Pół roku tego sezonu minęło. Normalnie to specjalnie nie przyglądam się tym pierwszym sześciu miesiącom, lecz ten rok jest dla mnie szczególny. Szczególnie słaby. Dla większości z moich znajomych bliższych i dalszych [choć to marne pocieszenie] – podobnie kiepski. Nawet Ci, którzy mieli znakomity maj, teraz są jacyś tacy powściągliwi w relacjach…
Ja mam tendencję, by zawsze oceniać kubek, że jest do połowy pusty o ile nie jest pełny, ale faktycznie, po tych pierwszych sześciu miesiącach nie mam kompletnie powodów do choćby umiarkowanej satysfakcji.
Fakt faktem – tak słabo mi nie szło od 2002r. Tak marne wyniki miałem dokładnie 15 lat temu.
W moich statystykach, niezależnie od ilości, jak i wielkości łowionych ryb, czołowe pozycje były zawsze te same: kleń, pstrąg, okoń. Zamieniały się tylko miejscami. Od dwóch – trzech lat doszła jeszcze wzdręga, która dość często na półmetku sezonu bywa pierwsza. Zrobiłem małe zestawienie i potwierdza ono, że ten sezon jest dla mnie dziwny. Nie usprawiedliwiam dość pokręconych wyników tym, że nad wodą bywałem niewspółmiernie rzadziej niż w latach minionych.
Statystykę otwierają więc krasnopióry i tu nie ma ekstrawagancji. Więcej niż co trzecia złowiona ryba w tym półroczu to wzdręga.
Miejsce drugie zajęły także konwencjonalnie pstrągi. Przy czym jest to wyłącznie wynikiem 2-3 wyjść w czerwcu na nasz no kill. Za to ilościowo pstrągi mam niewiarygodnie nieliczne w porównaniu z latami poprzednimi. Tu powiem, że pisząc „pstrągi”, mam na myśli potokowce, gdyż niespecjalnie jara mnie łowienie wpuszczanych tydzień wcześniej tęczaków, choćby były wielkie jak krokodyle. Nie widzę ani we wpuszczaniu tych ryb, ani w ich łowieniu nic złego, tyle, że jakoś mnie to nie kręci. Samymi potokowcami też się nie ekscytuję, gdyż mimo iż coraz mocniej przypominają dzikusy, to sama świadomość , że są wpuszczone kwartał temu jakoś mnie studzi. Nawet jeśli złowię 40-kę, bo rosną – a zdarzyło mi się. Jeśli te ryby utrzymamy, to co innego za rok.
Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie poświęcił trochę czasu naszym wodom górskim, które takimi są coraz bardziej tylko z nazwy. To między innymi dlatego tak rzadko robię wpisy na stronę, bo co napisać? Że miałem dwa stuknięcia ryb jak palec?
Zacznę od swojego podwórka. Byłem kilka razy na Krzeszówce i Rudawie, poza odcinkami no kill. Jest generalnie lipnie, choć nie aż tak, jak na początku sezonu. Na samej Rudawie miewam dostateczną ilość kontaktów z rybami małymi. Na Krzeszówce, na łąkowym odcinku zdarzyło mi się wyjąć dwie ryby miarowe. Dzikie co podkreślę. Jeden pstrążek miał 30cm, drugi 32cm. Na mocno zakrzaczonym fragmencie wody, także miałem dwa kontakty z dzikusami. Jeden w okolicach 35cm spadł mi spod szczytówki i drugi mniejszy [taki z 32cm] odhaczył się gdy chciałem mu zrobić fotkę z wodzie. Porównując choćby z poprzednim rokiem w analogicznych odcinkach, to jest raczej nudno.
Te dzikie i wpuszczaki łatwo odróżnić. Poniżej przykład: oba poniżej pokazane pstrążki miały po 32cm z tym że ten jest dziki…
…a ten wpuszczony w tym sezonie.
W ogóle, jak oglądałem zdjęcia nielicznych wyraźnie miarowych dzikusów złowionych przez znajomych w naszym okręgu w tym roku, to wszystkie te ryby są okropnie zabiedzone. Mimo maja – czerwca chude jak patyczki.
Normalnie ukuł bym teorię, że doprowadzono do tego, że masowe zarybienia spowodowały wyparcie genów dzikich ryb, no i jak przyszła normalna zima, to te z hodowli nie dają rady. Ale tak nie powiem, gdyż na najwyższym biegu Prądnika, odkąd wolno łowić i gdzie chyba 100% populacji to ryby z tarła naturalnego, w tym roku też cudów nie ma. Oczywiście nie jest tak pusto jak w rzeczkach pozostałych, ale porównując z tym, co tam było normalnie…
Dłubnia – tu oprę się na opinii czterech znajomych, którzy traktują tę rzekę, jak ja Krzeszówkę. Jest ekstremalnie cienko.
Na Wildze, której poświęciłem dwie pełne dniówki, też jest kiepściutko. Do tego kontakty z rybami miałem bardzo wyrywkowo i całe fragmenty zdawały się być bez życia. Poza tym nie miałem nawet wyjścia pstrąga, o którym powiedziałbym, że mógł być miarowy…
Cedron nigdy nie należał do wód, które darzyłem sympatią, a nad Głogoczówką nie byłem w tym roku. Są jednak fanatycy tych rzeczek, którzy mnie informują i nie urwą mi głowy, za to, iż kilka słów powiem, tym bardziej, że nie ma też o czym gadać. Tu jakby nic się nie zmieniło: nieliczne malutkie pstrągi i ekstremalnie rzadkie kontakty z miarowymi.
O najmniejszych ciekach pstrągowych to już od zeszłego roku nie bardzo jest co mówić. Regulka jest wciąć meliorowana na kolejnych fragmentach. Rudno, które stanowiło wg mnie pstrągową wodę bardzo, bardzo na siłę jest puste. Najbardziej mi szkoda potoczku Brodło, bo kipiał życiem wprawdzie małych rybek w kropki, ale niesamowicie licznych, a tu już rok temu było smutno. Nie lepiej teraz.
Nie wiem jak na Szreniawie. O Rabie nie piszę, bo pstrągowo, a i sądząc z relacji – raczej tęczowo, jest tylko na odcinku no kill. Poza tym Raba to inna liga wody, co wielokrotnie pisałem.
Wracając do naszego odcinka no kill. Oczywiście nadal bywamy i to nierzadko.
Zachęca nas do pilnowania wody to, że cokolwiek tu pływa w porównaniu z innymi podobnymi rzeczkami, choć starujemy niemal od zera. Wielkiego zera.
Jaka musi być bryndza niech świadczy fakt, iż ja od połowy maja, poniżej odcinka no kill nie miałem okazji skontrolować wędkarza spoza gminy, w której mieszkam. Koledzy podobnie. A w lutym – marcu, to dosłownie złościłem się, bo nie szło samemu wziąć kij w rękę, bo tyle było ludzi. Ale, że wyniki były jakie były [totalnie zniechęcające], to i teraz nikt się nie pojawia. I trudno się dziwić…
Wracając do mojego podsumowania. Szczęka mi opadła bo co piątą rybą w tym sezonie był dla mnie szczupak. Tyle, że ja jakoś nie mam serca do tego gatunku i mimo, iż dużo z tych ryb było wyjętych na super lekkie zestawy, a i niemało z zębaczy było w okolicy tych 60cm, to jakoś też tak chłodno na to patrzę. W każdym razie szczupak w moim wydaniu to jakieś pojedyncze procenty wśród złowionych ryb, a tu niespodzianka.
Natomiast nie miałem jeszcze roku, by złowić w pierwszych sześciu miesiącach tylko trzy jazie i siedem…okoni. To ostatnie uważam za jakieś kuriozum, bo wiadomo, że przynajmniej maluchy tego gatunku same pchają się na haki.
Słaby i dziwny dla mnie jest ten sezon, jak na razie.
Zastanawiam się, czy płotek nie wrzucić do głównej statystyki. Było nie było wyjąłem ich na spina 9%. Na razie są wrzucone do grupy „inne” razem z leszczami, jelcami itp. okazjonalnymi przyłowami.
Na koniec mała ciekawostka. Otóż w moim stawku trzeci rok pływa pięć karasi srebrzystych. Mają obecnie od 18 do 23cm. Przez dwa sezony stan sadzawki się nie zmienił.
Nie wiem, czy są jakieś nowe badania, bo dawniej informacje były takie, iż nie stwierdzono na terenie Polski samców tego gatunku. Wszystkie „japońce” odbywały tarło przy okazji harców innych karpiowatych, których plemniki stymulują ikrę karasi do rozwoju, ale nie przekazują cech gatunkowych.
U mnie tak przynajmniej to wyglądało. Ryby były same i nigdy nie zaobserwowałem jakiegokolwiek narybku. Wystarczyły jednak dwa jurne samce krasnopiór i poza małym stadkiem obecnie około 3cm iskierek, mam dosłownie kilka sztuk [w każdym razie więcej nie widziałem] małych karasi.
Ciekawi mnie to, kiedy moje karasice uwiodły samce krasnopiór, bo samo tarło wzdręg miało dwie fale. Obie w maju: pierwsza w połowie miesiąca i druga pod koniec. Nigdy jednak nie widziałem, by jakiś karaś „podpinał” się do reszty towarzystwa z czerwonymi płetwami. A te maluchy są o dobry centymetr większe niż malutkie wzdręgi i z pięć razy grubsze. Nie wiem więc, czy rosną tak szybko, czy dużo wcześniej przyszły na świat…
W każdym razie wszystko wskazuje na to, co mnie zresztą cieszy, iż w przyszłym roku wpuszczę jakiś regulator pogłowia w postaci 3-4 okonków.