VI tura Ligi Spinningowo-Muchowej 2024. Poprad

Szósta tura naszej LSM to był inny wędkarski świat, niż w turze poprzedniej. Nie muszę uprawiać pisanego kabaretu, nie muszę koloryzować. Bo było po prostu emocjonująco, była masa brań, sporo ryb na punkty. Mnie pobyt nad Popradem  zawsze wraca wiarę w to, że jednak ryby łowić umiemy. Z 22 dwóch startujących, tylko trzy osoby zeszły z zerem. Złowiono 47 punktujących ryb pięciu gatunków. W pierwszej piątce było trzech muszkarzy.

By nie było za słodko- dwa spostrzeżenia:

– na dolnym odcinku Popradu w porównaniu do zeszłego roku jest znacznie mniej klenia w typowym rozmiarze [30-40cm], a pstrąga praktycznie brak [no chyba, że bardzo wysoka termika wody tak skutecznie obniżyła ich aktywność]; tura pokazała, iż łowiący od mniej więcej Piwnicznej w dół, nie mieli wielkich szans powalczyć z tymi, którzy pojechali wyraźnie wyżej.

– niby mający sprzyjać rybom przepis, wymuszający pojedyncze haczyki, lub dwuramienne kotwiczki, jest o tyle słaby, że chyba większość stosuje te dwuramienne, a z moich obserwacji, szczególnie w przypadku kleni, ryby te potrafią je tak sobie wkręcić w mordzie, że mimo braku zadziorów, odhaczanie ryb jest po prostu ciężkie [dla ryby i dla wędkarza]; w mojej opinii zwykła kotwiczka nie powoduje takich komplikacji, ponieważ przy jakichś dodatkowych, szczególnie desperackich wyczynach ryby, albo zakłuwa się ona na trzeci haczyk i kotwiczka jest unieruchomiona [nie przekręca się], albo właśnie ryba czując trzecie ramię, nie wyczynia z tym cudów jeśli kotwiczka jest cała w mordce ryby; w każdym razie na tych kilkunastu przypadkach jakie miałem, to na ludzkie oko konsekwencje holu na kotwiczkach dwuramiennych były znacznie bardziej odczuwalne dla mnie i dla ryb, niż w przypadku kotwiczek trójramiennych; nie wiem, może miałem pecha

Mam też wniosek taki dla siebie: na Popradzie mam znacznie gorsze wyniki wczesnym rankiem i jest tak chyba z jednego powodu – mianowicie – ja wcześnie rano nie łowię, a w godzinach popołudniowych/wieczornych, łowię w miejscach, gdzie ryby rankiem zaglądają chyba okazjonalnie, albo są ukierunkowanie na inny pokarm, niż imituję im na zestawie spinningowym. Wyniki tury też pokazują, że jednak  70% punktowanych ryb złowiono po 8.00

Od razu też zaznaczam, że do relacji docinałem niektóre zdjęcia, więc na tych z tury na jakimś może nie być kodu. Wszystkie zdjęcia miały kod i zostały zaliczone.

Ja na miejsce przybyłem trzy dni przed turą, nawet  nie dla treningów, tylko by sobie połowić. Z Popradem mam tak, że nawet jakby leciało totalne kakao, to wiem, że ryby są i jakoś nic nie zniechęca mnie do łowienia.

Jak w ogóle było? Przede wszystkim rzeka zaskoczyła skrajnie niskim stanem, jak i niespotykaną dla mnie latem przejrzystością. Natomiast praktycznie każdy dzień był inny ze względu na niesamowicie zmieniającą się aurę.

Pokrótce opiszę moje doświadczenia.

Dzień pierwszy

Łowiłem zaledwie trzy godziny, od 17.30 do 20.30. Bardzo ciepło i bezwietrznie, burzowo, ale bez deszczu. Rosnące zachmurzenie. Raczej ponuro.

1
(fot. A.K.)

Ponieważ ma to być rekonesans i przede wszystkim sondowanie dna pod brodzenie po rocznej przerwie, zabieram tylko kijek do 6g z żyłeczką 0,12mm. Parę gumek i kilka mikro wobków plus jakieś mikrojigi i maleńkie wahadełka.  Mój stały rewir okazuje się być przy tak niskiej wodzie prawie zastoiskiem, na dodatek niewiarygodnie zamulonym w połowie odcinka i zarośniętym roślinnością wodną! Brak brań poza klenikami do 20cm i okonkiem. Odwracam się więc ku środkowi rzeki i od razu z 50m niżej, na napływie na szeroki przelew, widzę ślady kilkunastu sporych ryb. Każdy ich ruch to wyraźny garb na około półmetrowej wodzie. Brzany. Mimo sprzętu jak wiatrówka na słonie – nie oparłem się. Wykonałem kilkanaście rzutów małymi gumowymi ripperkami bez wyniku. Wyjąłem, czego dziś żałuję, około 3cm cieniutki woblerek. Niestety przedostatni jaki w ogóle mam tego typu. Akurat pokazała się gruba sztuka. Rzuciłem w jej kierunku i od razu garb ruszył zdecydowanie, dopadając przynętę. Ryba miała na bank z 60+, może nawet i 70cm ale żyłka strzeliła przedziwnie łatwo. Sprawdzam w rękach i linka ewidentnie sparciała. Wszak drugi sezon na kołowrotku. W rękach rwie się bez żadnego wysiłku. Poza podbierakiem i szczypcami do odhaczania nic przy sobie nie mam. Odkręcam bardzo hamulec i rzucam już tylko gumkami. W kolejny kwadrans doczekałem się dwóch świetnych brań około półmetrowych brzan. Pierwsza się nie zacięła, druga owszem, ale hamulec puścił jakby go nie było, nie zdążyłem wyhamować szpulki ręką i brzana spadła. Poza tym miałem dwa najechania, ale ryby na szczęście się szybko uwolniły. Dałem spokój i poszedłem na miejscówkę o zupełnie innym charakterze: dość głęboka, ale zarazem szybka woda z bardzo nierównym dnem. Kilka naprawdę poważnych dziur po chyba wielkich, wymytych głazach. Tu nie dzieje się nic, aż pod koniec odcinka w mikrowahadło, jak coś nie przy…. Pomijam fakt, że żyłka licha, ale to było naprawdę coś. Kończę z potężnym niedosytem, ale sam jestem sobie winny.

Dzień drugi

Cały dzień ponury i burzowy, upalny, intensywny ale spokojny deszcz przez półtorej godziny między 18.30, a 20.00. Łowię od 18.00 do 20.30. Mam żyłkę 0,2mm. Ponieważ tym razem wylosowano Poprad na całym polskim odcinku, testuję pierwszy raz fragment powyżej Piwnicznej.

2
(fot. A.K.)

Wygląda obiecującą. Dwa wlewy, jeden za drugim, po czym długa płań.  Nastawiam się tylko na klenie. I tu pierwsze zaskoczenie: prawie nie mam brań na woblery. Serio. Stosując gumy, jest o niebo lepiej, choć nie mam styczności z klonkami na punkty. Zastanawia mnie to i martwi zarazem. Natomiast łowię kilka okoni i to takich tuż pod punkty. Dzień się kończy, a jestem bez choćby domniemanego kontaktu z czymś cokolwiek większym. Wracając, trochę na pałę rzucam sporego smużaka. Na głębokiej wodzie, pośrodku koryta następuję spektakularny atak, niezła walka i piękny kleń ląduje w podbieraku. 

3
(fot. A.K.)

Niby koniec świetny, ale…

Dzień trzeci

Całą noc z piątku na sobotę pada i nie przestaje. Nie ulewa, ale dokuczliwa, intensywna mżawka. Całkowite zachmurzenie, okropnie mglisto.

4
(fot. A.K.)

Chłodno – tylko 15 stopni. Dość silny zmienny wiatr płn – zach i słabszy wschodni. Mimo obaw woda bez zmian. Czyściutka jak nigdy i niska. Jestem w miejscu, gdzie pierwszego dnia miałem potężny strzał w wahadłówkę. Przez około godzinę nic nie interesuje się woblerami poza klenikami do 25cm. Nie mam pojęcia co jest grane. W desperacji zakładam plecionkę i łowię jak zimą na gumki, na obciążeniu 0,5 i 1g. Rwę przy tym bogato, ale są efekty.

5
(fot. A.K.)
6
(fot. A.K.)

Ilość brań jest co najmniej dobra, jak na taką pogodę. Sztormiak puścił gdzieś na szwach, na barkach i karku, więc cały mokry idę na miejsce złowienia tego dużego klenia wczoraj. I…bierze. Pewności nie ma, ale powiedziałbym, że ten sam. Grube klenisko ponownie atakuje smużaka. Może mniej intensywnie, może nie zaciąłem na tyle mocno. Spina się po około pół minuty.

Tura

Woda w Popradzie podniosła się jakieś 10cm. Jest jednak nadal bardzo czysta. Mglisto, ale czuć, że się rozpogodzi. Tylko 11 stopni! Zimno.

7
(fot. A.K.)

Niektórych budzą jednak i takie widoki, potwierdzające, że pogoda będzie dobra.

8
(fot. P.D.)

Nastawiam się na łowienie w dwóch nowych odcinkach: rano na pierwszym smużak, potem gumkami na drugim i  jest plan powrócić na ten pierwszy znów ze smużakiem, na ostatnią godzinę.

Kod podany, dwudziestu dwóch startujących w gotowości. 6.00 – start. Mecz się zaczął. Jak się okaże, cała tura dla chyba połowy startujących, będzie sporym niedosytem z powodu niewciętych ataków, spadów w holu, bądź ucieczek ryb z podbieraków.

Ja oddaję słownie trzy albo cztery rzuty – ponieważ smużak od przeciwnego brzegu odpłynął na środek i nic do niego nawet nie podpłynęło, schodzę zanurzony po pas w dół rzeki, nawet nie patrząc na wabik. A tu.. bach! i konkretny kleń wisi. Nie zaciąłem tylko rozpocząłem hol. Jakieś 15 sekund i ryba spada. Mówię sobie – „grunt żeby się dobrze bawić”. Kwadrans później jestem już z lekka sfrustrowany, bo nie zacinam dwóch kolejnych ładnych brań ryb wyraźnie mniejszych niż ta pierwsza, ale bez wątpienia punktujących. Mija godzina z okładem, a  do końca odcinka – cisza…

Tymczasem inni mają więcej szczęścia. Na forum LSM wpadają pierwsze punktowane ryby. Jędrzej, Robert, Krzysiek, a szczególnie Marek, który zapunktował jako pierwszy i miał bardzo szybko trzy ryby na punkty – oni zdominowali tę pierwszą godzinę.

9
(fot. M.T.)
10
(fot. R.M.)
11
(fot. J.G.)
11
(fot. M.T.)
12
(fot. K.P.)
13
(fot. M.T.)

Około 7.30 do gry dołączył Michał, który zaspał 🙂 i Piotrek kleniem blisko pół metra.

14
(fot. M.M.)
15
(fot. P.D.)

Zaraz po tym na forum pojawiło się info o głowacicy i nawet ktoś napisał „szach-mat”, bo ryba, chyba przez to, że bardzo cienka, wydawała się równocześnie być miarową. Ostatecznie taka nie była, ale dlatego fotka była szybka, „z mokrej ręki” i do wody.

16
(fot. M.K.)

Z końcem drugiej godziny tury, swoje konto punktowo ponownie podbudował Jędrek…

17
(fot. J.G.)

…a do rywalizacji przyłączyli się – lider w klasyfikacji generalnej Zygmunt…

18
(fot. Z.B.)

… stawkę mocno ponownie podbija Michał…

18
(fot. A.K.)

…Mateo, który okaże się być chyba największym pechowcem tej tury…

19
(fot. M.K.)

…oraz Paweł

19
(fot. P.N.)

Trzecia godzina rywalizacji. Michał nie odpuszcza łowiąc trzecią już świnkę 40+.

20
(fot. M.M.)

Mocno tę godzinę zaczął też Robert.

21
(fot. R.M.)
22
(fot. R.M.)

Poważne punkty ma też Maciek.

22
(fot. M.K.)

Ja w tym czasie byłem już po dwóch zaplanowanych odcinkach. Druga meta także nie dała ryby na punkty. Szybka głęboka woda kończąca się pięknym kamieniskiem, przy coraz wyższej temperaturze i rozpogodzeniu, okazała się nietrafionym wyborem.

22
(fot. A.K.)

Nie powiem – pojawiła się lekka panika. Uznaję, że jedyną alternatywą, jest moja oklepana tu od paru lat stara miejscówka. Uświadamiam sobie, że te około 10cm wody więcej może spowodowało większy przepływ w odnodze rzeki i może coś tam zawitało.  Rzeczywiście, woda płynie. Na końcu zrobił się nawet mini przelewik, który przy typowych stanach jest całkiem rozległy, choć płytki. Schodzę ten fragment [200m] z woblerem i…zero. Absolutnie nic. Patrzę w niebo, bo słońce mimo parujących lasów i resztek mgieł, wyczuwalnie już grzeje.

23
(fot. K.B.)

Niebo coraz bardziej niebieskie, nie nastraja aż tak optymistycznie. Wracam się ponownie pod prąd, niby na początek odcinka, ale tak naprawdę bez pomysłu co dalej. W połowie drogi pytam sam siebie, na co jeszcze nie łowiłem? W pudełku, w oko wpada mi duża 5cm, zgniłozielona larwa ważki na 1g. Przystaję i zamieniam woblera na nią. Przy tym widzę, jak z 30m niżej spławiła się wyraźnie jakaś ryba. Oceniam, że brzana w okolicach 40cm. Schodzę z 20 kroków w dół i rzucam. Gumka znika pod wodą i mam natychmiastowy ostro odczuwalny na plecionce strzał. Oceniam, że kleń koło 40cm. Byle nie spadł, bo punkty pewne. Po chwili, troszkę zdziwiony podbieram może nie wielką ale piękną, jędrną, że tak powiem – świnkę. Ulga 🙂

24
(fot. A.K.)

Tymczasem na absolutnego dominatora tury wyrasta Michał dorzucając do i tak już pokaźnej liczby punktów – brzanę.

24
(fot. M.M.)

Od czwartej godziny tury ryby się wyraźnie uaktywniły.  Swoje punkty ma Bartek, który niegdyś jako pierwszy, zaproponował Poprad jako łowisko…

26
(fot. B.K.)

…i Tomek.

27
(fot. T.K.)

Ja katuję moją najlepiej mi znaną metę. Już drugi raz schodzę ten fragment. Na końcu dynda już trzecia ważka, bo dwie urwałem, ale jak wiadomo – tak, jak drużyny, która wygrywa, nie zmienia się przynęty, która złowiła. W pewnym momencie widzę pod wiszącą nad wodą wikliną, delikatny spław przyzwoitej brzany. Jedyny, jak się okazało, jaki widziałem na tym odcinku tego dnia. Szybko zakładam 3cm woblerek. Rzut ciut za domniemane stanowisko ryby i…Tu proszę sobie wsadzić wszelkie opowieści o wyrywaniu kija z ręki. W pierwszej chwili aż się wzdrygnąłem. Jak na razie, bo jeszcze parę miesięcy jest, ale póki co – strzał roku. Cień jaki rzucał przeciwległy brzeg, pod który rzucałem, a od którego stałem z 5m uniemożliwił zaobserwowanie czegokolwiek. Nawet błysku. Ochłonąwszy, znów założyłem ważkę. I pod kolejną wikliną doczekałem się ostrego pobicia. Morale jeszcze się wzmocniło.

28
(fot. A.K.)

Do akcji wkracza także Rafał nie mający w tym roku do tej pory punktów ze względu na nieobecności, na wcześniejszych turach.

29
(fot. R.S.)

Wygląda na to, że Marek też będzie kandydatem do pierwszych pozycji.

29
(fot. M.T.)

Michał nie zwalnia i zarazem nie pozostawia złudzeń…

30
(fot. M.M.)

Natomiast póki co, na drugie miejsce wychodzi Piotrek, który łowi dwa klenie na wyraźne 40+, jednego za drugim.

31
(fot. P.D.)
32
(fot. P.D.)

Michał jakby nie znał umiaru, pomiędzy klenie Piotrka dorzuca kolejną brzanę!

33
(fot. M.M.)

W sześć minut po nim grube punkty zdobywa Krzysiek, który ze wcześniejszą świnką także wydaje się być potencjalnym kandydatem do podium. Ryba okazuje się największą w turze.

34
(fot. K.P.)

Przedostatnia godzina, to albo coraz lepsza aktywność ryb, albo startujący stają już na głowie :), bo punkty zdobywają też kolejni uczestnicy tury – Bronek…

35
(fot. T.B.)

…Karol…

36
(fot. K.B.)

…drugą swoją rybę dorzuca Bartek…

37
(fot. B.K.)

…ponownie Bronek…

37
(fot. T.B.)

…znów Rafał…

38
(fot. R.S.)

…oraz Robert…

39
(fot. A.K.)

…Bronek kolejny raz…

40
(fot. T.B.)

Na 90 minut przed końcem ma swoją pierwszą rybę Jacek – jedyny, jak się okazuje pstrąg tury.

41
(fot. J.Ś.)

Dwa kolejne klenie ma Rafał. Jest już wysoko.

41
(fot. R.S.)
42
(fot. R.S.)

Czasu wprawdzie niewiele, ale sporo punktów zdobywa po raz drugi Tomek.

43
(fot. T.K.)

Potem kolejny raz, ale też na poważnie daje znać o swoim uczestnictwie Jacek.

44
(fot. J.Ś.)

No i finisz. Niektórzy mają dużo szczęścia. Będący póki co na drugim miejscu w generalce Marcin, wciąż jest bez ryby.  Traci sporego klenia już blisko końca zawodów. Ja zawsze rzucam do końca, choćby bez przekonania. Kolega podobnie. I to procentuje. Nie wiadomo skąd, gdzie, jak, ale jest branie. Równo 50cm. Największy kleń tury.

45
(fot. M.P.)

Na tym nie koniec. Karol ma pobicie na sekundy przed końcem. Desperacki hol na zasadzie „wszystko, albo nic”. Fota. 13.00. Udało się !!!

45
(fot. K.B.)

[wg naszego regulaminu zdjęcie nie może być zrobione później, niż trzy minuty po zakończeniu tury – to ze względu by nie męczyć niepotrzebnie ryb, gdy okoliczności bardzo utrudniają zrobienie fotki]

WYNIKI

Nieobecni: Tommy, Mateusz Drugi, Kenese, Miszel i Mikołaj – po 24 pkt  oraz Brandy [więcej niż trzecia nieobecność] – 25 pkt

Obecni ale zerujący : Piotrek Drugi, Janek i Maciek Drugi – po 24 pkt

I miejsce –  1 pkt – Michał – [świnki 2 x 42, 2 x 43cm i brzany 44 i 54cm – 1114 małych punktów]

II miejsce – 2 pkt – Piotrek – [ klenie 45, 47 i 48cm – 643 małe punkty]

III miejsce – 3 pkt – Krzysiek – [ świnka 42cm i brzana 67cm – 581 małych punktów]

IV miejsce – 4 pkt – Jacek – [ pstrąg 44cm, brzana 56cm – 482 małe punkty]

V miejsce – 5 pkt – Mateusz  –  [klenie 30, 36, 42cm, świnka 44cm – 476 małych punktów]

VI miejsce – 6 pkt – Rafał – [ klenie 31, 2 x 38 i 41cm- 432 małe punkty]

VII miejsce – 7 pkt – Tomek – [ brzany 44 i 50cm – 396 małych punktów]

VIII miejsce – 8 pkt – Marek – [klenie 31, 33, 36 i 40cm  – 344 małe punkty]

IX miejsce – 9 pkt – Adam – [świnka 42cm, kleń 41cm – 315 małych punktów]

X miejsce – 10 pkt – Paweł – [brzana 57cm – 308 małych punktów]

XI miejsce – 11 pkt – Maciek – [ brzana 55cm – 286 małych punktów]

XII miejsce – 12 pkt – Zygmunt – [ brzana 52cm – 253 małe punkty]

XIII miejsce – 13 pkt – Marcin – [kleń 50cm – 251 małych punktów]

XIV miejsce – 14 pkt – Karol – [klenie 33 i 44cm – 249 małych punktów]

XV miejsce – 15 pkt – Bronek – [ klenie 30, 34 i 37cm – 214 małych punktów]

XVI miejsce – 16 pkt – Bartek – [ klenie 30 i 38cm – 150 małych punktów]

XVII miejsce – 17 pkt – Robert – [ klenie 2 x 30 i 31cm oraz  okoń 25cm – 130 małych punktów]

XVIII miejsce – 18 pkt –  Jędrzej – [ kleń 31cm i okoń 27cm – 90 małych punktów]

XIX miejsce – 19 pkt – Mateo – [ kleń 31cm – 42 małe punkty]

Tym razem prawie każdy miał co opowiadać 🙂 Polecam, bo wielu kolegów wskazało gdzie, jak i na co łowili.

Paweł: To była dla mnie jedna z bardziej pechowych tur, choć, na szczęście, nie do końca. Od początku wszystko szło nie po mojej myśli. Przyjechałem w piątek z rodziną, żeby sobie pospacerowali po okolicy – lało przez cały piątek i sobotę. Nie zabrałem ze sobą podbieraka. Zaplanowałem sobie muchowe łowienie brzan, ale już na początku sobotniego treningu złamałem
wędkę do nimfy i pozostało mi szukanie kleni spinningiem. Nie mogłem znaleźć większych kleni, łowiłem same ryby do 25-27 cm max. Tuż przed niedzielną turą los się odwrócił, co zwiastowała kanapka spadająca na podłogę „masłem do góry”. Podbieraka użyczył mi Krzysiek. Na pierwszej
miejscówce łowiłem z Piotrkiem – brało samo kleniowe przedszkole. W pewnym momencie zauważyłem „delfinkującą” brzanę. Zmieniłem blaszkę na głęboko schodzącego woblerka i w pierwszym przepuszczeniu trafiłem punktowaną rybę na 57cm. Ok. 10.00 musiałem wrócić na kwatery i zapakować samochód. Kontynuowałem zawody z muchówką, na zupełnie innym odcinku. Łowiłem nimfą, krótkim kijem do suchej muchy. Wyholowałem tylko 4 brzany, ale wszystkie były podczepione – za pokrywę skrzelową, za płetwę piersiową lub grzbiet. Dużą brzanę poprawnie zahaczoną, urwałem, kilka ryb spadło, ale czułem że była realna szansa na polepszenie wyniku. Nie
udało się, ale jak na moje pierwsze spotkanie z Popradem jestem mega zadowolony.

Bartek: Poprad to dla mnie pechowa rzeka. I mimo że złowiłem 2 punktowane ryby, to pozwoliło mi to zająć miejsce dopiero w drugiej dziesiątce. Łącznie złowiłem ponad 20 kleni, ale tylko 2 przekroczyły magiczną granicę 30cm – 30,5 oraz 38cm. Złowiłem też małą brzanę, a jedną już naprawdę sporą podczepiłem za ogon.  Mimo słabego wyniku po swojej stronie, uważam że tura była bardzo udana. Praktycznie wszyscy połowili. W okręgu PZW Kraków można tylko pomarzyć o takich wynikach.

Marcin: To była dla mnie ciężka tura, której o mały włos nie zakończyłem zerem i cudem zapunktowałem w ostatnich trzydziestu minutach. W ostatniej chwili zdecydowałem się na przyjazd dzień przed turą. Warunki całkowicie inne od tych panujących w dniu tury. Deszcz, 15 stopni i tak aż do wieczora. Obszedłem miejsca z poprzednich lat, ale przez cały dzień nie miałem kontaktu z niczym punktowanym. Miałem cichą nadzieję, że zapowiadana poprawa pogody coś zmieni. Następnego dnia w pierwszej połowie tury obszedłem wszystkie te miejsca, ale niestety żadne z nich nie dało sensownej ryby. Ujście niewielkiego dopływu, które zawsze dawało pstrągi z rana było puste. Kamienna opaska z kleniami pusta. Podobnie duża głęboka woda. Na kolejnej miejscówce było co prawda widać spławy brzan (raczej niewielkich), ale spędziłem tam jakieś 1-1.5h bez dotknięcia. Postanawiam zrobić przerwę na kawę. Ok. 11-tej zatrzymałem się koło jednego z mostów żeby popatrzeć na wodę i zastanowić się co dalej robić. W zastoisku powyżej mostu zauważyłem spore chlapnięcie. Poszedłem tam i z dość stromego brzegu pomiędzy stadem drobnicy zauważyłem dwa klenie na oko +/- 40 cm plus jeden większy podchodzący pod ok. 50 cm. Ostrożnie zacząłem rzucać, zwracając uwagę żeby nie spłoszyć ryb zahaczając o nawisy z wierzbowych gałęzi. Obrotówka – nic, gumka – bez reakcji. W końcu rzut woblerem i największy z kleni zahacza się, jednak spada po chwili, według mnie wskutek zbyt mocno dokręconego hamulca. Poziom frustracji sięgnął zenitu. Odchodząc z miejscówki stwierdziłem że chyba na dzisiaj koniec tego „pasma sukcesów” i czas wracać do domu, ale jednak w drodze powrotnej zaglądam jeszcze na kamienną opaskę, na której zaczynałem. I tutaj spore zdziwienie, bo chyba pogoda sprawiła, że pomiędzy zatopione kamienie wyszły dwa spore klenie. Do końca tury 45 minut, więc nie tracąc czasu zaczynam rzucać. Wobler wzbudzał niewielkie zainteresowanie, ale rzut przynętą w zimowym stylu, czyli dużą tantą na gramowej główce zaowocował agresywnym braniem ryby. Całe szczęście kleń tym razem nie spadł. Uważając żeby ryba nie uciekła, mierzę ją. Równo 50 cm. Rybę wypuszczam i patrzę na zegarek. 20 minut do końca – udało się! Z wyniku jestem umiarkowanie zadowolony, bo jednak pomimo punktów trochę szkoda tej straconej ryby, która dałaby znacznie lepszą pozycję w klasyfikacji tury. Wyniki pokazały że można było dużo lepiej połowić, no i chyba najwyższa pora rozpoznać odcinek powyżej Piwnicznej.

Jacek: Dość czysta woda w Popradzie nastawiała pozytywnie na wyniki łowienia na muchę. Zaplanowałem trzy miejscówki, gdzie mogłem liczyć na ryby, a historyczne wyniki w tych miejscach nastrajały optymistycznie. Łowiłem wędką w klasie 4 klasyczna metoda żyłkowa. Przypon 0,18 mm bo już poznałem siłę brzan, na które głownie się nastawiałem. Przynętami były różnego rodzaju ciężkie nimfy brązki, hydropsyche na główkach 4 i 4,5 oraz parkinsony. Rzeczywistość nad wodą nie była już taka różowa. O ile na płytkiej wodzie przejrzystość była dobra to na głębszej powyżej pasa była już mocno zmącona. Kontakty z rybami sporadyczne. Pierwsza miejscówka tylko z jednym braniem i urwanym zestawem. Druga miejscówka to piękne beło i fragment spokojnej wody poniżej. Już po niecałych 15 minutach branie. Siła ryby pozwala przypuszczać że to piękna brzana. I faktycznie piękna ponad 60 cm brzana … tylko zonk, co często się zdarza w łowieniu brzan, niestety podhaczona za przednią płetwę piersiową. Później poza masą zaczepów, stratą dwóch całych zestawów i kilku much, bez efektów. Wracam na pierwsza miejscówkę, doławiam mała brzankę ok. 25 cm i znów mam na kiju lokomotywę. Niestety znów podczepiona, a wielkość wyraźnie powyżej 60 cm. Zbieram się i jadę do góry. Na nowej miejscówce już ktoś łowi na przepływankę. Bardzo sympatyczny gość, zapytałem czy nie będę przeszkadzał ale nie było problemu by się zmieścić w dwójkę. Potwierdza moje przypuszczenia że rano ryba brała słabo, ale teraz zaczyna wychodzić wyżej i częściej zasysa przynęty. Łowił na pęczak i już kilka brzan wyciągnął, w tym oczywiście kilka podhaczonych. Dostałem zaproszenie na kawkę, piwko bezalkoholowe i ciastka. Taka miejscówka to rozumiem, kulturka. Pozdrawiam serdecznie Grzegorza. Zaczynam łowienie od wlotu i kilka metrów poniżej beła piękny strzał na parkinsona. Ryba silna i to nie może być brzana. Młynkowaniem i pięknym skokiem zameldowałem się przyzwoity pstrąg. Szybkie mierzenie zdjęcie i są pierwsze punkty 44 cm. Presja oczywiście spada i można łowić spokojniej. Mam jeszcze w tym miejscu 3 ryby. Niestety te większe podhaczone, ale jedna zassała pięknie chruścika na skoczku i dała się wyciągnąć. 56 cm ładnej barbary. Są kolejne punkty i wielki niedosyt bo mogłem przyjechać tu wczesnej i pewnie wynik byłby o niebo lepszy. Niemniej byłem bardzo zadowolony. Poprad potwierdził swoje wysokie miejsce jeśli chodzi o atrakcyjność w naszych logowych miejscówkach. Czas teraz na przetestowanie Dunajca, może w przyszłym roku się wylosuje.

Bronek: Na Poprad jechałem bez konkretne planu. To mój debiut na tej rzece więc przygotowałem się możliwie uniwersalnie. W samochodzie miałem 3 kompletne zestawy spinningowe: smużkowe 1-10 gr, uniwersalne 15 gr i armatę do 28 gr.  Miałem zamiar odwiedzić możliwie dużo fragmentów w nadziei trafienia kleni, ewentualnie brzan. Na podstawie zdjęć satelitarnych wytypowałem wstępnie kilka rejonów, które z racji, że nie lubię na rybach sąsiedztwa cywilizacji, były położone powyżej ujścia Wierchomlanki. Na pierwszy rejon poszła opaska powyżej wspomnianego dopływu. Jak się okazało bez większego problemu można było znaleźć bród na drugą stronę rzeki. Po polskiej stronie głazy, rynna i bardzo wolny uciąg. Trafiłem tam kilka kleni, ale żaden nie przekraczał 30 cm. Miałem też w tym miejscu przygodę z bobrem. Stałem na opasce. Gryzoń płynął wzdłuż brzegu w moją stronę i byłem przekonany, że mnie po prostu minie. Nie chcąc go płoszyć trwałem w bezruchu i z coraz bardziej wytrzeszczonymi oczami przyglądałem się jak podpływa do kamienia obok mnie i WYŁAZI Z WODY! Był dosłownie pół metra od moich butów. Przypomniałem sobie historię białoruskiego wędkarza, który po ugryzieniu bobra się wykrwawił… „Mój” zwierz był już na brzegu i wydaje mi się, że faktycznie zamiast klasycznie chlupnąć – jak spłoszony na wodzie, mógł ze strachu zaatakować.  Stojąc jak sparaliżowany odezwałem się: „idź sobie!”. Ten spokojnie zsunął się do rzeki, zanurkował i odpłynął. Następny wytypowany fragment okazał się bystrym, płytkim po kolana rumowiskiem skał z wyspą. Spodziewałem się rynny na zewnętrznym łuku, ale niestety nic takiego tam nie było. Jedna mała zatoczka z pianą zgromadziła kilka małych kleników. Natomiast zaraz za wyspą, w miejscu gdzie dwa nurty się schodzą, woda trochę zwalniała, a zarazem wymyła tam podłużne zagłębienie. Tam podhaczyłem dwukrotnie właścicielki miękkich łusek wielkości małego paznokcia. Nie chciały brać na woblery więc dałem im spokój. Obstawiam, że były to świnki. Kolejny rejon dał wreszcie oczekiwane punkty. Po naszej stronie zamulona płycizna – po słowackiej opaska, głębiej, równy, ale niezbyt silny uciąg i miejscami głazy na brzegu. Gdzieś w połowie trafiłem na klenie, których złowiłem kilkanaście, z czego 3 punktowane. 37, 34 i 30 cm. Wszystkie wzięły na odcinku maksymalnie 30m, zaraz po wpadnięciu woblera, przy pierwszych obrotach korbką kołowrotka. Warunkiem brania było podanie przynęty tuż pod brzeg. Najpewniej biły w 4 cm srebrno-czarnego championa od Piotra Lipińskiego. W pewnym momencie nad wodę przyszedł człowiek z psem i bawili się w aportowanie patyka z wody. Niestety moje stadko gdzieś zniknęło. Kawałek dalej trafiłem jednak fajną ryba, która uderzyła zaraz za dużym zatopionym głazem w malutkiego Bolta.  Zeszła spory kawałek z nurtem i się odpięła. Szkoda, musiała być ładna, bo porównując moje kleniki to te wyszły z wody jak kapcie. Obstawiam brzanę, jako że delfinkowały w pobliżu. 5 minut przed końcem, z cienia pod wierzbą, wyholowałem jeszcze okonia. Niestety tuż poniżej punktowanego wymiaru. W ogóle rzeka super. Widać w niej życie. Nawet jak odcinek nie darzy braniami to coś chlapie, spławia się, oczkuje. Widać różne roczniki ryb i pełno drobnicy. Zdrowy ekosystem. Wynik nie powala, ale plan wykonałem. Woda rozdziewiczona. Parę punktów uratowane. Na pewno nad Poprad wrócę.

Robert: Podobnie jak rok temu na turę nad Popradem zawitałem z marszu, będąc tam ostatnio przy okazji naszej rywalizacji w 2023 roku. Wybrałem odcinek gdzie byłem już poprzednio – wizualnie piękny, usiany dużymi głazami rejon Barcic. Dość szybko zapunktowałem stykowym kleniem, ale potem było już tylko gorzej. Spędziłem tam 4 godziny, w tym czasie nie udało mi się na około kilometrowym odcinku zaobserwować żadnej brzany, świnki czy chociaż średniego klenia. Brały tylko drobne klenie i okonie – dołowiłem tam jeszcze po jednej ledwo punktowanej sztuce z obu gatunków. Przerzuciłem oczywiście w tym czasie kilkanaście mniejszych ryb. Nie widząc w tym miejscu perspektyw na ostatnie trzy godziny pojechałem niżej, w okolice Starego Sącza. Niestety zastałem tam tą samą sytuację – zero większych ryb. Było to tym dziwniejsze, że na grupie pojawiały się zgłoszenia kolejnych fajnych brzan, kleni i świnek i zachwyty nad ilością ryb w rzece. Pozostałe trzy godziny szybko minęły na bezowocnych poszukiwaniach ryb. Wpadło kolejne kilkanaście kleni, z których jeden przekroczył trzydziestkę i okoń 24 cm. Trochę to było frustrujące, aż jestem ciekaw czy ktoś łowił poniżej Barcic i miał kontakt z dużymi i średnimi rybami? Zwykle typowanie miejsc na zawodach spinningowych było moją mocną stroną, a tu nagle poległem z kretesem. Po turze i krótkiej przerwie na posiłek pojechałem na Dunajec już poniżej Popradu i tam rzeka żyła. W krótkim czasie złowiłem sporo fajnych kleni, widziałem furkoczące brzany i grube bolenie atakujące ławice uklei – morale uratowane, chociaż niesmak pozostał.

Mateusz: Łowiłem w kilku miejscach miedzy Muszyna a Borownicami, nastawiając się przede wszystkim na klenie, bo do brzan to ja nie mam szczęścia ani umiejętności żeby je skutecznie łowić. Generalnie wszystkie punktowane ryby złowiłem w pierwsze trzy godziny tury. Najpierw udało się złowić dwa nieduże klenie 30cmoraz 36cm na wobler Hunter Bullet w wersji  5g.Brania miałem spod drugiego brzegu na bardzo płytkiej wodzie. Około metra. Później, jakieś max 100m niżej na końcu płani przed przelewem gdzie widziałem, że są świnki udało się sprowokować jedną do brania na 3cm białą larwę Libra Lures na czeburaszce 0,75g. Ryba miała 44cm i jest to mój rekord osobisty w tym gatunku na spinning. Brań świnek miałem w sumie trzy ale pozostałe dwa bez happy end`u.  Około 9.00 zmieniłem miejsce na takie, gdzie wiem, że są klenie, brzany oraz świnki. Była to również płań ale rzeka jest już w tym miejscu szersza i jest tam więcej dużych kamieni w wodzie. Od razu jak doszedłem na skraj rzeki, zauważyłem kilka sztuk kleni w rozmiarze 40-50cm. Przez dobre 10 minut próbowałem skusić któregoś do brania, aż w końcu jednego udało się sprowokować. Kleń miał 42cm. Spędziłem w tym miejscu jeszcze godzinę, lecz już nie doczekałem się brania. Postanowiłem na ostanie 1,5 godziny pojechać w dół rzeki, w miejsce gdzie dwa lata temu na turze straciłem bardzo dużą brzanę i wiedziałem, ze często są tam świnki.  Brzan nie stwierdziłem, lecz stadko  sporych świnek było tam, gdzie zakładałem. Niestety jednak żadnej nie udało się sprowokować. Skończyłem łowienie z czterema rybami na punkty. Jestem dość zadowolony, jednak jest mały niedosyt, bo zdecydowanie mogłem mieć nawet drugie tyle ryb na punkty.

Marek: Szczerze – nie czułem tego wydarzenia , tej rzeki w tym sezonie, nawet tam jeszcze nie byłem, mimo wszystko tradycyjnie nie mogło mnie tam braknąć. Plan był jasny – złowić cokolwiek bo normalnie już mi jest wstyd schodzić z tury na turę z dużymi punktami. Na miejsce dotarłem kilka godzin wcześniej wieczorem z wizją noclegu w samochodzie. Mati tradycyjnie dołączył do kempingu który stał się Naszym corocznym rytuałem. Szybko okazało się że wybieramy  się do tej samej miejscowości jednak znaleźliśmy wspólny kompromis. On zadeklarował, że będzie szedł w dół rzeki,  ja na przekór sobie w górę. Dwie pierwsze godziny i wobler z napisem Bochen były dla mnie decydujący.  Mnóstwo brań, holi i spinek napawały mnie optymizmem. Udało się szybko doprowadzić szczęśliwie do podbieraka 4 kleksy 31,36,40,33cm. Mam jednak mały niedosyt, bo co spadło punktowanych ryb to głowa mała. Pomimo tego jestem mega zadowolony i mimo braku treningów udało się odnaleźć i złowić parę klusek. Szczerze –  wracając w czasie nie zmieniłbym nic. Tradycyjnie gratuluję Wszystkim bo tura była zacna i większość z Nas miała sporo przygód z rybami w tym dniu. Do zobaczenia na W4.

Jędrzej: Dla mnie tura na Popradzie jest tylko na zaliczenie obecności, bo nie cierpię tej rzeki. Złowiłem kilkanaście drobnych kleni i okoni, wśród nich przytrafiły się dwie ryby na punkty.

Karol: Po ostatnich turach gdzie wyniki były słabe, bardzo liczyłem na przełamanie podczas tury sierpniowej. Tym bardziej, że po pierwszym łowieniu w tamtym roku Poprad bardzo mi się spodobał. Dolina Popradu i jej klimat i  krajobrazy są przepiękne. Pobudka o 3.00 nad ranem i wyjazd z wielkimi nadziejami ale też mając na uwadze tegoroczne wyniki – z pewnymi obawami. Na miejscu zastałem niski czysty Poprad. Zaraz po starcie złapałem takie splątanie na zestawie, że konieczne było cięcie. Na szczęście szybko się z tym uporałem i mogłem zacząć łowić. Ryby po prostu tam były i co lepsze brały. Wielkością nie powalały, ale cały czas coś się działo. Do godziny 11 miałem już wyholowanych sporo kleników, małą brzane i drapieżną popradzka ukleję. Kilku kleniom brakowało po 2-3 cm do dolnej granicy punktów. Tym razem przesadnie mnie to nie martwiło, bo przynajmniej łowiłem ryby. W wodzie było życie. Zaraz po 11,00 złowiłem klenia na punkty. W tym momencie mogłem łowić na jeszcze większym luzie. W celach rozpoznawczych prawie ostatnia godzinę spędziłem na środku rzeki, sprawdzając przy niżówce potencjalne miejscówki. W międzyczasie łowiłem kolejne kleniki. Gdy zostało może jakieś 2 albo 1.5 minuty do końca, na wodzie o głębokości max 15 cm w przynętę uderzył kleń. Branie delikatne. Tyle że nagle z klenika zrobił się klenior, dobre ponad 40 cm. Szybko patrzę na zegarek, została może minuta. Szybka decyzja pokrętło hamulca zakręcam i holuje siłowo. Udało się. Po drugim odejściu ryba wjeżdża do podbieraka. I teraz byle szybko na brzeg zrobić zdjęcie, i zmieścić się w czasie. Najszybciej jak mogę zasuwam po śliskich popradzkich głazach. Obyło się bez spektakularnej wywrotki Szybka fotka ryby, spojrzenie do galerii zdjęć i wielka ulga. 13.00, Zmieściłem się w czasie. Wtedy ryba dostała wigoru i nie chciała dać się sfotografować na miarce, ale na szczęście, dało radę jakieś foto zrobić. Zadowolony najszybciej jak się da wypuszczam rybę i pakuje się na drogę powrotną.

Maciek: Pojechałem bez treningów. Poprad  znałem z poprzednich lat tylko z odcinka od Piwnicznej w dół,  a że w ostatnich dwóch latach męczyłem się tam,  żeby cokolwiek złowić,   to postanowiłem pojechać w ciemno powyżej Piwnicznej.  Wybrałem odcinek, który wg mojej oceny zdjęć satelitarnych powinny zamieszkiwać klenie w spokojnym, dość głębokim nurcie.  W rzeczywistości okazało się,  że odcinek zamieszkują świnki  i brzany pod opieką głowacicy a klenia przez 7 godzin nie zobaczyłem ani jednego.   W sumie się nie dziwię,  na miejscu klenia też bym tam nie przebywał widząc co tam jeszcze  mieszka.  Odcinek był jednak na tyle dobry (rynna do 2 m głębokości ze sporym uciągiem i  dużymi głazami w nurcie),  że spędziłem na około 300m całą turę.  W pierwszym przejściu odcinka złowiłem niespodziewanie pierwszą w życiu głowacicę,  niestety brakło jej trochę do 70cm i dała tylko emocje bez punktów. Potem udało się skusić punktującą brzanę. Do tego kilka trąceń przynęt  i najechań,  ale słabo uzbrojonymi przynętami skuteczność zacięć byłą słaba. Postanowiłem przejść odcinek po raz drugi,  co było raczej dobrą taktyką bo dołowienie choćby drugiej brzany dawałoby już miejsce w czołówce tury, a jechanie gdziekolwiek indziej to strata czasu i nie wiadomo, co bym zastał na innym odcinku. Opuściło mnie jednak szczęście bo przy drugim przejściu spiąłem pstrąga około 45cm  i drugą brzanę podobnej wielkości jak pierwsza. Łowiłem na spinning,  większość czasu woblerami, trochę też  jigami  i mikrojigami.

Piotrek: Turę wraz z Pawłem rozpoczęliśmy na potencjalnie kleniowej miejscówce, jednak niska i czystą woda sprawiła, że były tam tylko drobne ryby, które jednak brały co rzut. Postanowiliśmy obłowić dalszą część rynny i płań. Zszedłem niżej, mając dwa wyjścia potencjalnie punktowych kleni do szczura, kiedy Paweł zacina w rynnie brzanę. Lecę pomóc z podbieraniem, robimy fotki, i piękna brzana daje pierwsze i jak się okazuje ostatnie punkty Pawłowi. Ja postanawiam iść dalej, obławiam szybki przelew, niestety bezskutecznie. Dostrzegam jednak potencjalnie mocno kleniowy cień nurtowy, jednak dopiero w czwartym przeprowadzeniu szczura mam ładne branie. Ryba ucieka pod zalane drzewo, i wydaje mi się że przewinęła się przez zatopioną gałąź. Po chwili okazuje się że jest po prostu tak silna że nie mogę jej ruszyć z mocnego nurtu. Kilka minut później podbieram grubego, 48cm klenia ze szczurem w gardle. Są punkty, to najważniejsze, a miejscówka okazuje się już pusta. Jadę na kolejną szybką, króciutką rynnę w której na poprzedniej lidze namierzyłem spore klenie, jednak wtedy zaliczyłem tylko spad dużej ryby pod nogami. Dziś woda jest niska, rynna płytka, wygląda niezbyt interesująco. Zaliczam tam jednak trzy mocne brania i kilka słabszych, niestety bez ryby na haku. Po kwadransie jadę na ostatnią metę, szybka woda z długim wlewem. Jest tam już bardzo płytko, i chyba nie spodziewam się tam ryb. Po pierwszych dwustu metrach jestem bez kontaktu, potem namierzam dziwnie zmarszczoną wodę. Podaje tam szczura, i po pięknym gejzerze i przeciągającym się holu wyjmuje klenia 45cm. Jest nieźle, jednak postanawiam obłowić lepiej ten fragment, i po chwili mam kolejną bombę i kleń 47cm wypina się w podbieraku. Trzy piękne ryby to zacny wynik, jednak po zejściu kilkadziesiąt metrów w dół postanawiam jeszcze raz rzucić w tamten rejon. Rzucam pod prąd jakieś 50m, przynęta spada na wodę, jeden obrót korbką i wielki kleń jak łosoś ze szczurem w pysku wyskakuje nad wodę. Hamulec gra, holuje rybę z prądem w swoją stronę, jednak pod nogami ryba robi bardzo gwałtowny nawrót i wypina się z bezzadziorowego haka. Mimo utraty największej ryby dalej obławiam końcówkę płycizny, mam jeszcze jedno branie ale po kilku sekundach ok 40cm kleń spada. Kolejna miejscówka jest już tak płytka że uciekły z niej wszystkie ryby, więc schodząc w dół dostrzegam fragment spokojnej wody przy bardzo szybkim przelewie, mam tam kilka wyjść punktowanych ryb ale w największy upał nie są już skore do brań. Kończę więc całkiem przyjemnym wynikiem, ale z lekkim niedosytem. Może za rok będzie lepiej.

Rafał: Sprawy zawodowe sprawiły, że była to pierwsza tura w tym sezonie, na którą udało się wyrwać. Już jak się Poprad wylosował to postanowiłem, że pojadę na górny, niedostępny we wcześniejszych turach odcinek. Brzany i w nieco mniejszym stopniu świnki to są ryby które mnie bardzo interesują. Nie umiem ich łowić i też nie mam takich łowisk u siebie. Cele wyprawy były więc dwa. Pierwszy to wygranie tury 🙂 a drugi to złowienie brzan i świnek. I te cele w moim przypadku wykluczają się bo w kleniach czuję się mocny więc na nie się nastawiam na turze mimo świadomości że specjaliści od brzan ze względu na premię za ten gatunek są faworytami. Klenie mi się okropnie znudziły ale też czuję się w nich mocny więc taktyka mogła być tylko taka,  że wszystko podporządkowałem kleniom. Miejsca brzanowe wręcz omijałem bez rzutu. Trening sobotni dał mi 8 kleni na punkty ale takie marne bo tylko dwa były trochę większe czyli 35-38 cm. Jednak jak sobie policzyłem to suma punktów wyszła całkiem fajna. Z takim planem więc o 6-ej rano zaczynam łowy no i w ciągu pół godziny orientuję się że popełniłem błąd. Miejsca z treningu nie dają punktów. Wręcz mam wrażeni,  że treningiem spłoszyłem ryby. Po godzinie postanawiam znaleźć coś nowego. Marnuję kolejną godzinę na łażenie niemal bez rzucania po fatalnym odcinku. Kolejną godzinę marnuję bo zaliczam wywrotkę z fatalnymi konsekwencjami o czym dalej. Wracam jednak na znany mi odcinek ale mój plan jest w rozsypce. Łowię klenie ale większość w magicznym rozmiarze 29 cm:)  Zacinam klenia 38 cm i czuję wielką ulgę, bo już widmo zera mnie dręczyło. Zaczynam widzieć sens tego co robię, przykładam się i kolejnego klenia fajnego pakuję w podbierak. Ma 41 cm. I tu robi się nerwowo. Okazuje się że telefon jednak zachlapany wodą po wywrotce odmawia wykonania zdjęcia. Już założyłem, że mam po zawodach ale jakoś się udaje. Kleń odpływa, a ja suszę na kamieniach telefon bo jednak nie działa jak trzeba. Pól godziny zmarnowane. W końcu wchodzę do wody rzucam i niemal od razu mam klenia na punkty – kolejne 38 cm. Ależ mi był potrzebny na poprawę humoru po tych stresach z telefonem. Próbuję dalej ale już znacznie niżej. Tutaj natykam się na Maćka. Czasu już nie ma więc za zgodą Maćka rzucam po sąsiedzku. Wyciągam klenia 31 cm. Znowu telefon nie działa. Fotkę robi mi Maciek.  Po zawodach wieczór i kolejny dzień poświęcam brzanom na muchę i efekty były ale to już inny temat. Dużo zawdzięczam Krzyśkowi. Najpierw był przewodnikiem po górnym Popradzie, a później instruktorem muchowym. Jednak było fajnie.

Michał: Nad Poprad przyjechałem dwa dni wcześniej w celu rozpoznania, a raczej po prostu połowić. W pierwszy wieczór próbowałem złowić świnki na muchę, których widziałem dziesiątki.  Udało się złapać dwa nie za duże klenie pływające między nimi. Świnki miały wyrąbane – pewnie nie żerowały, tylko lusterkowały. Próbowałem łowić brzany – złapałem taką na 15 cm. Drugi dzień poświęciłem spinningowi. Trafiłem na głęboką opaskę z kamieniami, gdzie złapałem dwa „stykowce”, kilka mniejszych i widziałem kilka grubasów. W zastoisku na  początku płani skusiłem kleksa około 45 cm. Oczywiście pozwiedzałem jeszcze kilka miejsc, gdzie też widziałem większe klenie i coś na punkty udało się zaciąć – nie koniecznie doprowadzić do podbieraka:). W dniu zawodów zaspałem i nie przyjechałem na zbiórkę. Niby na miejscu, a 40 minut musiałbym jechać. Postanowiłem zacząć od kleni, a tam klops – miejsce wybrał też Maciek. Zdałem mu relacje co tu widziałem i dogadałem się że pójdę poniżej opaski. Tam nie zastałem o tej godzinie kleni. Po 15 minutach wróciłem do auta i pojechałem w miejsce gdzie widziałem najwięcej świnek i jedną brzanę. Może rano będą jeść? Ku mojej ucieszę ryba się spławiała. Po 5 minutach łowienia miałem pierwszą brzanę – taką 30 cm i  zaraz po wypuszczeniu  pierwszą świnkę. Potem kolejną i kolejną! wszystkie 42, 43 cm z jednej matki:). Ryby w doskonałej kondycji, waleczne nie chciały szybko kapitulować. I wreszcie się doczekałem, to na pewno nie świnka.  Brzana 54 cm po kilku odjazdach trafia na sesję zdjęciową. I znowu świnka! Taka 39 cm sięgam po telefon a ona spitoliła z ligowej miarki do domu. Śmiech przez lekką złość, na szczęście nie była to pierwsza ryba. Wracam do wody, znowu duży opór, brzana! Niestety podhaczona za przednią płetwę. Taka pod 60. Kolejne rzuty i znowu brzana! Zassała skoczka. Nie duża, ale punkty są. I znowu kolejna świnka 43cm,  pewnie siostra:) Prowadząca nimfa zaczepiła o coś i nastąpiło branie na skoczka. Bez zastanowienia chwyciłem linkę i wyrwałem z zaczepu, na szczęście ryba nie zerwała się i ją wyholowałem. Brania ustały, a ja pojechałem tak 11:15 po żonę i dobytek na kwaterę. Wahałem się, czy aby nie wrócić tam na ostatnią godzinę, Duża szansa że coś bym może dołowił. Odpuściłem, postanowiłem zjechać w dół rzeki, miałem jeszcze koszulki ligowe do rozdania, dobra okazja sprawdzić gdzie łowią koledzy:) Poprad piękna rzeka! Żeby ją dobrze poznać trzeba minimum tydzień łowienia w dobrych warunkach. Ja miałem kupę szczęścia, może trochę okraszoną ligowym doświadczeniem. Gratulację dla wszystkich punktujących! Szczególnie dla Władcy Szczurów. Tak jak kiedyś na Rabie nie dałem się gryzoniom pokonać.

Mateo: Do tury przystąpiłem jak zwykle bez żadnych treningów/przygotowań (chyba muszę to zmienić ).  Wybrałem odcinek przed Piwniczną gdzie kiedyś nałowiłem się do syta, tak też było tym razem…ale z małą różnicą –  99% ryb było poniżej naszego minimum . Tylko 2 kleniki przekroczyły 30 cm A żeby było śmieszniej,  jeden z nich zwiał przy próbie zrobienia zdjęcia . Był jeszcze kleń 40-stak na smużaka,  niestety spiął się przed podbierakiem… Ogromny niedosyt po turze, bo ilościowo złowiłem ponad 25 kleników a do punktacji zgłaszam tylko jednego .

Krzysiek: Na tury na Popradzie co roku czekam z utęsknieniem. Teraz mając do dyspozycji cały polski odcinek nie mogłem być szczęśliwszy. Łowiłem muchówką na ulubionej głębokiej rynnie. Szybko złowiłem świnkę. Po holu wszelkie błyski w rynnie znikły… Czas było zmienić na ciężka orkę za brzanami. Szybko trafiła się potężna Baśka na kiju, brakło szczęścia przy podbieraniu…. Na uspokojenie porzucałem małą cykadą łowiąc pod rząd 4 mikroklenie. Wróciłem do muchy już bez wiary w jakikolwiek sukces. Nimfy prowadziłem już monotonnie, automatycznie…. nudno. W końcu doczekałem się gwałtownego brania z odjazdem pod prąd…. trafiła się średnia brzana. Tym razem hol przemyślany, długi i w końcu skuteczne podebranie. To nie była ta kategoria wagowa jak pierwsza ale ucieszyła bardzo. W wytypowanej rynnie w niedzielę nic już nie złowiłem. Zemścił się na mnie piątkowy test łowiska.

46
(fot. T.B.)

W klasyfikacji generalnej, siłą rzeczy spore zmiany. Na podium trwa zacięta walka. Zygmunt wciąż utrzymuje prowadzenie, ale dystans do kolejnych zawodników wyraźnie zmalał po poprzedniej i tej turze. Marcin znów zamienił się miejscami z Pawłem. Dość wyraźnie do czołówki przybliżył się Jacek,  awans do pierwszej dziesiątki zaliczył Krzysiek . Największy awans zaliczył Piotrek, wyraźnie też awansował Tomek. Stracił Jędrzej, a od razu wysoko wskoczył Michał. Mnie, mimo dopiero dziewiątego miejsca, wypromowało to o kolejne pięć oczek w górę! Nieśmiało myślę o zakończeniu tegorocznej Ligi jednak w pierwszej dziesiątce 🙂 Z punktujących wcześniej uczestników najwięcej stracili Piotrek Drugi i Maciek Drugi – tu  spadek o prawie dziesięć pozycji. . No i z grupy startujących, a pozostających bez punktów, wyrwał się Rafał.

Klasyfikacja generalna:

I miejsce  – Zygmunt – 43 pkt  [1418 małych punktów]

II miejsce  – Paweł – 58,5 pkt  [933 małe punkty]

III miejsce – Marcin – 60,5 pkt  [705 małych punktów]

IV miejsce – Bronek – 65 pkt  [756 małych punktów]

V miejsce – Jacek – 67 pkt  [738 małych punktów]

VI miejsce – Krzysiek – 69 pkt  [901 małe punkty]

VII miejsce – Michał – 74,5 pkt  [1533 małe punkty]

VIII miejsce – Maciek – 76 pkt  [777 małych punktów]

IX miejsce – Mateusz – 76,5 pkt  [1368 małych punktów]

X miejsce ex aequo – Marek i Jędrek – po 82,5 pkt  [Marek 855 małych punktów, Jędrek – 368]

XII miejsce – Piotrek – 84,5 pkt  [669 małych punktów]

XIII miejsce – Adam – 86 pkt  [390 małych punktów]

XIIV miejsce ex aequo –Tomek i Maciek Drugi – po 88 pkt  [Tomek 461 małych punktów, Maciek Drugi – 412]

XVI miejsce  – Bartek – 88,5 pkt  [751 małych punktów]

XVII miejsce ex aequo  – Mateo i  Robert  – po 92,5 pkt  [Mateo 670 małych punktów, Robert –  480]

XIX miejsce – Karol i Piotrek Drugi – po 93,5 pkt  [Karol 302 małe punkty, Piotrek Drugi – 172]

XXI miejsce – Jan – 98,5 pkt [533 małe punkty]

XXII miejsce – Rafał – 99 pkt  [432 małe punkty]

XXIII miejsce – Brandy – 105,5 pkt  [185 małych punktów]

XXIV miejsce ex aequo – Tommy, Mateusz Drugi, Miszel, Mikołaj i Kenese – po 115 pkt [bez ryby na punkty]

Czekają nas jeszcze cztery niezwykle emocjonujące tury. Emocjonujące z kilku powodów:

– Wisła W4  – tu autor mocno zawęził odcinek i realnie przy 20 startujących będzie po …700m /głowę

– Przylasek Rusiecki, który nigdy nie był areną naszej zabawy

– nizinna Raba, która w listopadzie będzie piekielnie trudna i spodziewam się mnóstwa zer niestety

– Podgórki – już rok temu łowisko to dwukrotnie spłatało figla: zerowali wszyscy będący w czubie, a punktowali ci z niskich pozycji

Info z ostatniej chwili – na Pucharze Dunajca Robert zrobił gruby wynik. Na ponad 40 startujących zajął II miejsce!

2 odpowiedzi

  1. Oj pięknie połowiliście Panowie. Tym bardziej podziwiam, a nawet zazdroszczę lekko, bo pierwszą połowę lipca spędziłem w Piwnicznej. Mniej więcej co drugi dzień próbowałem coś złowić na nimfy. Niestety przez dwa tygodnie może 3-4 dni miałem w miarę czystą wodę. A złowiłem dosłownie kilka mikro ryb od 8 do max 20 cm. A ryby widziałem – szczególnie delfinkujące brzany.
    Okolica przepiękna i spokojna. Choć woda trudna, to warta grzechu 😉
    Pozdrawiam i Gratuluję zwycięzcom

    1. Dzięki. Stan wody ma tam potężne znaczenie. Ja byłem teraz drugi raz. Woda kryształ, jeszcze niższa i termika na bystrzach…25 stopni! Poza kleniem reszta ryb kompletnie nieaktywna. Przez cztery dni widziałem dwie złowione na spławik brzany [45-50cm], a ludzi na odcinku gdzie byłem sporo. Sam nie złowiłem ani jednej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *