Bardzo, bardzo nie chcę być tendencyjny. Zacznę więc może w ten sposób. W szeroko rozumianym wędkarstwie ma miejsce mało subtelna schizofrenia całego systemu prawno – organizacyjnego. O ile na polu teoretycznych deklaracji, nowe władze PZW prezentują na ogół dające nadzieje, podobne spojrzenie jak część przynajmniej zarządów okręgów, o tyle w kwestii praktycznych działań, wszystko się rozjeżdża. Efekt taki, że w moim odbiorze część okręgów [na czele z Ciechanowem] próbuje ratować to, co ma w wodzie, część okręgów wprowadza jedynie kosmetyczne zmiany, [ale dobre i to], zaś niektórzy przynajmniej ludzie pracujący przy ZG PZW, reprezentują branżę…rybacką, co publicznie deklarują. Do tego mamy cichociemne ruchy w kuluarach sejmowych, zmierzające do przywrócenia starych porządków.
Niech powyższe będzie wstępem do rozważań z czym przyjdzie się zetknąć, nam zwykłym wędkarzom w nadchodzącym sezonie, choć w zasadzie wszystko jest, dla mnie przynajmniej jasne: nadal nikt raczej nie spróbuje realnie pewnych rzeczy prostować. Dlaczego tak sądzę? Poniżej tylko trzy argumenty.
1. Z inicjatywy Rzecznika Praw Obywatelskich profesor Ireny Lipowicz, która uznała, że kary za wykroczenia z ustawy o rybactwie śródlądowym są nadmiernie surowe, złagodzono je, przy okazji wejścia w życie 30 sierpnia 2013r nowej ustawy o rybactwie śródlądowym. Do tej pory karząc kogoś, sąd jakby z automatu w zależności od przewinienia orzekał dodatkowo np.:
– podanie orzeczenia o ukaraniu do publicznej wiadomości na koszt ukaranego
– nawiązkę w wysokości od pięciokrotnej do dwudziestokrotnej wartości przywłaszczonych ryb
– przepadek rybackich narzędzi połowowych i innych przedmiotów [np. łodzi]
– trwałe odebranie karty wędkarskiej bądź jej przekazanie do depozytu sądowego na okres nie krótszy niż 12 miesięcy itp.
Obecnie taki „dodatek” sąd może orzec, ale nie musi. Nie tylko jednak o to idzie. Problem w tym, iż w mętnych wodach naszego prawa istnieje inny zapis, mówiący o tym, iż w przypadku przestępstwa, które karze się niejako dodatkowo [jak wyżej przedstawiłem], nie wolno było karać mandatami. Obecnie, bez „automatycznego” orzekania dodatkowych restrykcji, mamy finalnie powrót do karania mandatami. Czyli kłusownik złapany na gorącym uczynku nie może być pozbawiony narzędzi dokonywania nielegalnego połowu [co bywało czasem bardziej odstraszające niż kara „główna”]. Co więcej, o ile do sierpnia kary finansowe orzekane przez sądy wahały się od kilkuset złotych wzwyż, to teraz kłusol wykpi się mandatem za stówkę czy dwie. Zastanawiam się, co na celu mieli ludzie, którzy te zmiany „przyklepali” i czy mają pojęcie, co się nad wodami dzieje…
2. Pamiętacie może zadymę o stowarzyszenia sportowe, między innymi i o PZW. Była próba kruszenia „betonu”. Coś tam się nawet pozmieniało, np. prezesi. Przynajmniej na papierze. Generalnie zmiany zmierzały w kierunku, by działalność takich stowarzyszeń była możliwie przejrzysta finansowo i by zarządzanie nią nie było dożywotnie, dziedziczne itd. I co mamy? Tuż przed świętami SLD złożyło projekt nowelizacji przepisów odnośnie m. in. takich stowarzyszeń, by:
– wykreślić zapis ograniczający liczbę kadencji prezesa tylko do dwóch [znów ma powrócić dożywocie?]
– likwidację obowiązku zwoływania walnego zebrania członków i delegatów co roku
– znieść obowiązek badania sprawozdania finansowego przez biegłego rewidenta [tego nie potrafię cenzuralnie nazwać]
Chyba każdy zdaje sobie sprawę, jakie mogą być konsekwencję, jeśli to przejdzie. Oczywiście wszystko po cichu, bez przesadnego nagłaśniania. Ja dowiedziałem się od znajomego, zaangażowanego w sport. Przypomnę tylko, że w tzw. zespole parlamentarnym ds. wędkarstwa prym wiodą ludzie z SLD, a z jakiej nomenklatury pochodzili dotychczasowi „prezesi” nie trzeba nikomu przypominać. Rok temu, w kulminacji konfliktu minister Mucha – PZW, przysłuchujący się mojej rozmowie z wędkarzem, który przysiadł się wracając z odcinka „no kill „na Rudawie, jakiś człowiek w pociągu, zadał nam mniej więcej takie pytanie: to czyim „słupem” jest to całe PZW?
3. W listopadzie 2013r odbyło się posiedzenie podkomisji sejmowej, której zadaniem jest stworzenie projektów zmian w dotychczasowej ustawie o rybactwie śródlądowym. Spotkanie to miało za zadanie zebrania propozycji zarówno mazurskich samorządów lokalnych [jak wiadomo okręg olsztyński bardzo mocno „odstaje” od polityki PZW], użytkowników rybackich i ekspertów pozarządowych. Propozycje zmian przedstawili m. in. szef Towarzystwa Przyjaciół Rzek Iny i Gowienicy – ichtiolog z dużym stażem – pan Furdyna i prezes ZO PZW Olsztyn – pan Siemieniuk. W skrócie, zmiany miałyby dotyczyć:
– rozróżnienia hodowli ryb w stawach od odłowów sieciowych w naturalnych wodach
– realnej kontroli rybaków i ich odłowów [jak na razie zasoby naszych wód wyceniane są na podstawie analizy…ankiet jakie wypełniają rybacy]
– zmian zasad przetargów na poszczególne akweny [wg obecnego, młodego zresztą zapisu, obecni gospodarze danej wody są w zasadzie nie do ruszenia]
Na to spotkanie ZG PZW delegował tylko jednego członka zarządu, za to kilku pracowników biura ZG, którzy nie dość, że nie zgłosili żadnych zmian [czyżby uznali, że wszystko jest cacy?], to na wejściu jasno postawili sprawę, że reprezentują…świat rybacki. Zanegowali wszystkie propozycje, nadto jeden z nich wypowiedział się z dezaprobatą o naturalnym rozrodzie ryb.
Można się zadumać nad tym, jak to się ma do niedawnych deklaracji nowego prezesa Związku. Można wysnuć wnioski, że nowy prezes jest osobą nie panującą nad całością, albo, że zmiana była zagrywką, mającą uciszyć coraz bardziej wpienioną część wędkarzy. Nijak ma się to jednak, do zapowiadanych zmian wizerunku wędkarstwa. Smaczku dodaje fakt, że całe spotkanie można było posłuchać na żywo, podobnie jak obrady innych podkomisji.
Wprawdzie bardzo powściągliwie, to jednak nastawiałem się choć na minimalne zmiany w polityce ZG PZW, ale mam wrażenie, że tam rządzi naprawdę ktoś inny, niż ci, którzy oficjalnie sprawują jakieś funkcje. Generalnie światełko nadziei dość mocno mi przyblakło, jeśli chodzi o działania ZG PZW.
Przenieśmy się teraz na moje podwórko. Być może Czytelnicy z innych okręgów dopatrzą się tu jakichś analogii. Czytając wpisy na forum Okręgu Kraków, mam niezmiennie od lat jedno przeświadczenie. Wszyscy wędkarze, niezależnie od podejścia do hobby, chcą by było więcej ryb w wodach. Tego nie da się kwestionować. Oznacza to, iż zasoby okołokrakowskich wód są co najwyżej małe. Druga rzecz jaka nasuwa mi się na myśl, to większa zimą, niż normalnie ilość wpisów na forum, aczkolwiek sprowadzająca się do kilkunastu, może nieco ponad dwudziestu bardziej aktywnych osób [słownie jeden przedstawiciel zarządu okręgu, paru sfrustrowanych, paru entuzjastów], co dobitnie świadczy o tym, że przytłaczająca większość chce łowić ryby, a nie bawić się słowne przepychanki, albo przyjmuje świat jakim jest. Dziwne moim zdaniem jest to, że na pytania wszelkiej maści, odpowiada tylko jeden człowiek i w sumie chwała mu za to, bo mam wrażenie, że pozostali albo nie mają nic do powiedzenia, albo im się niekoniecznie chce rozmawiać z ludźmi.
Z rzeczy istotnych:
- Wprowadzono zakaz połowu w okresie od 1 stycznia do 30 kwietnia w odległości mniejszej niż 400m od progów wodnych na Wiśle [Łączany, Kościuszko, Dąbie, Przewóz].
- Podniesiono wymiar ochronny bolenia do 50cm, a szczupaka do 60cm.
- Nadal podtrzymano zakaz zabierania lipieni.
- Zakaz zabierania karasia pospolitego [złotego].
Osobiście zawsze jestem zwolennikiem jak najmniejszej ilości zakazów, nie mniej powyższe uważam za pozytywne, biorąc pod uwagę stan rzeczy. Świadczy to dla mnie o jakimś jednak trzeźwiejszym spojrzeniu. Mam wrażenie, że są w zarządzie osoby, które mają zamiar pchnąć ten wózek na nowe tory, chcę tylko wierzyć, że nie dadzą się stłumić betonowej reszcie, bo powyższe cztery punkty, to w sumie istotne, ale jak dla mnie jedyne sensowne nowinki. Można tu jeszcze dodać cenę zezwolenia, która się nie zmieniła.
Czerwona kartka należy się natomiast za brak odwagi, by wprowadzić górne wymiary ochronne. Tymczasem świadomość wędkarzy, nawet tych, co mnie pozytywnie zaskakuje – starej daty, rośnie i coraz więcej osób się tego domaga.
Wędkarze dzielą się na dwie grupy: tych, którzy zabierają ryby i są na razie zdecydowaną większością, oraz tych, co łowią dla emocji, oglądania wody, trawy itp. Z kolei gdyby zrobić podział na wędkarzy i ich stosunek do przepisów, to części łowiących zasadniczo nie są one potrzebne [nie zabierają ryb], część ludzi ma je za nic i jakie by nie były, będą je łamać, a znów zdecydowana mam wrażenie większość, stosuje się, nawet jeśli nie do końca z nimi zgadza. I zarząd Okręgu Kraków powinien górny wymiar wprowadzić nie oglądając się na nikogo, bo za chwilę nie będzie na co go wprowadzać. Panowie Działacze! Nalegamy, zróbcie jakiś sensowny krok w tym kierunku! Są okręgi które tak zrobiły i świat się nie zawalił. Celuje tu Okręg Ciechanów, gdzie już drugi sezon są górne wymiary na czołowe drapieżniki, a obecnie wprowadzono go dla klenia. Tam nie wolno zabierać świnek. Nawet Okręg Nowy Sącz wprowadził górne wymiary. Ja pomijam [słuszne zresztą] pomysły o zakazie zabierania czołowych drapieżników w ogóle przez dwa – trzy sezony, bo to mrzonka, ale za brak górnych wymiarów, to my [celowo pisze „my”, a nie „ja”] Was będziemy bardzo negatywnie oceniać.
Ponoć argumentem przeciw górnym wymiarom, była niemożność kontrolowania takiego zapisu. A ja się pytam – czytajcie uważnie – jak kontrolowany jest zapis o zabraniu w skali sezonu nie więcej niż 30 szt. pstrągów potokowych, jak kontroluje się fakt, iż łowiący na muchę po 1 września lipienie, [których w sumie nie wolno zbierać i tu jakoś władze okręgu są w „bajce” C&R], nie zabierają pstrągów? No jak, to kontrolujecie i czym ta kontrola różniłaby się od sprawdzania, czy dany człowiek wypuścił szczupaka np. 80+, którego złowił? Jestem bardzo ciekaw.
Kolejnym „kleksem” są porozumienia. Sam się trochę napaliłem, gdy w zamieszczonym wstępnym komunikacie mówiło się o czymś więcej niż tylko okręg bielski. Szczególnie rozgrzała mnie myśl o Tarnowie. I tu mocno się zawiodłem. Porozumienie z Tarnowem jest jakie było, czyli cudów tu nie ma i nazywanie tego szumnie porozumieniem, jest chyba na wyrost. Za to w osłupienie wprawiła mnie, potwierdzona telefonicznie z biurem zarządu informacja o reglamentowaniu ilości porozumień z Częstochową, Katowicami i wspomnianym Bielskiem do 200szt. na dany okręg. Nie oceniam dlaczego mamy tak mało porozumień z innymi okręgami. Może inni nas nie chcą. Nie wiem. Ale jeśli już coś robicie w tę stronę, to na sensownych zasadach. Być może się mylę ale mam wrażenie, że na te plus/minus dziesięć tysięcy wędkarzy w naszym okręgu, więcej niż tych 200 będzie chciało wykupić wody np. Bielska i ja nie chciałbym być tym dwieście pierwszym, który obejdzie się smakiem. Po drugie: jak macie zamiar te porozumienia [znaczki] dystrybuować? Te 200 szt. po równo na każde koło? Koła mają zbierać zamówienia? I dlaczego jeszcze nie wiecie jak to będzie wyglądać. Oczywiście, jeśli się mylę i aż tylu zainteresowanych nie będzie, to przepraszam, ale jeśli mam rację, to będzie o to chryja. O ile dla mnie stówka w prawo czy w lewo nie ma znaczenia, o tyle znam osoby, które mieszkając nad samą Wisłą, tylko po „niewłaściwej” stronie, muszą kupować za pełną składkę okręg Katowice, by w tej Wiśle łowić, albo pozostaje im np. Skawa, do której mają 15km. A dla studenta, czy słabo zarabiającej osoby stówa to dużo. I taki zbieg okoliczności to niestety dość częsta sytuacja, a nie wyjątek.
Ludzie w desperacji szukają winy gdzie się da. Pomysły, by było więcej ryb pojawiają się wszelkiej maści. A to by zakazać łowienia ze środków pływających, a to by zakazać wywozu przynęty, że karpiarze to mięsiarze, by zakazać spinningu do 1 kwietnia, zakazać połów na żywca itd., itd. Otóż proszę Państwa – powtórzę się kolejny raz – są trzy możliwości:
– możecie zabierać ile chcecie ryb, ale wiedzcie, że będzie za to musieli naprawdę duuuużo zapłacić, by takie podejście miało sens
– może zostać jak jest, przy coraz szybszym zmniejszaniu się populacji ryb w ogóle, aż do takiego stanu, że najwytrwalsi dadzą sobie spokój
– zabierać zdecydowanie mniej ryb, lub w ogóle, a bezwzględnie wypuszczać te największe
I regulamin powinien wspierać tę ostatnią opcję, bo gwarantuje dwie rzeczy, których chcemy wszyscy: będzie więcej ryb i nie będzie drożej. Tylko ludzie na etatach w PZW nie zarobią więcej ale przecież pracują głównie społecznie.
Kolejną rzeczą, którą wytknę, są zarybienia. Realizowane przecież z naszych pieniędzy. Znów napiszę, że nasza kasa jest totalnie marnotrawiona. Gdziekolwiek bym nie wpuszczał ryb, to od lokalnych samorządów żądałbym przed zarybieniem, potwierdzenia, czy na danym akwenie, cieku będą robione jakieś prace melioracyjne czy nie, kiedy będą robione, jeśli będą i w jakim konkretnie zakresie. Wszystko po to, by nie doprowadzać do akcji, jak z Rudawą, która moim zdaniem jest już nie do odkręcenia. I twierdzę, że pieniądze, za które ryby zostały wpuszczone na tamtym odcinku Rudawy „poszły się walić” w tym także jakaś część moich składek. A jeśliby dany urząd potwierdził brak ingerencji w wodę, a potem się nie zastosował do swojej deklaracji, to idziemy do sądu. Tylko po pierwsze trzeba o tym tak myśleć, po drugie chcieć tak działać.
Na marginesie powiem, że omawiany parę tekstów temu odcinek „no kill” Rudawy, przypomina równiutki kanał na obu brzegach. Znamiennym było „zawieszenie” portalu zabierzowianin.pl „z powodów technicznych”. Owe powody, to prawie setka wpisów zamieszczona przez oburzonych ludzi, krytykujących taki wandalizm i tylko słownie dwa wpisy „za”. Czyżby miejscowi jakoś nie docenili troski? Pewnie dlatego, że:
a) na tym fragmencie są słownie trzy posesje, dość daleko od rzeki poza jedną [nie licząc Rogatego Rancza]
b) ludzie instynktownie wiedzą, że to był jedyny fragment, gdzie woda mogła i rozlewała się od dziesięcioleci
Ale wracajmy do sedna tekstu. Kolejna sprawa: jeśli jest ktoś spośród czytelników, kto złowił w Szreniawie bolenia, brzanę [nie myślę o samym ujściu, tylko o jakimś sensownym fragmencie nizinnym tej rzeki wyżej], to niech się odezwie. Panowie działacze – już któryś raz mam „ale” o „zarybianie” tymi rybami tej rzeki. Celowo piszę w cudzysłowie, bo to chyba tylko wyrobienie statystyki. Ale przyjmijmy, że się mylę, że takie zarybianie ma sens. Pytam się wtedy, czy te ryby mają GPS i wracają potem na krakowski odcinek Wisły, bo o ile wiem, to sąsiednie okręgi nie robią nam takich prezentów…. Krótko mówiąc szanujcie moją kasę. Tu odniosę się do wypowiedzi z forum, że wędkarze nie chcą pomagać w zarybieniach. Odpowiem temu panu, siląc się na grzeczność: róbcie zarybienia w soboty, niedziele, dni wolne – na pewno nie będzie problemów z pomocą. W dzisiejszych czasach z pracą jest jak jest i nikt o zdrowych zmysłach nie będzie ryzykował bytu rodziny na taki cyrk. Pytanie, czy PZW w ogóle chce by przy zarybieniach ktoś był i chcąc nie chcąc patrzył na ręce? No, jak to jest? Jeszcze raz napiszę: szanować naszą kasę. Nie wiem, może się nie liczycie z taką sytuacją, ale pewnego dnia nie jakiś stuknięty Kozłowski, tylko grupa 200-300 ludzi, założy Wam pozew zbiorowy w sądzie i skończy się miękka gra. Macie moim zdaniem kredyt zaufania, bo jesteście „nowi”, więc go wykorzystajcie.
Kolejna uwaga, bynajmniej nie tylko moja. A potwierdza ją kalendarz zarybień. Jeśli do cieku X wpuścicie pstrągi potokowe wielkości pod wymiar, a po dwóch tygodniach do tego samego cieku znów pstrągi potokowe tyle, że wielkości palca, to właśnie marnotrawicie naszą kasę, bo te większe wcinają te mniejsze, aż się łuski sypią. Podobnie z lipieniem wielkości 15cm. Wątpię czy jakikolwiek z nich umknie paszczy trochę większych pstrągów. A zabawa trwa dalej. Kasa – zarybienia – brak ryb – kasa – zarybienia…Przy zarybieniach na wodach innego typu lepiej nie jest. Poniżej cytat z forum:
„Szanowni Koledzy
Wyników w postaci okazałych ryb nie mam, jestem cierpliwy i czerpię przyjemność z samego przebywania nad wodą z nadzieją że coś weźmie, będąc w tym roku na Przylasku zb nr 9 obserwowałem ławice małego zarybieniowego sandacza na plaży na którym wieczorem rozpoczynał żerowanie zarybieniowy pstrąg handlowy, proszę o jedno, zarybiajcie z głową…”
Następna rzecz. Nie dopuszczono do wędkowania dopływów niektórych wód pstrągowych. Sam mam mieszane uczucia, ale jak napisał kolejny człowiek na forum „matecznik = zupełny brak kontroli”. Mogę podesłać zdjęcia wydeptanych jak na spacerniaku ścieżek wzdłuż dopływów Rudawy. W tych chaszczach raczej nie spacerują w niedzielę starsze panie z pieskiem. Ktoś tam jednak kłusuje…
Na sam koniec to, co wszyscy już, absolutnie wszyscy wiedzą. Nawet wprowadzenie powyższych zmian nie da absolutnie nic, jeśli nie będzie kontroli i ochrony wód. Powtarza to bez końca już masa ludzi. W innym przypadku będzie jak poniżej.
23 grudnia. Trasa okazjonalnie wypadła mi przez próg Łączany. Godzina 11.00. Tuż pod progiem w zastoisku wody, gdzie gromadzi się na zimę cokolwiek, co ma łuski, pływa kilkadziesiąt kormoranów. Cóż, taki los. Nie mogę mieć pretensji do ptaków, że tak wyewoluowały, że zjadają ryby. Taka ich natura. Szkoda tylko, że w takim miejscu, szkoda, że jest ich coraz więcej i w końcu szkoda, bo nic się z tym nie robi. Ja na razie nie widzę, żadnych ruchów prawnych na tym polu. Tak jest na każdym z „krakowskich” progów. Tematu nikt nie chce tknąć, ponieważ jest niewygodny. Pojawią się głosy z jednej strony, iż to wynik złej gospodarki wodami, z drugiej głosy przeciwników np. odstrzału ptaków. I temat leży. Dodam, że kwestia kormoranów jako gatunku inwazyjnego dotyczy większości krajów Europy od Anglii począwszy, gdzie ryb jest bardzo dużo, po Polskę, gdzie jak jest z rybą, dobrze wiemy. Nie mniej, problem istnieje, choć zdaję sobie sprawę, iż bardzo dyskusyjne mogą być opcje, jak go rozwiązać… Cóż, więc – postałem minutę, pokiwałem smętnie głową, nad spustoszeniem jakie te ptaszyska zrobią na zimowisku i pojechałem.
Godzina 15.00. Wracam przez ten sam próg. Kormoranów nie ma. Są za to ludzie. 2-3 to typowi szarpakowcy, dwóch – jak każdy przeciętny wędkarz, łowią na paprochy. Kłopot w tym, iż wszyscy łowią pod samym progiem. W strefie ochronnej. Dzwonię na numer PSR – cisza. Telefon do SSR – cisza. Dzwonię na stacjonarny numer do siedziby okręgu – podobnie.
Po co ja w ogóle w tym czasie [przed świętami] jeżdżę w okolice takich miejsc, nawet jeśli nie na ryby? W zasadzie na bank mogę zakładać, że trafię na kłusowników w tym okresie. Rok w rok. Pewnie oni też wiedzą, że nikt im nic nie zrobi. Tzw. ochrona wód w naszym okręgu LEŻY.
Ja wiem, że nowy zarząd okręgu ma co sprzątać po starym, że potrzeba czasu. Z tym, że sugerowanie składania wniosków w kołach, to Panowie – odpuście sobie takie rady. Ja nawet nie wiem, czy potem wniosek, nawet jeśli w kole przeszedł, czy jest rozpatrywany, a jeśli tak, to chciałbym wiedzieć z imienia i nazwiska, kto głosował i jak. Tyle, że mam wrażenie iż te trzy stówy, które płacę za sezon to za mało jak na tak wygórowane wymagania…
34 odpowiedzi
„Zastanawiam się, co na celu mieli ludzie, którzy te zmiany „przyklepali” i czy mają pojęcie, co się nad wodami dzieje…” Rozumiem, ze to pytanie retoryczne:) Podziwiam Pana walkę o „lepsze wędkarskie dziś czy jutro”, ale chyba ma pan świadomość, ze w kraju w którym oficjalnie robi się nas w chu… w obszarach dużo bardziej istotnych [ochrona zdrowia, emerytury itp.] kogo obchodzi wędkarstwo!. I dlatego właśnie tam najłatwiej o zmiany, które dla kogoś na pewno są dobre – i nie są to wędkarze. Szlag mnie trafia w tym kraju w którym interes własny jest zawsze najważniejszy niż ten wspólny. I tak też jest z zarybieniami, dużo ryb = brak potrzeby zarybiania i wiadomo dla kogo to nie jest korzystne. Pozdrawiam i wytrwałości życzę:)
Z jednej strony jestem świadom, że taka dziedzina jak wędkarstwo jest mało ważna w stosunku do innych, gdzie też wiele rzeczy „leży” – pisałem to w jednym z pierwszych tekstów na tym blogu. Nie mniej, właśnie dlatego, że wędkarstwo nie dotyczy 100% ludzi jak np. opieka medyczna, to względnie łatwiej wywierać presję, czy się nawet konfrontować z betonem. Przykładem okręgi Olsztyn i Ciechanów – ludzie uznali, że mają dość. Do Ciechanowa przenosi się większość wędkarzy z przylegających, ościennych „betonowych” okręgów. Tam, powolutku zmienia się na lepsze.
Mogę się podpisać pod tymi przemyśleniami „obiema ręcami”.
ad 1. Gdyby zmniejszeniu kar za kłusownictwo towarzyszyło zwiększenie skuteczności wykrywania i ścigania takich wykroczeń można by kierunek zmian zrozumieć, ale tak?. Nasi karniści zapatrzeni są w skandynawskie standardy. Tyle że Polska to nie Skandynawia i poziom zachować prospołecznych czy proekologicznych jest dramatycznie niski. Tu trza ostro walić po kieszeni, łagodnością cwaniakowi do rozumu nie przemówisz.
ad 2. SLD i PZW, SLD i PZD SLD i XXX itd… Starzy towarzysze po zmianie ustroju wygodnie się urządzili i dalej mogą liczyć na wsparcie kolegów z sejmowych ław. Ale skoro szeregowym wędkarzom to nie przeszkadza? Inercja na górze odpowiada tej na dole.
ad 3. Polski Związek Rybacki? My jako wędkarze jesteśmy chyba tylko dodatkiem do brygad rybackich i ośrodków zarybieniowych. Ktoś to musi przecież finansować…
Co do problemów lokalnych, na dłuższą metę nie wyobrażam sobie kontynuacji dotychczasowej polityki. Przekonanie że duża rzeka jak Wisła się obroni legło w gruzach. Kto miał szczęście łowić na odcinku krakowskim (i trochę powyżej i poniżej) w latach 90 ma skalę porównawczą w stosunku do tego co mamy dziś. Przy lawinowo rosnącej presji wystarczyło parę lat by zmienić wędkarskie eldorado w mocno przełowione łowisko z kompletnie zaburzoną piramidą populacyjną – masa ryb małych, mało ryb średnich i pojedyncze okazy. W minionym roku złowiłem kilka sandaczy 60-70 cm i jednego, słownie jednego 50 cm. Wszystkie większe padły na pojedynczej miejscówce, ot zapomniana perełka na kupie kompostu… Malutkich sandaczyków sporo, tylko co z tego. Mamy mało wód a wielu wędkarzy. Chcesz złowić i zjeść? Nie ma sprawy po to są łowiska specjalne zarybiane rybą towarową.
Ale na Wiśle, Rabie czy tych wszystkich pstrągowych siurkach to nie ma prawa zdać egzaminu. Zarybienia nie mogą być podstawą ich rybostanu, one same dadzą sobie radę przy założeniu że ryby poddane szczególnej presji (łososiowate i drapieżniki) będą albo ostro ale naprawdę ostro limitowane albo będzie obowiązywał całkowity zakaz zabierania. Przy coraz większej skuteczności wędkarzy, błyskawicznej wymianie informacji zarówno o technikach połowu jaki i miejscówkach, mobilności, nie ma możliwości by połowić i jeszcze wykarmić rodzinę, psa, kota i sąsiadkę. Pytanie tylko ile jeszcze czasu upłynie nim dotrze to do ogółu wędkarzy?
Dla mnie niepojęte jest jak to możliwe, że ponoć półmilionowa organizacja jaką jest PZW nie potrafiła do tej pory albo stworzyć realnej komórki kontroli wód, albo nie wymusiła tego na władzach. Dla mnie jest oczywiste, że tym razem „nie da się”, bo by to było z wielu względów mało korzystne. Ja od kilku lat zwróciłem uwagę, że w rzadkich wypadkach, gdy jakaś akcja kłusownictwa wędkarskiego wypłynie na fale mediów, to ze strony władz PZW albo jest walenie głupa [ostatni wyrok w sprawie nielegalnego odłowu drapieżników sieciami w okresie ochronnym na stawie Skalskim [okręg Lublin], albo brak reakcji. W mojej opinii chodzi o to, by nie zwracać uwagi opinii publicznej na takie kwestie, bo zbyt wiele osób może zacząć się interesować kasą, jaka wchodzi w grę w całym tym bajzlu. Pierwsze przykłady były w zeszłym roku. I co? trochę „betonu” się pokruszyło. Tak bardziej dla picu, ale chyba pierwszy raz strach zajrzał w oczy niektórym „działaczom”
Dziękuję za komentarz. Odwołam się tylko do punktu nr 2. Tragedią tego kraju jest upolitycznienie wszystkiego. Wywalamy kupę szmalu na ludzi, którzy nic nie robią, a liczba ich rośnie, bo w interesie każdej partii jest tworzenie „żelaznego elektoratu” poprzez tworzenie urzędów, stanowisk i funkcji po nic. Ale ludzie piastujący takie stanowiska, najczęściej za „ciency” by pracować normalnie, zawsze zagłosują za swoim chlebodawcą, który rzuca im zresztą zazwyczaj same ochłapy. Nadzieja w młodzieży, która mam nadzieję pokaże w końcu tym samym gębom gest Kozakiewicza, choć obecny system oświatowy robi większą sieczkę z mózgu niż za komuny. Tak, że różnie być może. Mnie zadziwia głosowanie ciągle na tych samych ludzi od 25 lat. Cyrk. Instynkt samozachowawczy nakazuje jakiś inny, nawet mniej medialny wybór…
Koniec XX wieku to totalna rewolucja w świecie wędkarskim ,wtedy zaczynano wprowadzanie mateczników.
O Rudawie i nowość zwanej matecznik.
Rzeka została w tym czasie wyposażona w potężny ciągnik samoregulujący pogłowie ryb. Ryby w obrębach mateczników miały tam spokój, ciszę ,idealne warunki wzrostu i rozwoju(wszyscy wiemy że tak powinno być ale czy było?).
Stworzone tam idealne miejsca miały przyczynić się do przerybienia tych odcinków a ryby spływając w dół rzeki miały wzbogacać rybostan dostępny dla każdego wędkarza .
Maszyna miała na celu stworzyć coś ciągłego stałego takie perpetuum-mobile dla wędkarzy .Na początku wszyscy myśleli że ten właśnie ciągnik pociągnie i zagwarantuje nam sukces .Cóż z przykrością stwierdzam że ten ciągnik ,ciągnął b. krótko. Pierwsza połowa XXI wieku potwierdza że to narzędzie które mamy nie do końca jest tym potężnym ciągnikiem ,co najwyżej jest zwykłym jednotłokowym papajem który od czasu do czasu puści jakiegoś bąka.
Mało tego do obsługi tego papaja potrzeba masę mechaników(Najlepiej za darmo SSR) bo nie wiadomo co i gdzie się psuje. Papaj jest duży i niewydajny- jak stary tel.komórkowy trzeba z sobą było nosić walizkę . Przepadlisty- żeby objechać i skontrolować wszystko z baku paruje trochę paliwa. Cóż nikt nie myśli że może być inaczej bo większość chce utrzymać tego papaja na Rudawie. Papaj według mnie już wpisał się w historię Rudawy. Dzięki nie do końca przemyślanej konstrukcji. Pogłowie ryb które było w rzece w drugiej połowie lat 90tych zmalało o 10-15TON(Pstrąg potokowy, źródlany ,lipień) 300-400tys zł strat.
-Jestem dumny jako wędkarz że na rzece mam taki skansen w postaci starego Papaja.
-Jestem dumny z mechaników którzy nie liczą kosztów(naszych ,swoich oraz własnego czasu) by tego papaja trzymać przy życiu za wszelką cenę.
-I dalej będę płacił kartę i podziwiał papaja
-Kiedy ostatnio kontrolowano dopływy Krzeszówki/Rudawy a jeśli tak to w jakiej ilości?
-Kiedy i w jakiej ilości obręby ochronne (Filipówka,Dulówka,Szklarka,Racławka)dostały wsparcie w postaci materiału zarybieniowego?
-Na którym z dopływów RDG1 w naturalny sposób wzrosło pogłowie ryb?
-Kiedy ostatni raz były prowadzone działania w obrębach ochronnych (matecznikach)
czyszczenie,sprzątanie,odłowy kontrolne,liczenie gniazd tarłowych lipienia i pstrąga,potwierdzające słuszność utrzymania tych obrębów ochronnych ?
-Dlaczego jeżeli mamy coś takiego jak obręb ochronny, dbałość o to sprowadza się do puszczenia tego „samopas” ?
-Dlaczego nikt nie zauważył że w obrębie ochronnym i RP we Mnikowie nie ma ryb, zwłaszcza po odłowach kontrolnych na rzece Sance ?
-Dlaczego po tych odłowach nie wprowadzono zakazu połowu na rzece Sance, skoro większość gat. ryb zaliczana jest do ściśle chronionych poza sporadycznym przypadkiem czyli p.potokowym?
-Dlaczego zarybia się nizinna rzekę Wisłę, pstrągiem potokowym (corocznie) jeżeli ten gatunek jest z innej krainy a już na pewno nie z krainy leszcza o co tu chodzi?
-Dlaczego WG2 to rzeki Regulka,Brodło,Sanka,Rudno,Wilga jak to się ma do słuszności i czytelności prowadzenia rejestru?
-Dlaczego w zezwoleniu WG2 Regulka od źródeł do nieczynnego stopnia wodnego w miejscowości Okleśna jest notoryczny błąd ,rzeka od źródeł przez jakieś 4-6kilometrów płynie po betonowych płytach i nie nadaje się do połowów ?
-Dlaczego rzeka Sosnówka w której nie tak dawno pływały pstrągi potokowe jest rzeką nizinną?
-Dlaczego nikt nie zastanowił się że ichtiolog może być wędkarskim sabotażystą ?
-Dlaczego proste pytania są tak bardzo trudne?
PS: Dlaczego ja to piszę?
Mam na imię Jeny może to coś zmieni gdy już wiesz .
Co do ichtiologów to mam jedną opinię [ znam kilka osób, które pracują w tym zawodzie]. Generalnie, o ile nie pracują jako wykładowcy na uczelni, to pozostali są figurantami, by coś tam podpisać. Jeśli nawet myślą inaczej to dostają kopa o ile nie współpracują. Figuranci. Pewnie są wyjątki, ale zapewne w firmach prywatnych.
„…Łowienie/podhaczanie sumów na tarliskach w maju i czerwcu…”
Pisząc o tym wykazujesz się niemałą hipokryzją Szymku…
Witam.
Nie wykasowałem tego wpisu, ponieważ szczerze mówiąc, nie wiem, czego on dotyczy. Myślałem, że zostanie on rozwinięty. Rozumiem, że Panowie macie mocno różniące się opinie na jakiś temat. Jak poniżej napisał Pan Szymon, proszę takie kwestie załatwiać miedzy sobą, bo mam wrażenie, że są poza tematem. Wrzucenie takiego „hasła” jak powyżej jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Nie będę go usuwał skoro już dodałem, ale proszę o jasne formułowanie myśli. Owszem chciałbym, by tu, jeśli nie ma innego wyjścia też ścierały się różne opinie, także ludzi mających inne zapatrywania na sprawę, byle bazować nie na przekonaniach „bo tak” tylko argumentach. Chętnie bym wysłuchał kogoś z działaczy, tylko jeśli na oficjalnym forum okręgu głos zabiera jeden człowiek, to ja odczytuję to jako niechęć do rozmowy z nami, zwykłymi wędkarzami. Lansowanie tezy, że od ścierania się poglądów są zebrania w kołach [raz w roku!] jest tylko zasłanianiem się przed konfrontacją, co podpiera zresztą sam anachroniczny statut. Te wszystkie wnioskowania i głosowania to dla mnie jeden wielki dym niby prodemokratyczny, choć sam nieraz głosuję. A w praktyce to takie „wicie, rozumicie panie kolego, towarzyszu itd.” I mówię to opuściwszy w ostatnich 9 latach jedno zebranie bo pracowałem tego akurat dnia.
Szymonie,
Oczekujesz zmian w przepisach, „zmoralizowania” wędkarzy ,a popatrz w lustro i odpowiedz sobie na pytanie- JAKI JA DAJĘ PRZYKŁAD?
Wbrew pozorom Wisła nie jest tak dużą (zwłazcza w okolicach progu Kościuszki) rzeką by czyjeś „dokonania” nie były zauważone przez spacerowiczów czy innych łowiących…
Innymi słowami – łowisz ŚWIADOMIE ryby ,które winny cieszyć się jeszcze spokojem wynikajacym z trwania okresu ochronnego. Jeden,no,moze dwa umy można by nazwać przypadkiem,ale jak przez kolejne dni w czerwcu okupuje sie ten odcinek z grubym sprzetem to nie jest to przypadek.
Być moze zareagowałem zbyt impulsywnie i nieco poza tematem,ale szlag mnie trafia gdy etyki wymaga ,ktoś kto sam jej nie przestrzega.
Nie mam zamiaru brać czyjejś strony. Nie znam Was, natomiast chyba Wy się znacie, przynajmniej z widzenia. Z tym łowieniem ryb w okresach ochronnych [nawet, gdy się je wypuszcza] jest problem, bo to zawsze w naszych realiach furtka, by któraś ryba dostała w łeb. Sam tylko z przypadku mam takie przyłowy, choć, by być uczciwym, moje prywatne rekordy dwóch gatunków [brzany i suma właśnie] pochodzą z czau gdy te ryby są pod ochroną. Ale podkreślam – to były przypadki i tylko dla prywatnej statystyki mam je za rekord. Trochę inaczej jest z boleniem, gdzie jak dla mnie sztucznie wydłużono jego okres ochronny, bo mnie nie zdarzyło się złowić w kwietniu niewytartego bolenia. Był zresztą czas, gdy okresu ochronnego nie było i oficjalnie pisano w prasie jak złowić zimowego bolka w lutym, czy marcu…Z sumami, czy sandaczami jest gorzej, szczególnie jak ryby są już na gniazdach. Nie mniej nie byłoby w ogóle takiej dyskusji jeśli większość ryb wracałaby do wody. W Hiszpanii łowi się te ryby na okrągło [sandacze i sumy], nawet jest nakaz zabierania przynajmniej jednej sztuki. Tylko nikt jakoś się tam specjalnie nie pali do tego i ryby są w dużej obfitości…
-Dlaczego zarybia się nizinna rzekę Wisłę, pstrągiem potokowym (corocznie) jeżeli ten gatunek jest z innej krainy a już na pewno nie z krainy leszcza o co tu chodzi?
-Chodzi o zarybienie W2(Skawinki)
W3(Dłubni /Szreniawy).
Co do argumentacji kol. Wędkarz .
Podzielam to zdanie .Zimowe i wczesnowiosenny połów ryb na przynęty „grube”.
Z Moich obserwacji dotyczących połowu metodą spinningową ludzi łowiących w tym okresie (Łączany)zauważyłem.
-Używanie przynęt selektywnych a więc dających 80-90% szans na złowienie takich gat. ryb jak sum,sandacz,boleń,szczupak(wiem że niektóre z wymienionych gat. ryb występują w tym łowisku symbolicznie). Spinning zimowy i wczesnowiosenny to możliwość połowu takich gat. Ryb jak okoń(mocno w tym miejscu wytrzebiony),kleń,leszcz(gatunki karpiowate o mocno w tym czasie obniżonym metabolizmie, co za tym idzie trudniejsze do złowienia na przynęty spinningowe małe a co dopiero „grube”)
Dla Mnie żenadą są (pseudo)spinningiści łowiący w tym okresie klenie i okonie na przynęty wybitnie sumowo-szczupakowo-boleniowo-sandaczowe. Jeżeli ktoś dla mnie używający takich przynęt mówi że łowi okonia i klenia to posiada totalnie lipną wiedzę, na temat miejscówki i upodobań ryb tam bytujących, lub jest bezwzględnym (pseudo)wędkarzem
a jego egoizm sprowadza się do zaspokajania tylko swojego JA.
-Dziwi fakt braku ingerencji PZW na ten notoryczny fakt ,jeżeli na wodach pstrąga i lipienia,coś takiego już dawno jest wprowadzone i nikogo nie dziwi zakaz połowu na streamera i po temacie.
Nie wiem czy dobrze zrozumiałem. Chcesz powiedzieć Adam ze celowo łowiłeś bolenie w kwietniu wtedy kiedy był już na nie wprowadzony okres ochronny???
Mam słownie dwa bolki [liczę w głowie] z kwietna odkąd jest okres ochronny. Jeden to przypadek, a drugi [maluch 52cm złowiony celowo, ale obstawiałem bolka i klenia pół na pół, bo rybę widziałem z daleka]. To tyle jeśli mam się tłumaczyć. Mam jednak „ale” do takiego widzenia sprawy, ponieważ bardziej przeraża mnie tłuczenie ryb zgodnie z regulaminem, który jakby nie bierze pod uwagę ile jakich ryb pływa w wodach, niż celowe łowienie i wypuszczanie ryb w okresie ochronnym – tu konkretnie myślę o boleniu właśnie, w kwietniu. Znam ludzi, którzy w rejonie progów tylko po to kłują te ryby w kwietniu, żeby z 1-ym maja połowa z nich nie nabrała się na przynęty po raz ostatni w swoim rybim życiu… Oczywiście to kontrowersyjne ale moim zdaniem mniej, niż zatłuczenie kilkudziesięciu tych ryb przez jednego kolesia w okresie kiedy wolno i w chorej liczbie na którą zezwala regulamin. Niestety święte oburzenie w tej materii zgłaszają najczęściej działacze wszelkiej maści, którzy na głosowaniach przyklepują regulamin jaki jest, ale strasznie gardłują jak ktoś złowi [ i wypuści] dużą rybę w okresie ochronnym, nawet jeśli to przypadek.
Poszedłem jeszcze sprawdzić w zapiskach. Mam jeszcze 6 boleni z kwietnia: 5 szt. z dnia, gdy brały czy mi się to podobało czy nie, przy łowieniu kleni, być może dlatego, że łowiłem na małego tarnusa – to moim zdaniem świetna przynęta na klenie w niektórych miejscach. Szósta ryba z małej rzeki, gdzie bym bolenia się ot tak nie spodziewał, choć z ataku, który widziałem, na 90% obstawiłem ten właśnie gatunek. Te wszystkie „wytykania ” sobie różnych uchybień nie miałyby miejsca, gdyby:
– wypuszczanie ryb było normą
– regulamin odpowiadałby rzeczywistości, a nie pobożnym życzeniom
Oczywiście nie namawiam nikogo do łowienia ryb w okresie ochronnym i wypuszczania ich, co by usprawiedliwiało cały fakt. Zaraz znajdą się przecież tacy, którzy, jak nikt nie widzi, pod takim płaszczykiem złowią obiad, a potem kolejny itd.
Potępiasz w czambuł mięsiarzy, ale kiedy no killowcy łamia przepisy wypowiadasz sie dość pobłażliwie, takie odnosłem wrazenie. Okres ochronny to jest świętość i przestrzeganie przepisów dotyczy wszystkich!!!!!!! Marek Szymański ponoć też kiedyś łowił bolenie w kwietniu i w tym momencie stracił bardzo dużo w moich oczach. Znam wiele osob np. wśród muszkarzy, ktorzy mienia sie no killowcami i szlag mnie trafia kiedy fanatyczny no killowiec chodzi po rzece z wędka w grudniu lub w styczniu nie widząc nic złego w łowieniu pstragów. Sorry ale tak my tej Polski nie zbudujemy. Wypuszczanie ryb nie jest i nie moze być żadnym usprawiedliwieniem dla łowienia ryb w okresie ochronnym. Jeśli oczekujecie przestrzegania przepisów od innych to zacznijcie najpierw od siebie!!!!!
Oczywiście, że potępiam mięsiarstwo. To taki rodzaj plagi w wędkarstwie jak pijani ludzie wśród kierowców, tylko jeszcze częściej występujący. Ale może zaskoczę – w pełni się zgadzam z Pana wypowiedzią. Proszę zwrócić uwagę tylko na jeden fakt: otóż prawo nie służy temu, by ludziom było lepiej. Prawo służy temu, by lepiej powodziło się NIEKTÓRYM ludziom [warstwom, klasom społecznym, grupom zawodowym, ludziom pełniącym określone funkcje społeczne]. Tak jest w Polsce i i innych krajach – taka natura gatunku ludzkiego. Niezależnie od tego, że nie namawiam nikogo do łamania regulaminu wędkarskiego, to twierdzę, iż jego obecny kształt służy głównie ludziom zarządzającym PZW [utrzymanie stanowisk za wszelką cenę], poprzez populistyczne zapisy, które „na teraz”, na krótki dystans zamykają usta „mięsiarnej” większości, co nie zmienia faktu, że te same zapisy uderzają głównie w tę „mięsiarną” większość, ponieważ w coraz szybszym tempie ryb ubywa. I nie jest to spojrzenie tendencyjne, tylko nie spotkałem do tej pory wędkarza, który twierdzi inaczej i sam mam niestety takie spostrzeżenia. Na szczęście jest jeszcze coś takiego jak logika. I teraz, bardzo proszę odpowiedzieć, niekoniecznie w formie wpisu, ale pomyśleć nad odpowiedzią, na bardzo proste pytanie: co przynosi większą stratę wodzie – złowienie i wypuszczenie 10 boleni w kwietniu, czy zabicie tych samych ryb po 1 maja? Życzę miłych rozmyślań, jeszcze raz podkreślając, że zgadzam się z Pana wypowiedzią.
P.S. Co do Maraka Szymańskiego – myślę, że niedokładnie czytuje Pan jego teksty. Ten facet dwukrotnie co najmniej sugerował zakaz spinningowania przed 1 maja. Poza tym – nie wiem ile ma Pan lat – okres ochronny boleni funkcjonuje relatywnie krótko. Być może człowiek odwoływał się do swoich kwietniowych doświadczeń z czasów, gdy okresu ochronnego na te ryby nie było.
o widzę że coś mnie ominęło bo jeden post zniknął, widziałem 15 odpowiedzi ale nie miałem czasu wejść na podstronę, a teraz 14 🙂 sprawdzam kilka razy dziennie stronę czy nie ma czegoś nowego 😀 to przez pogodę, dobrze że kupiłem nowy sprzęt narciarski to będzie zajęcie bo pobliski wyciąg mają otworzyć. Byle do marca, bo w lutym chyba pstrągów nie połowimy.
Jego autor prosił o zdjęcie wpisu. Przy tej okazji, także w formie zdjęć ukazał mi swoją wizję sytuacji. Jednak nie chciał dalej polemizować podpisany z imienia i nazwiska ze swoim adwersarzem, który pisał pod „ksywką”. Ja to rozumiem.
Na marginesie powiem jeszcze raz: wprowadzam zmiany w nadsyłanych wpisach tylko na wyraźne życzenie nadsyłającego [często chodzi o zatajenie miejscówki, by ochronić ryby]. Nie zamieszczam wpisów typu „wszyscy jesteście pojeb…z tym wypuszczaniem ryb”, ponieważ nie jest to wypowiedź z argumentem i szkoda czasu na takich przypałów.
Co do pstrągów – chyba łatwo nie będzie. Zobaczymy. Pozdrawiam!
No to już duży miętus A na co wziął? Masz może jakieś jego foty?
branie na małe kopyto, fotek nie mam, miętus został zjedzony
Co do pstrągów – chyba łatwo nie będzie. Zobaczymy.
Jeśli jest taka możliwość b.proszę o rozwinięcie tej myśli gdyż nie wiem jak się mam do tego odnieść .
Nic oryginalnego nie miałem na myśli poza aurą. Choć zapowiadają na najbliższy weekend około zera, więc nie najgorzej.
U Macko to wszystko co złowi jest mniam mniam!
dlaczego takie posty czapli siwej ( o ile to on) a znałem go kiedyś osobiście są dodawane. Nic nie wnoszą do wątku i są jakimś pomówieniem, zresztą nie wiem jakiej sytuacji czy informacji dotyczą ?? jeśli miętusa, to czaplo jesteś w błędzie bo nigdy tej ryby nie zjadłem 🙂 a nawet klenie ponad 50 cm wypuszczam co mam potwierdzone filmem 🙂 fakt raz na rok coś zabiorę na obiad, ale w ilości minimalnej i z wody w której wiem że dany gatunek występuje licznie i nie będzie to odrazu „szkodą rybacką” 🙂
Wpis zamieściłem, ponieważ odebrałem go jako żart. Jeśli mija się z prawdą, a jest na serio, to słabo. Jeśli przez to sprawiłem kłopot – przepraszam. Mimo takich, a nie innych zapatrywań, nie mam zamiaru nikogo „ukrzyżować” za to, że słownie kilka ryb zabierze z wody na sezon, choć zawsze mi tych ryb szkoda i uważam, że w obecnym pustostanie powinniśmy być bardzo wstrzemięźliwi [zabrzmiało jak u księdza ,ale cóż].
Proszę zwrócić uwagę, że w przeciwieństwie do niektórych forów, nie zdejmuję wpisów, jeśli są dla mnie niewygodne. Uważam, że na tym polega dyskusja. Natomiast BARDZO PROSZĘ dobrze przemyśleć wpis jaki wysyłacie, bo ostatnio było kilka próśb, by zdjąć wpis i zaczynam się w tym gubić.
Tak to ja czaplasiwa. Załeś czy znasz?
Maćko przecież to Twój post:
macko, 25 stycznia 2014 o 12:12 :
„branie na małe kopyto, fotek nie mam, miętus został zjedzony”
Ja go tylko podsumowałem. Czy to jest pomówienie?
no powiedzmy ze znam nadal, nawet na zebraniu walnym w kole Bochnia wspominano o Tobie ostatnio 🙂
małe zamieszanie się zrobiło, następnym razem obiecuje na meila napisze, nie w komentarzach bo przy takiej ilości osób wypowiadających można się pogubić. Ten miętus dotyczył innego tematu i odpisałem, zanim został poprzedni wpis usunięty.
Maćku bardzo mnie to zaciekawiło:
„nawet na zebraniu walnym w kole Bochnia wspominano o Tobie ostatnio”
Chętnie wysłucham opinie o mnie na priv jeżeli możesz : czaplasiwa@o2.pl
Dzięki Maćku za odpowiedź. Tak właśnie myślałem.
Przepraszam, ale nie dałem rady odpisać wcześniej. Adam napisałeś tak, cyt.”Niezależnie od tego, że nie namawiam nikogo do łamania regulaminu wędkarskiego, to twierdzę, iż jego obecny kształt służy głównie ludziom zarządzającym PZW [utrzymanie stanowisk za wszelką cenę], poprzez populistyczne zapisy, które „na teraz”, na krótki dystans zamykają usta „mięsiarnej” większości, co nie zmienia faktu, że te same zapisy uderzają głównie w tę „mięsiarną” większość, ponieważ w coraz szybszym tempie ryb ubywa.(…)”
Łowię ryby prawie 20 lat i nikt nie musi mnie przekonywać w jakim szambie tapla sie całe polskie wędkarstwo. Czynników utrzymujacych czy pogłębiajacych bezrybie jest wiele i mam nadzieje, ze bedzie kiedys szansa pogadać o tym chociażby gdzieś przy ognisku na brzegu rzeki. Póki co mam jedno pytanie, skąd u Ciebie przekonanaie że ludzie zarzadzający PZW trzymają sie stołków za wszelka cenę i kogo masz na mysli, Zarzad Główny czy ogólnie wszystkich działaczy na różnych szczeblach?
Po drugie, cyt. „Na szczęście jest jeszcze coś takiego jak logika. I teraz, bardzo proszę odpowiedzieć, niekoniecznie w formie wpisu, ale pomyśleć nad odpowiedzią, na bardzo proste pytanie: co przynosi większą stratę wodzie – złowienie i wypuszczenie 10 boleni w kwietniu, czy zabicie tych samych ryb po 1 maja?” –
Dla kogoś kto wszystko rozpatruje, ocenia wg jednego kryterium – wziął czy nie wziął, miesiarz czy no killowiec, odpowiedź na to pytanie jest oczywista. Ale dla mnie świat nie jest czarnobiały, a wśród no killowców spotykam też oszołomów i debili. Wyobraź sobie kolesia, który z powodu wypuszczania ryb uważa sie za lepszego od innych i nagle stwierdzi ze skoro wolno mu łowić bolenie w kwietniu to czemu nie łowić sandaczy w maju kiedy stoja na gniazdach, przecież wypuszcza wiec nie robi krzywdy, czemu nie łowić pstragów w grudniu, przeceiż wypuszcza, a ze po drodze nieumyślnie podepta jakieś gniazdo tarłowe… Uważasz, ze takie zachowanie jest obojętne dla wody, nie powoduje zadnych szkód? Uważam ze są sytuacje, w których no killowcy sie kompromitują, pokazując, że etyka i przepisy są dla nich gówno warte. Niestety…
Co do Marka Szymanskiego, nie kupuje WŚ co miesiac, nie czytam wszystkich jego tekstów, sprawa o ktorej pisze jest stara. Marek Szymański pisał, że jeśli łowi sie z zamiarem wypuszczania to pod pewnymi warunkami dozwolone jest świadome lowienie ryb będących w okresie ochronnym. Jak chcesz mogę podać Ci konkretne namiary na teksty w ktorych dowodzil swojego stanowiska. W koncu znalazł sie prawnik, ktory dowiódł ze Pan Marek jest w błędzie, a ich polemika została opublikowana na łamach gazety nr 09/2006. To tyle tytułem wyjaśnienia.
Pisząc o ludziach trzymających się stołków mam na myśli głównie ZG PZW, ale nie tyle myślę, co wiem, że na poziomie zarządów okręgów jest niewiele lepiej albo tak samo. Moje argumenty:
– proszę podać mi przykład kogoś, kto zrezygnował z funkcji na zasadzie, że nie podołał [ludzie są najczęściej nie tyle nie wybierani ponownie, co nie wybierani w atmosferze skandalu], w innym wypadku siedzą na stołku do śmierci [społecznie oczywiście, bo to taki rodzaj pozytywnych świrów]
– totalna niechęć do wszelkich zmian naruszających aktualnie panujące zasady wybierania i sprawowania wszelkich funkcji w związku [wygląda na to, że wszystko jest ok]
– wyniki głosowań – tajne
– kontrowersyjna decyzja lub jej brak – pytania, kto tak zadecydował? – odpowiedź – zarząd [żadnych nazwisk]
– w zarządach okręgów są kliki, koterie nawzajem zwalczające się bez żadnej taryfy ulgowej, broniące swoich interesów [podkładanie sobie świń, przy użyciu ludzi z zewnątrz to norma, co wiem z własnego przykładu]
– totalna niechęć do odcięcia sportu od rekreacyjnego wędkarstwa, podobnie jak każdej innej działalności PZW, która wymaga udziału pieniądza [ciekawe dlaczego?]
– kwestia diet [bo oczywiście wszyscy pracują społecznie – czy pytałeś kiedyś o możliwość wglądu w takie papiery [życzę powodzenia]
– jak są „wątpliwości” to do okręgu przyjeżdża komisja rewizyjna z …innego okręgu
– dlaczego okręgi nie chcą się połączyć, by było ich tyle, co województw [przecież nic nie tracą – pracują społecznie]?
– nierobiene absolutnie szumu gdy niszczone są rzeki – nie znam na dzień dzisiejszy przypadku, gdy okręg PZW pozwał oficjalny lokalny urząd, bądź osobę publiczną
Mam jeszcze pytanie: czy kiedykolwiek byłeś w siedzibie danego okręgu i próbowałeś coś załatwić? Widziałeś jak to działa w oku cyklonu?
– na koniec – łączenie funkcji związkowych z partyjnymi [w tym pełnienie funkcji w różnych urzędach publicznych] i cyrk z zarybieniami – tu, jeśli na priva przedstawisz się – napiszę dwa zdania, gdyż mam wrażenie, że albo jesteś działaczem, albo Cię podstawiono [przepraszam, jeśli uraziłem, ale mam próbki takich zagrywek, gdzie starają się mnie wypuszczać – na szczęście dobry informatyk to skarb i potrafi sporo namierzyć…]
Oczywiście, że nie można życia rozpatrywać w kategorii czarne – białe. Tu masz rację. Tyle, że wędkarstwo, jest na tyle bezpieczną dziedziną, że wszelkie przegięcia, jak również legalne buble regulaminowe, są najzwyczajniej bagatelizowane. Ten oklepany już przykład z gołoledzią: dopuszczone 90km/h – ale wszyscy jadą grzecznie połowę z tego. Za to gatunku X jest mało, ale regulamin pozwala zabrać 5szt. Zabiera się. Bo bezpośrednie odczucie szkody jest niemożliwe. I właśnie z takich powodów, uważam, że wędkarstwo, jako znacznie mniej istotne dla życia większości należy rozpatrywać w zdecydowanie ostrych ramach. Nie ma co ściemniać – ludzi wypuszczających ryby uważam za lepszych wędkarzy o tych, co zabierają ryby. Lepszych wędkarzy, co podkreślam, ludzi niekoniecznie, bo ich nie znam. Widzę tylko ich stosunek do ryb, a więc i do innych wędkujących, bo dla mnie to naczynie połączone. Zgodzę się z Tobą, że no killowcy czasem przeginają i usprawiedliwiają swoją postawą, naginanie zasad. Tyle, że masę szumu wokół tego robią głównie ci, którzy notorycznie ryby zabierają [zgodnie z regulaminem], bo w ten sposób sami się rozgrzeszają. [dotyczy to niestety wąskiej grupy, która sama czuje, że nie wszystko jest ok z przepisami, ale póki zezwalają…] Trochę więcej o tym w najbliższym tekście, bo tu mało miejsca.
Co do ekspertyzy prawnika, to dla mnie tylko szacunek dla WŚ, że potrafi weryfikować poglądy nawet najważniejszych osób związanych z czasopismem. To coś, czego jak na razie nie doczekałem się przez nieco ponad 30 lat świadomego wędkarstwa ze strony PZW na jakimkolwiek szczeblu…