Dla mnie nasza Liga Spinningowo-Muchowa, to coraz bardziej te pół godziny przed rywalizacją, kiedy nierzadko do bólu można się pośmiać, bo faktycznie widać, że lubimy się zobaczyć. A potem to rozmowy z paroma osobami po danej turze. Wymieniamy się spostrzeżeniami. Samo łowienie – cóż – schodzi na coraz dalszy plan. Do końca nie umiem powiedzieć dlaczego…Przecież emocje jakie mi towarzyszą, są pewnie mniejsze niż kilka lat temu ale jednak są nadal.
Ostatnia tegoroczna tura w zasadzie mogła rozstrzygnąć tylko kwestię miejsca trzeciego, o które mogło rywalizować chyba z dziesięciu uczestników. Czołowe miejsca były raczej przesądzone, gdyż Zygmunt, jak i Jacek mieli tak dobre wyniki w skali roku, iż tylko jakieś teoretyczne, w zasadzie nierealne zdarzenia, mogły ich pozbawić zajmowanych pozycji. Także względem siebie, kolegów dzieliło dużo punktów i tylko cudem Jacek mógł wyprzedzić Zygmunta.
Znając jednak wszystkich startujących nie było raczej odpuszczania tematu, gdyż podobnie jak ja – wolą ostatecznie zająć miejsce ósme, niż choćby dziewiąte.
Los wytypował nam łowisko Podgórki Tynieckie. Dla prawie wszystkich choć trochę znane, chociażby z zeszłorocznych dwóch tur, jakie tam się odbyły. Moja ocena tych dwóch akwenów [zbiornik no kill i drugi, gdzie wolno zabierać ryby] o łącznej długości około 2,5km i przeciętnej szerokości 50 – 70m [to stare koryto Wisły] nie jest pochlebna o czym pisałem już rok temu. To kolejna woda poddana skrajnie sztucznemu „zagospodarowaniu”, co skutkuje brakiem ryb w normalnych rozmiarach poza szczupakami. Oczywiście trochę przesadzam, bo oczywiście są jakieś karpie, leszcze, karasie, ale jest ich skrajnie niewiele, a dominuje nieprawdopodobna drobnica okonków, wzdręg, płoteczek itp. Poza tym już drugi rok z rzędu doszło tu do jakiegoś zatrucia zbiornika no kill, co skutkowało, podobnie zresztą jak rok temu padnięciem kilkudziesięciu sandaczy w przyzwoitych, a czasem w okazałych rozmiarach.
Oczywiście zbiornik no kill poddany jest ogromnej presji, więc szczupaki zachowują się mało szczupakowo. By połowić trzeba trafić naprawdę dobry dzień. Poza tym kontakty są może nie rzadkie, ale takie nieszczupakowe: ryby skubią wabiki, potrafią płynąć za nimi długie metry, atakują i od razu puszczają wabik, obserwując, co się dzieje. Na pewno zwracają uwagę na większe czy nawet bardzo duże przynęty, ale o wiele ufniej łapią właśnie takie małe.
Zbiornika, gdzie ryby można beretować do końca nie ocenię. Presja jest tam raczej wyraźnie mniejsza, a w jego wschodniej części chyba mała, bo i dostęp do wody jest tam dość utrudniony przez straszne krzaki.
Mnie w każdym razie dwie tury w 2023r i trzy tam treningi uzmysłowiły, że nastawianie się na okonia, a tym bardziej na jakieś wzdręgi, jest po prostu skazaniem się na klęskę jeśli myślimy o jakiejś rywalizacji. Wyniki tur zeszłorocznych były mocno powściągliwe, ale w obu sytuacjach zaważyła aura. Nie inaczej było teraz: po nocy z lekkim mrozem nastał nieprawdopodobnie mglisty świt z lekkim wiaterkiem ze wschodu i pd-wsch.
Ciśnienie też bardzo wysokie. Gdy rozegnało mgłę około 11.00, łowiliśmy przy niewielkiej ilości chmur i bardzo silnym słońcu.
A trzeba dodać, że tury rok temu, przy podobnych klimatach miały miejsce jednak w październiku i na początku listopada.
Frekwencja okazała się teraz jedną z najlepszych. Stawiło się ponad dwudziestu uczestników. Dominowały mocarne zestawy pod potężne wabiki, choć kilka osób poszło w skrajny UL, nastawiając się jednak na okonie lub jakiś białoryb, ewentualnie na jakiś szczupaczy cud przy takim zestawie. No i oczywiście Zygmunt łowił konsekwentnie na muchę, jak cały ten sezon.
Sam długo się wahałem. Po przedostatniej turze, zajmowałem zaskakująco wysokie, po skrajnie kiepskich wynikach [zero na pierwszych czterech turach] – piąte miejsce ex aequo z Maćkiem i Marcinem, choć przy ostatecznej punktacji, nie miałem do kolegów podejścia w kwestii małych punktów. A i tak dawało to niezłą siódmą pozycję. Trzecie miejsce także było w zasięgu. Pewien byłem tylko, że nie idę w UL. Dumałem nawet przez chwilę nad zestawem z kijem do 100g wyrzutu, linką 22kg i wabikami wielkości dwóch dłoni. Dodam, że takie wartości dla mnie to jakaś abstrakcja. Łowiłem takim czymś może dwa razy w życiu. Ostatecznie pozostałem przy wędce do 15g z niegrubą ale pozwalającą wyjąc sporego szczupaka plecionką, oraz małymi jerkami, choć planowałem łowić też 7cm wąską wahadłówką, pozwalającą prowadzić się skrajnie wolno, a zarazem daleko rzucać. W odwodzie miałem kilka 6-10cm gum w tym takie, którym za obciążenie służył…sam haczyk. Coś mi to pewnie pomogło, ale wynik to był skutek wielkiego szczęścia, a nie żadnej znajomości zbiornika, czy innego doświadczenia. Po prostu przypadek. Nomen omen, losowość ewentualnego złowienia ryby na punkty zwiększyło pewne wydarzenie. Bodajże dwa tygodnie wcześniej z dotąd niewyjaśnionych powodów wyciągnięto z wody wszelkie możliwe drewno. A leżała tam masa połamanych drzew. Zrobiła się z tego afera, ale co ciekawe – sprawca przyznał się do wykonania prac, natomiast nikt nie ustalił zleceniodawcy. Na razie temat zawieszono pod szyldem „zaszło nieporozumienie”. W każdym razie z tymi drzewami w wodzie były miejscówki takie trochę bardziej pewne. Teraz ciężko było cokolwiek prorokować…
Po pierwszych 40 minutach i ostukiwaniu przelotek z lodu i obserwowania TOTALNIE martwej wody miałem nawet dziwną myśl, by oddać turę walkowerem i pojechać nad Wisłę, by nie tracić dnia. Z mgły dochodził mnie tylko świst powodowany przez zarzucane zestawy, oraz chlapnięcia dużych wabików o taflę wody. Gdy zrobiło się ciut cieplej, przerzuciłem kilka wabików i w obliczu tego, co się działo, a raczej nie działo, nie miałem złudzeń, że ryby przyspawało do dna i tylko jakiś cud spowoduje, że zareagują na przynętę. Prowadzenie po dnie niestety w tym akwenie jest ciężkie, gdyż czym byśmy nie łowili, zbiera się nitkowate fragmenty butwiejących roślin wodnych i resztek liści z drzew. I tu faktycznie trafiłem – specyficznie uzbrojoną w zwykły, spory bezzadziorowy haczyk dość „tłustą” ale małą [7cm] gumą, byłem w stanie szorować dno i niezmiernie rzadko mieć przyczepione jakieś paprochy. Od około 10.00 do końca tury o 13.30 nie zdjąłem tego z agrafki. Przez pierwsze około trzy godziny najechałem tylko jakąś sporą długą rybę, która niespecjalnie przejmowała się faktem, że czochram ją po grzbiecie linką [przynęta nie zahaczyła ryby]. Po dość długich sekundach te kilkadziesiąt cm ślamazarnie odsunęło się w kierunku środka zbiornika.
Tuż przed południem w silnym już słońcu zobaczyłem około 50m na prawo ode mnie pierwszy ślad na powierzchni, który bez wątpienia mogłem przypisać jakiejś niewielkiej rybce. Tyle, że było to takie dość nerwowe pokazanie się. Uznałem, że być może w końcu jakiś drapieżnik się uruchomił. Gdy doszedłem na miejsce i ponownie spojrzałem, na wodzie rozchodziły się poważne kręgi, jak po podpowierzchniowym ataku sporego drapieżnika. Przyznaję – wspaniałe branie, potężny strzał jaki odczułem na lekkim kijku, miało miejsce w pierwszym podaniu, pom przejechaniu po dnie może 50cm. Już pierwsze sekundy dały pewność, że ryba jest punktowana, pierwsze podejście do powierzchni [jeszcze z 20m od brzegu], dało mi nadzieję na może nawet 80cm… Hol był pewny choć dynamiczny z nerwową końcówką, bo do teraz nie wiem o co zaczepił podbierak, położony niby na samej trawie. Tyle, że w kulminacyjnym momencie nie byłem w stanie go podnieść. Siłowo go w końcu szarpnąłem i jedynie rzutem oka skontrolowałem, czy nie ma w nim dziury. Szczupak okazał się mieć trochę mniej, niż oceniłem. Równo 70cm.
I tyle było emocji. W prawdzie już na mega spokoju łowiłem do końca, będąc prawie pewnym podium na tej turze. Po prostu koledzy, którzy skumulowali się w jednym znanym kącie, z czasem pojawiali mi się w polu widzenia na drugim brzegu, dowodnie pokazując, że w pierwszym miejscu nic się raczej nie dzieje.
I tak rzeczywiście było. Szczupak praktycznie nie istniał. Ludzie mieli sporadyczne kontakty. W galerii po turze pojawiło się kilka fotek rybek bez punktów. Karol złowił dwa szczupaki w tym jednego, który wyglądał na rybę okazałą, ale jak się okazało, brakowało jej 6cm.
Podobnie Jędrzej – miał małego szczupaczka. Wpadły też pojedyncze fotki innych gatunków, ale rybki były mniej niż skromne.
Kuriozalny „przyłów” miał bodajże Krzysiek.
Od razu padł komentarz, że „zbyt długo holował” 😊
Ale i trafiały się inne egzotyczne „okazy”.
Okazało się, że jednak nie byłem jedynym szczęśliwcem, gdyż skromnie ale pewnie punktowali Bartek i Mikołaj. Obaj złowili po okoniu na 26cm.
Jak ryby nie żerowały tego dnia niech świadczy spostrzeżenie Bartka. Kolega mnie początkowo zdumiał, gdyż wyjął dziesięć okonków i miał dwa kontakty ze szczupakami, co wydało mi się czymś nierealnym, choć, jak pisałem wyżej – ryby na drugim zbiorniku łowione są raczej tylko raz, więc ciężko podejrzewać jakąś ich szczególną ostrożność. Na pytanie ile miał kontaktów, to Bartek już zupełnie mnie zaskoczył, bo miał ich około dwudziestu, ale… Jak tylko obciążył wabik mocniej niż 0,5g lub zakładał wabik powyżej 2cm, brania odcinało totalnie. Wszystkie ryby złowił na mikro tantę 15mm.
Ktoś tam miał jakieś kontakty z teoretycznie punktowanym szczupakiem, ale były to incydenty.
Jak prawie zawsze od kilku lat, po turze chętni zrobili sobie ognicho.
Tylko Maciek, Karol, Mikołaj i Maciek Drugi zdecydowali się jakoś skomentować minioną turę.
Mikołaj: Łowiłem tylko na zbiorniku, gdzie wolno zabierać ryby. Wybrane miejsce jest specyficzne: na dnie leży dosłownie kilka kamieni i między nimi lubią kręcić się pojedyncze okonie. Mozolne szuranie po dnie centymetr po centymetrze, szybko zaowocowało dwoma małymi okonkami i wyjściem do powierzchni ładniejszej sztuki. Zaśmiałem się do chłopaków, którzy łowili obok, że szykuję podbierak i w kolejnym rzucie go wyciągam. Tak też się stało. Na miarce zobaczyłem 26cm. Ciśnienie spadło i stwierdziłem, że pozwiedzam inne rejony, żeby wrócić w to samo miejsce za chwilę. Niestety, po powrocie stanowisko do końca tury było okupowane przez wędkarza z dwoma żywcami, więc nie udało się nic dołowić.
Karol: Osoba która nazwała Podgórki, „małą Szwecja” to prawdopodobnie albo Szwecji bardzo nie lubi albo tam nie była. Nad brzegami mnóstwo śmieci, niestety bardzo wiele z nich po wędkarzach. Opakowania po zanętach, przynętach itp. źle świadczą o tym co się tam na co dzień wyprawia. Na tych zbiornikach byłem po raz pierwszy. Informacje o rybostanie czy o możliwościach Podgórek znałem dotychczas tylko z opowieści. Przyszła pora by zobaczyć, co tam się dzieje. Jak zwykle jednym z najfajniejszych momentów ligowych zmagań jest zbiórka przed łowieniem, gdzie wszyscy się spotykamy w fajnej atmosferze mimo ostrej rywalizacji i walki o każdy ligowy punkt. Po otrzymaniu kodu tury poszedłem na pierwszą miejscówkę, która wydała mi się ciekawa do obłowienia. I tu miałem szczęście, bo niecałe 5 minut po starcie złowiłem szczupaka na 54cm. Niestety do ligowego minimum brakło, ale nie martwi mnie to. W końcu udało mi się złowić ten gatunek, po dobrych kilku latach przerwy. Niecałą godzinę później dołowiłem druga rybę na 46 cm. Potem być może miałem 1-2 delikatne brania, ale to mogły być też zaczepy. Aktywność ryb malała z każdą chwilą, jak podnosiła się mgła. Z mojego łowienia jestem zadowolony i cieszę się że udało mi się złowić te szczupaki. Ogromne gratulacje dla punktujących w tej turze: Adama, Bartka i Mikołaja – to było bardzo trudne łowienie. Gratulacje również dla Zygmunta, Jacka i Adama czyli ligowego podium w tym roku.
Maciek Drugi: Na turę jadę bez wcześniejszego rozpoznania. Kilku znajomych było tam wcześniej, każdy mówił to samo i ich relacje nie nastrajały optymizmem. W związku z tym postanawiam łowić tylko „grubym” zestawem, licząc na to jedno porządne branie. Udało się wypracować dwa brania, obydwa na tą samą gumę. Pierwsze delikatne branie jakoś godzinę po starcie tury – nie wcinam. Drugie branie już porządne, fajna ryba siada na zestaw. Niestety, blisko brzegu się odpina… I to tyle z emocji. W porównaniu do poprzednich kilku lat, degradacja tego łowiska jest niesamowita. Woda z potencjałem na dobre łowisko szczupakowe jest doszczętnie przetrzepana.
Maciek: Łowiłem przez większość czasu czymś w rodzaju carolina rig czyli w praktyce gruntówką bez spławika powoli przeciąganą po dnie. Przynęty bardzo małe, niewielkie imitacje robactwa, aby dać szansę jakiejkolwiek białej rybie czy drapieżnikowi, które znajdą się w okolicy przynęty. Przez 5 godzin nie udało się złowić w ten sposób ani jednej ryby. Kiedyś się dziwiłem, dlaczego na zawodach feederowych na tym łowisku no kill wszyscy zawodnicy zarzucają kilka metrów od brzegu i łowią mikro krąpie, teraz już mam jasność co do przyczyn takiego zjawiska. Od czasu do czasu oddawałem kilka rzutów drugą wędką sprawdzając okolicę pod kątem szczupaka , ale nie było brania.
Cała liga 2024 to u mnie dramatycznie słabe wyniki. Na 10 turach przez 58 godzin złowiłem jedynie 7 punktowanych ryb: 1 wzdręgę, 1 pstrąga, 1 klenia, 1 brzanę i 3 leszcze. Dwie tury wyzerowane na Wiśle… nieprawdopodobne. Niewiele trenowałem pod ligę i to pewnie nie pomagało, ale i w pozaligowym łowieniu wokół Krakowa jest coraz gorzej. W przyszłym roku wygląda na to, że pierwszy raz w życiu opłacę Nowy Sącz. Poszerzanie horyzontów wędkarskich to jeden z plusów ligi, człowiek poznaje łowiska, na które sam pewnie nigdy by się nie wybrał i okazuje się, że lepiej pojechać te 100 km tam i z powrotem na normalną wodę niż się męczyć na bezrybiu.
WYNIKI TURY
Nieobecni: Robert, Tomek, Tommy, Bronek po 16 pkt; Rafał i Brandy – po 17 pkt [więcej niż trzy nieobecności]
Zerujący: Krzysiek, Michał, Maciek, Maciek Drugi, Miszel, Marcin, Mateusz, Mateo, Mateusz Drugi, Marek, Paweł, Karol, Jan, Jacek, Piotrek, Piotrek Drugi, Jędrzej, Kenese i Zygmunt – po 16 pkt
I miejsce – Adam – 1 pkt [szczupak 70cm – 291 małych punktów]
II miejsce ex aequo – Bartek i Mikołaj – po 2,5 pkt [po okoniu 26cm – po 37 małych punktów]
Co do całej tegorocznej rywalizacji mam takie spostrzeżenia:
– Zygmunt dokonał naprawdę niesamowitej rzeczy – wygrał całą Ligę, łowiąc konsekwentnie tylko na muchę, a wiele łowisk nie dawało żadnych szczególnych szans na dobry wynik przy tej metodzie; mnie zaimponowało złowienie ryb na punkty we wrześniu w Wiśle podniesionej o 4m i gęstej od zawiesiny – Król Ligi w tym roku był tylko jeden
– w tym przynajmniej roku rządziło najlżejsze łowienie, bo także Jacek, który w znakomitym stylu zajął finalnie drugie miejsce, też łowi głównie na muchę, a kolejne miejsca to zwolennicy spinningu w wydaniu UL
– nie będę się krygował – dumny jestem z finiszu jaki miałem, choć aż trzecie miejsce w generalce to mi się nawet nie próbowało przyśnić, po pierwszych miesiącach, które sprowadziły mnie do parteru
– łowiska w naszym okręgu schodzą coraz bardziej na psy i nawet nie chce mi się tego rozwijać po raz setny
– drażnią mnie wyniki tur wypaczone przez zarybienia, choć tu – przyznaję – odzywa się we mnie frustracja niemocy, jak u tych, co krytykują, że duży leszcz wygrał z niewielkim boleniem – trzeba tego leszcza jednak umieć złowić na spinning, tak jak świeżo wpuszczonego karpia czy tęczaka
STATYSTYKA
W tym sezonie wystartowało najwięcej osób odkąd bawimy się w rywalizację na polu wędkarstwa. Wśród tych 28 startujących frekwencja była różna, ale średnio było to 20 osób w turze. Niestety, jak od kilku lat ma to miejsce, najfajniejsze tury, czyli te gdzie najwięcej osób punktuje, to wyjazdy poza okręg. W tym roku najlepiej wypadły Poprad, co zaskoczeniem nie jest, oraz nizinna Raba, co już było niespodzianką, tym bardziej, że tam łowiliśmy bardzo późno [listopad]. I na tych wodach poza okręgiem Kraków pogoda czy stan wody jakoś mniej przeszkadza, a u nas trzeba trafić na bardzo dobry dzień, by wyniki można było nazwać dobrymi…
Złowiono w skali 10 tur, przy średniej frekwencji jak napisałem wyżej – 20 ludzi, 173 punktowane ryby. To wyraźnie więcej niż rok temu ale startowało nas więcej i frekwencja była dobra. W przeliczeniu na wędkarzogodzinę dało to tylko nieznacznie lepszy wynik, niż rok temu bo…0,13 punktowanej ryby.
Wśród ryb na punkty od kątem różnorodności złowiono aż 14 gatunków, czyli chyba najwięcej w historii Ligii. Ja mam świadomość, iż nasze wyżyłowane kryteria nie punktują wzdręg czy okoni poniżej 25cm, czy kleni poniżej 30cm, ale jednak czy w normalnej wodzie okoń 25+ to egzotyka?
Klenie – 73 szt
Pstrągi – 23 szt
Karpie – 16 szt [co jest kuriozalne ale takie mamy uwarunkowania naszych łowisk]
Okonie – 15 szt
Leszcze – 13 szt
Brzany – 9 szt
Świnki – 8 szt
Wzdręgi – 5 szt
Płocie – 3 szt
Bolenie – 3 szt
Szczupaki – 2 szt
Jazie – 2 szt
Sum – 1 szt
Tęczak – 1 szt
Powiem tylko, że nieprawdopodobnie skromna ilość płotek i wzdręg, pokazuje jak na przestrzeni ostatnich pięciu lat zostały zdemolowane zbiorniki okręgu Kraków. A dwie z trzech płotek na punkty, to była Wisła…
Największą rybą łososiowatą był tęczak mierzący 55cm, złowiony przez zwycięzcę tegorocznych zmagań – Zygmunta.
Paweł z kolei złowił największą rybę okoniowatą – okonia liczącego 34cm.
Najbardziej okazałą rybą karpiowatą była w tym roku brzana Krzyśka. Mierzyła 67cm.
Mnie udało się złowić największego szczupaka [70cm].
KLASYFIKACJA GENERALNA LIGI SPINNINGOWO – MUCHOWEJ 2024:
I miejsce – Zygmunt – 85 pkt
II miejsce – Jacek – 104 pkt
III miejsce – Adam – 117 pkt
IV miejsce – Bartek – 122 pkt [1072 małe punkty]
V miejsce – Paweł – 122 pkt [964 małe punkty]
VI miejsce – Krzysiek – 122,5 pkt
VII miejsce – Maciek – 132 pkt [1072 małe punkty]
VIII miejsce – Marcin – 132 pkt [705 małych punktów]
IX miejsce – Marek – 133 pkt
X miejsce – Michał – 133,5 pkt
XI miejsce – Karol – 134,5 pkt
XII miejsce – Bronek – 136,5 pkt
XIII miejsce – Maciek Drugi – 138 pkt
XIV miejsce – Piotrek – 141,5 pkt
XV miejsce – Mateo – 145 pkt
XVI miejsce – Robert – 148 pkt
XVII miejsce – Mateusz – 150 pkt
XVIII miejsce – Tomek – 151,5 pkt
XIX miejsce – Piotrek Drugi – 152 pkt
XX miejsce – Jędrek – 154 pkt
XXI miejsce – Jan – 171 pkt
XXII miejsce – Rafał – 173,5 pkt
XXIII miejsce – Mikołaj – 174 pkt [37 małych punktów]
XXIV miejsce – Tommy – 174 pkt [26 małych punktów]
XXV miejsce – Kenese – 174,5 pkt
XXVI miejsce – Brandy – 181 pkt
XXVII miejsce – Miszel – 187,5 pkt
XXVIII miejsce – Mateusz Drugi – 188,5 pkt
Jeszcze raz dziękuję Wszystkim startującym za fantastyczną atmosferę i rywalizację fair play.