A więc przeżyjmy to jeszcze raz!
Miniona tura była niesamowita. Zaskoczyła chyba wszystkich swoim przebiegiem. Były potargane zestawy, a powtarzalność przygód jakie miał Tommy, wsadziłbym między bajki, gdyby nie to, że kolega nie wciska kitu, a ponadto miał dwóch świadków.
Duży kłopot był z czerwcem, gdyż wyglądało, że każdy termin w tym miesiącu jest nie do ugryzienia przez kilka osób. Zanosiło się na najsłabszą frekwencję w tym roku. Po wielu przymiarkach, padło na 4 czerwca. Wyglądało, że nie będzie tylko Tomka i Jacka z czym miałem duży wyrzut sumienia, gdyż chłopaki na Rabie zawsze są w gronie faworytów. Okazało się, że przed swoim prywatnym wyjazdem, chłopaki się spięli i dali znać, że jeśli tura odbyłaby się możliwie wcześnie, to się pojawią. Ostatecznie spotkaliśmy się o 5.00 czwartego czerwca. Niestety, finalnie okazało się, iż jednak aż siedem osób nie dało rady pojawić się na turze, więc rywalizowaliśmy w gronie tylko 16 uczestników. Wyniki były dość nieprzewidywalne, choć właśnie Jacek i Tomek nie zawiedli. Niektórzy trenowali dzień wcześniej jak Rafał, który jak zwykle przyjechał aż z Wrocławia, czy Tommy. Ich spostrzeżenia pozwoliły zakładać, że będzie tak jak w maju: niewiele brań niedużych wpuszczaków, klenia raczej trzeba będzie sobie odpuścić. Ja na to się nastawiłem i gdyby tak było, to może miałbym lepszy wynik, gdyż zakładałem, że po wyjęciu punktowanej ryby pojadę w ciemno dużo niżej i spróbuję na mikrojigi złowić jakąś rybę spokojnego żeru. Tyle, że rzeczywistość przerosła nastawienie chyba wszystkich… Przytłaczająca większość z nas miała nieprawdopodobną ilość kontaktów. Do wędkarskich łez niestety mogła doprowadzić jednak ilość spadów, lub spudłowanych zacięć. I nie pomagał tu żaden sprzęt. Można było łowić lekko, ciężko, na spina albo na muchę – ryby spadały jak chciały. Dość powiedzieć, że tylko trzy osoby obecne na turze nie zapunktowały, ale aż 7 uczestników uratowało się jedną rybą, nierzadko tuż nad obowiązujący u nas wymiar.
Jako arenę rywalizacji na czerwiec wylosowano na naszym corocznym spotkaniu w lutym ponownie Rabę, ale teraz w grę wchodziły tylko odcinki spinningowe: oba no kill – krakowski i tarnowski.
Panowała trochę niewygodna aura: po pięknym dniu przyszedł nocą front z opadami, które jakby nie mogły się rozkręcić przez całą turę. Zaczynało padać, rozpędzało się już całkiem, całkiem mocno i przestawało. Kilka minut przerwy i znów to samo. Było chłodno, zaś woda w Rabie mnie dosłownie zmroziła. Zmarzłem, choć poziom Raby był najniższy jaki w życiu widziałem na tej rzece przy – fakt – rzadkich tu moich wizytach.
Brania ryb były w zasadzie równomierne przez całą turę. Złowiono 24 punktowane ryby. Część punktowanych ryb u spinningistów padła na mniej pstrągowe wabiki, albo przynęty dość nietypowo podane. U mnie np. zupełnie nie istniał woblerek, którym spodziewałem się zrobić pogrom, gdy spostrzegłem ile ryb mam w łowisku. Tymczasem ryby miały na niego kompletnie wywalone, poza kilkoma wyjściami. Nie do pobicia okazała się ściągana w skos, w poprzek nurtu, ale oczywiście w dół rzeki mała gumowa żabka. Pstrągi i to wyraźnie większe, jak na te które tego dnia wszystkim brały, prały w nią niewiarygodnie. Drugą przynętą była mocno wykrępowana wahadłóweczka dł. 18mm i szerokości około 8mm. Srebrna. Na nią miałem z 25 ataków, choć od pewnego momentu nie liczyłem. Tommy złowił swojego pstrąga na ekspresowo ciągniętą 8cm gumę na chyba 8g… Najbardziej zdziwiło mnie, że ryby ignorowały mikrojigi. Żadne tam muchowe nimfy, gumowe jęteczki, kilkunastomilimetrowe imitacje larw pędraków. Na to nie miałem brań. Z resztą, czego ja nie wrzuciłem tego dnia do wody… I koledzy chyba też.
Po turze majowej było kolejne zarybienie pstrągiem „made in Czatkowice”. I albo ryby były tak skłute, ale wciąż głodne, albo przechodzą kryzys po zarybieniu, bo taki na ogół ma miejsce. Ryby żerowały, ale ataki były tak nieporadne, że nie szło ryb zaciąć, albo spadały zaraz w holu. Uważam, że w miejscach ogólnie znanych, albo z łatwym dostępem były po prostu niewiarygodnie skłute – presja jest tam gigantyczna, a zarazem ich ilość powoduje, że szukają jednak czegokolwiek do zjedzenia. W tym roku na Rabie jest dramat – nie widać żadnego narybku, który rok temu był już zauważalny o tej porze.
Faktem jest, iż wyniki tak przetasowały klasyfikację generalną, iż niektórym z nas lekko puściły emocje. Sam gorzko wspominam mój rezultat.
Zaczynamy. Kody do zdjęć jak zwykle przekazane tuż przed turą – jakby co, to jestem jedynym podejrzanym, który zna je wcześniej 🙂 Choć ten wymyśliłem akurat na miejscu przy chłopakach – przyjechałem na turę po w sumie owocnych 90 minutach łowienia w nocy na Wiśle.
Start o 5.40. Na pierwszą rybę czekamy 16 minut. Tomek ma pierwszego punktowanego wpuszczaka.
Biorąc pod uwagę ilość brań – tu następuje pierwsza około 20-o minutowa przerwa bez ryb na punkty.
Taką jakby pierwszą serię punktujących ryb otwiera mój pstrążek o 6.20. Po tych 40 minutach łowienia mam lekki „rozjazd” w głowie, bo mój plan taktyczny zaczyna się walić. Nie mam już wątpliwości, iż na wybranych na początek przeze mnie około 200m mam kupę ryb, głównie małych, ale jest ich naprawdę wiele, a wśród wyjść lub pobić widać takie na pewno na punkty. Po przerzuceniu kilku mikrojigów, oraz zorientowaniu się, iż wobek do twitcha dziś u mnie nie działa, zakładam wahadełko. Takie bardziej konwencjonalne wielkościowo. Same wyjścia, a i niezbyt częste. Sięgam po opisaną na wstępie mikro wahadłówkę. Początkowo jestem w euforii. Co rzut to albo wyjście, albo branie. Jestem dobrej myśli: łowię cieniutką plecionką z około metrowym przyponem z żyłki 0,12mm i szybkim kijkiem do 6g. Wszystko po to by uniknąć spadów jak w maju, choć wtedy brań było niewiele. Co z tego, jak ŻADNEJ ryby nie zacinam skutecznie. Żadnej. Na oko tracę przynajmniej dwie na punkty. Trochę zbity z tropu sięgam po żabkę. Muszę podchodzić trochę bliżej brzegu, bo ryby interesują się nią tylko gdy upadnie na granicy lądu, a najlepiej jak ześlizgnie się z kamieni i dopiero wpadnie w wodę. Potem „ogień” – kręcę ile fabryka dała, z szybkimi ruchami szczytówki, by nogi wyciągały się jak przy susach żaby w wodzie. Obciążenie – 1,5g. Żabka ma przy łapkach w stanie spoczynku około 3,5cm. Działa, choć ryby na ataki decydują się dopiero po ładnych paru metrach płynięcia za fałszywą ofiarą. Po kilku pudłach w końcu się udaje.
Mam niedosyt bo w miedzy czasie nie zacinam pstrąga wyraźnie większego, niż te które widzę, i te które padną na turze [taki koło 45cm]. Z dwa kolejne na bank punktowane też się nie zacinają, mimo dość zdecydowanych pobić. Nie mniej zmieniam mój plan. Postanawiam przejść całą płań choćby i trzy razy.
Po moim wpuszczaku wpadają kolejne. Piotrka…
…Mikołaja…
…i Roberta.
Nastaje jak się okazuje aż półgodzinna przerwa. To dużo biorąc pod uwagę jednak kilkanaście osób i taką aktywność ryb. Myślę, że podobnie jak u mnie uczestnicy tury mają po prostu dużo spadów. Ja już do końca tury…nie wyjąłem ryby na punkty. Choć zrobiłem tę płań faktycznie trzy razy. Zaliczyłem gdzieś około 40 brań i z 20 wyjść. Wyjąłem ledwo siedem rybek. Takich bez wątpienia na punkty straciłem pięć, może sześć. Czwarty raz mi się nie chciało robić tego samego odcinka; na ostatnią godzinę zszedłem dużo niżej, gdzie nigdy nie byłem – woda tak mała, że nie było gdzie rzucać. To był może błąd, ale miałem dość w kółko tego samego fragmentu.
Kolejne dwie punktowane ryby łowią ponownie Robert…
…i Mikołaj.
Kolejny czas, raczej naszej niemocy by zaciąć ryby, niż jakaś przerwa w żerowaniu. Mija ponad 40 minut – tyle czekamy na kolejne zgłoszenie. Szczęśliwym łowcą jest Tomek.
Tu znów zaczynają się pojawiać kolejne . Do gry wchodzą Michał, Jacek oraz dwukrotnie ponownie Tomek, a na koniec Zygmunt z rybą niewielką jak na Rabę, choć wyraźnie większą niż złowione wcześniej na turze.
W międzyczasie dzieje się rzecz istotna dla przebiegu tej rozgrywki. Łowiący na niskim już fragmencie dopuszczonego odcinka Raby Maciek, po wielu próbach i kombinacjach łowi 44cm leszcza. Ryba skusiła się na mikrojiga podanego w stylu dalekiej nimfy [łowił na spinning]. Przy tym, co się do tej pory pojawiło, wyszedł zdecydowanie na prowadzenie.
Obok Maćka łowił Bartek i Tommy. Ten drugi przyszedł rzucił, zaciął i spokojnie holował szczupaka [wyraźnie 60+ w każdym razie na bank na punkty], jak sam mi mówił – spokojnie myśląc o podium. Tymczasem ryba pod koniec holu tak okręciła się plecionką, że mimo stalki dorwała zębami i tak niecienką plecionkę…i ją przegryzła. Niedługą chwile później Tommy ma rybę – potwora, teraz nie ma wątpliwości, że to sum. Bez szans…Kolega ma dość i nie dziwię się.
Łowiąc już zupełnie inaczej z nastawieniem na bardziej ostrożne ryby, drugiego szczupaka ma Bartek. Tu już nie ma pewności, czy on miał te wymagane 60cm, ale wszystko szło dobrze prawie do samego końca. Ryba była dość bezpiecznie zapięta, póki szła w jednym kierunku. Bartek spokojnie zmęczył rybę i wszystko wskazywało na to, że będzie mieć okazje ją zmierzyć. Pod sam koniec szczupak zmienił kierunek i plecioneczka przeszła po zębach…
Tymczasem Maciek nie zostawia złudzeń i idzie za ciosem. Tuz po 9.00 łowi drugiego, wyraźnie większego leszcza. Jak przystało na zawody spinnngowo – muchowe na górskiej rzece okręgu, zamiata rywalizację leszczami… No ale je też trzeba umieć łowić.
Mniej więcej w tym czasie mam swoją chwilkę nadziei na lepszy wynik. Moment świadczy też o tym, jak dokładnie trzeba mierzyć ryby. Zacinam pstrąga – niewielkiego, ale wyraźnie silniejszego, trochę dłuższego niż te na oko mające 27- 28cm, a którymi nawet sobie nie zawracałem głowy. A przede wszystkim grubszego. Szybko wpada w podbierak. Cieszę się, bo mam świadomość iż chyba nie tylko ja mam tak pod górkę z tymi nieskutecznymi zacięciami. Od razu, przed pomiarem, na pewniaka robię fotkę.
Po trzech podejściach do mierzenia rybie nadal brakuje tych 2-3mm, by przekroczyć te graniczne 30cm i 1mm. Powiem, że zaniemówiłem. Chwilę się nad rybą zastanawiałem i oglądałem ją. Oczywiście miała postrzępiony ogon w górnej części. No i człowiek w desperacji łapie się wszystkiego. Celuję miarką pod te dłuższe fragmenty ogona, ale nijak ta ryba nie da punktów. Z cierpka miną wypuszczam go…
Tymczasem inni łowią lepiej i do swoich kont dorzucają kolejne rybki: kolejny raz Jacek, Tomek i Michał.
Ponownie następuje 30 minut ciszy. Przerywa ja Michał łowiąc niezłą brzanę, ale gatunek ten punktuje dopiero od lipca. Michał z końcem maja i przed samą turą złowił ich tu na muchę kilka sztuk w tym 2-3 naprawdę potężne.
Tura zbliża się do końca. W ostatnie czterdzieści minut niektórzy z nas kontynuują dobrą passę. Kolejne ryby zaliczają: ponownie Michał, oraz prowadzący w klasyfikacji generalnej Krzysiek, a także Tommy i Rafał.
Rafał zawdzięcza punktowaną rybę treningowi. Dzień wcześniej w niepozornym przegłębieniu miał stuknięcie pstrąga na punkty który już nie powtórzył wyjścia. Kolega pozostając bez punktów, przypomniał sobie o tej miejscówce i pod sam koniec tury poszedł odwiedzić dołeczek. Ryba wzięła bardzo pewnie.
Na około kwadrans przed turą ostatnie ryby na punkty zgłasza nie kto inny jak Tomek i Jacek.
Cóż powiem jeszcze? Jakieś 5 minut przed końcem znalazłem się w miejscu, gdzie łowienie nie miało sensu. Wszędzie równo jak na stole i woda nad kostki. Charakter rzeki zmieniał się gdzieś dopiero z 400m niżej. Postanowiłem spokojnie już wracać. Po drodze spotykam wędkarza, w którym rozpoznaję Grześka, który pierwszy raz w tym roku zalicza turę. Stoi nad mini rynną. Twierdzi, że widział tam z rana masę ryb, ale tylko wychodziły do przynęt. Pytam na co łowił. Pokazuje mi typowo pstrągowy wobler. Mówię, że jeśli miejscówka jest skłuta, to trzeba raczej coś mniej typowego. Opowiadam o wahadłówkach. Grzesiek mówi bym zademonstrował. Zakładam wahadełko – miniaturkę i…bum. Wisi. Taki pod 35cm… Grzesiek po drugiej stronie zaniemówił, ale szybko się otrząsną i wyjmuje z pudełka swoją wahadłówkę. Moim zdaniem trochę za duża, ale kolega rzuca i…branie, holuje rybę. Jest tuż po turze. Można zwątpić…
Poniżej refleksje uczestników, którym emocje po turze pozwoliły na jakąś wypowiedź 🙂
Jacek: Bardzo dużo spadów. Chyba z 10 w tym kapitalny leszcz. Pierwsza ryba na streamer`a ale niestety tylko 29cm. Ryby złowione na punkty to już nimfa. Leszcz wziął i walczył niczym łosoś. Szedł jak lokomotywa. Przewiózł mnie kilkanaście metrów. Jak mnie zobaczył, wpłynął wprost na mnie, skręcił o 90 stopni i zerwał żyłkę 0,14mm. Byłem w szoku i był to na pewno leszcz…
Bartek: Zacznę klasycznie – Nie lubię Raby 🙂 Po tej turze jeszcze bardziej. Jak było?
– wyciągnąłem 2 pstrągi – jeden z nich miał 29,7cm, drugi 29. Pech? Nie. To już fatum.
– szczupak (z dużym prawdopodobieństwem wymiarowy) przegryzł ultra cienką plecionkę po chwili walki. Nadzieję miałem do ostatniego momentu, bo był korzystnie zapięty, ale i tak przegryzł….
– miałem kilkanaście niezaciętych brań
Tommy: Poranek mam kiepski. Tracę 2 spore ryby. Jedna z nich to jakiś monster który po chwili urywa plecionkę. Maciek łowiący naprzeciwko , stwierdza, że to „górski sum. Postanowiłem spróbować swoich sił w twitchingu. Spada mi kilka czatkowickich selektów. Jestem wściekły. Znowu wyzeruję, a przecież nie jestem tu pierwszy raz. Zakładam byle co i rzucam na oślep przed siebie w nerwach…od razu następuje branie ! Łowię małą 31 cm rybkę, ale i tak jestem szczęśliwy.
Mikołaj: Ogólnie dziś na pewno ponad 10 ryb na brzegu, brań ogromne ilości w porównaniu z zeszłą turą. Niestety większość ryb w przedziale 25-29cm.
Krzysiek: Ta tura w związku z wyłączeniem odcinka „Muchowego No Kill” była dla mnie powrotem do pierwszych spotkań z Raba, z zeszłego roku i to z Ligi. Tym razem łowiłem dwiema metodami: mucha (streamer) i spinning (twiching). Bardzo szybko bo w pierwszym rzucie muchą miałem rybkę, pstrążek dłoniak i tak dołowiłem jeszcze 6 szt +/- 23 cm. Jako, że schodziłem cały czas w dół, zacząłem bawić się twitchem i tak wyjścia do przynęt miałem co 2-3 rzut, zaliczyłem ok. 5 spadów fajnych pstrągów i jednej brzany (raczej podhaczona), a w sumie za całą turę wyjąłem ok 19 rybek – wszystko „wpuszczaki” 23-31cm. Widziałem pięknego pstrąga ok 60 cm, kilka boleni 60+ i sporo brzan od 40cm w górę. Klenia zero. Brodząc przeszedłem ponad 2km i zwiedziłem stare miejsce, dające kiedyś fajne ryby, a teraz przedszkolne, oraz super nowe miejscówki. Ryby 33-43cm znalazłem dopiero po turze i wtedy bez ciśnienia, na spokojnie połowiłem do bólu.
Maciek: do punktacji leszcze 44 i 51 cm. Zakotwiczyłem się na całą turę w głębokiej rynnie, którą odwiedziłem tydzień wcześniej i okazało się, że jest tam sporo kleni i leszczy, które co jakiś czas pokazują się na płytkiej wodzie. Na treningu jednak nic nie złowiłem, ale pomyślałem sobie, że przy rybach skupionych tu z powodu niżówki coś się tu musi wydarzyć przez 5 godzin tury i jest spora szansa, że będzie to spora ryba, która da tyle punktów, co klika pstrągów czatkowickich. Na samym początku złowiłem okonia na wirówkę, ale oczywiście miał tylko 24 cm. Wydawało się, że złowienie kleni będzie kwestią czasu i poszuflowania przynętami, ale to są bardzo cwane osobniki . Najlepszym przykładem było jak kleń nie widzący mnie ani przynęty uciekł po usłyszeniu cichego plusku mikrojiga 1g upadającego na wodę kilka merów od niego. Pierwsze dwie godziny łowiłem zmieniając co chwilę przynęty i wędki, a nawet metody – spinning / mucha i żadne ryby nie zakłócały mi spokojnego łowienia. W pewnym momencie Tommy mówi: „tu rzucaj, tutaj są leszcze”. Posłuchałem, bo obserwowałem wcześniej jak Tommy wie dokładnie za którym kamieniem tu stoi szczupak, gdzie sum i w paru rzutach ma je na wędce. I na turlającego się po dnie mikrojiga po paru minutach wziął leszcz. Ot tego momentu łowiłem już praktycznie cały czas mikrojigami z małymi przerwami na spróbowanie mocniejszym sprzętem, czy szczupak lub sum się nie uaktywniły. Dołowiłem jeszcze jednego leszcza, a na szczupakowy sprzęt [guma 12cm na 6g i żyłce 0,30 ze stalką] uderzył duży pstrąg ale niestety spadł po paru sekundach. Po fakcie stwierdzam, że prawdopodobnie mogłem go mając żyłkę 0,30 wytargać na siłę na brzeg zapobiegając młynkom i spięciu się, ale zaskoczył mnie braniem prawie spod szczytówki i szybkością całej akcji.
Piotr: Na miejscu docelowym spotkaliśmy się z Michałem. Po udaniu się na łowisko, zauważyłem brzanę odpływającą w nurt, więc mówię Michałowi żeby ja zdjął. Chwilę później miał ja na brzegu – szacunek J Ja poszedłem dalej, i zaraz spod patyków wyjechał pierwszy punktowany pstrąg. Potem kilka maluchów, i postanowiłem zmienić miejsce. W trzecim mikro wlewie mam mocne uderzenie ale na pusto. Ponawiam rzut, znów walnięcie i widzę pstrąga 40+ który wyskakuje nad wodę z Pintail`em w pysku. Niestety po skoku się wypiął. Na kolejnych odcinkach nic, więc znów zmiana miejscówki. Staję między drzewami w mega szybkiej wodzie. Daję Pintail`a ze stajni Fischaser z mocnym hakiem, i porządnie trzymam wędkę. Rzut, dwa obroty korbką, bomba, mega odjazd z hamulca i plecionka ku mojemu zdumieniu strzela. Wiąże kolejną przynętę, ponawiam rzut, znów uderzenie, ale punktowy pstrąg spada w szybkim nurcie. Idę dalej, kilka lekkich brań małych pstrągów, dochodzę nad głęboki dołek. Kilka rzutów z lekkim puknięciem, ale nie mogę dojść do dna. Znów Pintail tylko tym razem na 10g główce, staję przed dołkiem, rzucam za niego, i pomału jiguję nad samym dnem. Za trzecim przelotem lekkie puknięcie. Zacinam profilaktycznie, i lokomotywa jedzie w moja stronę. Po dojechaniu pod moje nogi spada, i do końca tury już nic nie bierze. Kleń na Rabie nie istnieje, poza tym szkoda że Tommy nie wyjął swoich „klamotów”.
Rafał: Dla mnie wyjazd na turę oznacza wędkarski weekend czasem nawet przedłużany. Tym razem to był nawet wyjazd bardziej towarzysko – wędkarski. Dzięki Tommy. Nigdy nie potrafiłem się odnaleźć w tłumie nad rzeką pstrągową. Emocjonalnie nie do zniesienia były dla mnie sytuacje
gdy pędzę na jakąś miejscówkę a tam okazuje się że jestem czwarty w kolejce. Turę i łowy pozaturowe spędziłem więc na odcinkach nieco niższych, mniej zadeptanych.
Przed turą skuteczniejsze było łowienie delikatnie na gumki. Mimo to uznałem, że pogoda odmieni upodobania pstrągów i w sobotę wziąłem się za twitching. Szybko okazało się, że miałem rację ale jest problem. Skuteczność holi jest dramatycznie niska. W ciągu godziny spadają mi m.in. 3 ryby, które na pewno były punktowane. Wszystkie widziałem więc wiem, że punktowane. W międzyczasie łowię maluchy a i brań niezaciętych mam dużo. Czwarta ryba punktowana mi spada. Katastrofa. Ostatnia godzina, a ja nie mam punktów i miejscówki mi się skończyły. Przypominam sobie pstrąga którego widziałem dzień wcześniej na treningu. Ostatnia szansa – idę po niego. Miejscówka punktowa. Trzeba mu wrzucić wabik „na głowę” i liczyć że walnie. Walnął i miał 33 cm. Jedyna ryba na punkty. Liczyłem na dużo więcej.
Tomek: Nastawiłem się na pstrągi. W ciągu pierwszych 30 min. 5 ryb na kiju, niestety tylko jedna na brzegu. Przez całą turę pstrągi były bardzo aktywne. Mnóstwo wyjść, ataków nietrafionych itp. I niezliczona ilość spadów, w tym co najmniej 5 ryb punktowanych. W sumie 14 szt. w podbieraku, z czego jedynie 6 w rozmiarze regulaminowym – marne 30 i 30+ (jeden 40+ niestety spadł na ostatniej prostej). Łowiłem w 2 oczywistych miejscówkach, od początku do końca na streamera.
Wyniki tury:
Nieobecni: Weronika – 19 pkt [więcej niż trzy nieobecności, więc dodatkowy „karniak”]; Brandy, Maciek Drugi, Mateusz, Kuba, Karol, Marcin Drugi i Jędrzej oraz obecni ale zerujący Bartek, Marcin, Grzesiek – po 18 pkt
I miejsce – 1 pkt – Maciek – leszcze 51 i 44cm – 447 małych punktów
II miejsce – 2 pkt – Tomek – potokowce 2 x 30, 31, 32, 33, 35 – 307 małych punktów
III miejsce – 3 pkt – Michał – potokowce 2 x 36cm i 33cm – 258 małych punktów
IV miejsce – 4 pkt – Jacek – potokowce 2 x 30 i 36cm – 159 małych punktów
V miejsce – 5 pkt – Mikołaj – potokowce 32 i 35cm – 139 małych punktów
VI miejsce – 6 pkt – Zygmunt – potok 36cm – 97 małych punktów
VII miejsce – 7 pkt – Piotrek – potok 34cm – 75 małych punktów
VIII miejsce – 8 pkt – Robert – potokowce 30 i 31cm – 73 małe punkty
IX miejsce ex aequo – po 9,5 pkt Rafał i Adam – po potoku 33cm – po 64 małe punkty
XI miejsce ex aequo – po 11,5 pkt – Tommy i Krzysiek – po potoku 31cm – po 42cm małe punkty
Ostatnio napisałem, że rywalizacja zaczęła się praktycznie od nowa. Teraz w tym nie ma cienia przesady. Aktualnie, mimo, iż Krzysiek utrzymał pozycję lidera, to od drugiego Maćka, który zaliczył największy awans, dzielą go zaledwie 3 punkty. Poza tym znów tak wszystko się „skompresowało” , że na pierwsze miejsce nie jakiejś teoretyczne, tylko jak najbardziej rzeczywiste szanse ma lekko pierwsze 7 – 8 osób. Myślę też, iż miedzy nimi rozstrzygnie się rywalizacja o całe podium, choć poważne szanse na dobry rezultat końcowy ma jeszcze wielu. Niespodzianki i to grube mogą być. Tym bardziej, że skończyły się łowiska, które osobiście oceniam jako jednak sztuczne [Brzegi nr 2, Raba], a czekają nas naprawdę dzikie wody – Poprad i San w wakacje, a potem Wisła W3 i W2 oraz ponownie Kryspinów.
Klasyfikacja generalna
I Miejsce – Krzysiek – 25 pkt [911 małych punktów]
II miejsce – Maciek – 28 pkt [919 małych punktów]
III miejsce ex aequo – Jacek i Robert – po 28,5 pkt [z tym, że Jacek ma 833 małe punkty, a Robert tylko 358]. Gdyby finalnie tak zostało, to Jacek jest trzeci – po to sa małe punkty.
IV miejsce – Zygmunt – 30 pkt [322 małe punkty]
V miejsce – Tomek – 31,5 pkt [ 719 małych punktów]
VI miejsce – Adam – 33 pkt [825 małych punktów]
VII miejsce – Michał – 34 pkt [348 małych punktów]
VIII miejsce ex aequo – Mateusz i Marcin Drugi – po 42 pkt [ Matusz ma 897 małych punktów, a Marcin Drugi 408]
IX miejsce – Bartek – 44,5 pkt [ 366 małych punktów]
X miejsce – Mikołaj – 47,5 pkt [220 małych punktów]
XI miejsce – Tommy – 48,5 pkt [333 małe punkty]
XII miejsce – Piotrek – 58 pkt [75 małych punktów]
XIII miejsce – Maciek Drugi – 58,5 pkt [108 małych punktów]
XIV miejsce ex aequo – Marcin i Kuba – po 59,5 pkt [ Marcin ma 75 małych punktów, Kuba 42 małe punkty]
XV miejsce – Rafał – 60,5 pkt [ 64 małe punkty]
Stawkę zamykają uczestnicy, którzy na ten moment jeszcze nie punktowali.
XVI miejsce ex aequo: Brandy, Grzesiek, Karol i Jędrzej – po 69 pkt
XVI miejsce – Weronika – 70 pkt
Jedna odpowiedź
Mega tura