Zacznę tak: na ostatniej turze złowiono grubo ponad 400 ryb pięciu gatunków. Obszarem rywalizacji była Wisła W3 od mostu w Niepołomicach do ujścia Raby. Ja do końca nie wiem ilu nas było, gdyż towarzysko podpięło się pod turę, przeciwko czemu nic nie mamy, kilka osób z poza Ligi, z czego ja znam tylko Arka, który już nieraz wpadał z Wrocławia do nas razem z Rafałem, który jest od kilku lat stałym bywalcem naszej zabawy. Nomen omen Arek gdyby ująć jego wynik – byłby bardzo wysoko, bo miał czwarty rezultat tej tury. Poza tym Piotrek rozprzedał stadko szczurów i sam też nabyłem, podobnie jak 10 innych woblerów, które skołował Tommy, a były wśród nich …trzy Tapsy Slim. Nawet się nie zastanawiałem.
A teraz łyżka dziegciu w tym miodzie – do punktacji nie licząc słownie trzech ryb trafiały na ogół rybki ledwo, ledwo nad wymiar. Niektórzy przerzucili po 30 – 40 klonków i wszystko w rozmiarze 25 – 29 cm z groszami. Tylko nieliczne przekraczały te, jak się okazuje nasze zaporowe dla około krakowskiej Wisły 30cm… Dlatego uznałem, że poglądowo zaprezentuję cześć tylko rybek, bo nie ma sensu wrzucać tyle fotek niewielkich i praktycznie identycznych zdobyczy. W każdym razie wszystkie zgłoszenia były z kodem i nie budziły wątpliwości.
Pewnym plusem jest swego rodzaju wysyp okonia i sandacza. Złowiono kilkadziesiąt ryb obu gatunków.
Oczywiście same malutkie egzemplarze. Tylko trzy okonie załapały się na minimum wymagane w naszej Lidze, czyli 25cm. Ta wyraźnie większa ilość drobnych okonków to wg mnie wynik dość wysokiego i relatywnie stałego poziomu Wisły w naszym rejonie w latach 2020 i 21. Te gatunki miały nie tyle możliwość się wytrzeć, co ich ikra nie wyschła. Jak prorokowałem w poprzednim wpisie, złowiono bodajże pięć szczupaków, ale żaden nawet nie zbliżył się do 60cm.
Wnioski mam jednak generalnie mało ciekawe i sprowadzają się do tego, co pisałem, piszę i pisać będę, chyba, że coś się zmieni, albo…się poddam. Około krakowska Wisła to niestety „burdele” w okolicach poszczególnych progów i więcej nic. Szczęściarze znają nieliczne enklawy poszczególnych gatunków, na ogół z mniej licznymi, ale większymi sztukami. Poza tym ta rzeka jest PUSTA! Niezależnie od pory roku całe setki metrów, jeśli nie kilometry mają najwyżej jakiegoś bolenia i trochę drobnicy. I nic więcej. Tak to wygląda z perspektywy spinningisty. Ekosystem tej wody jest nieprawdopodobnie zaburzony.
Biorę poprawkę na warunki, bo aura, jak i zapory zafundowały nam wszystko, co mogło zepsuć wynik. Ja zastanawiałem się w poprzednim wpisie, jaki będzie wpływ poszczególnych czynników, no i miał niestety negatywny. Plusem było tylko to, że trafiliśmy w okno pogodowe, po paru dniach notorycznych deszczy. W nocy przed turą obróciła się cyrkulacja z zachodniej, która miała miejsce od tygodnia na wschodnią… Zaowocowało to łowieniem na starcie w temperaturze ledwo 2 stopni, a kończyliśmy przy 17 stopniach. Ciśnienie było takie typowe – trochę spadło, ale sporo brakowało do kleniowego optimum. Najbardziej dał się we znaki poziom wody. Wisła od początku powoli ale wyraźnie spadała i tak było do około 13.00, by w ostatnie mniej więcej 60 minut, zacząć dość szybko przybierać.
Wielu osobom mającym dziesiątki kontaktów, zupełnie odcięło to brania. Boleń nie istniał. Tylko dwie osoby miały kontakt z tym gatunkiem.
Wyniki były niezmiernie przypadkowe. Można było złowić kupę rybek i nie mieć nic na punkty. Można było mieć niewiele kontaktów i coś tam wydusić z tej wody. Byli tacy, którzy nie złowili…nic. Faworyt nie zawiódł, ale zwycięzca był zupełnie nieoczekiwany. Brandy jako jedyny złowił dwa z trzech kleni „normalnych rozmiarów” jakie padły na tej turze [czyli takie 35 +] w tym jedną 50-kę. Była to w ogóle największa ryba tego etapu.
Gdy czytałem relacje, rozmawiałem po turze z niektórymi uczestnikami, to faktycznie można było odnieść wrażenie, iż byłem nad jakąś inną rzeką. Miałem może 20 kontaktów przez 7 godzin. W porównaniu z wrażeniami innych to jakaś śladowa ilość. Z tej perspektywy byłem nawet zadowolony z wyniku, choć zanim poznałem rezultaty pozostałych, to towarzyszył mi wisielczy nastrój. Zastanawiałem się jak pokażę szczególnie ten mój jeden „okaz”. No normalnie wstyd. Ale jak zapoznałem się ze zdobyczami kolegów, to mi przeszło.
Bardzo wiele zależało, jak zawsze zresztą od miejscówki, ewentualnie od mobilności. Mimo, iż rozmawiamy o niewielkich rybach, to okazało się, iż były obszary, które pozostały całkiem bezrybne.
Szybko zrelacjonuję moje spinningowanie, gdyż nie bardzo jest nad czym się rozwodzić. Jak większość, zacząłem w okropnej wilgoci i mgle. Wybrałem bardzo oklepane miejsce, jak na dzikie w sumie odcinki tej rywalizacji. Powód był jeden: ja nie byłem tam od chyba 2018r. Znawcy tych fragmentów przestrzegali mnie, że to dość ryzykowny pomysł, nie mniej nie mając czasu na jakikolwiek trening wybrałem coś, co wiem gdzie jest i jak wygląda. Niewiele się zmieniło. Rzekłbym, że jest nawet jeszcze lepiej wizualnie niż dawniej. Co z tego…Mimo licznych zakamarków, które jeszcze niedawno były kryjówkami dla wielu ładnych kleni, nielicznych ale grubych jazi, było teraz pustynią. Trafiłem tam pięć kleników, które jakby się umówiły i wszystkie, poza pierwszym, miały 29+, ale żaden nie przekroczył o ten przysłowiowy milimetr tych 30cm. Obawiając się, a zarazem licząc na kontakt z boleniem, łowiłem plecionką ciut mocniejszą [3,5kg] i kijem do 15g. Używałem w 90% czasu gumek na główkach 0,5 – 1g. Woblerami łowiłem mało i prawie nie miałem na nie brań, choć w ogóle miałem ich niewiele. Na tej pierwszej miejscówce była szansa mocno zapunktować. Powiedziałem sobie, że tnę ostro każde branie. No i zaraz na starcie strzał w 6cm gumkę. Potężnie jak na zestaw zacinam, a w powietrze wylatuje 20cm klenik. Za chwilę to samo. Aż się zawstydziłem. Przy kolejnym już tylko lekko uniosłem kij. To był ten cherlak, który, minimalnie przekroczył 30cm. Ucieszyłem się. Minęło może 10 minut tury. Lichota ale jest.
Zaraz mam identyczne branie. Woda do pół łydki. Unoszę kij, a tu tylko mocniej szarpnęło, zafalowało i boleń na pewno 50+ odpłynął w nurt. A potem to już frustracja tylko rosła. Niewiele brań i rybki tuż pod punkty, ale nic więcej.
Zgubiło mnie to, co zawsze. Za długo zostałem na tym odcinku. Miało być nie więcej niż 2 godziny, a zostałem do 10.00. Pojechałem potem na takie małe główki, gdzie zazwyczaj guzik jest, ale przy tej opadającej, ale jednak podniesionej wodzie liczyłem na jakieś okonie. Nawet dwa złowiłem. Okazało się, że przede mną są tu Maciek Drugi i Marcin Drugi. Stwierdziłem, że już nie będę zmieniać miejsca i szedłem po nich. Brania były tylko na najpłytszych i koniecznie żwirowych napływach. Znów złowiłem kilka ryb tuż pod punkty. Spiąłem klenia w holu, który na pewno przekroczył te śmieszne 30cm. Parę brań niezaciętych. Jedynie wykazałem się pod koniec. Woda urosła i nieczęste kontakty u mnie znikły zupełnie. Tu nie zaspałem i cofnąłem jakieś 300m w górę na najpłytszy początek przed pierwszą główką. W ostatni kwadrans miałem dwie ryby: jeden jak większość tego dnia i drugi trochę mnie rozpogodził – miał 31cm.
Poniższe relacje kolegów rzucą dodatkowe światło na to, jak ta tura wyglądała.
Mateusz: Mogę napisać że nie do końca spodziewałem się takich warunków na tej turze, liczyłem że nie zaliczę 0 i fartem się udało.. Nie robiłem żadnych zwiadów czy treningów, na niższym W3 byłem pierwszy raz od ponad roku.. Początkowo miałem zamiar nastawić się na klenie lub bolenie, pojechałem kilka wsi niżej niż była zbiórka z zamiarem obławiania opaski gdzie kiedyś tam lata temu zdarzało się coś złowić. Dojechałem na miejsce ale nie stwierdziłem tam obecności nawet drobnicy, poświęciłem ponad 2 godziny na dojazd łowienie i powrót z tego miejsca ponieważ kompletnie nic tam się nie działo. Plan awaryjny był taki żeby pojechać w miejsce gdzie jest sporo główek i na bank są tam okonie i zdarzają się szczupaki czy sandacze. Tak też zrobiłem i obławiałem klatki oraz napływy przez resztę tury, w sumie przerzuciłem myślę w granicach ok 40 okoni do 25 cm, kilka kleni do 27 cm oraz małych sandaczy i miałem też szczupaka pod 50 cm. Tylko jeden okoń był na punkty.. Podsumowując dla mnie tura takiego rzeźbienia, przerzucania małych ryb z nadzieją na coś na punkty. Trochę nie moje klimaty jeśli chodzi o Wiślane łowienie, wolę miejsca gdzie mam realne szanse na duże ryby 🙂 Gratulacje dla czołówki za fajne wyniki na takim odcinku rzeki.
Maciek Drugi: Parę zdań ode mnie co do tury. Zacząłem na główkach w Niepołomicach od grubszej wędki z nastawieniem na szczupaka/sandacza. Sandacze brały, niestety krótkie, między nimi okonie pod wymiar. Po przeskoczeniu na lekki zestaw tempo łowienia wzrosło, niestety nic do miary. W międzyczasie trafił się sumek, niestety na lekkiej wędce nie dał mi szansy. Przed południem zmiana miejscówki na Igołomię, tam gdzie się spotkaliśmy 🙂 w dwie godziny mam 8 kleni, z tego dwa do miary, 36cm oraz 30cm. Generalnie bawiłem się przednio, gdyby brały ryby 10% większe miałbym z 10 do miary 🙂
Krzysiek: Wrześniowa tura wypadła na odcinek Wisły, który odwiedzam od 2 lat, dopiero w listopadzie i tylko nocą. Po treningach Konkurencji celowałem w byle co na punkty. W piątek po południu zaliczyłem zerwanego bolenia, wziął na woblera kleniowego na lekkim zestawie z żyłeczką 0.16…Woda na turze początkowo opadała i szybko złowiłem 2 maleńkie szczupaki na tzw. pestki, zmieniłem zestaw na średni z woblerem 5 cm. Pierwszy rzut i siada punktujący okonek.
Myślę – super i obławiam metę woblerami i gumkami. Łowię tak kolejne dziesiątki okoni, sandaczyków i szczupaczka…. niestety już żadna ryba nie otarła się o nasze limity wielkościowe. Co jakiś czas rzucałem ciężej woblerami I gumami 10cm ale bez kontaktu. Bolenie znikły, a gdy woda się znowu podnosiła, odcięło wszystkie brania. Gratuluję Łowcom kleni, mnie ten gatunek omija szerokim łukiem 🙂
Robert: Dwa treningi na tydzień przed ligą był obiecujące, trafiałem klenie 40+ i inne punktowane przyłowy takie jak okonie i bolenie. Złowiłem nawet fajnego jazia, pierwszego od dawna w tych okolicach. Ochłodzenie i opady na kilka dni przed turą trochę namieszały, przy podniesionej wodzie bardziej aktywne stały się bolenie, najadające się zgrupowanymi pod brzegami i w spokojniejszych miejscach uklejkami. W dzień rywalizacji ktoś jednak zakręcił kurek na zaporze i poziom wody gwałtownie spadł, moim zdaniem był to główny powód słabych wyników jeśli chodzi o większe klenie i bolenie. Całą turę spędziłem na jednej mecie, przez siedem godzin obłowiłem 500 metrów płytkiej wody, o uciągu wyraźnie mniejszym niż pod drugim brzegiem. Moje łowienie polegało głównie na rzucaniu na środek rzeki i powolnym sprowadzaniu przynęty wachlarzem do brzegu. Klenie ustawiały się na granicy nurtu, w miejscu gdzie z metra głębokości robiło się nagle 50 centymetrów za sprawą gliniastego podłoża, które utworzyło równy blat. Jeśli nie miałem ryby to zazwyczaj przynęta wchodząc na płytszą wodę łapała glony na kotwiczkę i ostatnie kilkanaście metrów zwijałem ją już szybko nie licząc na brania. Kontaktów z rybami miałem wiele, głównie jednak były to klenie w przedziale 25-30 i sandacze w podobnym rozmiarze. Wyłuskałem między nimi sześć punktowanych kleni. Łowiłem srebrną obrotówką nr 1 i woblerem własnej produkcji w czarnym kolorze. Za każdym razem po przesunięciu się parę metrów w dół rzeki robiłem kilka kontrolnych rzutów wzdłuż brzegu, takie obławianie płycizny dawało mi w zasadzie tylko niepunktowane klenie. Ostatecznie opłaciło się jednak, około południa rzuconego na półmetrową wodę woblera połknął w całości niewielki, ale już dający punkty jazik.
Skończyłem na 6 kleniach i jaziu, wynik mnie satysfakcjonuje, chociaż do pełni szczęścia zabrakło bonusa w postaci grubego klenia czy bolenia. Cieszy spora ilość drobnych kleni i sandaczy, oby kormorany nie dały im się mocno we znaki tej zimy.
Brandy: W pierwszych słowach mojej relacji chciałbym serdecznie podziękować Bartkowi, który wspaniałomyślnie zgodził się abym dołączył do niego podczas wędkowania na turze. Była to dla mnie strategiczna pomoc, ponieważ bez przesady – na palcach jednej ręki mógłbym policzyć moje wędkarskie wizyty nad Wisłą. Przed turą znałem jedynie ogólny zarys „naszych” miejscówek i wiedziałem, że będą to, bez zaskoczenia, wiślane główki. Zdawałem sobie sprawę że w takich miejscach grupują się ukleje i drobne ryby znacznie utrudniające punktowanie przy delikatnym łowieniu, ze względu na dużą ilość brań ryb pod wymiar. Strategia była prosta i skuteczna – duże woblery i poszukiwanie oznak żerowania boleni i dużych kleni. W sumie o samym wędkowaniu nie mam za dużo do opisania, stawałem na kolejnych główkach i starałem się prowadzić wabiki po granicy nurtu i cofki, lub rzucałem w pobliże miejsc, z których zdecydowanie uciekała drobnica.
Nie będę ukrywał, że fakt trafienia 50cm ryby w drugim rzucie na pierwszej miejscówce traktuję jako łut szczęścia, ale kolejne ryby potwierdziły, że taktyka się sprawdzała. W międzyczasie trafił się również okoń 22cm, oraz parę odprowadzeń mniejszych kleni. Tura zdecydowanie zachęciła mnie do dalszej eksploracji Wisły i mam nadzieję, że na kolejnym ligowym spotkaniu uda mi się utrzymać poziom z dzisiejszego dnia.
Maciek: Początek tury to zupełny dramat. Najpierw zacząłem łowić kwadrans po starcie dopiero, bo trochę mało czasu było jednak na dotarcie ze zbiórki na łowisko. A jak już zacząłem łowić to w pierwsze pół godziny spiąłem dwie ryby z których każda jak się później okazało by dała zwycięstwo w turze. Najpierw w pierwszych rzutach spory kleń już przy brzegu wpłynął w spływające z wysoką wodą zielsko i się wypiął. Niedługo potem duży boleń, który pewnie by się liczył w konkursie na najdłuższą rybę karpiowatą (i nie tylko) tegorocznej ligi, a wcześniej się przewalił na powierzchni i w którego rewir rzucałem uderzył w przynętę i się wypiął po krótkiej chwili. Do tego momentu wszystko przebiegało zgodnie z tym, czego się spodziewałem (oprócz niefartu oczywiście). Tymczasem później wszystko się zmieniło. Miejsce, w którym łowiłem odwiedziłem w tym roku tylko raz na dwie godziny w czerwcu łowiąc jednego bolenia, ale zawsze jak tam byłem w poprzednich latach to ryb było niewiele, ale jak już to większe i raczej bolenie niż klenie. Tym razem okazało się, że dziś w łowisku jest dużo drobnej ryby: z drapieżników głównie kleń przeplatany co jakiś czas sandaczykiem lub okoniem. Myślę, że wysoka woda płynąca w ostatnich dniach zmieniła rozłożenie ryb w rzece i skupiła ryby zazwyczaj rozproszone po całej rzece. To w zasadzie nic dziwnego przy wyższej wodzie, ale skala tego zjawiska zaskoczyła mnie i chyba nie tylko mnie J Po jakichś dwóch godzinach widząc, co się dzieje przestawiłem się już zupełnie na łowienie kleni (choć boleń cały czas miał szansę uderzyć, ale większe drapieżniki pewnie najedzone były solidnie po paru dniach wyżerki przy takiej kumulacji drobnicy).
Bartek: Nie ma za co Brandy 🙂 A tak na poważnie – intuicja gdzie mogą być większe ryby mnie nie zawiodła. Zawiodły za to umiejętności wędkarskie. I byłby to naprawdę słaby dzień gdyby nie to, że na turze byłem z Brandy`m, który doskonale zdejmował kolejne klenicha. Brawo! Ja skończyłem z:
– 3 małymi sandaczami – świetna wiadomość, że jest ich sporo w podkrakowskiej Wiśle
– 3 kleniami – z których największy miał 28cm
– 2 okoniami – też cieszy ich powrót
Gratulacje dla wszystkich punktujących!
Piotrek: Łowienie zacząłem na wewnętrznym zakręcie na którym czasem pojawiają się fajne klenie. Zacząłem od szczura, pojawiły się jakieś interakcje drobnych ryb, potem trzy próby zgarnięcia przynęty przez czterdziestaka, ale finalnie dalej byłem na zero. Zero też było życia na wodzie, więc obmacałem dna dwóch zastoisk na okoniowo i szczupakowo, gdyż wziąłem dwie wędki. Minęły niemal dwie godziny, a na tak naprawdę byłem bez brania. Poszedłem w drugą stronę, i na metrowych dosłownie główkach znalazłem nieco drobnicy. Szczur bez reakcji, więc w ruch poszła gumka 7cm. Cisza, więc zszedłem do 4cm. Pojawiły się delikatne puknięcia ze zsuwaniem gumki na kolanko haka- myślę, że małe okonie więc zakładam 2,5cm gumkę na 0,8g. Pierwsze dojechanie do dna i podbicie owocuje mocnym uderzeniem- ryba szaleje, myślę że to ładny oks, a tu ukazuje się klenik 28cm. Sytuacja powtarza się z sześć razy, i dopiero ostatnia ryba mini mikro przekracza magiczne 30cm. Koniec brań. Idę kilkadziesiąt metrów dalej, kolejna mini główna, kolejne sześć brań i siódma ryba minimalnie na punkty. Po chyba czwartej rybie na punkty odcinek się skończył. Pojechałem pół godziny dalej, niemal na koniec odcinka tej tury. To trzy mini główki owocują kleniem, okoniem i sandaczem w trzech pierwszych rzutach. Potem wyjmuje jeszcze z dziesięć sandaczy w rozmiarze 25cm. Kozacki prognostyk na przyszłe lata, dawno nie pamiętam tyłu maluchów. Kolejne dwie główki dają jakiegoś sandaczyka, i uderzenie bolenia na początku prostki. Zakładam 7cm bezsterową boleniówkę. Pierwszy rzut, duża fala za przynęta i lekkie puk zakończone niczym. Kolejne cztery rzuty dokładnie takie same. Cuda. Rzucam szczurem – zero reakcji. Myślę – ryba spłoszona. Rzut bezsterówką- puknięcie i nic. Zmieniam na czarną bezsterówkę- puk i mały klenik spada. Już wiem o co chodzi. Idąc cały odcinek doławiam jeszcze dwie konkretne grube ryby które okazują się mieć 31 i 32cm, i kończę nie dochodząc do miejsca przeznaczenia gdzie chciałem połowić jeszcze chociaż pół godziny. Na rozkładzie mam około dwudziestu pięciu kleników, większość w rozmiarze 28-29cm, około dziesięciu sandaczyków i dwa okonie. Wynik marny, ale jak na tak niską wodę w ciągu podniesionej od kilku dni, to i tak dobry rezultat.
Rafał: Zazwyczaj staram się chociaż jeden dzień przed turą zrobić trening. Tym razem jednak ważne sprawy sprawiły że dzień przed turą nad rzekę dotarliśmy z Arkiem dopiero około godz. 18 tej czyli tuż przed zmrokiem i po 700 km podróży. Byłem wykończony ale pierwsze branie, już w całkowitych ciemnościach, postawiło mnie na nogi. To był kleń, nie okaz, ale na punkty. Chwilę później COŚ z wielkim chlupotem zaatakowało wabik, narobiło zamieszania i uciekło na środek Wisły. Tam przymurowało tak, że moim zestawem nie byłem w stanie tego COŚ ruszyć. Niestety to spotkanie z sumem było najbardziej emocjonującym epizodem wyprawy w dodatku nic nie wnoszącym do zmagań następnego dnia. Zabrakło mi tego jednego dnia przed turą by stwierdzić że moje fajne kleniowe połowy z sierpnia nie będą do powtórzenia gdyż woda się podniosła o około 60 cm. Większość tury zmarnowałem na dojście do wniosku że jednak miejsca wytypowane wcześniej przy tym wyższym stanie wody nie dadzą mi klenia na punkty. Zmyliły mnie tu trochę uwagi że ten wyższy poziom Wisły tak naprawdę wcale nie jest wielką wodą tylko końcem okresu niżówek. Na wyprawie byłem z kolegą Arkiem, który donosił że znalazł ryby i ma punkty. Wiedziałem jednak, że miejscówka mu się kończy a przed nim tak jak u mnie zaczyna się miejsce dobre ale nie przy tym stanie wody. Gratuluję koledze bo szybko wpasował się w warunki i uzyskał fajny wynik choć nie uczestniczył w rywalizacji. Myślę też, że drugim powodem porażki na turze był fakt, że ja chyba nie umiem łowić kleni 30 tek. „Prywatnie” nigdy się na nie nie nastawiam i raczej odpuszczam miejsca z takimi maluchami. Wprawdzie po pierwszej godzinie wiedziałem że tylko ledwo punktujące klenie to sensowny cel ale nawet reakcja na branie musi być inna. Podsumowując miałem niezliczoną ilość brań niezaciętych a te zacięte to klenie ocierające się o punkty maluchy 28-29 cm których miałem chyba 5 lub 6. Jedyny punktowany kleń zaplątał się przy brzegu w zielsko którego nie zauważyłem i wypiął. Rzekę trzeba dobrze poznać a rzeka przy innym stanie wody to inna rzeka.
Michał: Gratulacje dla Michała! (i jego instruktora Bartka :)), Gratulacje dla Maćka, Roberta i Piotrka nie zawiedli, fajnie było dotrzymywać im kroku, brakło szczęścia i ryb choćby centymetr większych w łowisku. Dawno się tak dobrze mi nie łowiło. Choć wielkość ryb nie powalała, to ilość brań i złowionych kleników wynagradza brak okazów. Wybrałem odcinek daleeekkko w rejonie tury październikowej w dziewiczy odcinek. Sam torowałem dojścia linii brzegu. Na 250m gdzie łowiłem, ryby były skupione w 3 miejscach. Każde obłowiłem po 2-3 razy, brania cały czas, może jak woda opadła ryby przemieściły się dalej od brzegu. Postanowiłem nie przemieszczać się, może tym razem był to błąd? Tego jak to zwykle w naszej zabawie nikt nie wie. Jak bym trenował i znalazł jeszcze jedno podobne miejsce…
Wyniki tury
Nieobecni więcej niż trzeci raz: Weronika, Karol, Kuba, Grzesiek, Mikołaj – po 18,5 pkt, nieobecni Jacek i Tomek – po 17,5 pkt
Zerujący: Marcin, Rafał, Zygmunt, Tommy i Bartek po 17,5 pkt
I miejsce – Brandy – 1 pkt [klenie 32, 37 i 50cm – 412 małych punktów]
II miejsce – Robert – 2 pkt [klenie 30, 2 x 31, 32, 33, 34, jaź 35cm – 393 małe punkty]
III miejsce – Maciek – 3 pkt [klenie 2x 30, 3 x 31, 33 i 34cm, okoń 26cm – 364 małe punkty]
IV miejsce – Piotrek – 4 pkt [klenie 3 x 30, 2 x 31, 32 – 230 małych punktów]
V miejsce – Michał – 5 pkt [klenie 31, 2 x 33cm – 170 małych punktów]
VI miejsce – Maciek Drugi – 6 pkt [klenie 30 i 36cm – 128 małych punktów]
VII miejsce – Marcin Drugi – 7 pkt [klenie 30 i 33cm – 95 małych punktów]
VIII miejsce – Adam – 8 pkt [ klenie 30 i 31cm – 73 małe punkty]
IX miejsce – Jędrzej – 9 pkt [kleń 32cm – 53 małe punkty]
X miejsce ex aequo – Mateusz i Krzysiek– po 10,5 pkt [po okoniu 25cm – po 26 małych punktów]
KLASYFIKACJA GENERALNA
Jeszcze nigdy się tak nie zdarzyło, by zwycięzca Ligi w danym sezonie, znany był już we wrześniu. Jak ktoś z uczestników skrupulatnie policzył, Robert musiałby dwukrotnie być nieobecny lub zerować w ostatnich trzech turach, przy co najmniej dwóch zwycięstwach tej samej osoby z kolejnych sześciu miejsc za prowadzącym, by ten stracił pierwszą pozycję. Mało prawdopodobne jest, by lider aż tak się „posypał”, a jeszcze mniej prawdopodobne, by ktoś, kto jest za nim wygrał przynajmniej dwie tury. Będą one na trzech zupełnie różnych łowiskach i wg mnie wygrają te spotkania trzy różne osoby. Z czego łowisko październikowe to jeden z tych chyba bazowych obszarów Roberta nad Wisłą… Za to rywalizacja o miejsca 2 i 3 oraz bardzo dobre przy takim poziomie konkurencji – pozycje 4 i 5, będą nieprawdopodobnie zacięte i chyba dopiero w grudniu wiadomo będzie kto je zdobędzie/utrzyma. Jak zawsze po kolejnej turze są ci, co stracili i ci co zyskali. Największym wygranym jest Robert, który zdecydowanie umocnił swoje prowadzenie. Świetnie zapunktował Maciek i wskoczył na pozycję drugą. Podobnie wypadłem z Krzyśkiem: zero na Sanie i teraz też niska lokata. Kolega jednak stracił miejsce drugie [ale tylko zamienił się z trzecim, gdyż zapas punktów z pierwszych tur dobrze go asekurował], a ja miałem kupę szczęścia, gdyż nie dojechał na turę Tomek, będący tuż za mną, a będący tuż przede mną Zygmunt zerował. W efekcie jestem czwarty, co mnie samego dość mocno zaskoczyło. Jednak podstawą w rywalizacji typu „liga” jest przede wszystkim zapunktować, a potem zapunktować jak najlepiej. Niezależnie, że mnie to pomogło, to żałuję właśnie nieobecności Tomka, któremu w tym roku szło naprawdę dobrze, oraz Jacka, który zawsze jest kandydatem do czołowych lokat. O dwie pozycje w górę awansował Michał z siódmego na piąte. Największy awans zaliczył Piotrek, bo aż o…sześć miejsc! Po dwóch świetnych wynikach [dwa razy drugi w lipcu i sierpniu], teraz był czwarty i zawitał do ścisłej czołówki. Jego wynik pokazuje tylko, że w tego rodzaju rywalizacji, w którą się bawimy nie można odpuszczać i kartę można odwrócić nawet na ostatnich etapach. Jacek mimo, iż był nieobecny nawet nie to, że nie spadł – zaliczył nawet awans o jedno oczko. Po prostu zamykał stawkę tych najlepszych wyników, a po nim była już spora przepaść, z której wydostał się właśnie Piotrek. Natomiast przetasowania niżej i wyżej dały Jackowi wyższą pozycje niż miał. Szczęśliwy splot okoliczności…
Cztery miejsca niżej niż był, jest teraz Zygmunt [ósmy]. Wspomniany, nieobecny Tomek z szóstego spadł na miejsce dziewiąte. Potem zmiany są już kosmetyczne lub ich nie ma. Zauważę tylko, że zwycięstwo w wyżej opisanej turze w klasyfikacji generalnej, spowodowało, iż Brandy awansował o kolejne dwa miejsca i jest trzynasty.
I miejsce – Robert – 32,5 pkt [2000 małych punktów]
II miejsce – Maciek – 49 pkt [ 1499 małych punktów]
III miejsce – Krzysiek – 55,5 pkt [1135 małych punktów]
IV miejsce – Adam – 62 pkt [1094 małych punktów]
V miejsce – Michał – 63 pkt [604 małe punkty]
VI miejsce – Piotrek – 66 pkt [1261 małych punktów]
VII miejsce – Jacek – 67,5 pkt [950 małych punktów]
VIII miejsce – Zygmunt – 69,5 pkt [474 małe punkty]
IX miejsce – Tomek – 74 pkt [772 małe punkty]
X miejsce – Marcin Drugi – 80,5 pkt [503 małe punkty]
XI miejsce – Bartek – 81 pkt [571 małych punktów]
XII miejsce – Mateusz – 84 pkt [923 małe punkty]
XIII miejsce – Tommy – 89 pkt [461 małych punktów]
XIV miejsce – Brandy – 90,5 pkt [584 małych punktów
XV miejsce – Marcin – 94 pkt [436 małych punktów]
XVI miejsce – Mikołaj – 97,5 pkt [220 małych punktów]
XVII miejsce – Maciek Drugi – 98 pkt [236 małych punktów]
XVIII miejsce ex aequo – Rafał i Kuba – po 109,5 pkt [Rafał 64 małe punkty, Kuba 42]
XX miejsce – Jędrzej – 110,5 pkt [ 53 małe punkty]
XXI miejsce ex aequo – Weronika i Grzesiek – po 121 pkt [nie punktowali w żadnej turze]
XXIII miejsce – Karol – 122 pkt [nie punktował w żadnej turze]
O ostatnich trzech miejscach zadecydowała lepsza frekwencja.
P.S. Dla uczestników Ligi jest dodatkowy konkurs od naszego sponsora . Fishchaser przygotował nagrody za największą rybę łososiowatą, okoniowata i karpiowatą. Na ten moment wygląda to następująco:
– największą rybę okoniowatą – okonia na 30cm ma Mikołaj [tu sporo może się jeszcze zmienić, bo listopadowa tura jest na wodzie z oczywiście nielicznym, ale grubym okoniem]
– największą rybę łososiowatą – pstrąga na 58cm ma Jacek i tu raczej nic się nie zmieni, chyba, że jakimś cudem ktoś trafi tęczaka, aczkolwiek myślę, że to mało realne na wodach tur jakie przed nami
– największą rybę karpiowatą – brzanę na 57cm ma Marcin – tu także sprawa jest raczej otwarta
Jedna odpowiedź
W klasyfikacji generalnej są niewielkie korekty na ostatnich miejscach. Dzięki wszystkim, którzy czuwają.