak nie cieszyłem z małej rybki. Moja fatalna passa wreszcie się skończyła.  Na 15 min przed końcem holuję przyzwoitego klenia który zagryzł maleńką wzdręgową gumkę na moich oczach. Nagle plecionka pęka jak nitka…nie wierzę w to co się stało, ale się nie denerwuje długo.  W domu przed lustrem zauważyłem że opalił mi się plecak i smyczka na szyi:) z Basią mamy niezły ubaw 🙂

Marcin: Tym razem do punktacji jeden pstrąg 34 cm. Oprócz tego spadły ze dwie mniejsze sztuki, za które nie byłoby punktów. Podczas wcześniejszych wypadów udawało się łowić większe ryby, ale spodziewałem się, że wysoka woda zmieni sytuację. Dzień wcześniej zrobiłem rozpoznanie. Oprócz punktowanych pstrągów widziałem także stado sporych już kleni. Niestety w dniu tury klenie jakby zniknęły – przez cały dzień nie widziałem ani jednego. Pozostało więc sprawdzić miejsca w których miałem wyjścia pstrągów. W jednym z nich tuż przed 7.00 trafiła się punktowana sztuka. Poza tym reszta tury minęła na spacerze po odcinku i próbie znalezienia ryb z szansą na punkty.

Michał: Na początek wyjaśnię czemu miałem posępną minę na zbiórce – otwieram bagażnik, a tam nie ma muchówek (…) mać. Ale plan na spina też miałem. Po godzinie łowienia i jednym braniu frustracja spowodowana brakiem wędek muchowych osiągnęła apogeum. Na szczęście mam spinning 275 paraboliczny klusek i zapinam do niego kołowrotek muchowy. Jeszcze dopasowanie przyponu i do wody. Po 7 mam przytrzymanie, zacinam i jest! Piękna świnka ląduje w podbieraku!  Spokój, udało się. Dłuższa chwila czesania wody nimfami nie przynosi rezultatu i zmieniam wędkę na spinning. Jedno branie. Zamiana na muchę i po chwili branie a na końcu wielka świnia, niestety kolejny szybki odjazd i „wyrywa” sobie parkinsona z ryjka… Szkoda, zamotałem z hamulcem, straciłem rachubę przy niekompatybilnym sprzęcie. Pod koniec miałem potoka około 35, po wyskoku się wypiął. Co by było gdyby – po już kilkudziesięciu turach łowienia w lidze przestaję zadawać sobie to pytanie, po co psuć zabawę, która zawsze jest przednia! Gratulacje dla punktujących kolegów! W szczególności Tommiemu!

Jesteśmy na półmetku tegorocznej ligi. Nasze ostatnie spotkanie nad wodą przyniosło jedną zasadniczą zmianę w klasyfikacji generalnej – nowym liderem został Michał.  Maciek i Piotrek uratowali się rybkami na styk. Podobna zdobycz sprawiła, że Tomek i Tommy wyrwali się z grona osób niepunktujących, a Bartek spadł tylko o jedno oczko i zajmuje  wysoką, szóstą pozycję. Do tej pory tylko Maciek jako jedyny punktował w każdej turze. Zwycięstwo w tej rywalizacji dało Zygmuntowi największy awans ze wszystkich uczestników [z 8 na 5 miejsce], podobnie jak drugie miejsce Krzyśkowi [skok z siódmej na czwartą lokatę]. Nieobecność Jacka spowodowała, że spadł z miejsca czwartego na ósme. W kilku przypadkach decydują małe punkty o zajmowanym miejscu, bo kilku uczestników ma tyle samo  punktów „dużych”.

Klasyfikacja generalna:

I miejsce – Michał  – 26,5 pkt [1301 małych punktów]

II miejsce – Maciek – 29,5 pkt [607 małych punktów]

III miejsce – Piotrek – 30,5 pkt [1179 małych punktów]

IV miejsce – Krzysiek – 41,5 pkt [ 687 małych punktów]

V miejsce – Zygmunt – 42,5 pkt [841 małych punktów]

VI miejsce – Bartek – 46 pkt [ 698 małych punktów]

VII miejsce – Robert – 46,5 pkt [370 małych punktów]

VIII miejsce – Jacek – 52 pkt [568 małych punktów]

IX miejsce – Adam – 52,5 pkt [430 małych punktów]

X miejsce  – Brandy –  54,5 pkt [372 małe punkty]

XI miejsce – Marcin – 54,5 pkt [148 małych punktów]

XII miejsce – Jędrzej – 66 pkt [273 małe punkty]

XIII miejsce  – Karol – 67 pkt [199 małych punktów]

XIV miejsce – Tomek –  67 pkt [115 małych punktów]

XV miejsce – Rafał – 70 pkt [26 małych punktów]

XVI miejsce – Tommy – 70,5 pkt [31 małych punktów]

XVII miejsce ex aequo – Weronika, Kuba i Mikołaj – po 78 pkt [nie zapunktowali]

3 odpowiedzi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *