To jest taki bardzo, bardzo spóźniony wpis. Początkowo miałem zamiar dodać go gdzieś na starcie lutego. Ale sam mam takie „wyniki”, że odwlekałem, odwlekałem, aż uznałem, że trzeba pogodzić się z rzeczywistością: nic nie złowiłem na wodach, które odwiedziłem. Bo trudno nazwać czymś szczególnym kilkanaście okonków i trzy mikro szczupaczki… Niektórzy moi koledzy uzyskiwali wyniki znacznie, znacznie lepsze.
Pierwszą fotkę z otwarcia sezonu przysłał Brandy. Zdjęcie jest fatalne i sam rybie dałem max. 35cm. Dopiero jak zobaczyłem filmik z wypuszczania zdobyczy, to wątpliwości już nie było – klenisko miało lekko z pół metra. Tak, że San mocno uśmiechnął się już z początkiem roku.
Kleń został złowiony na przynętę Drago Worm Fishchaser [największy model].
Kolejne relacje z rybami przysłał Zygmunt. Poniższa fota nie jest retuszem, ani przepuszczeniem obrazka przez jakiś program. Tak lało/sypało na Pomorzu.
Pstrągi ponoć strajkowały ale inne ryby, a głównie lipienie już nie.
Kolega raczej się nie nudził, bo z ilości fotek należy sądzić, iż ryba była aktywna.
Piękne klenie ze swoich stron nadesłał także Rafał. Trochę czasu poświęcił małej rzeczce, ale w końcu trafił na powtarzalną miejscówkę. Poniżej prezentuję jedną z wielu ryb.
Na naszym, około krakowskim podwórku to już miodów nie było. Ja bym nawet nie zwalał na zimę, która była taka całkiem normalna jak jeszcze z 20 lat temu. Oczywiście warunki niekoniecznie zwiastowały jakikolwiek wynik, bo śniegu stopniało w tym roku niemało, ale i tak blado wypadaliśmy na tle uczestników ligi, łowiących w innych okręgach.
Podziwiałem Weronikę nad Prądnikiem. Wprawdzie na zero, ale w warunkach…
Z nostalgią oglądałem fotkę, przypominając sobie moją, jak to się mówi – lepszą połowę. Kiedy była ze mną na rybach? Nie pamiętam…Więcej nie piszę, bo Agnieszka czyta czasem moje teksty.
Z racji tego, że zarówno aura, ale też i wyniki śmiałków nad naszymi „pstrągowymi” wodami nie napawały optymizmem, ludzie trochę z nudów zaczęli się zbroić na potęgę.
Gdyby oprzeć się tylko na zdjęciach nadsyłanych przez kompanów, to rozpoczęty sezon będzie rokiem żab, myszy, szczurów itp. wynalazków 🙂
Z dużym niepokojem obserwowaliśmy pobliskie zbiorniki. Wydaje mi się jednak, iż w porównaniu z rokiem 2016/17 presja „dziadów” na lodzie była raczej mała. Od czasu do czasu ktoś tam łowił niezłe ryby, które na szczęście wracały do wody.
Piękną płoć spod lodu wyjął Rafał, ale chyba z powody mrozu i zaparowania obiektywu, fotka wyszła bardzo marnie, więc jej nie pokazuję.
Kiedy w końcu wody ciut się oczyściły, okazało się iż pstrągi biorą tylko na jednej z rzeczek.
Najpewniej na pozostałych są ich znikome ilości albo, jak na Krzeszówce – nie ma ich wcale. Ponieważ moja żona złamała nogę i mogę pomarzyć o choćby ciut dalszych wyjazdach, to z zazdrością oglądałem nawet niewielkie rybki.
Sam zaliczyłem pięć wypadów po około dwie godziny na poszczególne odcinki no kill na Krzeszówce. Jednym słowem – dramat. Nie wyjąłem ryby. Tylko za pierwszym razem w tym epicentrum największych mrozów, ku mojemu zdumieniu miałem na kiju około 40cm [może nawet ponad] bardzo grubego potokowca. Ryba przy trzeciej próbie podebrania wypięła się. I tyle. Dziś kiedy to piszę zaliczyłem dwa brania rybek tak maleńkich, że nie rozpoznałem nawet gatunku, choć jeden to na 90% okonek. Podobnie jak w latach 2016/17 i bodajże 2018/19 po krótkich, na ogół dwutygodniowych okresach z silniejszym mrozem, teraz po prawie miesiącu – woda jest zupełnie pusta. Rozmawiałem z kilkoma wędkarzami – potwierdzili moje spostrzeżenia. Słyszałem o pojedynczych miarowych rybach, ale już poniżej połączenia z Rudawą. I to takie dla mnie nie do sprawdzenia informacje. Na zabierzowskim no kill, nikt ze znajomych, którzy odważyli się poświęcić tam czas nie wyjął ryby. Co gorsza – nikt z ludzi, z którymi rozmawiałem, nie miał nawet domniemanego kontaktu…
O ile jakoś tak spokojnie wszedłem w sezon, mimo, że bardzo późno byłem po raz pierwszy na rybach, to po 15 lutego już mną trzęsło. Ja w najczarniejszych wizjach nie przypuszczałem, że będę się dowartościować, łowiąc mikro okonki na leśnym bajorze.
Już nawet nie jestem w stanie powiedzieć z głowy, kiedy byłem tam po raz ostatni z wędką. Po prostu nie ma już po co, bo pewnie 90% ładnych kleni, jakie tam sobie żyły i rosły, skończyło w garach dziczy z kartami wędkarskimi. Coś tam pływa , a długość życia ryby wyznacza jej zdolność do skutecznego połknięcia dendrobeny w najczęściej stosowanym rozmiarze. W każdym razie nie spodziewałem się, iż tak bardzo rozemocjonuje mnie pierwsze pewne, a niezacięte branie; ile radości da pierwsza rybka roku…
Ale jak napisałem – po pierwszym zachwycie, ciężko było się entuzjazmować kolejnymi podobnej wielkości okonkami i szczupaczkami z zeszłorocznego tarła…
Jedyną grubą rybę złowił Tommy. Kolega wyciągnął go na Rabę.
Oczywiście zaliczyli zero kontaktu z pstrągiem, nie mniej w akcie desperacji, kolega założył jakąś sporą gumę na 7g, gdy zatrzymał się nad jakimś zastoiskiem. No i doczekał się potężnego strzału, a potem emocjonującego holu [plecioneczka 0,04mm]. Zaliczył bolenia 65+.
Ryby nie mierzył, gdyż była mocno wypompowana długim holem. Sam łowca z niesmakiem skomentował przypadkowy przyłów, a ja sam pokazuję rybę, gdyż z perspektywy obecnych [tfu!] nowatorskich zmian w naszym okręgu, ryba jest złowiona legalnie. Normalnie dostała by w pałę jak nic.
P.S. Temat petycji skomentuję nie co później, gdyż wprawdzie wnioski nie są wesołe, to jednak ciągle wypływają kolejne ciekawostki o naszym, jak i innych okręgach.
2 odpowiedzi
Moje wyniki podobnie marne. Podczas ośmiu krótkich wyjść (3xPrądnik, 1xWilga, 3xStradomka, 1xRaba) na kiju dwa pstrągi których nie udało się wyjąć i jedno wyjście pod sam brzeg. Co ciekawe ten większy, na oko całe 25 cm, wziął w Stradomce(!).
Miało być tych 'wypraw’ nad Rabe więcej, ale moja najlepsza zeszłoroczna miejscówka została zimą zamieniona w kanał. Będąc tam na otwarciu sezonu w pierwszej chwili myślałem, że się zgubiłem i szukałem swojego zakrętu kilkaset metrów :).
Piękne zdjęcie tego mikro bajorka, podoba mi się!