Tytuł może nieco irytujący, ale trudno znaleźć inne określenie. Wszystkie trzy swimbaity Izumi sprawiają wrażenie żywych rybek. Najmniejszy już kiedyś scharakteryzowałem. Poniżej moje i kolegi doświadczenia z modelami większymi. Zacznę od tego średniego, czyli 80mm, który jak na razie sam testowałem dosłownie raz. Porównując moje doświadczenia z najmniejszą przynętą z tej serii oraz konsultując uwagi Maćka, który łowił z rewelacyjnymi wynikami największym swimbaitem, jaki dostałem, powiem, że z tych oznaczonych jako wolno tonące, ten 8cm jest chyba najbardziej udany. Tzn. wg mnie nie trzeba nic przy nim kombinować.
Aby było jasne – wszystkie modele są fajne, natomiast biorąc pod uwagę moje najbliższe łowiska, to jednak na nich znacznie lepiej spisałyby się wersje szybko tonące [są takie].
Generalnie warianty wolno tonące tych wabików najlepiej nadają się do obławiania podpowierzchniowych warstw wody. W naszych realiach niewiele jest zbiorników, gdzie przyzwoite szczupaki stoją przy brzegach na tyle gęsto, że jest sens za nimi dreptać, więc zmusza nas to jednak do penetrowania głębszych fragmentów zbiorników. Moim zdaniem te swimbaity najlepiej wykorzystamy, prowadząc je w miejscach, gdzie ściana roślin wodnych pozostawia 20 – 70cm wolnej nad nimi wody blisko tafli zbiornika, lub w bardzo nawet płytkich bajorach pod warunkiem, że mamy luki między kępami zielska. Powierzchnia generalnie nie może być zaśmiecona, bo wszelkie drobne trawki, listki, czy kawałki roślin dość łatwo czepiają się tych przynęt.
Wracając do tego 80mm. Napisałem, że jest najbardziej udany, gdyż na sprzęcie jakim łowiłem, jego ciężar jest chyba najlepiej zbilansowany z rozmiarami i ja swojego nie dociążałem. Po prostu nie widziałem takiej potrzeby.
Prowadzi się go łatwiej niż model 50mm, a wynika to z tego, że większe segmenty rybki jeszcze łatwiej reagują na pociągnięcia kijem. Moim zdaniem wabiki te mają kilka dużych, a wybiórczo, śmiem twierdzić unikalnych zalet. Po pierwsze [i to ta nie często spotykana] zdolność do opadania w pozycji horyzontalnej na luźnej lince. Otóż zatrzymany w ruchu swimbait, naturalnie zastyga, jak zaskoczona rybka i powolutku opada równolegle do dna. Nie przechyla się na ogon ani na głowę, jak również nie kładzie się na jeden z boków. Ostatecznie osiada zazwyczaj na brzuchu lekko zgięty .
Drugim atutem jest fakt, że nie tylko na przynęty Izumi, ale w ogóle na przynęty typu swimbait, łowi u nas jeszcze bardzo mało ludzi. Najzwyczajniej ryby ich nie znają, a na pewno będą się kusić, gdyż [to trzecia istotna zaleta] praca tej przynęty jest jedyna w swoim rodzaju. Ten lekko wężowy ruch, bardzo płynny i harmonijny musi zwracać uwagę drapieżników. Nie ma co ściemniać – jesteśmy trochę jak duże dzieci i sam widok pracy tego cacka cieszy oczy.
Następne za co pochwalę ten wabik, to wygląd. Wyrazisty, ale nie krzykliwy i bardzo zbliżający się do wyglądu płotek. Szczególnie widać to w fakturze i kolorze łuski. Świetne są efekty starego srebra, którymi swimbaity są „draśnięte” szczególnie w rejonie grzbietów. Przynęta puszcza dyskretne refleksy; przy silnym słońcu, efekt jest bardzo wyraźny, ale daleki od ciągnięcia na żyłce lusterka. Nie da się też nie zauważyć krwisto błyskających skrzeli.
Trudno po jednym razie cokolwiek mówić, nie mniej ten mój pierwszy wypad z tym wabikiem, krótki zresztą [3 godziny], był biorąc pod uwagę wyniki innych wokół dość udany. Wędkarzy było sporo, szczególnie nastawionych na białą rybę z gruntu. Zaskoczyła mnie ilość pływadeł, bo sześć w środku tygodnia to tutaj nawet sporo. Nie wiem jak poszło na dwóch łódkach, bo były za daleko, ale na najbliższych czterech, przez te trzy godziny widziałem jeden jedyny hol. Jakiś gość wyjął około 55 – 60cm szczupaka. Fajne było to, że rybę zmierzył, ale potem wypuścił. Charakterystyczne, że był znacznie młodszy niż ja, więc potwierdza się teoria, iż w młodych nadzieja.
Generalnie nic nie brało, nawet wzdręgi.
Tuż przed zmierzchem doczekałem się jedynego brania. Po długim rzucie [te przynęty lecą zaskakująco daleko], kiedy swimbait mijał obszar zarośniętego dna i znalazł się na krawędzi z otwartą przestrzenią, zaatakował go szczupak. Ryba nie należała nawet do średnich [dla mnie to szczupak od 60-ki], ale była.
Moim zdaniem do tego wabika, by wykorzystać jego lotność, dobrze stosować kije, gdzie waga przynęty [9g] mieści się mniej więcej w połowie możliwości wędki. Ja łowiłem typową wędką od 5 do 20g, 2,7m. Stosowałem plecionkę 0,12mm i stalkę o wytrzymałości 5kg.
To było takie się macanie z tematem. O ile będzie czym, to się jeszcze pochwalę, gdyż z tym swimbait`em raczej nie rozstanę się dobrowolnie.
O największym modelu jaki dostałem napiszę na podstawie relacji Maćka. Gdybym sam wyjął ryby, które jemu było dane, to poniżej napisałbym pewnie dłuższe opowiadanie.
Model 10,5cm jest już sporym kawałkiem plastiku. Waży 22g – wariant slow sinking. Podobnie jak ten 50mm jest ciut za lekki na większość naszych typowych łowisk. Kolega, mimo, że łowi swoje szczupaki blisko brzegu, to w gliniance dno opada dość ostro. Przed przynętą dopinał ciężarek o wadze kilku gram. Maciek łowił pancernym zestawem z żyłką 0,35mm co akurat rozumiem, bo kilka 90-ek już wyjął w tym tylko sezonie.
Co bardzo przemawia za skutecznością swimbait`a Izumi? Poniżej przykład. Kumpel wędkuje w zbiorniku no kill, gdzie złowienie dużego szczupaka może nie jest łatwe, ale jest realne. O ile początek sezonu miał wręcz pozytywnie szokujący, jak na polskie realia, to okazało się z czasem, że drapieżniki stały się mocno powściągliwe. Założenie iż to, co wydawało się powtarzalne będzie nadal trwać, okazało się błędne. Nic z tego. Wszystko zaczęło wymagać kombinowania. Gdy ryby dobrze żerowały, to zawsze coś udawało się przechytrzyć, nie mniej w dniach słabych, zdarzały się wypady bez dotknięcia. Najczęściej bywało w ostatnich dniach tak, że ryby tylko wychodziły do przynęt i zazwyczaj je odprowadzały, a w przypadku gum ledwo trącały. Nie do zacięcia.
Test kolegi wypadł akurat w okresie bardzo złych brań. Pierwszy dzień zakończył się niepowodzeniem. Zero. Na jakikolwiek wabik, ani wyjścia. Drugiego dnia, na początku zaliczył jedno, czy dwa odprowadzenia typowych dużych kopyt. W ruch poszedł swimbait.
W miejscu gdzie nastąpił delikatny kontakt na gumę, miał miejsce silny strzał. Na swimbait połakomił się szczupak 76cm.
Mimo iż nie miał szans na zestawie kolegi, to próbował wjechać w brzeg.
Ostatecznie musiał uznać siłę człowieka, ale zaraz wrócił do domu.
Maciek doczekał się potem jeszcze dwóch brań. Jeden to niewielki, półmetrowy szczupak. Druga ryba była już wspaniała i sam na jego miejscu kwiczałbym z zachwytu i puchł z dumy.
Po pierwszej fotce widać, że za łatwo nie było, a wielka płetwa potrafiła zapienić duży fragment powierzchni.
Po dłuższym już przeciąganiu liny, szczupak, jak opasłe cygaro zastygł na chwilkę pod powierzchnią. Tu już nie ma cienia wątpliwości, że szczupal jest z wysokiej półki – proszę pamiętać, iż swimbait ma 10,5cm. Ostatecznie długość ryby zamknęła się w 88cm. Dla mnie to już gigant.
Na koniec jeszcze jedno zdanie. Wszystkie modele „szadów” Izumi, choć testowane przez nas teraz, latem, to bez wątpienia przynęty bardzo plastyczne i potwierdzą swą skuteczność w każdej porze roku, o czym mam nadzieje przekonać w kolejnych miesiącach. Ja na bank będę wracać do tych mniejszych – 50 i 80mm.