II tura Ligi Spinningowo- Muchowej 2023. Stradomka

Zastanawiałem się jak zacząć, bo wyszedł Cholerzyn bis. Jak ktoś jest stałym Czytelnikiem już wie o co chodzi.  Chcąc nie chcąc testujemy wody krakowskiego PZW. Po fatalnej turze na tzw. rzeczkach pstrągowych, chyba nikt nie myślał, że może być gorzej. Niestety może… Padło na Stradomkę. Nie miałem za wielkich złudzeń i choć ostatni raz byłem tam w 2016r to trochę tę wodę znam. Nie łudziłem się, że będzie lepiej, ale to, co tam zastałem nie mieści się w żadnym kulturalnym opisie.

Jeśli ktoś nigdy nie był nad Stradomką, proponuję mu zjechanie tej niekrótkiej, jak na około krakowskie realia rzeki, od źródeł do ujścia. Nie tylko moim zdaniem, jest to najpiękniejsza i proporcjonalnie do możliwości – najbardziej PUSTA woda płynąca w okręgu krakowskim. Oczywiście latem szanse na cokolwiek rosną, nie mniej teraz, o tej porze roku trzeba jak zawsze znać miejsca zimowania ryb, bo też Stradomka odpala jednak późno. Kłopot w tym, że przy charakterze rzeki, zimowisk powinno być ze sto, a jest może z pięć. I przy tak zimnej wodzie paradoksalnie, statystycznie dla kogoś, kto wpada tam incydentalnie, łatwiej o kontakt z okazem klenia, niż rybą typową [30+].

Kolega rozmawiał z jednym z ichtiologów i wg jego wiedzy ciek ten był mocno zarybiany narybkiem lipienia i pstrąga. Teraz nie wiem co ów ichtiolog miał na myśli, bo nic nigdy nie wskazywało na to. Ja ani 10 lat temu, ani obecnie nie zetknąłem się z tymi gatunkami choćby w ilości dopuszczającej. To były zawsze incydenty i tak też twierdzili moi znajomi. Lipienia nie widziałem tam nigdy.  Wg mnie są trzy możliwości:

– była mowa o jakichś bardzo dawnych zarybieniach

– zarybienia były/są fikcją, bądź są znikome w porównaniu z tym, co jest na papierze

– woda ta z jakichś względów nie służy tym gatunkom

Po prawdzie nie wierzę w trzecią opcję, gdyż jeszcze te sześć  – siedem lat temu górny odcinek Stradomki był drugim po Sole ciekiem, gdzie widziałem taką ilość strzebli potokowej, środkowy odcinek to były tysiące dużych kiełbi, a zresztą pojedyncze łowione pstrągi wyglądały, że są w znakomitej kondycji. Argument z ilością wody w czasie lata [skrajna niżówka] , co niektórzy podnoszą jako przyczynę, też mnie nie przekonuje, gdyż nie tak daleko płynie Uszwica – proszę pojechać pod koniec lata gdy nie pada w jej górny bieg [na 5-10 km rzeczki]. Zobaczycie jak jest tam mało wody, ale całkiem sporo kleni, strzebli i ślizów. No i pstrągi też są choć nie za wiele. Żyją w kamiennych rozpadlinach przez które woda ledwo się sączy…

Ponieważ złapałem zero na „pstrągowej” Rudawie, gdzie mimo wszystko liczyłem choć na jedną rybę, na punkty,  zmusiłem się do jakiegoś rozpoznania Stradomki po tych paru latach. Pierwotnie miałem zamiar jechać tam bez treningu, na ślepo, wliczać zero jako programowy punkt mojego udziału w Lidze 2023.

Na faworyta wyglądał Mateo, który znakomicie zna te wodę i w ogóle jest znany z grubo ponadprzeciętnych  wyników w połowach klenia. Tym bardziej wyrastał na pretendenta do zwycięstwa, gdy podesłał na nasze forum kilka ryb z marca w wielkościach około 50cm. Kilka osób też zdecydowało się na jakieś rozpoznanie. Wyniki były słabiutkie. Nikt nie złowił klenia. Padły dwa pstrągi: jeden w wysokim biegu, drugi już wyraźnie niżej. Wielkościowo spełniały normy naszej zabawy [31 i 35cm]. „Najstarszy” z trzech startujących w tym roku Mateuszów, ten, który już brał udział rok temu w Lidze, zaliczył wyjście dużego klenia. I tyle, choć kilka osób twierdziło, że widziało z takiego czy innego mostu jakieś klenie.

Byłem na tydzień przed turą przy już rzeczywiście wiosennej aurze, pięknym słońcu z chmurkami, choć zieleń jeszcze nieśmiała. Woda na dolnym, przyujściowym odcinku sprawiała wrażenie jakby pośniegowej.

(fot. A.K.)

Była matowa, lodowata i podniesiona z 30 – 40cm.  Wynik był znakomity, choć nie pozostawiający złudzeń bo zero spławów, zero życia. Tylko w jednym, jedynym miejscu była widoczna obecność ryb godnych zainteresowania,  w ogóle jakichś ryb – zarejestrowałem tam w około 2,5h siedem spławów i siedem ewidentnych ataków. Około pół godziny podawania różnych woblerów na żyłce 0,20mm i kiju do 15g nie dało żadnych kontaktów.  Zamieniłem sprzęt na UL do 6g z wielką [6cm]  gumową imitacją larwy chrabąszcza na 1g. Starałem się rzucać w główny tu nurt, który w sposób naturalny znosił wabik w stojącą chwilę, dużą plamę nurtu. Dość szybko miałem niezwykle delikatne branie, którego na normalnym zestawie chyba bym nie odczuł. Zaciąłem i… nie do wiary – spodziewałem się, że coś tam się po telepie i będzie po wszystkim, a tu jakbym podciął półmetrowego leszcza za bety. Ryba nie wykonuje żadnych gwałtownych ruchów, konsekwentnie trzymając się pogranicza rynny [na pewno około 1,8m głębokości]. Odpuściłem hamulec, gdyż nie wiedząc z czym mam do czynienia, bałem się o delikatny kijek, a plecionkę założyłem grubszą [5kg]. Nie wiem ile to trwało, ale ze względu na bardzo liczne zaczepy pod nogami, postanowiłem, że na ile się da, wyhasam zdobycz z dala od brzegu. W końcu poczułem, że ryba daje się podciągnąć. Gdy była tuż, już chyba w polu widzenia, dała zdecydowanego nura w miejsce brania. Najbardziej chciałem zobaczyć z czym mam do czynienia. Kolejna próba okazała się ostatnią. Rybsko było tak wypompowane, że płynnie wyjechało na powierzchnię i z trudem zmieściło się w podbieraku, w którym ponownie zaczęło szaleć. Kleń miał 56cm.

(fot. A.K.)

Cóż – uwierzyłem, że jednak się da. Kleń jest stadny. Kolejne niespełna dwie godziny to turlanie po dnie kolejnych gum i ich urywanie. Okazało się, że kleń stał w jakimś sporym zatopionym drzewie. Mimo poważnych start w przynętach – zero.  Spotkałem starszego jeszcze niż ja wędkarza, o obliczu nie budzącym złudzeń. Facet bez skrupułów zadeklarował mniej więcej tak: teraz to ja tu bardziej z psem chodzę na spacery; dawniej to było: brało się silną latarkę, widły i  – tu rozłożył ręce – takie ryby się w nocy wyciągało. Ale teraz to się już nie opłaca, bo ryb nie ma… Mojego klenia na szczęście nie widział. Przyszedł po całej akcji.

Ja doszedłem do wniosku, iż te spławy to raczej świnki i ewentualnie małe brzany [jedna prawie na pewno], natomiast ataki byłym dziełem niedużego bolenia/boleni. Szybko zszedłem jeszcze odcinek przy ujściu ale bez kontaktu, choćby wizualnego.

Potem poświęciłem trochę na odcinek, który nazwałbym niższym – środkowym. To samo, z tą różnicą, że bez brania i na całych setkach metrów cmentarz –bez spławu czegokolwiek. Na ostatek pojechałem wyraźnie powyżej Łapanowa. Przepiękna podniesiona, ale kryształowa woda, tocząca się po czyściutkim piaskowo – żwirkowym dnie. Miejscami kamieniście. Okolica wspaniała.

(fot. A.K.)

Spędziłem tam ponad trzy wieczorne godziny, schodząc taki szmat wody, że po całym dniu ledwo się dowlokłem do samochodu. Zero jakiegokolwiek kontaktu. Jedyne ryby, które widziałem, to martwy duży śliz, oraz spod buta w jednym miejscu uciekła mi maleńka czarna rybka, jak tegoroczny wylęg pstrąga. Natrafiłem na trzech młodych chłopaków ślęczących nad telefonami przy samej rzeczce w mocno zarośniętym zakolu. Uśmiali się nieźle, a na moje pytanie o ryby jeden powiedział, że w ostatnich latach jestem jedynym wędkarzem, jakiego tam widział, a jest miejscowy…

Tak, że mimo nieprawdopodobnych miejscówek ze szmaragdową wodą – ciężka pytoza, jak mawia kolega.

Spotkaliśmy się 22 kwietnia o 13.00 przy boisku w Sobolewie. Było nas 21 osób. Kilka osób świadomie zrezygnowało z udziału w turze po defetystycznych nastrojach jakie zapanowały na forum Ligi po będących z nazwy rzeczkach pstrągowych oraz treningach na Stradomce.

Aura turystycznie przepiękna: dość wysokie ciśnienie, niezwykle słonecznie [od około 16.00 totalna lampa], lekki zmienny wiaterek płn i pd. I ciepło, bo ze 20 stopni. Zieleń na przestrzeni tygodnia już mocno odbiła. Stan rzeki był identyczny jak przy moim rekonesansie, nie mniej Stradomka nawet na niskim odcinku była bardziej przejrzysta, niż siedem dni wcześniej.

(fot. A.K.)

Poznajemy się z nowymi uczestnikami, kupa śmiechu, choć raczej wszyscy wiedzą co nas zaraz czeka przez te pięć godzin.  Muszkarze na boisku testują chyba nowe linki, wędki….

(fot. A.K.)

Ja postanowiłem, że jadę w miejsce gdzie miałem branie tydzień temu i daję sobie godzinę. Jeśli nic się nie wydarzy, chciałem jechać bardzo wysoko. Wydawało mi się, iż statystycznie łatwiej będzie o kontakt z pstrągiem niż z kleniem. Gdyby coś się jednak wydarzyło, miałem zamiar siedzieć w jednym miejscu jak przybity gwoździem.

Do miejscówek był mały wyścig, bo ponad 20 chłopa nawet na niemałej Stardomce, to jednak trochę jest.

Na miejscu szybko się przebieram i prawie biegnę te 300m niżej, gdzie wiem, że jest opcja przejść rzekę. Od razu spotykam jakiegoś sympatycznego muszkarza, który twierdzi, że był bez brania. Trochę mi to podcina skrzydła – łowił na streamera i zero…

Po chwili mija mnie Krzychu zjeżdżając niżej, gdzieś też śmiga Piotrek, widzę auto Zygmunta. No – ten dreszczyk lekkiego ciśnienia uwielbiam 😊 Po chwili do mnie dołącza jeszcze Karol. Jest presja.

Miałem szczęście. Pierwsze 15 min i nic, choć zarejestrowałem dwa spławy ryb na pewno 30+ tyle, że raczej nie klenie. Miejsce, które tydzień temu dało branie byka, teraz zawodzi. Przenoszę się słownie z 7m wyżej i obławiam ten sam rejon tylko pod innym kątem– stojąca plama wody o głębokości pod 2m między dwoma dużymi smugami głównego nurtu. Robal na główce 1g ze sporym hakiem toczy się początkowo szybko, potem coraz wolniej, aż osiada na dnie. Powolutku go podnoszę, o obrót korbki i znów osiadam na dnie. Parę, paręnaście sekund guma leży na [chyba] gliniastym dnie. I znów leciutkie flegmatyczne podniesienie przynęty. Najwyżej w piątym przepuszczeniu gumy, w momencie leniwego uniesienia robala nad dno, czuję i widzę stojąc wyżej – atak ryby na sporej głębokości. Rozmazana ale błysnęła wyraźnie. Uderzenie bardzo mocne, kijek się pięknie ugina ale szybko widzę, że tym razem to nie żaden okaz. Nie mniej z wielką ostrożnością wprowadzam go w podbierak, choć kleń jest zapięty pewnie. Klenisko sprzed tygodnia pozbyło się haczyka w podbieraku, jak tylko zluzowałem linkę.  Punkty są!!!

(fot. A.K.)

Zdaję sobie sprawę, że to ryba na miarę być może zwycięstwa, a studząc swój entuzjazm, mówię sobie, że pierwsza piątka jest na bank. Po prostu nie wierzę, że więcej ludzi złowi cokolwiek na punkty. Nie tutaj o tej porze roku.

I na tym mógłbym skończyć. Gdy zrobiło mi się zimniej i postanowiłem wrócić do auta po coś cieplejszego, bardzo starannie przeczesałem jakieś 200m leniwie płynącej wody pod nawisami wiklin. Co z tego, że rzuty wychodziły mi popisowe, jak zaowocowało to tylko kilkoma braniami rybek do 25cm. Wszystkie widziałem, jednego wyjąłem. W międzyczasie Karol zajął moje stanowisko i miał szansę na znakomity wynik, ale sam o tym opowie.

Nikt inny nie złowił nic na punkty, a nie licząc Karola to tylko Maciek miał styczność z dużym kleniem. Nie do wiary, jak  ta rzeka jest pusta…

Relacje startujących :

Miszel:  Rzeczka bardzo fajna. Nigdy nie łowiłem w takim miejscu, ale niestety poza jednym wyjściem klenia (całkiem sporym) do woblera, nic się nie zadziało.

Karol: Wczorajsze łowienie pokazało jaką pustynią, przy niemałym potencjale miejscówek, jest Stradomka. Ryby na obszarze kilku metrów i dalej wielkie nic. Choć miejscówka jako całość ma dobre z trzydzieści parę metrów. Możemy próbować zwalać na pogodę albo na kiepski dzień, ale po prostu w tej rzece nie miało co brać. 20 chłopa, gdzie co najmniej kilku z nas konkretnie „umie w klenie” albo pstrągi i tylko jedna ryba na punkty. U mnie branie to był potężny strzał na krótkim dyszlu, jakieś 2 metry od szczytówki, kij wygiął się pod rękojeść,  hamulec puścił, 3 sekundy i hak na prosto. Tyle z tego, że zobaczyłem rybę. Złotawy bok i czerwone pletwy. Wiadomo że nie da się oszacować dokładnie, ale 40 cm miała spokojnie. Guma 5 cm i 3 g główka, skakałem tym pod dnie. To było mniej więcej w połowie tury. Na wodzie widziałem dwa spławy większych ryb. 

Mateo: Stradomka – wielkie rozczarowanie, ponieważ bez owijania w bawełnę – czułem się tutaj naprawdę mocny.  Jednak zgodnie z przewidywaniami większości uczestników skończyło się wielkim zerem… Ryby namierzyłem (i to jakie ) lecz nie potrafiłem ich skusić do brania – kolega Marek może potwierdzić, ale tak to jest z tymi kleniami – kto się za nimi ugania ten wie, że nie wystarczy je zobaczyć, gdyż to „oko w każdej łusce” skanuje cały czas. Tak czy inaczej na rzekę się nie obraziłem i będę ją odwiedzał.

Zygmunt:
Pomysł na tą turę miałem prosty, oparty na doświadczeniach z  rekonesansu, jaki odbyłem tydzień wcześniej  – próbować szczęścia w ujściowym odcinku rzeki. Na nic więcej nie było mnie stać po bezowocnym spędzeniu kilku godzin nad brzegami Stradomki, oglądaniu pięknych miejscówek bez najmniejszego śladu czy to drobnicy, czy też większej ryby. Po zbiórce zjechałem nad wodę i spotkałem najpierw jednego, potem jeszcze dwóch wędkarzy łowiących rekreacyjnie, oraz trzech uczestników naszej zabawy. Niestety dla mnie, piękna pogoda zachęciła do odwiedzin rzeki całe rodziny, co dodatkowo mnie zmobilizowało do zmiany pierwotnego planu. Po ok. 1,5 godzinie przejechałem na odcinek powyżej  Łapanowa licząc na mniejsze, ale teoretycznie pewniejsze ryby. Niestety, widziałem tam jedynie stadko drobnicy, oraz jednego klenia w granicach 32-35cm, który wystrzelił mi spod nóg. Poświęciłem mu w sumie około 2 godziny, podchodząc zarówno pod prąd, jak i z prądem, jednak nie udało mi się go skusić (o ile nie spłynął dalej). Ostatecznie poddałem się
przed czasem. Stosowałem klasycznie – streamerki, mokre muszki i nimfy, by pod koniec dnia kusić ryby suchymi muszkami i piankowymi żuczkami. Nie miałem żadnego brania,  kontaktu z rybą. Rzeka piękna, woda zachęcająca, miejscówki urokliwe, choć dużo śmieci w wodzie i na brzegach, ale jednak bez ryb. Albo się doskonale ukrywają, albo jednak tam nie żyją.

Maciek: Nic nie złowiłem.  Byłem przed turą dwa razy na krótkich wypadach rozpoznawczych więc wiedziałem wbrew panującemu początkowo na forum ligowym powszechnemu entuzjazmowi,  że złowienie  jakiejkolwiek ryby będzie cudem. Podszedłem więc do tury na luzie choć dość zrezygnowany co rzadko mi się zdarza,  nawet na Cholerzynie jakoś więcej nadziei we mnie było. Okazało się jednak,  że mam rewelacyjną taktykę!  Zacząłem w „grubym” miejscu,  najlepsza miejscówka na długim fragmencie rzeki.  Założyłem na początek niewielki wobler Dorado.  Trzeci rzut,    mocne branie, zacięcie i jest ryba.  Hol rozpoczął się dość spokojnie jak na wielkość ryby, bo rybą okazał się być gruby kleń, błysnął srebrno-złotym bokiem moment po zacięciu. Wszystko szło dobrze, sprzęt miałem dość mocny,  miejsce w miarę czyste od zaczepów, ale niestety dla mnie kleń po paru chwilach się spiął. Łowiłem jeszcze trochę w tym samym miejscu licząc , że może jakimś cudem weźmie jeszcze raz,  ale jedynie podniósł się do smużaka i obejrzał go od dołu. Na koniec tury jeszcze w to miejsce wróciłem, ale kleń już się nie pokazał. Tak więc moja tura odbyła się w pierwszej minucie.   Kolejne 4 godziny  i 59 minut bez brania czy jakiegokolwiek znaku obecności ryb.

Pozostałym nie chciało się nawet relacjonować jak było, bo co też opowiadać…

Wyniki tury:

Zająłem pierwsze miejsce z jedyna rybą tury – 1 pkt. Kleń miał 41cm [152 małe punkty].

Wszyscy pozostali, obecni zerujący i nieobecni – po 14 pkt.

(fot. T.M.)

Można powiedzieć że miałem kupę szczęścia. Nie mniej już chyba przed pierwszą turą przynajmniej cześć z nas zdawała sobie sprawę, iż wylosowało się w tym roku kilka łowisk, które dadzą bardzo, bardzo, bardzo przypadkowe wyniki.  Rzeczki pstrągowe, teraz Stradomka. Właśnie chyba szczęście odgrywało tu ogromna rolę. Podobnie będzie na Podgórkach w październiku i listopadzie. Nie wierzę, że tam nawet w dobry dzień zapunktuje więcej niż  5-ciu góra 7 startujących. A może być i tak, że tylko 1-2 osoby coś złowią i wcale nie będą to bywalcy tej wody.  Tak, że nie ma się co przesadnie podniecać, bo wyniki choćby ostatnich tur wywrócą wszystko do góry nogami. Nawet gdyby wcześniej ktoś prowadził i to bardzo zdecydowanie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *