Okonie na dwa sposoby

Dziś będzie wpis z mocno zaniedbanego u mnie cyklu „o sposobach”. Wprawdzie Marek Szymański kiedyś, gdy jeszcze pracował w WŚ, napisał, że pisanie jak złowić duże ryby w dzisiejszych czasach jest zbrodnią [cyt. nie dosłowny], bo pozwala ludziom pazernym wykończyć to, co jeszcze pływa w wodzie. Pisał to w temacie sumów, ale da się to odnieść chyba do każdego gatunku i trudno się z tym nie zgodzić. Z drugiej strony o czym pisać? Ludzi głównie interesuje poznawanie sposobów, choć mniej ambitni woleliby po prostu, by im pokazać palcem gdzie mają rzucić wabik. Dlatego trochę przewrotnie daję ten tekst dopiero teraz, gdy obie metody są średnio skuteczne lub wcale, przynajmniej na zbiornikach gdzie łowię. Bo oba przedstawione w tym tekście sposoby sprawdzają się w zimnej porze roku. Mam nadzieję, że normalni, wypuszczający ryby wędkarze, szczególnie z mniejszym doświadczeniem coś się dowiedzą, a „pazerniactwo” zapomni o tym wpisie.

Czekałem z tym tekstem dwa sezony, gdyż chciałem potwierdzić pewne założenia. I potwierdziły się mimo dwóch różnych zim, jakie mieliśmy ostatnio [albo, że nie mieliśmy tej ostatniej:) ].

Od razu napiszę asekurancko, iż wydaje mi się, że nic szczególnie nowatorskiego tu nie znajdziecie, aczkolwiek i zdjęcia i tekst są dowodem, że nawet w tak strzaskanych wodach około krakowskich, da się złowić prawdziwego „garba”.

(fot. A.K.)

Jak wspomniałem, na zbiornikach w których mnie i kolegom się to wszystko sprawdza warto pochodzić za grubym okoniem tak od końca października do końca marca i potem jeszcze po tarle, czyli od mniej więcej połowy kwietnia do początku maja. W tym i w minionym sezonie dzięki braku lodu w zasadzie nie było przerwy. Z kolei umownie rzecz ujmując  – od maja do końca października, szczególnie moje podejście jest bardzo nieefektywne.

Może powiem trochę o akwenach. Oba są wodami zamkniętymi i jak na nasze realia dość dużymi. Różnią się tym, że jeden jest dość głęboki, a w drugim najgłębsze miejsca nie przekraczają 4-5m. Woda w tym głębszym jest bardzo przejrzysta, w tym płytszym wyraźnie mniej, co szczególnie da się dostrzec ze środków pływających. Dno obu jest mocno pofałdowane, aczkolwiek w jednym 2m skok jest nie lada przepaścią, w drugim 4-5m to norma. Jest jeszcze jedna różnica: w tym płytszym jest naprawdę niemało średnich i dużych okoni, w tym głębszym gatunek ten jest normalnie rzadki, ale wg mnie łatwiej tam złowić coś 40+.

Skupię się najpierw na miejscówkach. Niezależnie od gatunku ryb i typu łowiska, jeśli nie mamy miejsca z chociaż minimalnie wybijającą się obecnością ryb dużych, tylko sporadycznie i przypadkowo będziemy łowić okazy. Choćbyśmy nie wiem jakimi byli mistrzami. Taka jest prawda, że zielony jak trawa debiutant złowi piękną rybę, jeśli trafi na miejsce, gdzie one regularnie przebywają w danym czasie, a stary wyjadacz zejdzie raczej o kiju, jeśli takiego miejsca nie będzie znać…

Jak to wygląda w realu? W łowiskach, gdzie mam styczność z ładnymi okoniami da się wyróżnić miejscówki, tyle tylko, że to co się sprawdza na jednym akwenie, na drugim jest powtarzalne tylko po trale. I weźcie mnie zabijcie, ale nie wiem dlaczego tak jest.

W zbiorniku płytszym bankowymi miejscami są zbiorowiska drobnicy – myślę tu konkretnie o rybkach 3-4cm.  Być może dlatego sprawdza się tam kolegom ich patent, choć Paweł, który łowi jak ja też połowił w lutym – marcu tego roku, dużo ryb 35+ i jedną 40-kę, którą prezentowałem. Czyli trzeba podreptać, najlepiej  w dni bezwietrzne i słoneczne, gdy rybi drobiazg lubi się ogrzać, by zlokalizować te ławice. Dobrze obejść cały zbiornik, gdyż może się okazać, że to co znajdziemy w jednym miejscu i uznamy że to „to” [powiedzmy około 100 rybek], będzie niczym szczególnym w tym zbiorniku i w dalszych miejscach będą chmury rybek liczące setki, a może nawet tysiące maleństw. I to zdecydowanie te drugie miejsca są pod stałą kuratelą drapieżników.

W drugim zbiorniku znacznie ważniejsze jest ukształtowanie dna, być może dlatego, że ja przynajmniej, znalazłem w nim, w zimnym okresie tylko słownie dwa miejsca kumulacji małych 3-4cm rybek. W każdym razie tak jest, patrząc z brzegu – dodaję od razu, że wszystko w tym wpisie osiągamy bez wsparcia pływadeł. Można by uznać, iż tak mała ilość skupisk drobnicy daje gwarancję, że tu i tylko tu warto poświęcić czas i nie trzeba się rozrywać na kilkanaście miejscówek. No, nic z tego właśnie. O ile na jednym zbiorniku, mimo wielu skupisk drobnicy, często i bez wysiłku da się obserwować relatywnie bardzo częste ataki  dużych okoni, w tym drugim akwenie, mimo – jak napisałem – tylko dwóch miejscówek, sporadycznie cokolwiek się dzieje, a jeśli już, to sprawcami są najczęściej niewielkie szczupaki.

W zbiorniku, w którym łowię częściej, ryby znalazłem w dwóch miejscach:

– u samej podstawy ciągnącego się na kilkadziesiąt metrów wzdłuż brzegu, bardzo stromego spadu [około 1,5 -2m na kancie i 5-7m u podstawy]

– na odległym od brzegu o około 40m grzbiecie [dość długim i górującym nad samym dnem o około 4m – to akurat wiem z pływania na pontonie uczciwie mówiąc]; takich podłużnych grzbietów o dość stromych spadach jest tu wiele, a większość jest okropnie porośnięta roślinnością, a ten jeden jest dość łysy nawet latem i okonie chyba czują się tu pewniej bo rzadko mam obcinki w przeciwieństwie do grzbietów z licznym zielskiem

Sposób pierwszy – relatywnie ciężko i małe wabiki.

Sam tak nie łowię, aczkolwiek jest to bardzo skuteczne na tym płytszym zbiorniku. Koledzy stosują wszelkiego rodzaju ripperki/jaskółki do około 4 – 5cm na główkach po 2-3g. Jak zauważyłem, używają tak przeróżne warianty barwne, że tu chyba nie ma reguły, ale pewnie każdy z nich ma swój ulubiony kolor wabika. Łowi się tu na oko dość prosto i dynamicznie. Rzut i intuicyjnie oczywiście prowadzenie bliżej dan lub bliżej powierzchni, a często po prostu w pół wody. Myślę że ten sposób dlatego się sprawdza, gdyż okoni jest , jak powiedziałem dość dużo, a przynęta poruszająca się w połowie głębokości, gdy mamy maksymalnie 4m jest bez wątpienia zauważana przez ryby będące i przy dnie, i przy powierzchni. Gumka jak widzę skacze dość energicznie, jak na zimę, ale łowią.

(fot. Fishchaser)

Z gumek, które zapamiętałem, to były jaskółki Mikado Tsubane, Keitech Easy Shiner, mały Pintail Fishchaser, …. Wszystko do około 5cm.

Przez to, że często nie muszą rzucać daleko, a i powyższe gumki na 2-3g bez trudu lecą dość daleko, toteż znajomi stosują niekoniecznie najcieńsze plecionki i żyłki [częściej plecionki]. Także wędki nie zawsze charakteryzują się jakimiś skrajnie małymi gramaturami. Widziałem w ich rękach przy takim łowieniu i wędki do 15g.

Sposób drugi – bardzo lekko  i duże wabiki.

Łowię tak znacznie częściej, ale jak wspomniałem – dlatego, że częściej łowię w wodzie, gdzie okoni jest zwyczajnie bardzo mało, ale da się trafić byka, no i poza okresem zaraz po tarle, garbusy jakby niekoniecznie ściąga miejscówka z narybkiem. Najpierw sprzęt. Jeśli idzie o przynęty moim, jak na razie nie do przebicia faworytem jest fioletowy Pintail Fishchaser 9cm na…1g. Jego atut to niewiarygodna lotność gumy z takim obciążeniem oraz to, że przy łowieniu z wiatrem lub w warunkach bezwietrznych, daje się nim szorować po dnie i prawie nie zbiera nitek glonów. Mniej cenię, bo nie latają już tak daleko, a i bezkarnie nie czołgają się po dnie – Keitech Easy Shiner  7,5cm [też fiolet tyle, ze taki jaśniejszy], oraz Izumi Shad Tail 9cm – oba na gramaturze 1-2g.

(fot. A.K.)

Tu od razu powiem, że nie ma się co bać i hak nie musi wystawać w połowie korpusu. Co więcej – w powyższych wabikach długi haczyk ogranicza naturalną prace przynęt, niepotrzebnie je usztywniając. Przy moim zbrojeniu haczyk wystaje z przynęty z 1,5 – 2cm licząc od czubka głowy wabika i już okoń 30cm łyka to „po żołądek”. Trzecim typem przynęt są gumowe swimbait`y ale zbrojone tak, że wabik płynie jak flądra. Nie lecą daleko, ale ich praca w takiej postaci zadziwia – nimi dość zdecydowanie podszarpuję [perfekcyjnie udają konającą rybę].

(fot. A.K.)

Oczywiście część wabików ma inne barwy niż fiolet w który nie tyle wierzę, co w tym łowieniu jest  po prostu najbardziej skuteczny, ale wynika to z tego, że nie znalazłem ich fioletowych odpowiedników.

Reszta zestawu to w moim przypadku:

– szybki kijek do 5g [nie ma co stosować „flaków” bo jednak duży okoń ma na tyle silny uścisk szczęk, a dodając jeszcze często duży dystans i sporą głębokość – podobnie jak w przypadku sandaczy – nie zatniemy ich przesadnie delikatnym i „miękkim” sprzętem; straciłem w listopadzie i grudniu zeszłego roku na pewno trzy okonie w okolicach 40cm lub większe i kolejne dwa podejrzewam]

– plecionka – ja stosuję najcieńszego Varivasa 0,02mm [cieniutki sznurek jest niezbędny ze względu na konieczność dalekich rzutów, a wabik cudów nie waży]; gdyby stosować cieniutką żyłkę, którą i tak nie rzucimy za daleko [0,10mm jest pięć [!] razy grubsza niż moja plecionka], to działa ona jak kijek z gumy – jest kłopot z zacięciem

Łowię wyłącznie z dna. Pintail`em rzucam moim zestawem przy bezwietrznej aurze lekko 40m, uwielbiam łowić przy bardzo silnym wietrze zachodnim [choć akurat wtedy nie mogę łowić na „moim” podwodnym grzbiecie, bo bym rzucał pod wiatr; nie mniej na 1g przy bardzo silnych porywach Pintail leci i 70m. Daje to nieprawdopodobnie dużo przestrzeń do przeczesania. Oczywiście grubszym sprzętem też tyle rzucimy, ale wabikiem już pewnie na 8 – 10g, czyli okoniowi coś tam spadnie koło głowy jak…głaz.

Żeby była jasność – oczywiście gdy te ryby są w „ciągu” to żadnym dla nich wyczynem jest wpierniczyć w paszczę gumę i 15cm na 14g [na pływadle miewałem takie sytuacje]. Ale nie miejmy złudzeń: w listopadzie czy grudniu przytłaczającą większość czasu ryby te siedzą w swoich zakamarkach na dnie/tuż nad dnem]. Myślę że dla okonia jest wielką różnicą cmoknąć od niechcenia coś co waży [główka plus silikon] 3g, a co innego 15g. W każdym razie nie mam skubnięć, co zazwyczaj zrzucamy na to, że ryby słabo żerują. Jestem na stanowisku, że jak na 7m, 40m od brzegu coś skubnęło, to był to jakiś zabłąkany malec, bo po skubnięciach, te duże zawsze wiszą. Brania są też właśnie różne. Nie ma takich pośrednich, tylko albo mega strzał, albo takie sobie pyknięcie.

(fot. A.K.)

Czemu tak faworyzuję Pintail`a? Jeśli wiatr nie uderza nam w poprzek linki, lub wiatru nie ma, przy odrobinie skupienia, na napiętej plecionce da się wabik prowadzić po samym dnie, przy czym jego kształt jest tak fajny, że utrzymując stały kontakt z dnem, co na takim zestawie, jak wyżej jest w pełni możliwe, mamy lekko uniesioną głowę wabika i bardzo rzadko złapiemy jakiś kłaczek zielska, który okonia mocno zniechęca do ataku. To dlatego też zupełnie nie korzystam z najcieńszych nawet przyponów stalowych itp. Nie twierdzę, że mam rację, ale w tak subtelnym zestawie, jakakolwiek sztywność czy ciężar, nie pomaga. Zresztą wspomniałem – szczupaków na tym grzbiecie na szczęście bardzo mało i chyba stąd są tam za to „garby”.

(fot.A.K.)

Pracuję tym niezwykle wolno, niemrawo szurając wabikiem po dnie [wyjątkiem dość energicznie szarpany swimbait – flądra], co jakiś czas [dość często] opadając na nie. Sposób dla cierpliwych, ale skuteczny.

Nie ściemniając – nie mam feerii brań. Jeden porządny kontakt na wyjście jest typowym. Do tego 2-3 kontakty z rybami około 30cm. Nie liczę mniejszych, ale cudów nie ma. Dla odmiany na tym drugim akwenie,  znajomi mają i kilkanaście brań niemałych ryb w te 2-4 godziny.

(fot. M.K.)

Co do pory dnia. Świetne są poranne godziny, a potem tak od 14.00.

Co innego z aurą. Mamy z kolegami całkiem inne doświadczenia. Tam, gdzie tych ryb jest więcej, świetne są ponoć dni słoneczne i bezwietrzne zarazem. Na zbiorniku, który jest dla mnie bazową wodą wiem, że jak jest flauta, to najczęściej w ogóle zostanę bez kontaktu. Ja mam najwięcej brań przy silnym zachodnim wietrze, licznych ciemnych chmurach, ale też i silnym momentami słońcu. Gdy jest spokojnie, to wolę szarą zgniliznę na niebie i wokół. W moim wypadku istotne jest ciśnienie: zdecydowanie wyższe niż 980hPa [dla okolic Krakowa] prognozuje więcej brań, ale częściej ryb mniejszych. Może dlatego, że gdy okonie są aktywne, to wiadomo, że 30-ek jest więcej. Natomiast przy bardzo słabych braniach, jak już cokolwiek się skusi, to nierzadko cieszy oczy.

(fot. A.K.)

W moim wypadku ostatnim czasem, który jestem skłonny okoniom poświęcać jest krótki okres po tarle. Zazwyczaj ostatnie dwa tygodnie kwietnia. Czas ten ma takie plusy, że całkiem często w zeszłym roku łowiłem po nawet 3-4 ryby pod 40cm [najczęściej 37 – 38cm] w jednym miejscu, ale NIGDY nie złowiłem ani 40-ki, ani tym bardziej większego.  Minusem jest to, że szczególnie zaraz po tarle taki okoń mimo, że walczy nieźle, to jest strasznie wymizerowany i w niczym kompletnie nie przypomina ryby tej wielkości z listopada, czy marca.

(fot. A.K.)

Łowię je inaczej i  tylko na tym głębszym akwenie.  Tu łapię się, że to jakby połączenie obu powyższych wariantów, bo wabiki malutkie, a i gramatura symboliczna.

Zaczęło się od tego, ze jak w końcu trafiłem miejscówkę z drobnicą. Był początek kwietnia. Z rzadka przemykała jakaś wzdręga, ale, że naprawdę rzadko, to z nudów oglądałem te setki sreberek pod powierzchnią. Zauważyłem, że co jakiś czas któraś rybka nieruchomieje i powolutku opada w głąb, wzdłuż pionowego uskoku, znika  w ciemnej toni [u podstawy jest nawet do 7m]. I kiedyś z nudów na wzdręgowym sprzęcie, czyli taka sama plecionka jak wyżej tylko z kijkiem jakby z gumy, założyłem Keitecha, ale tego 5cm i na około 0,8g.

(fot. A.K.)

Leciał na tyle daleko, że przerzucałem krawędź uskoku. Dość długo toto opada do dna, a tam pracuję tym w zasadzie w miejscu, choć jeśli jest okoń, to atakuje w zasadzie od razu. Jeśli brania są w toni, to praktycznie zawsze mam ryby tuż nad lub tuz pod 30cm.

(fot. A.K.)

Tak jakby te większe żerowały wyłącznie z dna na tych małych, chyba umierających rybkach, które opadają wzdłuż ściany. Jak mam czas to rzucam za krawędź spadu dosłownie co metr dwa. Odnoszę wrażenie, iż zaraz po tarle okonie są tak zmęczone, że po pierwsze nie gonią ofiar, po drugie żarcie musi spaść gdzieś pod sam nos. Zdarzało mi się nie czuć brania, a przy próbie kolejnego, niemrawego podniesienia wabika, byłą miła niespodzianka.

(fot. A.K.)

I tyle. Nie jest to jakoś bardzo odkrywcze, ale działa.

Smutne jest to, że wciąż trzeba powtarzać o konieczności wypuszczania takich dużych ryb. Do niewielu to jednak trafia. Okoń ma pecha, bo trzeba przyznać – jest bardzo smaczny. Powiem tylko, że szkoda, że tak jest…

(fot. A.K.)

 

2 odpowiedzi

  1. Ciekawie jak zawsze! Muszę wypróbować takie sposobu zbrojenia swimbaitow 🙂 No i te relatywnie duże przynęty na lekkich główkach też na pewno wypróbuje, tylko opad będzie trwał i trwał na głębokich zbiornikach. Ale może to będzie strzał w 10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *