Cóż – większość z nas nie będzie dobrze wspominać tej tury. Była najsłabszą w tym roku obok zmagań na Sanie. Sam trochę się napinałem by cokolwiek złowić i na wcześniejszych treningach, i tym bardziej na samej turze. Moje spostrzeżenia przed turą, którymi podzieliłem się z uczestnikami, sprowadzające się do tego, że już nawet nie o punktach, a o ilościowym wyniku jak z września możemy zapomnieć, sprawdziły się w 100%.
Areną rywalizacji był najniższy odcinek Wisły W3.
Na tyle ile przez te trzy w sumie dni [dwa treningi i tura] poznałem tę wodę wnioski mam następujące:
– nie jest to szczególnie rybny odcinek z punktu widzenia spinningisty
– to, co powtarzam od kilku lat – ilość ryb zatrważająco spada, nawet takich gatunków jak klenie i leszcze, co w sytuacji, gdy mamy dwie noce z wyraźnym mrozem powoduje zejście ryb jeśli nie na zimowiska z letnich miejscówek to jednak w jakieś inne obszary – trafienie wtedy na ryby przy tak skromnej ich ilości jest cudem
– nie był to dzień, kiedy ryby żerują choć dostatecznie – miałem namierzonego klenia – około 35cm, do którego po pierwszym spławie rzucałem z 20 min, a gdy nie reagował i już chciałem odejść, gdyż uznałem, że go spłoszyłem, znów się spławił – kolejne 10 minut i żadnej reakcji; potem miałem jeszcze jedną identyczną sytuację, tylko z mniejszą rybą
– treningi Roberta, dla którego to woda najbliższa, były zbieżnie z moimi i Marcina prognozami: realnie da się liczyć na jedno branie, choć klenie faktycznie konkretne [45cm+] – to też się sprawdziło
Na piętnastu obecnych tylko pięć osób zapunktowało. Na Wiśle w październiku…Poza zwycięzcą, wszyscy pozostali mieli słownie po jednej rybie. Aura nam ani nie zaszkodziła, ani nie pomogła. Ciśnienie było zadziwiająco stabilne od ponad doby, wahania wody jak wykres zawałowca, ale wychylenia bez ekstremy, czyli tutejsza codzienność. Łowiliśmy po pierwszej nocy bez przymrozku. Ranek był poetycki z tymi rozmazanymi chmurkami i litym błękitem do około 11.00, ale wędkarsko to był „niebezpiecznie piękny świt”, jak mówią słowa fajnej piosenki.
Z rana potężna mgła i tylko 4 stopnie. Potem ciepło bo około 15, a kończyliśmy w trwającej od południa mżawce i 11 stopniach.
Ja zupełnie nie wiedząc, co mam zrobić, podjąłem desperacką i głupią próbę łowienia na szybkiej i głębokiej opasce. Może miałoby to sens dwa tygodnie wcześniej, przy wodzie podniesionej o ponad pół metra, ale nie teraz.
Po 20 minutach organoleptycznie przekonałem się, iż nie ma to sensu i uciekłem stamtąd. Tymczasem mimo wszelkich psychologicznych prób zdeprymowania Roberta, który jest niekwestionowanym liderem klasyfikacji generalnej, już po kwadransie od startu kolega pokazał, że nie z nim takie numery na jego wodzie. Złowił pierwszą rybę na punkty, która – gdyby na niej poprzestał, wiele by nie pomogła o ile przytłaczająca większość miałaby lepszy wynik, a tu nikt nie miał złudzeń. Tak więc o 7.15 Robert mógł być spokojny, że fotel lidera nie jest zagrożony.
Pół godziny po nim grubo pochwalił się Krzysiek, zgłaszając szczupaka 76cm.
Przepiękna już zdobycz i tak rzadka, że sarkastycznie stwierdziłem, iż tegoroczna Liga przejdzie w naszej historii, jako „szczupakowa” [pierwszego na punkty złowił Tommy w czerwcu, na Rabie].
Krzysiek zdecydowanie przejął prowadzenie tego dnia, nie mniej nie na długo. Robert półtorej godziny później doławia dwa punktowane klenie w ciągu słownie chyba 10 minut i było pozamiatane.
I nic przez długi czas się nie działo nie licząc małego sumka, którego wyjął Michał, myśląc przez chwilę, że to kleniowa życiówka…
No i Jacek stracił całą plecionkę z podkłądęm w kontakcie z wąsaczem, ale już większego kalibru. Po turze oglądaliśmy tylko filmik, jak kolejne dziesiątki linki znikają ze szpuli, a ryba jakby nigdy nic, poszła w długą.
Koło 10.00 Maciek obronił bardzo skutecznie drugie miejsce w rankingu generalnym. Zgłosił klenia 45cm.
No i godzinę później Piotrek wyjął klenia 51cm.
Ja w tym czasie miałem jedno branie [sandaczyk].
Minęła kolejna godzina i Robert już wszystkich zdemolował, biorąc pod uwagę, jak ryby nie żerowały. Skusił jeszcze jazia.
Niektórzy skończyli wcześniej, czemu się nieszczególnie dziwię w tych okolicznościach. O tym, że warto łowić do końca przekonał nas Tommy. Zresztą namawiał mnie na zmianę miejsca. Ponieważ obszarem zmagań było zaledwie 20km rzeki i to licząc oba brzegi, po takich doświadczeniach wszyscy już bez kokieterii walili w najbardziej obiecujące odcinki. Finalnie na dwie godziny przed końcem spotkaliśmy się na krótkim fragmencie Marcin i ja z Zygmuntem, Tommy`m, Robertem i Tomkiem. Chyba źle zrobiłem, że już do końca pozostałem i uparcie robiłem dziki kawałek brzegu licząc na spotkanie z jakimś przemieszczającym się na zimowisko pojedynczym kleniem. Akurat staliśmy w nieprawdopodobnie malowniczym i dzikim odcinku. No i padło takie zdanie, że wygląda to jak w jakimś Kazachstanie, tylko ryb nie ma…
Tymczasem Tommy na sam koniec zmienił jeszcze miejsce i na…trzy minuty przed końcem punktował!
Niewiele mieliśmy do powiedzenia, nie mniej kilka osób skrobnęła parę zdań, za co, bardzo, bardzo dziękuję. Nawet brak ryb też może skłonić do konstruktywnych wniosków, więc czytałem z zainteresowaniem. Szczególnie to, co napisali szczęśliwcy mający coś na punkty, a dwóch zdań nie ma – trzeba było szczęścia, jak diabli. Zawsze powtarzam: jedna ryba – przypadek, dwie – kupa szczęścia, trzy i więcej – człowiek wie, co się w wodzie dzieje.
Bartek: Na turę pojechałem z nastawieniem na białoryb. Niestety efektem była tylko uklejka 🙂 Do niej dorzuciłem jeszcze małego sandaczyka i tak po raz kolejny w sezonie dopisałem „0”. Gratulacje dla wszystkich punktujących, a w szczególności dla Roberta. Klasa!
Maciek: Do punktacji kleń 45 cm., poza tym przez 7 godzin jedynie mały klenik i sandacz. Słaby dzień a i łowisko też jak się okazuje niespecjalne. Zasadę, że na odcinkach Wisy, które dobrze znam, poza turą w ogóle nie łowię w danym roku na fragmentach wybranych na ligę , żeby nie psuć sobie łowiska chyba czas zmienić bo rzeka robi się coraz bardziej chimeryczna a ryby zachowują się nieprzewidywalnie. Na pewno coraz mniejsza ilość ryb w rzece na to wpływa, jak ryb byłoby dużo, to zawsze się znajdzie cześć aktywna możliwa do złowienia. Łowiłem głównie obrotówką, na odcinkach z wolnym nurtem o przeróżnej głębokości. Gratulacje dla Roberta za bezapelacyjne zwycięstwo oraz Krzyśka i Piotrka – piękne ryby!
Robert: Chyba pierwszy raz w tym roku ostro trenowałem przed ligą. Zrobiłem trzy poranne wypady na odcinek gdzie mieliśmy rywalizować, wszystkie w tygodniu bezpośrednio przed turą. Wtorek – od godziny 8 do 12 obłowiłem kilometrowy odcinek, nie doczekałem się brania. Czwartek – dwa odcinki, jedno branie na 5 godzin łowienia i kleń trochę ponad 45 centymetrów. Piątek, znowu dwa sprawdzone miejsca i w trzy godziny jedno branie, które dało grubego klenia 50 centymetrów z małym plusem. Łącznie dwa brania na 12 godzin łowienia i sprawdzone 5 kleniowych met, nie napawało to optymizmem. W głowie jednak miałem to, że poranne przymrozki to zdecydowanie nie jest odpowiednia aura na klenie. W sobotę pogoda miała się zmienić na plus, więc liczyłem na lepsze brania, chociaż i tak jedną punktowaną rybę brałbym w ciemno jako dobry wynik. Na turze postanowiłem obłowić jedyne dwa miejsca, gdzie trenując w tygodniu miałem kontakt z rybami. Pogoda faktycznie się poprawiła, poranek był wyraźnie cieplejszy i bez zimnego wiatru. Już kwadrans po starcie szczęśliwie mam branie na półmetrowej wodzie z wyraźnym nurtem, kleń 40 cm wziął na srebrną błystkę obrotową w rozmiarze 1. Plan wykonałem, dalej łowiłem już na luzie. Po godzinie 9 trafiłem na kilka kleni zgrupowanych za powalonymi drzewami, brały na granicy nurtu i spokojniejszej, ale nie stojącej wody. Wyciągam z tego miejsca 3 ryby, z czego dwie punktowane 42 i 38 oraz zaliczam jeszcze dwa brania. Bliżej południa postanawiam jechać w inne miejsce, które znajduje się na drugim brzegu. Opłaciło się, złowiłem tam jazia 38 centymetrów. W tym sezonie trafiłem już w tych okolicach kilka jazi, mam nadzieję że to oznaka powolnej odbudowy populacji ryb, z których odcinek w okolicach Nowego Brzeska kiedyś słynął. Finalnie mam 4 punktowane ryby, czyli zrobiłem 400% zakładanej normy 🙂 Gratulacje dla tych którzy zapunktowali w tych trudnych warunkach. Ja, jako że nie uganiam się raczej za szczupakami i sandaczami, to w zasadzie łowię na odcinku Nowe Brzesko – ujście Raby tylko od kwietnia do końca września. Na październik moim zdaniem lepszy byłby wyższy odcinek i tura popołudniowa. Kto wie, może za rok dam taką propozycję i się wylosuje 🙂
Karol: Emocje i nerwy na nasze wodne pustynie już trochę zeszły. Poniżej komentarz. Tura październikowa, jak i cały mój sezon – katastrofa. Nie zaliczyłem żadnego kontaktu z rybą. Na jednej miejscówce, pokazał się albo ładny szczupak albo mały sumek. Spędziłem tam bezowocnie trochę czasu, przerzucając co miałem w pudełkach. Oczywiście bez skutku. Poza tym widziałem dwa spławy ryb, ale poza zasięgiem rzutu. Byłem pierwszy raz na tym odcinku. Źle dobrałem miejsca i pewnie brakło też umiejętności i na pewno szczęścia. Skończyłem łowienie sporo przed czasem. Wielkie gratulacje dla punktujących, bo nie był to łatwy dzień.
Piotrek: Plan na tę ligę był konkretny- złowić jednak klenia w tej już relatywnie zimnej wodzie. Odcinek kleniowy poprzedzało kilka mikro główek, na których nigdy nic punktowego nie złowiłem, jednak to od nich postanowiłem zacząć. Spędziłem tam godzinę- w pierwszym rzucie miałem lekkie uderzenie w opadającą gumkę, w drugim gdzieś między dotknięciem dna a podbiciem na końcu uwiesił się duuuży ciężar. Brania de facto nie poczułem, ale ryba była konkret, kilka kilo żywej wagi zrobiło dwa kółka w klatce i wyjeżdżając w nurt spadło z haka. Złowiłem tam jeszcze kilka małych sandaczyków i przeniosłem się na kleniowy odcinek. Niestety, niska woda sprawiła, że na odcinku zostały same ukleje, kleni nie uświadczyłem. Po przejściu całego odcinka bez brania postanowiłem zmienić miejscówkę na wcięcie w opasce. Po długim marszu żeby dotrzeć na miejscówkę widzę uciekające ukleje. Pomyślałem że uciekły przede mną, jednak po piątym podaniu gumki, właśnie spod tych uklei mam atomowe branie, i ryba przejeżdża dwa metry na ogonie. Mam dużego klenia, i jak zawsze podbieram ręką. Rybę udaje się wylądować, jednak w momencie podnoszenia klenia, z pyska wypada mu guma na bezzadziorowym haku, mimo iż nie było jej widać. Fart stukrotny. Miara pokazuje 51cm, ryba wraca do wody, a ja więcej brań nie mam. Kolejny raz myślę sobie, że wszystkie ryby w tym roku podebrałem, nie mając podbieraka. Rozmawiam z Tommym, i decydujemy na ostatnią godzinę sprawdzić ostatnią potencjalną miejscówkę, ale z przeciwległego brzegu. Dojeżdżam trzy minuty wcześniej, i idę już nad wodę. Na napływie główki wychylając się zza traw widzę dużego klenia. Pomyślałem że już teraz na pewno nie weźmie, jednak po schowaniu się za trawy, dojeżdżam gumką i czuję mega bombę. Zacinam, noga ślizga mi się na kamieniu i upadam w tył… Wpadłem w metrowej głębokości dziurę, i leżąc na plecach jak żółw holowałem klenia… Nie mogłem się stamtąd wygrzebać, jednak kiedy już wstałem, okazało się że kleń dalej wisi. Zszedłem na dół opaski żeby go podebrać, jednak zaczął się wykładać na powierzchni i już wiedziałem że go nie wyjmę, bo hak siedzi płytko a on zaraz trzepnie łbem. No i niestety dwie sekundy później tak właśnie się stało. Właśnie to była pierwsza ryba stracona z braku podbieraka… Teraz już go kupię. Chwilę później Tommy łowi punktowego klenika, odtańcza kankana, a Zygmunt łowi sandaczyki muchówką z imitacją dendrobeny na końcu. Szkoda że bez punktów, ale z uśmiechem kończymy te zawody.
Krzysiek: Tura wrześniowa przez mocne ograniczenie odcinka Wisły i w dodatku na oddalenie od strefy „moich wojaży” zapowiadała się całkiem ciekawie. Skłoniło mnie to do kilku krótkich wypadów nad wodę. W pierwszej kolejności odwiedziłem wskazane przez naszego Mistrza przed turą wrześniową miejsce, mimo starań skusiłem na nim 2 kleksy i mini brzanę …. Miejsce piękne, w okresie wakacyjnych niżówek tam szukałbym ryb ale nie w październiku. Zacząłem szukać dalej, bardziej oczywiste na koniec sezonu wydawały się główki i klatki, w które wyznaczony odcinek jest bogaty. W przeddzień tury miałem mega udane łowy, były świnki, klenie, krąpie, sandacze, sumy, okonie i spięty piękny boleń ….. uległem „syndromowi Adama” (przełowienie miejscówki na treningu). Takich ilości ryb się nie spodziewałem, przeważały ryby małe, ale 26szt. spełniało restrykcyjne warunki ligowej punktacji…. Czułem po takim dniu, że z uśmiechem zaliczę 0 na turze, rzadko dzień po dniu są takie wyniki. W dniu tury patrzyłem na temperaturę z poprzedniej nocy i byłem pewien już,że kolorowo nie będzie. Po wielkim żarciu, na które nałożyło się kilka czynników (idealna pogoda, wolno opadające ciśnienie, mroźna noc, dobra cyrkulacja powietrza) nastąpiło całkowite odcięcie brań ….Plan na poranek był konkretny, obłowić miejscówkę dającą w piątek kilka miarowych sandaczy i sumów, rzucałem w sobotę jak w studnię. Dopiero obłowienie klatki czerwonym Minimasterem 2 z stajni Fishchaser dało jedyną punktowaną rybkę dnia – szczupaka 76 cm. W kolejnych rzutach miałem jeszcze na tą samą przynętę kolejnego szczupaka ale ten po 3-5 minut walki i małej wywrotce otyłego wędkarza uciął zestaw (FC 0,2mm) niszcząc w moich oczach szanse na podium. Kolejne godziny łowienia to systematyczne obławianie zajętego stanowiska i godzinę przed końcem bezowocne odwiedziny okolic przeprawy promowej, a następnie miejscówki Mistrza, by kolejny raz się zdołować i patrzeć jak Robert holuje fajną rybę, jak się okazało jazia 38 cm, który tylko umocnił jego pozycję.Ogólnie wspaniały dzień w doborowym towarzystwie. Aby psychicznie dojść do siebie, po turze odwiedziłem okoniową metę powyżej naszego odcinka i udało się przechytrzyć sporo fajnych ryb w deszczu. Gratulacje dla Lidera i Wszystkich Punktujących!!!”
Wyniki tury:
Nieobecni: Brandy – 14,5 pkt oraz nieobecni więcej niż trzeci raz: Weronika, Maciek Drugi, Kuba, Rafał, Jędrzej, Mikołaj i Grzesiek – po 15,5 pkt
Zerujący: Adam, Michał, Bartek, Jacek, Tomek, Marcin, Zygmunt, Marcin Drugi, Mateusz i Karol – po 14,5 pkt
I miejsce – Robert – 1 pkt [klenie: 38, 40 i 42cm oraz jaź 38cm – 542 małe punkty]
II miejsce – Krzysiek – 2 pkt [szczupak 76cm – 358 małych punktów]
III miejsce – Piotrek – 3 pkt [kleń 51cm – 262 małe punkty]
IV miejsce – Maciek – 4 pkt [kleń 45cm – 196 małych punktów]
V miejsce – Tommy – 5 pkt [kleń 31cm – 42 małe punkty]
Klasyfikacja generalna
W klasyfikacji generalnej po tej turze, miały miejsce tylko dwie istotne zmiany. Piotrek z szóstego miejsca mocno wszedł na czwarte, czym spowodował, że ja i koledzy za mną spadliśmy o jedno oczko. Obiektem drugiej zmiany był Tommy, który z miejsca trzynastego wszedł na pozycję dziesiątą. Nie wiem czy są nawet jakieś kalkulacje matematyczne, które Roberta mogłyby pozbawić zwycięstwa w tym roku, nie mniej miejsca 2 do 8, to nic się tu nie zmieniło: wszystko może się wydarzyć, choć chłopaki z miejsc 2 – 4 odskoczyli tym, którzy są teraz za nimi.
I miejsce – Robert – 33,5 pkt [2542 małe punkty]
II miejsce – Maciek – 53 pkt [1695 małych punktów]
III miejsce – Krzysiek – 57,5 pkt [1493 małe punkty]
IV miejsce – Piotrek – 69 pkt [1523 małe punkty]
V miejsce – Adam – 76,5 pkt [1094 małe punkty]
VI miejsce – Michał – 77,5 pkt [604 małe punkty]
VII miejsce – Jacek – 82 pkt [950 małych punktów]
VIII miejsce – Zygmunt – 84 pkt [474 małe punkty]
IX miejsce – Tomek – 88,5 pkt [772 małe punkty]
X miejsce – Tommy – 94 pkt [503 małe punkty]
XI miejsce – Marcin Drugi – 95 pkt [503 małych punktów]
XII miejsce – Bartek – 95,5 pkt [571 małych punktów]
XIII miejsce – Mateusz – 98,5 pkt [923 małe punkty]
XIV miejsce – Brandy – 105 pkt [584 małe punkty]
XV miejsce – Marcin – 108,5 pkt [436 małych punktów]
XVI miejsce – Mikołaj – 113 pkt [220 małych punktów]
XVII miejsce – Maciek Drugi – 113,5 pkt [236 małych punktów]
XVIII miejsce ex aequo – Rafał i Kuba – po 125 pkt [Rafał 64 małe punkty, Kuba – 42]
XX miejsce – Jędrzej – 126 pkt [53 małe punkty]
XXI miejsce ex aequo – Weronika, Karol i Grzesiek – po 136,5 pkt [nie punktowali w żadnej turze]