Szukaj
Close this search box.

Liga spinningowo – muchowa 2018. II tura- Bagry

Już rok temu byłem pewien, że ówczesna tura ligi 2017 na Bagrach była tak słaba – przypomnę – padła słownie jedna punktowana ryba plus prawie czterdzieści szczupaczków, ponieważ trafiliśmy na jeden z tych nieczęstych dni, kiedy ryby kompletnie nie biorą.  Takich obaw nie miałem w tym roku, gdyż prawdopodobieństwo ponownego trafienia na taki dzień jest na szczęście znikome.

Kończąc poprzedni wpis, napisałem, że zanosi się na bardzo interesującą rozgrywkę. Już po całej rozgrywce, mogę ocenić, iż była to najlepsza, najbardziej emocjonująca, zacięta ze wszystkich tur odkąd bawimy się w ligę [już trzeci rok]. Segregowałem fotki [blisko setka!], podliczałem wyniki prawe trzy godziny. Potem jeszcze pół godziny zajęło mi ponowne sprawdzenie danych i wprowadzenie korekty w dwóch przypadkach.

Łowiło nas jedenastu. Złowiliśmy wspólnie 5 gatunków punktujących [szczupaków nie liczę – ochrona i okoni – małe]. Dominowały wzdręgi – największa 38cm Michała, kilka płoci – największa 34 Pawła, karaś Jacka na 27cm, dwa karpie Pawła – 40cm większy i największa ryba tury – lin 41cm Wojtka. Złowiliśmy łącznie 88 punktowanych ryb z czego 39 szt.[44%], padło łupem…jednego uczestnika! Nie – niestety nie byłem to ja, a chciałbym:) Obcinek było sporo. Niektórzy zaliczyli ich nawet 6. Po prostu czad!

By dolać trochę krytycyzmu, to nadmienię tylko, iż żałosnym jest fakt, że w tego rodzaju zbiorniku nie można złowić okonia 25cm. Co więcej – ot, tak ciężko złowić jakiegokolwiek okonka, a przy przynętach jakie stosowaliśmy, powinny być wręcz dominującym gatunkiem. Cóż – to spuścizna tzw. gospodarki rybackiej, oraz paskudnej mentalności naszych wędkarzy – dziadów. Padły tylko dwa okonie. Jednego miał Wojtek, drugi trafił się mnie.

(fot. A.K.)

Ale na bok frustracja, bo poza tym było znakomicie.

Nie zamieszczę tu wszystkich zdjęć, bo nie miałoby to chyba sensu – wybrałem te, moim zdaniem bardziej spektakularne, lub po prostu piękne. W relacji skoncentruję się także na bardziej przełomowych momentach, co by nie przynudzać.

Do dzieła!

Dzień wcześniej, dzięki miłosierdziu żony, wygospodarowałem kilka godzin i zaliczyłem – nazwijmy to trening. Spotkałem Pawła. Mieliśmy bardzo porównywalny wynik po zakończeniu łowienia – kolega był lepszy o sporego karpia [44cm]. Nasze wyniki dawały też nadzieję, że mamy realne szanse na czołowe miejsca, gdyż ci, którzy łowili tu także [parę osób trenowało naprawdę ostro co dwa – trzy dni], nie miało nawet w połowie takich rezultatów. Byliśmy więc optymistami.

W dniu oficjalnej tury aura była łagodna – temperatura miała od 15 stopni na starcie [godz.8.00] do 24 stopni o 13.00, gdy skończyliśmy. Od mniej więcej 9.00 wiał dość silny wschodni wiatr. Niebo było lekko zamglone; panowała nieco senna atmosfera. Ciśnienie zjeżdżało w dół, ale spokojne, mieszcząc się cały czas w średnich wartościach dla regionu.

Cała tura pokazała, że jednak sprzęt w tak delikatnym łowieniu ma znaczenie, poza oczywiście prowadzeniem przynęty [rozpoznaniem/domyśleniem się na jakiej głębokości żerują wzdręgi] i rejonów ich liczniejszego występowania. Jedynym, który łowił relatywnie grubo i dał sobie radę, był jeden z Michałów, co utwierdziło mnie iż będzie wymagającym przeciwnikiem dla wszystkich – łowił pierwszy raz na spinning wzdręgi. W ogóle, dla części z nas było to pierwsze zetknięcie się z tak lekką odmianą spinningu.  Dwóch startujących konsekwentnie, przez cały czas łowiło na muchę, zresztą drugi Michał, którego będę nazywać w relacjach „Brandy” – ma kozackie nazwisko, miał taki finisz, że jeszcze godzina i chyba byłby w czubie.

Już przed 8.00 część z nas zajęła sobie upatrzone na gorąco stanowiska, albo wytypowane na treningach.

Start. Nie damy rady rozstrzygnąć, kto złowił pierwszą rybę, gdyż obaj z Pawłem wzięliśmy ze sobą siatki do przetrzymywania ewentualnych zdobyczy i fotki planowaliśmy robić hurtem na poszczególnych stanowiskach, co niekoniecznie mnie się udało… W każdym razie, w pierwszym rzucie obaj mieliśmy po punktowanej rybie, mimo, iż kolega był jakieś  800m ode mnie.

Ryby generalnie żerowały, jak na zawołanie non stop, jednak nie wszędzie. O ile ktoś nie łowił  w obszarach, które wybrali Michał, Bartek i Paweł, oraz nie łowili z kunsztem jak ten ostatni, to dobry sensowny wynik w innych rejonach zbiornika można było zrobić tylko z samego rana, oraz przez około godzinę, między 10.00, a 11.00. Wiem to sprawdzając  godziny w jakich robiono fotki.

Moja siatka po około kwadransie wyglądała bardzo obiecująco.

(fot. A.K.)

Po cichu myślałem o zwycięstwie. W mojej zatoczce łowił też Sławek i Kuba, a zaraz po nich wpadł tam Łukasz. Około 8.20 dzwoni mi telefon – właśnie Kuba. Nie mógł się powstrzymać, ale złowił swoją pierwszą punktowaną rybę w lidze i chyba pierwszą, wyraźnie większą w swoim życiu krasnopiórę. Miała 27cm. Za chwilę Kuba za moimi plecami ma 30-kę.

(fot. K.P.)

Po przeciwnej stronie zbiornika łowi kilku  kolegów, między innymi Jacek.  Nie ma co ściemniać – szczęścia rok temu, ani dwa lata temu to on nie miał. Zaczął także nieszczególnie, bo dosłownie po kilku minutach zaliczył obcinkę na przynętę, którą dostał od Wojtka.  Sięgnął więc po kongerowskiego Microfisha, maleńki ripperek. Mija kwadrans, a paru uczestników, u których panuje niczym nie zmącony spokój,  z przeciwległego brzegu zatoki patrzy lekko osłupionych na Jacka. Nie wiem, czy Jacek trenował, czy wybrał miejscówkę, bo była wolna, ale w kilkunastu rzutach, wyjął pięć punktowanych wzdręg.

Za nami jakieś 70 minut łowienia. Z obecnej perspektywy można zrobić pierwsze podsumowanie. Muszkarze zerują. Część ludzi także, ewentualnie mają pojedyncze ryby. U mnie stan siatki – o zgrozo nie zmienił się – 5 szt. Miejscówka zamilkła po spięciu pod rząd wzdręgi 30+ i płoci pod trzydzieści centymetrów. Co by nie mówić, mamy obaj z Jackiem [oczywiście wtedy o tym nie wiedząc] porównywalny i bardzo dobry wynik.  Wszystko jednak przebił Paweł po drugiej stronie zbiornika.  Zacytuję Michała, który spotkał Pawła w tym mniej więcej czasie: „ Na początku złowiłem 3 wzdręgi –  dwie na 27 i 25cm. Szczęśliwy zmieniłem miejscówkę i spotkałem Pawła, opróżniającego siatkę z 12-ma rybami. Opadła mi szczena…

(fot. P.K.)

Paweł wyszedł na prowadzenie i do końca nie oddał pierwszej pozycji. Po prostu za nim tylko kurz i długo, długo, bardzo długo nikogo…  Poniżej ryby Pawła z kolejnej miejscówki, jakiś kwadrans później.

(fot. P.K.)

Swoje punkty ma też Bartek, którego chyba dwa lata temu, próbowałem nauczyć łowić wzdręgi. Było to w lipcu i trafiliśmy na dzień z takim wiatrem i falami, że …nie złowiłem ani jednej. Nie wiem, co facet sobie wtedy myślał, ale w dniu zawodów, radził sobie bez niczyjej pomocy.

(fot. B.K.)

W zasadzie poza Pawłem, który idzie jak przysłowiowy huragan, niewiele się dzieje. Wyłamuje się tu tylko dwóch wędkarzy. Wojtek, który w tym mało ciekawym dla większości z nas czasie, gromadzi niezłą premie punktową. Łowi, jak się okazuje największą rybę całej imprezy: pięknego nie tylko z urody – lina.

(fot. W.F.)

Zdobycz ma 41cm, a Wojtek jakby z automatu awansował mocno w rankingu. Tym bardziej, że nie jest to jego jedyna punktowana ryba. Ma m.in. ładną płoć.

(fot. W.F.)

Wszystkie swoje ryby złowił podobnie jak ja na czerwonego „polarisa” Fishchaser.

Drugim wyjątkiem jest Maciek, bezdyskusyjny zwycięzca ligi w minionym sezonie. Ma piękną już krasnopiórę na 36cm.

(fot. M.K.)

Mijają kolejne minuty. Koło 11.30 sytuacja jest zupełnie inna, gdyż cisza w wodzie wymusza na wszystkich poza Pawłem, który i tak często zmieniał miejscówki – ich zmianę. To właśnie tak mniej więcej między 10.00, a 11.00 można było względnie łatwo powiększyć konto punktów. Ryby wtedy ewidentnie się zaktywizowały. Bez wątpienia w kilku przypadkach dało o sobie znać w pozytywny sposób doświadczenie, a w kilku pewnie przypadek.

Rozpoczął chyba właśnie Jacek. Miałem okazje to widzieć, gdyż właśnie w tym czasie przeniosłem się o ten blisko kilometr. Nie znałem jego rannego wyniku i bez emocji obserwowałem, jak wyholował kilka ryb. Ponownie z jednego stanowiska.

(fot. Jacek)

Paweł łowi tymczasem karpia na 39cm. Dziś żałuję, że nie łowiłem jak proponował, tylko uparłem się przy swojej taktyce.

(fot. P.K.)

Po około pół godzinie, wrzuceniu do „wora” kolejnych krasnopiór, Paweł demoluje stawkę, doławiając kolejnego karpia. Tym razem równo 40cm. I co tu powiedzieć?!

(fot. P.K.)

Fajną rybę zalicza na swoje konto Bartek.

(fot. B.K.)

Niezłą passę ma Michał, który w niedługim odstępie czasu ma  dwie niezłe ryby. Płoć…

(fot. M.M.)

…i największą wzdręgę imprezy – 38cm okaz. Kasuje za niego 130 pkt. samej tylko premii.

(fot. M.M.)

Jacek kontynuował też, trwającą ciut dłużej w tym czasie – dobrą passę. Pomijając już punkty i kwestie rywalizacji, złowił  ślicznego, naszego, złotego karasia. No złota rybka spełniająca życzenia.

(fot. Jacek)

Przyznam, że od około 8.45 do 11.00 snułem się jak zombi. Bez brania. Najpierw poszedłem do jednej zatoczki, co do której uważałem, że jak z rana wszyscy się przez nią przewalą, to ryby złapią drugi oddech, ale nic z tego.  Popielata woda zdradzała, że kilku kolegów ostro przyłożyło się tu do sprawy i ostatni z nich musiał tu być niedawno. Ryb zwyczajnie nie było.

Udałem się w kierunku kolejnego winkla, co do którego byłem w zasadzie pewien, iż nikt tu nie zajrzy. Taki niepozorny kącik, gdzie są piękne ryby, ale rzadko się pokazują i raczej ciężko je skusić z kierunku jaki narzuca otoczenie. Sprawdził to Paweł tydzień wcześniej, ale jego w tej części zbiornika dziś nie było.  Szedłem jak po swoje…

Tymczasem cisza Wokół trzciny nieźle stratowane. Brak brań sugeruje spłoszenie ryb, a te 35+ to szybko nie wracają. Pół godziny kombinowania i nic! Nie sadziłem, by ktoś, coś tu wyjął, bo trzciny zdeptane ze strony, od której ryby tu z jakichś powodów nie biorą. Muszą być przestraszone. Nie poddaję się i nadal próbuję.  Po kolejnych długich dwudziestu minutach mam miękki opór. Szybko zakładam, że to jednak szczupak. Szczęśliwie ryba się pokazuje. Ostry hol, bo wzdręga parła w rośliny i mam swoja największą krasnopiórę w tym dniu. Mocno podniosła mnie w ogólnej stawce.

(fot. A.K.)

Jakby na zakończenie tego przedpołudniowego żeru, wiatr w żagle złapał drugi Michał, czyli Brandy, Jak pisałem, łowił konsekwentnie na muchę. Niestety bez wyników, bez brań. Zbiornik stojący  z białorybem jest jednak diametralnie innym łowiskiem niż San [Brandy jest z Podkarpacia i tam głównie łowi].  Od  Sławka, który też łowi na muchę, ale ze znacznie mniejszym stażem, dostał twister. Taki nr większy niż okoniowy calowy paproch. Nadział go na muchowy haczyk bez żadnego obciążenia. W krótkim czasie miał kilka punktowanych ryb.

(fot. M.B.)

Sam Sławek  łowił bardzo tradycyjnie, gdyż sporo czasu dał szansę wirówce. Przynęta ta znacznie mniej podobała się wzdręgom, które były głównym „dawcą” punktów, niż wszelkie gumowe robactwo. Nie mniej też nie wyszedł na zero.

(fot. S.M.)

Tylko Paweł wykorzystał potencjał miejscówek, łowiąc cały czas z niewiarygodną skutecznością. Mimo, iż spotkał tylko dwóch ze startujących, to był pewien swojego wyniku do tego stopnia, iż około połowy tury poszedł spokojnie do auta i zrobił sobie przerwę śniadaniową. A potem wrócił na ostatnie stanowisko i z niezmąconą płynnością, łowił dalej. Skutecznie, jak wcześniej.

(fot. P.K.)

Uff! Dobrze, że w trakcie zabawy byliśmy w większości, w nieświadomości, gdyż można byłoby zejść psychicznie i się normalnie załamać:)

Zanim podam wyniki, zwrócę uwagę na dwie kwestie błędów taktycznych. Oczywistym było, że jedyną słuszną strategią było nastawienie się na wzdręgi, z cienką żyłką i imitacjami robactwa. Teraz taktyka: większość z nas jednak wybrała dobrze znane fragmenty. Ja z kolei skusiłem się na obławianie trzech rejonów, gdyż dzień wcześniej na północnym brzegu, gdzie nigdy nie łowiłem, znalazłem zatoczkę, gdzie widziałem stado około 30-40 wzdręg i płoci, a najmniejsze miały co najmniej 30cm.Złowiłem wtedy 5 szt. i dałem rybom spokój.  Co więcej – nie bałem się, że jakiś grunciarz zajmie mi stanowisko, bo były jakieś zawody biegowe Nie przewidziałem tylko, iż w tym miejscu [około 3m o ścieżki] będą biegać. Dziesiątki ludzi! Poza tym przelicytowałem się odnośnie dwóch kolejnych miejscówek – zbyt wiele osób je jednak odwiedziło. Łowiłem zbyt statycznie w zbyt małym obszarze brzegów. Drugi przykład – Maciek. Był około pół godziny przed turą. Pierwotnie miał zamiar iść na miejscówkę, gdzie Jacek zaraz z rana złowił pięć ryb ot, tak. Niestety po drodze gdzieś tam sobie rzucił i wyjął wzdręgę 30cm. Uznał, że jednak tam zacznie. I zaczął, tyle, że ryby jednak odpłynęły z tamtego miejsca. Niestety ten element losu potrafi się dać mocno we znaki.

A teraz klasyfikacja.

Ostatnie miejsce zajął Łukasz. Nie zapunktował. Będąc zdeklarowanym wielbicielem ryb łososiowatych w większych rzekach,  „nie poczuł” wody. Wraz z nieobecnymi zainkasował  13,5 pkt.

Wszyscy pozostali już punktowali.

Najskromniej wypadł Sławek – miał dwie wzdręgi 27 i 29cm, gromadząc 118 punktów za połów.

Tuż przed nim był Kuba. Miał trzy krasnopiórki [27, 29 i 30cm], które dały mu 199 punktów.

Ósmy był Bartek [wzdręgi  29, 33cm oraz płoć 29cm] – 254 punkty.

Na siódmej pozycji uplasował się Brandy, który, jak napisałem wyżej – miał świetny finisz i gdyby tura trwała jeszcze z godzinę, to kto wie… Łowiąc muchówką miał pięć punktowanych wzdręg [26, 27, 2 x 30 i 33cm] – zgromadził 361 punktów.

Lin na 41cm oraz płoć 32cm i dwie wzdręgi: 28 i 30cm to konto Wojtka. Ryby te dały mu 395 punktów i miejsce szóste.

Kolejne miejsce ex aequo  zaliczyli Maciek i Michał, którzy mieli identyczną ilość punktów [po 486 każdy], co zdarza się na zwodach wędkarskich niezmiennie rzadko.  Maciek miał sześć wzdręg [25, 26, 29, 2×32 i 36cm], a Michał pięć wzdręg: 2×27, 2x29cm oraz olbrzyma na 38cm plus płoć 30cm.

III miejsce  przypadło mnie. Zaliczyłem 9 wzdręg po 26, 2×27, 3×28, 29, 31 i 34cm. Dały mi 557 punktów. Łowiłem króciutką witką Savage Gear do 5g, plecionką 0,04mm. Przynętą była gumka Fishchaser a`la Polaris na 0,5g lub na 1g czeburaszce. Wszystkie brania poza największa rybą, która wzięła z dna, miałem z toni, na różnych głębokościach.

II miejsce zajął Jacek. Uczciwie powiem, że nie wiem czy ja jestem tym bardziej zaskoczony czy on? Tak mu nie szło do tej pory, że liczyłem się, iż mogę przegrać z kilkoma osobami, ale akurat jego osoby nie uwzględniałem, a złoił mi skórę i to na łowisku, gdzie bardzo pewnie się czuję. Zaskoczył mnie sposób łowienia Jacka: po pierwsze łowił maleńkim ripperkiem, który mnie się tu sprawdza zazwyczaj już w pełni wiosny [od maja]; dwa – prowadził go w lekko okoniowym stylu – najwięcej brań miał po poderwaniu wabika z dna. Finalnie miał 11 wzdręg – 26, 4x 27, 28, 2x 29, 2x 31 i 33cm, oraz karasia 27cm. Zgromadził 758 punktów.

I miejsce bezapelacyjnie przypadło Pawłowi. Facet wykręcił niebotyczny wynik, który na głowę pobił, [krótko trwający jak się okazało] mój rekord z tury marcowej tego roku. Paweł uzyskał …3125 pkt!  Złowił aż 39 punktowanych ryb. Zaliczył wzdręgi:  25, 6x 27, 4x 28, 9x 29, 4x 30, 4×31, 3x 32cm, 3x 34 i 35cm, dwie płocie: 29 i 34 cm, oraz dwa karpie: 39 i 40cm. Chyba jako jedyny z nas wyczuł, że ryby, nie licząc godzin porannych, później mocno oddaliły się od brzegów i tam głównie żerowały. Łowił kijem Batson do 5g, plecionką 0,06mm z przyponem, z fluorokarbonu grubości 0,12mm. Przynętami były larwy ważek firmy FishUp w kolorach motoroil i karmelowym głównie na czeburaszkach 1,5g.

Zwycięstwo z tych miażdżących. Można tylko pogratulować, co czynię.

Już dla samej statystyki dodam że na dzień dzisiejszy ranking punktowy klasyfikacji generalnej na podstawie tur marcowej i opisywanej wyżej, przedstawia się następująco [od miejsca pierwszego]:

Paweł –  3 pkt

ja – 4 pkt

Wojtek – 9 pkt

Jacek – 12

Maciek i Michał – po 14,5 pkt

Brandy – 17 pkt

Bartek – 18 pkt

Kuba – 19 pkt

Sławek – 20 pkt

Zygmunt, Igor, dwóch Tomków,  Łukasz i  Grzesiek mają po 23,5 pkt.

Powyższa statystyka zmieni się jeszcze przysłowiowe sto razy. To liga więc będą się zmieniać i łowiska, i pory roku,  gatunki ryb i  ich zachowania. A co za tym idzie zmiany w rankingu są nieuniknione. Będzie ciekawie:)

2 odpowiedzi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *