Dziś ostatni tekst o przynętach rzadko używanych. Muszę się przyznać, że te dziś prezentowane naprawdę stosuję nieczęsto i w raczej dość specyficznych warunkach. Jedziemy zatem.
Łasica
Tak nazywamy z kumplem jig, który – uczciwie powiem nie mnie tylko koledze przyniósł doskonałe wyniki w zeszłym roku na początku sezonu. Fakt, że łowiliśmy na odmiennych wodach, bo ja na naszych krakowskich, a on w okręgu bielskim. Kiedy ja z trudem wymęczyłem cokolwiek [ja do końca maja miałem beznadziejne wyniki odnośnie pstrągów] na swoje wahadłówki, Paweł nokautował mnie jakąś fotką z każdej prawie jego wyprawy. Cóż to jest ta „łasica”? Przynęta należy do jigów o wręcz prymitywnej konstrukcji. Jest to rodzaj zonkera, tak naprawdę zrobionego chyba z sierści sarny i królika, zamocowanej na główce jigowej. Domyślam się, iż naśladuje głowacza lub śliza, a w każdym razie jakąś przydenną rybkę. Przynęta o tyle świetna, że w zależności od wariantu wagowego i ewentualnie wielkościowego, jest do zaakceptowania dla tradycjonalisty, łowiącego solidnym sprzętem, jak i dla wielbicieli „lekkiej jazdy” z kijkami typu UL.
Mój model ma bite 7cm, więc nie należy do przynęt małych, a zrobiony jest na główce 2g. W każdym razie leci jak petarda nawet na żyłce 0,20mm, Stosunkowo łatwo osiąga duże głębokości. Ze względu na własne upodobania co sprzętu jakim łowię, niewielkie na ogół pstrągi, wolałbym mieć taki wabik na główce max 1,5g. Obaj z kumplem zresztą doszliśmy do wniosku, że gdyby zachował swoje proporcje, przy pomniejszeniu o około 40%, to byłby to całosezonowy, bardzo skuteczny wabik na chyba każdy typ wody pstrągowej. Kolega ma już zresztą całą baterię tych przynęt w przeróżnych gabarytach [na ogół małych].
Łasicą nazywamy ten jig ze względu na jego kolor. Przynęta fajnie prezentuje się w wodzie spokojnej, natomiast bardzo ciekawe efekty uzyskuje się w wartkich nurtach, które kręcą przynętą. Momentami ma się wrażenie, iż to dwie małe rybki pływają wokół siebie, a mnie do złudzenia przypomina to tarło ślizów, które kilka razy miałem okazje oglądać.
Łasicę łatwo się prowadzi. Zarówno z prądem, jak i pod prąd. Przytrzymywana w nurcie [pod prąd], ciekawie faluje, można ją ożywiać dodatkowym poszarpywaniem. Kwestia głębokości pracy w tych warunkach, to już wypadkowa szybkości nurtu, obciążenia wabika, grubości linki i samej techniki pracowania kijem.
Łowiąc z nurtem, to podobnie jak przy gumach, czy jigach z piór trzeba wziąć pod uwagę szybkość nurtu i to co jest na dnie, by uniknąć notorycznych zaczepów, a równocześnie prowadzić przynętę nie za szybko. Wabik ten kusząco się stroszy i jakby nadyma gdy wpadnie w jakiś cień nurtowy ze spokojną wodą, lub w jakieś zastoisko.
Na zdjęciach kolegi, niestety nie za bardzo widać ten wabik, ale kumpel strzelał fotki na szybko ze starego telefonu, a ja jeszcze rok temu nie myślałem, że ta przynęta aż tak się wykaże.
Przynęta ma wg mnie dwie wady:
– szczególnie przy łowieniu pod prąd, sporo brań w dniach, gdy ryby niespecjalnie żerują jest po prostu pustych, dotyczy to też ryb ciut większych, które asekurancko, szczególnie gdy jest już cieplej, łapią ostrożnie sam ogon
– w tej wersji wielkościowej, na naszych krakowskich wodach w ciepłej porze roku nie miałem brań ryb miarowych; jestem jednak przekonany, że na gramówce i przy długości do około 3,5 – 4cm, byłby skuteczny
Ze sprawdzonego źródła wiem, że na identyczny wabik znajomy wędkarz miał niezłe, jak na nasze około krakowskie wody wyniki na Prądniku. Tak mniej więcej do połowy kwietnia. Potem ryby interesowały mniejsze kąski.
Paweł łowił na łasicę także klenie i okonie – szczególnie te ostatnie nierzadko, choć w sposób całkiem niezamierzony, jeśli występowały wraz z pstrągami.
Mikro wahadełko
Kiedyś buszując za przyzwoleniem właściciela w magazynie sklepu Pirania z Krakowa znalazłem dość nietypowe błystki wahadłowe TT Spoon firmy River 2 Sea. Kupiłem je tylko dla ich wielkości, a raczej małości, bo obawiałem się iż ich praca będzie żadna. No, przekonał mnie jeszcze filmik z kilku wypraw na taką okoniokształtną australijską rybkę słodkowodną [jungle perch], który przypadkiem widziałem parę tygodni wcześniej na YT.
Wahadełka te są po prostu niesamowicie ciężkie jak na swoje gabaryty. Także odstraszała nie co cena, ale okazało się iż ich ciężar jest pokaźny, gdyż zrobione są z wolframu [i stąd też dość wysoki koszt]. Wybrałem dwa modele. Pierwszy prezentuję poniżej na zdjęciu. Ma 22mm i jakieś 3g. Okazał się…za ciężki do łowienia z prądem w naszych płytkich wodach z pstrążkami.
Nie jestem fanem tęczaków, ale nie mam wątpliwości, iż może to być bardzo skuteczne rozwiązanie latem, na ryby już lekko zdziczałe, które często interesują się tylko drobnymi ofiarami, a dają się namierzyć dość daleko od brzegów. W każdym razie na żyłce 0,16mm i przy miękkim kiju to osiągnięcie dystansu około 30-35m nie jest czymś szczególnym, zaś na kijkach UL i przy plecionce 0,04mm to już jest rakieta międzykontynentalna. 50 – 60m… To nie przypuszczenia, bo sam testowałem na łące i mierzyłem dystans z ciekawości, po tym, jak mi się wydawało, że nad wodą odleci mi cała zawartość szpulki.
Tak, że może bez „napału”, ale polecę ten wabik, odnosząc się do już namacalnych doświadczeń z mniejszym jego wariantem.
Druga błystka ma złoty kolor i jest znacznie bardziej filigranowa. Długość około 15mm i jakieś 1g. Piszę około, ponieważ gdzieś mi się zawieruszyła, a w sklepach te najmniejsze są raczej ciężkie do dostania.
Ją już mogę polecić i to gorąco, ale tylko tym, co lubią łowić bardzo lekko. Udawało mi się na nią łowić klonki, okonie i pstrągi. Minus taki, iż wszystkie te trzy gatunki były reprezentowane przez raczej malutkie egzemplarze.
Znacznie, znacznie lepiej było ze wzdręgami, gdzie nierzadko rzucały się na blaszkę [dosłownie rzucały się], krasnopióry 30+.
Tu znów wychodzi jej atut czyli niewielkie rozmiary, przy relatywnie dużej wadze. Przynęta ściągana szybko, bardzo charakterystycznie trzepie się na boki, ale tylko samym końcem wabika. Raczej nie wpada w ruch wirowy. Trudno ją prowadzić horyzontalnie na dużej głębokości, ale jest to możliwe, tyle, że wymaga kilkuminutowego eksperymentowania. W każdym razie trafiłem w marcu 2016 taki dzień, że wzdręgi z jakichś powodów nie żerowały. To znaczy olały moje wszystkie sprawdzone wabiki. Wróciłem do auta i by urozmaicić sobie nudę zakładałem na maleńką agrafkę cokolwiek, co potencjalnie krasnopióra mogła zjeść, a co dało się łatwo sprowadzić na te 4-5m, bo tu w poprzednich dniach były brania. Po kilku próbach, udało mi się tak poprowadzić wahadełko, że kotwiczka nie łapała resztek szlamu z dna i [oryginalnie są uzbrojone w pojedyncze haki] okazało się, iż to było to. Trudno mi powiedzieć, czy TT Spoon kusił kolorem, czy tym szczególnym podrygiwaniem, ale złowiłem kilkanaście tylko sztuk z tym, że to były ryby naprawdę już fajne jak na wzdręgi. W okresie letnim, bo wabik na stałe jest już w pudełeczku z przynętami na krasnopiórki, wielokrotnie łowiłem na niego, głównie wtedy, gdy trzeba było rzucić daleko, ale poprowadzić przynętę blisko powierzchni – ten model można ściągać tuż pod lustrem wody, wykorzystując fakt, iż przy szybszym prowadzeniu drgania są znacznie mocniejsze, a przez to stawiany opór pozwala prowadzić wahadłówkę z umiarkowana prędkością. W każdym razie wzdręgi nie mają kłopotu, by to dosięgnąć.
Anonimowy ripperek
Na sam koniec coś dla wielbicieli najlżejszych form łowienia UL. Niestety nie znam marki tej gumki. Jest to najmniejszy ripperek imitujący rybkę jaki widziałem, a przywlokłem tego sporo dawno temu zza oceanu.
Sama gumka w zasadzie nie pracuje, choć jest dość miękka. To akurat jej wada, bo po dwóch – trzech braniach nawet tak bezzębnych [w paszczy] ryb jak klenie, z przynęty zostają strzępy. Nadaje się do łowienia na wg mnie główki do 1g, choć jakieś realne zachowania imitujące narybek uzyskuje się przy gramaturach znacznie niższych. Ja stosowałem mikro główki od 0,3 do 0,5g na bardzo małych haczykach. Tu od razu powiem, że klenie, które w ten sposób złowiłem – przeciętnie 35-40cm – nie spadały i pewnie się zacinały na tych maleństwach.
Gumkę kiedyś kupiłem nie wiedząc w sumie po co, a w minionym sezonie odkryłem ją łowiąc z pontonu wiślane wzdręgi w lipcu. Krasnopióry owszem brały nieźle, ale ewidentnie do gustu gumka przypadła kleniom, które w tym właśnie łowisku bardzo rzadko trafiają na mój zestaw. Po prostu nie interesują ich mikrojigi. Zapewne ich nagła adoracja gumowej rybki wynikała z faktu, że o tej porze roi się dosłownie od maleńkich rybich iskierek. Brania miałem albo blisko kęp roślin, albo na sporej głębokości, tyle, że zawsze przy dnie. I mam wrażenie, iż najbardziej rybom pasowało, jak pozwoliło się wodzie robić z wabikiem, to co chce nurt.
Taki ripperek to już swego rodzaju ekstremum i nie będę zmyślał, iż uwielbiam takie wabiki, aczkolwiek nie da się odmówić im skuteczności i to dużej w konkretnych warunkach. W każdym razie ta skromnie wyglądająca rybka, też ma swoje stałe miejsce w moim pudełku dla wszelkich mikrusów.