Ciąg dalszy szybkiego relacjonowania kolejnych miesięcy i dodawania zaległych wpisów. Majówkę potraktuję teraz osobno w stosunku do całości piątego miesiąca. Była dramatycznie słaba. Na prawie 30-u najbliższych, znanych mi wędkarzy miałem niespełna dziesięć fotek. Z tego z Wisły…dwie. Majowy długi weekend od paru lat jest nad około krakowską Wisłą kiepski, nie mniej – kolejny raz to piszę: PRZEKROCZONY ZOSTAŁ JAKIŚ PUNKT KRYTYCZNY. Na kilkudziesięciu spinningistów, którzy byli w tym okresie przynajmniej dwa razy nad wodą, a pewnie połowa codziennie [czyli cztery wypady], prawie nic nie złowiono. Dla mnie Wisła z samego faktu, że to rzeka, po drugie – oferująca chyba największą ilość gatunków do złowienia przez spinningistę, jest, a raczej była podstawą mojej zabawy z wędką. Jestem w stanie obywać się bez tych wszystkich zbiorników z wodą stojącą, ale bez Wisły… Tymczasem naprawdę ciężko złowić przeciętnej wielkości klenia, a co dopiero mówić o tym, że byłem i się wyłowiłem, bo wpadło z 10 – 16szt w tym właśnie ze cztery – pięć takich normalnych [40cm]. Od chyba czterech lat zwracałem na to uwagę, niektórzy się śmiali, bywalcy pigalaków nie wierzyli, a teraz z kim bym nie mówił – najpospolitsza spinningowa ryba Wisły na naszym obszarze jest gatunkiem w ewidentnym odwrocie. Wielkie i chaotyczne wahania wody oraz znikomy z tego powodu efekt tarła są tego przyczyną. Kormorany i zabierający ryby rybacy z wędkami [bo to nie są żadni wędkarze] dobijają ostatki.
Sam byłem w majówkę dwa razy. Nastawiłem się na jazie, bo było relatywnie bardzo chłodno. Straciłem pół dnia, gdyż za pierwszym razem nie złowiłem kompletnie NIC. Drugi wypad był w sumie udany – zaliczyłem jazia 50cm. Trafiłem na odcinek, gdzie widziałem „aż” cztery ryby tego gatunku i wszystkie 45+. Jedna się spłoszyła, jedna niemrawo zaatakowała wobler i spudłowałem, jedna ruszyła jak za dawnych lat ale uprzedził ją klenik z 20cm. Ten ze zdjęcia pokazał się z 7m niżej mniej i wziął w drugim podaniu. Łowiłem jak zawsze jazie: żyłka 0,12mm, wobek Lipki 15mm i kijek do 6g.
Ja, stosując tak delikatny zestaw już nawet nie obawiał się jak za dawniejszych czasów, że weźmie mi grubszy kleń albo boleń, bo jest taka cienizna, że zero lęku. Umiem te ryby łowić co najmniej dobrze. Ostatniego o porównywalnej wielkości jak ten powyżej na zdjęciu, złowiłem w 2020, jak nie w 2018r. Z tym gatunkiem jest postępujacy dramat nie od roku tylko od jakichś 5 lat. W tym sezonie złowiłem kilka jazi, ale żaden poza tym jednym nie przekroczył nawet 30cm. Jeszcze 10 lat temu miałem miejsca gdzie mogłem obserwować stadka dużych egzemplarzy co kilkaset metrów wiślanego brzegu; w kilku fragmentach prawie zawsze stały stada po kilkadziesiąt sztuk ryb około 40cm. I nie miało znaczenia, czy byłem w rejonie Mętkowa, Okleśnej, Czernichowa, Piekar czy niżej Przewozu. Niech ktoś mi pokaże teraz takie miejsca. Są enklawy po kilka sztuk i całe kilometry niegdyś jaziowych met, teraz kompletnie pozbawione nie tylko tego gatunku.
I tyle. Taka była moja majówka. Nie mam nic więcej do napisania. Z relacji kolegów coś tam poskładałem o czym niżej.
Bolenia złowił tylko niezawodny, odkąd go poznałem Robert, który z początkiem maja jako jedyny z naszego grona miał powtarzalne wyniki nad Wisłą.
Początkowo chyba trochę nie dowierzał naszym narzekaniom. Z upływem tygodni sam zaczął przyznawać, że ten rok albo jest skrajnie dziwny, albo faktycznie w rzece jest zapaść.
Bodajże przy okazji jakichś zwodów, grube klenisko zaliczył Jędrzej i była to ostatnia nawet nie tyle warta pokazania, co chyba ostatnia około majówkowa ryba z Wisły.
Coś tam połowiono, ale naprawdę, bez uprawiania propagandy – bez cudów – na wodach stojących.
Fajne okonie, jak poniższy Mateusza.
Choć to były pojedyncze złowienia. Było rzeczywiście zimno i może taka niska aktywność ryb to aura, ale piszę to asekuracyjnie. Nie wierzę w argument pogody. Po pierwszych dwóch dniach i zejścia na ogół na zero z Wisły, większość przeskoczyła na wody stojące. Za dużo było tam osób, by wyniki były aż tak skromne. Uderza mnie też fakt, iż poza dwoma przypadkami, nie słyszałem o okoniach 40cm i więcej z Kryspinowa. Jak już coś to 37 – 38cm, jakby te większe, które jednak dość powtarzalnie się pokazywały na zestawach kilkudziesięciu ludzi, teraz jakby znikły. Przecież tych 35+ nagle nie zrobiło się więcej, by stanowiły aż taką konkurencję dla okazów.
Mateusz zaliczył też przyjemnego już szczupaka.
Trochę mniejszą ale punktowana rybę złowił także Maciek Drugi.
I znów – tyle w temacie zębaczy.
Niektórzy przeprosili się ze wzdręgami, co na ogół w maju już nie miało miejsca, gdyż warto było pomyśleć o innych gatunkach. Ale jak się nie ma co się lubi w danym momencie…
Przy czym te grube krasnopióry, które połowiono, to poza słownie pojedynczymi rybami, pozostałe były z wód innych niż nasz okręgu, albo nie na wodach PZW.
Na koniec, coś co wlewa ciut optymizmu. Mateo złowił i łowi wciąż przepiękne klenie na Dunajcu. Facet jest niesamowity i jak policzyłem to, co nadesłał w tym roku, to statystycznie ryb tego gatunku w wielkości 50+ łowi w sezonie pewnie z pół setki. Naprawdę człowiek zna się na rzeczy. Z jednej strony trochę nas chyba drażniły, ale w takim pozytywnym stylu ryby kolegi, z drugiej realnie można było podumać, że ten Dunajec to nie wyjazd nie wiadomo jak daleko.
I już na koniec dowód na to, że jak ryby są to łowi się jej z marszu, a przy poświęceniu się troszkę [tu akurat nocna pora], to wpadają okazy.
Wszystko ryby Rafała z tegorocznej majówki złowione w niby zatrutej rok temu Odrze. To ile tam było ryb przed zatruciem? Bo wyniki Rafała, dla nas wędkarzy z Krakowa i okolic, to w pierwszych dniach maja były opowieściami z Marsa. I prezentowane ryby to wycinek tego, co złowił. Nie zamieszczę kolejnych zdjęć z identycznymi trofeami, bo nie o to chodzi. Po prostu – we Wrocławiu kleni jest dużo, a u nas już nie. I kolega nie łowi pod jakimś progiem, czy na innym pigalaku. Byłem zresztą dwa dni we Wrocławiu [28 i 29 czerwca]. W tych wszystkich fosach, kanałach, porcikach czy w samej Odrze widziałem w jeden dzień [w pierwszy było ponuro i mżyło] tyle ataków i spławów ryb wartych zainteresowania, że pewnie obdzieliłbym tym martwe lustro Wisły w moich stronach do końca wakacji…
4 odpowiedzi
Chciałbym aby nadszedł czas całkowitego rozgraniczenia łowiących na spinning( + ewentualnie na muchę) od reszty łowiących. Chciałbym zakończenia lokowania naszych pieniędzy w karpiach. To są zupełnie różne dyscypliny. To tak jak pomieszać koszykówkę z piłką nożną. Mamy zupełnie inne interesy. Najlepiej zupełnie nowe stowarzyszenie. Takie są moje życzenia…
Fajne życzenia, podzielam opinię .To nie jak jak koszykówka i piłka nożna to jak piłka nożna i kula u nogi takie to dyscypliny. pozdrawiam.
Proponuję posłuchać gościa; 75% kasy przeznaczonej na zarybianie w jednym z okręgów, przeznaczone jest na…karpie!!! Może inaczej; 180 ton karpi i 770 kg sandacza. Myślę że statystyki w innych okręgach są podobne. Ręce opadają…
https://youtu.be/YwiUE9Fzs9U
Co najlepsze w cennikach u nich figuruje ten karp po cenach normalnych a przy takich ilościach można go kupić za połowę ceny zwłaszcza po wigilii, takie cuda. W następnym roku nikt go nie weźmie. To tak jak by pani Gienia z bazarku sprzedawała ziemniaki a jeden ziemniak miał 0,5kg w normalnych cenach , to jest towar pozaklasowy b. niskiej wartości a nie towar klasy 1-2-czy nawet 3ciej z tym że liczony za klasę pierwszą. Bo co można za wpuścić za 100zł ze składki żeby było widać a no 3 karpie po 15zł/szt. (koszt narybku 1zł + 8-10kg kukurydzy (koński ząb) nie tej na mąkę kukurydzianą) 🙂 kosztem pstrągów , lipieni, boleni, szczupaków, jazi, linów (o dziwo ten jest droższy czym większy 😉 więc nie zarybiamy linem albo tylko kapkę i to dla działaczy stawiki.