Dobrze nie będzie

Długo powstrzymywałem się przed tym tekstem, bo najzwyczajniej szkoda się nakręcać, złościć i bić głową w mur. Nie mniej ostatnie pismo magików z Wód Polskich mnie po prostu…Sam nie wiem jak to ująć. Wszystko, co napiszę niżej jest tylko moją subiektywną oceną całej sytuacji w Krakowie i okolicy.

W czym rzecz – Paweł Chodkiewicz, który jest ichtiologiem i wędkarzem, od marca tego roku prowadzi naprawdę nieprawdopodobnie szeroko zakrojoną akcję odnośnie stanu naszych wód. Facet poświęca na to niewyobrażalną ilość czasu. Jak w sumie na jednoosobową aktywność – niski ukłon i szacunek.

Problemy z mojego oglądu są zasadniczo dwa:

– poziom zanieczyszczenia i degradacji wód płynących rozumiane całościowo, globalnie, co powinno interesować dosłownie wszystkich, zarówno około krakowskie powiaty, jak i mieszkańców Krakowa

– bardzo wysokie skoki wody na wiślanych progach, niezwykle częste i większe od około trzech lat, ale ten rok to istne kuriozum [nie mam na myśli okresów dużych opadów]

Pierwszy problem rzutuje totalnie na wszystko włącznie ze zdrowiem i życiem pijących wodę, ale także ma znaczenie dla nas  – pasjonatów wędkarstwa.

Problem progów dotyka głównie wędkarzy.

Skoncentruję się na rybach, gdyż lepiej rozumiem tu szczegóły, a paradoksalnie, gdyby  na tym polu nastąpiła poprawa, oznaczać ona będzie poprawę generalnie całości problemu, na czym powinno zależeć nie tylko wędkarzom. Temat zanieczyszczeń jest chyba zrozumiały: chemia, zanieczyszczenia ze ścieków bytowych w małych ciekach– efektem brak mikroorganizmów, wodnych bezkręgowców, roślin wodnych. Finalnie – ryby, nawet jeśli niektóre gatunki by sobie poradziły, to nie mają co jeść. Jak dorzucimy do tego niepotrzebne regulacje, regulacje może i potrzebne ale zrobione na zasadzie „betonu ile wlezie i koryto rzeki od linijki”, dodamy jazy [np. Sanka, Prądnik], to mamy na końcu bezrybne pustynie z wodą ani do wędkowania, ani do używania w gospodarstwach domowych.

Typowa regulacja rzeki w Chorwacji…

…i Polsce

(fot. FRNL)

Z progami jest większy kłopot. W naszym rejonie poszatkowanie nimi Wisły mocno utrudniło życie rybom, nie mniej ja pamiętam znakomicie czasy sprzed instalacji elektrowni na progu Łączany i ryb było bardzo dużo. Dopiero rozpoczęcie działania turbiny, dla której przekopano w 2004r kanał, wyrównanie dna pod progiem spowodowało iż ryb zaczęło ubywać nie tylko przy progu, ale na całym odcinku. Osobnym problemem są wędkarze zabierający ryby i szczególnie w ostatnich czterech latach kormorany – te dwa czynniki bez wątpienia też niezwykle mocno przyczyniły się do spadku pogłowia ryb [szczególnie ptaki].  Nie mniej w ostatnich kilku latach wahania wody związane z jej piętrzeniem i gwałtownym zrzucaniem, by [chyba?] turbina pracowała, stały się tak częste, a skoki/spadki poziomu wody tak gwałtowne, że prowadzi to po prostu do zagłady rybich populacji. Bieżący rok jest pod tym względem jakimś kuriozum. Choćby wczoraj wieczór  w ciągu około półtorej godziny woda opadła ze 177cm do 150cm, a potem od około 21.45 do 22.10 skoczyła z tych 150zm na…230cm [dane z wodowskazu w Czernichowie].

Może o tym pisałem ale jeszcze raz: zwariowane skoki drastycznie oddziaływają na wodę w trzech sytuacjach:

– okres wiosenny, gdy tarło ma przytłaczająca większość gatunków ryb, a trą się na ogół w pobliżu brzegów lub na wartkich, ale jednak płyciznach – po prostu przy takich skokach wody niewiele z tego tarła wynika, bo ikra wysycha

– noce w okresie lata – jeśli jakiś narybek przeżyje to chroni się na noc, na mieliznach, które gwałtowne spadki wody nagle odsłaniają, a te ryby w cyklu nocnym reagują wolniej niż w dzień i zwyczajnie zostają na mokrym żwirze – są to pokolenia które mają zastąpić ryby starsze praktycznie wszystkich gatunków, choć dominują pozostające na odsłoniętym żwirze klenie, uklejki, kiełbie, okonie i płotki, czebaczki [gatunek inwazyjny, bardzo liczny], choć nierzadko znajduje się małe bolenie i sandacze.

– podobne straty w narybku i rybach mających około roku, dzieją się na przestrzeni listopada – grudnia, kiedy ryby są jeszcze jakby w cyklu letnim [jeszcze nie zeszły na zimowiska], ale z powodu niskiej temperatury, reagują bardzo wolno i znów – w przypadku poziomu wody, zostają na mieliznach

Kiedyś w takich sytuacjach obserwowaliśmy jeśli nie tysiące, to grube steki ryb na odsłoniętych brzegach, obecnie są to dziesiątki, a czasem kilkanaście sztuk. Po prostu ryb jest tak mało. Przytłaczająca ilość bywalców Wisły widzi gwałtowny ubytek pogłowia ryb wszystkich gatunków – ten rok jest już jakimś przekroczeniem punktu krytycznego, ale nie wszyscy zdają sobie sprawę, iż ogromną winę ponoszą te wahania wody. Kilka lat z nikłą efektywnością tarła, masowo ginący narybek i nie ma kolejnych pokoleń. Nie ma i jeśli się nic nie zmieni – nie będzie. Wisłą będzie nie tylko z nazwy rybną pustynią.

Od Pawła mam dziesiątki jego pism i na nie odpowiedzi różnych urzędów. W kilku przypadkach, lokalnie coś tam zaczęło się dziać – cofnięto pozwolenia wodnoprawne trucicielom. Byłem w końcu  marca na sprzątaniu Prądnika w Parku w Ojcowie. Kuriozalne sytuacje – ile nielegalnych odpływów w takim miejscu!

(fot. A.K.)
(fot. T.M.)
(fot. A.K.)

Pojechałem, by wyrobić sobie jakiś pogląd na temat całej sprawy na wysłuchanie w Krakowie tzw. strony społecznej. Było  kilku radnych z odpowiednimi urzędnikami. Pojawili się tylko przedstawiciele Wodociągów Miejskich. Nie było nikogo z Zarządu Zieleni Miejskiej, z Wód Polskich, ani o ile się nie mylę z WIOŚ-u. Nie było nikogo ze ścisłego zarządu okręgu PZW. Wg mnie nie było przedstawicieli okręgu mających rzeczywiście jakąś moc decyzyjną.

Całość na moje oko wyglądało na próbę „chłostania” wodociągów, które dla laika jakim jestem odnośnie konstrukcji i użytkowania kanałów, całkiem wiarygodnie się broniły. Odniosłem nieodparte wrażenie, iż to, że byli przedstawiciele wodociągów miejskich było swego rodzaju ustawką. Nie mogli być wszyscy, bo jeszcze by wyszło na to, że:

– znajdzie się winny/winni konkretnych zaniedbań, a tak to da się zwalać na tych, których nie ma

– wypracuje się, nie daj Boże jakiś konsensus i trzeba go będzie wdrażać

Paweł jest dosłownie persona non grata dla wielu instytucji. Jego aktywność ujawniła wiele zaniedbań, ale przede wszystkim faktycznie zwróciła uwagę wielu środowisk na problem, także nas – wędkarzy.

(fot. P.Ch.)
(fot. P.Ch.)

Tylko…

Sam nie będąc chyba radykałem ekologicznym, akceptuję trudność wprowadzania pewnych rozwiązań, szczególnie w ogromnym jak na Polskę mieście z bardzo starą infrastrukturą. Zauważam za to kilka kwestii:

– podstawowym powodem takiego stanu rzeczy jest TOTALNY BEZWŁAD SYSTEMOWY, charakterystyczny dla dzisiejszych systemów społecznych, a związany z tym, iż tworzy się może i w dobrej wierze wiele instytucji odpowiadających za pewne wycinki danego obszaru, zazębiające się ze sobą i bez ostrych granic – pozwala to na uprawianie spychotechniki na zasadzie, , że „to nie nasz temat – to inny urząd za to odpowiada”]

– powyższe [mnożenie urzędów] jest wynikiem tego, że większość systemów sprawowania władzy  idzie w kierunku TOTALNEGO etatyzmu, by niezależnie od tego co rządy mówią, jak najwięcej ludzi wprzęgać w system, bo sam ten fakt ułatwia nad tymi osobami kontrolę, a dwa – w ten sposób nagradza się funkcjami najwytrwalszych nie tyle wyborców co aktywistów – wyznawców danej opcji

– powyższe skutkuje tym, że już konkretnie – odnośnie zagadnień związanych z wodą – zajmują się tym ludzie nierzadko zdradzający ZEROWĄ wiedzę merytoryczną, dyletanci, ignorancji, bądź zwykli lenie

By nie być gołosłownym. Ostatnie zatrucie Wilgi. WIOŚ wysyła swoich ludzi i pisze otwartym tekstem, iż w godzinach takich a takich na odcinku tym i tym byli przedstawiciele tej instytucji i zauważyli zaledwie kilka padłych ryb i nic nie wskazuje na zatrucie wody. Tymczasem Paweł Chodkiewicz z kilkoma osobami w tym samym czasie zebrał KILKASET martwych ryb z tego odcinka. Jak to możliwe? Otóż „eksperci” nic nie znajdą jak będą robić wizję lokalną w białych butkach z chodnika odległego o kilkanaście metrów od wody. Trzeba wbić się w spodniobuty, przebić przez ścianę zielska po szyję i wejść do mulistego koryta. Proste, ale jednak  dla niektórych nieosiągalne.

Inny przykład sprzed kilkunastu dni. Praktycznie zamknięto Wisłę poniżej stopnia Przewóz. Woda opadła tak szybko i tak gwałtownie, iż setki rybek pozostały na wilgotnych żwirze. Niby tego samego dnia przybyła ekipa z Wód Polskich. Nie potwierdzili spostrzeżeń wędkujących, gdyż nie było ryb. Bo nie było. Tylko tym „super mózgom”, nie przyszło do głowy, że 40 minut po zatrzymaniu wody, a na godzinę przed ich przyjazdem, znów ją puszczono i ryby, których nie zebrali wędkarze, a które zdechły w 30-o stopniowym upale zmyła woda. To tak, jak nie da się znaleźć takich rybek późną jesienią o ile się nie jest zaraz po zatrzymaniu wody, ponieważ w kilkanaście minut roje wszelkiego ptactwa, lisy, norki itp., zjadają to wszystko. Ale fakt ma miejsce…

Przykładem dyletanctwa, czy wręcz jakiejś  rekordowej indolencji jest ostatnia odpowiedź Wód Polskich na sytuację na zbiorniku no kill Podgórki Tynieckie. Padło tam w jeden dzień kilkadziesiąt bardzo dużych ryb w tym blisko 30 sandaczy w rozmiarze 70-90cm!

(fot. P.Ch.)
(fot. P.Ch.)
(fot. P.Ch.)
(fot. P.Ch.)

A reakcja z Wód Polskich była jak niżej:

(fot. P.Ch.)

Ja nawet nie będę wdawać się w polemikę z tak nieprofesjonalną częścią przypuszczeń. Zadam tylko inne pytanie: sami to wymyślili, czy im ktoś to podpowiedział. Jeśli sami, to utwierdza mnie to w przekonaniu, że przytłaczająca większość z tych osób nie ma ŻADNEJ wiedzy praktycznej o zbiornikach wodnych i ich mieszkańcach, o wędkarstwie nie mówiąc. Jeśli im to ktoś podpowiedział, to zrobił im normalną dywersję. Na taką błazenadę nie ma cenzuralnych słów. Ja pisałem że przejmowanie różnych łowisk przez Wody Polskie daje jakieś nadzieje, będzie alternatywą, ale powyższy dokument odarł mnie ze złudzeń. Tam się nie odróżnia karpia od bobra.

Co jeszcze zaakcentuję:

– PZW – w mojej ocenie Bulwarowa robi, co może,  by unikać w ogóle jakiegokolwiek manifestowania swojej obecności – oczywiście zawsze jest jakiś cichy, pożyteczny idiota, który w razie czego przyzna się „że był z ramienia”; podobno są generalnie bardzo oporni na wszelkie sugestie związane z proponowanymi rozwiązaniami odnośnie sygnalizowanych przez wędkarzy coraz bardziej jaskrawych problemów; mnie odpycha gdy z naszej wędkarskiej perspektywy, najbardziej zainteresowana organizacja po prostu milczy; włodarze nie znają po prostu naszych wód, bazują na opiniach przysłowiowego pana Cześka, co bierze udział w zawodach i się cieszy bo była kiełbasa, albo grochówka i pucharek, a jakoś go ni zastanawia, że nie było ryb

Strach osób z poszczególnych instytucji i zaklinanie rzeczywistości wynika głównie z niewiedzy, co tak naprawdę się dzieje z poszczególnymi wodami, a w etatystycznym państwie liczy się…papier. I ważne jak tu się wszystko zgadza.

– niestety kolejne nieciekawe spostrzeżenie – media, a konkretnie ludzie z mediów, którzy chcą w sumie nam wędkarzom pomóc, też kompletnie nie czują tematu, zupełnie [widzę to po tym jak są pisane teksty na ten temat – może nie wszystkie ale jednak]; udzielając wywiadu pani z Gazety Wyborczej nie miałem złudzeń; przekłada się to na późniejszy wydźwięk czy odbiór

– kolejna kwestia – w moim odbiorze cała rzecz w tej chwili nabrała niestety posmaku około wyborczej afery; siłą rzeczy obnażane są niekompetencje przedstawicieli poszczególnych urzędów, [a urzędnicy w nich są najczęściej z klucza partyjnego]. Z kolei zainteresowanie tematem przejawiają o ile wiem wyłącznie przedstawiciele szeroko rozumianej opozycji na czele  z członkami SLD, a z mediów wspomniana Gazeta Wyborcza czy Onet.  Wychodzi nawalanka tych u koryta z tymi co chcą je odzyskać…Idę o zakład, że sprawa straci zainteresowanie po wyborach, bez względu jaki będzie ich wynik.

W całości pojawia się jeszcze  WWF, które wg mnie dziwnym trafem aktywizuje się przy jednych budowach, wycinkach drzew czy po prostu przy konkretnych zagadnieniach, a przy innych w sumie podobnych –  nie. Nawet nie drgnęli gdy zawiadamiałem ich o likwidacji okresu ochronnego bolenia i skróceniu tegoż dla sandacza w świetle unijnych dotacji na niby ochronę ryb, a co wdrożyli spece z okręgu dwa lata temu.

Straszne jest to, że my nie oczekujemy cudów. Nie mówimy o tym by zlikwidować te cholerne progi, albo zdemontować elektrownie na nich. Chcielibyśmy tylko czystej wody i bardziej przemyślanego użytkowania tego wszystkiego.

3 odpowiedzi

  1. W kwestii dużych, skokowych zmian poziomu wody w Wiśle poniżej Oświęcimia, sporą rolę odgrywa też Soła. Sposób zrzucania wody z Porąbki i Czańca to czysty kryminał. W momencie (mniej niż godzina) przepływ rośnie nierzadko 50-krotnie!!! Po czym po kilku godzinach w taki sam sposób, bez żadnego stopniowania, zakręca się kurek i poziom spada momentalnie o 70-100cm, a czasami i więcej. I tak do upadłego (czytaj – aż starczy wody). Najważniejsze, że „czysty prund” jest! A że parę rybek czy innych żyjątek szlag trafi – trudno, jakieś koszty muszą być…
    Zresztą, polecam co jakiś czas obserwację tego pasjonującego zjawiska „u źródła” w Czańcu:
    https://hydro.imgw.pl/#station/hydro/149190120
    Obserwuję od lat lokalne stacje pomiarowe, i takich „jaj” jak na Sole nie ma chyba na żadnej innej pobliskiej rzece. Przybory czy opady poziomu np. na Wiśle w rejonie Oświęcimia mają dużo łagodniejszy charakter i są jakoś bardziej rozłożone w czasie. Na Sole nieraz plażowicze zostają zaskoczeni na drugim brzegu czy wysepce pośrodku nurtu, a jak ktoś w porę nie zareaguje, robi się nieciekawie.

    1. Dzieki za ten komentarz – bardzo istotny. Fakt mi znany, że Czaniec być może ma tu spory wpływ na to, co się dzieje dalej. Zwyczajnie – zapomniałem o tym napisać. Ale tam jest jak piszesz: dosłownie zamykają rzekę. Gruba granda i tyle.

      Adam

  2. Adamie, tak naprawdę potrzeba 3 rzeczy, by zwiekszyć rybostan na naszej Wiśle:

    1) Likwidacji progów. I żadne przepławki tu nie pomogą, bo bez tego erozja nadal będzie postępować. Zobacz jak wysokie są skarpy w Niepołomicach czy Grabiu. Tam z roku na rok Wisła płynie coraz głębszym korytem. O wahaniach wody i ich wpływie na tarło nie piszę, bo Ty zrobiłeś to bardzo wydatnie. Dodatkowo progi zwiększają temperaturę wody, co ma wpływ na jej zakwity.

    2) Eksterminacji kormoranów. To co wleci do nas do okręgu, nie ma prawa z niego wylecieć. Ta czarna zaraz dokonała w ostatnich latach niewyobrażalnego wręcz spustoszenia wśród wiślanych ryb.

    3) Udrożnienia wszystkich dopływów Wisły, tak by mogły stać się naturalnymi tarliskami dla ryb z Wisły. Progi na Skawince, Sance, Wildze czy Prądniku skutecznie uniemożliwiają rybom wędrówki tarłowe.

    Bez tego z roku na rok będzie niestety coraz gorzej. Bo wody coraz mniej, zanieczyszczeń coraz więcej, a presja ze strony drapieżnikow na dwóch nogach wcale nie maleje…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *