Szukaj
Close this search box.

Klub Przyjaciół Rudawy

Od kilku już lat w kwietniu Klub Przyjaciół Rudawy obchodzi swoje święto w postaci „zawodów”. Piszę w cudzysłowie, ponieważ kwestia rywalizacji jest na naprawdę odległym planie.  To była moja trzecia obecność z tej okazji nad Rudawą i powiem szczerze, że najbardziej mi się podobało właśnie teraz, głównie ze względu na atmosferę. Pamiętam, jak trzy lata temu było prawie pół setki ludzi, ale jakoś klimat mniej mi wtedy przypadł do gustu, pewnie dlatego, że nie do końca pojmuję mix testowania nowych przynęt z wytrzymałością głowy na różne dziwne napoje:)

Tym razem zjawiło się nieco ponad dwadzieścia osób z tym, że nie wszyscy wędkowali. Byli ludzie zajmujący się Białą Przemszą, wędkarze z bielskiego klubu Renegat, Mikołaj Hassa opiekujący się kącikiem muszkarskim w WŚ, oraz oczywiście wędkarze krakowscy.

(fot. A.K.)

Nad wszystkim czuwał jak zwykle szef KPR i główny sprawca całej imprezy – Krzysiek Kutt, znany na forach jako Czapla Siwa.

(fot. A.K.)

Punktowane były miarowe pstrągi potokowe i tęczaki o ile taki by się trafił.  Umowne ramy czasowe wędkowania stanowiło 5,5h [od 8.00 do 13.30]. Podczas tej zabawy nie ma podziału na osobne kategorie dla muszkarzy i spinningistów. Łowi się parami, ale nikt nie robi kłopotu jeśli ktoś chce sam wędkować – ważne by jeśli złowi coś do punktacji, to by zrobił zdjęcie przy w miarę czytelnej miarce lub innym obiekcie, pozwalającym dość dokładnie weryfikować wielkość ryby. Oczywiście obowiązują haki bezzadziorowe i jedna kotwiczka  o ile ktoś działa woblerem.

Do dyspozycji była cała Rudawa, także nizinna.

Co mogę powiedzieć? Po mięsiarskim walcu jaki przetoczył się po tej rzece w lutym, zdecydowanie lepszym okazał się odcinek no kill, co potwierdza sens istnienia takich odcinków wody. Nie oznacza to jednak, że było szczególnie obficie.

Jak najbardziej angażując się w same zawody, popełniłem błąd, odpuszczając odcinek no kill zupełnie. Straciłem tylko sporo czasu na dreptanie, choć z drugiej strony odwiedziłem fragment tej rzeki, na którym ostatnim razem byłem…26 lat temu.

Wprawdzie uważam, iż pstrągi należą do tych ryb, które [przynajmniej w tego typu wodach] są najmniej podatne na czynniki atmosferyczne, to pogoda jednak nie była z tych wymarzonych. Z rana było chłodno i dość pochmurno; z czasem się rozpogadzało i od około południa pięknie świeciło słońce, to non stop wiał silny i raczej zimny zachodni wiatr. Panowało dość wysokie ciśnienie, które jeszcze urosło od rana o cztery kreski. Woda była kryształowa.

Mając na względzie moje ostatnie dwa wypady [wysoki bieg Rudawy], uznałem, iż lepiej się nie tłoczyć na no kill`u, tym bardziej, że pstrągi 7 i 9 kwietnia fajnie już reagowały na szybkościowe łowienie z nurtem [idąc pod prąd]. Tymczasem tego dnia aktywność ryb była lekko „zimowa”.

Zaczęło się nie najgorzej, ponieważ w pierwszych dwóch miejsca miałem po braniu z tym, że nie widziałem ryb. Kolejna dziupla obdarzyła około 27cm kropkiem. Ponieważ dostałem do testowania plecionkę [o tym innym razem], łowiłem nią i 3cm jigiem.  Wkrótce złowiłem kolejne dwa: zarybieniowego malca i około 25 cm sztukę.

Przed fajnym zwaliskiem spowalniającym nurt wyjąłem malca jak palec. Dla spokoju sumienia, choć bez wiary posłałem jiga w to samo miejsce i spadł mi na 90% tęczak, który od biedy mógł mieć te 30cm. To była jak na razie jedyna moja ryba tego dnia, która ocierała się o miarę.

Niestety dość szybko skończył się fragment łąkowy z nieznacznie wolniejszą woda, a zaczął nieco zakrzaczony odcinek z na ogół bystrym nurtem.

(fot. A.K.)

Tu praktycznie nie miałem kontaktów. Dopiero przerzuciwszy się na wahadlówke, znów coś się ruszyło, aczkolwiek malutkie rybki odbijały się od przynęty, lub częściej, tylko do niej wychodziły. Wyjąłem następną parę rybek [także takie pod 25cm] w tym jedynego pstrąga wyglądającego na dzikusa z dużymi płetwami i wspaniałymi barwami. Wszystkie pozostałe ryby były matowo-srebrne.

(fot. A.K.)

Zamiast zawrócić, postanowiłem się przykładać wyłącznie do  miejsc ze spokojną wodą, aczkolwiek mimo, iż wizualnie niektóre mogłyby konkurować z Pomorzem, to w ich najbliższym sąsiedztwie nie ma trawy i…raczej nie wyrośnie w tym sezonie.

(fot. A.K.)

Oczywiście nic szczególnego mnie tam nie spotkało.

Na ostatnią godzinę powróciłem na no kill. Byłem trochę zdumiony, gdyż w owe 60 minut miałem tyle samo pewnych brań, co we wcześniejsze 4 godziny, a łowiłem na miejscówkach bez wątpienia, obrzucanych tego dnia przez co najmniej kilku ludzi.

(fot. A.K.)

Jedyny mankament, że nic nie przekroczyło tych 30cm, a w większości było nieznacznie nad 20cm

(fot. A.K.)

Choć miałem sekundę emocji, gdy do rzuconego pod przeciwległy brzeg, na piaszczystą płyciznę, będącą krawędzią stromego spadu w dużym jak na Rudawę rozlewisku, wyskoczył potok jakieś 35 cm, może nawet więcej. Skubnął jiga tak, że gdybym go nie zobaczył, to znów uznałbym, iż to kolejny z zarybienia. Finalnie miałem osiem pstrągów. Nie rozmawiałem ze wszystkimi, ale najlepszy ilościowo wynik miał chyba jeden z muszkarzy – 18 pstrążków plus mały lipień, ale sam przyznał, że to były bardzo małe ryby.

Ostatecznie złowiono tylko pięć ryb miarowych [gdybym coś pokręcił, to mnie poprawcie]. Największego pstrąga złowił Piotrek – ryba liczyła 34,3cm. Miejsce drugie zapewnił pstrąg kolegi Wojtka z bielskiego Renegata [33cm], a miejsce trzecie wygrał, chyba najmłodszy uczestnik całej zabawy – Filip [31,5cm].

(fot. A.K.) Od lewej: Piotr – I miejsce, Wojciech -II miejsce i Filip – III miejsce.

Ten ostatni rozbroił mnie totalnie. Gdy przyszedłem na te ostatnie minuty, pyta mnie młody gość.

– Czytam pana stronę. Jak tam panu poszło?

– No, zero, nie wyjąłem nic miarowego – odpowiadam zgodnie z prawdą – a u ciebie?

Trochę nieśmiało, Filip mówi, że ma jednego miarowego. Schodzę niżej. Mieszam jigiem kolejny dołek. Mieszam, mieszam. Minęło może pięć minut. Filip znów się pojawia i nieśmiało zagaduje.

– Poświadczy mi pan, bo złowiłem drugiego – podsuwa, coś jakby kartę startową, którą każdy z nas dostał. Na fotce ma grubiutkiego potoczka.

I tak sobie myślę, że niejeden wyga, może nie stając na głowie, ale jednak się trochę napinając, nic szczególnego nie osiągnął tego dnia, ani na tajne blachy, czy jigi, ani na jakieś bardzo wzięte muchy, a młody Filip utarł nam nosa sporym woblerem…

Na koniec chciałem bardzo pozdrowić wszystkich moich Czytelników, których przy tej okazji poznałem osobiście. Maćkowi Kierzykowi dziękuję za super przynęty na wzdręgi. To jeszcze jeden powód, by się pokazywać na takiej imprezie – można zostać obdarowanym świetnymi wabikami, zajrzeć do pudełek innych wędkarzy – nikt nie robi żadnych tajemnic.

Na koniec miałbym tylko jedną sugestię: czy nie warto rozważyć zmianę terminu imprezy z niedzieli na sobotnie, wczesne popołudnie, powiedzmy 13.00 – 19.30? Po prostu niedzielna 6.30 po sobotniej imprezie jest raczej ciężkim czasem dla młodych ludzi, których powinniśmy starać się przyciągnąć nad Rudawę.

9 odpowiedzi

  1. Wyniki były inne. Każdy z podium miał po 2 ryby. Piotr miał 34,32. Reszty nie pamiętam.

  2. Czyli miarowych ryb było 6 i o ile wiem wszystkie na odcinku no kill. Sama kolejność wygranych rozumiem, że prawidłowa?

  3. I miejsce Piotr – 34 , 32 cm
    II miejsce Wojtek – 30,2 , 31 cm
    III miejsce Filip – 30 , 31 cm
    czyli faktycznie złowiono 6 ryb miarowych. o II miejscu zadecydowały 2 mm.
    Bardzo ładnie jak napisałeś Adamie połowił junior Filip którego obserwowałem w czasie łowienia. Naprawdę warto się zainteresować jego osobą. Zaproponowałęm mu dalszy udział w tego typu spotkaniach tak z muchówką jak i ze spinem. Najbliższe spotkanie Na Białej Przemszy w maju a potem w czerwcu u Renegatów na Koszarawie.

    1. Z tego, co wiem to większość skoncentrowała się no kill`u i mniejsza część pojechała tuż powyżej. Na nizinną Rudawę chyba tym razem nikt nie postawił.

  4. tak jest, miarowych to chyba wiecej bylo ale tylko 3 miejsca byly 🙂 4-5-6 itp nie czytalismy 🙂

  5. Chciałem serdecznie podziękować za ciepłe przyjęcie i pogratulować zwycięzcom. Sam specjalnie nie połowiłem, skupiłem się na odcinku powyżej no-killa i efekty miałem mizerne.
    Niemiernie miło było mi też poznać autora niniejszej strony, mam nadzieję że jeszcze będziemy mieli okazję się spotkać.

    1. Widzimy się najdalej za rok na kolejnym Dniu KPR, a jeśli masz chęć, to chętnie możemy umówić się na jakiś wypad, choć ja na rybach prawie się nie odzywam:)

  6. Mnie wychodziło z obliczeń że padło 7 miarowych – ale mogłem coś pokręcić albo może ktoś nie wpisał?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *