Dziś będzie nie tylko o mojej sprawie, ale też trochę rozważań i spekulacji, co nas wędkarzy czeka. Ale po kolei.
Pewnie wielu z Was zastanawia się czy wciąż jestem członkiem PZW? Niektórzy to nawet wprost piszą jak potoczyła się „rozprawa” 21 grudnia. Staram się odpowiadać na wszystkie maile i dlatego wybaczcie ich zdawkowość – sporo ich.
Otóż członkiem PZW wciąż jestem, mimo pobożnych życzeń niektórych. Wprawdzie nie odwołałem się do prostego chwytu z L4 [można to wtedy przeciągać ekstremalnie długo, co jednak nie jest moim celem]. Po prostu sam miałem sporo wątpliwości, co do wezwania, jakie mi doręczono – głównie w temacie dość mętnie wymienionego załącznika, którego nie otrzymałem. Tzn. domyślałem się co to ma być, ale pewności mieć nie mogłem. Natomiast sam termin [tuż przed świętami] odebrałem, jako czystą złośliwość. Wiadomo jak wtedy jest i wszyscy zainteresowani pojawieniem się jako ewentualni świadkowie mówili –„Adam, ok. ale nie taki termin”. No i dałem wezwanie do wglądu kancelarii adwokackiej. Prawnik nie zostawił na formalnej stronie wezwania suchej nitki – jego uwagi przerosły moje oczekiwania, gdyż pismo z zastrzeżeniami liczyło 3,5 strony formatu A4.
Szczerze mówiąc, zrobiłem to bardziej dla komfortu psychicznego, że coś działam, gdyż w zasadzie byłem pewien, iż zignorują te uwagi. Stało się jednak inaczej. Otrzymałem kilka dni temu wezwanie na 10 lutego, na godzinę 15.00. Godzina jest nadal wredna, ale co tam. O, tym razem koperta zawierała bumagę grubą jak zeszyt. Krótko mówiąc zasadzili się na mnie tym razem, jak kłusownicy z ościeniem na troć 🙂 Jakby mi takie cudo przysłali z wezwaniem na 21 grudnia, to bym się nie wywinął od pierwotnego terminu.
W tych sądach koleżeńskich lipne jest wszystko. Począwszy od tego, że wzywany może się nie stawić i co najwyżej dostanie informację o wyroku, a skończywszy na tym, że nikt z ewentualnie partycypujących w sprawie [świadkowie, eksperci] nie mają obowiązku się stawić. Nikogo więc nie da się wezwać ,strasząc jakimiś sankcjami. W związku z tym nie tyle wzywam ile zapraszam 10 lutego w czwartek na godz. 15.00 do siedziby PZW Okręg Kraków ul Bulwarowa 43:
– jako świadków, tych którzy podpisali petycję [ tu już trochę ludzi się zapowiedziało]
– jako świadków tych, którzy chcą wyrazić swą opinię na temat bogactwa rybostanu Wisły, a w szczególności miodów jakie są w temacie ryb drapieżnych
– zapraszam Prezesa Fornalika jako świadka [oczywiście stosowne, personalne zaproszenie też będzie skierowane – ciekawe czy się pojawi?]
– zapraszam jako ekspertów ichtiologów, w tym tych, którzy podpisali się pod petycją [jeden już zadeklarował obecność]
– zapraszam przedstawiciela WFOŚiGW [stosowne zaproszenie już zostało wysłane].
Oczywiście, jak to się tam nie potoczy, nie oznaczać to będzie, że sprawa zakończy się na amen. Ale tak, jak kiedyś pisałem – tu się nic szybko nie podzieje. Nie ma co się stroszyć na próżno, nie mniej gdyby temat znalazł miejsce już w stosownym sądzie niezawisłym, a nie w związkowym, to co niektórzy działacze mogą mieć spory tzw. dysonans poznawczy 🙂 W każdym razie kasacja ewentualnego, negatywnego dla mnie wyroku sądu koleżeńskiego byłaby na bardzo dalekim planie z kilku powodów, a m. in. i takiego, że nie wiadomo, czy za jakiś czas PZW będzie mi do czegokolwiek potrzebne.
16 grudnia na stronie sejmu można było obejrzeć nagranie z posiedzenia Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi, odnośnie planów zarządzania wodami śródlądowymi. Było to tzw. wysłuchanie strony społecznej, oraz organów państwowych [Wody Polskie, PZW, stowarzyszenia hodowców ryb itp.]
Transmisja wciąż jest do oglądnięcia na YT, sam miałem zamiar zobaczyć ją całą ale nie zdzierżyłem. Nie wiem z jakiego klucza delegowały poszczególne zainteresowane podmioty swoich przedstawicieli, ale tam był jeden wielki bełkot. Nie wiem, czy to obecność kamer i świadomość, iż może to oglądać sporo osób, powodowały zauważalną tremę wypowiadających się, czy jakiś inny czynnik. Nie chce mi się po prostu wierzyć, że osoby realnie coś znaczące w takich podmiotach, to ci, którzy byli obecni na tym spotkaniu. Nie wiem, może kogoś pominąłem, kto miał rzeczywiście coś do powiedzenia i artykułował to w sposób jasny i klarowny, ale takie mam odczucia. Po wysłuchaniu paru „krasomówców” dotrwałem w końcu do wystąpienia przedstawiciela PZW. Niespecjalnie różnił się od pozostałych prelegentów, więc nie ma się co pastwić, natomiast wydźwięk opinii jaką tam zaprezentował, jest wg mnie kwintesencją tego, jak funkcjonuje PZW. Mój kolega nawet napisał, że te słowa przejdą do historii polskiego wędkarstwa. Zacytuję: „My jako Polski Związek Wędkarski ciągle nie bierzemy udziału w niektórych sytuacjach, ponieważ my sobie bardzo radzimy i tak naprawdę prosimy żeby się nikt nie wtrącał”…
Proponuję nie skupiać się na nielogicznym początku, tylko na końcówce tej jakże niewiarygodnie szczerej wypowiedzi.
Pozwalając sobie na ocenę omawianego spotkania: jedyną konkluzją, jaka się chyba nasunęła organizatorom, jest to, że stawy, jeziora, rzeczki i rzeki przy znikomych nakładach przynoszą kupę kasy.
Czy to oznacza, że PZW zostanie wyrzucony z siodła monopolisty wodnego? Byłbym ostrożny. Oczywiście jeśli nawet, to nie stanie się to za rok, czy dwa [koniec operatów], choć z drugiej strony obecna władza jest w stanie wyharatać kasę skądkolwiek, nie oglądając się na jakiekolwiek prawo. Nie mniej PZW to nieprawdopodobnie silne lobby. Fakt, co do którego podchodziłem kiedyś z rezerwą, a dziś biorę za pewnik, jest taki, że obok jeszcze kilku tego typu „nisz”, to teren zawłaszczony przez ludzi, którzy naprawdę wiele mogą. Ja, być może popadając w przesadę, twierdzę, iż wszystkie te zarządy, to swego rodzaju parawany, atrapy i zarządza tym ktoś, kogo nie widzimy. Nikt nie ma wątpliwości, że do lat 90-ych wśród wszelkich włodarzy związku dominowała milicja i SB-cja, że tak to nazwę. Z moich obserwacji wynika, iż obecnie związek jest zdominowany przez mundurówkę wojskową wszelkiej maści. Kiedyś o weryfikacje moich spostrzeżeń zapytałem człowieka, który jest naprawdę blisko ZG PZW. I potwierdził moje spostrzeżenia, wymieniając nawet WSI… Warto zwrócić uwagę, że pod koniec lat 80-ych rozgorzał „po całości” konflikt między SB-cją, a właśnie WSI, które to starcie ta ostatnia instytucja w cuglach wygrała i [chyba] mocno kreuje naszą rzeczywistość nadal, i nie mam na myśli tylko tej wędkarskiej.
Nie można wykluczyć, że rzeczywiście pierwotny zamiar jest taki, żeby odebrać PZW ile się tylko da, ale jak już poza kamerami dojdzie do spotkania osób, które rzeczywiście mają coś do powiedzenia, to może się okazać, że związek nie będzie tknięty. Podam tylko dwa przykłady, pokazujące jak zdesperowani są działacze PZW w obliczu powolnego końca i idą już po przysłowiowej bandzie, albo jak czują się mocni. Kwestia interpretacji.
Przykład pierwszy: w okręgu poznańskim pod koniec minionego roku zarząd wpuścił rybaków na jeziora. Zrobiła się straszna siara, bo z wędkarskiego punktu widzenia, skutek jest oczywisty. Kilku prezesów kół oprotestowało działania okręgu i …podobnie jak ja mają postępowanie dyscyplinarne.
Przykład drugi. W PZW była rozciągnięta w czasie od 2020r próba przewrotu i odwołania obecnego zarządu. Nawiasem mówiąc w mojej ocenie super beton, chciał odwołać obecny beton. No i „zamachowcy” uzyskali potrzebne do wniosku 1/3 głosów okręgów, by zwołać nadzwyczajne walne, celem poddania pod głosowanie odwołanie obecnego ZG. Oczywiście zarząd miał na to, jak mówi młodzież „centralnie wywalone”, mimo, że statutowo wszystko się zgadzało. Więc „zamachowcy” poszli do sądu, który przyznał im rację. No i z końcem 2021 [bodajże w listopadzie] takie zebranie się odbyło. Posiedzieli, pogadali o rosnących cenach i żadnego głosowania nie zrobiono, mimo, iż nakazał takie sąd, gdyż obecne władze PZW uznały decyzję sądu za – o ile pamiętam sformułowanie – niezasadną.
No i na szybko jeszcze dwie refleksje pokazujące mocną albo słabnącą pozycję PZW. Zależy jak interpretować. Przy ZG PZW pod koniec roku pojawiły się trzy wakaty. Nic w tym dziwnego, tylko były wynikiem nie tego, że ktoś umarł, tylko…zrezygnował. Pytanie dlaczego?
A druga kwestia – jak pewnie wiecie bo temat już nie nowy – redaktorem naczelnym WW jest teraz Jacek Kolendowicz. On wprawdzie zawsze był bardziej powściągliwy w dosadności wypowiedzi na temat PZW w stosunku do nie bawiącego się w dyplomację Marka Szymańskiego. Nie mniej…
Ale za to zupełnie „rozwaliło” mnie pojawienie się w redakcji WW Darka Duszy, który w swoim czasie bluzgał na związek znacznie bardziej niż ja, biorąc pod uwagę zasięg ówczesnego Wędkarskiego Świata. Zastanawia mnie, co tak wpłynęło na jego postawę?
Tak, że różnie może być. Nie mniej zrobiłem rachunek sumienia i zakładając, jak głoszą różne plotki, że PZW straci wody płynące, to wprawdzie z bólem w miesiącach styczeń – luty, ale ja samą Wisłą jestem w stanie obskoczyć moje całosezonowe wędkarskie potrzeby. Szkoda mi będzie okoni, bo w wodach płynących okręgu nie mam na nie szans [nawet nie na te duże tylko w ogóle], szkoda mi będzie płoci i wzdręg na wiosnę, choć patrząc jak to się wszystko ma, to niedługo ani zbiorniki Przylaska, ani Bagry też mogą nie być w orbicie moich zainteresowań, gdyż na przestrzeni ostatnich 3-4 lat ilość krasnopiór 30+ drastycznie spadła…
Ja jeszcze raz napiszę, bo niektórzy nie rozumieją mojej niechęci do PZW, oraz sympatii [której nie mam] dla np. Wód Polskich. Może nie w każdym okręgu jest taka lipa, nie mniej PZW ma dwie zasadnicze wady, nie dające po prostu nadziei, że w naszych wodach będzie więcej ryb, że coś się zmieni:
– działacze wybierani są de facto na wieki wieków
– działacze wybierają się spośród siebie
Natomiast inaczej wygląda to w sferze publicznej. Wszelkie stołki jakie są w Wodach Polskich [podobnie jak w każdej innej budżetowej instytucji] mają trochę inny „żywot”. By to wytłumaczyć muszę zrobić dłuższą wypowiedź. Niezależnie kto jest po 89r u koryta, prowadzi politykę, polegającą na tworzeniu w budżetówce posad różnego szczebla, by nagradzać tych najbardziej aktywnych członków partyjnych czy sympatyków. Ciekawe jest to, iż kolejna, niby inna opcja, która dochodzi do władzy, na ogół nie wywala w danych instytucjach przedstawicieli opcji poprzednio zwycięskiej, tylko przy tej instytucji, tworzy nowe funkcje i obsadza je swoimi, albo tworzy równoległe do istniejących instytucje i tam lokuje swoich. I tak w kółko. Efektem tego jest stan rzeczy taki, że każdy w najbliższej rodzinie ma kogoś [męża, dziadka, ciotkę], którzy w tej budżetówce robią – no i wszyscy się boją jakichkolwiek realnych ruchów w stronę zlikwidowania tego cyrku, co finalnie widać w każdych kolejnych wyborach.
Ale wracając do stołków. Ich funkcjonowanie też jest obliczone na długi żywot, nie mniej o ile sama funkcja ma być „długodystansowa”, to osoba zajmująca dane stanowisko musi się liczyć z usunięciem, przez instancję nadrzędną, choćby po to, by zadowolić niezadowolonych. Przez niezadowolonych rozumiem np. szeroko rozumianą opinię społeczną. PZW kompletnie nic sobie nie robi z żadnych uwag, sugestii, próśb, namacalnych przykładów, czy nawet decyzji sadowych o ile dotyczą związku jako całości [czyli jak w cytowanej wyżej wypowiedzi – my radzimy sobie tylko niech nikt nam się nie wtrąca]. Nie ważne, czy uwagi płynął od jakichś grup, czy pojedynczych osób.
Najlepszym przykładem jest petycja jaką złożyło prawie 200 osób. W PZW machnięto nam przed nosem statutem, czyli dano do zrozumienia byśmy poszli się bujać. Nie wyobrażam sobie, bo sam pracuję m.in. w budżetówce, że nikt by nie zastrzygł uszami, gdyby w skali kilku powiatów [obszar okręgu], powstała jakaś tam petycja, którą podpisałaby taka ilość ludzi, a co dopiero większa. Zaraz, choćby dla spokoju doszłoby do konsultacji i właśnie wysłuchania strony społecznej. I pewności nigdy nie ma, nie mniej uważam, że w przypadku Wód Polskich, gdyby ich dotyczyła nasza petycja – w najgorszym wypadku padłaby oficjalna, ogłoszona wszem i wobec deklaracja, że od 2022 na bank przywracamy stare okresy ochronne. No, może dla udelektowania wkurzonych, dorzuciliby coś jeszcze? Oni na tym [wędkarstwie] też w swojej masie nie będą się znać, nie będą się na serio interesować, ale będą chcieli mieć spokój, a konkretne osoby będą usuwalne.
To jest właśnie ta różnica.
I jeszcze taki temat.
W przeciwieństwie do kolegów, aż tak bardzo nie emocjonowałem się totalną demolką rzeczki Racławki. Choć fakt – stała się rzecz straszna. Ja w ogóle po pierwszej informacji myślałem, że to dopiero zamysł, a tam już po dnie jeżdżą kopary i spychacze. Partycypują w tym przedsięwzięciu głównie Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska oraz Zespół Parków Krajobrazowych i właśnie Wody Polskie. Niby w komunikacie piszą, że ingerencja – polepszenie dojazdu dla ewentualnych służb ratunkowych, zmniejszenie prawdopodobieństwa podtapiania okolicznych domów itd., że robią wszystko w oparciu o rytm przyrody czy jakoś tak, ale chyba nikt nie wziął pod uwagę rytmu samej rzeczki [wszystko dzieje się w rezerwacie]. Otóż obecnie Racławka jest, a raczej była JEDYNYM ciekiem w zlewisku Rudawy, gdzie w skali zauważalnej ma miejsce naturalne tarło pstrąga potokowego. Co więcej, kilku znajomych od jakiegoś czasu to tarło bardzo mocno wspomagało.
Te wszystko zostało rozjechane na amen.
Oczywiście o tym konkretnym, jak i innych podobnych wypadkach można pisać i pisać, rozważając, jak i czy można tego było uniknąć. Ale na dziś wystarczy.
Dlatego nie oglądając się na wszystko, należy powoływać lokalnie własne organizacje, niekoniecznie z zacięciem na przejmowanie wód, ale monitorowanie działań podmiotów za nie odpowiedzialnych.