X tura Ligi spinningowo – muchowej 2022. Wisła W2

Cud, że jakieś ryby w tak okropną pogodę w ogóle chciały coś zjeść.  Wprawdzie było tuż nad zero i nic nie zamarzało, ale wiał okrutnie ostry wschodni wiatr. Do tego bardzo wysokie ciśnienie, przy takim zniechęcającym jednolicie zachmurzonym, „zadżumionym” niebie. Mnie normalnie sparaliżował stan wody, którego nie sprawdziłem na wodowskazach wyjeżdżając. Tam, gdzie dzień wcześniej miałem brania, mogłem sobie w trampkach chodzić. Zero wody! Spadła o 35cm i taka niestety była przez całą turę.

Z drugiej zauważę iż jeśli się na jakieś ryby trafiło, to szansa była. Wniosek taki, że naprawdę bardzo rzadko są dni, gdy zupełnie nic i na nic. Tyle, że na kilkudziesięciu km około krakowskiej Wisły ryb jest skrajnie mało. Gdyby nie resztki kleni, których złowienie już jest sztuką o tej porze roku, to nastawianie się na inne gatunki traci sens. Smutne to. Ale do tego doprowadziła tzw. racjonalna gospodarka plus pazerność wędkarzy. I jeśli nie pójdzie się w stronę ekstremalnych rozwiązań, lepiej nie będzie.

Wracając do tury – każdy, kto tego dnia przybył z Ligi nad wodę zasługiwał na przynajmniej jedną rybę na punkty. To naprawdę nie była aura dla przeciętniaków. Ale woda nie jest sprawiedliwa.

A zapowiadało się dość obiecująco.  Zrobiłem dzień wcześniej trening. Wypadł bardzo na plus, choć aura była jeszcze gorsza niż w dniu tury – był lekki mróz, tyle, że woda cały dzień znacznie wyższa.   Na pierwszej planowanej miejscówce łowiłem trzy godziny. Doczekałem się 12 pewnych brań. Sześć kleni udało się zaciąć. Nieduże [ok. 31-38cm], ale z 500pkt by dały. Fotka lipna, ale trząsłem się z zimna, a przy mrozie i wietrze zrobienie zdjęcia z telefonu jedną ręką ciężkie.

Znamienne były dwie rzeczy: połowę brań miałem na relatywnie spore 7cm gumy. Co z tego, jak żadnej z tych ryb nie zaciąłem. Wszystkie złowione padły na gumki  5,5cm, na główkach 0,3g. Druga kwestia, na którą nie zwróciłem wtedy uwagi, a okazała się decydująca w dniu tury: trzy brania i dwie ryby na punkty miałem znacznie poniżej stanowiska na którym zazwyczaj łowię. W zasadzie w strefie, gdzie niezależnie od pory roku, brań w zasadzie raczej nie ma…

Zaliczyłem też obcinkę szczupaka, ale ciężko orzec jaki on był. Kolejne dwie miejscówki w innym rejonie nie przyniosły nawet dotknięcia…

Na turze spotykamy się w czterech. Ulżyło mi, bo się nastawiłem na co najmniej sześć osób.  Ustawiłem się w najbardziej pewnym miejscu, Marcin naprzeciwko, na drugim brzegu;  Michał ciut niżej niego łowił głównie metodą żyłkową. Maciek zszedł z 50m niżej mnie i sukcesywnie przesuwał się w dół.

Liczyłem na pierwszą godzinę od ustępowania ciemności do 8.00. Rozwidniało się bardzo powoli. Zresztą ledwo zdążyłem na turę, gdyż na miejsce 70% trasy miałem przez lasy, a była miejscami bardzo silna mgła.

Po kilku rzutach wiedziałem, że będzie straszna lipa. Miejsce znam na tyle, że jak ryby są i biorą, to wystarczy 10 podań wabika, by mieć pięć kleni. A tu złowieszcza cisza. Z lekką obawą patrzę na kolegów. Maćka już ledwo widzę – jest z 200m niżej.

Mija około godzina. Mimo poważnego ubioru i zrezygnowania z brodzenia, jest mi okropnie zimno. Dłonie chcą odpaść.  Michał o ile dobrze rozpoznaję, chyba zmienia wędkę na spinning, ale łowi nadal w stylu metody żyłkowej.

Nagle słyszę gdzieś z dużej odległości, z dołu rzeki „fajna rybka jest” czy coś w tym stylu. Wtedy dopiero dostrzegam na przeciwległym brzegu, jeszcze niżej niż Maciek, kolejnego wędkarza. Okazuje się, że Maciek ma coś na punkty, bo wychodzi z wody i robi fotkę. Myślę sobie, że szlag mnie trafi, jak tu zeruję, po zerach na Kryspinowie [w marcu i listopadzie]. Fatum jakieś.

Tymczasem ze strzępków rozmów dochodzących w nasz rejon, wynika, że ten drugi wędkarz tam nisko, też ma coś na punkty!

Zdesperowany zakładam  sporą jaskółę  – pękaty, kijankowaty Lunker na 1g.

Doczekałem się brania! Nie wiem, która była, ale pewnie koło 8.30. Jak w transie, mimo bolących palców, choć miałem całkiem ciepłe rękawiczki, zakładam gumkę 5cm na bardzo lekkiej główce. Bombarduję te 5m kwadratowych i nieznaczni niżej, zakładając, że kleń po braniu jak zwykle, szczególnie zimą, został zepchnięty przez lekki nurt z metr – dwa w dół rzeki. Z prądem, pod prąd, w poprzek.  Przynęty w kilku kolorach. Powrót znów do tego dużego. I tak z półtorej godziny. Wyć się chce w takich chwilach. Zero.

U kolegów podobnie. Nawet nie powącha. Marcin próbuje już woblerów. Jeszcze dwa lata temu, przy tak skrupulatnym łowieniu to każdy z nas miałby tu z 10 – 15 podcinek leszczyków 25 – 35cm. A teraz nawet potrącenia. Nic tu nie ma nie licząc cierników, które czasem uciekają spod brzegu!

Koło 10.00 przychodzi sms. Normalnie ignoruję na turze wszelkie sygnały, ale z nudów zaglądam. Maciek – ma drugiego klonka na punkty i twierdzi, że od czasu do czasu coś się na powierzchni dzieje.

Z tym Lunkerem na końcu zestawu, bardziej by się rozruszać, schodzę te 50-70m niżej. Strefa, gdzie nigdy nie ma brań. Nie mam wiary. To samo co ja robi Michał, tylko po drugiej stronie. Wisła jest tak mała, że mimo dość silnego wiatru wiejącego dokładnie w poprzek rzutów, na tym jednym gramie rzucam koledze pod nogi.  Przynęta spływa  ze dwa metry w dół. Intuicyjnie oceniam –  jest jakiś metr nad dnem, a jest góra 1,5m w tym miejscu. Gdy lekko wyprowadzam wabik z dryfu- kontakt. Takie branie – cień. Jakby przynęta dotknęła się czegoś żywego. Zacinam i … na głos mówię, że jakaś malizna. Ryba jak baran daje się ściągać spod przeciwległego brzegu, tyle, że spływa nieznacznie poniżej mnie. Będąc z 10m w dół nurtu i góra 2m od lądu gdzie stoję, zatrzymuje się  nagle i…nie jestem w stanie jej ruszyć [zestaw UL].  Trochę zgłupiałem. Mija pewnie kilka sekund, nieznacznie próbuję zwiększać opór. Ryba wyraźnie się stawiając, daje się podprowadzić troszkę w moją stronę i znów staje. Znów podciągam, a tu mocniejsze targnięcie i luz. Na bank nie była to podcinka. Jak kleń to grubas, ale wyglądało na mniejszego sandacza. Ale cierpko i tak. Tyle, że nagle nie czuje się zimna 🙂

Rzucam w ten sam rejon. Kilka metrów guma spływa nad dnem i znów takie jakby liźnięcie wabika. Znów coś jest i też nie wygląda na szczególną zdobycz. Kilkanaście sekund i się rozpogadzam. Grubawy klenik. Mówię na głos o marnych, ale punktach.  Ryba w podbieraku natychmiast pozbywa się wabika. Była ledwo zapięta. Na brzegu konsternacja: jakbym nie mierzył, brakuje mu 4-5mm do tych 3 dych.

(fot. A.K.)

Bluznąłem tak, że te 100m wyżej usłyszał Marcin, który nadal łowił gdzie zaczął.

Brak słów co sobie myślałem. Sprawdziłem wabik i już, już miałem znów rzucać, ale kątem oka zobaczyłem wyraźny spław po mojej stronie z 20m poniżej. Od razu rzut w tamten obszar. Wody góra 80cm, więc już taki troszkę żywszy start. Po góra metrze prowadzenia mega strzał. Kilka sekund gry hamulca i ryba się odpina. Katastrofa normalnie…

Kolejne minuty nic nie wnoszą. Od czasu do czasu rzeczywiście pod przeciwległym brzegiem, coś tam niemrawo pluśnie.

Schodzę kilka metrów niżej i znów rzuty na wprost, napięcie linki przy wykorzystaniu tafli wody i czujność. Cały czas korekta napięcia pletki, kąta prowadzenia, pochylenia kija, jakaś delikatna animacja wabika. W tych warunkach idzie oszaleć. Skóra dłoni piecze! Zdjąłem rękawiczki, bo nie da się tego wszystkiego robić w nich. To nie sandaczowa pała. Zero precyzji. W końcu jest. Kolejne niemrawe skubnięcie i wisi. Hol, jakbym z drugiej strony ciągnął odbezpieczony granat, ale się udaje.

(fot. A.K.)

35cm. Niewiele, ale mam świadomość, iż w takim dniu, to będzie cud, jak inni połowią. No, może kilka osób. Luz.

Kilkanaście minut później w identycznych okolicznościach mam drugiego. Tym razem 37cm. Odpina się w siatce natychmiast.

(fot. A.K.)

Dzielę się z Marcinem drugim Lunkerem jakiego mam, kusząc go, by zszedł w nasz rejon.  Zanim przybywa mam kilka niezaciętych brań. Tylko na ten relatywnie duży wabik.

Od około 12.30 nikt nie ma żadnego kontaktu poza Michałem. Na wodzie już prawie nie widać żadnej aktywności ryb. Incydentalne spławy. Ryba zapada w jakiś letarg i reaguje na mniejsze wabiki, zupełnie inaczej podawane. Wygrywa na tym Michał łowiąc w ostatnią godzinę dwa klenie, w tym jednego na trzy minuty przed końcem. Widziałem, że jednego brania nie zaciął.

Finalnie żałowałem, że jednak nie zdecydowałem się na spodniobuty. Umożliwiłyby to dorzucenie wabikiem mniejszym i znacznie lżejszym, przy jakichś szansach poprowadzenia go odpowiednio przy tym wietrze, jak i lekkim nurcie. A i szansa na pewne zacięcie znacznie większa. Jak się okazało, zaliczyłem najwięcej kontaktów – 9 pewnych i 4 domniemane ze wskazaniem jednak na ryby. Wynik mógł być o niebo lepszy, ale z wdzięcznością biorę to, co jest.

Pewnie niektórych zaskoczę, ale powiem, że wyniki nie były złe. Moim zdaniem ryby żerowały bardzo, bardzo słabo. Fatalne jest to, że na 20km rzeki, które były eksplorowane, ryby trafiły się na słownie 100m. Wszędzie indziej była pustka. Trudno mi po prostu uwierzyć, że doświadczeni wędkarze nie złowili nawet małych rybek, wyjąwszy dwa wyjątki. Po prostu stan Wisły jest na tym odcinku bardzo zły.

Komentarze uczestników…

Robert: Do łowienia wybrałem jedyny z grubsza znany mi kawałek W2 powyżej Krakowa, gdzie już byłem na lidze w 2021 roku. Dzień przed turą ostro zakręcili wodę, przez co dwa miejsca gdzie liczyłem na zimowe klenie były spalone. Nie mam jednak pewności, że przy wyższym stanie były tam ryby. Przez prawie 7 godzin nie udało mi się namierzyć kleni, nie mówiąc już o zanotowaniu brania. Na plus jedynie to, że przeszedłem 9km i obejrzałem kawał wody, a przy takiej niżówce wszystko widać jak na dłoni. Mam nadzieję tę wiedzę kiedyś wykorzystać w cieplejszych porach roku, przy okazji ligi lub prywatnego wypadu. Gratulacje dla osób które w tych trudnych warunkach sobie poradziły 🙂

Tommy: Choroba pokrzyżowała moje plany i w niedzielę zaliczyłem jedynie 2 ostatnie godziny tury. Doczekałem się 3 brań i wyjąłem 2 naprawdę małe ryby. Malutkiego sandacza i mikro klenika. Tak małego klenia w tym miejscu jeszcze nie złapałem.  Sfotografowałem go tylko i wyłącznie dlatego aby zrzucić z siebie brzemię zera absolutnego 🙂 

Maciek: Miałem 7 brań,  z tego 4 ryby udało się zaciąć, ale dwa klenie spadły w holu. Na szczęście z wszystkich brań pierwsze dwa dały skuteczne zacięcia i hole dość wcześnie,  więc łowiło mi się potem znacznie przyjemniej niż gdybym nie miał jeszcze punktowanej ryby. Do punktacji klenie 40 cm i 37 cm.

(fot. M.K.)
(fot. M.K.)

Łowiłem wędką UL głównie na przeróżne gumowe przynęty  na główkach  od 0,5g do 1,5g. Jedynie pierwsze kilkadziesiąt minut, gdy było jeszcze dość ciemno,  łowiłem niewielkim woblerem Widła, ale bez brania.  Pół tury łowiłem jak nigdy plecionką 0,02,  ale po kolejnym splątaniu cierpliwość mi się skończyła  i zmieniłem na żyłkę 0,14. W połowie tury miałem dylemat,  czy nie przejechać na inny  upatrzony odcinek  gdzie  na treningu złowiłem klenia i spiąłem sporą rybę nieznanego gatunku.  Zostałem jednak na miejscu widząc,  że co jakiś czas ktoś łowi rybę,  a czy alternatywny odcinek ma  potencjał  i powtarzalność łowienia oraz jakie gatunki  ryb w jakim rozmiarze go zamieszkują to sprawdzę już na prywatnym łowieniu po turze.
Jak tak łowiliśmy w kilku na niewielkim obszarze to przypominało mi to trochę starorzecze,  gdzie w poprzednich latach łowiliśmy skompresowani prawie jak na zawodach spławikowych.

Marcin: Grudniową turę zakończyłem bez punktów. Miejsce wytypowałem trafnie, ponieważ wszystkie punktowane ryby tej tury zostały złowione na tym właśnie odcinku, niemniej chyba jako jedyny nie miałem kontaktu z rybą. Zabrakło albo umiejętności, albo odrobiny szczęścia… Podczas 7-godzinnej tury próbowałem łowić zarówno na małe, jak i na duże przynęty, na większych jak i na mniejszych gramaturach, zarówno na woblery, jak i na przynęty gumowe, z czeburaszką i klasycznie z główką jigową – bez efektów. Muszę przyznać, że było to trochę deprymujące, widząc że pozostali w mniejszym lub większym stopniu mają kontakt z rybami. W ciągu zimy muszę wybrać się kilka razy na „zimne” klenie i poeksperymentować co sprawdza się w takich warunkach.

Piotrek: Plan na ostatnią turę był prosty – mieć chociaż jedno branie. Po wcześniejszym sprawdzeniu miejskich odcinków i stwierdzeniu braku punktowanych ryb, na lidze postanowiłem szukać ich w zastoiskach. Najbardziej obiecującą miejscówkę postanowiłem sprawdzić na początek. Wchodząc jednak na wał, usłyszałem i zobaczyłem wielką chmarę ptactwa w rynnie powyżej zastoiska. Stwierdziłem, że jeśli bocznica będzie pusta, sprawdzę tamto miejsce. Niestety okazało się, że prawie nie ma wody, więc po dwudziestu minutach wróciłem sprawdzić rynnę. Kiedy doszedłem na miejsce, było tam już czterech chłopaków z ligi. Stanąłem zatem poniżej nich, obserwując pojedyncze delikatne ataki na powierzchni. Przesunąłem się kawałek wyżej, stając na zalanej mini rafie. Przerzuciłem pół pudełka wszelkiego rodzaju przynęt, bez efektu. Stwierdziłem że może warto zaryzykować większy kąsek, i po mini larwach założyłem 7cm gumę a’la płotka na 3g główce. Pierwszy rzut pod drugi brzeg, prowadzę przynętę nad samym dnem, i w momencie dojścia do podstawy rafy czuję mega uderzenie- ryba odjeżdża grając z hamulca, oglądam się w górę i w tym momencie Maciek zacina swojego klenia. Hol trwa ze trzy minuty, oczywiście dalej nie mam podbieraka więc muszę być mega ostrożny żeby nie stracić tej szansy na punkty. Z głębi wyłania się ładny klenik, którego oceniam na około czterdzieści centymetrów. Zrzucam rękawiczki, podbieram go pewnie ręką za pierwszym razem i widzę że to piękna ryba. Szybkie foty, pomiar wskazuje aż 51cm, i szybko wypuszczam go do wody.

(fot. P.D.)

Łowię tam dalej z półtorej godziny, ale jest tak przeraźliwie zimno że postanawiam sprawdzić jeszcze inne miejsca z listy żeby się chociaż trochę rozgrzać. Sprawdzam więc jeszcze trzy duże i głębokie zastoiska, ale nie najeżdżam tam nawet żadnej białej ryby. Na koniec jeszcze jadę do Tommiego który zdecydował się przyjechać i połowić dwie godziny. Tu również przy dojeździe do podstawy opaski mam mocne uderzenie jednak zbyt lekko dokręcony hamulec powoduje że zacięcie jest nieskuteczne. Kończę łowienie godzinę przed czasem, kiedy to Tommy zalicza jeszcze porządne branie plus małego klenia. Rok kończę jak się okazuje upragnionym zwycięstwem po kilku drugich miejscach, które niestety nie pozwala mi dogonić Maćka na drugim miejscu generalki- zasłużył na to miejsce jak najbardziej. Gratulacje dla Roberta, był najbardziej uniwersalny w tym roku co dało mu należne zwycięstwo.

Michał: Mój typ padł na grudzień. Taki rozpaczliwy z braku innych przyjaznych dla mnie łowisk. W zeszłym roku pod koniec grudnia połapałem kleni na wylosowanym odcinku. Niestety z braku czasu i wczesnego terminu tury, nie potrenowałem na zeszłorocznej miejscówce. Byłem na treningu dużo dalej i tam się udało złowić dwa klenie. Spotkanie kolegi z ligi utwierdziło mnie, że to jest dobre miejsce. Dzień ostatniej tury i samo miejsce łowienia przywitał z wodą 30cm mniejszą. Nurt całkiem inaczej wyglądał i jak się okazało ryby też się przemieściły. Próbowałem łowić muchówką metodą żyłkową ale ewidentnie ryby były daleko od nawet głębszego brzegu. Pewnie wyżej wszystko opisane jak wyglądał przebieg naszych zmagań:)  Pięknie się oglądało wytrawnych łowców w akcji. I wtedy człowiek chce coś zmieniać, kombinować, a tu nic się nie dzieje. Brania ustały. No u mnie było jedno przez te 5 godzin. Postanowiłem nie kombinować i ostatnie godziny łowić tak jak zakładałem. Poszedłem poniżej kolegów i idąc w górę obławiałem 4-5 cm imitacją larw ciężko powiedzieć czego na 1g. Sprowadzając przynętę z prądem.  Udało się wreszcie skusić grubaska na 38 cm.

(fot. M.M.)

Wyżej było jeszcze bardziej obiecująco co rzut branie i w końcu 3 min przed końcem drugi kleń ugruntował mnie że poprzedni nie był fuksem.

(fot. M.M.)

Gratulacje dla punktujących kolegów! Super Was się oglądało, emocje jak na starorzeczu! Szkoda że nie wszyscy tam połapali. Myślę że Zygmunt z muchówką by tam nas zdemolował. 

Krzysiek: Tura grudniowa z góry u mnie była skazana na porażkę i z takową się liczyłem. Starałem się jednak to odmienić.  Wystartowałem w okolicach jednej z dwóch pewnych miejscówek  na W2, jak się okazało przez niechęć do wędkowania jeden obok drugiego wybrałem tę złą. Nie widząc jakiejkolwiek aktywności ryb u mnie i u Zygmunta, który wytypował ten sam odcinek postanowiłem odwiedzić główki poniżej Sanki gdzie kilka lat temu łowiłem okonie w okresie zimowym –  tu też było nijak … Kolejna zmiana tym razem na miejski odcinek gdzie na wiosnę i późną jesień odnotowałem pojedyncze okonie i jazie – poniżej ujścia Wilgi. Łowiłem delikatnie i to był największy błąd. Szybko zaciąłem suma, raczej okolice 1,0-1,2m nie większy, ale na plecionce PE 0,6 po biegu bulwarami ok 100m w dół rzeki sum się odpiął pozostawiając masę śluzu na przyponie 🙁  To był jedyny mój kontakt z rybą w czasie tury. Tak zakończyłem ligę 2022 na najgorszym możliwym miejscu …Gratuluję grupce punktujących i tych co cokolwiek wyjęli w tych niesprzyjających warunkach. Największe gratulację dla Piotra – duże kleksy cię lubią.

WYNIKI TURY

Nieobecni  – wszyscy więcej niż trzeci raz: Brandy, Weronika, Marcin Drugi, Rafał, Karol, Kuba, Grzesiek, Jędrzej – po 15 pkt,

Nieobecni: Mateusz, Jacek,  – po  14 pkt

Zerujący: Tommy, Bartek, Krzysiek, Maciek Drugi, Marcin, Mikołaj, Zygmunt, Robert, Tomek – po 14 pkt

I miejsce – 1 pkt –Piotrek [kleń 51cm – 262 małe punkty]

II miejsce – 2 pkt – Maciek [klenie 40 i 37cm – 249 małych punktów]

III miejsce – 3 pkt – Adam – [klenie 37 i 35cm – 194 małe punkty]

IV miejsce – 4 pkt – Michał – [klenie 38 i 33cm – 183 małe punkty]

Klasyfikację generalną z pełną statystyką przedstawię w osobnym wpisie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *