Gdy w poprzednich latach wygrywałem Ligę, czułem się jakbym znalazł wagon złota. Nawet wtedy w 2016r gdy zabawa raczkowała i było nas realnie siedmiu startujących. Wygrałem po raz czwarty ale to tym razem taki cierpki triumf – niestety styl w jakim potoczyła się nasza zabawa w tym roku, mimo wielu startujących w tym wędkarzy odnoszących liczne sukcesy w innych zawodach, niestety odarła mi wygraną z poczucia bycia najlepszym w naszym zacnym gronie. Przejdzie do statystyki. Wszystko za sprawą…kolejnego zera, które „przytuliłem”. Zresztą poza jednym startującym, w ostatniej turze zero dosięgło wszystkich innych. Jakby ktoś sobie pomyślał, że kiepscy z nas wędkarze to zapraszam już za rok – zobaczycie jak to jest przy naszych kryteriach. Natomiast wyniki treningu niech dowodnie pokażą, że rzemiosło znamy o czym niżej. Faktycznie często zwracam uwagę na niesprzyjające warunki; może nawet nieświadomie usprawiedliwiam nimi słabsze efekty naszych zmagań, nie mniej w tym roku wszystko było postawione na głowie: pogodowo, stany wód na danych łowiskach…
To, co się odp…dala na zaporze w Czańcu to brak cenzuralnych słów. Tam w ciągu kilkunastu minut zamykają rzekę. Zrzut z 60m sześciennych spada do…jednego metra. To są normalne jaja. Starorzecze w jeden dzień ma średnią głębokość 1,3m, jego kubatura rośnie pięciokrotnie, powierzchnia ze trzy razy – wszystko wygląda jak jakieś mokradła na Syberii, po czym w godzinę zmienia się w sporą ale jednak błotnistą kałużę z wodą pod kolano. Ja nie wiem jak to jest, bo woda leci jak oszalała pięć dni z rzędu, aż przychodzi niedziela i – nie wiem – bo to wolny dzień [?], „wajchowy” zakręca kurek i ma wywalone do południa. Ja pomijam jak nam to utrudnia, bo nie jesteśmy niczym ważnym w skali całości, ale ta rzeka normalnie rzeczywiście jest MARTWA w porównaniu z tym, jak tam było choćby pięć lat temu. Dlatego ja od trzech lat już nie dawałem starorzecza jako łowiska do losowania, gdyż wyniki dwa lata temu były już tragiczne. Ale niektórzy mają podobny, jak ja sentyment do tego bajora, no i w tym roku się wylosowało.
Jak wiadomo z początkiem grudnia przyszła prawdziwa zima i starorzecze zamarzło na amen. Tuż przed jakiś zwiad zrobił Marcin – trafił na ekstremalną niżówkę, nie mniej jeszcze w listopadzie miał dużo brań okoni po około 20cm. Nic na punkty ale przyjemnie. Spostrzeżenia kolegi potwierdzał Szymon, który jako miejscowy, monitorował nam temat – wielki ukłon dla Ciebie! Tuż przed całkowitym zamarznięciem zbiornika [lód już był na części akwenu], Szymon jeszcze połowił okoni w tym takich zacnych [koło 30cm, a nawet troszkę większych].
Wraz z odwilżą tak pojechali z wodą, że skoki poziomu rzeki i gwałtowne zalania obszaru starorzecza szybko połamały lód. Niektórzy ruszyli na jakieś rozpoznanie. Pierwszy był Bartek. Zastał taki widok.
Przy zalanych drzewach zazwyczaj stoi się suchą nogą. Przybyło lekko nad metr. Woda totalnie pośniegowa i zarazem zmącona. Kolega doczekał się kilkunastu niemrawych, nie do zacięcia brań, świadczących raczej o rybkach maleńkich, oraz dorwał jednego klenia, blisko 50cm.
To już pokazało, że jest nienormalnie, bo tam przy takiej wodzie, to było gęsto od samych jelców i uklejek, do tego stopnia, że jak się rzuciło czymś maleńkim w okolicach 0,5g to wabik zatrzymywał się na chmarze ryb nie dolatywał do dna. Tyle, że 10 lat temu. Jak wiadomo taki czas pozwala zaporówce, wędkarzom-ćwokom zabierającym wszystko i wszędzie oraz kormoranom, zaorać nawet najrybniejszą wodę.
Nie mniej nawet ten jeden kleń, był wynikiem-marzenie na Ligę. Ja nawet za najlepszych czasów nie wyjąłem większego niż 45cm, ale pewnie też dlatego, że ciężko było się „dopchać” z przynętą do dużych przez liczne stada takich właśnie trzydzieści parę cm.
Dwie doby później zjawiliśmy się Marcinem w godzinach, w jakich miała być tura na drugi dzień. Aura ponura ale fajna – niejednolite zachmurzenie, ciepło bo 3 stopnie na plusie, cyrkulacja pd.-zach. Tylko ciśnienie skrajnie wysokie. Przy takim, nawet w czasach świetności bajora, ciężko było cokolwiek prorokować i połowy były zazwyczaj dość zaskakujące. Łowiło się mniej, ale ryb większych i zazwyczaj trafiały się jakieś rzadsze gatunki. Woda ogromna, choć znacznie bardziej klarowna.
Bartek ocenił przejrzystość na 15cm; u nas było na pewno z 40cm. Natomiast ilość kormoranów już spora. Doliczyłem do pięćdziesięciu paru i jeszcze kilkanaście zostało. Bartek zauważył tylko kilkanaście.
Zeszliśmy starorzecze dwukrotnie w szerz i wzdłuż. Ryby znalazł Marcin. Brały jak to bywa na słownie 20 metrach kwadratowych. Bo gdzie indziej ich zwyczajnie nie było. Za to wynik Marcina był wręcz oszałamiający, biorąc pod uwagę łowisko: sześć kleni – 2 x 43cm, 47, 48, 49 i 51cm!
Ja pałętałem się bez brania. By cokolwiek złowić, podpiąłem się do miejscówki i w około trzydzieści minut miałem trzy brania: jedna ryba spadła, a dwie wyjąłem – kleniska 49 i 52cm.
Dojechał Rafał. Facet robi takie kilometry jeżdżąc na naszą zabawę z Wrocławia, że nic przed nim nie tailiśmy, choć sami odpuściliśmy, bo wynikało, że innych ryb jest jak na lekarstwo i trzeba cokolwiek zostawić na jutro. Rafała też prosimy, by po kleniu dał spokój. Kolega doczekał się dwóch bardzo, bardzo niepewnych kontaktów, zwiastujących jednak ryby duże. Nie zaciął żadnego, co tylko mnie utwierdziło, że tych kleni jest tam rzeczywiście z dziesięć i większość już na haku była. Przed wieczorem, Rafał wg jego relacji wrócił na łowisko i miał kolejne trzy kontakty. Także bardzo niepewne – zaciął tylko jedną rybę, która po mocnym odjeździe, spięła się.
Cóż nasze konszachty i starannie przygotowana strategia zostały po prostu obśmiane przez los. Nie było, deszczu, jak zapowiadano, nie było chmur, nawet wiatr zerwał się dopiero na godzinę przed końcem. A najlepsze było to, że…nie było dużej wody. Jak mawiał filmowy Siara – cały plan w pizdu 🙂
Frekwencja niezła bo stawiło się piętnastu uczestników. Frekwencja kormoranów rewelacyjna – lekko już pod setkę.
Nie ma o czym pisać. Łowiłem jak nie ja tutaj, tj., stosowałem relatywnie spore gumy [7-9cm]. Inni z kolei łowili jak ja zazwyczaj. Niektórzy doczekali się kilkunastu brań ale rybki były maleńkie.
Jeszcze inni trochę z nudów zbierali po dołkach już bez wody na wpół żywe ryby.
Jedyną punktowana rybę złowił Michał. Klonek miał 32cm.
Jak tego dokonał, to nie mam pojęcia. Byłem przekonany, że nic nie zakłóci solidarnie uzyskanego przez wszystkich ZERA 🙂 Zdobycz Michała awansowała go o dwie pozycje, ale, że szczęśliwy łowca zajmował dość odległe miejsce to w żaden sposób nie wpłynęło to na wyniki w pierwszej dziesiątce. I tak Jędrzej, Piotrek i ja stanęliśmy na podium.
Około 10.00 na Czańcu znów puszczono wodę na maxa ale zaczęła się wlewać do starorzecza dopiero kwadrans przed końcem tury. Przybór był tak gwałtowny, że na niektórych przesmykach, woda wyglądała jak bystry strumień.
Cóż. Na szczęście turystycznie dobra aura pozwoliła na niewielkie ognisko i każdy zjadł ze smakiem co tam miał. Ponarzekaliśmy na PZW, WP, na marność tego świata, uśmialiśmy się jak bąki żartując i wspominając, i postanowiliśmy kontynuować naszą zabawę w 2024.
Po turze nie bardzo było, co opowiadać, gdyż poza Michałem to Krzysiek podciął około 50cm klenia, a Rafała obciął szczupak. I tyle było emocji. Jako jedyni, bo mięli jakieś odniesienie treningu do tury, o parę zdań pokusili się Marcin i Bartek oraz Rafał.
Marcin: Sześć punktowanych ryb w dwie godziny – takiej sytuacji doświadczyłem dzień wcześniej przeprowadzając rozpoznanie na starorzeczu. Przyjeżdżając w sobotę spodziewałem się podniesionej wody, ale to co zobaczyłem przerosło moje oczekiwania. Miejsca gdzie stałem łowiąc okonie na początku listopada znajdowały się ok. metr pod wodą. W sobotę nie złowiłem nawet jednego okonia, natomiast z jednego miejsca na 2-calową tantę wyjąłem niemal jeden po drugim 6 kleni, z czego dwa najmniejsze mierzyły po 43 cm, a największy miał 51 cm. 1300 punktów! Niestety, nigdy jeszcze nie zdarzyło się tak, żeby wysoki wynik z treningu powtórzył się na turze. Mimo to na turę przyjechałem z optymistycznym nastawieniem. Przebrałem się, a następnie poszedłem rzucić okiem na wodę. Nie powiem – mocno się zdziwiłem widząc wodę o metr niższą niż dzień wcześniej. Zupełnie zapomniałem o tym, że zapora na Sole słynie ze swojego zero-jedynkowego działania. Lustro wody wróciło do poziomu znanego mi z poprzednich wizyt. Tuż po starcie z nadzieją zacząłem łowienie, ale morale spadło, gdy po godzinie nie widziałem żadnego spławu (dzień wcześniej po takim czasie widziałem kilka dość mocnych ataków). Przez cały dzień nie udało złowić się nic punktowanego. O 10:00 sprawdziłem wskazania wodowskazu na zaporze i okazało się, że poziom wody podniósł się do sobotniego poziomu. Fala wody zaczęła się wlewać do starorzecza tuż przed końcem tury o 12:00. Szkoda – pewnie gdyby stało się to kilka godzin wcześniej, to wyniki byłyby znacznie lepsze niż jeden punktowany kleń na 15 osób.
Bartek: Niestety o starorzeczu, które poznałem wchodząc do LSM należy już zapomnieć. Wajchowi z Czańca, stada kormoranów i „wędkarze” upychający ryby po siatach i wiaderkach doprowadziły tę wodę do całkowitej degradacji. A w niedzielę…. widziałem 1 (słownie: jedną) świnkę, która błąkała się przez kilka minut między mną, a Adamem. A przecież po nie tam się jechało… Turę zakończyłem z 3 braniami. Na czwartkowym treningu złowiłem ładnego klenia, ale woda była tak mętna, że to i tak cud że zobaczył przynętę. Wielkie gratulacje dla Adama, Jędrka i Piotrka. Pokazali klasę, a była to chyba najsilniej obsadzona Liga od początku jej istnienia. Osobne gratulacje dla Marcina P. Uważam, że miał pecha w tym roku, bo wyniki z jego treningów często przyprawiały o zazdrość. Występ w LSM 2023 uznaję za udany – cały sezon łowiłem lekko i ultralekko. Zawsze kijem do 5g. Nawet na Wiśle i Rabie. Z pewnością zostanę przy takim łowieniu w przyszłym sezonie, bo sprawia mi dużo frajdy. Już teraz deklaruję udział w kolejnej Lidze. Do zobaczenia na losowaniu!
Piotrek: Starorzecze było turą którą planowałem odpuścić. Jednak w świetle miejsca które zajmowałem po listopadowej turze trzeba było podjąć rękawice. Na miejscu stawiliśmy się jeszcze po ciemku, a z racji całkowitej nieznajomości łowiska poszedłem łowić razem z moim przewodnikiem wędkarskim. Woda jak przewidział była bardzo niska, momentami akwarystycznie przejrzysta. Przerzuciłem dużo przynęt, widzieliśmy ryby które potencjalnie mogły dać punkty, jednak o brania było bardzo ciężko. Pojedyncze dotknięcia u Tommiego nie wróżyły nic dobrego. Po testach dziesiątek gum, założyłem mikro woblerek i coś zaczęło się dziać, pojedyncze ryby decydowały się atakować przynętę. Było to jednak tak anemiczne że nie było co liczyć na punktowaną rybę. Obeszliśmy z Tommym cały akwen, widzieliśmy jedną rybę na punkty która jednak uciekała od przynęty jak poparzona. W końcu każdy z nas stanął nad małym głęboczkiem i katowaliśmy przynęty. W końcu założyłem dwie mikro pijawki od Fishchasera na mikro główkę jigową. Zaczął się festiwal brań z opadu. Złowiłem z dziesięć kleników i kilka okonków, którym jednak daleko było nawet do 15cm… W końcu zmieniłem przynętę na złotą widelnicę, i po długiej przerwie brania wróciły. Znów kilka kleników, jakiś okoń. W końcu doczekałem się mocnego szarpnięcia, ryba była już dużo większa. Nawet zwodowałem podbierak żeby nie stracić tej jakże ważnej ryby, ale po udanym holu okazało się że kleń miał tylko 27cm. Jak się później okazało, te brakujące 3cm różniły mnie od zwycięstwa w całorocznej klasyfikacji w tym jakże pokręconym sezonie. Gratulacje dla Adama i Jędrzeja, mi udało się obronić miejsce na podium sprzed roku, także jestem minimalnie zadowolony, że tak kiepskimi wynikami, jednak udało się zająć jakieś konkretne miejsce w generalce. Już czekam na losowanie łowisk na kolejny rok, może trafią się ciekawsze wody spoza okręgu, bądź więcej razy Wisła w której jeszcze idzie powalczyć o jakiś godny wynik, bo wszystkie nasze rzeczki i zbiorniki są tak zaniedbane przez włodarzy naszego okręgu, że łowienie tam ciężko nazwać rywalizacją. Miejmy nadzieję, że jednak będą jakieś pozytywne tury pomimo tej nędzy, chociaż wiele osób na poważnie rozważa nieopłacanie składek na kolejny rok w Krakowie- jak to jest że okręg kielecki ma niemal dwadzieścia porozumień, a PZW Kraków tylko jedno? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam.
Wyniki:
Nieobecni: Weronika, Marcin Drugi, Miszel, Maciek Drugi, Mateusz Drugi, Karol, Jacek, Jan [wszyscy więcej niż trzecia nieobecność] – po 15 pkt oraz nieobecni Mateusz, Marek, oraz Robert – po 14 pkt
Obecni a zerujący: Tommy, Marcin, Maciek, Rafał, Brandy, Mateo, Krzysiek, Bartek, Zygmunt, Piotrek, Mikołaj, Jędrzej, Tomek i Adam – po 14 pkt
I miejsce Michał – 1 pkt [kleń 32cm – 51 małych punktów]
Klasyfikację generalną podam w kolejnym wpisie.
2 odpowiedzi
I popatrz Adamie co się stało z rybostanem naszych wód na przestrzeni ostatnich lat. Kilka lat wstecz na starorzeczu miałeś, łowiąc w pojedynkę, kilkadziesiąt kontaktów z rybami różnych rozmiarów i różnych gatunków. A teraz piętnastu, mających pojęcie o łowieniu, chłopów łowi jednego, ledwie wymiarowego klonka…
Czy za 5-10 lat ryby w wodach otwartych będą tylko wspomnieniem ? A współczesne dzieci, klenie, jazie czy świnki znać będą tylko z obrazków ?
Najgorsze, że ta sytuacja w naszych i bielskich wodach płynących to oczywistość tylko że gartska ludzi coś z tym chce zrobić. Reszta ma wywalone. Ciekaw jestem czy i co zwojuje PZW, bo ponoć odgórnie z ZG zaczynają naciskać [nie wiem jak silnie], by wyjaśnić temat tych wahań wody. Wg oficjalnych statystyk energia u nas ze wszystkich zapór to ponoć 1,5% energii wogóle. Jesli to prawda, to taka turbinka na Czańcu gówno produkuje a straty kosmiczne w szeroko rozumianym wymiarze. Jeden gość kiedyś mądrze powiedział: na tych progach porobili turbiny żeby był pretekst do nie rozbierania progów…
Adam