W tym roku nad naszą zabawą w ligę spinningowo-muchową pogoda dość mocno ciąży. No i jednak efekt tej zimy swoje też robi. Abstrahuję od moich słabych wyników, ale bliscy, dalsi i zupełnie okazjonalni znajomi, poza słownie jedną osobą, twierdzą, że ten sezon, jak na razie – do najlepszych nie należy. Rozmawiając z Markiem Szymańskim na temat jednego z artykułów w WŚ, przy okazji podpytuję, jak ocenia ten rok. Wprawdzie pytam konkretnie o szczupaki, ale jest jakiś punkt odniesienia. Mój rozmówca twierdzi, że wyniki jednak wyraźnie słabsze niż w poprzednim sezonie. Trochę mnie to uspokaja, bo chyba nie tylko dla mnie v-ce naczelny WŚ, to jednak autorytet.
Lipa na Skawie nie daje mi jednak spokoju. Często porównuję ją z Sołą, a i sam na sierpień proponowałem tę rzekę, tyle, że nie została wylosowana…
Aura już późno letnia. Jadę nad Sołę, skonfrontować ją ze Skawą. Oczywiście wszystko jest umowne, chociaż całokształt pogody nawet z ciśnieniem – prawie identyczne jak na dzień przed samą rywalizacją na Skawie, gdy zrobiłem sobie trening.
Fragment Soły jaki wybieram, jest bardzo porównywalny, jak ten na Skawie, gdzie rywalizowaliśmy. W tym sezonie jeszcze w tej rzece nie łowiłem. Liczyłem, że może będzie ciut większa, a może nawet przybrudzona po dobie krótkich, ale niewiarygodnie silnych opadów. Guzik z tego. Woda kryształowa [nomem omen zero jakichkolwiek zielonych glutów jak na Skawie] i tak niska, że…nie wiem co powiedzieć. Pod tym względem [poziom wody], na Skawie było lepiej.
W zasadzie ostatni weekend wakacji i miłe słońce, spowodowało, że wiele osób kończy sezon grillowo – kąpielowy. Ludzi sporo.
Schodzę poniżej skupiska opalających się. Pierwsza miejscówka: dwie krótkie, równoległe do siebie rynny między brzegiem a zatopionym drzewem obok którego leży drugie w odstępie 2m. Głęboko na około 1,5m. Uciąg bardzo spokojny.
Łowie identycznym sprzętem jak na Skawie: kijek do 6g [2,1m], żyłeczka 0,12mm i stosuję takie same przynęty: dwa rodzaje woblerów [jeden jednak sprawdzał się tylko przy brudnawej wodzie], dwie wirówki nr 0 [złota i srebrna],oraz gumki i mikrojigi od 0,3 do 1,5g.
Mam zaskakująco dużo wyjść z tych rowków. Głównie klenie. Raczej małe, ale jeden taki pod 40cm. Woblerów jednak nie atakują. W czystej wodzie przy polaroidach na oczach, doskonale widać, jak spod gałęzi sunie kolejna ryba. Niby nic się nie dzieje, ale oglądanie tego wszystkiego, tak mnie wciąga, że mija chyba z 40 minut. W międzyczasie mocno się chmurzy.
Na filetową gumkę kusi się mały klenik i drugi, taki z 31-32cm. Puszczam w ruch śmiesznego mikrojiga od Wojtka. Twierdził, że nieźle świnki na niego reagują. Akurat ich nie widzę w tej miejscówce, ale co tam. Pomarańczowy koralik leci na jakieś 10m. Dość szybko tonie i już powolutku przeskakuje po otoczakach. Trudno utrzymać przy nim napiętą żyłkę, bo wtedy nie ma szans na naturalny spław. Linka staje gdzieś w okolicach konarów, jakby pod nimi utknęła. Zaczep – myślę.
Unoszę kij, a tam żywy opór. Klenik pod trzy dyszki. Zaczyna się zabawa, a do tego widzę, że wokół jiga kręcą się dwie spore płocie. Po jakimś kwadransie łowienie przerywa mała burza z niestety niemałym już deszczem. Na koncie 7 klonków, ale tylko jeden na bank dałby jakieś punkty.
Godzina przerwy. Grzmoty idą już bokiem, jeszcze lekka mżawka, ale nadal ciepło. Nad rzeką pusto.
Nie co podkręcony skutecznością malutkiego jiga szukam kolejnego miejsca. Po drodze mijam ultra płytkie bystrze z wąskim i tak samo płytkim wlewem. No góra 30cm wody. Idę środkiem i rzucam raz pod jeden, a raz pod drugi brzeg [schodzę z nurtem]. Brań wiele, ale ryba drobna i wszystko spada. Nagle, gdy żyłka jest już równolegle do nurtu, coś lekko potrząsa szczytówką. Bez przekonania zacząłem hol bez zacięcia. Niewielka, ale raczej dająca punkty w naszej zabawie świnka, spadła. Szkoda.
Kolejne dwie godziny chodzę wzdłuż opaski z grubych bloków, ale poza typowej wielkości jednym słownie okoniem, to nic się nie dzieje.
Wracam z półtora kilometra wyżej. Bardzo leniwy nurt, przy bliższym mi brzegu około 1m głębokości i rzadkie kępy wywłóczników, oraz wyspy z gałęzi naniesionych przez większą wodę.
Rzucam sprawdzonym już woblerkiem. Takim na bardzo oporne ryby. Idzie dość żwawo, ale niezbyt regularnie i cały czas ma jakby ochotę bryknąć na bok. Skromne, czarno – srebrne 4cm. Idę pod prąd.
Tu coś się dzieje. Zaliczam wprawdzie tylko wyjścia, ale klenie mają lekko 35-45cm. W pewnym momencie pod woblerem błyska niemały cień. Kleń z impetem skacze do przynęty i jakby w ostatniej chwili opiera się o kotwiczki. Czmycha w dołek między wielkimi kupami drewna. Miał pod pięćdziesiąt cm.
Czekam kilka minut, które okropnie mi się dłużą. Zakładam wirówkę, licząc, iż ta przekona, może już nie tego, ale jakiegoś innego, który w sąsiedztwie kijów powinien sobie pływać.
Powiem szczerze – w temacie bolenia jestem ortodoksem i nic poza woblerem, czy gumą tu nie istnieje. Tymczasem do spokojnie burzącej powierzchnię blaszki podpływa taki z 65cm i wyraźnie ją trąca. Gdyby kij był mocniejszy to może i by się zaciął, ale mając świadomość żyłki, to sam z siebie tylko patrzyłem.
Boleń jakby obrażony oszustwem gwałtownie odpływa – musiał mnie widzieć – wszak pełnia dnia i odległość może 6m.
Powracam do woblerka. Uparcie rzucam w miejsce gdzie zniknął duży kleń, a z którego wychynął boleń.
W drugim rzucie coś błyska biało i siłą zmusza już do małych szachów w tych patykach. Niestety, to nie kleń. Szczupak. Mały i duży zarazem przy takim sprzęcie.
Trochę chaosu było, strachu o zasłużony wobek – mam ich na razie tylko cztery. Ostatecznie ryba kapituluje. Trochę zaskoczony in plus wielkością zębacza, stwierdzam, że brakuje mu tylko 1cm do miary.
Idę parę kroków w górę i podaję znów w sąsiedztwo gąszczu kijów, ale teraz wobler ciągnę pod prąd. Nie do wiary, ale jest kolejne branie i kolejny całkiem silny opór [w sumie to kiedyś była norma, ale po „miodach” na Skawie, to jestem zaskoczony].
Tym razem wobler znalazł uznanie u okonia. Też by dał trochę punktów, bo liczył 27cm.
Kolejne minuty są jakieś niemrawe i dla odmiany nic się nie dzieje, ale może dlatego, iż robi się znacznie płycej.
Krótki marsz kilkadziesiąt metrów wyżej i trafiam na znów odrobinę głębszą wodę, zwisające nad lustro rzeki trawy i kępy roślin wodnych.
Jeden z pierwszych rzutów pod nawis traw dał kolejnego, fajnego już klonka. Także na wobler.
Stanowisko dalej, pod szczytówką tracę jeszcze jazia, który też mógł mieć te 30+.
Wynik absolutnie nie szałowy, ale w porównaniu ze Skawą miażdżący.
W Sole złowiłem 11 klonków [dwa wg naszych reguł punktowałyby], sześć okoni w tym jeden na punkty. Do tego szczupak i uklejka. Spadł jazik i świnka.
Na Skawie miałem 56 ryb, ale tylko jeden kleń miał 31cm.
A, i dodać trzeba jeszcze jedno: na Skawie łowiłem 7 godzin, a tu cztery i pół, i powiem szczerze, że to łowienie w Sole było na totalnym „lajcie”. Zero napinki. Łowiłem w miejscach łatwo dostępnych i bardzo oczywistych.
Powyższe porównanie, nawet jeśli nie do końca weryfikuje obrazu rzeczywistości, nie jest dla mnie zaskoczeniem. Zawsze, dokąd mam do czynienia z Sołą, rzeka ta wydawała mi się bardziej atrakcyjną wędkarsko niż Skawa, która z kolei wizualnie bardziej mi się podoba.
Po tej zimie – już nie wnikając w przyczyny – obie rzeki jednak liżą rany. Skawa dla mnie to w tej chwili naprawdę woda – smęt. Bez częstszych wizyt i sprzyjających warunków wodnych, to tak z marszu można liczyć co najwyżej na liczne ale małe kloneczki i przyzwoitych rozmiarów świnki, tyle, że w ilości co najwyżej dopuszczającej.
Na Sole też widać, że ryb na oko jest znacznie mniej niż rok temu. Tyle, że wielkość łowionych klonków wyraźnie większa, nawet jeśli wciąż są to ryby małe. Są nierzadkie brania i wyjścia średnich sztuk. Świnki ciut więcej. Pokazują się często małe jazie i duże jelce.
Na obu rzekach dramat jest z okoniami, które sam uważałem momentami za utrapienie. Wyparowały. W Skawie i Sole, na obławianych przeze mnie odcinkach jest ich porównywalna, skromna ilość. Tyle, że podobnie jak z kleniem, te z Soły, są na ogół parę centymetrów większe.
Nie mniej, gdyby VI tura naszej ligi odbyła się na Sole, a nie na Skawie, to dam głowę, że przynajmniej połowa łowiących miałaby jakieś punkty.
Dlatego, jeśli w przyszłym roku będziemy mieć chęć nadal kontynuować całą zabawę, [a chyba tak, bo już teraz kilka osób zgłosiło chęć udziału w przyszłym roku], to będzie sztywny wykaz sprawdzonych łowisk na dane miesiące i to one będą losowane. Oczywiście, może się zdarzyć, tak jak na Bagrach w kwietniu, gdzie trafiliśmy ewidentnie jakiś „pokręcony” dzień i tylko Szymon złowił karpia. Nikt jednak nie ma wątpliwości, że łowisko to w tym okresie jest OK.
Podobnie rzecz się ma z indywidualnymi doświadczeniami na małych rzeczkach [nie ważne już pstrągowych, czy nie]. Są one krótkie i czym innym jest łowienie samemu na odcinku 3km, niż dzielenie cieku z konieczności na 500m odcinki. Siłą rzeczy wyniki nie będą rozpieszczać. Nie mniej oprzemy się właśnie takim grafiku: miesiąc i przypisane do niego łowiska i z tak ścisłego spisu, będziemy dopiero losować.
5 odpowiedzi
Mam podobne odczucia odnośnie tych dwóch rzek. Przynajmniej co do wielkości ryb. Jednak na Skawie chyba nie ma aż tak bezrybnych odcinków jak na Sole od Oświęcimia aż prawie po Łęki…
Na Sole ryby występują wyspowo, są odcinki 1-2 km bez ryb, a później trafiają się płanie i rynny gdzie przebywają wszystkie. W okresie gdy jest letnia niżówka na Sole (lipiec, sierpień) pstrągi przebywają na szypotach i płaniach gdzie jest szybki uciąg wody lub stoją pomiędzy kamieniami i głazami w rynnach, klenie i jelce przebywają na spokojnych odcinkach gdzie uciąg wody jest bardzo mały, są to wszelkie zatoki i rynny gdzie woda prawie stoi lub prąd jest minimalny, klenie jelce odpoczywają na takich odcinkach.Okonie zaś przebywają w bardzo głębokich miejscach lub pomiędzy głazami i kamieniami. Na Sole występuje bardzo duże kłusownictwo, miejscowi łowią na czerwone i białe robaki. Gdy nie ma wędkarzy nad Sołą, kłusownictwo na Sole to norma. Miejscowi kłusują na Sole stosując sztuczkę, pierw zakładają czereśnię, wiśnię lub kawałek chleba na haczyk a na sam dół dawają białe robaki. Gdy przychodzi kontrola PSR lub SSR wyciągają zestaw na którym jest czereśnia lub chleb, bo białe robaki zdjęły już ryby. Osobiście przechodziłem obok spławikowców na Sole, standard to czereśnie lub wiśnie a obok nich pudełko z białymi robakami.Okoni na Sole nie ma gdyż miejscowi kłusole zdążyli je wyciągnąć na białe robaki. Na Sole widziałem klenie mierzące nawet 70cm, ale było to przed falą powodziową w 2010r. . Gdy ostatni raz byłem na Sole a było to prawie 3 lata temu, widziałem dużo kleni w granicach 25-30cm, ale widziałem też kilka sztuk mierzących 45-50cm jak szły do góry. Na Sole trzeba wykonywać bardzo długie rzuty przynętą do 20m, gdyż gdy jest bardzo niski poziom wody na Sole i woda jest przeźroczysta, ryby widzą wędkarza z daleka, zwłaszcza klenie i pstrągi, dlatego na Sole używam żyłki 0,14 clear (biała przeźroczysta) i kija o parabolicznej akcji cw. 3-15 g. Wszystkie informacje jakie podałem dotyczą Soły na odcinku od zbiornika w Czańcu do Bielan. Na Skawie nigdy nie byłem (brak samochodu), więc nie chce się wypowiadać.
Porównując obie rzeki mam na myśli odcinki: Skawy poniżej Wadowic do ujścia i Soły od Czańca do ujścia. W obu wypadkach są tam odcinki górskie z roslinną przynętą. Wiadomo, że część ma to zupełnie gdzieś i nawet nie ucieka się do sztuczek tylko na bezczelnego łowi na robaki. Nie mniej od przynajmniej 10 lat nad Sołę jeżdżę często od sierpnia do października. Okoni raczej przybywało aż do zeszłego roku. Tych ryb była taka ilość, że nastawieni głównie na świnkę wszelkiej maści robaczarze nie byli w stanie wpłynąć na ich populację od lat. To po tej zimie tak jest i nie mam pojęcia dlaczego, bo zimy 2010 i 2013 też lekkie nie były [a nawet cięższe], a ryby trwały…
Co do grubości żyłek to w 100% się zgadzam. W obu rzekach trzeba łowić bardzo cienko tym bardziej, że okonia mało, a szczupaka to już w ogóle – pojedyncze sztuki. Jak zacząłem jeździć nad Skawę, to nie schodziłem poniżej 0,20mm bo rzadko bywały wyjazdy bez kontaktu z co najmniej pół metrowym szczupakiem. A okonie pod 30cm były normą i brzany. A to zaledwie kilkanaście lat temu…
Ryby w Sole zniknęły. W miejscach gdzie w 2017 rokuł łowiłem po kilka okoni nie ma nic. Nawet narybek zniknął. Co się stało?
Zależy na jakim odcinku. Moi koledzy łowią niemało. Sam ku mojemu zdziwieniu dobrze na Sole połowiłem przez grudzień 2018.