Trochę wahałem się o czym pisać. Wędkarsko mam się czym pochwalić, ale wczoraj byłem na Bulwarowej, na przesłuchaniu. Przesłuchanie to dobre słowo. Zostałem wezwany jako świadek, lecz bez podawania w jakiej sprawie. Oczywiście zainteresowanych wędkarzy rzecznik okręgu nie wpuścił. Wszedł ze mną tylko mój pełnomocnik.
Jakie wrażenia? Generalnie chyba nie spełniłem nadziei przesłuchującego. Po wykonanym z odpowiednim namaszczeniem odpytaniu mnie i mojego pełnomocnika z danych osobowych [syn tego a tego itd.], danych adresowych zaczęło się przesłuchanie. Odpowiedziałem tylko na pytanie nr 1 – od kiedy jestem rzecznikiem dyscyplinarnym koła w Liszkach. Pytanie to mnie o tyle zdumiało, iż byłem głęboko przekonany, że dawno jestem odwołany.
Ja przypomnę, że koło w Liszkach powstało w 2021r, w bardzo „specyficzny” sposób, rotacja w funkcjach, w pierwszych tygodniach była zaskakująca. Koło miało być ostoją wędkarskiej normalności. Nie wiem, czy spełnia ten warunek, ale chyba dobrze, że powstało, gdyż przynajmniej na etapie poczatkowym, skupiło wędkarzy próbujących wlać jakąś świeżą myśl. Wprawdzie dość szybko chyba spasowano, ale…
Skąd ja się tam wziąłem? Ano, dałem się namówić kolegom, głównie prezesowi. Nie wiem po co mi to było, bo mocno sobie postanowiłem w 2019r, że już nie będę tracić czasu na żadne funkcyjne chocki – klocki w PZW. Ale chyba postanowiłem za słabo. No i przyszedłem na zebranie. Przy 16 czy 19 obecnych wyartykułowałem kto jestem, jaki mam stosunek do obecnego kształtu PZW i uprzedziłem o tym otwarcie, zachęcając wręcz wszystkich, by się dobrze zastanowili, jak będą głosować. Zapadła głucha cisza, chyba skonsternowanych tak szczerym coming out`em, po czym jednogłośnie mnie wybrali…Nie ma co tryumfować – konkurencji nie było. Tydzień wcześniej jakiś ochotnik na to stanowisko spasował.
Problem pojawił się z chwilą petycji o przywróceniu okresów ochronnych sandacza i bolenia. Ścieżki moje i prezesa koła Liszki rozeszły się mimo, że i on też petycję podpisał. Nawiasem mówiąc podpisał ją jeszcze jeden prezes innego koła i jeszcze jeden wiceprezes. O tylu wiem.
Ale przejdźmy do przesłuchania. Trochę szczerą, a trochę udawaną niewiedzą udało mi się taktycznie odwrócić bieg spotkania, który był z góry zaplanowany. Mianowicie powiedziałem, że chętnie udzielę odpowiedzi na wszelkie pytania, tylko po proszę o nie na piśmie. Rzecznik, jak się spodziewałem – odmówił. Wszystko było obliczone na wybadanie intencji i zaraz się okazało, iż całe zapraszanie mnie jako świadka w sprawie cofnięcia okręgowi dotacji, miało być takim proceduralnym teatrzykiem, gdyż rzecznik miał już gotowca z zarzutami, którego od razu mi przedstawił.
Zamieszczam Czytelnikom do wglądu skany protokołu przesłuchania, jak i zarzuty do których mam się ustosunkować, co uczynię. Zamazałem tylko niektóre dane osobiste.
Proszę zwrócić uwagę na język.
Podsumowując. Co do samego spotkania czy wydźwięku obu prezentowanych pism – może już nie zdzierają paznokci, nie mniej klimat późnego Gomułki nadal czuć. Ja nie mam złudzeń, że ludzie na wysokich funkcjach PZW święcie wierzą w swoją misję, a poparte jest to czymś na bank, bo nie wierzę, że tylko satysfakcją ze społecznej pracy. Oni się nie zmienią i o żadnym dialogu z wędkarskim, że tak powiem – proletariatem – mowy nie będzie. Mamy się uśmiechać, merdać ogonem i aportować. I oczywiście płacić składki.
A cała akcja wg mnie jest wypadkową wyborów, jakie w PZW wkrótce będą mieć miejsce. Wprawdzie nie sądzę, by włodarze okręgu obawiali się, że będę kandydować [nie mam zresztą takiego zamiaru] i jakimś cudem wywrotowiec Kozłowski zostanie delegatem. Natomiast powodem próby ukarania mnie jest jedna z dwóch przyczyn:
– albo to rozpaczliwy chwyt obecnego zarządu, który próbuje pokazać, że broni „dobrego imienia okręgu” [cokolwiek to znaczy] i próbuje przez to podkreślić, że wciąż ma kontrolę nad wszystkim i nikt nie będzie im podskakiwał…
…lub [co jest całkiem realne]
– to działanie tych, co poczuli krew i już stoją w lukach startowych po stanowiska, gotowi wywalić obecnych włodarzy, którzy [co pewnie jest tak przedstawiane] – zbagatelizowali petycję blisko 200 ludzi, a potem dali się zaskoczyć
Ja coś takiego przerabiałem tylko zupełnie nieświadomie 10 lat temu, gdy obecna wierchuszka usuwała swoich poprzedników.
Tak czy inaczej sprawa w toku. Z jednej strony ciężko naprawdę się nie uśmiechnąć nad tą karykaturą, z drugiej smutno. Zazwyczaj niekoniecznie proszę o takie rzeczy, ale wrzucajcie to na komunikatory, niech wieść się niesie. Może jeszcze kilka osób dojdzie do wniosku, że przy takim PZW, to za kilka lat zostanie jedna sensowna ryba na kilka kilometrów Wisły.
Przy okazji chciałem podziękować obecnym ze mną w tym dniu wędkarzom, tym bardziej, że to były tuzy krakowskiego spinningu. Niektórych właśnie przy tej okazji pierwszy raz widziałem na oczy. Sam fakt, iż wspierają mnie takie postaci i podzielają moje działania, utwierdza mnie w poczuciu, że jednak mnie nie pogięło. W każdym razie wokół PZW chyba zaciska się jakaś pętla w skali kraju o czym w następnym wpisie.
P.S. 1 Niezmiernie dziękuję czterem strażnikom, którzy do mnie napisali, że jak mnie wywalą ze związku, [co takie pewne nie jest, choć zamiar taki jest na bank], to gdybym z oszczędności [która mi na szczęście nie grozi] nie opłacał wyższej składki, to u nich mam carte blanche. Dzięki chłopaki!
P.S. 2 Jak ktoś nie był w jądrze ciemności na Bulwarowej, to poniższa fotka jest zrobiona specjalnie w holu głównym. Celowo na tle tych obrazów – zwróćcie uwagę. To poprzedni prezesi – klimat zaiste bizantyjski. Uszczypliwie zauważę, iż pierwsze dwa portrety [lub trzy – nie pamiętam], to twórcy przedwojennych towarzystw wędkarskich. Ciekaw jestem, co by powiedzieli, widząc ten poziom arogancji, ignorancji i cynizmu…
Jedna odpowiedź
Panie Adamie gratuluje kolegów! Działania PZW są oczywiście żałosne i szkoda nawet sie nad nimi pochylać. Niestety ten relikt PRLowski, wciąż zywy jak widać, kasa ponad wszytko, reszta się nie liczy ma siedzieć cicho i płacić. Poziom tupetu, ignorancji i arogancji u Pana Ku.rka nie do opisania. Nie przyszło Panu do głowy, ze skoro nie dostał Pan dotacji to moze coś było nie tak z waszej/pzw strony? Oczywiscie, ze przyszło, ale to nie ważne, wazne by kasa sie zgadzała a moze motłoch i wedkarskie prostaki tam na „dole” (czyli my zwykli wedkarze) się nie zorientują, bo przecież jakby byli sprytni jak to by nie byli tam tylko tu gdzie MY – wielcy „włatcy polskich fód”. Bo przecież wy tam na sczycie nie rozumiecie, ze jest jeszcze coś takiego jak zwykla ludzka UCZCIWOŚĆ i HONOR.