Może nie w tym roku, ale generalnie wiele osób z Polski licznie wypoczywa w Grecji. Nierzadko są to wędkarze jak my. Zastanawiają się co tam może robić człowiek z wędką? Ja sam mam pewnie dość zawężone spojrzenie odnośnie wędkarstwa w tym kraju. Kłopotem jest chyba głównie język. Mam kolegę, który jest pół Grekiem – pół Polakiem i sam twierdzi, że nie ma się co czarować – znajomość obcych języków wśród Greków jest taka jak u nas. Czyli szału nie ma. Jasne – w większym mieście, w hotelu, wśród młodych osób ludzie mówią po angielsku, niemiecku. Ale to pozory. Osobiście w Grecji nie byłem, ale moje doświadczenia na południu Francji, czy we Włoszech są takie, że o ile mam wrażenie – nas krępuje nieznajomość angielskiego, to miejscowi mają to w nosie. Chcesz się dogadać, to naucz się włoskiego/francuskiego. Czy tak jest w Grecji – nie wiem. Jest jeszcze drugi kłopot: alfabet. Przykładowo: w języku francuskim, jak gdzieś sobie zapiszę jak jest wędka, przynęta, taka czy inna, gatunek ryby, to z grubsza mogę się pokusić o ogólne zrozumienie tekstu pisanego, ale litery to Grecy mają takie nie od parady. Jestem w tym szczęśliwym położeniu, że długie lata ucząc się rosyjskiego, który ma alfabet prawie identyczny jak język grecki, całkiem płynnie czytam w tym języku. Niestety jestem w sytuacji, jak historycy próbujący odczytać pismo linearne typu A [w uproszczeniu – taki język poprzedzający starożytną Grecję] – znają poszczególne znaki i odpowiadające im sylaby, ale ni hu – hu, nic nie rozumieją. Więc zostają obrazki. Na YT za wiele tego nie jest jeśli idzie o wody słodkie. Dla mnie Grecja to tylko jakiś tamtejszy gatunek brzan łowionych na spore wirówki i tyle. No może jeszcze świadomość , że na północy mają jakieś strumienie pstrągowe. Poniżej zapraszam więc do przeczytania wywiadu z Jackiem, który popróbował łowienia w greckiej rzece. Jak to na wakacjach z rodziną, skromne to były doświadczenia, nie mniej dające jakiś punkt wyjścia i dla niektórych być może zachętę, by do Grecji zabrać wędkę, nie tylko z myślą o morzu.
Adam Kozłowski: Wiem, że na łowienie poświęciłeś tylko dwa wypady, jeden nad morze i jeden nad rzekę. Łowiłeś już kiedyś wcześniej w Grecji, czy w rejonie Morza Śródziemnego?
Jacek Śmietana: Nigdy wcześniej nie łowiłem poza Polską, a wody w Grecji czy to morskie czy śródlądowe to była dla mnie całkowita nowość. O ile łowienie w rzece w Grecji nie różniło się od łowienia w Polsce, to do łowienia w morzu nie wiedziałem jak się zabrać i pewnie stąd też mizerne efekty.
AK: Morze w tamtych rejonach mamy zazwyczaj bardzo blisko. Nigdy w Grecji nie byłem, ale kojarzy mi się [może fałszywie] z bardzo suchym krajem. Daleko miałeś do rzeki? Czy po drodze były jakieś inne, ewentualnie jakieś wody stojące?
JŚ: Miałem podobne wyobrażenie, ale jest ono właściwe dla terenów Grecji dużo bardziej na południe. Ja wypoczywałem na południe od Riwiery Olimpijskiej w maleńkiej miejscowości Kokkino Nero w rejonie masywu Ossy zwanego też Kisawos. Teren ten jest częścią Tesalii. Nie jest on porośnięty może lasem który znamy z Polski, niemniej jednak całe wybrzeże pokryte jest zagajnikami, zaroślami i plantacjami drzewek oliwnych i jadalnych kasztanów. Ogólnie jest całkiem zielono, a bliskość gór zapewnia wspaniały mikroklimat. Do rzeki miałem stosunkowo niedaleko bo jakieś 20 kilometrów. Była to największa rzeka Tesalii – rzeka Pinios. Płynie ona przez przepiękny wąwóz Tempe, który stanowi naturalną granicę pomiędzy Macedonią (grecką) a Tesalią. Bliżej, jakieś 9 kilometrów od Kokkino Nero w miejscowości Stomio znajdują się niewielkie odnogi rzeki Pinios, która wpada do morza szeroką aluwialną doliną. Odnogi te przypominają starorzecza Wisły, pełne są niewielkich rybek, z większych wypatrzyłam dość pokaźne klenie.
AK: Zanim wrócimy do samych ryb i wędki; orientowałeś się jak wygląda kwestia przepisów odnośnie wędkowania? Chodzi mi głównie o rzekę?
JŚ: Do łowienia w morzu z brzegu nie potrzebujemy żadnych pozwoleń czy tez licencji. Przynajmniej jeśli chodzi o obywateli UE. Trochę musiałem poszperać jak to wygląda w przypadku rzek, mało kto z Polski łowi w rzekach w Grecji. Informacje czerpałem ze strony https://www.angloinfo.com/how-to/greece/lifestyle/sports-leisure/fishing . Wynika z niej, że podobnie jak w przypadku łowienia w morzu do łowienia w rzekach nie są potrzebne żadne licencje czy pozwolenia. Są jakieś wyjątki dotyczące szczególnych łowisk, ale generalnie łowimy bez dodatkowych pozwoleń. Ja spotkałem się z jednym znakiem dotyczący zakazu połowu ryb w wodzie słodkiej ale dotyczył zakazu połowu z mostu.
AK: Na pierwszy rzut oka, na zdjęciu, rzeka skojarzyła mi się z Sołą. Czy jeśli chodzi o otoczenie, wodę, rodzaj dna – widziana z bliska – ona była podobna do jakichś naszych rzek? I jaka termika wody?
J.Ś: I tak i nie tzn. są odcinki na których Pinios rozlewa się dość szeroko i wtedy faktycznie bardzo przypomina Sołę, ale przez większą cześć terenu który poznałem, rzeka ta płynie dość ciasnym wąwozem (wąwóz Tempi) i wtedy jej głębokość jest spora i nurt wyraźnie zwalnia. Na tych głębokich spokojnych fragmentach nie miałem niestety brań, ale mój pobyt nad tą rzeką niestety był zbyt krótki, by połowić dłużej na tych odcinkach. Jeśli chodzi o termikę wody to była dość wysoka oprócz odcinków gdzie wpływały do niej niewielkie górskie cieki niosące przeraźliwie zimną wodę jak np. przy kapliczce Paraskewy w wąwozie Tempi. Generalnie to wg polskiej klasyfikacji Pinios na odcinkach na których łowiłem to woda klenia i brzany i te dwa gatunki ryb tam dominowały.
AK: A tak wizualnie to rzeka sprawiała wrażenie rybnej?
JŚ: Zdecydowanie tak. Kapliczka Paraskawy przy której łowiliśmy była po drugiej stronie rzeki od parkingu. By do niej przejść, wcześniej trzeba pokonać wiszący mostek nad rzeką. Stamtąd mieliśmy świetny widok na stadka kleni mniejszych i większych. Dodatkowo widać było zbierające i lusterkujące rybki w nurcie. Strasznie żałowałem że nie zabrałem muchówki bo odcinek przy kapliczce świetnie nadawał się na muchowanie, zwłaszcza na podanie suchej muchy. Ryby o czym się przekonałem reagowały dobrze na przynęty, które spadały na powierzchnię wody.
AK: Dwa pytania w jednym: jaka była wielkość ryb obserwowanych z mostu i czy można było się dopatrzeć, że to kilka gatunków?
Wśród wielu drobnych ryb zgrupowanych w stada kręciły się również dużo większe osobniki ok. 40 cm. W związku z tym że łowiąc miałem tam brania wyłącznie kleni, można przypuszczać że w większości były to klenie. Natomiast w nurcie rzeki, widoczne tylko gdy lusterkowały – były inne ryby, tutaj też przypuszczam że były to brzany, gdyż taką właśnie rybę „złowił” (była podczepiona za płetwę grzbietową) jeden z naszych młodych wędkarzy.
Innych gatunków niestety nie spotkaliśmy. Większe klenie widziałem również w jednej z odnóg Pinios, będących prawie wodą stojącą w miejscowości Stomio, to również były ładne ok. 40 cm ryby.
AK: Na co łowiłeś i co było najbardziej skuteczne?
JŚ: Najlepsze efekty miałem na malutkie obrotówki 0 i 1. Próbowałem też gum, szczególnie owadopodobnych. Nie było na nie jakiś szczególnych efektów. Brania o ile były, następowały najczęściej gdy przynęta zetknęła się w powierzchnią wody. Na woblery nie miałem brań. Być może gdybym więcej czasu poświecił na łowienie i zbadał większy kawałek rzeki mógłbym zweryfikować jeszcze swoje doświadczenia na tej wodzie. Patrząc na sposób żerowania ryb i charakter rzeki bardzo żałowałem że nie zabrałem z sobą do Grecji muchówki.
AK: Jak oceniłbyś ilość kontaktów, wyjętych ryb w stosunku do czasu który łowiłeś? To wygląda dość obiecującą, czy, jak to często bywa w zagranicznych wyjazdach i takim przypadkowym łowieniu – na trochę ściganie nie do końca wiadomo czego?
JŚ: Rzeka na odcinku na którym łowiłem wyglądała bardzo obiecująco. O wytypowaniu tego a nie innego odcinka zadecydowała widoczność żerujących ryb, które mogliśmy obserwować przechodząc mostkiem do kapliczki Paraskewy. Niestety samo łowienie rozczarowało pod względem dużych ryb. Podczas ok. 2-godzinnego wędkowania złowiłem ok. 8 kleni i wszystkie były niewielkie, do 25 cm. Być może gdybyśmy spędzili tam więcej czasu wyniki byłyby lepsze. Ciekawostka; klenie greckie mają jednolitą ciemnosrebrną kolorystykę, bez jakichkolwiek czerwonych akcentów. Na rybach przez cały pobyt w Kokkino Nero byłem raptem dwukrotnie, w tym godzinne wędkowanie w morzu na przynęty sztuczne (oczywiście bez jakiegokolwiek efektu). Niestety specyfika „wyjazdu rodzinnego” (każdy ojciec wie o co chodzi 🙂 nie bardzo nadaje się na poznawanie miejscowych łowisk i dłuższe, nawet poranne nieobecności. Już w drodze powrotnej przekraczałem rzekę Pinios kilka kilometrów niżej, niż miejsce w którym łowiłem (już poza wąwozem Tempi). Rzeka szersza, głębsza z fajnymi zatopionymi drzewami, aż chciało się zatrzymać, choćby na chwilę by wpuścić tam jakąś przynętę. Planujemy pojechać w tamte okolice również w przyszłym roku, wiec wtedy być może będę miał okazję jeszcze na niej dłużej powędkować z lepszymi efektami.