Przebieg ostatniej tury był na tle tego, co w tym roku nas spotyka – pozytywnie zaskakujący. Na dwudziestu dwóch wędkarzy, którzy pojawili się na turze, aż piętnaście osób zapunktowało. Nie było żadnych szczególnych okazów, dominowały ryby małe, połowa zapunktowała jedną rybą, nierzadko „na styk”, ale jednak. Biorąc pod uwagę porę roku… Zaskoczenie. Przewidywania były mało optymistyczne – wielu z nas twierdziło, że Raba nizinna na listopad to jakaś heca. Jak dodać do tego pogodę, która była podobnie jak na turze październikowej bardzo niewędkarska, to mnie wyniki mocno zdziwiły. Zauważę, iż takie pozytywne zaskoczenia przeżywamy jednak na wodach poza okręgiem krakowskim, bo nie liczę dużych punktów robionych na niedawno wpuszczonych karpiach czy tęczakach, gdy tura na danej wodzie krakowskiej zbiegła się z zarybieniem [czasami nie daje się tego uniknąć].
Teraz na punkty złowiono dwa jazie, pięć okoni i trzydzieści sześć kleni. Oprócz tego niepunktowane: około setki kleni poniżej 30cm, trzy szczupaki [jednemu brakło odrobinę], brzana i boleń, oraz punktowany jaź ale złowiony przed czasem i nie zaliczony. W związku z dobrymi ilościowo wynikami, prezentować będę wybrane tylko zdobycze, tym bardziej, że większość ryb o zbliżonych, skromnych rozmiarach.
Warto zauważyć, iż wszystkie chyba ryby na punkty złowiono na środkowym i dolnym biegu nizinnej Raby. Kto pojechał wyżej, nic nie ugrał, a często nie widział nawet jednej ryby. Trzeba też oddać, że i na tych fragmentach, które dały punkty, były całe KILOMETRY bez rybiego ogona. Nie przesadzam. Podstawą do zdobycia jakichś punktów była wiedza, gdzie jest jakieś skupisko ryb, albo przypadkowe trafienie na takie. Dla przytłaczającej większości z nas Raba nizinna nie jest regularnie odwiedzaną wodą, dla dużej części – bardzo anonimową. Stąd pewnie sukces „miejscowych”, którzy nie zawiedli i zdobyli czołowe lokaty. Choć nie tylko oni.
I jeszcze jedno spostrzeżenie: jazie i punktujące okonie złowiono na środkowych odcinkach; przytłaczającą większość kleni już nisko.
Jak wspomniałem, pogoda nas nie rozpieściła. Totalny wyż [ponad 1000hPA], cyrkulacja generalnie wschodnia, ale z tendencją do zmiennej, niestabilna. Ranek i popołudnie to lity błękit z silnym słońcem i taki klimat, jak na zdjęciu niżej towarzyszył nam przez większość tury.
Między około 9.30 a 11.00 przejściowe niewielkie zachmurzenie. Woda kryształ i w mojej ocenie niska. Co do termiki to zdania są podzielone: sporo brodziłem i to powyżej pasa – odniosłem wrażenie iż woda jest zauważalnie cieplejsza niż w moich rejonach Wisły, a nie byłem cieplej ubrany niż zazwyczaj w ostatnich dniach. Ale to takie subiektywne odczucie.
Łowiliśmy od 8.15 do 15.15
Znający miejsca kumulacji kleni oraz ci, którzy przypadkiem trafili na nie, łowili nierzadko w sporym zagęszczeniu 😊 Faktycznie, miejscami ilość ryb na relatywnie niewielkiej przestrzeni była zadziwiająca.
Sam nie bardzo wiedziałbym, co ze sobą zrobić na tej turze, gdyby nie doświadczenia z zeszłego roku. Nastawianie się na okonie, które odkryłem tam wtedy dla siebie, a które dały niezłe miejsce było trochę ryzykowne, bo to był wrzesień, a po drodze ponad rok przerwy, niemniej uznałem, że powinny być. Kwestia tylko czy trafi się punktowane [takie 25+]. Założenie było słuszne, choć mnie poszło jak po grudzie, a namacalnie uwodniłem to, co innym powtarzam od lat –na wodzie płynącej, bez jakiejś mega kumulacji ryb, NIE DA SIĘ zrobić wyniku, łowiąc z kimś. A był ze mną Kenese, który jako młody człowiek nie posiada prawa jazdy, za to posiada pasję, którą doceniam i stąd moje odstępstwo od samotniczego łażenia nad wodą. Ale czkawką mi się to odbiło, choć dla postronnych obserwatorów gdyby tacy byli, byłoby to komiczne.
Na miejscu nie byliśmy sami – z gruntu łowiło dwóch Ukraińców. Plan miałem trochę inny i Kenese miał stanąć na prawym brzegu, a ja chciałem zająć moją zeszłoroczną miejscówkę. Okazało się jednak iż po mojej stronie są wydeptane poza tym jednym, zeszłorocznym, jeszcze ze trzy wygodne stanowiska. No i Kenese sam stwierdził, że jedno z nich zajmie. Dzieliło nas z 15-20m.
Jeszcze przed turą pojawia się ryba na punkty. Jeden z kolegów pomylił godziny startu i się natychmiast pochwalił. Na swoje szczęście, gdyż ryba nie została uznana, a poinformowany o właściwej porze startu mógł rywalizować. Gdyby zgłosił rybę po turze – dyskwalifikacja pewna.
Moje łowienie też zaczęło się kuriozalnie. Kenese mówi, że tak na początek to zacząłby wirówką i pyta, co o tym sądzę. Mówię, że jak chce, ale to średni pomysł. W głębokiej i ledwo płynącej wodzie, w listopadzie, przy totalnym wyżu, pomysł oceniam jako chybiony. Tymczasem kolega informuje mnie, że złowił na wirówkę okonia. Bez punktów, ale nie karzełek. Zastanawiam się czy w ogóle wypowiadać się na jakieś wędkarskie tematy…
Niestety potem cisza. Rzucamy bardzo lekkimi gumkami i TOTALNIE nic. Koło 9.00 wygląda na to, że jednak miejscówka zawiodła, bądź nastawianie się na okonie w niej… Ponieważ z fizjologią się nie wygra, bez ciśnienia poszedłem poszukać ustronnego miejsca. Wracam po około 10 minutach na stanowisko, a Kenese mówi, że…ma trzy okonie na punkty! Ale już nie biorą 😊 Jakby mnie piorun poraził. Kuźwa, człowieka nie było kilka minut, a to był ten czas gdy odpaliły. I finito. Bezradność, bo faktycznie już nie biorą. Kenese łącznie miał 7szt w tym taki, który dosłownie otarł się o punkty. Ja bez brania. Ukrainiec złowił dwa około 40cm klenie i oba zberetował. Przyjechała kontrola. Chwila przerwy w łowieniu.
Desperacko łażę po chaszczach, próbując już z dala od miejscówki, trafić cokolwiek z kolcami. Nic, mimo głębokiej wody. Ryby siedziały na kilku metrach kwadratowych, odpaliły się na kilka minut. Wyć mi się chce, przeklinam altruizm.
No, ale Kenese po kolejnej godzinie bez brania zmienia miejsce. Nie widząc innej opcji, staję na jego miejscówce. Z kwadrans czołgania się gumką po dnie i nic. Ale w końcu branie. Okonek taki z 20cm, ale jak podnosi ciśnienie. Kilka minut później – drugi. Kolega wraca, widząc, co się dzieje. Ja honorowo, ale niechętnie schodzę niżej, tak pomiędzy jego, a moje poprzednie stanowisko. I cud – Kenese tym razem bez brań, a ja mam cztery kontakty. Wszystkie wykorzystuję. Jedna ryba szczęśliwie na punkty. Zaczynam oddychać 🙂
Gdybym zajrzał na forum, to bym zwariował, ale nieświadom sytuacji, a biorąc pod uwagę to, co u nas, to mówię do Kenese, że może będzie nawet w pierwszej trójce.
Do końca tury błąkamy się po przepięknych wizualnie miejscówkach, na oko tłustych na tę porę roku metach. Tymczasem wszędzie totalna pustka.
Na koniec wracamy na godzinę, by dać sobie szansę, licząc na późno popołudniowy żer okoni. Przez chwilę obławiam zanęcone, a opuszczone już przez Ukraińca stanowisko – widać w tym rejonie jakieś spławy od czasu do czasu. Niestety bez kontaktu. U kolegi także nic się nie dzieje. Patrzę na zegarek – trzy minuty do końca. Zastanawiam się czy warto iść te 20m wyżej? Ktoś napisze w relacji, że przejście kilkudziesięciu metrów nad nizinną Rabą zajmuje nieraz kilka minut. Nie ma w tym ani krzty przesady. Zwróciłem na to uwagę już rok temu – strefa nadbrzeżna Raby na tym odcinku jest niewiarygodnie ciężka do poruszania się.
Ale poszedłem. Zarzucam wabik, który powolutku tonie w prawie stojącej głębokiej wodzie i prawie znika z oczu. Minuta do końca – słyszę z drugiego brzegu. Podnoszę delikatnie gumkę i…weszła w drewno. Szlag. Wykonuję delikatny, typowy jak przy odhaczaniu zaczepu ruch kijem, a tu…jak nie bujnie, szczytówka do wody, odskok w bok i się spina…Nawet nie byłem w stanie zobaczyć co to było. Rzucam odruchowo spodziewając się końcowego alarmu i branie! Mocny opór typowego rzecznego okonka. Brakuje z centymetr. I koniec tury. Po czasie rzucam dla testu. Natychmiast branie. Jeszcze bliżej 25cm. Postanawiam się nie frustrować i idę do auta…
Swój wynik oceniam jako szczęśliwy, natomiast pozycją jaką mi da w generalce jestem całkowicie zaskoczony na plus. Natomiast wynik wspólny i spostrzeżenia innych kolegów, oraz zeszły rok, utwierdzają mnie, że okoniami tam da się zrobić niezły wynik, szczególnie, gdy mamy rozpracowane ze dwa – trzy różne miejsca i łowimy…sami.
Wejście do galerii w telefonie, gdzie z automatu zrzuca mi zdjęcia z naszego ligowego forum, przyprawia o zawrót głowy. Kilkadziesiąt ryb! Nie ma złudzeń, że nawet Kenese nie będzie w czubie, a co dopiero ja z jedną rybką!
Tym razem, chyba nie mniej niż ja zaskoczeni obrotem spraw pozostali uczestnicy, tak komentowali turę:
Bartek: Na turze odwiedziłem dwa miejsca. Na pierwsze udałem się razem z Michałem – raczej bliżej początku wylosowanego odcinka. Miejsce fajne, widać było liczne kliniki, ale niestety w większości małe. Zaciąłem co prawda jednego najpewniej punktowanego, ale niestety wjechał mi w gałęzie i odpiął sobie wobka 🙂 Potem rozdzieliliśmy się – ja pojechałem na drugą miejscówkę, a Michał został. W kolejnym miejscu było już więcej brań (i kolegów z ligi :)), ale ostatecznie udało mi się wydłubać punktowanego klenia na 31cm. Wielka ulga, nie zejdę z zerem 🙂 Potem spadł mi jeszcze klienik 32-34cm. Łącznie wyciągnąłem 6 kleni, 2 spadły. Wielkie gratulacje dla wszystkich, którzy połowili 🙂
Karol: Jeszcze tydzień wcześniej byłem pewien, że nie wystartuję w tej turze. Na szczęście, udało mi się finalnie być trzy godziny w trakcie tury. Wybrałem się w ciężki do chodzenia teren, żeby uniknąć tłoku nad wodą. Przeprawa, jak to na dolnej Rabie była solidna. Krzaczory, wysokie skarpy i strome niedostępne brzegi. Przebycie kilkudziesięciu metrów to kwestia co najmniej kilku minut. W trakcie przedzierania się przez trawy, udało mi się namierzyć stadko ładnych kleni, do których zacząłem robić „podchody”. Zaliczyłem dwa uderzenia z powierzchni, a przy trzecim, zaciąłem klenia, który spadł i narobił rabanu przy powierzchni. Pomyślałem, że już po zawodach. Ale za kilka minut zauważyłem, że dwa klenie się jeszcze w łowisku kręcą. Próbowałem prawie wszystkiego, co miałem po pudełkach, ale bez skutku. Dopiero na starą, wyobijaną ze wszystkich stron obrotówkę uderzył jeden z kleni. Widziałem, że był zapięty za skórkę, więc starałem się holować go sprawnie. Szybko znalazł się w podbieraku. Ciężko było go zmierzyć, bo za sobą miałem stromy brzeg. Ale jakoś się udało. Miara pokazała 38 cm.
Kolejne cenne punkty na koncie. Potem nie udało się już nic dołowić. Łowienie skończyłem po trzech godzinach. Zaliczyłem łącznie cztery brania , z czego wyjąłem jedną rybę. Gratulacje dla wszystkich punktujących i wytrwałych. Siedem godzin w chaszczach dolnej Raby, to nie lada wyzwanie.
Marek: Ta tura to miała być czysta przyjemność, egzekucja, taki przysłowiowy pstryczek w nos dla chłopaków, zaznaczenie terenu. W końcu to moja woda, to tutaj stawiałem swoje pierwsze spinningowe kroki i specjalnością był właśnie kleń. Byłem tak pewny dobrego wyniku że zaprosiłem swoich w zasadzie dwóch najlepszych ziomków z ligi tj. Mateusza i Roberta w miejsce w którym zgrupowała się ryba. Od dwóch tygodni regularnie obserwowałem to miejsce i liczyłem że będą tam dalej na lidze. Kłębiły się tam ryby w ilościach hurtowych. Rano ku mojemu zaskoczeniu dołączył do nas Krzysiek, który miał nosa i trafił w bardzo dobre miejsce. Mój optymizm szybko zgasł. Przez pierwszą dobrą godzinę nie zaliczyłem nawet skubnięcia. Spanikowałem… W oddali dostrzegłem jednak, że chłopaki przerzucają drobną rybę i postanowiłem że się do nich ” przykleję”. Właśnie tam udało się dosyć szybko złowić dwie ryby na punkty. Ta chwila była przełomowa: moje ciśnienie spadło, głowa się otworzyła i zacząłem robić to co na treningach – systematyczne czesanie miejscówki. 150m w górę następnie 15 m w dół. Wiedziałem, że są tam lepsze ryby kwestia była tylko jedna: kiedy odpalą. Sprawę utrudniała sytuacja, że w nocy był pierwszy dobry w tym roku przymrozek. Spowolnione, ociężałe, nieskore do żerowania klenie powoli , bardzo powoli z upływem czasu zaczęły wychodzić i sporadycznie jak na tą ilość, która się tam znajduje – gryźć . Piękna tura wyniki zacne jak na listopad !!! Mojego zwycięstwa nie traktuję tak całkiem poważnie ponieważ ryby skupione w jednym miejscu są dosyć łatwym celem. Mój kleniowy kij już nie odwiedzi do wiosny tego miejsca za to moja osoba będzie tam regularnie deptać brzegi i obserwować czy czasem czarna zaraza w postaci kormoranów nie robi sobie tam stołówki . Mam nadzieję że obronimy z chłopakami to zimowisko, które jest dosłownie jak na dłoni…
Zygmunt: Turę rozpocząłem w podwójnie tajnej miejscówce, którą sobie upatrzyłem na mapach. Oczywiście, zabrakło możliwości by ją zobaczyć przed rozgrywką, stąd została zaatakowana „z marszu”. Faktycznie, miejscówka była tak tajna, że na miejscu nie zastałem żadnego wędkarza. Niestety, było ona również tajna dla samych ryb. Po niespełna godzinie przejechałem w kolejny odcinek rzeki, tym razem tajny jedynie dla ryb, na którym spotkałem dwóch wędkarzy gruntowych oraz dwóch kolegów z ligi. Będąc ograniczony przez te dwie grupy, ponownie przejechałem w inne
miejsce licząc na cud. Brodziłem z prądem z pół kilometra łowiąc na nimfy i piankowce, nie notując żadnych śladów ryb, w tym i nawet małych. Po południu złowiłem najpierw klenia na 37 cm, następnie jazia również na 37 cm. Obie ryby musiały pływać razem w stadku, gdyż po wyholowaniu drugiej znowu na łowisku nastąpiła martwota. Brodząc zszedłem jeszcze kilkadziesiąt metrów w miejsce, gdzie z powodzeniem wcześniej łowili koledzy i miałem ostatni kontakt z rybą – po zacięciu przez kilkanaście sekund miałem ją na zestawie, jednak się spięła praktycznie bez oderwania od dna. Przez cały dzień zanotowałem jedynie trzy brania, z czego dwie ryby były na upragnione punkty. Nie złowiłem żadnej drobnej ryby, pomimo tego, że widziałem ich aktywność późnym popołudniem. Skuteczną przynętą okazał się różowy parkinson.
Mateo: W pierwszej kolejności chciałbym zaznaczyć , że jestem mega pozytywnie zaskoczony tak dobrymi wynikami w tej turze. Trzeba pamiętać że jest listopad, woda już dość zimna więc naturalnie ryby nie będą występować na całej długości rzeki. Tym bardziej wielkie gratulacje dla Wszystkich. Jeśli chodzi o moje łowienie to nie ma co ukrywać – dostałem info od kumpla gdzie jechać [nie tylko ja, wiedziałem, że będziemy tam we trzech minimum]. Łowiłem tylko na gumki czyli tak jak najbardziej lubię , o taktyce albo „magicznej” przynęcie nie ma sensu mówić ponieważ klenie brały praktycznie na wszystko. Jedynym utrudnieniem było to że łowione ryby nie miały więcej jak 29,5 cm. Finalnie po przerzuceniu 40/50 kleni zgłosiłem 5 sztuk (30-38).
Krzysiek: Tura na, której miałem nie być… Na szczęście plany poukładały się inaczej. Po turze na Przylasku umówiłem się z Rafałem i Arkiem na łowienie na Rabie. To dało mi do myślenia i pomogło wybrać odcinek na turę. Wybrałem dobrze, utwierdził mnie w tym widok kilku czołowych łowców kleni w Naszej Lidze. Nie pomyliliśmy się i łowiąc w obrębie zgrupowania ryb można było poszaleć. Łowiłem głównie na woblery. Szybko zapunktowałem co dało wewnętrzny spokój. Największą przyjemnością było obserwowanie Marka i Mateusza w ich finezyjnym łowieniu kleni. Punktowane klenie: 32, 31, 33, 31, 31, 30, 30cm.
Piotrek: Razem z Pawłem wybraliśmy na początek środkowy odcinek. Obłowiliśmy dwie bardzo głębokie rynny, dwa duże zastoiska, bez kontaktu przez 4h. Pojechaliśmy na dolny odcinek – tam też nie mieliśmy kontaktu przez godzinę. Dopiero w bardzo obiecującym zastoisku w pierwszym rzucie pod samą powierzchnią widzę jak moja przynętę zgarnia szczupak, około wymiaru. Niestety po ucieczce w nurt pod drzewo, spada- wędka była zbyt miękka żeby jakkolwiek go zacząć w takim uciągu. Potem w akcie desperacji udaliśmy się na przyujściowy odcinek, tam po przedarciu się przez dżunglę udało się znaleźć zgrupowanie jakichś rybek. Udało się tam wyłuskać kilka kleników, w tym jednego 38cm, a jeden na pewno punktowany spadł.
Paweł też na szczęście zapunktował stykowcem, tak, że ostateczne posunięcie było skuteczne. Jednak ryby w tej rzece to przeszłość. Zostaje to, co wchodzi z Wisły, czyli kolejna rzeka w regresie. Jeszcze kilka lat temu było znacznie lepiej.
Maciek Drugi: Kilka słów ode mnie odnośnie ostatniej tury. Na Rabie nizinnej łowiłem po raz pierwszy. Mieliśmy wytypowane trzy potencjalne miejsca na środkowym i dolnym odcinku. Pierwsze pięć godzin chodzimy po dwóch odcinkach bez żadnego brania. Miejscówki są naprawdę zachęcające i dające nadzieje na rybę o tej porze roku, jednak wyglądają na totalnie puste. Na ostatnim miejscu natrafiamy na zgromadzenie ryb [i wędkarzy]. Udaje mi się złowić około 25-30 kleników, jednak ryby są krótkie. Tylko jedna osiągnęła stykowe 30cm, na szczęście udało się zapunktować. Przez większość tury łowiłem na gumy oraz wobkerki. Turę oceniam pozytywnie, szkoda tylko, że ryby były już mocno zgrupowane, bieganie za nimi po rzece nie miało sensu.
Jacek: Brak czasu nie pozwolił mi choć raz pojechać na trening na Rabę nizinną, aby poszukać nowych miejscówek, gdzie można by liczyć na jakieś punktowane ryby. Dlatego też zacząłem w miejscu dość bezpiecznym, które poznałem podczas zeszłorocznej tury na Rabie i które dało mi jakieś tam punkty. Z racji tego że tura miała odbyć się dość późno nastawiłem się tylko na łowienie na UL. Muchówki nawet nie zbroiłem. Kijek 2.10 cw. 2-12 Cormoran Jaala – fajny na nieduże rzeczki, gdzie jednak jest jakiś uciąg i kije o mniejszym cw. nie pracują dobrze np. z malutkimi obrotówkami. Nastawiałem się co oczywiste na klenie i może okonie w spowolnieniach. Poziom wody był wyraźnie niższy niż rok temu. Bez problemu mogłem brodzić, co ostatnio nie było możliwe. Zacząłem od malutkich woblerów a czasem obrotówka i jakaś owadopodobne guma czy tam tanta. Pierwsze ponad dwie godziny bez jakiekolwiek brania. Spławów też nie widziałem żadnych. Na miejscówce nie byłam sam, na górze i dole byli inni Ligowicze, ale też bez punktowanych efektów. Wszystko zmieniło się ok. godz. 9.20 i trwało do ok. 10.00. Schodziłem w dół po koledze z Ligi który tam łowił wcześniej. Miejscówka standardowa kamienie po jednej stornie, głębiej i nawisy gałęzi. Rzut pod gałęzie i atak w woblera tuż na styku wody. Bez zacięcia. Potom ponownie tym razem pierwsza ryba zacięta. Nie za duża ale daje szanse na punkty. Szybki pomiar i są pierwsze punkty 30,5 cm – jest spokój i odprężenie. Trafiłem na wielkie żarcie, które trwało ok. 40 minut. W tym czasie praktycznie co rzut to miałem branie, kontakt z rybą, spady. Niektóre brania bardzo mocne niestety często niezacięte. Zacząłem nawet kombinować z innymi przynętami, błystkami, smużakami, ale nieduży jaskrawy wobler był najskuteczniejszy. Złowiłem w tym czasie ok. 10 ryb z czego 6 były na na punkty, jednemu punktowanemu kleniowi zapomniałem z emocji zrobić zdjęcia i po zmierzeniu spokojnie wypuściłem do wody. Brania jak ręką odjął skończyły się raptownie ok. 10.00. W znów woda zrobiła się martwa i przynęty wracały bez jakiekolwiek kontaktu. Zszedłem wobec tego dalej w dół rzeki ale przez dwie godziny bez kontaktu z czymkolwiek, pomimo pięknych i zdawałoby się atrakcyjnych miejscówek. Wróciłem na stare miejsce z nadzieją, że może ryby nabrały znów apetytu. Niestety na woblera nic nie chciało skosztować. Zmieniłem przynętę na widelnicę od Fichasera i to był strzał w dziesiątkę. W tym samym miejscu dołowiłem jeszcze kilka rybek w tym dwie miarowe: klenia i jazia. Koło 13.00 znów nastała martwa woda. Wędrówka w górę rzeki już nie przyniosła ryb. Zziębnięty ale bardzo szczęśliwy – co by nie mówić niezłym wynikiem, zakończyłem łowienie 30 minut przed czasem.
Piotrek Drugi: Po spotkaniu porannym udałem się na wskazane przez Jedrka miejsce. Zacząłem łowić niedaleko miejsca spotkania. Łowiłem poniżej stacji poboru wody. Niestety po parogodzinnym staniu w woderach w zimnej wodzie i poszukiwaniu ryb w tamtym miejscu nie udało mi się nic złowić. Mokro i zimno w prawym bucie zmotywowało mnie do zmiany miejscówki. Pojechałem pod jeden z mostów i to była dobra decyzja. Znalazłem tam dziurę z okoniami i szczupaczkami. Niestety tylko dwa okonie dały mi punkty: 25 i 32 cm. Złowiłem jeszcze 7 okoni 22 – 23 cm oraz szczupaczki 48 i 45 cm. Jak pech to pech. Jestem zadowolony z tej tury. Poznałem nowe miejsca no i spotkałem się z Wami.
Marcin: Niestety po raz kolejny poniosłem konsekwencje całkowitego braku rozpoznania i turę zakończyłem zerem. W dniu zawodów odwiedziłem cztery odcinki o różnej charakterystyce, stawiając przede wszystkim na stosunkowo głęboką wodę o równym uciągu. Łącznie widziałem tylko jeden spław i dwie ryby – jedna z nich uciekła mi spod nóg w chwili gdy podchodziłem do brzegu (wyglądała na niewymiarowego okonia). Druga ryba była napotkana na głębokiej wodzie i jak się okazało był to kleń +/- 30 cm ścigany przez nurkującego kormorana. Jak potem sprawdziłem zrobiłem ponad 8 tys. kroków wzdłuż brzegu rzeki i miałem nieodparte wrażenie że rzeka jest całkowicie pusta. Czytając potem relacje kolegów zdałem sobie sprawę jak bardzo moje założenia były błędne i że ryby można było znaleźć na odcinku, którego nigdy nie wytypowałbym jako zimowiska ryb.
Kenese: Pojechałem jak zwykle z Adamem, na miejsce wcześniej przez niego wybrane. Już w ok. dziesiątym rzucie miałem niepunktowanego okonka. Potem jakiś czas bez kontaktu. Gdy zacząłem łowić dwucalową gumą obciążoną 0,8 grama to w kilkunastu rzutach wyjąłem sześć okoni w tym trzy na punkty. Ryby brały tylko z głębokiej cofki. Brania były pewne, nie miałem żadnej spinki. Potem brania ustały. Próbowałem jeszcze w kilku miejscach choć bez skutku. Na ostatnie pół godziny wróciłem na miejscówkę gdzie złowiłem te kilka okoni rano, lecz nie miałem żadnego brania.
Wyniki tury
Nieobecny: Jędrzej – 22 pkt oraz nieobecni więcej niż trzeci raz Brandy, Mateusz, Mateusz Drugi, Rafał i Jan – po 23 pkt
Zerujący: Tommy, Marcin, Maciek, Michał, Bronek, Mikołaj i Miszel – po 22 pkt
I miejsce – Marek – 1 pkt [klenie 2 x 30, 2 x 35, 36, 2 x 38 i 39cm – 699 małych punktów]
II miejsce – Jacek – 2 pkt [klenie 2 x 30cm, 31, 32 i 33cm, jaź 34cm – 371 małe punkty]
III miejsce – Mateo – 3 pkt [klenie 30, 31, 33, 37 i 38cm – 364 małe punkty]
IV miejsce – Krzysiek – 4 pkt [klenie 3 x 30, 3 x 31, 32 i 33cm – 305 małych punktów]
V miejsce – Zygmunt – 5 pkt [kleń 37cm i jaź 37cm – 216 małych punktów]
VI miejsce – Robert – 6 pkt [klenie 2 x 30, 31 i 32cm – 157 małych punktów]
VII miejsce ex aequo – Piotrek i Karol – po 7,5 pkt [po kleniu 38cm – po 119 małych punktów]
IX miejsce – Piotrek Drugi – 9 pkt [okonie 25 i 31cm – 118 małych punktów]
X miejsce – Kenese – 10 pkt [okonie 26cm i 2 x 25cm – 89 małych punktów]
XI miejsce – Adam – 11 pkt [okoń 28cm – 59 małych punktów]
XII miejsce – Bartek – 12 pkt [kleń 31cm – 42 małe punkty]
XIII miejsce ex aequo – Paweł, Tomek, Maciek Drugi – po 14 pkt [po kleniu 30cm – po 31 małych punktów]
Powyższa tura jeszcze bardziej niż żałośnie słabe wyniki z października bardzo przemeblowały klasyfikację generalną. Zygmunt dobrze punktując praktycznie prawie zapewnił sobie zwycięstwo [prawie, bo jakieś mgliste teoretyczne opcję są, że mógłby je stracić]. Drugie miejsce Jacka w powyższej turze także mocno ugruntowało wicemistrzostwo w całej Lidze. Oczywiście przy skrajnie złym obrocie zdarzeń na turze grudniowej mogą pozbawić go drugiego miejsca dwaj koledzy, będący tuż za nim, ale to się jeszcze zobaczy. Nad Rabą dużo stracili zerując, a będący bardzo wysoko Marcin, Maciek, Bronek i Michał, oraz Paweł, który utrzymał trzecią pozycję, ale z nie tak dużą przewagą, jak miało to miejsce. A tuż zanim jest Krzysiek. Bardzo mocno awansowali: Marek, Karol i ja. Zawodników od miejsca piątego, do miejsca aż do siedemnastego, dzieli 17pkt, czyli tyle, ile w przeciętnej turze w tym roku otrzymuje się zerując. A o zero w grudniu nie będzie trudno J. Osoby do miejsca piętnastego wciąż mają realne szanse na III miejsce w rankingu końcowym i nie jest to mało realne teoretyzowanie. I pozostało tylko trzech uczestników bez punktowanej ryby w tegorocznej Lidze.
Klasyfikacja generalna [jeszcze bez uwzględnienia małych punktów]
I miejsce – Zygmunt – 69 pkt [1708 małych punktów]
II miejsce – Jacek – 88 pkt [1146 małych punktów]
III miejsce – Paweł – 106 pkt [964 małe punkty]
IV miejsce – Krzysiek – 106,5 pkt [1206 małych punktów]
V miejsce ex aequo – Maciek, Marcin i Adam – po 116 pkt [Maciek 1072 małe punkty, Marcin – 705, Adam – 486]
VI miejsce – Marek – 117 pkt [1554 małe punkty]
VII miejsce – Michał – 117,5 pkt [1559 małych punktów]
VIII miejsce – Karol – 118,5 pkt [524 małe punkty]
IX miejsce – Bartek – 119,5 pkt [1035 małych punktów]
X miejsce – Bronek – 120,5 pkt [756 małych punktów]
XI miejsce – Maciek Drugi – 122 pkt [ 682 małe punkty]
XII miejsce – Piotrek – 125,5 pkt [669 małych punktów]
XIII miejsce – Mateo – 129 pkt [1034 małe punkty]
XIV miejsce – Robert – 132 pkt [637 małych punktów]
XV miejsce – Mateusz – 134 pkt [1368 małych punktów]
XVI miejsce – Tomek – 135,5 pkt [461 małych punktów]
XVII miejsce – Piotrek Drugie – 136 pkt [290 małych punktów]
XVIII miejsce – Jędrek – 138 pkt [368 małych punktów
XIX miejsce – Jan – 155 pkt [533 małe punkty]
XX miejsce – Rafał – 156,5 pkt [432 małe punkty]
XXI miejsce – Tommy – 158 pkt [26 małych punktów]
XXII miejsce – Kenese – 158,5 pkt [89 małych punktów
XXIII miejsce – Brandy – 164 pkt [185 małych punktów]
XXIV miejsce ex aequo – Mikołaj i Miszel – po 170,5 pkt [bez ryby na punkty]
XXV miejsce – Mateusz Drugi – 172,5 pkt [bez ryby na punkty i najsłabsza frekwencja]