Na życzenie Czytelnika, który tak mnie udelektował pochwałami, że nie mogłem odmówić Jego prośbie. Inaczej być nie mogło😊 Przedstawiam poniżej moje spostrzeżenia odnośnie łowienia brzan.
Trochę będę się podpierać doświadczeniami z lepszych i dawnych czasów, aczkolwiek pewne kwestie się nie zmieniły, więc nie będą to nieaktualne dyrdymały z formaliny.
Na spinning powtarzalnie i świadomie łowiłem brzany na początku lat 2000-ych w Skawie, gdzieś do około 2003r. Nie były to jakieś nawet średnie egzemplarze – dominowały ryby 40 – 50cm, ale była ich jeszcze niemało.
W 2004r miała tam miejsce taka zauważalna zapaść i chyba do dziś populacja się nie odbudowała nawet w stopniu dopuszczającym, choć po usunięciu progu w Podolszu, być może rzeczywistość się poprawia, gdyż jest swobodna możliwość migracji ryb z Wisły pod próg w Grodzisku. Z tym, że na Skawie dzieje się podobnie jak na Rabie – temperatura wody jest znacznie niższa w skali roku, niż przed oddaniem do użytku zapory w Świnnej.
Równocześnie przerzuciłem się nad Wisłę, gdzie brzany łowiło się masowo [tak, to dobre słowo], chcąc nie chcąc w kwietniu/maju i potem już w majestacie prawa.
W każdym razie razem kolegą mieliśmy styczność z tym gatunkiem często, rzadko się na nie celowo nastawiając. Po prawdzie z 50% pojedynków przegrywaliśmy łowiąc żyłkami 0,16mm.
Łowiło się brzany, polując na okonie, których było zatrzęsienie. Było też mnóstwo podcinek. Po prostu brzan było dużo. Jakościowo też populacja przedstawiała się znacznie lepiej niż na Skawie, gdyż przeciętna wielkość to było 55+.
Dużo było małych brzanek w wielkości 25 – 40cm.
Na odcinku Wisły W2, gdzie łowiłem i łowię najczęściej od około 2008r liczba tych ryb gwałtownie spadła. Ja w ostatnich 15 latach na tym odcinku Wisły złowiłem… dwie brzany. Maleńką trzy lata temu i ku mojemu zaskoczeniu następną, nieznacznie ponad 50cm w tym roku.
Oczywiście bardzo mało łowię małymi gumkami na większych gramaturach [3-5g], gdyż nie ma okoni za którymi warto było chodzić choćby dla zabawy. Jest to też pewnie powód, dla którego tak rzadko mam kontakt z brzanami, które chętnie atakowały okoniowe paprochy. Wiadomo, że łowiąc na przynęty powierzchniowe szanse na kontakt z tym gatunkiem jest nikły. Nie mniej nie widzę od wielu lat na W2 w miejscówkach stworzonych dla tych ryb, żadnych przejawów ich obecności. Charakterystyczne dla na szczęście jeszcze kilku rzek Podkarpacia, furkotanie brzan, na około krakowskiej Wiśle, raczej odchodzi do przeszłości i jest incydentalnie ograniczone do paru enklaw, raczej na odcinkach niższych [poniżej stopnia Dąbie].
Aktualnie odkąd pojawił się Poprad wśród naszych ligowych łowisk, tam poświęcam czas temu gatunkowi, gdyż jest to zasobna w ten gatunek woda. I choć na samych turach, poza tym rokiem, brzany pokazują mi „środkową płetwę”, to przed zawodami lub tuż po, przekornie dają się dość łatwo łowić.
Moim zdaniem łowiąc ten gatunek na spinning warto się skoncentrować na lipcu, sierpniu i tam gdzie przepisy zezwalają na wrześniu i październiku. Ryby te z jednej strony są trudniejsze do złowienia niż kleń, ale wg mnie znacznie bardziej przewidywalne [wiemy, że są i szybko wiadomo, czy żerują].
Druga uwaga – twierdzę, iż przynęty gumowe wcale nie są gorsze od woblerów na ten gatunek. O skuteczności decyduje samo nastawienie brzan, pora roku, oraz charakter łowiska. Brzany mają dwa tryby żerowania:
– taki typowy długi, regularny, sprowadzający się do mozolnej penetracji dna na danym fragmencie, spływania w dół i zaczynania wszystkiego od nowa – w takiej sytuacji lepsze są gumki, pod warunkiem że nieduże [1 – 3cm]
– ryby są w ostrym gazie i są zorientowane na polowanie, na inne ryby – rządzi wobler [z czego wynika, albo od czego zależy taka preferencja brzan w danej chwili – nie wiem, ale widać w czystych wodach, gdy brzany w trybie bardziej pacyfistycznym podpływają do woblerów i nieznacznie je trącają, najczęściej z boku pyskiem, albo jakby leciutko bodą czołem [tu czasem podcinają się na zewnątrz głowy; z kolei gdy odezwie się w nich bestia, to ścigają woblery może nie bardzo szybko ale bardzo świadomie i wytrwale – nie ma wątpliwości, że brzana namierza i startuje do przynęty, zdecydowanie ją atakując, jak na brzanę oczywiście]
Także gdy jest zimno, jesień – gumki potrafią przynieść lepsze wyniki. Jest jednak jedno „ale”. Jakie jest dno. Na Popradzie przy znikomej znajomości wody jaką mam, albo w miejscówce w której łowię od trzech sezonów, nie wyobrażam sobie łowienia gumkami turlanymi po dnie lub tuż nad nim. Straty w przynętach będą niewyobrażalne. Natomiast wszelkie twarde żwirowe obszary są znakomite do takiego łowienia tych ryb.
I przy takim łowieniu gumkami obciążenie 1 – 3g zazwyczaj wystarcza, oczywiście przy podawaniu wabika nie co powyżej nas, by spływając miał kontakt z dnem. Spokojnie, [możliwość mniejszego obciążenia, bo na cienką linkę nurt mniej napiera], można stosować wtedy plecionki takie po 5kg wytrzymałości, chyba że regularnie mamy kontakty z rybami grubo powyżej 60cm – to raczej wymusza grubsze linki.
W kamienistych nierównych obszarach moim zdaniem zdecydowanie wygrywa żyłka, i grubość 0,2mm, czyli też jakieś 5kg już pozwala na walkę z większą sztuką, bo elastyczność i rozciągliwość żyłki pomaga.
I tu ważne spostrzeżenie: niezależnie jak łowimy na spinning, zacięta po braniu brzana, w 9 na 10 przypadków na kilka sekund nieruchomieje, po czym rusza w górę nurtu. Z kolei ryba podcięta, w 9 na 10 przypadków w sekundę, w panice „idzie w długą” najczęściej w dół rzeki. Tak, że nie ma co żałować domniemanego giganta, co w 10 sekund wybrał 30m linki, po czym ją urwał/przetarł. Prawie na pewno była to ryba podcięta i niekoniecznie wielka, gdyż z brzaną jest trochę podobnie jak z leszczem – podcięty, szczególnie na lżejszym zestawie to niekończący się hol żywej pokrywki; zapięty za pysk z kolei walczy bardzo krótko. U brzany te dysproporcje nie są może aż tak jaskrawe, nie mniej zauważalne.
Zwrócę też uwagę na domniemane ze strony brzany, wykorzystywanie przez nią tego grubego szorstkiego promienia w płetwie grzbietowej w przecieraniu żyłki. Z dawnych czasów, obserwując zachowania brzan złowionych na spławik, skłaniałbym się ku takiej hipotezie. Sam wyjmowałem brzany zapięte na wobler za pysk, a z zupełne rozdartą płetwą grzbietową, która wyglądała, jakby podczas holu wielokrotnie zahaczała o żyłkę.
Najważniejsze w kwestii łowienia brzan jest znalezienie ich miejscówki, co nie jest jakieś trudne o ile te ryby występują w danej wodzie w ilości choćby dostatecznej. Problemem jest rozpoznanie jaki jest to typ miejsca, a można to zweryfikować tylko próbując w nich łowić wielokrotnie. Ja bym wyróżnił trzy typy miejscówek:
– gdzie brzany bytują ale rzadko, bądź w ogóle nie żerują
– miejscówki żerowania
– miejscówki bytowania i żerowania
Ta ostatnia opcja jest najlepsza, bo wiadomo, że ryby są praktycznie zawsze i tylko kwestia czy i ewentualnie jak intensywnie żerują ma wtedy znaczenie.
Brzana lubi mocny nurt, co nie znaczy, że są to jakieś dzikie kipiele. Gatunek ten preferuje nurt, który określiłbym „tłustym” – spokojny, stateczny, ale na tyle wyraźny uciąg, że przy głębokości około 1,5m faceta raczej będzie przewracać.
Moja miejscówka to wejście rzeki w łagodny zakręt. Prawie pośrodku koryta znajduje się mielizna w kształcie trójkąta, ] mającego około 100m wysokości, gdzie jego podstawa „rozmywa” się w wielkiej mieliźnie], skierowanego wierzchołkiem pod prąd. Ów trójkąt składa się z wielkich, nieregularnych głazów, mocno usadowionych w dnie i na nich nurt rozdwaja się na dwa główne ramiona. Jakieś 2/3 wody płynie zdecydowanie w lewo, patrząc w biegiem rzeki, a reszta wody toczy się na wprost wciśnięta między dość wysoki i okropnie zarośnięty brzeg, a krawędź „trójkąta”. Na trójkątnej mieliźnie głębokość waha się od około metra na szczycie do praktycznie wody 20cm gdzie podstawa rozmywa się w kamiennej płyciźnie. Siłą rzeczy by wejść na „trójkąt” trzeba zejść do wody na tej mieliźnie 100 – 150m niżej niż miejsca, gdzie będziemy wędkować. Łowię, schodząc po krawędzi głazów gdzie jestem w stanie stać i tej już głębokiej wody w środku nurtu, który jest tak samo mocny, aż pod samą burtę. Przystaję co kilka metrów, rzucając pod przeciwległy brzeg, wielokrotnie ściągając wobler, możliwie wolno pod prąd. Dochodząc do końca, gdzie nurt wytraca prędkość, zawracam i idąc z dala od krawędzi [rozchodzące się fale na jakiś czas przestraszają brzany], znów podchodzę do miejsca startu. Oczywiście poznając już lepiej miejscówkę, skupiam się na kilku obszarach. U mnie to dwa – trzy takie rejony:
– jeden ogromny głaz pośrodku nurtowej smugi
– nieznaczne wypłacenie utworzone z zaplątanych w dwóch głazach mnóstwa gałęzi wiklin [strasznie czepliwa miejscówka]
– i końcówka silnego nurtu, najgłębsza bo około 2m z równiejszym dnem i wytracającą prędkość wodą
Brzana nie jest pstrągiem, ani nawet okoniem. Rzucać trzeba gęsto, często i żmudnie penetrować przynętą kolejne, dosłownie metry kwadratowe. Jeśli ryby są na tym wyższym poziomie agresji, atakują wobler bardzo szybko i pewnie, przy czym brania rzadko są jakimś potężnym uderzeniem. To raczej spokojne i jakby lekko rozciągnięte w czasie zgaszenie pracy woblera, jakby zaczepił o większą gałąź wikliny.
Preferuję bardzo, bardzo spokojny hol brzan. Po zacięciu, gdy wszystko wskazuje na to, że zdobycz nie jest podcięta, prewencyjnie mocno luzuję hamulec, i tak nigdy szczególnie mocno nie dokręcony – brzana zacina się łatwo i bardzo, bardzo rzadko się spina. Prędzej urwie zestaw lub rozegnie kotwiczkę. Po kontakcie, i poluzowaniu hamulca, czekam co zrobi ryba. Brzany nie holowane forsownie, nie mają szczególnych tendencji pakowania się w głazy. Przy spokojnym holu, ułudnie utwierdzającym rybę w jej przewadze, płynie ona pod prąd i długo stoi w toni, męcząc się dość mocno. Wg mnie należy przy większej sztuce prowokować rybę do takiego zachowania. Po pierwszym ściągnięciu ryby do siebie, gdy pierwszy raz odpuści, brzana już wie, ze nie ma żartów i teraz próbuje schodzić do dna. Im bardziej jest zmęczona tym pierwszym starciem, tym ma mniej energii na późniejsze swawole.. Od razu powiem, że nie pamiętam ryby, holowanej nawet na bardzo lekkim zestawie, gdzie wszystko trwało długo, by brzana nie była w stanie bez widocznego uszczerbku odpłynąć. Ale jeden warunek – po holu, brzana powinna trochę odsapnąć w możliwie obszernym podbieraku umieszczonym w nurcie, nie zaplątana w siatkę. Dopiero po kilku takich minutach można zrobić fotki, starając się jak najmniej rybę wyjmować z wody. Potem znów podbierak i krótka obserwacja. Jak brzana jest w kiepskim samopoczucie bardzo szybko wywinie się brzuchem do góry. Z rybami mniejszymi niż 60cm w ogóle nie ma większych problemów, jeśli chodzi o ich wypuszczenie.
Poniżej prezentuję moje wabiki.
Jedne są firmowe, inne to samoróbki. Prawie wszystkie mają jedną cechę: ja je metodą prób i błędów przeciążam, co nie oznacza, że wszystkie są tonące. Tu bardziej chodzi o to, by spowolnić spływ przynęty. Jeśli chodzi o te małe wabiki, to brzany preferują bardzo drobno, ale silne drgające woblerki. W przypadku tych większych czyli 5 – 7cm, praca wg mnie nie ma znaczenia poza tym, by była raczej bliska dna. Zawsze rezygnuję z drugiej kotwicy. W niczym nie ułatwia zacięcia brzany, a dodatkowo stwarza zagrożenie dodatkowym zaczepem, a tych jest aż nadto.
W tym roku akurat brzany, które udało mi się złowić, żerowały powściągliwie i interesowały się przynętami malutki 2-3cm, a atakowały je dosłownie na kraju silnego i głębokiego nurtu i głazów z płytką wodą. Podpływały tam obskubywać ściany kamieni i przy okazji czasem któraś dała się oszukać. Jak sobie przeliczyłem, statystycznie przy takim bardzo umiarkowanym żerowaniu brzan, sensowne branie jest jedno na 20 –25 takich testowych skubnięć, które poza incydentami, są nie do zacięcia.
Woblery przeciążam doklejając ciężarki by było to zgodnie z regulaminem: „integralną częścią wabika”. Nie są więc to jakieś przywieszki itp. Lepiej dokleić kilka małych połówek śrucin [najczęściej stosuję połówki takich 0,3 – 0,5g], niż jedną większą. Pozwala to lepiej ustawić pracę przynęty i dość dobrze przewidzieć szybkość i głębokość zanurzania się przy danej sile nurtu.
Jeśli chodzi o woblery większe, to brzany chyba, ale akcentuję to „chyba”, preferują imitacje rybek dennych: ślizów, kiełbi itp. Miałem kiedyś fantastyczny wobler na brzany, przypominający małego głowacza [6cm]. Niestety nigdy nie przyszło mi do głowy zrobić mu zdjęcie, a poległ w 2022r właśnie na Popradzie po złowieniu rzut po rzucie dwóch brzan [59 i 66cm]. Kolejny nonszalancki niestety rzut wpakował go w takie kije, że nie udało się go odratować. Przynęta sprawdzała się zresztą wielokrotnie wcześniej. Nawet nie wiem, czy to było jakieś rękodzieło, czy raczej wielkoseryjna produkcja. Ostatnio nawet wpisałem w kilku miejscach hasło „wobler na brzanę” ale taki model się nigdzie nie pojawił. Trochę żałuję. Kupiłbym takich kilka sztuk na zapas.
Co do pogody. W pełni lata nie jest chyba aż tak ważna, choć jak większość ryb u nas bytujących, brzana preferuje łagodną zachodnią cyrkulację i słońce. Spore znaczenie ma za to stan rzeki. Zawsze pomaga niewielki przybór i lekkie zmętnienie. Świetne są także ostatnie godziny wyraźnie opadającej wody po dużym wezbraniu. Nawet jeśli nurt jest mało przejrzysty dla ludzkiego okaz, to dobry czas. Pora dnia moim zdaniem jest mało przewidywalna. Mnie często zawodził świt, znacznie lepsze miałem bardzo późne popołudnia, choć i środek dnia bywał niezły. Tu bym nie przesądzał. Nigdy nie łowiłem brzan w nocy, dlatego nie zabiorę na ten temat głosu.
Warto też zauważyć, iż najczęściej do woblerów startują ryby mniejsze, takie do 55cm i można domniemywać, że w większości są to jak to u karpiowatych pewną regułą – samce. Łowiąc na gumki, szczególnie imitujące bezkręgowce, nie ma takiej zależności. Biorą ryby i mniejsze i duże. Stąd to właśnie muszkarze, łowiąc drobno w porównaniu do spinningistów, często zapinają największego „konia”.
Do łowienia brzan stosuję kij Robinson Diaflex do15g, 2,55m z żyłką 0,2mm.
3 odpowiedzi
Dziekujemy za bardzo wyczerpujacy opis metody polowu tego gatunku z pozycji praktyka. Jesli przyjmujemy, ze takie gatunki we wisle jak okon, sandacz, szczupak, lin, ploc, wzdrega sa na wymarciu to dla certy czy brzany to armagedon. Szczerze i zdrowo zazdroszcze, ze widziales ostatki czasow ,,prosperity,, wisly i mnogosc jej gatunkow. Moze czas na taki maly felietonik o kazdym z gatunkow aczkolwiek nie wiem czy nie przyczyni sie ta wiedza do dorzniecia wisly z tych resztek
Mam taki o grubych kleniach i się waham…
Adam
Tym razem krótko i bez cukrownia; Wielkie Dzięki. Lubię takie artykuły.