Jak wiedzą stali Czytelnicy mojego bloga, zostałem wyrzucony z PZW za działalność na szkodę związku. Oczywiście było odwrotnie – to działacze postępowali na szkodę wędkarzy, co potwierdziło ustosunkowanie się do całości sprawy WFOŚiGW w Krakowie. Tyle, że przeciętny wędkarz pewnie nawet nie rozumie niuansów istoty problemu. No, ale to wynika z nikłej wiedzy jaką dysponuje przeciętny Kowalski z wędką. Zarówno tej jak działa ekosystem, jak i tej, jak działa związek. Tak, czy inaczej prawnicy doradzali przejście całej drogi statutowej zanim podam Bulwarową do niezawisłego sądu. Tak więc odwołałem się do sądu koleżeńskiego przy ZG w Warszawie. Moje odwołanie, o czym chyba po wakacjach już informowałem, uznano za spóźnione i niezasadne zarazem. Pozostało mi więc złożenie wniosku do samej pani prezes o rewizję wyroku. No i otrzymałem odpowiedź w zeszłym tygodniu. I tu pełne zaskoczenie, gdyż „ze względu na rażące uchybienia Regulaminu” całość ma być raz jeszcze rozpatrzona przez sąd koleżeński w Krakowie, ale w innym składzie.
Z punktu widzenia statutu wszyscy sądzący mnie są zabezpieczeni, gdyż zapisy nie przewidują żadnej odpowiedzialności indywidualnej, nawet w wyniku różnych błędów [dlatego jest jak jest 🙂 ] Nie mniej z punktu widzenia prawa cywilnego takie oczywiste to nie jest, choć nie za sam wyrok bym się domagał zadośćuczynienia.W dzisiejszym nowoczesnym świecie za takie akcje są zupełnie inne, całkiem poważne paragrafy. Dlatego stawia to w fatalnej sytuacji panów, którzy dali się wkręcić w sąd nade mną [poza chyba rzecznikiem – myślę, że on bardzo chciał, a nawet dopilnował, by wyrok był jedyny słuszny], w sytuacji ewentualnego wniesienia przeze mnie sprawy do niezawisłego sądu.
Sam jestem na razie daleki o otwierania szampana, gdyż powody takiej decyzji odnośnie rewizji w mojej sprawie mogły być dwa:
- Rzeczywiście uznano, że Bulwarowa chcąc pokazać, że nikt w Krakowie nie będzie fikał specjalistom od racjonalnej gospodarki, przegięła i popłynęła na polu stworzenia takiego sądu, i takiego zinterpretowania całej sprawy, [a byli przecież skarżącym i sędzią zarazem], no i nawet najwyższa instancja związkowa nie była skłonna zaakceptować tak grubymi nićmi szytej ustawki. Być może też uznano, iż PZW nie potrzebuje dodatkowej nagonki medialnej, a moja sprawa jest tak oczywistą, że z medialnego punktu widzenia – młyn na wodę Wód Polskich: w pełni pokazuje niekompetencję/samowolkę/ignorancję/arogancję działaczy wobec członków związku, jak i całości systemu – wszak dotacje pochodziły z sektora publicznego, a nie programowo statutowych przychodów.
- Liczę się jednak też z innymi motywami. Uchylenie wyroku sądu koleżeńskiego przy okręgu PZW Kraków jest dalszym ciągiem ustawki, obliczonym na zmęczenie, znudzenie, zobojętnienie mnie w tym temacie. Ja dopuszczam nawet taki pomysł działaczy, który zakłada „zawieszenie” sprawy – wyrok uchylono [Kozłowski powinien być zadowolony i fakt – jestem]; niby powinien zebrać się nowy sąd, ale jak on [czyli ja] nie podejmie żadnych kroków sądowych, to temat jakoś rozejdzie się po kościach. Chłop [czyli znów ja] niby będzie wywalony, co poszło w eter, a w sumie teraz to chyba nie wywalony i jakoś to może się potoczy. Temat przyschnie, a czasy dla PZW fatalne.
Dla mnie temat jest prosty – albo jestem winny w świetle sądu PZW i idę do normalnego sądu, albo nie jestem winny i nie idę ale… Po pierwsze straciłem masę czasu na te wszystkie procedurki związkowe; poniosłem – na razie wg mnie symboliczne, ale jednak koszty. Przy obecnych stawkach – powiedzmy – trzy lata łowienia gratis. Jakby dorzucili no kill w jednym miejscu, to się nawet nie będę domagać przeprosin 😊 W każdym razie za długo czekać nie będę, bo jakkolwiek nie chce mi się włóczyć po sądach, to trochę mnie zjeżyli, a poza tym petycję olaną przez władze okręgu podpisało prawie 200 osób. I jakkolwiek przytłaczająca większość z tych ludzi niekoniecznie chce się ujawniać czy konfrontować jawnie z okręgiem, to w taki czy inny sposób mnie wspiera. A jak napisałem – czas dla PZW fatalny.
A tak już całkiem serio – w poszczególnych kołach w tym roku składano masę wniosków, propozycji, które ja przedstawiałem ładnych parę lat temu. Dotyczące ochrony szeroko rozumianej, ochrony pstrąga, haków bezzadziorowych itp. Wiem, że cześć z nich przeszła w niemałej części kół. Ciekaw jestem, czy tak jak kilka lat temu wszystko wyląduje w koszu? Jeśli jednak – na co liczę mimo wszystko – choć cześć z tych postulatów zostanie wdrożona, to pozostanie gorzkie pytanie – czemu dopiero teraz? Mamy naprawdę straszną lipę w wodach okręgu, co pokazały wszystkie chyba zawody bez względu na metodę.