O tym, że na naszym odcinku no kill i całej Rudawie jest znów ponownie słabo, już wspominałem. Nawet dostałem sporo zapytań, czy wiem,co się dziej gdyż, nie tylko ja zauważyłem, że woda jakby opustoszała. I to prawie zupełnie. 9 kwietnia otrzymałem od jednego z Czytelników poniższy mail, który zamieszczam, gdyż wiele mówi na temat, który chcę poruszyć w poniższym wpisie. Opuściłem tylko dwa fragmenty listu, które nie dotyczyły wód naszego okręgu. Pan Michał napisał:
„Byłem dzisiaj na odcinku no kill na Rudawie przez około 3,5 godziny. Zacząłem od błoń zabierzowskich około 17,00 na wysokości mniej więcej Rogatego Rancza i powolutku doszedłem gdzieś w to miejsce 50.113266, 19.817092 (google maps). O ile woda w rzece wyglądała na dosyć czystą i przejrzystą to była pełna spływających butelek, brzegi na prawie całej długości błoń to istne wysypisko – masa butelek, parę martwych ptaków i taki – jak na moje oko, 4-o dniowy zdechły lis. Padlina to zdarzenia losowe, ale ilość śmieci na brzegach mnie przeraziła. Nie wspominając już o rybach. Nie jestem wytrawnym wędkarzem, więc możliwe że choć po prostu brakło mi umiejętności; próbowałem swoją muchówką wszystkiego – nimfy, streamery, nawet suchej muszki i nie tyle nie miałem kontaktu z rybą, co żadnej ryby nawet nie widziałem. Jedyne zwierzę jakie spotkałem podczas wypadu nad rzekę, to płynący z prądem bóbr. Odkąd zrobiło się trochę cieplej staram się wyskoczyć nad rzekę prawie codziennie tak na 2/3 godzinki zamiast siedzieć przed komputerem – mieszkam 500 metrów od rzeki więc co mi tam. Muszę przyznać że jestem niesamowicie zawiedziony. Zacząłem łowić ryby jeszcze z moim śp. ojcem 20 lat temu, po śmierci mojego ojca miałem 10 letnią przerwę i w tym sezonie postanowiłem odkurzyć sprzęt, ponownie wyrobić kartę wędkarską (poprzednią gdzieś posiałem) i pierwszy raz w życiu wykupić składkę Krakowską. Udało mi się ponownie nakręcić na łowienie młodszego brata, a nawet kolegę który nigdy wędkarzem nie był. Wypady nad wodę są przyjemne ale ryb jest jak na lekarstwo. Mięsiarstwo nas w ogóle nie interesuje, ryb nie lubię i nie jadam, wszystko co łowię zawsze wypuszczam, dlatego pokusiłem się o składkę pełną z odcinkami no kill na Rudawie […]i muszę przyznać że jestem niesamowicie rozczarowany. Na pewno połowa przyczyny naszych niepowodzeń to brak znajomości wody i bardzo długa przerwa w aktywnym wędkowaniu, ale +/- 17 godzin nad wodą w ciągu ostatnich 2 tygodni z wynikiem 2 chyba uklejki (nie przykładam większej wagi do tego jaka drobnica mi się trafi w przyłowie bo i tak wszystko wypuszczam) takie 6-7 cm i jeden potok który przy ujściu Rudawy odprowadził moją muchę wzrokiem to naprawdę za mało jak na potencjał krakowskich rzeczek […]
Przepraszam za mojego długiego maila i takie trochę wylewanie żali, ale moja dzisiejsza wycieczka nad no kill Rudawy przelała szalę goryczy. Żebym chociaż widział jakąś drobnicę przy brzegu to wiedziałbym że coś tam pływa […]
Czy mógłby mi Pan pomóc i podpowiedzieć gdzie tych ryb w Rudawie szukać? Nie liczę na takie wyniki jak na os San, ale tak chociaż z jeden kontakt na godzinę (nawet wzrokowy) przynajmniej by nie demotywował i utwierdzał w przekonaniu że na ryby to nie tylko w Bieszczady.”
Nie komentuję kwestii śmieci – ani pojedynczy wędkarz, ani całe PZW nie ma na to wpływu. Poza tym skąd są, jest jasne. Streszczając krótko moją odpowiedź, napisałem, że po prostu nie ma pstrągów i dlatego nic nie złowili. Taka jest ponura prawda. Mój ostrożny, ale jednak entuzjazm z początku sezonu, poszedł się pałować. Dlaczego dziesięć dni w końcu lutego z temperaturą do -15 stopni, a potem jeszcze tydzień w marcu z temperaturami po minus 10 – minus 7 stopni, tak radykalnie zmienił obraz Krzeszówki i Rudawy? Nie wiem. Najbardziej przygnębia mnie fakt, iż poza wędkarzami, nielicznymi w sumie zresztą – dochodzenie przyczyny tak radykalnej zmiany, kompletnie nikogo nie interesuje.
Wraz z dwoma wędkarzami [Sławkiem i Zygmuntem] weszliśmy w dość długą wymianę zdań na temat sytuacji Rudawy, jej przyszłości oraz aktualnego, beznadziejnego stanu. Jeden z kolegów postawił się na pozycji próbującego wytłumaczyć obecny stan rzeki, a ja z kolei weryfikowałem poszczególne hipotezy. Tak, więc, jako przyczyny znów pustej wody, do głowy przyszły nam następujące pomysły:
- Ryby były słabe genetycznie i nie przeżyły mrozów (Sławek sam w to wątpi – bo na rozpoczęciu sezonu miał 4 miarowe, inni po kilkanaście ryb, ale żadnej powyżej 35cm – wiec już w lutym tych dużych nie było )
Miałem na to taki punkt widzenia. Ryb większych nie było, to fakt. Można założyć, że spłynęły [choć dawniej tak nie robiły], zostały wyłowione – mniej realne, aczkolwiek latem 2017 nie pilnowaliśmy tak jak z początkiem sezonu. Kłopot w tym, że nie ma ŻADNYCH – to, co jest, to dosłownie pojedyncze sztuki 20-25cm. Na początku lutego 2018 ryby były i brały, bo do tej pory chłody były słabiutkie. A potem przyszedł mróz minus 15 i po rybach. Wychodzi że słabe „genetycznie”.
- Zostały wyłowione i wybite w sposób zorganizowany (słaba teoria, o ile możliwa w przypadku Zabierzowa w 2016, to na Krzeszówce raczej niemożliwe)
Ja akurat nie wykluczałbym opcji, że te większe padły jednak łupem, jakichś buraków [myślę o rybach z odcinka no kill] – te ryby były po kilka w poszczególnych dziurach i wyłowienie ich mimo naszej kontroli, nie byłoby aż tak trudne, choć dość ryzykowne, gdyby ktoś zaczął to robić notorycznie. Ale co się stało z rybami około 25cm, których było zatrzęsienie?
- Migracja ryb. One gdzieś są, być może w dopływach, być może w nizinnej Rudawie w Krakowie, może nawet w Wiśle (moim zdaniem najbardziej prawdopodobne).
W tak masową migrację nie uwierzę i niby czemu dotyczyła w zasadzie 100% populacji? Znów odpowiem – dawniej tak nie było. Poza tym, jakim cudem dużo ryb około 30cm było do początku lutego, [a po drodze przecież tarło – rzeczywisty pretekst do ewentualnej migracji]. Tymczasem obecności ryb nie odnotowaliśmy po mrozach [nie chcę pisać „fali mrozów”, bo to były popierdółki w stosunku do tego, co nieraz u nas było na przestrzeni ostatnich 30 lat].
- Zatrucie, o którym nie wiemy/regularne podtruwanie rzeki. Nie ma masowej katastrofy, ale ryby systematycznie padają w wyniku kumulacji trucizny.
Tu, już byłbym bardziej powściągliwy w negowaniu takiej przyczyny, nie mniej… Dlaczego najpierw padają/ znikają największe pstrągi? [te znikały pierwsze, co było widoczne od połowy lipca 2017 a bardzo odczuwalne w sierpniu]. Potem dziwnym trafem do lutego jest jeszcze bardzo dużo takich 20-32cm, po czym jakimś cudem padają dopiero teraz, po mrozach?
- Specyficzne zachowanie utrudniające ich złowienie i częściowa migracja (żerują wyłącznie w nocy albo preferencje pokarmowe mają takie, że mało kto ma z nimi kontakt). Teoria mało realna jakkolwiek i z obserwacji, i z własnego doświadczenia wiem, że czasem bez „klucza” do ryby można mieć fałszywy obraz wody. Tak jak sam łowiłem w latach 2015/2016 regularnie i w znaczących ilościach miarowe ryby na Dłubni, a większość ludzi miała obraz masy maluchów i braku większych, czy też znajomy muszkarz, który z dowolnego dołka/rynny na Rabie, na odcinku mięsnym, wyjmuje pstrągi 35+. Wiem, że to bardzo mocno uderza w nasze wędkarskie ego, ale może po prostu my nie umiemy tych ryb złowić.
Okresowo dopuszczałbym taką przyczynę, ale byłem dwa razy po 15 marca bez wędki za to z lagą na 2m i spodniobutach. W tych dwóch wypadach wypłoszyłem z jednej tylko dziury pstrążka około 20cm. Naprawdę! Ryb po prostu nie było. Oczywiście, gdy zrobiło się cieplej wędkarze znów zaczęli mieć kontakty z rybami, ale niewspółmiernie rzadkie w stosunku do początku sezonu i ryby były zdecydowanie poniżej wymiaru.
Oczywiście spekulacje amatorów jakimi jesteśmy, mogą być funta kłaków niewarte. Nie to jednak jest istotne. Fakt jest taki, że w skali kilku strażników poświęciliśmy setki godzin w zeszłym i w początku tego sezonu, a pstrągi znikły. Rzeka jest pusta. Alarm „pstrągowy” w internecie jak i na walnych zebraniach niektórych przynajmniej kół miał miejsce i trudno było go przeoczyć. Tyle, że nie słyszałem, by ktokolwiek, cokolwiek w tej materii zrobił, by dojść przyczyny. Może się mylę, ale w innych realiach troski o środowisko [pewnie nie polskich], szczególnie na rzece, na której jest ujęcie wody pitnej, z chwilą takiego załamania populacji ryby wrażliwej na zanieczyszczenia, powinno się zrobić – nie wiem, wymyślam – analizę fizyko-chemiczną wody, analizę próbek osadów, odłów kontrolny, ogólną ocenę stanu ekosystemu [występowanie i żywotność bezkręgowców itp.]. Tymczasem o niczym takim nie słyszałem.
Teraz warto odwrócić trochę sytuację i zapytać, dlaczego martwią się/ciekawi to tylko nielicznych wędkarzy, a nikogo z Zarządu Okręgu? No, chyba, że coś zrobiono w tej kwestii, to szczerze przepraszam. Bawiąc się w prokuratora, można zapytać: komu/czemu najbardziej służy taka sytuacja? Odpowiedź prosta: zarybieniom i odpowiedzialnemu za nie okręgowi…
Wg mnie pstrągi się po prostu „zjadły” bo było ich za dużo. Brakło pokarmu. Jak dwa lata temu sugerowałem wprowadzenie zakazu zabierania pstrągów przez jakiś czas [np. przez dwa lata] i zmianę operatu [pstrąga za dużo, iść w stronę lipienia] na walnym przy przedstawicielu Zarządu Okręgu, to patrzyli na mnie jak na nienormalnego. Odpowiedź była – nie da się. Sprawdzałem jak to wygląda i m.in. [tu mam dokładne dane]- Zarząd Okręgu Lubelskiego zmienił operat swoich wód górskich [jakieś tam mają] i zaprzestano zarybiać pstrągiem, którego ponoć było dużo, na rzecz lipieni. Podobnie prawnik WŚ udowadniał, iż jest to możliwe, a zależne WYŁĄCZNIE od woli zarządów okręgów.
Ja widzę trzy przyczyny braku pstrągów u nas, występujące razem:
– dotychczasowe limity ilościowe i wielkościowe są niewspółmiernie liberalne do stanu rzeczek, ilości i możliwości wędkarzy
– zarybienia są za duże [brak żarcia dla wszystkich ryb]
– coś się dzieje z wodą
Jak słusznie, co przyznaję z goryczą – zauważył Sławek, tworzenie króciutkich odcinków no kill nie ma kompletnie sensu w takiej rzeczywistości.
Z tego też powodu świadomie odpuściłem zarybianie, które miało miejsce niedawno.
Po prostu uważam, że poświęcenie dnia, jak zrobili to moi koledzy, na pewno nie jest złe, choć w świetle tego co się dzieje, nie ma sensu. W tym roku nie będzie zarybienia selektem, co moim zdaniem jest dobrym posunięciem, ale gdyby było to co? Za rok znów i potem to samo? Wiem, że pewnie wiele osób zadowala fakt, iż połowią przez tydzień, miesiąc tych wpuszczaków, ktoś pobije może nawet życiówkę, jak podrzucą kilka sztuk dużych ryb… Nie wiem, pewnie jestem odosobniony, ale mam jakoś inne ambicje w tej materii. Gdybym szedł takim tropem, to bym sobie wpuścił u siebie kilka takich ryb i łowił je do póki nie padną z przegrzania wody. Taki wpuszczak sprzed tygodnia, choćby i miał 5kg, to nic nie znaczy. Równie dobrze myśliwy mógłby wpuścić dzika do chlewika i mówić, że idzie na polowanie. Słabe. Jak te wpuszczania, znikania, wpuszczania i znikania ryb mają się do dbałości o przyrodę, czy jakąś równowagę w niej? Ta tzw. gospodarka rybacka PZW jakiejkolwiek wody nie dotknie, to w większości po prostu ją masakruje. Nie ma, przynajmniej dla mnie nie ma znaczenia, jak duże i ile ryb zostanie wpuszczonych, skoro o ile przyjdzie mroźniejszy czas, zanika prawie 100% populacji. Myśl o stworzeniu naturalnego stada jest jakąś mrzonką. No, mamy jeszcze takie wyjście, że – powiedzmy od grudnia do końca marca, porobimy dyżury i przy okazji patroli, raz/dwa razy w tygodniu, w każdą dziurę wrzucimy trochę białych, trochę czerwonych…Naprawdę nie żartuję – to jest wykonalne. Tylko moim zdaniem nie ma sensu.
Chłopaki się naprawdę trochę narobili.
Tych drobniutkich pstrągów było tyle, że wpuszczono je do okolicznych cieków, gdzie [przynajmniej do mrozów] na bank mogą żyć, a gdzie wcześniej ich w ogóle nie wpuszczano.
Ja dałem spokój. Jedyne, co zaprząta mi głowę, to możliwie masowe i legalne pozyskanie małej, białej ryby [najpewniej kiełbi], która byłaby w stanie żyć w Krzeszówce i być pokarmem pstrągów. Nie widzę innej opcji doczekania się złowienia choćby zdziczałego potokowca na nawet te i tak skromne ok. 45cm, choć i tutaj, 3-4 lata temu takie mi się trafiały, choć się nimi nie chwaliłem. Pilnowanie ryb, które znikają bo przyszła zima, jest chore. I żaden no kill nie ma wtedy sensu…
By dorzucić do powyższego kolejną garść goryczy, krótkie info znad Soły. Niestety, jedyna obecnie moja rzeka o typowym podgórskim klimacie – Soła – straciła całe tarliska klenia, świnki czy bolenia, jak i w dużej części całą dorosłą populację tych gatunków. Miał miejsce potężny pożar i co zrozumiałe gaszono go. Jednak te wszystkie piany, proszki pospływały wraz z wodą do kanalizacji, a stamtąd do Soły. Ja wiem, że dobro ludzkie i przeciwdziałanie bezpośredniemu zagrożeniu na pierwszym miejscu. Ale czy instytucje takie jak Straż Pożarna biorą w ogóle pod uwagę, że gasząc ogień, niosą zagrożenie gdzie indziej? Nawet mi się nie chce tego komentować. Efekty poniżej…
7 odpowiedzi
Jaka ma temperaturę ma u was woda ?
Uczciwie powiem, że ostatni raz mierzyłem ze cztery lata temu. Byłem wtedy opiekunem projektu ekologicznego uczniów z liceum. Mierzyli temperaturę w każdym miesiącu. Wahała się od 3 stopni [koniec stycznia] do 18 w czerwcu. Ja już z rozpędu i ciekawości mierzyłem z początkiem sierpnia. Powodem było znakomite żerowanie pstrągów przy dużych i długich upałach. Chodząc w spodniobutach, ubierałem wtedy krótkie spodnie bo w długich nie szło wytrzymać. Woda miała 19 stopni. Dla przykładu – w zeszłym sezonie była na bank zimniejsza, bo latem zdarzało mi się ubierać dres i wcale za gorąco nie było. Warunki termiczne wydają mi się dobre. Trzeba jednak przyznać, ze od tamtej pory poziom wody obniżył się lekko z 5-10cm.
Zgadzam się z Tobą Adamie, powodów jest wiele – szamba tyle samo jak nie więcej w porównaniu z latami ubiegłymi a wody mniej.
Zatrucia też zrobiły swoje (2015). Presja jest aczkolwiek pokrzywy po pas nad Rudawą dziś i nikt nie chodził – ryb też 0.
Jak dla mnie bez zmian nie będzie lepiej:
1) LIMIT 1 SZT. 35 CM tak jak jest na Dunajcu
2) NO KILL do mostu na Pisary
3)Tęczak wpuszczany na nizinnej Rudawie – presja na kropki zmaleje
4)walka z szambami (więcej napiszę w mailu) za dużo pisania na stronie
Do zobaczenia za tydzień:)
No, trzecia tura ligi obnaży, obawiam się do reszty pustynię pstrągowych rzeczek okręgu. Mam nadzieję, że nie wszyscy opadną Rudawę [ja nie zamierzam, choć gdzie indziej będzie pewnie ten sam wynik], bo te 15 – 17 osób na wodach tego typu to już jest jakiś wyznacznik. Wg mnie stajemy przed misją niemożliwą i obstawiam góra 1-2 punktujące ryby na nas wszystkich. Nie zdziwię się jak zejdziemy o zerze…
Nie mam doświadczenia w pstrągowaniu, ale wiem że pstrąg potokowy to piękna i waleczna ryba. Pewnie kiedyś spróbuję, ale pokuszę się o dalszy wyjazd ze spiningiem, np.na górny Dunajec. Dłubanie pstrążków w miniaturowych podkrakowskich rzeczkach to coś, na co nie mam cierpliwości.
W zeszłym roku podjąłem próbę zapolowania na pstrąga na górnej Dłubni w rejonie Iwanowic. Urwałem masę przynęt, stoczyłem walkę z całą masą krzaków i drzew które obficie porastają brzegi, a na koniec złamałem szczytówkę wędki. Pstrąga nawet nie widziałem.
Trening czyni mistrza, wolę jednak spędzić czas spinningując w miejscach, gdzie jest więcej przestrzeni do poruszania się z wędką. Mogę jednak wyobrazić sobie sytuację gdy puszczam małego woblerka z prądem, zwijam a spod konarów wypada czarna torpeda i branie widać jak na dłoni. Łowienie w takich ciurkach z pewnością ma swój niezaprzeczalny urok.
Nie jestem entuzjastą zarybiania pstrągiem takich rzeczek, wydaje mi się to sztuczne. Nie mam jednak wystarczająco dużo wiedzy na ten temat – mogę więc nie mieć racji.
Przy okazji podsyłam link do artykułu który nawiązuje do tematu zarybień małych rzeczek potokowcami:
http://muskie.home.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=391&Itemid=99999999
niektórzy pewnie się z tym zgodzą, inni nie, niemniej warto przeczytać.
Pozdrawiam
Osobiście jestem przeciwny zarybianu pstrągiem jakichkolwiek wód, gdzie żyją inne ryby. Natomiast powyżej rozmawiamy o rzeczkach, gdzie od lat w sumie nie ma nic prócz pstrągów, które jak widać tez znikają od czasu do czasu.
P. Adamie Pstrag to szczytowy drapieznik obok wydry (czapla niezyt lubi takie potoki ze wzgledu na wartki nurt) ja osobicie lowe na dlubni w rejonach hmm powiedzmy nieznanych ilosc sciekow zatłacza a i presja jest aczkolwiek z biegiem lat odziwo maleje mysle ze te wieksze pstragi uodparniaja sie na jakies tam rodzaje trucizny aczkolwiek lakiery i rozpuszczalniki ktore tam plyna srednio kilka razy do roku .. tak kilka razy do roku robia robote klenie tam sa coprawda do 30 cm (slyszalem o 50 od klusola ze splawikiem na wysokosci działek) ale sobiscie w tamtym 2017 r widzialem 2 razy jak cos zjada mysz ktora splawia sie 2 metry odemnie i 12-15 cm klenie uciekajace przed czyms okolo ponad 2 kilogramy (szczupakow i boleni tam nie ma) wiec taki wniosek naturalne taro pstraga sie odbywa na tej rzece tylko gdzie bo mam jakie 2-3 bankowki kotrych niesety w ziemie – poznej jesieni odiwedzam doslownie pare razy ze wzgledu na temperature ktora po 15 minutach trzepie mnie jak nie powiem co