Gdyby ta tura była jakoś transmitowana wizualnie na żywo, równocześnie ze wszystkich miejsc, gdzie byli uczestnicy i z takim bieżącym przedstawianiem, co się dzieje w rankingu ogólnym, mogłoby być nawet dość interesująco, mimo w sumie bardzo słabych jak na Rabę wyników. Nie mniej te skromne połowy bardzo namieszały w rankingu ogólnym i w wielu przypadkach przodujący zrównali się z tymi, co byli w ogonie. Takiego ścisku w tabeli nigdy jeszcze nie było. Po prostu aż osiem osób zerowało, a i z tych, co cokolwiek złowili, to od miejsca piątego są to pojedyncze rybki w tym niektóre ledwo, ledwo na punkty. Nie mniej wynik mógł być zupełnie inny, gdyby dopisało szczęście – Zygmunt o ile pamiętam z czytanych na gorąco po turze wpisów na naszym forum, stracił dwie duże ryby. Tommy stał się bohaterem dnia, choć nie wygrał, ale emocje miał potężne. Nawet ja, gdybym nie popełnił błędu taktycznego, to przy wynikach jak inni, mógłbym być lekko trzeci – czwarty, może nawet drugi. Ale wiadomo – gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka…
Ponad 20 startujących w tym roku bardzo utrudnia ustalenie jakichś terminów. W zasadzie wszyscy mieliśmy świadomość, iż 15 maja to słaba opcja [pełnia, początek „zimnej Zośki”, na dodatek równocześnie z nami, tylko na wyższej połowie krakowskiego odcinka muchowego też były zawody]. A i tak różne sprawy, a głównie obowiązki zawodowe wykluczyły udział pięciu osób.
Trochę kontrowersji było przy dwóch fotach i nawet zrobiłem małe doświadczenie z miarką, jaką ma jeden z kolegów, gdyż oczywiście foty nierzadko przekłamują, nie mniej była wątpliwość, czy jedna ryba ma te 30cm, a w drugim wypadku wyglądało, że łowca zaniżył swój wynik, na tyle jaskrawo, że warto było się nad tym zastanowić.
Ja z założenia nie robiłem treningu i trochę mi to utrudniło sprawę, bo inaczej wszystko byłoby jasne od startu, a tak to potrzebowałem stracić dwie godziny tury, by wejść na właściwe tory. Poza tym treningi tych co byli, były tak nie zachęcające…Ja albo się starzeję, albo, co sam uważam, że jest powodem – padaka jakiej doświadczyłem póki co w maju tak mnie zniechęciła, że wolałem sobie zrobić popołudniowo – wieczorne ognisko, albo jechać w sobotę z dzieciakami na wycieczkę. W tym ostatnim nie ma nic w moim wypadku niezwykłego, ale jak gdzieś jedziemy to na max pół dnia, by potem bryknąć na ryby. No, tym razem dałem sobie spokój. A wyniki treningów bezpośrednio przed turą były w stylu: leszcz za bety, albo wątły wpuszczak za cały dzień. Oczywiście regularnie łowili muszkarze i akurat prognostyk był taki, że kto jako tako muchówką włada i pojedzie na ten odcinek, to lepszy lub gorszy ale wynik zrobi. Zanosiło się wręcz na spinningową klęskę. I nic z tego się nie sprawdziło poza wygraną Jacka, którego osobiście upatrywałem jako faworyta tej tury. Nie zawiódł także Tomek, który zajął drugie miejsce, a już kiedyś wygrał turę na Rabie. Chłopaki znają i czują to łowisko. Ale po nich kolejne miejsca należały do spinningistów i dopiero dwa ostatnie miejsca to znów łowiący na muchę.
Aura choć stabilna była wątpliwa wędkarsko: 14 stopni przy starcie [6.40] do 20-u stopni na mecie [12.00]. Tu niby OK, ale poza tym pełnia, silny, niby z zachodu ale bardzo zimny wiatr. Pierwszy raz chyba od czterech lat nie ma tu w maju wysokiej wody. Malutka, bardzo czysta. Ciśnienie trochę nad średnie.
Ja przez całą turę widziałem dwie zbiórki i jedno pobicie grubej ryby. Na bank nie pstrąga. Nie widziałem żadnego narybku, ani nawet kleniowego cienia. Sporo za to widziałem pstrągów – wpuszczaków i tylko na jednym odcinku.
Uczestnicy dość równomiernie rozłożyli się: niższy krakowski no kill muchowy, cały krakowski spinningowy no kill i no kill tarnowski, gdzie też było parę osób.
Zanim przejdę do relacji, jedna uwaga. W niektórych zdjęciach zmieniono tło, gdyż niestety zauważamy ewidentne działania nie tyle kłusowników, co raczej zwykłych wędkarzy, tyle, że nieuczciwych. Po prostu nie chcemy wskazywać miejscówek, gdzie bytuje sensowna ryba, jeśli miałoby to być przyczyną jej końca.
Tak więc 6.40, kody do zdjęć na tej turze podane. Start!
Skromnie, ale zarazem bardzo szczęśliwie wystartował Robert. W pierwszym rzucie miał punktowanego pstrążka.
Kolejne 20 minut panowała cisza i było to długie 20 minut, biorąc pod uwagę, że to powinna być końcówka rannego żarcia. Nie mniej tuż po siódmej do głosu doszedł Jacek, utwierdzając chyba wszystkich, którzy kontrolują wpisy na naszym forum w trakcie łowienia, kto na pewno będzie się liczyć. Pstrąg miał 44cm.
Teraz będzie pompatycznie – to, co się wydarzyło niespełna kwadrans później , na stałe przejdzie do historii Ligi. Tak, tak. Po siedmiu latach łowienia w końcu padł pierwszy punktowany szczupak. Pogromcą ryby był Tommy. Najbardziej podobał mi się komentarz kolegi, który uszczypliwie zauważył potem: „podejrzewałem, że jakiś na punkty powinien być gdzieś w okręgu” 🙂
A tak na serio. Jak Tommy zadzwonił do mnie wieczór przed turą, informując, że tym razem to nic na Rabie go nie potarga, bo bierze sandaczowy sprzęt, kilkunastocentymetrowe gumy oraz stalkę, to wprawdzie nie skomentowałem, ale pomyślałem, że to lekkie szaleństwo. Choć po prawdzie dwa lata temu zaliczył obcinkę [ryby nie widział], rok temu obcinkę zrobił szczupak na punkty, bo go jeszcze koledzy obserwowali jak stał chwilę. Wracając do ligi. Na tym się nie skończyło, gdyż potem Tommy zaciął jakieś monstrum… Ale tu oddam mu głos.
Tommy: Pierwszy punktujący szczupak w lidze 🙂 To chyba dlatego że nikt nigdy na niego się nie nastawia. Ja pojechałem na Rabę z takim właśnie zamiarem. Słyszałem, że inne ryby nie za bardzo współpracują. Miejsce wybrałem znane wśród kumpli . Nie tylko ja miałem tam wcześniej kontakt z tą rybą. Przyjeżdżam i spotykam Bartka. Siadamy razem i od początku jest wesoło. Mam naprawdę mocny sprzęt , jak na Rabę. Guma 11 cm Daiwa Prorex w kolorze zielonym , plecionka YGK #1.2 PE . Kij Dragona do 35g! Śmiesznie, ale wierzę w sukces od początku. Podbijam przynętę i nagle z głębokiego dołka wyłania się szczupak i łapie przynętę na naszych oczach. Bartek go podbiera. Mamy problem ze zrobieniem dobrej fotki bo ryba strasznie się miota. Pomiar wskazuje pewne 70 cm.
Zapalam papieroska i już wiem że dziś więcej nic nie muszę:) To jednak nie koniec emocji. Po kilku minutach mam wyraźne branie zacinam tak mocno że wpadam w krzaki. Bartek się śmieje. Wygrzebuję się , a po drugiej stronie wędki czuję, jakieś monstrum. Walczymy z rybą kilka dobrych minut i sprzęt nie wytrzymuje…Nie wiemy co to było i się nie dowiemy ale była to gruba ryba.
Tymczasem kilkanaście kilometrów wyżej Jacek dorzuca drugiego, tym razem niewielkiego pstrążka.
Chwilkę później do rywalizacji włącza się Maciek. Także nieduży, ale punktowany kropasek.
Równie niedługo czekaliśmy na piątą punktującą osobę. Michał, który na treningach złowił kilka potężnych brzan, zdecydował się w tym roku na tarnowski odcinek no kill. Na gumę złowił 33cm potoczka.
Daleko było do końca, nie mniej tuż przed 8.00 Jacek złowił grubego potokowca. 58cm. Przepiękny już okaz.
Każdy będący wtedy nad wodą, miał już świadomość, iż dzień będzie raczej bardzo słaby i trzy ryby które Jacek już miał do punktacji, czynią go prawie na pewno zwycięzcą, a z pewnością jednym z pierwszych.
Znów minęło kilka minut i prawie w tym samym momencie pojawiło się dwóch kolejnych punktujących. Krzysiek z kropaskiem 30cm…
…oraz przy generalnie niewielkich rybkach, mocno zaznaczył swoją obecność Tomek. Jego potokowiec miał 41cm.
Ryby, jak zobaczycie bardzo różne. Trafiliśmy znów, jak rok temu po zarybieniu. Ja sam już nie wiem, czy z perspektywy zawodów to dobrze, czy źle. Zdziczałe ryby, takie przynajmniej z zeszłego sezonu milczały jak zaklęte, albo ich już…nie ma. Łowiono dwa typy wpuszczaka: małe, blade, smętnie wyglądające pstrążki – gluty z Czatkowic, oraz ładnie wybarwione, znacznie na ogół większe i w zupełnie innej kondycji, ryby z jakiejś innej hodowli [chyba z Krosna].
Celowo robię dygresję, gdyż po rybach Krzyśka i Tomka nastała półtoragodzinna cisza. W tym sensie, że absolutnie nikt nie zgłosił punktowanej ryby. Jak na te 20 osób i to łowisko w maju, to bardzo długo.
Tę mało emocjonującą pauzę przerwał Kuba, zdobywając swoje pierwsze w tym roku punkty.
Być może się zastanawiacie, dlaczego megalomańsko, jak zwykle ze swej perspektywy, nic nie piszę? Otóż przez pierwsze ponad trzy godziny wyjąłem…jednego malutkiego pstrążka. Nie oznacza to, iż nic się nie działo. Jak wspomniałem na początku – popełniłem błąd taktyczny. Trochę z ambicji, trochę się łudząc i jak zwykle, trochę z ciekawości. Mam, a w zasadzie miałem – takie dwa punkty na Rabie – nic tajnego, ale względnie wcześnie, przy takiej aurze, to była szansa, że będą puste. Jeden fragment to długości około 150m dość głęboka płań, a druga opcja to wielki dół z drzewem w środku. No i tam jak już coś wzięło, to nierzadko było w takich gabarytach, że sprzęt UL praktycznie nie dawał nadziei. Z drugiej strony byłem praktycznie pewien, że około tydzień – dwa po zarybieniu, to te czatkowickie bladziochy dopadnie kryzys i jak zawsze ustawią się pewnie na jeszcze innym fragmencie. W zasadzie na jego końcówce, takiej nijakiej i płytkiej, ale nie wymagającej od nich intensywnego wiosłowania płetwami by utrzymać się w miejscu. To około 100m wody jest tak lipne, że mało kto tam przystaje. Będąc na Rabie w zasadzie już tylko na samych turach, nauczyłem się tego. No i mimo w miarę pewnych wpuszczaków, ruszyłem ze sprzętem na żyłce 0,2mm i z żarówiastymi woblerami na mocnym kiju. Tę głęboką płań na razie zostawiłem i poszedłem kilkaset metrów w górę, do dziury. Tu rozczarowanie. Miejsce jest nadal niezłe, ale wielka woda dziurę może nie zasypała, ale rozciągnęła jakby w rynnę, idącą samym środkiem rzeki. Rynnę znacznie jednak płytszą niż dziura, która była wcześniej. Jakoś tak bez wiary porzucałem i po około 30 minutach dałem spokój. Byłem już blisko tej końcówki fragmentu potencjalnych wpuszczaków. Szybko więc przemieściłem się kolejne kilkaset metrów. Pierwsze rzuty i są wyjścia. Od razu wiem, że będzie z tego kicha. Ciężko orzec, czy ryby są zmęczone, osłabione, skłute, czy to kwestia aury. Wychodzą niemrawo i ledwo doganiają przynętę, łapiąc ją tak niezdarnie, że ledwo to czuje na kiju. I tak w kółko: 2 wyjścia, dwa skubnięcia, spad…
Zmieniam wobler na perłowy twister na 1,5g. Rzucam pod prąd i pod wiatr zarazem. By uatrakcyjnić tor spływu wabika, ustawiam się dalej od brzegu, przy którym stoją ryby. Tyle, że wiatr wieje mi prawie pod kątem prostym do linki. Twister lepszy o tyle, że szybciej widzę, niż czuję na kiju atak. Po prostu w toni, znika mi kawałek wabika – wiem, że ogon jest w mordzie ryby. No i w końcu mam. Nawet nie srebrny, a biały jak kreda wpuszczak daje się prawie bez oporów holować z nurtem Wyraźnie większy od wszystkich, które jak na razie widziałem i jedyny bez wątpienia na punkty. Dałbym z 35cm. Oczywiście spada z 2m przed podbierakiem…
Z 10 minut później znów mam na końcu zestawu wobler. Niesyty, chyba za sprawą wiatru, już w locie żyłka zaczepia za haczyk brzuszny. Zaczynam zwijać wabik który nawet nie tonie tylko ślizga się po powierzchni. Praktycznie pod szczytówką znikąd pojawia się wyglądający na zdziczałą rybę potok, który wali w wobler z taką siłą, że ten odskakuje od powierzchni. Ryba się nie zacina. Nie była duża, ale te 40cm miała, może ciut więcej.
Mam same spady, kilka wyjść i na koncie jeden wyjęty malec. Rezygnuję. Wiem, że z tym kijem na te tak apatyczne dziś ryby nie dam rady.
Wracając jeszcze kilka rzutów w miejscu gdzie kiedyś była dziura, ale panuje cisza. Dochodzę z nadzieją do tej głębokiej płani. Tu ryby częściej mi spadały – łowi tu wielu, ale jak coś wzięło to punkty miało. Kolejne pół godziny i zero! Nie do wiary. Nic, ani spławu, zebrania. Poza wpuszczakami tam wyżej, to ani śladu jakichkolwiek innych ryb. Z rozpędu robię jeszcze świetny odcinek, zaskoczony, że nie ma na nim Michała. Ale tu także pustka. Spotykam Marcina, który mówi, iż ten odcinek już zrobił i nie miał brania, podobnie, jak kilkaset metrów niżej.
Idę do auta i montuję szybki kijek do 6g, żyłeczka 0,12mm i maleńkie wobki do twitch`a, oraz 2cm wahadełko. Nic tylko mieć nadzieję, że te wpuszczaki nadal będą wychodzić do przynęt. I działa. Szybko wyjmuję dwa, ale ich nawet nie mierzę. Nie wiem czy mają 25cm. Chwilkę rzucam mikrojigami, gdyż z zacięciem nadal nie jest różowo. Najchętniej atakują wahadłówkę, ale jakby nie wiedzą, co potem zrobić, jak już prawie ją mają pysku. Ale na malutkie wabiki w ogóle brak reakcji. Woda ledwo płynie, płytka. Zakładam gumową żabkę. Błyskawicznie mam wyjście spod brzegu kropkowańca trochę większego niż te do tej pory, inaczej też ubarwionego. Czuję branie, ale nie udaje się ryby zaciąć, choć mam wrażanie, że się nie ukłuł. Rzucam wahadłówką, ale brak odzewu. Woblerek. Kilka rzutów i jest! Od razu czuję, że będą punkty, bo choć malizna, to zupełnie inny opór, niż te wcześniej. I zaliczam te aż 32cm 🙂 Rybka w zdecydowanie innej kondycji niż pozostałe i o innych też kolorkach.
Niezbyt dużo czasu do końca.
Aż do 12.00 łowię w podobny sposób. Wyjąłem w sumie pięć rybek, ale tylko ta na punkty. Z wahadełka znów pod kijem, bo jakże by inaczej, straciłem pstrążka bez wątpienia 30+ i jeszcze dwa, które mogły mieć to skromne 30cm.
Półtorej godziny przed zakończeniem szczęście w końcu blado, ale jednak uśmiecha się do Zygmunta, który stracił w holu dwa duże pstrągi.
Tymczasem trochę tylko później bardzo umocnił się Tomek. Doławia potokowca na 45cm.
A turę jak rozpoczął, tak kończy Robert. Doławia klenia.
Drugiego złowił jeszcze Marcin, ale ryba nie dała punktów. Gatunek ten kompletnie nie reagował na nic, choć na niższych odcinkach było ich sporo widać.
Do końca, przez ostatnie pół godziny już nic się nie zmieniło, choć Tommy stracił w holu niedużego ale punktowanego tęczaka. Tym razem zbyt mocny sprzęt nie pomógł.
Jak zawsze poprosiłem chętnych o krótkie komentarze.
Robert: Udało mi się rozpocząć turę punktowanym pstrągiem już w pierwszym rzucie, ryba minimalnie przekroczyła 30 cm. Będąc dzień wcześniej na treningu na jednego takiego stykowca musiałem przerzucić kilka jeśli nie kilkanaście krótkich ryb. W sobotę poświęciłem prawie cały dzień na dwa kilometry rzeki. Pozwoliło mi to namierzyć trzy zgrupowania potokowców z ostatniego zarybienia i to właśnie jedno z takich zgrupowań obrałem za cel na początku tury. Pół godziny obławiania przyniosło kilka krótkich ryb. Jako że widmo zera zażegnałem, a miejsce nie rokowało na nic lepszego niż ledwo wymiarowy pstrąg, postanowiłem zmienić taktykę i spróbować szczęścia z kleniami. Jak by nie patrzeć to jeden przyzwoity czterdziestak jakich w okolicy kręciło się sporo dałby tyle punktów co pięć wpuszczaków. Sprawa nie była prosta, bo prawie wszystkie klenie które obserwowałem pływały bez celu, nie żerując ani nie wykazując jakiejkolwiek agresji czy chociaż zaciekawienia podawanymi przynętami. Przez cztery godziny doczekałem się tylko dwóch odprowadzeń. Dopiero pod koniec tury czarną larwę ważki podaną na upatrzonego pod pysk zassał kleń 39 centymetrów. Narzekać na wynik nie będę, ale mam nadzieję że za miesiąc to już będzie inne łowienie.
Maciek: W poprzednich latach postanowiłem: nigdy więcej na lidze Raby muchowej i nie wiem co mnie podkusiło, żeby znowu igrać z losem. A w zasadzie wiem, wyniki swoje a przede wszystkim Jacka w ostatnich tygodniach i świadomość, że wpuszczono trochę ładnej ryby (dziękuję przy tym Rabianom za utrzymywanie na poziomie rybostanu jedynej rzeki w okolicy gdzie idzie złowić sensownego pstrąga). Tak więc przyjeżdżam na opaskę gdzie trening zdradził obecność ryb wyraźnie punktujących a tam przedszkole – wygląda, że wpuścili ryby z Czatkowic, to chyba są pstrągi. Większych ryb brak. Tak sobie myślę po fakcie, czy na fragmencie na którym spędziłem pierwszą część tury nie ma to związku z wiszącą na krzaku urwaną obrotówką. Ktoś tam chyba kłusuje…
Tomek: W związku z zawodami, które odbywały się dzisiaj na odcinku Dobczyce-Krzyworzeka łowiłem wyłącznie poniżej Krzyworzeki, jakkolwiek na odcinku muchowym. Normalnie, jak łowię na OS, to z reguły wyżej, ale co było robić…;) Być może było to błędem, gdyż pierwsza godzina była chyba najlepsza, a wtedy jeszcze można było ustawić się na całej długości OS. Łowiłem na streamera (głównie) i krótką nimfę (sporadycznie). Obie ryby na streamera i na dość płytkiej wodzie (druga na tzw. upatrzonego; trzy razy podałem mu pod nos, trzy razy zaatakował, ale dopiero za trzecim razem skutecznie). Ogólnie, ryba dzisiaj raczej mało aktywna, więc trzeba było kombinować…;)
Jacek: W związku z zaplanowanymi zawodami na Rabie i zamknięciem połowy odcinka muchowego moje plany na łowienie musiałem trochę zmodyfikować. Miałem tylko 80 minut by połowic na wytypowanym górnym odcinku. Na miejscu okazała się, że moje upatrzone miejsce zajął ktoś inny, zatem zszedłem ciut niżej. Najpierw decyzja by szybko przełowić wodę streamerem. Opłaciło się bo już po 20 minutach melduje się ładny pstrąg 40+ , który skusił się na pijawkę. Potem czas na nimfę. Brania tylko na skoczka na niewielką kremową nimfkę z flashem. Na prowadząca pomimo częstych zmian … nic. Kolejne 20 minut i kolejny pstrąg tym razem dużo mniejszy, ale ma te 31 cm. Minęło następne pół godziny i piorunujące branie na głębokim spowolnieniu. Pstrąg, prawdziwy kaban spiął się po kilku sekundach. Ponawiałem rzuty w tym samym miejscu kilka razy i udało się go sprowokować raz jeszcze tym razem udało się go szczęśliwie doprowadzić do podbieraka. Początkowo byłem pewny że to mój nowy PB i ma ponad 60 cm, ale szybkie mierzenie i wyszło niestety „tylko” 58 cm. Wybiła 8 i trzeba było zwolnić miejsce na zawody.
Na dolnym odcinku muchowym ryby już jakby słabiej żerowały. Kilka wyjętych niewymiarków i 4 porządne ryby które niestety zeszły z haka, w tym jedna poszła z muchami. Ryby do wyjęcia, bo jak potem się zorientowałem łowiłem na rozgiętym haku po braniu ostatniego kabana. Gratulacje dla wszystkich punktujących, a największe dla Tommiego za pierwszego punktującego szczupaka w lidze.(chyba…).
Bartek: Nie lubię Raby. Ale to już chyba wszyscy wiedzą… 🙂 Męczarnie nad tą rzeką zakończyłem wynikiem:
– 1 pstrążkiem 28cm
– 1 nadtrawionym okoniem zwróconym przez mojego pstrąga, gdy był już w podbieraku 🙂
– 7 lub 8 braniami, z czego 4 w ostatnie 30 min, z czego 2 naprawdę konkretne 🙂
– satysfakcją z podebrania pierwszego szczupaka w Lidze. Brawo Tommy!!!
– obserwacją wspaniałego ugięcia wędziska Tommiego podczas holu (prawdopodobnie) suma.
Gratulacje dla wszystkich punktujących!
Michał: U mnie walka zaczęła się już przed turą:) Jak się okazało miejsce startu na odcinku tarnowskim wybrał jeszcze Robert i Karol. Niektórzy by stwierdzili ale lipa, lecz w naszym przypadku jest możliwość pogadania i dalszej wymiany doświadczeń. Krótkie ustalenie kto gdzie idzie – Robert w górę ,ja do rynienki na środku Karol wędruje na wlew do dziury poniżej. Próbuję najpierw na muchę, szybko wyjmuję dwa pstrążki poniżej wymiaru i pechowo pod rząd urywam dwie nimfy. Po takim początku wyobrażam sobie jaki pogrom jest na górze. Postanowiłem nie sprawdzać co się dzieje na grupie. Po długiej stracie czasu schodzę do Karola obławiającego głęboki dołek na muchę mam pstrąga który spada. Po dłuższej rozmowie i wymianie przynęt postanawia pomachać spinningiem, okazuje się że łowimy z Karolem na te same wędki:). W trzecim przeturlaniu gumki mam branie i łowię pstrąga na 33cm. jak to bywa w takiej chwili w naszej zabawie jest luzzz, a że w tym roku nie mam ciśnienia na wynik (no może mam mniejsze), i się udało powalczyć z przyłowami w ostatnim czasie, postanawiam pozwiedzać odcinek tarnowski. Godzinkę później spotykamy się z Karolem koło samochodów i jedziemy razem niżej. Kolega poinstruował mnie gdzie jest meta kleniowa, taki bonus startowania w lidze, i jak to bywa najczęściej na takiej rzece poszliśmy w przeciwnych kierunkach. Zszedłem spory kawał wody najczęściej bezpłciowej równo płynącej płycizny, z kilkoma wymytymi dziurami, niektóre za małe inne z byt szybką wodą na siedzibę dla poważnej ryby. Na powrocie idąc 20m podmytym brzegiem zauważam dużego klenia i dwie brzany. Kleń ma niestety w poważaniu wszystko co mu pod nos podaję. Na powrocie (widzę że jestem sam) postanawiam zobaczyć wodę gdzie poszedł Karol. Omijam dwa miejsca, gdzie planuję połapać na powrocie. Pech chciał że z jednego wyjąłem potem potoka – grubaska na punkty i jak chciałem zrobić zdjęcie czas pokazał 12:07. Nagrywam filmik jak żywotna ryba wraca do domu. Okazuje się że i tak nie zmienił by mojej pozycji, o ile bym wcześniej w tym miejscu łowił. Bardzo przyjemna tura, chodź wynik nie powala, porównując odcinki tarnowski i krakowski jest między nimi przepaść jeżeli chodzi o ilość miejscówek dla bytowania pstrąga na korzyść wyższego odcinka. Jeszcze raz gratulację dla punktujących! A w szczególności Tommiemu:)
Wyniki tury
Nieobecni – Rafał, Weronika, Piotrek, Maciek Drugi, Grzesiek, oraz zerujący: Bartek, Marcin, Brandy, Mikołaj, Mateusz, Karol, Marcin Drugi, Jędrzej otrzymują po 17 pkt
I miejsce – 1 pkt – Jacek – 566 małych punktów [pstrągi 31, 44 i 58cm]
II miejsce – 2 pkt – Tomek – 348 małych punktów [pstrągi 41 i 45cm]
III miejsce – 3 pkt – Tommy – 291 małych punktów [szczupak 70cm]
IV miejsce – 4 pkt – Robert – 162 małe punkty [pstrąg 30cm, kleń 39cm]
V miejsce – 5 pkt – Michał – 64 małe punkty [pstrąg 33cm]
VI miejsce – 6 pkt – Adam – 53 małe punkty [pstrąg 32cm]
VII miejsce ex aequo – po 7,5 pkt – Maciek i Kuba – po 42 małe punkty [po pstrągu 31cm]
IX miejsce ex aequo – po 9,5 pkt – Krzysiek i Zygmunt – po 31 małych punktów [po pstrągu 30cm]
Klasyfikacja generalna:
Pierwsze miejsce utrzymał Krzysiek, choć miał rybę na styk. Jego przewaga jest nadal wyraźna, nie mniej dystans od następnych uczestników istotnie zmalał. 13,5 pkt – 869 małych punktów.
Na pozycji drugiej jest Robert, który awansował z piątego miejsca. 20,5 pkt – 285 małych punktów.
Z szóstego miejsca na trzecie wskoczyłem ja. Mam 23,5 pkt – 761 małych punktów.
Czwarte miejsce utrzymał Zygmunt, ale na to miejsce spadli zajmujący razem do tej pory drugi stopień – Mateusz i Marcin Drugi. Cała trójka ma po 24 pkt przy czym Marcin Drugi ma 408 małych punktów, Zygmunt 225 małych punktów, a Mateusz aż 897 małych punktów.
Tuż za nimi jest Jacek [awans z miejsca ósmego na siódme]. 24,5 pkt – 674 małe punkty.
Z trzeciej pozycji na ósmą spadł Bartek. Jego dorobek na ten moment to 26,5 pkt – 366 małych punktów.
Miejsce dziewiąte [spadek z siódmego] to Maciek. 27 pkt – 472 małe punkty.
Awans o dwa oczka zalicza Tomek i jest dziesiąty. Ma 29,5 pkt – 412 małych punktów.
Jedenasty jest Michał – tu bez zmian. 31 pkt – 92 małe punkty.
O jedno miejsce zalicza awans Tommy – zajmuje dwunastą lokatę. 37 pkt – 291 małych punktów.
Trzynasty jest Maciek Drugi – spadek z ósmego. 40,5 pkt – 108 małych punktów.
Miejsce czternaste jest także mocniej „obłożone”. Są tu razem Marcin [spadek z dziewiątej lokaty] i Kuba [awans z ostatniego miejsca]. Obaj mają po 41,5 pkt z tym, że Marcin ma 75 małych punktów, a Kuba 42 małe punkty.
Szesnaste miejsce należy do Mikołaja, który jest jak na razie ostatnią punktującą osobą w tegorocznej Lidze. Ma 42,5 pkt – 81 małych punktów.
Tabelę zamykają, zajmujący ex aequo siedemnaste miejsce: Rafał, Brandy, Weronika, Grzesiek, Jędrzej, Karol i Piotrek. Mają po 51 pkt. Nikt z nich na razie nie złowił ryby na punkty.
Na tę chwilę bardzo trudno wskazywać jakichś kandydatów do zwycięstwa. Na razie wszystko wskazuje na to, iż będzie bardzo zaciekła rywalizacja. W obecnej chwili, kiedy do końca jeszcze sześć tur, to każdy ma realne szanse wygrać Ligę. Różnice do miejsca 10-go są tak małe, że tam na dobrą sprawę rywalizacja zaczyna się na nowo. Będzie pasjonująco!
Paweł i Daria – właściciele szyldu Fishchaser, podobnie jak rok i dwa lata temu są naszymi sponsorami, za co bardzo, bardzo dziękuję. Tak jak w zeszłym roku, poza nagrodami na koniec ligi, są dodatkowe bonusy za największą rybę łososiowatą, największą okoniowatą i największą karpiowatą. Na tę chwilę wygląda to nader skromnie, gdyż na razie największy okoń ma 30cm [Mikołaj], największy kleń 39cm [Robert] i tylko pstrąg jest gruby – 58cm [Jacek]. Odnośnie łososiowatych, to nawet do końca roku wynik Jacka może nie zostać przeskoczony, nie mniej wierzę, iż pojawi się większy okoń, a na bank będą grubsze klenie, czy obserwując pozaligowe wyczyny Roberta – bolenie.