Szukaj
Close this search box.

O wodzie…

…i polityce. Niestety wg mnie nie da się tego rozdzielić w tym kraju. Staliśmy się państwem, gdzie o rzeczach nieistotnych decyduje klucz partyjny, a co dopiero w przypadku rzeczy ważnych…

Byłem pod zaporą w Dobczycach na spotkaniu odnośnie zauważalnego pogorszenia stanu wody w rzece. Inicjatorami byli Rabianie czyli wędkarscy fani  – nie wiem jak napisać: rzeki Raby, czy pstrągów w tej rzece.

(fot. A.K.)

Najpierw suche fakty. Policzyłem uczestników. Było wszystkich 73 osoby. Różnego rodzaju ekspertów i urzędników, czy przedstawicieli mniejszych lub ciut większych mediów – około 20 osób. Wędkarzy było góra pół setki z czego 1/5 to uczestnicy naszej Ligi, którzy mieli akurat czas. Czy to istotne? Moim zdaniem tak. Sam nie jestem zwolennikiem polityki Rabian, polegającej na notorycznych zarybieniach pstrągami, nie mniej okazjonalnie tam łowię i uważam, że byłoby zwykłą niewdzięcznością tam się nie pojawić i nie wesprzeć w ten sposób całej akcji. A, że woda w Rabie ma gorszy stan jest oczywistością. I do tego nie trzeba żadnych testów, bo w porównaniu z zeszłym rokiem widać to na oko [rok temu w dołku 1,8m przy nie sfalowanym lustrze wody widziało się drobne kamyczki, a teraz w wodzie do pół uda nie widać stóp]. Frekwencję wędkarzy oceniam tragicznie. Biorąc pod uwagę poziom presji jaka tam jest, to nawet jeśli stawiłby się co piąty, który miał czas tego dnia, to tam winno być z 400 – 500 osób. To był  psi obowiązek każdego kto tam łowi. Jeśli bym oceniał wątpliwą masowość tego spotkania z punktu widzenia urzędników, na których próbuje się wywrzeć presję, to bym się specjalnie na ich miejscu nie przestraszył.

Fakt drugi  – nie pojawił się dosłownie nikt ze ścisłego zarządu okręgu. Ja już sam nie będę snuć domysłów, co mogło być tego przyczyną, natomiast było to skrajnie słabe. Na takim spotkaniu nie było najważniejszych przedstawicieli, najbardziej zainteresowanej strony. Ciągnięty za uszy, by cokolwiek powiedzieć, kilka niemrawych zdań sklecił prezes koła Myślenice. Widać było, iż nie chce wystąpić publicznie. Czemu? Nie mam pojęcia.

Głos zabrali też przedstawiciele lokalnych samorządów. Wszyscy mówili gładkie frazesy. Jedni o konieczności dialogu w tym temacie i monitorowania rzeki [zakładam, że to zwolennicy obecnego rządu], a drudzy w sposób nieco uszczypliwy zauważali, że już jakiś czas temu, coś tam koło tematu Raby się kręcili, tylko nie było reakcji organów/instytucji odpowiedzialnych [zakładam, że to opozycja].

Głos zabrał także prof. Wziątek z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, który pełni funkcję doradczą  – jeśli dobrze zapamiętałem – przy ZG PZW. Nie można się do niczego przyczepić, co powiedział, choć były to oczywistości nieznane tylko laikom, oraz jak ich nazywam „mentalnym wędkarskim dziadom”, których raczej na spotkaniu i tak nie było. Przy okazji – obecność tego człowieka nie usprawiedliwia moim zdaniem nieobecności przedstawicieli zarządu okręgu krakowskiego PZW.

Kolejny wniosek, zresztą dość oczywisty: poziom zbiurokratyzowania systemu jest tak absurdalny, że cenzuralnych słów na to brak. Okazuje się, iż dociśnięty do muru jakiś przedstawiciel [inspektor tego czy owego], zawsze się zasłoni tym, że nad nim jest jeszcze ktoś. Po prostu nikt kompletnie nie chce za nic wziąć odpowiedzialności.

Oczywiście nie brakło też, może nie aż tak nachalnego, ale jednak powoływania się na prawo unijne itp., co osobiście odbieram, będąc przeciwnikiem całego brukselskiego sytemu, jako potencjalny szantaż – zawsze możemy się poskarżyć, że obecna władza nie spełnia standardów unijnych.

Fakt następny – odnoszę wrażenie, iż poza jednostkami, na tych różnych funkcjach państwowych, odpowiedzialnych za stan wód, są osoby nie mające pojęcia o tematyce, jaką się zajmują. Dlatego, że się komuś coś należy z klucza partyjnego, a niekoniecznie z tytułu kompetencji.

W tym świetle warte zauważenia były tylko słowa pana Sikory, który celnie zauważył, iż w Polsce odkryto nową metodę walki z zanieczyszczeniami wody poprzez zmianę…kryteriów  oceniana jej jakości 🙂

Jak widzę problem samej Raby? Uważam, iż są realne szanse, na wdrożenie jakichś rozwiązań doraźnych, czy zastępczych. Dlatego, iż będą strawne od strony ekonomicznej dla regionalnego budżetu i  dlatego…że będą o to się starać lokalni urzędnicy, zakładając, że odczuli i będą odczuwać jakąś presję. Tym się różnią urzędnicy państwowi od działaczy PZW. Urzędnicy nie lubią hałasu w sprawach dla nich niewygodnych. Działacze wszelką aktywność i hałas mają gdzieś i są na to wręcz rewelacyjnie uodpornieni, chyba, że sprawy przybierają taki obrót, że dotknie to ich kasy. Celowo pisze „ich”, gdyż tak ją traktują.

A co myślę o tym w kontekście tego, co w kraju? Jako zdecydowany przeciwnik obecnego rządu, zauważę jednak, że spotkanie nad Rabą zbiegło się z aferą nad Odrą. Zresztą tu i ówdzie zaczęto nagłaśniać inne zatrucia. Ciężko nie ocenić tego jako albo wykorzystanie zbiegu okoliczności, albo nie snuć teorii spiskowych. Zrobiono z tego wszystkiego politykę. Chyba tylko wędkarzom i ekologom zależy na wyjaśnieniu tematu i ratowaniu wody. Media rządowe wykorzystały zresztą tę swego rodzaju nagonkę i odbiły piłkę, nagłaśniając ostatnie śnięcia ryb w Niemczech, a nawet portale bez wątpienia „nierządne” opisywały zatrucia  wód w Czechach…

Oczywiście katastrofa odrzańska jest straszna i jak to powiedział jeden z moich bliskich kolegów – wędkarzy, „gdybym był łowiącym, tam nad Odrą, to bym się chyba rozpłakał”.

Ja zauważę dwie kwestie: na wędkarskich portalach wyraźnie wcześniej niż dotarło to do mediów, sygnalizowano masowe śnięcie ryb. Teraz nie wiem – nikt z PZW na to nie reagował? Celowo, czy problem zlekceważono? Reakcje przedstawicieli Wód Polskich były identyczne, choć nie wiem, co było powodem? Sezon urlopowy? Potem, gdy było już wiadomo, jak niewyobrażalny rozmiar ma ta katastrofa, to nagle jedni i drudzy próbowali wygrać ją dla swojej sprawy. Wydawało się, iż Wody Polskie są na straconej pozycji, ale okazuje się, iż chyba tak nie jest. W każdym razie już zakulisowo się mówi, że PZW Odrę straci [operat do 2025r].

Po tych wszystkich artykułach, reportażach TV, ekspertyzach polskich, niemieckich i czeskich nie mam pojęcia, co naprawdę zabiło ryby. Ostatnio pojawiło się nawet hasło „złotej algi”, co sam odbieram jako taki wymyk, tłumaczący wszystko. Po prostu nie wiem. Natomiast nie mam wątpliwości, iż próbuje się z tego zrobić sprawę polityczną.

Powiem, co mnie w tym wszystkim najbardziej odpycha, choć będzie to niezwykle idealistyczne spostrzeżenie: nie umiem zaakceptować, że u nas w kraju nie wdraża się sprawdzonych, oczywistych i korzystnych wzorców z państw zachodniej Europy na polach strategicznych, ale równocześnie wdraża się dyrektywy unijne, czyniące nasze życie coraz bardziej nieznośnym, także na płaszczyznach strategicznych.

Chyba w 2014r napisałem na swojej stronie, że przy takim podejściu, jakie ma nasze państwo, ktokolwiek by nim nie kierował, w niedalekiej przyszłości będziemy kupować wodę pitną od Norwegów, albo innych krajów, które będą jej jeszcze trochę miały. I będzie tak nie dlatego, że jest jakiś efekt cieplarniany, czy inne zmiany klimatyczne, tylko dlatego, iż decydenci – ci wielcy [z rządu] i ci mniejsi [PZW], tak naprawdę mają na to wywalone. Tak oceniam jednych i drugich z perspektywy zwykłego człowieka, który guzik może.

Co mnie jeszcze drażni: robienie z tego kwestii politycznej. Przystawianie rządzącym do głowy pistoletu norm unijnych i jawne bądź między słowami rzucane groźby, że poskarżymy się do Brukseli. I drażni mnie to nie dlatego, że jestem zwolennikiem obecnego reżimu, tylko przemawiają za tym kwestie logiczne. Przecież ta sama „bruksela” chce zakazać aut spalinowych, a najlepiej, żeby w ogóle nie było aut prywatnych, no może poza jakąś wąską elitą. Ja nie wiem, czy Wy nie czytacie choćby tytułów wiodących zachodnich czasopism? Przecież do tego nawet nie trzeba znać języka, żeby przeczytać tytuł i pierwszy akapit, żeby zakminić, do czego tam jednoznacznie zaczynają przyzwyczajać społeczeństwa. Przecież ci wariaci unijni powoli knują już, żebyśmy nie jedli mięsa. Nawet wiodące [nie piszę „nasze”], ale polskojęzyczne portale, rzadziej wprost, a częściej nie wprost już o tym trąbią. A to jakie korzyści niesie dieta wegańska, a to przed jakimi chorobami nas uchroni, a jak korzystna dla środowiska itp. I wiecie co – teraz mały coming out: ja jestem ponad 30 lat wegetarianinem, ale do głowy mi nie przyszło, by komukolwiek mówić co ma jeść!

Po prostu nie da się renaturalizować rzek, czy chronić środowiska pod parasolem UE i nie przyjmować tych wszystkich innych, wpychanych nam „dobrodziejstw”.

Nie mam problemu z gejami, nie mam kłopotu z wyznawcami innych religii. Mam problem z tymi, którzy dorabiają do tego pokręcone ideologie.

W kontekście tego wszystkiego drażni mnie fakt, iż ludzie, zdawałoby się światowi nie widzą oczywistości polegającej na tym, iż obecna władza, cokolwiek nie mówi, ma z UE niebywale po drodze. Jedni i drudzy dążą bez wątpienia do wytresowania społeczeństw, do granic absurdu i [wygląda na to] – pozbawienia ludzi na ile się da własności prywatnej. Tylko tam, na zachodzie ludzie mają być trybkami w korpo, a u nas trybkami w systemie państwowym. Czy są szanse na to, że obecny rząd porzuci Unię, czym się wszystkich straszy? Jakaś bzdura. Z groźbą zabrania jakichś funduszy, czy też bez tego – skąd niby braliby na to całe rozdawnictwo? Czy „bruksela” nas porzuci, bo się obrazi? W żadnym wypadku. Jak każdy kraj unijny, szczególnie, że w skali unii jesteśmy przynajmniej średnim państwem – Polska też jest dojną krową dla tego całego biurokratycznego szaleństwa. Poza tym wchodzi jeszcze kwestia ideologiczna, rozprzestrzeniania pewnych wartości i w UE jest masa wariatów z wyrachowania, bądź niestety  – z przekonania, chcących nieść kaganek postępu ludom ciemnym.  Kuźwa – Czytelniku – zadaj sobie trud i sprawdź dwie rzeczy: zobacz czyj pomnik stoi od 2017r przed parlamentem europejskim i przeczytaj manifest tego oszołoma. Potem się zastanów, jakie konsekwencje przyniosłoby wdrożenie tego wszystkiego w życie i czy chciałbyś żyć w takim świecie? Niestety, dominujące prądy „intelektualne” są zaprzeczeniem tego, co dla mnie jest istotą człowieczeństwa: indywidualizmu i wolności. A bez tego wszystko inne będzie tylko atrapą, gdzie wszelkie problemy będzie się rozwiązywać pozornie.

Tak dochodzimy do totalnej polaryzacji poglądów. Są turbo ekolodzy i ludzie, którym to zwyczajnie zwisa. Turbo ekologiczne świry są nastawione częściej nie na ochronę środowiska, lecz na kasę, którą mogą na różne sposoby [dotacje, protesty, szantaże polityczne] wycisnąć z systemu. Zresztą świetnie obrazuje to obecna sytuacja wojny na Ukrainie. Kto najbardziej wspierał tych wszystkich zwolenników zielonego ładu, odchodzenia od węgla i lobbowania gazu w Europie zachodniej? No kto? Dobrze myślicie – Rosja. I teraz się o tym mówi i pisze, także poza Polską, ale jeszcze pół roku temu taki pan dziennikarz z Le Figaro, czy innego Corriere della Sera po takim tekście wyleciałby na ryj. Bo wtedy takie pisanie o turbo ekologach było passe.

Podam inny przykład – argument, na podwójne standardy w Uni, polegające na tym, że jedne kraje muszą, a inne mogą. Mój nieżyjący teść, jeszcze kilka lat temu był w ekipie, która remontowała w Niemczech elektrownie. Polacy byli lekko zdziwieni, gdyż wszystkie te obiekty to były…elektrownie węglowe. Czy wiecie, że nasz zachodni sąsiad ma osobną, gotową do użycia infrastrukturę kolejową na…węgiel? Na wszelki, jakby brakło prądu… A my mając jedne z największych pokładów węgla bulimy za niego jak za woły. Tyle, że skaczący na łapkach wokół „brukseli” poprzednie rządy w imię zielonego ładu itp. pierdołów, skasowały praktycznie nasze górnictwo. Po prostu zero zmysłu strategii politycznej.

Sam ogrzewam dom gazem. Jasne, że bym chciał, by inni też tak robili. Szczególnie w Małopolsce zimą można faktycznie się udusić. Ale nie każdego stać…A polskie władze [znów – nie ważne jakiej opcji], tylko szafują dopłatami, zamiast skrajnie obniżać podatki, by ludzie mieli więcej kasy i było ich stać na wymianę kopciuchów.

Dlatego robienie z katastrofy ekologicznej politycznego dymu, co nie mam wątpliwości w skali kraju ma miejsce, straszenie unią, nie dość, że nie poprawi stanu wód, to jeszcze tylko nakręca ludzi, którzy są wsłuchani w taką stację TV, z którą ideologicznie im po drodze…

Niestety w rzeczywistości w której przyszło nam żyć, my wędkarze skazani jesteśmy albo na jakiegoś pana Ryśka z PZW po mundurówce takiej czy innej, trzepiącego kasę na wędkarzach i w skali en-masse kompletnie niezainteresowanego tym, co w wodzie, albo innego pana Cześka z WP, który nie odróżnia karpia od bobra, ale za to jest wiernym wyznawcą wielbiciela kotów.

Moim zdaniem polityka rządzi wodą w skali małej [wędkarstwo], jak i tym bardziej w skali dużej [zasoby wodne w ogóle]. Niestety jakaś rzeczywista mądrość polityczna, czy rodzaj poczucia uczciwości wobec innych, skończyła się u nas jakieś 450 lat temu, a i nie trwała za długo…

Nawet jeśli sami, jako jednostki nie mamy nic do powiedzenia, to warto spojrzeć na dany problem trochę czujniej i bazować na realnych przesłankach ekonomicznych, a nie ideologicznych. W innym wypadku będziemy ciągle skazani na kacyków nadskakujących obcym politykom, albo klaunów, może i próbujących być niezależnymi, ale idącymi w stronę fiskalnego zamordyzmu i „wielkości państwa z urojenia”.

Na koniec jeszcze taka sekwencja podsumowująca wszystko, co napisałem wyżej. Jeden mądry facet powiedział kiedyś: im dalej społeczeństwa dryfują od prawdy, tym bardziej nienawidzą tych, którzy ją głoszą…

 

6 odpowiedzi

  1. Nic dodać. Nic ująć. Świetny felieton. Gratuluje odwagi i chyba po raz pierwszy tak jasno zajętego stanowiska.

  2. W obliczu nadchodzącej nieuchronnie katastrofy PZW przypomniało sobie nagle o wędkarzach. W ostatnim czasie sprawa odebrania im wód jest przez nich nagminnie przedstawiana nie jako faktyczny spór PZW z Wodami Polskimi, a jako spór ogółu polskich wędkarzy z WP. Jednym słowem próbują wędkarzy, których do tej pory traktowali z buta, pozyskać dla swojej sprawy. Rzeczywiście, jest bardzo wąska grupa wędkarzy, może z 5%, którzy popierają PZW, ale jest to grupa w ten czy inny sposób skoligacona ze związkiem, która nie walczy o rybne wody, ale o swoje stołki i zachowanie dawnych przywilejów i dawnego status quo/stanu posiadania. Pozwoliłem sobie w ostatnim czasie grzecznie zwrócić na to uwagę szeregowym działaczom, którzy na jednym z forów lajkowali artykuł pt „wędkarze kontra wody polskie”. Było to jako wsadzenie kija w mrowisko i spowodowało wywiązanie się ciekawej dyskusji. Dyskusji bogatej we wnioski, która ostatecznie pozbawiła mnie złudzeń co do sposobu myślenia działaczy związkowych. Dyskusja była prowadzona przeze mnie w pojedynkę przeciwko grupie wzajemnej adoracji i dla obu stron w jakiś sposób satysfakcjonująca – dla mnie, ponieważ lubię wyzwania i dyskusje z ludźmi o przeciwnych poglądach, dla nich ponieważ mogli się wzajemnie utwierdzić w przekonaniu jacy to oni są fajni.

    Jako wędkarz bywający nad rzekami naszego Okręgu bardzo często i znający realia, próbowałem im uświadomić że statystyczny wędkarz wcale nie jest po ich stronie, i podałem wiele przykładów zaniedbań Związku z ostatnich tylko kilku lat. Nie wchodząc w szczegóły, były to przykłady choćby lekceważenia rozsądnych petycji wędkarzy czy brak jakiegokolwiek zainteresowania z ich strony kilkoma najważniejszymi rzekami w Okręgu, za który to brak każą sobie płacić haracz w postaci rocznej opłaty.

    Dla działacza rozsądnego, który chce pozyskać wędkarza dla swojej sprawy mogłaby to być okazja do rzeczowej dyskusji. Jednak nie w przypadku związkowego betonu. Na moje, nie powiem – grzeczne i logiczne przykłady, pytania lub zarzuty, nie dostałem ani jednej merytorycznej odpowiedzi. Dowiedziałem się natomiast m.in. że, cytuje „jestem przygłupem”, „kompromituje się swoimi wpisami” (próba odebrania głosu osobom które mają odmienne zdanie), czy że „lamentuję jak dziecko” (próba ośmieszenia adwersarza), zamiast

    Generalnie ze strony działaczy-entuzjastów płynęło ogromne samo zadowolenie ze swoich działań (pytanie tylko dlaczego skoro jest dobrze, to jest tak źle?), brak jakiejkolwiek auto-refleksji (że może mogli coś zrobić lepiej lub inaczej), brak jakiejkolwiek chęci (czy też zdolności umysłowej) do dialogu. Na zarzut braku kontroli nad rzekami usłyszałem tendencyjną odpowiedź od jednej z osób „jestem sam, wymagasz ode mnie żebym był 24h nad wodą”? Na moją uwagę, że to najlepiej świadczy o tym, że Związek nie potrafi efektywnie monitorować wód którymi zarządza i zapewnić odpowiedniej liczby strażników mimo sporych wpływów do budżetu – nie doczekałem się odpowiedzi”.

    Dyskusja która sprawiają mi przyjemność stała się jednak nudna po pewnym czasie, w związku z czym zdecydowałem się pożegnać z rozmówcami.
    Była jednak wartościowa, ponieważ płynęły z niej następujące wnioski: z tymi ludźmi nie ma sensu rozmawiać, im trzeba po prostu odebrać wody. I wierzę że to się stanie. Prędzej lub później.

  3. Bardzo wpienia mnie takie pierdzielenie, albo faktycznie w waszym okręgu ( Kraków) jest taki „beton”w PZW, że nie możecie nic zdziałać, albo po prostu wy (wędkarze) jesteście tacy nieudolni, i temu jest jak jest…Czego wy w ogóle chcecie, bo już się pogubiłem…w Wiśle nie ma ryb a łowicie sandacze po 90cm+ , rekordowe klenie i bolenie…
    Do kogo macie pretensje ,że nie ma wody w Wiśle podczas niżówki?Do PZW…
    Chciałbym by WP zaopiekowały się tymi waszymi wodami , a wody sąsiednich okręgów , gdzie nie ma tyle narzekania co u „Was” zostawiły w spokoju…

  4. Jeżeli piszesz jako strona PZW per „Wy wędkarze” i nie utożsamiasz się z nimi, tylko traktujesz per „Wy” powinieneś zostać wywalony na zbity …. ze związku. Mnie wkurza dzielenie „My” przy korycie i „Wy” wędkarskie roszczeniowe pospólstwo.

    O czym Ty człowieku piszesz w kontekście rybnej Wisły, nie bądź śmieszny! To tylko potwierdza że grzejesz stołek i nad wodą nie bywasz…

    Nie popieram WP ale za PZW powinien zabrać się ktoś dawno i pogonić świnie od koryta.

    To są nasze pieniądze, za które mamy prawo żądać !!!

  5. Do Negative: jakbyś człowieku wiedział ile czasu i wysiłku kosztuje złowienie czegokolwiek sensownego w okołokrakowskiej Wiśle…Będziesz mieć okazję, to się przekonaj. Albo poczytaj kilka wpisów z tego roku, gdzie przedstawiam wyniki zawodów. Poczytaj i pomyśl…
    P.S. To Ty jesteś ten Negative? Był już ktoś, co tak podpisywał wpisy i zawsze były mocno pokrętne…Twój wpis jest tak odklejony od wszystkiego, co napisałem ja, czy ludzie w komentarzach, że następny o takim charakterze, będzie skasowany. Chyba że napiszesz otwarcie – popieram PZW. Wtedy jasna sprawa. Twoje prawo. Ale silenie się na uszczypliwości jest słabiutkie, bez konkretnego wglądu w sytuację.

  6. Napisałem „Wy” bo miałem na myśli Was wędkarzy okręgu krakowskiego.Sam też jestem wędkarzem,i chociaż mieszkam 10km od Krakowa to nigdy okręgu Kraków nie opłacałem bo nie ma po co, za to od 27 lat opłacam Bielsko i Katowice…
    tam też nie jest dobrze, ale jest wiele miejsc gdzie coś drgnęło do przodu i PZW o ile nie pomaga to przynajmniej nie utrudnia gdy jakaś grupa chce coś zdziałać.
    Wolę PZW niż WP i tyle w temacie.
    Nie dopisujcie jakichś teorii spiskowych😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *