Szukaj
Close this search box.

O rybach pogaduchy niekoniecznie nad wodą – cz.III

Witam.

Zapraszam do przeczytania wywiadu z ostatnim nagrodzonym w konkursie fotograficznym. O  rybach, trochę o swoich sposobach, a także o wędkarstwie w Polsce, ze swojego punktu widzenia opowiada Łukasz Ryba.

Wędkarskie Wakacje: Pierwsze pytanie może nieco zaskakujące. Dlaczego Twoim zdaniem, tak mało dziewczyn wędkuje?

Łukasz Ryba: Wiele razy chciałem moją dziewczynę Agę zabrać na ryby. Po kilku odmowach w końcu zgodziła się ze mną  pojechać na Bagry. Celem był szczupak. Założyłem pływającego slidera, żeby po wyprawie coś jeszcze w pudełku zostało:) Nauka zarzucania i zwijania poszła jak po sznurku…momentami myślałem, że jej się spodobało, lecz po kilku godzinach usłyszałem: „jak ty możesz cały dzień siedzieć na rybach, przecież to takie nudne, poza tym cała jestem brudna”. Wiele kobiet podobnie myśli, że to sport dla mężczyzn i  nic tam nie znajdą dla siebie.

WW: Ile razy jesteś nad wodą przeciętnie w ciągu sezonu?

Ł.R: Oczywiście staram się być jak najczęściej, ale średnio to raz w tygodniu przynajmniej na kilka godzin.

WW: A ulubiony wędkarsko miesiąc i dlaczego akurat ten?

Ł.R: Zdecydowanie maj, ze względu na bolenia. W kwietniu uganiając się za kleniem i jaziem, gdy zobaczę pierwsze „tańce” bolka na wodzie, to jestem „chory” i odliczam dni do pierwszego maja. W maju przyroda ożywa i nawet gdy ryby nie dopisują to spędzony czas nad wodą w otoczeniu przyrody , to najlepszy sposób na odpoczynek i wyciszenie. Bardzo lubię też łowić w zimnych miesiącach tj. listopadzie, grudniu gdzie temperatura oscyluje w okolicach zera. Wtedy chodząc za sandaczem każde „pstryknięcie” na zmarzniętych palcach rozgrzewa i napędza do dalszego łowienia.

WW: Jak odbierają Twoje hobby najbliżsi?

Ł.R:  Z jednej strony na pewno cieszą się, że moim hobby  jest wędkarstwo, jednak w dzisiejszych czasach niemal każdy jest zaganiany i narzeka na brak czasu. Trudno pogodzić pracę, obowiązki rodzinne, wędkarstwo; jednak są wyrozumiali za co bardzo im dziękuje.

WW: Gdzie byś najchętniej pojechał na ryby, mając do wyboru to jedno jedyne miejsce na świecie?

Ł.R: To byłaby Skandynawia: dzikie rzeki łososiowe. Oglądając programy na Discovery chciałbym również przeżyć przygodę z jedną największych ryb słodkowodnych arapaimą nad Amazonką.

WW: Pytanie trudne. Czy PZW w kształcie i działaniach jak obecnie ma szanse przetrwać bez większych zmian?

Ł.R: Uważam, że przetrwa ponieważ kojarzy mi się z drugą instytucją jaką jest PZPN (państwo w państwie). Są to jednostki, nad którymi praktycznie żaden organ nie ma kontroli. Nie wiadomo na co idą wszystkie pieniądze ze składek jakie my wędkarze płacimy. To jest temat rzeka…Ogólnie nie mam zbyt dobrej opinii o PZW, może w przyszłości zmienię zdanie na bardziej pozytywne.

WW: Co powiesz sceptykom, którym złowienie ryby kojarzy się automatycznie z zabraniem zdobyczy?

Ł.R: Ryb będzie coraz mniej, to każdy wie… Kiedyś spotkałem na rybach młodego wędkarza, siatę miał wypchaną klenikami i okonkami. Było to na Wiśle. W rozmowie z wędkarzem zeszliśmy na temat naturalnego pożywienia. Zapytał się czy klenie złowione przeze mnie plują czarną wydzieliną. Ja trochę blefując zacząłem nawijać mu makaron na uszy i wmawiać mu, że to zanieczyszczenia wody tak działają na ryby, opowiadałem mu co widziałem w Wiśle: od martwej krowy przez kota, podpaski, pampersy itp. Najwyraźniej się przejął, bo gdy odszedłem dalej, kątem oka widziałem jak wypuszczał złowione ryby 🙂

WW: Spinning ma, że tak powiem kilka odmian w zależności od gatunku, na który polujemy, rodzaju stosowanych przynęt, czy specyfiki wody. Która forma jest Twoją ulubioną?

Ł.R: Zdecydowanie preferuje chodzenie wzdłuż Wisły w poszukiwaniu potencjalnych miejscówek boleniowych, nie schodzonych przez wędkarzy. Przy poznawaniu rzeki, przy okazji  uda się wytypować miejsca sumowo-sandaczowe, gdzie później wracam. Czasami to procentuje w postaci fajnego suma i ryba z „wychodzonego” miejsca najbardziej mnie cieszy. Znam też przypadki spinningu „na leżaku” – tzn. chłopek przez kilka godzin młóci jedno miejsc nawet bez zmiany przynęty…ech

WW: Czy masz jakiś sposób na typowanie miejscówki? Co powoduje, że jedno miejsce omijasz, a w innym łowisz dłużej?

Ł.R: Cały czas uczę się obserwować wodę, wiem że to oklepany tekst, ale na początku zastanawiałem się co to w ogóle znaczy? Z roku na rok  udaje się coraz więcej zobaczyć. To, co kiedyś dla mnie było „zmarszczoną wodą” teraz  jest  potencjalną miejscówką np. bolenia. Nie lubię łowić na spokojnej i  monotonnej wodzie, dlatego też dłużej łowię  w miejscu gdzie wodą kręci we wszystkie strony lub typowych warkoczach. Może to wynikać z tego, że rybą numer 1 jest boleń i mam większe przekonanie, że w rwącej wodzie prędzej go złowię. Choć próbuję złamać swoje stereotypy odnośnie  typowych miejsc boleniowych, to jest ciężko przerzucić się na wodę monotonną, jak widzę na horyzoncie główkę z typowym warkoczem.

WW: Złowienie jakiej ryby przyniosło Ci najwięcej emocji?

Ł.R: Oczywiście pierwszy, wypracowany, miarowy boleń, gdzie o typowym „kopnięciu” czytałem tylko w książkach i recenzjach na różnych forach. Radość była przeogromna tym bardziej, że przez prawie 2 miesiące nie mogłem złapać żadnego bolka.

WW: Znów trudne pytanie: czy Twoim zdaniem kary za kłusownictwo powinny być jeszcze wyższe niż są?

Ł.R: Zdecydowanie, że tak; powinny być kilkukrotnie wyższe jak np. w Anglii czy Irlandii, gdzie za złamanie przepisu odnośnie odległości od stopni wodnych, kary sięgają do 2500 funtów czy euro.

WW: Gdzie stawiałeś swoje pierwsze wędkarskie kroki?

Ł.R: Moją przygodę zacząłem od typowego spławika na stawie Dąbie obok Plazy, to stamtąd mam pierwsze fotki z płotkami. Miałem wtedy 6 lat. Do wędkarstwa wprowadził mnie mój tata.

WW: Wędkarstwo w Polsce za 50 lat. Nakreśl dwie wizje: pozytywną i negatywną, ale takie stonowane, w miarę realne.

Ł.R: Jestem pełen nadziei, że będzie coraz lepiej, bo gorzej już być nie może. Za 50 lat pokolenie „starsze”, kojarzące się z mięsiarstwem zniknie, a na jego miejsce przybędzie nowe środowisko wędkarzy, które dzięki internetowi powoli ulega modzie C&R. Negatywna wizja – to pewnie  nadal będzie PZW.

WW: Często zdarza Ci się eksperymentować nad wodą?

Ł.R: Szczególnie jak ryby żerują, a na moją przynętę w ogóle nie reagują, wtedy przez moją agrafkę przechodzi cała gama najróżniejszych przynęt z pudełka.

WW: Zakończmy na plusie. Co w polskim spinningu podoba Ci się najbardziej?

Ł.R: Polski spinning to energiczne branie  nocnego suma, podczas ulewy.


(fot. Ł.R.)

3 odpowiedzi

  1. A moja laska nie wedkuje, ale nie narzekam. W koncu to taka meska odskocznia w samotnie. Problem bo jeczy ze mnie nie ma czesto, macie na to jakis sposób? T.

    1. Rozwinięcie tego tematu może zainteresować część z nas i myślę tu o takim na serio przyjrzeniu się problemowi. Poświecę temu miejsce za jakiś czas w dość obszernym wywiadzie z dziewczyną, czasami spinningistą i psychologiem w jednej osobie.

  2. Pamietam jak kiedys na jednym z wędkarskich for chłopak chwalił sie,ze jego kobieta chce mu towarzyszyć podczas spiningowych wypadów. Mało tego,sama tez zaczęła biczować wode. Każdy wówczas gratulował i zazdrościł chłopakowi takiego kompana,do czasu aż…zaczęła systematycznie przycierać mu nosa nad woda, łowiąc znacznie więcej:)
    Numizmatyka,modelarstwo czy wedkarstwo- to czy kogoś tym zainteresujesz zalezy w dużej mierze od tego jak mu to przedstawisz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *