Na koniec relacjonowania poprzedniej tury, napisałem, że nie ma się co podkręcać wynikami, bo w tym roku, który – na to wygląda – jest strasznie słaby, wylosowały się łowiska, na których wyniki będą bardzo przypadkowe. Wprawdzie „górska” Raba do nich nie należy, nie mniej – nie wiem, czy ze względu na dużą liczbę startujących, czy przez przypadek, ale Liga 2023 jest jednym wielkim wędkarskim rollercosterem. Każda kolejna tura, [a piszę to już z perspektywy czerwca] wywraca klasyfikację do góry nogami.
Po niżej opisywanej turze byłem głęboko sfrustrowany, gdyż zaprzepaściłem zwycięstwo na Stradomce, które było bardziej wynikiem szczęścia, ale było. Uznałem, że cóż może mnie na odcinku Gdów – Chełm na Rabie zaskoczyć. Okazuje się, że jednak może. Tam jednak dość przewidywalnie jest tylko przy większej wodzie i /lub nieco trąconej. W innym przypadku trzeba mieć jednak jakieś rozeznanie, gdzie aktualnie w swojej wędrówce w dół rzeki, [a te czatkowickie pstrągi spływają jak trocie] ryby się znajdują… Przed turą przeszła dość wysoka woda, no i kto nie wybrał odcinka tarnowskiego, zazwyczaj słabszego, ten już na starcie miał w plecy…
Trafiliśmy w jakiś okres między innymi zawodami i nad wodą był tłum trenujących. Tłum to dobre słowo. Raba poddana jest strasznej presji i choć rzadko nad nią bywam, to uważam, że było tego dnia jakieś niebywałe obłożenie. Ja trafiłem na swoim odcinku…16 wędkujących. I to nie byli koledzy z naszej rywalizacji, tylko jacyś postronni dla nas wędkarze. Normalnie spanikowałem i chyba nie udźwignąłem presji tłumu. Cały plan nie licząc początku, poszedł natychmiast w odstawkę i uparcie schodziłem coraz niżej i niżej licząc, że za kolejnym zakrętem będzie pusto. Nie było. Zwiedziłem w te 5 godzin fragmenty krakowskiego spinningowego odcinka, których nigdy nie widziałem i pewnie już nie odwiedzę.
Chyba też źle oceniłem sam dzień, bo gdy wszedłem na nasze forum Ligi po turze i zobaczyłem wyniki końcowe, to było i tak o niebo lepiej, niż wydawało mi się, że jest podczas tury. Ja najzwyczajniej uznałem, że ryba totalnie nie żeruje. Tymczasem ludzie połowili na poziomie trochę lepszym niż dostateczny, za to z mocnymi akcentami na jakość. Osobną rzeczą jest, że na sztandarowej górskiej wodzie okręgu, grube punkty dawały ryby inne niż pstrągi. Cóż, taki mamy koloryt wód górskich, choć powiem szczerze: ja bym chciał choć takich alternatywnych gatunków na rzeczkach pstrągowych będących takimi tylko z nazwy…
W sumie to dobrze, że nie kusiło mnie zaglądać podczas tury na forum Ligi, gdyż w połączeniu z niepokojem wywołanym przez ogromną ilość łowiących, to dostałbym jakiegoś ataku wędkarskiej paniki 😊
Dzień był pogodowo, jak prawie cały maj wędkarsko do bani – wiało ze wschodu, przy silnym słońcu, maleńkiej i czystej już wodzie. Wystartowaliśmy o 6.30 po podaniu kodów do ewentualnych zdjęć.
Zaledwie osiem minut upłynęło gdy pierwsze punkty i to niemałe, zaliczył Bartek. Kolega, podobnie jak ja nie trawi Raby górskiej, traktując ją jako płynącą trout area. Zawsze zbierał cięgi i zerował. Tym razem najszybciej ze wszystkich miał rybę na punkty. Po swoich dotychczasowych, bardzo negatywnych doświadczenia na tej wodzie, świadomie nastawił się z UL na wszystko tylko nie pstrągi. I pojmał ładnego leszcza.
Minutę później nastąpiło małe trzęsienie ziemi, bo to duże było przed nami, a autorem obu był Krzysiek. Najpierw zdjął 75cm szczupaka.
Już rok temu śmialiśmy się, że w końcu ktoś zapunktował tym gatunkiem [wtedy Tommy], ale tych ryb trochę na Rabie rzeczywiście jest. Choć daleki bym był od dyrdymałów, że to one są winne znikania pstrągów.
Robiąc dygresję – pstrągi znikają bez wątpienia z dwóch powodów: tylu polujących tam wydr w jeden dzień jeszcze nigdy i nigdzie nie widziałem, a drugi powód ten sam od lat – pstrąg „made in Czatkowice”, to glut mający duże tendencje do schodzenia, oraz małe tendencje do przeżycia w ogóle.
Ale wracamy na plac boju. Kolejne pięć minut, to dwie osoby, które pokazały, że powalczą o podium. Najpierw Marek złowił wyraźnie punktującego pstrąga…
…a potem Robert klenika na styk.
Kolejne pięć minut i do rywalizacji dołączył Jacek niewielkim kropkiem.
W tej samej chwili, tylko w innym miejscu Krzysiek demoluje turę. Wysyła zdjęcie na grupę, gdzie widać łeb szczupaka rozmiarów już naprawdę niecodziennych. Widać, że fota na gorąco, z ręki Krzyśka leci sporo krwi – łatwo nie było. Po turze fota ryby w całej okazałości.
Przy takim wyniku trzeba by było sporo kleni czy pstrągów, a ryby niestety nie brały zbyt ochoczo. Choć to dość zamazuje obraz. Po pierwsze nie było ich zbyt dużo, po drugie brać brały, ale skłute po wiele razy robiły to w cyrkowy wręcz sposób i szczególnie na spina zacięcie ich graniczyło z cudem. W każdym razie ktokolwiek zdawał sobie sprawę z tego jak się rzeczy mają, mógł realnie myśleć tylko o kolejnych miejscach, bo pierwsze było raczej przesądzone.
Po szczupaku nastała półgodzinna przerwa. Nikt niczym się nie pochwalił. Dopiero w okolicach 7.20 – 7.30 wpadły dwie ryby. Swoją pierwszą rybę zgłosił Mateo.
Chwilę po nim drugiego pstrąga zaliczył Jacek.
Kolejne 40 minut to trzy ryby na punkty, kolejnych trzech osób, które tego dnia weszły do rywalizacji. Najpierw pstrąga zgłosił Rafał.
Potem Marcin trafił rybę na styk…
…i na koniec Karol zaliczył niedużego, ale wyraźnie punktującego klenika.
Tu znów nastąpiła około półgodzinna przerwa. Ja w tym czasie wracałem ze smętną miną. Zaliczyłem zaplanowaną na początek płań, która chyba z powodu swojej nijakości zawsze była ostoją pstrąga „czatko”, szczególnie po przejściu dużej wody, a takowa była pięć dni przed turą. Zawsze tam też ktoś był ale to jakieś pojedyncze osoby i przede wszystkim – było tam sporo kontaktów i choć ryby małe, to na ogół jeden na pięć kontaktów dawał szansę na punkty. Tymczasem straciłem tam 90 minut. Nie widziałem ani wędkarza, ani pstrąga. Nie uświadczyłem nawet wyjścia. Na około 300m rzeki, gdzie zawsze coś się działo.
A potem z buta w dół ten kilometr na miejsce gdzie parkowałem i dalej w dół nurtu. No i tu już wiedziałem, że będzie fatalnie, bo łowili jeden na drugim… Wprawdzie w miejscu, gdzie chyba każdy rzucił chociaż raz zaliczyłem aż trzy kontakty, to niestety żadna z ryb nie dałaby punktów. Wyjąłem z nich zresztą tylko jednego pstrąga kompletnie pozbawionego płetw poza grzbietową i szczątkiem ogona.
Po dłuższej ciszy w eterze zarówno Robert, jak i Marek zgłosili swoje drugie ryby, tym razem już większe.
Przed 9.00 do gry wszedł skromnie Jędrzej, ale dawało mu to znakomitą pozycję w ogólnym rankingu, gdyż na ten moment był jedyną osobą, która zapunktowała więcej niż w jednej turze.
Znów godzina ciszy. Chyba najdłuższa przerwa. Nikt, nic nie łowi na punkty. Pauzę przerywa Marcin. Zgłasza drugiego pstrąga. Kolega lepiej wytrzymuje ciśnienie. Ja w tym czasie sunę jakby mnie gonili, rzucając byle jak i byle gdzie, starając się uciec innym łowiącym. W miejscu gdzie miałem dość obiecujące branie, ale ze względu na to, iż łowił tam ktoś wcześniej, sam nie poświęciłem za dużo czasu. A Marcin w nie wrócił. I cierpliwie obijał różnymi woblerami. I udało mu się zapunktować ponownie.
Pstrąg Marcina otworzył jakby kolejną serię złowionych ryb na punkty. W ciągu kolejnych 20 minut pięć osób powiększa swój wynik. Najpierw ponownie Jędrzej, ale już bardzo wyraźnie.
Zaraz po nim kolejną zdobycz na punkty mają Mateo i Marek.
A po nich swoje ryby zgłaszają ponownie: Marcin…
…oraz Robert…
Mnie idzie w tym czasie fatalnie. Dobija mnie około 40cm pstrąg, który wypada z dołka, łapie wobler w jakiś akrobatyczny sposób. Szarpnięcie jest mocne, ale ryba cudem chyba nawet nie drasnęła się o haki. Tak naprawdę przesądził brak wiary. Zanim doszedłem do tego punktu to z daleka widziałem jak jakiś muszkarz cedził tam wodę z 10 minut, a kiedy opuścił stanowisko, a ja puściłem się tam prawie biegiem, to po kilkunastu krokach zobaczyłem, jak z krzaków wychodzi jakiś gość ze spinem i zaczyna tam łowić … Dziś się śmieję z tego ale szlag mnie chciał wtedy trafić. Jak przyszła moja kolej, to rzuciłem zwijając i schodząc równocześnie w dół nurtu. A jednak uderzył…
Zdruzgotany dochodzę do rejonu, gdzie jak się potem okazało, Krzysiek wyjął szczupaki. Tu jestem świadkiem niepowodzenia Michała. Kolega po drugiej stronie ma stadko dużych kleni. Metodycznie podstawia im różne cuda na muchowym zestawie. Nagle jedna z ryb bierze! Około 50cm kleniowa bambaryła na miękkim kiju momentalnie parkuje w wielkim zwalisku suchych gałęzi. Michał próbuje wejść do wody, ale z miejsca jest lekko po pierś. Klenisko oczywiście wykorzystuje szansę i zrywa przypon. Michał zresztą był też chyba najbardziej stratny tego dnia. Rano wyjął z dużym poświęceniem [była zmiana ciuchów na suche]na muchę potężną brzanę, która jednak będąc pod ochroną nie był liczona.
Tura już się prawie kończy, a mnie się trafia szansa. Dostrzegam, będąc akurat na wyższym brzegu niedużego szczupaka. Chwilę patrzę na około 50cm rybę, by… trochę głębiej zauważyć drugi szczupaczy łeb. Większy, ale oceniam, iż też punktów nie da. Tyle, że do końca tak niewiele czasu… A niech tam. Podrzucam różne gumy, jednak żaden nie reaguje. Pada w końcu na około 5cm dużą białą larwę robala na 1g. Guma mija ten większy łeb. Jest już jak się domyślam – w okolicach ogona szczupaka. Ten w tym czasie nieśpiesznie zawraca i jest delikatne kłapnięcie. Na kiju do 15g z żyłką 0,2mm są szanse. Delikatnie podciągam zębacza, który na ten moment w ogóle jakby nie reaguje. Prawie jestem pewien, że żyłka nie pójdzie po zębach. W końcu ryba zaczyna działać. I wtedy pokazuje się cała. Trochę zgłupiałem bo to było dobre 60+. Niestety gdy szczupak się wkurzył, to jednak okazało się, że zjadł głębiej niż wyglądało…
Inni mieli więcej umiejętności, a pewnie i szczęścia. Pod sam koniec tury na swoje ligowe konta punkty dodali:
Jędrzej po raz trzeci tego dnia…
– dwukrotnie Maciek
– po raz trzeci tego dnia Mateo
Zdjęcie powyższe w dozwolonym terminie czyli do 3 minut po czasie, ale kolega podesłał pierwszą fotę tuż przed końcem tury, ale była nieszczególna, dlatego prezentuję powyższą.
Cóż, opisywana tura na Rabie zdegradowała dwóch z trzech dotychczasowych liderów czyli Maćka Drugiego i mnie 🙁 Bardzo umocnił swoją pozycję Jędrzej, a do gry ostro weszli Krzysiek, Robert, Marek i Mateo, no i w sumie pozostali punktujący też.
Wyniki tury:
Nieobecni: Brandy, Weronika, Jan, Maciek Drugi, Piotrek, Marcin Drugi, Mikołaj oraz obecni ale zerujący: Michał, Miszel, Mateusz, Adam, Tomek, Zygmunt, Tommy, Mateusz Drugi – po 19 pkt.
I miejsce – Krzysiek – 1 pkt [szczupaki 91 i 74cm – 857 małych punktów]
II miejsce – Marek – 2 pkt [kleń 45cm, pstrągi 30 i 38cm -346 małych punktów ]
III miejsce – Mateo – 3 pkt [pstrągi 30, 35 i 45cm -313 małych punktów ]
IV miejsce – Robert – 4 pkt [klenie 30 i 33cm, pstrąg 45cm -291 małych punktów ]
V miejsce – Jędrzej – 5 pkt [pstrągi 30, 32 i 45cm – 280 małych punktów ]
VI miejsce – Bartek – 6 pkt [leszcz 48cm – 229 małych punktów ]
VII miejsce – Maciek – 7 pkt [klenie 34 i 37cm – 183 małe punkty ]
VIII miejsce – Marcin – 8 pkt [pstrągi 2 x 30 i 34cm – 137 małych punktów ]
IX miejsce – Rafał – 9 pkt [pstrąg 33cm – 64 małych punktów ]
X miejsce – Jacek – 10 pkt [pstrągi 2 x 30cm – 62 małe punkty ]
XI miejsce – Karol – 11 pkt [kleń 32cm – 51 małych punktów ]
Po turze powiedzieli:
Karol: Miałem udany dzień na Rabie. W trakcie tury zaliczyłem 7 brań. Z tego wyjąłem 4 ryby, co jest dla mnie świetnym i zadowalającym wynikiem. Na punkty mam klenia na 32 cm. Pozostałe wyjęte ryby to pstrągi poniżej wymiaru. Aczkolwiek dwa z nich miały ciekawe cechy. Pierwszy był pięknie ubarwiony. Nawet bym się pokusił o stwierdzenie że to nie wpuszczak, ale po oględzinach na forum, okazało się, że to może być jakiś mieszaniec z palią. Drugi był cały w pijawkach. Spadły mi 3 ryby, z czego dwie ewidentnie na punkty. Jednego mi szkoda, bo za bardzo chciałem, żeby szybko był w podbieraku. To mnie zgubiło i go nie wyjąłem. Gratulacje dla wszystkich punktujących.
Bartek: Na turę nastawiłem się na leszcze. Pierwszego złowiłem już 8 minut po rozpoczęciu tury. Pomiar wykazał 48cm. Wziął na czerwonego Polarisa z brokatem z Aliexpress na relatywnie ciężkiej główce – 3g. Duża radość, bo Raby jak powszechnie wiadomo nie lubię (z wzajemnością). Na miejscówce co chwila pojawiały się spławy tych ryb, jednak nie potrafiłem się do nich dobrać. Kombinowałem z wielkością główek i samych przynęt. Dopiero po 9 poczułem przyjemny opór na kiju, który okazał się niestety podczepieniem leszcza 50+. Po tym braniu w mojej miejscówce pojawiły się całkiem liczne świnki oraz pojedyncze klenie. Niestety ani jednych ani drugich nie potrafiłem skusić do brania pomimo podawania przynęty pod sam pysk.
Jędrzej: To była dla mnie najbardziej udana tura, odkąd startuję w Lidze. Stan wody idealny, ryby bardzo aktywne. Trafiłem na rójkę owadów, pstrągi żerowały przy powierzchni. Wszystkie złowiłem „na upatrzonego”, z krótkiego dystansu. Poza pstrągami, które udało mi się złowić, miałem jeszcze dwa delikatne brania, których nie zdołałem zaciąć.
Maciek: Do punktacji klenie 34 i 37 cm. Zaczęło się mało optymistycznie. Praktycznie nie trenowałem i moją taktyką było powtórzenie mojego łowienia z tury z zeszłego roku i złowienie leszcza, a najlepiej kilku. Przyjechałem na miejsce, ale okazało się , że nie jestem jedynym amatorem połowu leszczy i miejsce jest zajęte. Było tylko 5 minut do rozpoczęcia tury, ale postanowiłem pojechać gdzie indziej. W kolejnym miejscu porzucałem parę minut i okazało się, że pojawił się inny wędkarz, ustawił się poniżej mnie i zaczął schodzić w dół. Zrezygnowałem i tam. Dopiero na trzecim miejscu było miejsce do spokojnego łowienia. W ten sposób pierwszą godzinę tury spędziłem na przejeżdżaniu samochodem z miejsca na miejsce. Jak już zacząłem łowić, to przemieszczałem się dość szybko szukając ryb. Długo niewiele się działo, przez 3,5 godziny miałem pięć brań. Cztery to raczej niewielkie rybki, jedną niewątpliwie punktującą zaciąłem ale spadła po paru sekundach holu. Zapowiadało się na wyzerowanie tury. Kwadrans przed końcem usłyszałam w głowie głos: cofnij się 100 metrów i załóż Keitecha. Miało to sens, bo tam gdzie akurat byłem, woda zaczynała się robić mniej ciekawa, a w miejscu do którego mnie wysyłała intuicja miałem kontakt z rybą. Wróciłem na miejscówkę, którą obłowiłem dość dokładnie pół godziny wcześniej, założyłem Keitecha i w trzecim rzucie kleń po mocnym braniu prawie pod nogami, a tuż przed końcem tury drugi – tym razem bardzo delikatne branie.
Mateo: Wędkowanie zacząłem od krakowskiego odcinka, idąc w górę rzeki złowiłem pierwszego pstrąga 30.5 cm , kilka chwil później jest drugi większy (około 40 cm) niestety po paru młynkach spada z haka…Na odcinku spędziłem około 3 godzin notując jeszcze 1 wyjście lecz bez brania. Postanowiłem zmienić miejsce na tarnowską Rabę . Tam 1 pstrąg spina się przy podbieraku (szkoda bo punktowany) a później doławiam kropka 35,5cm i na sam koniec dosłownie trzy minuty przed końcem tury pięknego i grubego potoka 45 cm J Jestem mega zadowolony ponieważ to moje pierwsze punkty w lidze.
Krzysiek: Do samego dnia zawodów nie byłem pewny czy uda się w tej turze uczestniczyć, mimo wszystko kilka dni wcześniej wyszukałem stanowiska ryb i zaplanowałem kolejne punkty: 1) spinningowe szczupaki, 2) muchowe leszcze, 3) muchowe pstrągi. Widząc iż nie zdążę na turę skierowałem się na upatrzoną metę szczupakową, niestety niechcący zniszczyłem plan Kolegi za co przepraszam (wiedząc iż wylądowałem tam pierwszy zmienił swoje plany). Punkt 1-szy wypełniłem bardzo szybko, szczupaki były „na chodzie” – z 3 ryb na kiju wyciągnąłem dwie mniejsze. Patrząc na dalsze moje wyniki z tury mogłem się zwinąć i odespać. Punkt 2-gi – totalna klapa, woda na tyle opadła, że leszcze odsunęły się od poprzednich stanowisk i były dla mnie nieosiągalne. Punkt 3-ci – połowiczny sukces, holowałem wprawdzie potoka 40+ ale w ostatniej fazie holu zrobił świecę i się uwolnił. W trakcie zawodów odwiedziłem swoje ulubione mety z 2022 … no i tu totalna klęska, z pięknej płani i rynny zostały tylko wspomnienia.
Jacek: Łowiłem na początku odcinka. Ryba nieskora do współpracy. Chyba mocno przekłuta z racji organizacji kilku zawodów w ostatnich dniach. Miałem 7 brań z tego 3 ryby w ręce – 2 na punkty. Jedna z niewyciągniętych wyraźnie większa poszła z muchą. Szkoda … byłoby dużo punktów.
Marcin: W tym roku majowa runda była tak naprawdę drugą wizytą nad Rabą w tym roku. Krótki zwiad tydzień wcześniej zakończył się zerem. Postanowiłem nie kombinować i łowić w miejscach z poprzednich lat. W ciągu pierwszej godziny tury zaliczam kilka kontaktów z rybami z głębszej rynny. Niestety wszystkie spadają. Robię krótki spacer w górę odcinka sprawdzając kilka dołków, jednak nic tam nie bierze. Wracam w okolicę rynny, wstawiam woblera w nurt i po chwili wyciągam pstrąga 30 cm. Następnie spacer w dół odcinka celem sprawdzenia jeszcze jednej rynny. Tam jednak nie dzieje się nic. Wracając rzucam woblerem w stronę fragmentu spokojniejszej wody. Wobler spływa, branie i podbieram pstrąga 34 cm. Po raz kolejny wracam w okolicę rynny z początku tury. Kolejny rzut woblerem pod prąd daje kolejnego „stykowca”. Na ostatnią godzinę przenoszę się na początek odcinka na którym łowimy. Widzę sporo niewielkich pstrągów zbierających z powierzchni, ale żadnego z nich nie udaje się skusić.
Rafał: Szukam pomysłu na Rabę i po każdej turze wydaje mi się, że mam i na kolejnej turze połowię. I zawsze okazuje się że jest inaczej. Zmiennych jest tyle, że trzeba moim zdaniem tu więcej łowić i bywać żeby to rozszyfrować i się dostosować. Chyba w dużym stopniu ma na to wpływ zachowanie ryb z zarybienia bo to jakby „inny gatunek”. Tak było i tym razem. Złowiłem dość szybko pstrąga na punkty na pintaila 5 cm Fischasera ale czułem, że to nie tak powinienem łowić. Jak analizowałem
informacje po turze od kolegów to już po turze łowiłem inaczej i w innych odcinkach. I to był już chyba właściwy sposób. Emocje miałem też innego rodzaju. 10 minut po rozpoczęciu tury
zaliczyłem wywrotkę. Wszystko łącznie z bielizną musiałem zmienić. 🙂
Robert: Wyjątkowo w tym roku, głównie z uwagi na wyższą wodę i deficyt czasu pierwszy raz kontakt z Rabą miałem dopiero w dzień tury. W poprzednich latach zazwyczaj odwiedzałem nizinne odcinki w kwietniu i maju, tam klenie są bardziej skore wiosną do współpracy. Na odcinkach bliżej zapory mimo że obserwuje się ich sporo, to zazwyczaj nie wykazują aktywności, to chyba kwestia niskiej temperatury wody z zapory. Pojechałem w dół ligowego odcinka z nastawienie na cokolwiek, czyli liczyłem na czatkowickiego pstrąga lub zdesperowanego klenia. Łowiłem na obrotówki i niewielkie woblery. Zapunktowałem dość szybko, w pierwszym miejscu gdzie się zatrzymałem kleń trzydziestak uderzył w woblera w cieniu nurtowym pod brzegiem. Potem nastąpił dłuższy czas gdzie niewiele się działo, kilka odprowadzeń i skubnięć małych pstrągów. Na prostce z powoli płynącą wodą z daleka zacząłem obserwować zbiórki z powierzchni, ryby zajadały się jakimiś owadami, chyba chruścikami. Rzut obrotówką pod drugi brzeg w miejscu takiego spławu dał pięknego potokowca 45cm. Ryba była w świetnej kondycji, dwukrotnie skakała nad powierzchnię i na żyłce 0,14 dała pokaz siły i powalczył chyba kilka minut. Na tym samym odcinku zaliczyłem jeszcze kilka świeżych wpuszczaków 27-29cm. Pod koniec postanowiłem poprawić jeszcze raz te same miejsca, tym razem prowadząc przynęty z prądem. W ten sposób dołowiłem jeszcze klonka stykowca na mikro wobka powierzchniowego. Namierzyłem go, bo podobnie jak pstrągi zbierał owady. Cudów nie było, ale po rocznej przerwie fajnie było odwiedzić górną Rabę 🙂
Jedna odpowiedź
Świetny artykuł. W trakcie poszukiwania w internecie pożądanych informacji znalazłam ten artykuł. Wielu osobom wydaje się, że mają odpowiednią wiedzę na opisywany temat, ale często tak nie jest. Stąd też moje miłe zaskoczenie. Po prostu świetny artykuł. Koniecznie będę rekomendował to miejsce i często tu zaglądał, aby poczytać nowe rzeczy.