Przynęty boleniowe – przegląd wybranych

Tekst dotyczy mojej oceny boleniwoych przynęt, z kŧórymi zetknąłem się na przestrzeni ostatnich paru lat. Być może część z Was miała okazję się z nim zetknąć na jednym z portali – ten zamieszczony tutaj, został poszerzony o dość szczegółowy opis prowadzenia przedstawianych wabików.

Proszę też wybaczyć, że niektóre zdjęcia mają gorszą jakość [nieostre lub z analogowego aparatu sprzed lat, ale nie myślałem, że będą kiedyś przydatne], lecz lepszy taki dowód niż żaden. Ostatnia uwaga: ponieważ nie zawsze mam zdjęcie zbliżenia rybiej paszczy z przynętą, mam nadzieję, że spora ilość zdjęć jaka prezentuję, uczyni moje spostrzeżenia wiarygodnymi. Zrezygnowałem też ze zdjęć woblerów omawianych w tekście, a powszechnie dostępnych [np glook].

Poniżej, moja recenzja używanych przeze mnie przynęt na bolenie. Zaznaczam jednak trzy rzeczy:

  • wszystkie spostrzeżenia dotyczą łowienia w ciepłej porze roku [maj – sierpień]
  • poligonem jest górna Wisła
  • łowię w miejscach, gdzie powierzchnia wody jest wyraźnie „zmieszana”, ale omijam wszystkie „kotły” i typowo boleniowe kipiele o ile są łatwo dostępne – powodem jest to, że,  „przelatuje” przez nie setki przynęt i ryby na ogół wynoszą się z tych miejsc albo na żadne nie reagują, lub… przestawiają się na żerowanie w nocy

Nadal twierdzę, że boleń jest trudną rybą, pomimo, że regularnie je łowię. Gdyby było inaczej, to ten wspaniały gatunek podzieliłby, przynajmniej na tym odcinku Wisły los szczupaka, którego wyrośnięte osobniki, już dawno skończyły w garach i  na patelniach. A boleni i to tych większych – takich powyżej 7 dych jest dużo. Zgadzam się, że boleń jest wzrokowcem i to szczególnym, polega to jednak nie na jakiejś wybitnej pamięci, tylko [chyba] szczególnej wrażliwości oka na charakter pracy wabika. I w takie oględziny bolenie bawią się wyłącznie na odcinkach bardzo uczęszczanych. W dużych, dzikich rzekach, ze znikomą w porównaniu z naszymi wodami  presją [Cisa, Wołga], żeriechy i baliny [to rosyjska i węgierska nazwa gatunku], łowi się na standardowe przynęty w ilościach dla nas niewyobrażalnych. Oglądałem kilka amatorskich filmików z różnych pór roku, właśnie z nad Cisy, gdzie facet wyjmował bolki – fakt, że takie do 50cm – taśmowo jak okonie i to nawet nie w każdym rzucie, tylko w każdym „wsadzeniu” woblera do wody. Miał odwinięte ze 3m żyłki i nawet nie zarzucał. W Rosji wręcz modne jest łowienie boleni na cykady. Wyniki jak widziałem potrafią oszołomić. U nas na cykadę wyniki mam kiepskie. Nawet cykada Pokutyckiego, którą uważam za najlepszą na rynku wśród cykad, polecana często na rapy, moim zdaniem jest raczej zawodna na ten gatunek. Wielokrotnie z kolegą, łowiliśmy w tym samym miejscu tę samą – bez wątpliwości – rybę w odstępach 3-4 dni i  na te same przynęty. Więc „wzrokowość“ bolenia związana jest moim zdaniem z właściwie dobraną i co ważniejsze chyba, właściwie poprowadzoną przynętą. Poza tym jest to ryba bardzo przywiązana w danej porze roku do swojej miejscówki. Oczywiście, przypadkowo i w naszych, nawet mocno „zbronowanych” wodach można złowić bolenia na typowe przynęty. Miałem wiele takich sytuacji:

  • paproch na 2g główce, podbijany lekko nad dnem za okoniem [to raczej w jesieni]
  • najbardziej typowe z typowych gum [5-7cm kopyta i twistery], czasami flakowato toczące się po dnie
Ok.2,5kg na ripperek wleczony po dnie (fot:D.S.)
  •  najmniejsze wirówki Wrta – tu to nawet nierzadkie przypadki
Sześćdziesiątka na 2g wiróweczkę (fot:A.K.)
  •  cykady –moim zdaniem słaba przynęta na bolenia latem, ale bywa, że jakiś się skusi
Mój pierwszy w życiu boleń na 12g cykadę (fot:A.K.)
  •  zupełnie nieboleniowe wahadłówki i typowe woblery [raczej przy brudnej wodzie]
Nieco ponad półmetrowa sztuka na wahadłówkę (fot:A.K.)

Zanim przejdę do sedna, pozwolę sobie na jeszcze jedną dygresję. Otóż domyślam się, podkreślam, że to rodzaj podejrzenia, iż bolenie znacznie częściej niż nam się zdaje łapią nasze spokojnie prowadzone gumy, a robią to tak w „tempo”, że tego nasz sprzęt nie rejestruje, i wypluwają np. twister, stwierdzając, że jest to niejadalne. Miałem dwukrotnie zdarzenie sugerujące taką sytuację. Bolenie, pamiętam je dobrze – 56 i 64cm zupełnie niewyczuwalnie zassały, w jednym przypadku 5cm Mans`a na 5g, w drugim gumę knight – tę średnią na 10g, i przepuściły niewielkie przynęty przez skrzela, podobnie jak to robi większość karpiowatych, gdy żeruje „niedrapieżnie” i gdy mały a niejadalny kąsek jest wyrzucany pod pokrywami skrzelowymi. W obu przypadkach żyłka biegła przez pysk, dalej na zewnątrz pod pokrywą skrzelową., a ryby były zapięte na zewnątrz: pod płetwę piersiową i za bok głowy. Jedno branie było w połowie dość głębokiej około 3m toni, a drugie z samego dna…

Produkcja wielkoseryjna

Rozpoczynając przegląd przynęt, na pierwszy ogień wezmę te, wielkoseryjne produkcje. Generalnie są moim zdaniem słabe. Sam mam zawsze, takie pojawiające się nowinki ale bardziej z ciekawości je kupuję niż z nadzieją, bo w większości przypadków powielają błędy. Należą do nich:

  • kiepskie wyważenie – większość modeli ”nie trzyma” stałej pozycji w locie
  • są na ogół bardzo podatne na powiewy wiatru [wynika to chyba z tego, że większość ma spore stery]
  • wszystkie mają tępą, sztywną akcję, a jest to wynikiem zdecydowanie za wielkich sterów [powinny być krótsze lub węższe] – nie mam pojęcia, dlaczego ktoś jeszcze w tych firmach na to nie wpadł – łowienie na plecionki, szczególnie pod prąd, eliminuje dla mnie te woblery
  • i to, co jest plusem dla niektórych, a dla mnie wadą – masowa produkcja – każdy może go mieć…
  • lecą zdecydowanie bliżej niż wyselekcjonowane rękodzieła, a ma to często duże znaczenie, tym większe im większa rzeka
Prawie 80-ka prezentowana przez mojego ojca – taki boleń rzadko nabierze się na standardowe wabiki (fot:A.K.)

Do powyższej grupy zaliczę głównie thrill`a, boleniowe Sieki – w tych na dodatek spore stery łatwo wypadają, czy Glooka [ten ostatni jest świetnym morskim woblerem, a i na bolenie jest całkiem niezły, o ile bardzo precyzyjnie spiłuje się ster, by był węższy, ze szczególnym uwzględnieniem 2-3mm na granicy z korpusem – nie chciało mi się tak bawić z thrill`em, więc nie wiem czy by poskutkowało. Te krytyczne uwagi nie eliminują tych przynęt, bo sam na nie złowiłem bolenie i to nie raz, ale uważam, że stosowanie ich, to dodatkowe utrudnianie sobie i tak niełatwego zadania. Jako przykład podam dni między 10 a 15 maja 2011r, kiedy ekipa WMH [Wędkarstwo Moje Hobby] kręciła film pt. Wiślana opowieść, m. in. na „moim“ ulubionym fragmencie – płyta została dołączona do wrześniowego lub październikowego numeru czasopisma. Łowiłem przy nich dwukrotnie. Oni w trójkę nie złowili bolenia. Ja miałem 4 sztuki od 60 do 67cm. Różniły nas głównie przynęty: łowili [zapewne w celu reklamowym [to bynajmniej nie zarzut, bo to ich praca] na thrille. Mój kumpel obserwował ich codziennie – mieszka tam i potwierdził raczej słabe wyniki w boleniach. Z filmu wynika, że mięli w rękach 3 czy 4 ryby tego gatunku…

Chcąc mieć styczność z takimi sztukami, zdecydowanie rezygnuję z tego, co powszechnie dostaniemy w sklepach (fot:A.K.)

Przynęty specjalnego przeznaczenia

Tu powiem parę zdań o przynętach, może nie na każdą okazję i miejsce ale skutecznych w szczególnych sytuacjach.

Od dołu: najmniejszy knight, „gruntowy“ brzydal i Siek Siga 0 (fot:A.K.)
  1.  Guma knigt – najmniejszy rozmiar.

Wybierając jedyny wabik na rapy, zdecydowanie stawiam na woblery bezsterowe, potem woblery ze sterem a na końcu gumy. Nie mniej jest jedna sytuacja gdy knight i to ten najmniejszy sprawdza się. Myślę o szybko wzbierającej wodzie – tak jest często poniżej progów wodnych – woda nadal jest czysta, ale podnosi się o np. 1m. Toczy się wtedy bystro, po na ogół suchych, otoczakowych plażach, często z kępami traw, które twardo znoszą takie wahania w środowisku. Właśnie im bardziej wygrzbiecona taka plaża i im więcej ma takich kęp, tym lepiej. Ważne by prąd wody był dość silny. Zdecydowana większość  najmniejszych ryb chowa się w rejonie tych traw, a bolenie urządzają sobie tam wycieczki lub stoją między kępami jak pstrągi w potoku, głowami pod prąd albo niespokojnie opływają taki teren wokół. Zwykle jest ich sporo, tyle, że to na ogół ryby w granicach 50cm. Ale w tych warunkach można liczyć na więcej brań w dość krótkim czasie. Jest to łatwe łowienie, bo akurat nie zauważyłem by ściąganie wabika pod prąd w tym przypadku przynosiło gorsze efekty. Najlepiej szybko przeciągać gumę w skos, lekko pod prąd, między i nad trawami. Tak niewielka gumka z jednym hakiem u góry, zwinnie przemyka w zielsku, nie łapie liści, a ze względu na to, że nie trzeba daleko rzucać, ma tę odmienność, że jest na ogół dużo mniejsza niż woblery naszych kolegów wokół, choć nie demonizuję rozmiaru. Np. nie do końca zgadzam się ze stwierdzeniem, że około czerwca boleń przestawia się na maleńkie iskierki choć przyznam, że pierwszą w życiu 70-kę złowiłem na tę gumeczkę. Wracając do gumy – jedyny kłopot, to fakt, że czasami mam problem dostać 5-7g główkę [bo takie stosuję w tym łowieniu] na dużym ale zarazem krótkim haku. Korpus najmniejszego knight`a jest bardzo krótki. Polecam tylko biały. Pozostałe warianty kolorystyczne są mało „zjadliwe” w przypadku tej przynęty.

Bolek na najmniejszego knighta – widać zalane trawy (fot:A.K.)
  1.  „ Brzydal” i Siek – model siga 0.

Nie wiem, czy uwierzycie, ale łowię bolenie na spinning i jakby z gruntu za razem. Warunkiem jest miejsce: musi to być silny nurt o powtarzalnym lub stałym rytmie przepływu wody. Oczywiście muszą w takim miejscu bić bolenie. Najlepiej nadają się cyple opasek wysunięte w koryto rzeki, „półwyspy” w ujściach małych rzeczek czy kanałów, szczególnie gdy towarzyszy im silny spadek dna. Bywają pory dnia, że rapy biją bardzo blisko brzegu w miejscach, gdzie nie da się im podać przynęty z dużej odległości. Wstawiam wtedy dolnik kija między kamienie lub siatkę mocującą opaskę – ważne by wędka była pewnie osadzona i nachylona do wody pod kątem około 45 stopni. Hamulec zakręcony na 90% wytrzymałości plecionki – tylko plecionki, żyłka raczej zawiedzie swoją elastycznością. W zależności od nurtu i miejsca, od szczytówki do przynęty jest 3-7m linki. Cała sztuka, by tak „postawić” wobler aby napierający nurt nie znosił go pod brzeg, a zarazem w miarę napinał plecionkę, by tylko niewielka jej część od strony przynęty, leżała na wodzie. Potem pozostaje nam już tylko zasiąść wygodnie obok, raczej nie rzucając się w oczy [to jedyna sytuacja gdy łowiąc rapy, maskuję się] i można coś spróbować zjeść. Zapewniam, że pobicie, na tak krótkim „dyszlu” potrafi oszołomić mimo, że nie trzymamy kija w ręce. I tu trafiają się cieńkie bolki jak i już całkiem ładne ryby. Najważniejsze są jednak przynęty. Fenomenalny do takiego wędkowania jest biały Siek siga 0 – o neutralnej wyporności. Ten dość duży ster w woblerze, czyni go stabilnym, a napierający prąd, z łatwością napina plecionkę. Drugim, doskonałym na takie łowienie woblerem jest „brzydal”. Tak nazywamy te przynęty z kolegami. Nie pamiętam już kto je robił – dość dawno temu zakupiliśmy większą ilość przez internet i mamy do dziś, tym bardziej – to wielki plus boleniowych przynęt – rzadko się je rwie. Są one na ogół wolno tonące, choć trafiają się egzemplarze pływające, a najważniejsze jest to, że nie ma dwóch takich samych.  Ich akcja jest ledwo widoczna i prawie niewyczuwalna. Ze względu na małą masę lecą blisko, ale w tym przypadku, nie ma to znaczenia. Silny prąd, dość często za bardzo rzuca tym woblerem, więc w zależności od potrzeby, dociążam je ołowianą taśmą na kotwicy brzusznej i jeśli jest konieczność na tylnej ale w obu przypadkach ilość ołowiu jest symboliczna.

(Fot:A.K.)
Dwie sześćdziesiątki złowione na spinning „gruntowy“ (fot:A.K.)
  1.  Wyrób własny.

To zrobiony dawno temu [chyba w 2002r] woblerek. Mam go do dziś. Na oko przypomina typową „uklejkę“. Jest jednak wyważony w taki sposób, że wpadając do wody leciutko pochyla się przodem w kierunku dna [to dlatego ma tylko jedną kotwicę i śrucinę na krótkiej żyłce pod brzuchem] i bardzo wolno tonie. Łowię nim tylko z prądem i wyłącznie w miejscach, gdzie wiem, albo widać, gdzie woda przelewa się nad przeszkodą [duża kłoda, mielizna, przelew], mocno pieniąc, by po pokonaniu przeszkody szybko się uspokajać. W miejscu gdzie woda zaczyna płynąć spokojnie jest zwykle o przynajmniej metr głębiej niż wyżej. Dość trudno znaleźć takie miejsca. Rzucam na granicę, gdzie jest kulminacja najsilniejszego nurtu i bardzo szybko ściągam tę przynętę przez około 3-5m, po czym pozwalam przynęcie spływać własnym rytmem. Nawet nie napinam linki [tu żyłka też się sprawdza] by nie zakłócać naturalnego spływu. „Na oko“ zwijam tylko nadmiar, by łatwo było zaciąć. Branie jest bardzo lekko odczuwalnym pyknięciem. Ten sposób sprawdził mi się na przestrzeni kilku lat, szczególnie przy silnych spadkach temperatury latem.

Wobler własnej produkcji (fot:A.K.)

 

Pewniaki

Druga liga – Gusman, Spirit, Colship, wobler Krzyszczyka, guma knight – duża.

Są to przynęty bardzo dobre, mające jednak, jak dla mnie kilka mankamentów, powodujących, że ich skuteczność jest nie co mniejsza niż mogła by być.

Od lewej: Gusman, Colship, wobler T.Krzyszczyka, największy knight i Spirit (fot:A.K.)

Zarówno Gusman jak i Spirit nie lecą bardzo daleko; na grubszych linkach, bądź żyłkach rzuty są za krótkie. Oba woblery można dociążać, z tym, że przeciążony Gusman gubi fenomenalną, migotliwą akcję, kiedy się go zatrzyma. Spirit znosi taki zabieg dobrze i leci daleko. Jego wadą są za to słabe stery – to właściwie jednorazowce w spotkaniu z grubym boleniem. Gusman słabo też radzi sobie ściągany pod silny prąd, działa dla odmiany tam, gdzie nie trzeba za szybko kręcić, a boleń wymaga większej finezji w pracy przynęty. Pewną przewagą Gusmana jest jakby zapomnienie tego woblera, a Spiritem dziś rzuca wielu. Oba woblery są też drogie.

Zgrabna sztuka złowiona na Gusmana (fot:A.K.)
Paweł dużą część swych grubych boleni w zeszłym roku złowił na wobler Spirit (fot:P.K.)

Colship, to trochę inna bajka. Jest to bezsterowiec o niezłych osiągach w długości lotu, dociążony, co w jego przypadku nie wpływa negatywnie na akcję – fruwa ekstremalnie daleko. Ma dla mnie trzy wady:

  • jest wybitnym powierzchniowcem – ciężko go prezentować głębiej
  • wolniej prowadzony lub zatrzymywany, wychyla się przesadnie
  • nie lubi silnego nurtu – wykłada się na boki, chyba, że zakładamy bardzo wolne, jak na rapy ściąganie przynęty
Sztuka złowiona colshipem (fot:A.K.)

Guma knigt – największy model 8 cm, jest naprawdę jedyną gumą jaką stosuję regularnie na bolenie. Jak na gumę leci w miarę daleko, choć cudów tu nie ma. Jest dość ufnie atakowana przez rapy ale w miejscach o silnej presji, niestety za sam ogon… Boczne „skrzydełka” trzeba przyciąć do minimum, bo przynęta trzęsie się niezbyt naturalnie, poza tym opór jaki stawia szybko ściągana, powoduje silne skręcanie się plecionki i w końcu supeł. Dość łatwo prezentować ją na większych głębokościach, nie tracąc nic z pracy. Jest tania, jak to guma.

73cm na dużego knighta (fot:A.K.)

Wobler Krzyszczyka – kilka odmian ze sterem. Ja mam dwa: chodzące głębiej i bliżej powierzchni. Przynęty te fantastycznie trzymają się nawet w silnym nurcie. Nie biją przy tym jak zwariowane na boki. Nie są zbyt często stosowane, przynajmniej rzadko je widzę w rekach wędkarzy. Są dość duże, co uważam za wielki plus. Minus jest w zasadzie jeden – ich zasięg nie jest zbyt duży w stosunku do tego czego oczekuję od woblera na bolenie. Dla mnie to trochę pechowe przynęty, bo z nich spadło mi najwięcej rap, które i tak w porównaniu z innymi rybami, nieczęsto się spinają. Nie mniej, między mniejszymi rybami, zaliczyłem nimi sztukę 75cm.

75cm na wobler Krzyszczyka (fot:A.K.)

Tarnus, Siudak, Warciak – „przecinak”, czyli to, co warto mieć zawsze.

Od dołu: Warciak – przecinak, Siudak, Tarnus i Tarnus XXL (fot:A.K.)

Jak dla mnie woblery bez wad. Sprawdziły się zarówno w szybkich jak i wolnych nurtach. Do ich największych zalet należy:

  • doskonała imitacja ruchu ryb na które boleń poluje
  • świetna, prosta  kolorystyka, bez udziwnień
  • doskonała lotność
  • zachowanie charakterystycznej pracy w szybkim jak i wolnym prowadzeniu
  • wszystkie super lusterkują, „postawione” w opadzie, choć każdy robi to inaczej
  • radzą sobie z każdym kierunkiem nurtu [nieznacznie odstaje tu tarnus – szybko ściągany pod prąd wykłada się nieznacznie, ale jak dla mnie jest najbardziej uniwersalnym woblerem na bolenia,  także skutecznym na rapy w późnej porze roku, ale to opowieść na inną okazję]
  • można je dociążać do woli, nie tracą nic z pracy, a lecą jeszcze dalej
  • świetne wyważenie [z wyjątkiem największych Warciaków]
  • są duże, a takie przynęty atakują większe bolenie [mój największy tarnus ma 17 cm i  jest bardzo łowny, a najmniejszy boleń jaki go zaatakował i  którego wyjąłem, miał 67cm]

Tarnus od początku trzyma poziom. Siudak oryginalny, jest już praktycznie nie do dostania – mam jeden, ostatni egzemplarz. Warciaki – „przecinaki“, jak je nazywam, niestety nie są już tak powtarzalne jak kiedyś. Pomijam fakt, że na zrealizowanie zamówienia, czeka się wieki, to niestety moje i kolegów doświadczenia są takie, że na kilkanaście sztuk, zaledwie kilka jest tak dobrych jak te dawne. Najczęstsza wada to niewyważenie, a co za tym idzie słaba praca – kładą się na bok.  I przyginanie oczka nic nie daje. Największy model, jakkolwiek napaliłem się na niego – jest totalną pomyłką, Trudno go nawet sensownie dociążyć. I tak fika koziołki, a na kilka modeli jakie kupiłem wszystkie są właśnie takie. Nie wiem, może miałem pecha.

Tarnus na zdjęciu ma 8cm – można policzyć ile miał boleń (fot:A.K.)
Grubo ponad 70cm na siudaka (fot:A.K.)
„Przecinak“ ledwo wystaje z paszczy prawie 80cm rapy (fot:A.K.)

Nadmienię jeszcze, że najmniejsze tarnusy, jak i małe siudakopodobne woblery, nie sprawdziły mi się na bolenia, za to w pewnych okresach i miejscach były rewelacyjne na klenie, tyle, że przynętę sprowadzało się nad stanowiska ryb i tam na chwilę zawisało nią w toni.

Podsumowując, mam jeszcze kilka uwag:

  •  o ile łatwo opisać sprzęt, łowisko czy charakter ryby, to strasznie kłopotliwe staje się przedstawienie, prowadzenia wabika. Jeszcze trudniej zrobić to w sposób jasny i nie nudny zarazem. W podaniu i prowadzeniu przynęty jest tak wiele kłopotliwych do uchwycenia i obrazowego opisania niuansów, że zazwyczaj większość ludzi pobieżnie traktuje ten problem, a jest on trzecim, decydującym o sukcesie czynnikiem obok doboru przynęty i łowiska. W przypadku bolenia, ten ostatni składnik ma chyba większe znaczenie niż dla innych gatunków, szczególnie w miejscach obleganych.

Po pierwsze, rzeczy, których się wystrzegam:

–  prowadzenia przynęty pod prąd – to najprostsze rozwiązanie, preferowane albo dlatego, że w danym miejscu bardzo trudno inaczej prowadzić przynętę, albo ze względu na lepszą kontrolę i lepiej wyczuwalną pracę przynęty, szczególnie jak jest nią bezsterowy wobler

–  przecinania nurtów pod kątem prostym – ryby tak raczej nie pływają

To co sprzyja dobremu wynikowi, to ściąganie przynęty z prądem, pod niewielkim kontem do danej smugi nurtowej, tak by ją przeciąć, a prędkość wabika powinna być nieznacznie tyko większa niż tempo płynącej rzeki.

W miejscach mocno obleganych, gdzie dziennie ryby oglądają mnóstwo błystek, gum czy innych przynęt, ogromnym atutem jest długość rzutu. Nawet jeśli rzeka nie jest ekstremalnie szeroka, ale widzimy, że przeciętny wędkarz jest w stanie dorzucić, dajmy na to – 20m od przeciwnego brzegu, to posyłając wabik 10m dalej mamy zdecydowanie większe szanse. Bolenie bardzo szybko się uczą i w danym miejscu niechętnie atakują wabik uciekający w środek rzeki, jeśli start przynęty znajduje się w miejscu x, a o wiele chętnie jeśli w miejscu x +np.15m w stronę przeciwległego brzegu. Drugim sposobem, wynikającym z obserwacji, jest zatrzymanie przynęty na sekundę dwie, przed przecięciem danej smugi nurtowej. Bolenie „obsiadają” takie miejsca i czyhają na spływające, szczególnie od środka koryta rzeki w stronę brzegu rybki, które bardzo często, jakby wahając się, przystają na sekundę, zanim zdecydują się przeciąć silny nurt. Właśnie w tym momencie rapy bardzo zdecydowanie atakują.

Co do prędkości prowadzenia przynęty. Jak pisałem wyżej, staram się to robić nieznacznie szybciej niż nurt w danym miejscu, aczkolwiek robię odstępstwa. Przynęty małe –  gumy i woblery, prowadzę raczej szybko, niezależnie od kierunku nurtu. Wirówki [najmniejsze rozmiary], których używam bardzo rzadko [głównie w maju na płyciznach i czerwcu – tu już wszędzie, gdzie boleń się pokazuje], prowadzę dla odmiany bardzo, bardzo wolno i jeśli to duża rzeka, to możliwie blisko dna. Woblery typu siudak same z siebie wymuszają dość żywe ich prowadzenie, z wyjątkiem łowienia w opadzie, ale to trochę inny temat łowienia rap. Tarnusy itp. wabiki mnie sprawdzają się głównie przy powolnym jak na ten gatunek ryb zwijaniu żyłki.

Jeszcze jedno: duże bolenie w większych rzekach mają szczególne upodobania do stałych miejscówek – dużych „plam” jakby stojącego nurtu, między bystrym prądem. Ich obrys widać gołym okiem i takie miejscówki mają w danej porze roku i przy w miarę stabilnej wodzie względnie stały kształt. Rzucając w takie miejsce dobrze jak przynęta mocno ciapnie o powierzchnię. Zdecydowanie, nie straszy to rapy, a w ręcz przeciwnie, wyzwala agresję, choć nie wiem czy podyktowaną wyłącznie głodem. Ciche podanie przynęty polecam raczej w pobliżu brzegu, gdzie ryby na ogół nie eksponują swojej obecności bardzo widowiskowymi spławami.

  • dociążam woblery wg schematu: na kotwiczkę brzuszną daję o około 2g mniej niż na ogonową [nie będę się rozpisywał o szczegółach]
  • przesunięcie kotwicy brzusznej do tyłu, zwłaszcza w większych woblerach, co czasami ma miejsce, skutkuje większą ilością pustych pobić – ja 2/3 ryb mam zapięte za przednią kotwice, co świadczy o tym, że boleń atakuje od dołu i od przodu zarazem lub z boku, stąd tak gwałtownie czujemy to na kiju
  • zawsze wymieniam kotwice na Ownera – miałem zbyt wiele strat grubych rap z powodu słabości tego elementu
Szczęki około 6-7kg rapy, dają radę naprawdę potężnym kotwicom (fot:A.K.)

Na koniec ostatnia uwaga: dla mnie dobra przynęta, to taka, na którą przez 2-3 sezony złowię kilkadziesiąt rap. Dlatego nie mam jeszcze ostatecznej opinii o np. uklei RH, bo testuję ją dopiero od tego roku.

Więcej o moich spostrzeżeniach na temat boleni w majowym numerze Wędkarskiego Świata z 2010r.

To co lubimy najbardziej – zacięcie… (fot:A.K.)
…walka… (fot:A.K.)
…pamiątkowa fotka (fot:A.K.)

14 odpowiedzi

  1. Cześć.
    Dzięki za super napisany tekst a nawet dwa ten drugi z Wędkarskiego Świata 06.2013.
    Mam w związku z wymienionymi tekstami pytanie. Piszesz w obu o łowieniu na tarnusy. Kupiłem ten wobler i trochę nie wiem jak go prowadzić i wyważyć. Tzn. widzę że tarnus ładnie migocze w opadzie natomiast ściągany szybko uciekam do powierzchni. Czy w wyważeniu chodzi tylko oto aby ściągany z prądem nie opadał za szybko do dna? Łowię głównie na kamiennych opaskach w Warszawie, i nie do końca wiem jak poprowadzić tarnusa wzdłuż brzegu z prądem gdyż zdaje mi się że on w ogóle nie pracuje. Z góry dzięki za rady.

    btw. bardzo podoba mi się ten blog, zarówno pod względem merytorycznym jak i „lekkości pióra”, jednak mam sugestię czy nie myślałeś o tym żeby uruchomić na nim feeder RSS, w WordPressie są do tego wtyczki (jakby co mogę posłużyć radą jak to zrobić).

    Pozdrawiam
    Paweł

    1. Fajnie, że się podoba.
      Zacznę od końca: co da uruchomienie feeder RSS? Jestem totalnym humanistą i stronę obsługuje mi od tej strony znajomy z Niemiec.
      Co do tarnusa. Ja łowię głównie, choć nie tylko w pobliżu progów na Wiśle, a to są najbardziej okupowane fragmenty ale i chyba najłatwiejsze na bolka. Inaczej dociążam tarnusy na wodę spokojną, a inaczej na ostrą. Zazwyczaj na wodzie spokojnej [jak na bolenia] trzeba daleko rzucać. Wtedy przynętę dociążam: na oko owijam kotwicę ogonową 4g ołowiu [zwykła taśma, choć ładniej wygląda ołów w grubej „nici” do przynęt muszkarskich] i o około 1-2g mniej na brzuszną.[Trzeba to uwzględnić przy tolerancji ciężaru wyrzutu kija]. Leci dalej, nie koziołkuje i przy szybszym prowadzeniu pod prąd nie wykłada się tak łatwo na bok – jedyna większa wada tego woblera. Unikam w ogóle opcji łowienia pod prąd, bo tak łowi większość. Nie ma to znaczenia na dzikiej wodzie, ale tam, gdzie wiele osób – już tak. Na ostrej wodzie w zasadzie zawsze łowię z prądem. Bolki widzą tam słabiej jeśli żerują w nurcie i nie trzeba rzucać z tak daleko. Wtedy dociążam tak by prowadząc tarnusa tylko ciut szybciej niż płynie woda, nie wyskakiwał zanadto na powierzchnię, tylko szedł tuż pod nią. To trzeba ustawiać na dane miejsce i daną wodę. Ja mam zwykle dwa modele: jeden dociążony na szybki nurt i jeden na wolny. Przesadnie przeciążony tarnus nie jest taki zły. Są dni gdy rapy polują ale w toni. Wystarczy, że przynęta idzie normalnym, powierzchniowym tempem ale pół metra pod wodą. To wbrew pozorom niełatwo osiągnąć, a brań potrafi zadziwiająco przybyć.
      Co do miejsc. Rzadko łowię na opaskach. Raczej przy przyborze, takim nie bardzo dużym. I szczerze powiem, że akurat w takim łowieniu lepiej sprawdzają mi się inne przynęty. Łatwiej na pewno zaczaić się na bolenia punktowo bijącego na opasce z postawionym jakimś niepozornym woblerem o skromnej akcji – oczywiście trzeba wtedy łowić pod prąd. Chyba, że widać kilka bijących ryb na przestrzeni powiedzmy 100-200m brzegu i nie dalej niż 20-30m od niego. To można próbować długich rzutów pod prąd [wobler upada jakieś 15m od brzegu – zależy też od głębokości] i próbować szybkiego ściągania, lub nieznacznie szybszego niż płynie woda. Każdego typu wody trzeba się nauczyć. Nie ściemniając, ja wyspecjalizowałem się w boleniach z dużych rozlewisk z niezbyt głęboką i dość szybką wodą. Łowię je zazwyczaj z dużych odległości – nawet 70m.
      Adam

  2. Dzięki za wyczerpującą odpowiedź.
    Moje eksperymenty z wyważeniem tarnusa na kamienistej opasce skończyłem jego urwaniem ;-/ na własne życzenie.

    Co do RSS to jestem gapa. Ty masz już rss feeder tutaj: https://wedkarskiewakacje.pl/feed/. RSS feed to jest takie coś co ułatwia życie ludziom w nadążaniu za blogami które im się podobają. Do „nadążania” służą czytniki RSS np.: Google Reader, Feedly itd. dodajesz subskrypcję danego kanału do wybranego czytnika i rano przy kawie zamiast sprawdzać kilkadziesiąt ulubionych blogów/stron itd. otwierasz jedną aplikację która robi to za ciebie ściągając nowe tematy. Jak posiadasz podobną aplikację w smartfonie to klikasz sobie które artykuły zachować na później i masz co czytać w drodze do pracy.

  3. Taka oto przygoda dziś na tarnusa 10cm prowadzonego z prądem na Warszawskiej opasce trafił mi się niestety sum:-/ na oko około 180cm, nie mierzyłem chciałem mu wyjąć wobler z pyska jak był jeszcze w wodzie po 45 min walki, miałem kijek do 30g który zwinął się do rękojeści i stosunkowo grubą plecionkę 0.15, jak leżał w płytkiej wodzie przy brzegu, łbem na piasku złapałem za plecionkę 30cm powyżej a on szarpnął łbem i ukradł woblera… do tej pory jestem w szoku. Odpuszczam miejscówkę do lipca.
    Czyli moje wyniki na boleniowe tarnusy to jedne zaczep i jeden sum w okresie ochronnym (czeski film).

    1. Dość częsta historia, choć przyznam, że sumisko z tych ogromnych. Rok temu miałem 30 minut takich zmagań, ale rozgiął hak. Wąsacz miał około 160cm.

  4. Bolenie łowię w Warcie na odcinku od Konina do Poznania. Moje pierwsze typowo boleniowe przynęty to były siudaki bezsterowce. Te pierwsze były zdecydowanie lepsze niż później produkowane. Jednak zdarzyła mi się następująca sytuacja. Zauważyłem żerującego bolenia, który ciągle atakował w jednym miejscu. Zarzuciłem siudaka i za pierwszym rzutem boleń lekko go trącił. Poszedłem gdzie indziej i wrociłem po 10 minutach. Tym razem podałem zwykłego białego rippera z czarnym grzbietem. Od razu mocne branie, boleń ok 3, 3 kg.
    Lubię spiningować i czasem próbuję złowić coś innego, a trafia się boleń. Oto lista nie całkiem typowych przynęt jakie zaatakował boleń :
    Wobler Kamatsu 3 cm w ubarwieniu okonia, prowadzony 20 cm od brzegu przy zwisających trawach – boleń ok 1, 5 kg
    Za…biście złota, prosto z fabryki obrotówka nr 2 – boleń ok 1, 7 kg.
    Złota z czerwonymi kropkami i szerokim skrzydełkiem – boleń ok 1,5 kg.
    Czarna w żółte kropki, też nr 2 – mały boluś ok 40 cm.
    Zdarzył mi się kilka lat temu boleń na 15 cm wzdręgę zarzuconą na szczupaka przy ujściu starorzecza do Warty. Miał ok 2,5 kg. Ale najdziwniejszy przypadek miałem na jednym ze spływów Wartą. Miejsce na obóz znaleźliśmy dość późno i na łowienie zostało mało czasu. Chciałem na noc zarzucić na suma , ale jedyne co udało mi się złowić to okoń 17 cm ( wtedy jeszcze nie miał wymiaru ochronnego ) Martwego okonia zarzuciłem na grunt. Noc była bardzo ciemna, ok pierwszej w nocy zadzwonił dzwoneczek. Ucieszyłem się, że nareszcie sum, ale coś mi nie grało bo ryba nie murowała do dna. Za chwile okazało się, ze to prawie trzykilowy boleń. Ale i tak nie wiem jak on dał radę połknąć takiego okonia.
    W lipcu (najcześciej wtedy mam czas na ryby) zauważyłem, że w upalne dni bolenie żerują krótko po zachodzie słońca. Rzeka nagle ożywa, słychać uderzenia boleni blisko i daleko. Trwa to 20- 30 minut i wszystko cichnie.

    A odnośnie woblera Colsheep to mam takiego bezsterowca, ale jeszcze nie złowiłem na niego bolenia. Za to sprawdza mi się na szczupaki i okonie w wodach stojących mocno zarośniętych. Bo leci bardzo daleko i daje się płytko prowadzić.

    1. Witam. Dzięki za interesujący wpis. Sam też mam trochę takich przypadków z tym, że u mnie dotyczą właśnie niewielkich ryb, takich do 1,5kg i uzbierały się na przestrzeni kilkunastu lat. Ja łowię w 90% w bardzo „zurbanizowanym” odcinku Wisły i większe bolenie trudno nabrać nawet na dobry wabik. Nigdy nie łowiłem na wspomnianym przez Pana odcinku Warty, ale przejeżdżając tam kilkakrotnie, odniosłem wrażenie, że tamtejszy fragment jest dziki. Być może dlatego łatwiej o takie przypadki. Co do okonia: wydaje mi się, że boleń ponad trójkę, to zje i większą rybę. Tym łatwiej mu było, że okoń był nieżywy, choć bardzo głodna rapa zjadłaby z pewnością i takiego pasiaczka w formie.

      1. Skoro mój wpis został uznany za interesujący to dodam coś jeszcze. 🙂
        Na pewno każde łowisko ma swoja specyfikę. Warta jest dzika, tzn 90 % opasek i ostróg jest mocno uszkodzonych, ale wiele miejsc dziko wyglądających jest poddanych silnej presji wędkarskiej. Jednak to, że boleni jest sporo a szczupaków bardzo mało spowodował też zbiornik Jeziorsko. Zatrzymuje on cały wiosenny przybór i szczupak nie ma tarlisk. Kiedyś Warta o tej porze wylewała na łąki – stan wody 350 – 400 cm, dziś w Poznaniu jest 250 cm.
        Wszędzie w literaturze boleń kojarzony jest z bardzo długimi rzutami. Wysiliłem swoją pamięć i wydaje mi się, że WSZYSTKIE bolenie jakie złowiłem wzięły 20 lub mniej metrów od mojego stanowiska, choć zdaję sobie sprawę, że ocena odległości „na oko” nie jest precyzyjna. Na pewno łowiąc okonie w zbiornikach zaporowych brania miewam dalej. Nad rzeką zawsze staram się maskować, nie tupać i nie strącać kamieni. Nie chodzi tylko o ryby, fajnie jest zobaczyć z trzech metrów bobra, wydrę czy zimorodka.
        Zgadzam się, że boleń jest rybą trudną, co nie znaczy, że wyjątkowo płochliwą. Często szaleje w pobliżu mostów kolejowych czy ruchliwych przystani wodnych. Wspomnę jedną sytuację. Siedzę na brzegu a na płyciźnie stoi mój ośmioletni syn. Łowi uklejki na bacik ze sztuczną muszką. Widzi brania bo woda jest czysta a rybki pływają metr przed nim. Nagle w stado uklejek z głębiny uderza boleń dosłownie pod nogami syna. Hałas i fontanna wody powodują, że syn rzuca wędkę i ucieka na brzeg, choć filmu „Szczęki” na pewno nie oglądał.
        W związku z tym, co napisałem wcześniej o odległościach, a także z powodu że starzeje się mój kręgosłup zacząłem używać krótszych wędzisk, od 2 do 2,4 m i jestem zadowolony. Opiszę jedno, chyba najbardziej emocjonujące zdarzenie. Testuję nową dwumetrową wędkę. Stoję w woderach wśród grążeli w miejscu gdzie Warta łączy się ze sporym starorzeczem. Wykonuję rzuty w nurt mniejszym modelem siudaka i ściągam dość szybko trzymając kij uniesiony w górę. Siudak już wszedł na spokojną wodę, już zbliża się do grążeli i zaczyna smużyć powierzchnie wody gdy nagle pojawia się za nim wystająca płetwa grzbietowa bolenia. Jeszcze jeden obrót korbką i następuje atak, gdy wobler jest pół metra od pierwszych grążeli a do zwinięcia zostało mi ok 2,5 m żyłki. Zacinam i w tym samym momencie zdążam jeszcze poluzować hamulec kołowrotka. Potem słychać zzzzzzyyy, a ja patrze na znikającą żyłkę. Trwa to może tylko 8 sekund, a boleń odpływa ok 30 metrów. Ale wtedy wydawało mi się to bardzo długo i nawet przyszła mi myśl, czy wystarczy żyłki. A boleń miał równe trzy kilogramy.
        Jeszcze jedna sprawa dotycząca maskowania się. Jestem pewny, że wędkarz który brodzi w wodzie, lub stoi na otwartym brzegu jest mniej widoczny dla ryb gdy ma jasnoszarą kurtkę i nakrycie głowy niż w typowym zielonym moro. Bo ryba widzi go na tle nieba. Jak ktoś nie wierzy proponuję zanurzyć się w masce i popatrzeć na kolegę . Jak woda jest sfalowana to nawet biała koszulka mniej rzuca się w oczy niż ciemna zieleń. Myślę, że ma to znaczenie gdy ryba podąża za przynętą i atakuje ( lub zawraca) w ostatniej chwili.

  5. Witam, mam podobny problem z jakim borykał się autor wpisu, poszukuje krótkich główek jigowych , z dużym hakiem (do knighta), w sklepach nic nie widze takiego a w internecie ciężko coś wybrać jeśli nie można wziąć w ręce…
    proszę o pomoc bardziej doświadczonych kolegów, którzy się z tym uporali 😉
    z góry dziękuję
    pozdrawiam
    mateusz

    1. W PW był artykuł Roberta Hamera w którym pokazał nie znane wówczas Konighty. Z tego co pamiętam to on obcinał po skosie głowę i dorabiał nieco dłuższą z ołowiu. Od góry nacinał rowek brzeszczotem w który wkładał hak jigowy i go zaciskał. Całość przyklejał do gumki superglu.

  6. O żeż, co za długi tekst! Widać, że dla prawdziwych zapaleńców. I dobrze, że wreszcie jest jakieś kompleksowe, wyczerpujące ujęcie tego zagadnienia. Choć może i nie, w końcu autor napisał, że to tylko przegląd WYBRANYCH przynęt. W każdym razie ten artykuł na pewno pomoże wielu niezorientowanym podążyć właściwą ścieżką wędkarstwa 🙂
    Sam jak przeglądam w necie dostępne przynęty (wystarczy zajrzeć na przykład tutaj https://www.perchshop.com/przynety-gumowe-c-2.html , by przekonać się, jakie jest ich bogactwo), to łapię się na tym, że nie wiedziałbym, jakiej najlepiej byłoby użyć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *