Liga Spinningowo – muchowa 2021. VI tura – Poprad

Nim zacznę relację, chciałem zareklamować  miejsce, gdzie zatrzymałem się nad Popradem. Jako wędkarz niekoniecznie oczekuję luksusów, ale jadąc z rodziną [dzieci] zwracam jednak uwagę, by było w miarę higienicznie, a w temacie szeroko rozumianej agroturystyki, to widziałem różne przybytki i doświadczyłem całego wachlarza postaw ich właścicieli. Jeśli ktoś wybiera się w tamte rejony, szczerze polecam Willę Świetlaną w Piwnicznej na ul. Leśnej 1. Co najmniej z kilku powodów:

– pani zawiadująca całością jest w niewymuszony sposób  miła i otwarta na potrzeby [także nagłe] jakie mogą mieć rodziny z dziećmi [nie tylko kasa się liczy]

– dla wędkarza, który nie lubi poruszać się autem, do rzeki jest może 40m, a w promieniu 1km w górę i w dół są bystre jak i wolne odcinki, płytkie i głębokie pod każdy rodzaj wędkowania

– dość leciwy budynek przeszedł totalny remont  i  w środku jest absolutnie czysto, sucho i przytulnie

– sam mało lub wcale nie jem śniadań, ale w opisywanym miejscu gama potraw jaką oferował szwedzki stół oraz możliwość zamówienia „na już” czegoś ciepłego extra [wszystko w cenie] z rana, dorównywała niemałym hotelom

(fot. A.K.)

O miejscu na grill, łatwym podjeździe [nie takie oczywiste w terenach podgórskich], ładnym położeniu i sensownym parkingu, oraz nie przegiętych cenach nie piszę, bo to oczywistość. Polecam.

A sama tura? Gdybym miał jednym zdaniem opisać ten etap naszej rywalizacji, to powiedziałbym iż była ona jedną z najbardziej kolorowych, a zarazem nieprzewidywalnych. Nie chodzi tylko o to, że poza Bartkiem, który zaproponował to łowisko i akurat się wylosowało, Poprad był debiutem dla chyba wszystkich pozostałych, to jeszcze zmieniające się z dnia na dzień warunki wodne, planowana pora łowienia [9.00 – 16.00], oraz znów o zgrozo centralny dzień pełni, stwarzały  kilka dużych znaków zapytania.

Sam nad Popradem bywałem, choć nigdy nie łowiłem. Standardowa przejrzystość tej rzeki, czyli w porównaniu z Rabą, Sołą po prostu dość brudna woda nie stanowiła akurat zaskoczenia.  Poprad wypływa po słowackiej stronie Tatr i jako jeden z nielicznych cieków, nie uchodzi do zlewiska Dunaju, tylko znajduje sobie drogę na północ, płynąc po nieco innym geologicznym podłożu, niż choćby sąsiedni Dunajec: dominują nieregularne i duże na ogół kamienie, mniej jest otoczaków, a wszystko to leży na ilasto – gliniastym podłożu z niewielką ilością piasku. Dochodzą do tego zbiorniki i żwirownie na Słowacji, które pozbywają się części wody podczas wydobycia kruszywa, no i mamy efekt. Byle deszcz czyni z Popradu burą breję, która dochodzi do swojego normalnego stanu  całe dni.

Nie jest to też łowisko aż tak kameralne jak Raba.

(fot. A.K.)

Nawet przy normalnej przejrzystości jak na tę wodę, chodzi się w Popradzie koszmarnie. Kamolce są śliskie, nieregularne,  często niestabilne.

Początkowo po wylosowaniu Popradu panował entuzjazm. Wielu z nas mówiło o wyjeździe tam z całą rodzinką/dziewczyną. Wraz ze zbliżającym się terminem tury, narastały wątpliwości i entuzjazm zszedł do wręcz zerowego poziomu. Powodem był stan wody. Na tydzień przed przeszły silne deszcze w rejonach gór, także po słowackiej stronie. Fota ściągnięta z jednego z forów  zmroziła nawet mnie, który robił trochę dobrą minę do złej gry.

(fot. facebook)

Prognozy dawały jakieś nadzieje; część z nas dokonała już rezerwacji… Ja z kolei byłem mocno zaniepokojony perspektywą jechania w nieznane nad Dunajec jako łowisko rezerwowe, gdyby Poprad zawiódł. Nigdy nie przepadałem za jazdą autem, ale im jestem starszy, tym mniej to lubię. Morale podtrzymywał Bartek, twierdząc, że odkąd łowi w Popradzie, nie zszedł z tej wody bez punktów, patrząc z perspektywy ligi.

Najwcześniej z nas pojawił się tam Marcin i zastał wodę jak niżej.

(fot. M.P.)

Optymistycznie oceniał widoczność na max 20cm. Nie zaliczył nawet kontaktu. Dyplomatycznie trzymaliśmy to w tajemnicy.

Następnego dnia woda zaczęła powolutku, ale zauważalnie opadać. Bartek dał znać o małym pstrągu.

Marcin dzielnie i zawzięcie rozpoznając poszczególne fragmenty rzeki [łowiliśmy od mostu przed Piwniczną do ujścia do Dunajca, bez samego ujścia], złowił klenia.

(fot. M.P.)

Ludzie – co się działo na naszym wewnętrznym ligowym forum!  Poziom zachwytu, ulgi jakby odwołano egzekucję 🙂  Entuzjazm powrócił. Wszyscy wykupują dniówki z powodu klenia. Kolejny dzień i widać, że coś się dzieje: Marcin relacjonuje nam, że są jakieś brania i pierwsze ryby – na ogół bardzo małe, choć nie tylko.

(fot. M.P.)

Trafia się mały lipień.

Ja zaliczyłem w późne popołudnie pierwsze rozpoznanie przed turą. Początkowo postawiłem na łowienie jak lubię, czyli precyzyjne szperanie zestawem UL. Najpierw wybrałem  wodę głęboką i bardzo spokojną. Nad leniwym nurtem baldachim zwisających roślin. No, na oko super, ale co najwyżej kleniki po 15cm i masa puknięć jelczyków tej samej wielkości.  Zmieniłem miejscówkę. Już z daleka zobaczyłem, jak pośrodku Popradu na wielkim kamienisku, przy największych głazach, kręcą się niemałe ryby. Pytanie brzmiało, czy da się tam dojść?

(fot. A.K.)

Pokusa była duża i wprawdzie z lekkim strachem, ale udało się sforsować pół koryta. Pośród głazów było od pół do około metra wody.

Takiego stada brzan nie widziałem chyba od lat 80-ych. W prostokącie około 50 x 20m pływało lekko z pół setki wąsatek. Dominowały ryby 40 – 50cm, widziałem kilka sztuk około 60cm i z 2-3 „maszyny”. Większość  spłoszyłem idąc, nie będąc świadomym ile ich jest. Ryby co chwilę podpływały z głównego, przybrzeżnego nurtu i ewidentnie coś wydłubywały u podstawy głazów. Mając żyłeczkę 0,12mm nawet nie wygłupiałem się z rzucaniem do tych większych i na upatrzonego starałem się złowić jakąś mniejszą. Udało się w tę około godzinę złowić jedną w okolicach 40cm i przyzwoitej  wielkości klenia.

(fot. A.K.)

Kilka ewidentnych brań nie zaciąłem, ale jaziowy wobek 18mm i kijaszek do 6g  są słabym pomysłem w temacie brzan.

Marcin łowiąc po drugiej stronie złowił pięknego  klenia – już okaz.

(fot. M.P.)

Wcześniej miał jeszcze jednego. Bartek z kolei zameldował małego ale punktowanego pstrąga.

(fot. B.K.)

Nikt już nie miał wątpliwości, że łowić się da. Co więcej – apetyty i nadzieje na dobry wynik chyba wszystkim bardzo urosły.

Na miejsce dojechał Tommy.

Ja po tym dniu oraz wcześniejszych doświadczeniach Marcina i Bartka uznałem, że w tak zmąconej wodzie  prawdopodobieństwo złowienia punktowanego klenia czy pstrąga jest takie samo jak punktowanej brzany, przy czym w przypadku kleni sprawdzają się okolice ujścia większych potoków, niosących czystą wodę, co ogranicza pole działania. Dodatkowo trafienie brzany 50+ jest niewątpliwie pewniejsze w tych okolicznościach, niż kleniowej 50-ki, a za brzanę jest dodatkowa premia punktowa [szczupak, sandacz, boleń i brzana dostają dodatkową premię w postaci podwójnej wartości wymiaru ochronnego].  Co więcej – mierząc swoją miarą [wolno dostosowuję się do specyfiki danego łowiska], uważałem, iż w tych warunkach, bez znajomości wody i miejscówek, zapunktuje z pięć osób, no – góra 7.

Dzień przed turą postanowiłem nie wygłupiać się ze sprzętem UL. Wziąłem mocniejszy  kij do 15g, żyłkę 0,20. Moje doświadczenie tego dnia potwierdziło wcześniejsze założenia. Zszedłem z 2km Popradu, złowiłem 6 klonków i okonia – nic na punkty. Godzina na brzanowej mecie dała jedną ale sensowną rybę.

(fot. A.K.)

Tyle, że w przeciwieństwie do dnia wcześniejszego zaobserwowałem może z pięć sztuk…

Dojeżdżają Rafał i Jacek. Rafał sporo oglądał, łowił mało, ale trafił przyzwoitego klenia.

Wieczorem wraz ze znajomymi spotykamy się przy ognichu i gazowych pochodniach na małym co nie co.

(fot. A.K.)

Mimo, że spałem od dwóch dni po 4-5 godzin i byłem mocno zmęczony [pół dnia non stop w wodzie z dziećmi na basenie], to tak mi się udzielił klimat, że znów wstałem po czterech godzinach snu. Albo inaczej: obudziłem się. Wstać mi było ciężko 🙂  Jeszcze przez godzinę przezbrajałem kilka woblerów pod brzanę.

Spotkaliśmy się w Rytrze o 8.00. Poza Tommy`m,  Rafałem, Marcinem i mną wszyscy inni szli, że tak powiem – na rozpoznanie bojem. Tu małe wyjaśnienie. Porę wybraliśmy z pełną świadomością, że nam to trochę  przeszkodzi, ale dla większości dojeżdżających start o 5.00 oznaczał wyjazd co najmniej o 2.00 w nocy.

Aura dopisuje. Szybko robi się 26 stopni i tak zostaje do końca tury. Ponoć to ostatni ładny dzień [faktycznie tak było]. Czuło się, że będzie zmiana, bo wiatr już kręcił ze wszystkich stron poza północną.

Statystycznie było lepiej niż zakładałem, choć bez większych ryb. Zapunktowało aż 11 uczestników, złowiono 31 punktowanych ryb czterech gatunków, z czego połowę w pierwsze dwie godziny. Kontakty z brzanami były w większości po 12.00 i gdybyśmy łowili do powiedzmy 19.00, to jest bardzo prawdopodobne, że tych ryb byłoby więcej. Wąsate wyraźnie aktywizowały się przed zmierzchem [17.00 – 19.00], co pokazały treningi. Rezultaty pierwszej trójki oscylowały lub przekraczały [pierwsze miejsce] wyniki miejscowych wędkarzy, którzy schodzili z porannych łowów, a których podpytywaliśmy o wyniki. Z ryb niepunktowanych złowiono dużo uklei [muszkarze] i trafiło się kilka okoni.

Mnie zaskoczyła woda. To, że się jeszcze oczyści brałem  pod uwagę, ale opadła mocno. Moje kamienisko wystawało o wiele bardziej nad wodę, zniknął silny nurt na obrzeżach. Brzany zauważalnie odsunęły się pod brzeg i niestety dla mnie – wyraźnie w górę od miejscówki.

(fot. A.K.)

Ponieważ wiedziałem, że na bank nic mnie nie ruszy i będę łowić na 100m wody, to wyjątkowo wziąłem dwa kije: 2,1m do 6g z żyłką 0,12mm i małymi wobkami i gumkami [choć te okazały się kompletnie nieskuteczne w poprzednich dniach], oraz zestaw mocniejszy [kij 2,7m, 5-15g, żyłka 0,20mm] i woblery 2-5cm, najczęściej lekko tonące o zróżnicowanej pracy – od szybko ale leciutko lusterkujących, po istne wariaty].

(fot. A.K.)

Start miałem emocjonujący, choć trochę pechowy. Po może kwadransie udało się zaciąć małą ale okołowymiarową brzanę. Była zapięta na zewnątrz mordki i jakimś cudem się spięła. Potem okazało się że wszystkie właściwie zapięte brzany, były zahaczone na zewnątrz pyska. Niedługą chwile później, na dwóch machnięciach ogona brzana wyciągnęła z dokręconego hamulca 20m żyłki 0,2mm. Od razu ruszyła jak dzika z nurtem. Wiedziałem, że jest podcinka. Była podhaczona za grzbiet i się spięła. Taka już troszkę większa [60+].

Po tym zdarzeniu nawet dość widoczne tego dnia brzany znikły. Nastała ponad godzina ciszy. Trochę bardziej niż brakiem ryb martwiłem się czy wytrzymam te siedem godzin. Wyjątkowo na wodzie górskiej łowiliśmy tak długo, bo skoro jechaliśmy już dalej… W to, że coś złowię mocno wierzyłem.

No i po 90 minutach od startu na 22mm ciężki wobler Izumi miałem ostry strzał. Mimo, że w środku nurtu i tuż nad dnem, to wiedziałem, że to nie brzana. Kleń miał 40cm.

(fot. A.K.)

Zachęcony tym faktem, trochę zmieniłem sposób podania wabika i tym samym woblerem przez około godzinę obławiałem zwisające nad wodą trawy z przeciwległego brzegu. Udał się wybornie jeden rzut – przynęta przeleciała między gałęziami wikliny i nie zawisła na nich. Gdy wobler wpadł w wodę, kleń zeżarł go natychmiast. Nie był duży, ale punktowany.

(fot. A.K.)

Kolejne pół godziny nic nie wniosło. Bez brań. Wróciłem do brzan, ale następna godzina niczego nie zmieniła. Konsekwentnie założyłem, że łowię tylko w jednym miejscu, ale zaczęło mi się troch nudzić. W ramach małego odpoczynku, wziąłem drugi, lekki kijek. Dość szybko złowiłem okonia i cztery klonki. Przy jednym coś mnie tknęło i go zmierzyłem. Na szczęście. Wprawdzie ciut mu brakło, ale miało to potem swoje pozytywne konsekwencje.

Do około  14.30 miałem ledwo dwa fajne kleniowe brania. Niestety nie zacięte. Im bliżej końca tury, tym więcej brzanowych potrąceń, ale nic do zacięcia. W końcu około 15.00 zacinam brzanę pod 50cm. Znów na zewnątrz pyska. Ku mojej frustracji i ta ryba spada. Niby nie jestem na zero, ale… Następnie znów miałem podcinkę brzany i w końcu na 40 minut przed końcem, zahaczona ponownie na zewnątrz pyska wąsatka ląduje w podbieraku.  Umówmy się: brzana około 40cm to taki chudy śledź.  Już miałem wsadzić ją do wody, gdy przypomniałem sobie klonka sprzed kilku godzin.  Przyłożyłem rybę do kija i… Nie, no – powinno być te 40cm. Dokładny pomiar daje 41cm i kilka mm. Jednak są jeszcze punkty!

(fot. A.K.)

Mimo starań i naprawdę ryzyka zaliczenia kąpieli, nie udało mi się już nic wyholować. Strasznie ciekawiło mnie, jak poszło pozostałym. Niech tym razem sami o tym opowiedzą.

Robert: U mnie wymęczone 5 niedużych kleni: 31, 33, 30, 33, 31. Wszystkie ryby złowiłem na powierzchniowe woblery lub obrotówki,. Łowiłem w okolicach Barcic. Z ryb niepunktowanych miałem jeszcze kilkanaście krótkich kleni, dwa pstrągi i dwa okonie. Przez 7 godzin brak kontaktu z grubszym kleniem, co trochę mnie zdziwiło.

Niestety zdjęć ryb Roberta nie udało mi się pobrać z załączników, aczkolwiek są z kodem i nie budzą żadnych zastrzeżeń. Nie chciałem kolegi nudzić o ponowne ich wysłanie tym bardziej, że mam remont w domu i okazjonalnie podpinam się pod względnie szybki  internet.

Marcin: U mnie 5 kleni z czego tylko dwa punktowane: 30 i 33 cm. Standardowo – gruba sztuka pojawiła się na treningu, natomiast w dniu zawodów raczej przeciętnie.

(fot. M.P.)

Maciek:  Do punktacji: klenie 32 cm, 42 cm;  pstrągi 2 x 31 cm;  świnka 40 cm.  

(fot. M.K.)
(fot. M.K.)
(fot. M.K.)
(fot. M.K.)
(fot. M.K.)

Taktyka jak na rzekę ,  na której  nigdy nie byłem i kompletnie nie znam: złowić wszędobylskiego klenia.  A jak się uda,  to kolejne.  Obejrzałem przed turą na szybko kilka miejsc  i wybrałem do łowienia najlepsze wizualnie. Trochę mnie zaskoczyła wielkość rzeki,  bo myślałem,  że jest bardziej kameralna, coś w rodzaju Raby. Na płytszych odcinkach łowiłem cały czas Widłem  5cm prowadzonym często wachlarzem.  Najlepsze, głębsze miejsca z dużymi kamieniami w nurcie obławiałem dokładniej,  kilkoma przynętami,  z myślą o brzanie.  Była szansa na brzanę,  miałem je w zasięgu wędki.   Jedną niedużą, podciętą wyjąłem.  Dwie spore  spiąłem,  z tego jedna na pewno podcięta,  a druga  być może też.  Brzany raczej nie żerowały  za dobrze w czasie jak łowiliśmy , albo już się nauczyły omijać podejrzane przynęty. Fajna rzeka. Jakby nie Bartek i  jego propozycja, to pewnie nieprędko bym się na Popradzie pojawił, o ile w ogóle. Chyba podam Poprad jako typ na kolejny rok. Zastanawiam się,  jak to jest ,  że  z tego co słyszę Popradem bez przerwy płynie woda zabrudzona przez jakieś żwirownie na Słowacji  i nikt z tym nic nie robi?

Krzysiek:  Planu na Poprad nie miałem. Kilka dni wcześniej zacząłem wielkie zbrojenia w celu dostosowania przynęt do lokalnego regulaminu,  a i tak nie doczytałem iż kotwiczki na całym Popradzie mają być bez zadziorów lub z zagiętymi  🙂 Odcinka NoKill nie brałem pod uwagę, a jako że nigdy nie łowiłem nad tą rzeką, stwierdziłem, iż łowię od trzech mostów poniżej miejsca zbiórki w Rytrze do końca wyznaczonego odcinka przez Bartka, by nie marnować czasu na jazdę. W celu rozpoznania wody postanowiłem podpytać znajomych …. Wszyscy wędkują mocno powyżej Piwnicznej: głownie klenie, świnki, brzany i mitologiczne głowatki. Poniżej nikt nie lubi łowić bo wyniki gorsze, mniej kameralnie i sporo „grunciarzy”; ponoć na NoKill bywa fajnie – wolałem nie ryzykować by sprawdzić, ponieważ pstrągów nie umiem łowić. Wyjechałem tuż po 4:00 zaopatrzony w termosy z kawą, herbatą, jakiś prowiant i… RedBull’e 🙂  Na każdym wytypowanym moście spotkałem wędkujących muszkarzy lub spinningistów. Poranek mieli udany po tygodniu posuchy ze względu na stan i przejrzystość wody. Meldowali chętnie o pojmanych świnkach i kleniach. Dzielili się wręcz miejscówkami na brzany [kiedyś, coś, jakaś mnie potargała itp. gadka wędkarska ]. Po tych wieściach energia we mnie wstąpiła i z nowym zapałem pojechałem na miejsce zbiórki by dokończyć przygotowania i mając jeszcze ok 1h wyczyścić samochód wewnątrz 🙂 Około  7:20 pojawili się pierwsi Wojownicy, później zbiórka i z zapasem kolejnej prawie godziny będąc  4min od wytypowanej pierwszej miejscówki [rynna w okolicach najbliższego mostu poniżej miejsca zbiórki], pojechałem na miejsce, jak się okazało pierwszej porażki tego dnia  J 8:40 stałem po jajka w wodzie i modliłem się o przyspieszenie czasu … 9:05 uzbrojony w wyczepiacz surfer straciłem pierwszy wobler, 30 minut później kolejny … Jak to pieroństwo użyć? … Nie wiem. Po jakimś czasie dzwoni Tommy z wieściami z pola boju i postanawiam jechać wyżej. Szybko lokalizuję Piotrka i Tommiego nad wodą, mają sporo brań kleni, coś już wyjęli na punkty. Ja bez brań na ich miejscówce ale jest wesoło. Postanawiam obłowić dno i w pierwszym rzucie tracę ostatniego Gajosika [Krąpik] na rybie… na 100% brzana. Sprawdzam w łapach plecionkę i rwę. Przy poprzednich zaczepach poprzecierała się na długości ok 5m o kamienie. Jako że brania kleni ustały, gdy dołączyłem do Chłopaków,  postanowiłem pojechać w inne typowane w rozmowie z Tommym miejsce powyżej. Przy samochodzie zmiana kołowrotka i plecionki [niby człowiek sprawdza wszystko, ale na zawodach nie było czasu oglądać stanu linki]. Okolice basenu okazały się wodą jak lubię – masa wody, głęboko. W pierwszych rzutach pod nawisy gałęzi mam 3 zacięte ale nie wyholowane ryby …. Załamka. W milionowym rzucie siada pierwsza ryba skutecznie podebrana – kleks 42 cm …. Są punkty i jest luz.

(fot. K.P.)

Brodząc do brzegu by zrobić fotkę dzwoni Tommy …. Ponieważ to On sprzedał mi miejscówkę … wkręcam Kolegę, że mam głowacicę 🙂 Piotr i Tommy zmieniają kolejny raz miejscówkę, jako że trafili na bankówkę na brzanę, Tomek wzywa mnie do towarzystwa. Podjeżdżam od drugiej strony po próbie dojechania do ich stanowiska, podchodzę do wody i widzę piękny przelew, a poniżej z jednej strony zastoisko z mułem / iłem, a z drugiej –  tam gdzie mieli stanowisko – piękna rynna. Po kilkunastu minutach mam Basię, nieduża. Miarka pokazuje 52cm. Nie jest źle.

(fot. K.P.)

Do końca tury obławiam rynnę, ale już bez efektów, niby brania były ale takie jakieś dziwne, nie wcięte. Tak więc wielkie podziękowania dla Tommiego i Piotrka za namiary na Wasze towarzystwo. Było super choć woda jakaś taka nie dla mnie, za dużo się na niej działo, zbyt chaotyczna i ślisko, a ja zapomniałem kijka do brodzenia [mam od roku i nigdy nie użyłem ]  oraz wkrętów do butów. Zaraz po turze telefon do Kolegi spoza Ligi – jest na Popradzie 30 minut samochodem w górę rzeki. Tam to już inna historia, zakochałem się w Popradzie mimo szorstkiego początku znajomości.

Bartek: U mnie katastrofa… zakładałem pewne punkty, bo na Popradzie łowiłem  przy okazji wypadów rodzinnych. I praktycznie zawsze kończyłem z punktowanymi rybami w ręku. Tym razem zgubił mnie czyszczący się szybko Poprad. Zachęciło mnie to do odwiedzenia typowo muchowego odcinka. Duży błąd. Miałem liczne, acz bardzo delikatne brania. Gdyby nie one, pewnie bym migrował w inne miejsce. A tak skończyłem z 5 kleniami, największy miał 27cm. Kur…de 🙂 Gratuluje pozostałym chłopakom. Szkoda, że nie trafiliśmy na lepsze warunki, bo połowilibyśmy wszyscy dużo lepiej. To miała być w końcu  najlepiej punktowana tura:)

Jędrzej:  Jak na większości łowisk, na których rozgrywana jest tegoroczna Liga, na Popradzie pojawiłem się po raz pierwszy. Nie trenowałem, nie wiedziałem czego się spodziewać, ale miałem dużo szczęścia i złowiłem niewielką brzanę. Poza tym miałem kilka brań niewielkich kleni, z których żaden nawet nie zbliżył się do wymiaru 30 cm.

(fot. J.G.)

Rafał: Poprad trochę niemiło mnie zaskoczył. Najgorsza rzeka do brodzenia jaką znam. Duże kamienie w połączeniu ze zmąconą wodą i zarośniętymi brzegami sprawiają, że typowanie miejscówek wymaga ogromnej ilości czasu. Z tego właśnie powodu na turze pojechałem w miejsce, które rozpoznałem w sobotę, mimo że niezbyt mi pasowało ze względu na ogromne ilości klenia do 25 cm. Miałem jednak plan by łowić trochę inaczej…
Zacząłem z opóźnieniem. Pobłądziłem mimo korzystania z map „googla”. Ostatecznie porzuciłem auto i ruszyłem piechotą w kierunku rzeki i upatrzonych płycizn. Liczyłem, że stoją na nich klenie polujące na narybek pływający po płytkiej wodzie. Miałem dla nich propozycję w postaci większego woblera bo liczyłem, że będą złe i agresywne. Trochę niepokoiła mnie późna pora ale były i brały mocno i zdecydowanie. Pierwszego brania jednak nie zaciąłem. Kolejne to kleń 37 cm. Żaden to okaz ale po tych wszystkich spadach i zerach na Rabie to prawie tańczyłem z zachwytu. Kolejny kleń 42 cm potwierdził słuszność moich założeń, a także zmienił oczekiwania co do tury na bardziej ambitne.

Płycizna skończyła się. Chwilę szukałem szansy poniżej ale bez sukcesu i szybko wróciłem do drugiego etapu planu czyli szukania mało aktywnych ryb na opasce. Liczyłem, że na mikrowoblerek się jednak skuszą. Skusił się i wylądował w podbieraku kleń 41 cm.

(fot. R.S.)

Zerknąłem na grupę ligową w komunikatorze ale niewiele ryb zobaczyłem. Zacząłem myśleć o wygranej. W końcowej, płytszej części opaski zacząłem wykonywać również rzuty wachlarzem. Woblerek obijał się o kamienie tak jak chciałem. No i utknął. Próbuję go oswobodzić i czuję pulsowanie. Mam brzanę 42 cm.

(fot. A.K.)

Chwilę później na końcu opaski, płytkim i szybkim doławiam klenia 33 cm.

(fot. R.S.)

Jest przed 13 – tą, miejscówka mi się skończyła i pomysły razem z nią. Przez resztę tury już miotam się po okolicy bez efektu. Ciekawe miejsce znajduję ok. 20 minut przed końcem tury ale mam w nim już tylko dwa kontakty chyba z maluchami.
Tura się skończyła ale emocje nie. Czy udało się wygrać? Rozmowy, czytanie wiadomości  i odpisywanie zajęło mnie tak, że do auta dotarłem po dwóch godzinach. Udało się wygrać.

Piotrek: Popradu nie znam, nie łowiłem tu nigdy. Umiejętność czytania rzeki pozwoliła nam z Tommym wytypować potencjalnie dobre miejsca na szybko punktującego klenika. Pierwsza płań chybiona;  szybki wlew dał kilka kleni, w tym dwa punktujące. Szczurek, a potem czarny wobler oklejany miedzią zrobiły robotę.

(fot. P.D..)
(fot. P.D.)

Potem zmiana miejsca na szybką rynnę dała fajnego klenika Tommiemu, i kilkanaście brań kleni, niestety na brzegu lądowały same małe. Kolejny wlew i spada na pewno punktowany klenik, ale niewiele się tu dzieje. Idziemy wiec na ostatnie miejsce – brzanowe:  spokojna rynna obok maleńkiego wlewu. Po chwili wydaje mi się że mam delikatne branie. Dziesięć minut później identyczne skubanie, zacięcie i siedzi. Piękna brzana jedzie ze trzy metry pod prąd, zawija się z nurtem i wobler wyskakuje z wody. Parę minut później Tommy ma branie, ale plecionka strzela przy zacięciu. Zostajemy tu do końca. Kilka minut przed końcem tury znów mam identyczne branie, zacinam, wędka wygięta w osiem, i brzana znów spada przy nawrocie. Szkoda bo to były piękne sztuki, i mogły niesamowicie poprawić końcowy wynik, jednak nie udało się. No cóż, do sukcesu potrzebna jest jeszcze doza szczęścia, której tym razem odrobinę zabrakło. Gratulacje dla tych,  którym walka z barbarami się udała!

Michał: Co tu w sumie pisać? Rzeka piękna, jednak brak przejrzystości bardzo utrudnił łowienie. Bez rozpoznania ciężko cokolwiek z wody wywnioskować, ukształtowanie dna i jego struktura były niewidoczne, dlatego jestem zadowolony z wyniku. Trafiliśmy na odcinek rzeki bardziej pstrągowy, co uratowało mnie przed zerem. Łowiłem na ciemne woblerki, rybki brały agresywnie, dwa z bodajże ośmiu były na punkty. Jeden złowiony na parkinsona reszta na spinning. Trafiło się kilka kleników -jeden na punkty. No, zera już nie ma i uruchomił mi się syndrom wędrowania. 500m niżej była rynna gdzie muszkarz przy mnie wyholował brzanę 60+. Tu zostałem na ostatnie półtorej godziny, lecz poza oglądaniem pięknych brzanowych spławów z furkotem nic się nie zadziało. Gratulację dla Rafała! Pięknie połowione! Jak schodziłem, spotkałem Maćka i widziałem na jakiej wodzie wykręcił wynik -wieki szacun! Ja bym nie miał tam szans. No i Krzysiek gratulacje, myślę że razem z Piotrkiem i Maćkiem będziesz walczył o podium. Teraz w moim przypadku, jak pisałem po losowaniu – równia pochyła 🙂  ale walczyć będę do końca!

(fot. M.M.)

Jacek: Na Poprad przyjechałem wprawdzie dzień wcześniej, ale niestety nie miałem okazji przed turą połowić nawet minuty. Pół godziny poświeciłem wprawdzie na podjechanie do kilku miejscówek, ale stan rzeki –  kolor kawy z mlekiem, tylko nieznacznie czyszczący się na płyciznach – nie nastrajał optymistycznie do planowanego łowienia wyłącznie na muchę. Na pierwszy ogień wybrałem piękny wlew poniżej Piwnicznej przechodzący w dość głęboką, jak się okazało na miejscu płań. Łowiłem tutaj bardzo długo, za długo jak się okazało. Łowiłem na krótką nimfę, mocno kontrastowymi nimfami oraz dużymi pływającymi muchami. Niestety poza drobiazgiem na nimfę w postaci uklejek i małej brzany nic ciekawego się nie zapięło poza jedną wyraźnie, większą rybą. Po ładnym, pewnym braniu złowiłem niemała świnkę na ponad 40 cm; niestety po podebraniu okazało się, że zapięta została poza obrysem głowy, więc z punktów nici.

(fot. J.Ś.)

Zmiana miejscówek już mi nie pomogła;  byłem jeszcze na dwóch, ale na pierwszej, bardzo wydawałoby się obiecującej, przepływające tratwy z turystami i ich manewry zniechęciły mnie szybko do tego miejsca, a ostatnia wybrana miejscówka w okolicach Barcic pomimo, że wręcz książkowo piękna, również nie dała żadnych  rybek. Z rozpaczy chwyciłem za spinning na ostatnie 30 minut i na małego woblera skusiły się jeszcze klenie, ale zbyt małe by zapunktować. Zatem po raz kolejny na Lidze bez punktów.

Tu się wtrącę. Świnka Jacka miała 42cm i była zahaczona za pokrywę skrzelową. Gdyby przynęta przeszła przez pysk, została wyrzucona przez skrzela – byłaby zaliczona. Zwracam uwagę na postawę Jacka, bo fair play jest podstawą naszej rywalizacji.  A zero mocno boli. Nieco egzaltowanie stwierdzę, że szkoda, iż we współczesnym świecie, takie postawy są tak nieczęste. Mam wrażenie, że dopracowaliśmy się grupy ludzi, którzy chyba by nie zasnęli, gdyby poszli na jakąś „krzywiznę” w lidze…

Tomek:  Wybór Popradu na turę sierpniową bardzo mnie ucieszył. Przede wszystkim dlatego, że dawał naturalną możliwość powalczenia muchówką [gdybym mógł wybrać, w tym celu preferowalbym jednak  bardziej odcinek powyżej Piwnicznej, wolałbym też żeby woda nie była aż tak bardzo trącona, ale o to, jak wiadomo, na Popradzie niełatwo]. Okolice rzeki znam co prawda dobrze, ale nigdy wcześniej na Popradzie nie łowiłem, choć zbierałem się do tego nie raz [zawsze jednak wygrywał San albo Dunajec].  Niestety zabrakło czasu na rekonesans, stąd też wybór miejscówki był zupełnie przypadkowy. Jadąc na turę przystanęliśmy z Michałem na chwilę w dwóch miejscach. Jedno z nich dawało nadzieję na ryby, więc tam pojechaliśmy. Zacząłem od streamera, ale po niespełna godzinie machania uznałem, że trzeba zmienić metodę. Na krótkim, dość płytkim, ale wyraźnie kleniowym odcinku wody,  postanowiłem porzucać suchą muchą. Od razu widać było pewne ożywienie w wodzie, jednak wychodzące ryby najpierw jedynie delikatnie trącały przynętę. Założyłem mniejszą muchę. W pierwszym rzucie wziął kleń 31,5 cm – jedyny punktowany, jak się później okazało.

(fot. T.K.)

Oprócz niego wyjąłem na tą samą przynętę dużą ilość drobnych kleni i mnóstwo uklei [te brały też na całkiem spore nimfy]. Później, w dosyć głębokim wlewie wyjąłem na nimfę 2 brzany, ale niestety poniżej wymiaru. Szukając większych skąpałem się solidnie [w całości], w pewnym wartkim i głębokim dołku [o jeden krok za daleko, choć świadomie podjąłem to ryzyko 🙂 ] Przy okazji złamałem niestety mojego ulubionego Redingtona… Sytuacja ta wymusiła dłuższą przerwę techniczną… Później próbowałem jeszcze na mokrą oraz na długą nimfę, ale niestety , nie licząc kilku drobnych kontaktów, bez efektów. Niedosyt jest wiec duży. Planuję wrócić tam jeszcze w tym roku – głównie z nastawieniem na brzanę i … głowacicę;)

No i punktował jeszcze Tommy. Miał dwa klenie.

(fot. T.M.)
(fot. T.M.)

Wyniki tury:

Nieobecni:  Mikołaj, Brandy, Weronika  – po  17 pkt oraz nieobecni więcej niż trzeci raz czyli Kuba i Karol  – po 18 pkt [dodatkowy punkt].

Zerujący:  Zygmunt, Jacek i Bartek po 17 pkt

I miejsce – Rafał – 1 pkt  [klenie 33, 37, 41 i 42, brzana 42 – 630 małych pkt]

II miejsce – Maciek – 2 pkt  [klenie 32 i 42cm, pstrągi 2 x 31cm i świnka 40cm – 441 małych pkt]

III miejsce – Krzysiek – 3 pkt  [brzana 52cm i kleń 42cm – 416 małych pkt]

IV miejsce – Adam – 4 pkt   [klenie 40 i 32cm, brzana 41cm – 336 małych pkt]

V miejsce – Robert  – 5 pkt  [klenie 30, 2x 31, 2 x 33cm – 243 małych pkt]

VI miejsce – Jędrzej – 6 pkt  [brzana – 51cm –  242 małe punkty]

VII miejsce – Tommy – 7 pkt  [ klenie 31 i 40cm –  183 małe punkty]

VIII miejsce Michał – 8 pkt  [pstrągi 30 i 31cm, kleń 33cm – 137 małych punktów]

IX miejsce – Piotrek – 9 pkt  [klenie 31 i 33cm – 106 małych punktów]

X miejsce – Marcin – 10 pkt   [klenie 30 i 33cm – 95 małych pkt]

XI miejsce – Tomek –11 pkt   [kleń 31cm – 42 małe punkty]

Poprad znów sporo namieszał w punktacji generalnej. Cześć z nas sporo zyskała na tej wodzie, są tacy, którzy niemało stracili.

Punktacja generalna:

Znów zmienił się lider – ponownie jest nim Maciek – 31,5 pkt [1048 małych punktów].  Jako jedyny jak na razie, punktował na każdej turze.

Na drugie miejsce spadł Michał, ale to strategicznie niewielka strata – 34,5 pkt [1438 małych punktów].

Trzecie miejsce utrzymał Piotrek, choć dzieli go już trochę większy dystans punktowy od Maćka. Piotrek ma  39,5 pkt [1285 małych punktów].

Czwarte miejsce utrzymał także Krzysiek, przy czym odczytał bym to jako umocnienie się na tej pozycji z bardzo realnymi widokami nawet na wygranie ligi w tym roku. Krzysiek ma 44,5 pkt [ 1103 małe punkty].

Na miejsce piąte z siódmego awansował Robert – 51,5 pkt [613 małych punktów].

Czwarte miejsce nad Popradem awansowało mnie w klasyfikacji generalnej z miejsca 9-go, na szóste. Mam 56,5 pkt [766 małych punktów].

Poprad okazał się mało łaskawy dla Zygmunta i Bartka. Obaj spadli o dwie pozycje: Zygmunt z piątej na siódmą – ma 59,5 pkt [841 małych punktów  ], a Bartek z szóstej na ósmą – 63 pkt [698 małych punktów].

Punkty zdobyte na Popradzie przesunęły z miejsca dziesiątego na dziewiąte Marcina – 64,5 pkt [243 małe punkty].

Z miejsca ósmego na dziesiąte spadł Jacek – 69 pkt [568 małych punktów].

Wygrana Rafała w powyżej turze dała mu największy awans w klasyfikacji generalnej – jest jedenasty [z miejsca 15-go]. Kolega ma 71 pkt [656 małych punktów].

Nieobecność nad Popradem spowodowała, że Brandy, będący na miejscu dziesiątym [małymi punktami wygrywał z Marcinem], jest teraz dwunasty – ma 71,5 pkt [372 małe punkty].

Mimo dobrego wyniku na Popradzie, Jędrzej spadł  w generalce z miejsca jedenastego na trzynaste. Obecnie ma 72 pkt [515 małych punktów].

Druga punktowana tura z rzędu spowodowała, że Tommy ponownie zaliczył awans – tym razem o dwie pozycje. Teraz jest czternasty. Ma 77,5 pkt [214 małych punktów].

Podobnie jak Jędrzej – Tomek mimo popradowych punktów spadł o trzy oczka. Jest teraz piętnasty – 78 pkt [157 małych punktów]

Na miejscu szesnastym [spadek z dwunastego] jest Karol – 85 pkt [199 małych punktów]. Tu akurat nie jest to zaskoczenie, a wynik wcześniejszych deklaracji, że kolega będzie tylko na turach na Rabie.

Klasyfikację zamykają uczestnicy, którym nie udało się jak na razie zapunktować w żadnej turze.

Ex aequo na miejscu siedemnastym są Weronika i Mikołaj – mają po 95 pkt.

Ostatni jest Kuba z sumą 96 pkt.

Przy tej ilości uczestników i jeszcze czterech turach bardzo trudno przewidzieć wynik rywalizacji końcowej, aczkolwiek jest to bardzo kuszące. Matematycznie rzecz ujmując, to są tu możliwe rewolucyjne wręcz zwroty akcji.  Wszystko jednak wskazuje, iż o pierwszą lokatę powalczą Maciek, Michał, Piotr i Krzysiek. W mojej ocenie dwie najbliższe tury [miejska Wisła W3] wyraźnie sprzyjać będzie Piotrkowi. Listopadowa tura na starorzeczu preferuje bardzo lekko łowiących. Nie wyobrażam sobie, że można zdobyć tam, poza przypadkiem oczywiście – sensowne miejsce łowiąc mocnym zestawem. Na starorzeczu porównywalne szanse mają więc Maciek, Krzysiek i Michał. Ostatnia tura  – bardzo krótki odcinek W2 w grudniu [od ujścia Skawinki do stopnia Kościuszko], to chyba nie tylko dla mnie –  istna zagadka, co tam się może wydarzyć. Faworytem tej tury będzie chyba Krzysiek, skoro to jego wylosowana propozycja….

Na koniec mam jeszcze taką niewesołą refleksję z Popradu. Z tego, co widziałem podczas treningów i tego, co koledzy widzieli na turze, to poziom kłusownictwa [robaczarze] osiągnął tam stan, dla mnie abstrakcyjnie wysoki. Dziwię się, że tam wciąż jest sporo ryb…

 

Jedna odpowiedź

  1. Mieliśmy strasznego farta , że trafiliśmy taka wode. Tam praktycznie od początku wakacji płynie żur z tego co słyszałem.
    Ja myślałem, że dużo więcej nawojuje . Dość szybko zlapalem te ryby. Miałem trochę czasu żeby dorzucić trzecią sztukę.
    Szczerze to mój plan był łowić na miejscach o zupełnie innym charakterze niż te które ostatecznie wybraliśmy. Ale skoro udało się nam coś złapać to poszliśmy za ciosem.
    Dziwna to woda. Dużo fragmentów zupełnie pustych moim zdaniem. Ryby reagują na bardzo agresywne przynęty. Ściągane szybkim tempem. Ja tak nie lubię łowić .

    Martwi mnie że ta Wisła W3 się wylosowala dwa razy z rzędu. Jedna z tych propozycji jest moja. To taki odcinek Wisły na którym mało kto lowi poza sumiarzami i chciałem żebyśmy spróbowali się coś o nim dowiedzieć.
    Slyszalem jednak że pływają tam medalowe ryby. Dostęp do wody jest jednak fatalny z brzegu. Rzeka kompletnie nieczytelna i boję się że wielu z nas nie będzie miało tam przyjemności z lowienia i że wyniki będą bardzo kiepskie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *