Co tu dużo mówić – połowiłem sobie, jak dawno nie, choć na samej turze było rozczarowanie. Dopiero potem okazało się – co już zdradzę, że siódme miejsce na Popradzie…przesunęło mnie o jedną pozycję w generalce. Czyli w sumie zadowalająco. Na co chciałbym zwrócić uwagę? Na czternaście osób obecnych, tylko trzy nie punktowały. Ja będąc nad Popradem mam wrażenie, że ryby na punkty są tam w prawie każdym miejscu. Wynika to chyba z dwóch powodów. Pierwszy – ta spora rzeka o ile mi wiadomo, nie jest przedzielona żadnym idiotyzmem typu zapora czy inny próg. Jest w miarę zachowany naturalny ekosystem, typowy dla takich rzek. Drugim powodem jest charakter rzeki, moim zdaniem zniechęcający wielu łowiących: czysty Poprad, to dość mocno trącona gdzie indziej rzeka, no i dno będące na ogół niestabilnym rumoszem skalnym, pełnym małych i dużych kamieni. Relatywnie mało tu uleżałych na dnie otoczaków. Efekt – presja nie jest tu zbyt duża.
Podobnie jak rok temu, cześć z nas zjawiła się tam kilka dni wcześniej, łącząc Ligę z rodzinnym wypadem. Panowała bajkowa, letnia aura, jak chyba wszędzie w kraju. Oczywiście śledzenie komunikatów pogodowych nie miało końca.
Pierwsi na miejscu ogłosili – Poprad bardzo czysty.
No i będąc w drodze lekko się nakręciłem, bo zarówno Marcin…
…jak i Bartek nie próżnowali.
Wstępne rozpoznanie kolegów było zachęcające i nie mogłem się doczekać, bo nie ukrywam, że po zeszłym roku lekko zabujałem się w tej wodzie. Najbardziej podoba mi się to, że jak nawet nie mogę złowić ryb, to je przynajmniej widzę 🙂 No i jest piękne otoczenie.
Tymczasem inni też już dojechali i robią rekonesans z pozytywnymi wynikami.
Marcin dzwoni i pyta czy w Popradzie mogą być takie około 60cm pstrągi. W ujściu jakiegoś ciurka widzi cztery takie. Mówię, że to chyba małe głowacice. Po paru minutach kolega dzwoni i mówi, że tu są jeszcze dwie. Jedna „jak krawężnik”. Stoją trochę głębiej. Robi nawet zdjęcie. Ciśnienie rośnie 🙂
Nazwijmy to – treningi – miałem świetne. Pierwszego popołudnia od razu podreptałem na zeszłoroczną metę. Jakieś 150m bocznego, ale wyraźnego nurtu, który pod koniec mocno zwalnia i się wypłyca. Pośrodku faktycznie rodzaj rynny. Zabrałem ze sobą ze 30 woblerów dedykowanych na brzany, bądź mającymi takimi się stać. Do tego paczka śrucin o różnej gramaturze. Wszystko wklejałem w korpusy, by było zgodnie z regulaminem – woda górska, integralna część wabika. W sumie śmieszne te nasze przepisy, bo wg mnie nie liczy się sposób, tylko, to co potem dzieje się z rybą. Ale są to się ich trzymam. Choćby dlatego, że Okręg Nowy Sącz od Piwnicznej zakazuje zabierania brzan. Za sam fakt, że ich stać na to. Okręg Kraków stać na zezwalanie, by tłuc w tarle resztki dużych sandaczy.
No ale dobra – jestem sobie nad wodą i testuję te woblery. Cześć na miejscu już przerabiam. Zajmuje mi to jakieś 90 minut. W tym czasie do ciapiących o wodę przynęt startuje niemało kleni, Około pięciu strzałów to przyjemne ryby. Jeden sam się zapiął. Taki 40+.
Cały czas obserwuje wodę i martwi mnie brak brzan. Normalnie ani jedna się nie ujawniła. Po selekcji woblerów przezbrajam się; kijek do 15g, żyłka 0,2mm i sprawdzone już woblery brzanowe z poprzednich, często odległych lat. Kilka mozolnych, powolnych przeprowadzeń i cisza.
Schodzę z 50m na najwęższe miejsce mojej miejscówki i gdzie zaraz za zwężeniem robi się wyraźnie głębiej. Mimo słońca, nie ma szans widzieć więcej niż 80cm w głąb toni, a tu jest z 1,5m minimum. Pierwszy rzut i…gdy tylko wobler minął krawędź głębszej wody, dostrzegłem płynący za nim spory, przyśpieszający cień. Brzana leciutko trącała przynętę co czułem i widziałem. Zawróciła z metr od szczytówki. Podekscytowany widokiem odetchnąłem głęboko – są. Chwila na uspokojenie i ponawiam rzut. To samo. Brzana, być może ta sama bo podobnej wielkości, tylko na większym gazie sunie za 6cm woblerem. Zawróciła prawie spod nóg. Trzeci rzut. Tym razem będący jeszcze w ciemnej plamie głębszej wody wabik, coś agresywnie zassało. A potem książkowo: dwie – trzy sekundy zastoju i majestatyczne sunięcie pod prąd. Kilka metrów. Od razu, gdy wypływa z dziury na płytszą wodę widzę niewyraźny ale przyzwoitej wielkości cień.
Potem szybka kita w dół. Ale sprzęt na tyle mocny, że za długo to nie trwa. Wąsatka ma prawie 60cm.
Dla mnie te ryby są obecnie wręcz egzotyczną rzadkością. Upewniam się że odpływa. Wszak rzeka ma jakieś 23 stopnie ciepła. Cieszę się jak nie wiem co. Wracam na stanowisko i w sumie nie wiem dlaczego, rzucam wyraźnie pod prąd, pod wiszące wikliny. Wobler wg mnie nie zszedł głębiej niż 30cm i nawet nie spłynął naprzeciwko mnie. Strzał godny jakiegoś typowego drapieżcy, natychmiastowy zwrot pod prąd i znów sekunda bezruchu. Jak zwykle, mocno w tym momencie odpuszczam hamulec. Potem powolna jazda w górę nurtu. Ale tym razem to nie kilka metrów. Już wiem, że jak potem zawróci, to będzie się trzeba nieco wysilić. Wyraźnie większa. No tak jest. Znacznie dłuższy hol i wyrównuję mój nieszczególnie wyśrubowany rekord w tym gatunku. 66cm. Cudna.
Po tej rybie uznałem, że nie będę ich straszyć. Mam tylko nadzieję, że nie zawiodą za dwa dni. Jak podliczyłem, miałem jakieś 900 pkt. Wynik marzenie.
By nie kusiło, następnego dnia jestem o 13.00 na pozycji, ale z kijkiem UL do 6g, plecionką 1,6kg. Mam smużaki oraz słownie trzy ripperki Minimaster Fishchaser`a nr 2 [5,5cm] na główkach 0,3g. Obławiam ten sam fragment, ale tylko przeciwległy brzeg pod samymi wiklinami. Na smużaki mam wyjścia i brania, ale nie zacinam żadnej z ryb. Po przejściu około 50m, zakładam gumkę i wracam na początek. Po kolejnych 20 minutach mam na koncie trzy klenie: 48cm i 2 x 46cm. Wszystko na gumki podrzucane dosłownie w punkt. Brania potężnie, hole na tym zestawie i w tym uciągu – bajka.
Postanawiam jak wczoraj dać spokój pozostałym 100m i idę na chybił trafił. W kolejnym miejscu przy zwariowanym uciągu, pod przeciwległym brzegiem dostrzegam pod samą skarpą smugę jakby stojącej wody. Może pół metra szeroka. Rzut gumką i takie walnięcie, że nie wiem jak to wszystko nie urwało się. Jakaś ryba w sekundę jest w środku tej kipieli po czym luz… Ale nie urwał. Zerwał gumę. Zestaw cały.
Zakładam nową gumkę i rzucam w to samo miejsce. W kilku rzutach mam małego pstrąga i klenia. Potem smużak. Znów ten wąski pasek wody i kleniowa bomba. 44cm.
Kończę po czterech godzinach. Mam 12 mniejszych i większych kleni – łącznie 890 pkt jak na nasze ligowe przeliczenia. Znów wynik marzenie.
Ale nikt się nie łudzi. Wręcz przeciwnie – jest lekka panika, gdyż na sobotę zapowiadają mega opady, burze i w ogóle katastrofalna pogodę. Faktycznie późnym popołudniem robi się tak:
O 19.00 jak z tego lunęło… No i burza. Tyle, że trwało to góra godzinkę. Idąc na wspólne, krótkie wieczorowe spotkanie nie mamy złudzeń – jutro będzie całkiem inna aura. Wokół mgły a wszystko wokół „dymi”.
Ranek jest jeszcze w miarę chłodny. Spotykamy się o 7.00 w Rytrze. Jest sennie i zarazem nieco upiornie.
Cały czas pokazuje na wszystkich prognozach, że mamy jakieś dwie godziny, a potem uciekamy, bo burze, huragany i ulewa…
Kody do zdjęć ogłoszone, 8.00 – start.
No muszę powiedzieć, że początek to było ostre strzelanie. W ciągu pierwszych niespełna 30 minut wpada osiem ryb na punkty.
Dwie minuty od startu pierwszego klenia ma Piotrek.
Tuż po nim Tomek pstrąga…
…a Zygmunt ładną świnkę.
Tuz po rybie Zygmunta w te samej minucie kolejnego klenia ma Piotrek…
…a do rywalizacji włącza się Marcin pstrągiem.
Za chwilę trzeciego klenia ma Piotrek…
I zaraz po nim nie odpuszcza Tommy – jeden za drugim dwie punktowane rybki.
Pół godziny, a pięć osób już z punktami. Dobrze, że tego nie wiedziałem. Ja mniej więcej w tym czasie uznaję, że w na mojej mecie kleń nie istnieje. Bez brania. Po zmianie aury wszyscy mówili, że połowa wyników jakie miałem, byłaby sukcesem. Sam tak myślałem, ale teraz wiedziałem, że może być trudniej. Tyle, że widzę brzany. Spławiają się jak oszalałe. Najwięcej takich z 40cm, ale niemało takich wyraźnie 50+. Czasem pokaże się mamuśka. Ale takie zachowanie tych ryb często nie wróży brań. Sam do tego nie do końca jestem przekonany, ale…
Okazuje się, iż następuje aż półtorej godziny ciszy. Nikt nic nie wyjmuje. Wygląda jakby ryby się wypstrykały. Robi się mega parno. Temperatura 27 stopni. Choć pod chmurką, to i na ogół w wodzie po pas, upał daje się we znaki, choć ja akurat lubię gorąco. Ale zapowiadanej burzy, ani deszczu coś nie ma.
Ja już z zestawem na brzany mieszam wodę. Na ten moment nieskutecznie. Owszem czuję od czasu do czasu jakby muśnięcia, ale to nic do zacięcia. Skubane podobnie jak klenie podpływają bardzo blisko i jakby oglądają wabiki. Chyba tak właśnie jest – widzieć tego nie widzę. Woda ciut się zbrudziła, ale przede wszystkim brak silnego słońca.
Pewne przełamanie następuje o 10.00. Znów punktuje Piotrek wychodząc bardzo zdecydowanie na prowadzenie.
To jakby uruchamia kolejne brania, znacznie bardziej powściągliwe. Tak to przynajmniej wygląda.
Do rywalizacji wkracza Bartek…
…by zaraz po nim zdecydowanie wychodzi na drugie miejsce Marcin.
Ryba wzięła ponoć w mega ostrym nurcie na wobek.
Będący wysoko w generalce Maciek, też łowi pierwszą rybę.
Przed południem niezłą serię trafia Robert. Będąc od rana na zero w odstępie godziny łowi kilka ryb.
W tym mniej więcej czasie wyraźnie punktuje drugą rybą Bartek.
Swojego pierwszego klenia zalicza Michał.
A co u mnie? Około południa byłem zdruzgotany. Ani brania. Sporo tych delikatnych trąceń, ale nic ponad to. Nie liczę dwóch grubych podcinek.
Odzywa się w głowie lekka panika, bo dochodzę do jednego wniosku: moja meta jest chyba wybitnie popołudniowo – wieczornym żerowiskiem. Podobnie było przecież rok temu. Na samą aurę aż tak bym nie zwalał, choć jest ewidentne załamanie pogody.
Około 12.30 przeżywam wędkarskie Waterloo. Istny horror. Doczekałem się brania. Mniej więcej w tym samy rewirze, gdzie brzany brały mi tak świetnie dwa dni wcześniej. Najpierw mam takie delikatne tracenie, jak wiele podobnych, ale następuje po nim targnięcie i od razu te kilka sekund bezruchu. Fajna jest – taka myśl. Nie jestem pewien, bo widać było słabo, ale jak ryba ruszyła pod prąd i wyszła na płytszą wodę, to miałem wrażenie, że dostała pod oko na zewnątrz mordki. Jak zawróciła, to momentalnie przykleiła się do wielkiego głazu. Szybko zorientowałem się, że tracę bezpośredni kontakt z rybą. Trochę desperacko przy takiej słabej widoczności dna, schodziłem niżej by obejść kamolec i ściągać rybę z nurtem. Raz się targnęła i uwolniła…Bez ściemy – trochę roztrzęsiony tym pierwszym od 8.00 normalnym kontaktem dreptam na pozycję wyjściową. Znów dokręcam hamulec. Kilkanaście rzutów i potężny strzał. No, może nie aż tak, ale silny. Odruchowo, zwalniam hamulec… a tu pyr, pyr, pyr – klenik. Kurna, brakło mu kilkunastu milimetrów do tych 30cm. Nomen omen kod tury do zdjęć był PLS30, co Krzysiek skwitował „trzydzieści please” 🙂 Cóż – wypuszczam malca i rzucam. Mam natychmiast branie. Brzana pewnie zapięta za mordę. Fajna – dałbym z 55cm. Szybko mam ją na powierzchni, ryba wykłada się brzuchem do góry i widzę, choć nie mam pojęcia jakim cudem…kotwica wypada jej z ryjka… Ja wiem, że bezzadziorowa, ale. No, k… odkąd łowię nie przypominam sobie by normalnie zacięta brzana mi się spięła. Albo urywały, albo wyjeżdżały na brzeg. Po tych euforycznych treningach gorycz nie do opisania… Nie ma na to słów. Jeszcze zaraz po tym moje dzieciaki przyszły kibicować mi z brzegu, a mnie się normalnie chciało płakać. Żona je pozbierała, bo bym tam się chyba wykończył.
Próbowałem jeszcze z 40 minut ale bez wiary. I bez efektów. Brzany jak się chlapały tak robiły to dalej. Przyszła leciutka mżawka. Trwała może z 10 minut. Kilka razy zagrzmiało, ale gdzieś parę kilometrów od nas. W akcie istnej desperacji zakładam 2,5cm ripperek na 3g i idę prawie na koniec odcinka. Jest tam przed samym wypłyceniem bardzo wolna ale dość głęboka woda. Oceniam na 1,8m. W sumie to nie wiem na co liczę. Złowiłem tam rok temu chyba dwa okonki. Może jakiś większy się trafi? Szybko mam charakterystyczne uszczypnięcie, którego wtedy jakoś nie skojarzyłem, ani nawet na nie, nie zareagowałem. Po chwili kolejne – tu już zadziałał automatyzm. Spory choć niemrawy opór. Udało się. Ulga. Na zero nie będę.
Tymczasem, kto ma połowić i potrafi lepiej, ten łowi. Na godzinę przed końcem Robert ma 50cm klenia.
Wkrótce wyraźnie też punktuje po raz drugi Maciek
Już, już blisko końca niewielką brzaną oddala widmo zera Krzysiek.
Na koniec kropkę nad „i” stawia Robert. Kolejny kleń i podobnie jak poprzedni – mimo dość ponurej aury i jednak brudniejszej wody – oba na smużaki.
Ogromny zawód przeżywa Jacek. Dzwonek kończący turę już prawie się odzywa. Po bardzo długim holu, na zestaw muchowy, kolega wyjmuje 71cm brzanę. Niestety ryba jest podcięta za płetwę piersiową. Niezaliczona.
Tradycyjnie, oddaję już głos uczestnikom.
Mateusz: Dla mnie tura na Popradzie bardzo pechowa ale także z jednej strony udana. Nastawiałem się raczej na klenie z przelewów no i takich kontaktów miałem w sumie 7, lecz wyjąłem tylko 4 klonki po 20-25 cm max, trzy bankowo punktowane mi się spięły. Dodatkowo miałem jedno jedyne brzanowe branie na 5 cm krakuska, rybę wciąłem holowałem jakieś 3 minuty w pewnym momencie nawet była już jakieś 10m ode mnie ( oceniam ją na lekko 65-70 cm ) lecz wpłynęła mi za spore głazy i przy próbie wydostanie jej z za nich po prostu przetarła plecionkę nad ok 80 cm przyponem z fluorocarbonu. Myślę że gdybym zszedł jakieś 40 m niżej brzegiem za tą brzaną to byłaby do wyjęcia, ale nie chciałem pakować się w miejsce które obławiałem. Mój błąd, jednak ogólnie jestem zadowolony bo tak naprawdę nie liczyłem na nic. Nie robiłem treningu ani zwiadu ( chyba że liczyć ten palcem po google maps ) no i wędkowałem na Popradzie pierwszy raz w życiu.
Robert: Na miejsce łowienia wybrałem odcinek znany mi już z naszej rywalizacji w poprzednim roku. Swoje wysiłki w pierwszych dwóch godzinach skupiłem praktycznie na jednej mecie, gdzie długa na ponad sto metrów rynna powoli się wypłyca i przechodzi w bystrze. Obserwowałem tu liczne spławy brzan, czasami nawet w kilku miejscach jednocześnie. Nastawiłem się na ten gatunek, bo każda wymiarowa brzana to już sporo punktów, a taktyka kleniowa obrana rok temu mi się nie sprawdziła. Łowiłem plecionką o wytrzymałości 8lb z dwumetrowym przyponem z żyłki 0,18mm, jako przynęty stosowałem woblery Dorado Invader i Krakuski w długości od 3 do 5 cm. Co jakiś czas rzucałem też smużakiem i obrotówką licząc na klenia. Te kontrolne rzuty dały mi w sumie kilka kleni do 25 cm i podobnej wielkości pstrąga, jeden pstrąg około 30 cm spadł pod nogami. Natomiast czesząc rynnę brzanowymi woblerami nie doczekałem się brania. Przyszedł czas na refleksję, łowcą brzan nie jestem ale doszedłem do wniosku, że takie spławiające się ryby raczej nie wykazują zainteresowania przynętami i pora zmienić miejsce. Zamiast wiązać od nowa zestaw po urwaniu Invadera zmieniłem taktykę na szukanie klenia, założyłem szpulę z żyłką 0,14mm i ruszyłem w dół rzeki. W trafności tej decyzji utwierdził mnie telefon do Tomka, łowił razem z Piotrkiem i obaj mieli już po kilka punktowanych kleni. Twierdził, że jeśli kleń jest w danym miejscu to bierze pewnie w pierwszych rzutach. Widocznie na kolejnych kilkuset metrach go nie było, bo nie złowiłem ryby, która by przekroczyła 30 centymetrów. Los się do mnie uśmiechnął gdy postanowiłem dać brzanom jeszcze jedną szansę i mimo cienkiego zestawu zaryzykowałem wpuszczenie głębiej schodzącego woblera w rynnę za skalnym garbem, branie nastąpiło przy pierwszym przepuszczeniu krakuska, w chwili gdy przeszedł wachlarzem przez nurt i przytrzymałem go na jego granicy. W odstępie kilku minut wyciągnąłem z tego miejsca w ten sposób dwie brzany 45 i 42 centymetry. Spędziłem tam potem jeszcze godzinę, ale już bez brania. W podobnym miejscu kilkanaście metrów w dół rzeki czesanie wody tym samym woblerem dało klenia 43 cm. Niżej zaczynał się już odcinek o dużym spadku, bystrze poprzecinane skalnymi progami. Założyłem woblera który świetnie mi się sprawdza na takiej wodzie, czyli 3cm Salmo Lil’bug. W ostatniej godzinie dołowiłem nim dwa fajne klenie 40 i 50 cm. Tura która po pierwszych godzinach zapowiadała się dla mnie tak fatalnie, ostatecznie dała mi frajdę z holu kilku przyzwoitej wielkości, silnych rzecznych ryb i zwycięstwo w rywalizacji nad Popradem. Dzięki wszystkim za spotkanie i do zobaczenia nad Sanem. Tam też pewnie w menu będą brzany i klenie 🙂
Marcin: Tegoroczna tura nad Popradem okazała się dla mnie najbardziej szczęśliwą jak do tej pory. Do punktacji 2 ryby. Biorąc pod uwagę poprzednie tegoroczne tury nie spodziewałem się raczej spektakularnego wyniku. Tym bardziej się ucieszyłem zdobywając pierwsze punkty już 13 minut od startu. W niewielkim warkoczu łowię pstrąga 32 cm. Po chwili jest kolejny, ale ten ucieka z brzegu jeszcze przed fotką i pomiarem. Na miejscówce stoję przez następne dwie godziny, ale mam jedynie kilka niewykorzystanych brań. Postanawiam przejść na kolejną metę. Wstawiam w nurt mocno pracującego woblera i po chwili czuję że jego praca gaśnie tak jak przy zaczepieniu o podwodną gałązkę. Zacinam i czuje pulsowanie na kiju. W nurcie widzę brzanę. Pesymistycznie zakładam, że pewnie podhaczona bo stawia całkiem niezły opór, ale jednak nie – haczyk pewnie siedzi w pysku ryby. Ryba ląduje w podbieraku. Cieszę się, że w końcu na turze łowię coś większego niż standardowe 30 – 33 cm. Brzana ma 57 cm. Następnie próbuję jeszcze sprawdzić miejsca w których w poprzednich dniach brały klenie, ale tym razem były zupełnie nieaktywne. Już pod koniec tury próbuję zmienić miejsce na brzanową rynnę, ale ta jest zajęta przez miejscowego „zawodnika” z dendrobenami. Co ciekawe w tym samym miejscu widziałem go rok temu, łowiącego w podobny sposób i beretującego przyzwoitą brzanę. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek pojawia się tam jakaś kontrola?
Bartek: Łowiłem w 3 miejscach. Jak się okazało punkty przyniosło tylko pierwsze z nich. Złowiłem tam klenia 30,5cm i 43cm. Na tej samej miejscówce miałem jeszcze potężną brzanę. Pospacerowała ze mną na Popradzie dobre kilkadziesiąt metrów. Przy próbie poderwania jej z dna (przed wlewem którego bym z nią już nie przeszedł) pękł grot na kotwiczce Ownera. Szkoda, bo to na pewno byłaby moja życiówka. Do tego dołożyłem 2 drapieżne ukleje – obie na małą wahadłówkę 🙂 Po zmianie miejsca podciąłem tylko malutką świnkę. Widziałem ładną brzanę, która wystawiała swój pysk nad wodę, ale nie udało mi się jej skusić. Na ostatniej miejscówce spotkałem Zygmunta. Niestety tutaj też zostałem bez brania.
Maciek: Do punktacji kleń 31 cm i świnka 43 cm. Przyjechałem z marszu bez treningu co nie sprzyjało dobremu wynikowi. Obejrzałem chwilę przed turą dwa nowe miejsca nieznane z poprzedniego roku i na jednym z nich zacząłem turę, ale niestety końcówka płani gdzie widać było aktywne ryby została zajęta przez innego wędkarza. Potem pojechałem niżej i zszedłem łowiąc parę kilometrów, łowiąc w połowie tury punktującego klenia i w ostatniej godzinie świnkę. Poza tym miałem jeszcze tylko klenia około 25cm i uklejkę. Łowiłem mniej więcej po połowie Widłem 5cm i niewielkimi gumkami Fishchaser. Przez większość tury wydawało mi się, że te zawody będące połączeniem braku treningów, nieznajomości rzeki i braku szczęścia skończą się zerem albo miejscem w samym końcu stawki , ale okazało się, szczęście powróciło po zakończeniu tury, bo marny wynik dał niespodziewanie wysokie miejsce, które przed turą brałbym pewnie w ciemno.
Tomek: Tak jak w tamtym roku, mam spory niedosyt. Czułem i widziałem ryby, niestety nie mogłem się do nich dobrać (zwłaszcza do brzan), a jak już dopasowałem streamera na klenia, to czas się skończył [okazało się, że tego dnia interesuje je jedynie streamer bardzo smukły i z wyraźnym akcentem srebrnym] – dwa brania w dwóch pierwszych rzutach i jeden kleń wyjęty, ale niestety za krótki; wcześniej suchą i mokrą nie bardzo były zainteresowane. Na godzinkę wyjąłem nawet zestaw na Hucho, ale niestety bez powodzenia 🙂
Jacek: Ogromne rozczarowanie tyle mogą powiedzieć po ostatniej rundzie na Popradzie. Znów to łowisko okazało się dla mnie niegościnne. Znów nie punktowałem choć miałem na wędce rybę „życia”. Zacząłem i skończyłem na nokillu w Barcicach. Woda dość mocno kopnięta, ale mniej niż w zeszłym roku co dobrze rokowało. Nie będę się rozpisywał, ale poza małym pstrągiem i kilkunastoma agresywnymi uklejami nie miałem na nimfę i suchą muchę żadnych porządnych brań … poza ostatnią rybą. Wzięła na ostatniej miejscówce w szybkim wlewie. Już po zacięciu wiedziałem za mam na haku potężną brzanę, choć przez głowę przeszła także myśl … że może to głowa, bo miejsce głowacicowe. Ryba po zacięciu parła jak lokomotywa, murowała do dna i nie dała się podebrać. Odjeżdżała z 10 razy pod drugi brzeg. Walka trwała ok. 40 minut, bałem się że nie zdążę przed końcem rundy, bo wzięła ok. kwadrans po 14.00. Do końca wierzyłem że ryba jest zapięta prawidłowo, niestety tak jak rok temu okazało się że jest niestety podpięta za płetwę piersiową. Bardzo chciałem podziękować Tomkowi który mi ją podebrał i stracił masę czasu na asystowaniu mi podczas walki. Brzana, bo w końcu pojawiła się na powierzchni miała 71 cm. Dla mnie olbrzym. Była to moja pierwsza brzana „złowiona” na muchę. Walka przednia ale nie muszę mówić że rozgoryczenie było straszne. Znów podcinka … choć to wyraźne branie…Żal wielki. A Popradowi oczywiście nie odpuszczę i w końcu tutaj zapunktuję.
Krzysiek: Tura na Popradzie była dla mnie jedną z najcięższych odkąd jestem w Lidze. Zacząłem razem z Zygmuntem na wypatrzonej dzień wcześniej miejscówce z Tommym, który odwodził mnie od zeszłorocznych miejscówek. Szybko Zygmunt przytulił na muchę śliczną świnkę dając nadzieję na jakieś brania…. ja na tym odcinku miałem skubnięcia drobnicy. Po jakimś czasie zmieniłem miejscówkę i jeździłem tak dość długo niby z braniami ale kleniowymi, a tych ryb nie lubię łowić i nie umiem. W końcu trafiłem na zeszłoroczną miejscówkę po drodze spotykając Piotra i Tommiego, którzy opuszczali już ten odcinek. Na miejscu spotkałem na drugim brzegu Michała, wykonałem kilka testowych rzutów spinem z fajnym łupnięciem w nurcie ale bez „happy end”. Uparłem się zatem na muchę…. po 20 minutach wzięła upragniona Basia….. hol trwał ok 20 minut na wycienionym zestawie muchowym (metoda żyłkowa), połowę holu obserwowała grupka rowerzystów w kluczowym momencie bijąc brawa i wówczas brzana 70+ wyhaczyła się przy wpływaniu do podbieraka… brawa ustały i widzowie szybko ulotnili się J Ja stałem jak wryty z 2 minuty…. Wróciłem na stanowisko i złowiłem 3 brzanki do 30cm…. no pech i tyle. W końcu około 40 minut przed końcem tury wzięła kolejna Basia… znacznie mniejsza od pierwszej za to łatwiejsza…. w holu J 47cm szczęścia i punkciki na koncie są. Wiedziałem, że spadnę z podium ale tak druzgocącego wyniku Roberta się nie spodziewałem! Gratuluję Mistrzu!
Piotrek: Miejscówkę mieliśmy z Tommym wytypowaną już w zeszłym roku, była i jest skrzętnie skrywana do dziś. Pojawiliśmy się na niej wcześniej, żeby poobserwować czy coś się dzieje, ale nie było widać żadnej aktywności ryb. Woda trochę trącona, więc zamiast całego czarnego wobka który pierwotnie wisiał na agrafce założyłem malowanie a’la strzebla. Odczekaliśmy do startu, pierwszy rzut, bum, wisi kleń 33cm. Fota i do wody. Kolejne trzy rzuty, znów bomba, tym razem ryba większa, pod nogami mega szybki prąd, podbieram go ręką i jest, 43cm. Jak na 10minut tury wynik zacny. Kilka rzutów i wpada kolejny grubas, 44cm. Mówię Tommiemu że chyba go nie doholuje bo za bardzo kręci się w kółko. Podbieram ręką a wobler wypada mu z pyska, mega fart. Zaraz potem Tommy łapie pierwsze punkty, prawie łamiąc wędkę i zaliczając kąpiel w rzece łapiąc poślizg przy podbieraniu ryby. Tura jeszcze dobrze się nie zaczęła a my już mamy kozacki wynik. Niestety nic więcej się nie dzieje, wyjeżdżają jakieś małe kleniki, nic na punkty. Zmieniamy miejscówkę na taką, gdzie wracając ze zbiórki widzieliśmy w wodzie na środku rzeki stado jeleni. Początkowo nic się nie dzieje, ale schodzimy niżej i niżej. Mam kilka wyjść ładnych ryb do szczura, ale nie są to brania, chociaż szczur aż wylatuje w powietrze. Łowię jakieś małe ryby, Tommy urywa woblery, nic się nie dzieje. W końcu dochodzimy do ładnego wlewu, ja rzucam szczurem nieco wyżej siebie, jakiś maluch wychodzi do przynęty. Rzucam dalej, i zza kamienia następuje mega bomba, i wyjeżdża kleń na 45cm. Szczura nawet nie widać z pyska. Tommy w międzyczasie ma dwie ładne ryby na kiju, ale nie dociąga ich do brzegu. Potem schodzimy na brzanową metę, ja mam dwa lekkie puknięcia, ale nic do zacięcia. Stwierdzamy że zmieniamy miejsce. Odwiedzany jeszcze trzy miejsca, w ostatnim łowimy w strasznym tłoku gdzie wkoło nas było jeszcze sześciu chłopa, masakra. Mamy brania na topwatery ale nic nie udaje się zaciąć. Dobra tura, liczne brania wykorzystane, zero strat, szkoda tylko że brzany nie dopisały.
Zygmunt: Wędkowanie rozpocząłem wspólnie z Krzyśkiem, który zaprosił mnie na swoją miejscówkę. Po niespełna 6-8 minutach mam delikatne, ale wyczuwalne branie i po kilku minutach holu ląduje w moim podbieraku świnka na 41 cm. Na tym okazie kończę rywalizację, gdyż do końca tury udaje mi się złowić jedynie kilkanaście uklei, które agresywnie brały głównie na nimfę na skoczku, ale i nie gardziły prowadzącą na haku w rozmiarze 10. Niestety, żadna nie potrafiła przekroczyć magicznych 30 cm…
Michał: Poprad – piękna rzeka, nieuregulowana, a mniejsza liczba dni z możliwością łowienia [czytaj bezpowrotnego pozyskania mięsa przez niektórych] przez częste zabrudzenia osadami wody powoduje, że idzie połowić przy sprzyjających warunkach. I tu jest jednak mały problem. Jak zwykle bywa w łowiskach, ryby nie występują wszędzie nawet tutaj. Źle wytypowałem miejscówki, próbowałem na muchę, lecz tylko ukleje i okonki interesowały się zestawem. Na szczęście koledzy się zlitowali i choć trzeci „robiłem” po nich odcinek i tak się udało kilka kleników wyciągnąć, w tym jednego na punkty. Wszystko na 2 cm ciemny woblerek. Dzięki! Gratulacje dla Roberta i wszystkich łowiących!
Rafał: Nie wyszła mi ta tura. Bedzie więc nie o tym co i jak złowiłem ale dlaczego tak źle mi poszło. Trening wprowadził mnie w błąd. W drugim rzucie na początku mojej wytypowanej miejscówki miałem klenia 42 cm. Wobler agresywnie prowadzony, branie zdecydowane. Penetrując okolice też dość szybko złowiłem pstrąga potokowego 33 cm. Pomyślałem więc, że ryby biorą i skupiłem się na przeszukiwaniu okolicy. Nie wydało mi się potrzebne szukanie innych miejscówek a tym bardziej przyjęcie taktyki jeżdżenia po różnych wytypowanych miejscówkach. Liczyłem też tylko i wyłącznie na klenia bo brzan nie umiem łowić gdyż w rzekach dolnośląskich to rzadkość. Okazało się, że dzień jednak był inny. Dużo brań ale samych trąceń, puknięć. Spadły mi dwa klenie jeden taki na oko na styk a drugi 40 tak. I o ile normalnie w taki dzień zaczynam mocno kombinować i szukać sposobu o tyle w ten dzień po prostu opadłem z sił. To był drugi błąd. Bardzo mocno sforsowałem się na treningu w tym upale dzień wcześniej. Przeliczyłem się ze swoimi możliwościami, źle się czułem przez kolejne dwa dni. Na turze po dwóch godzinach miałem dość i nawet zrobiłem sobie przerwę. Zawody są fajne o tyle, że zmuszają do walki do końca a ja od mniej więcej połowy tury męczyłem się czekając na koniec.
Wyniki tury:
Nieobecni więcej niż trzeci raz: Karol, Grzesiek, Maciek Drugi, Weronika oraz Jędrzej – po 18,5 pkt
Nieobecni: Kuba, Brandy, Marcin Drugi i Mikołaj oraz zerujący: Jacek, Rafał i Mateusz – po 17,5 pkt
I miejsce – Robert – 1 pkt [brzany 42 i 45cm oraz klenie 40, 43 i 50cm – 885 małych punktów]
II miejsce – Piotrek – 2 pkt [klenie 33, 43, 44, 45cm – 619 małych punktów]
III miejsce – Marcin – 3 pkt [pstrąg 32cm i brzana 57cm – 361 małych punktów]
IV miejsce – Maciek – 4 pkt [kleń 31 i świnka 43cm – 216 małych punktów]
V miejsce – Bartek – 5 pkt [klenie 30 i 43cm – 205 małych punktów]
VI miejsce – Krzysiek – 6 pkt [brzana 47cm – 198 małych punktów]
VII miejsce – Adam – 7 pkt [świnka 45cm – 196 małych punktów]
VIII miejsce – Zygmunt – 8 pkt [świnka 41cm – 152 małe punkty]
IX miejsce – Tommy – 9 pkt [ klenie 31 i 35cm – 128 małych punktów]
X miejsce – Michał – 10 pkt [kleń 35cm – 86 małych punktów]
XI miejsce – Tomek – 11 pkt [pstrąg 32cm – 53 małe punkty]
Ktoś powie – bez przesady – niby 22 ryby czterech gatunków na 14 osób to żadne cuda. Jeszcze raz napiszę – aura ewidentnie pokrzyżowała nam szyki. Choć jak widać świetny wynik nawet w tych warunkach dało się zrobić [Robert, jako jedyny miał porównywalną ilość punktów co ja, łowiąc przy znacznie lepszej aurze na treningach], czy bardzo dobry jak Piotrek. Poza tym, jak widzicie, sporo ryb spadło. Poprad jest naprawdę jak na polskie realia, całkiem rybną wodą.
W klasyfikacji generalnej sporo się zmieniło. Jedno natomiast jest warte podkreślenia: na półmetku naszej rywalizacji nie ma zdecydowanego faworyta, a różnice punktowe są minimalne. Wygląda na to, że wyścig będzie trwać do końca i być może dopiero końcówka wyłoni zwycięzcę.
Na pierwsze miejsce z trzeciego awansował Robert – 29,5 pkt [1213 małych punktów]
Z pierwszego na drugie spadł Krzysiek, minimalnie ustępując w generalce obecnemu liderowi. Krzysiek ma 31 pkt przy 1109 małych punktach.
Po Popradzie Maciek zamienił miejsce drugie na trzecie – 32 pkt [1135 małych punktów].
Jak widać różnice punktowe między pierwszą trójka są wręcz symboliczne.
Zygmunt utrzymał dotychczasową pozycje. Jest czwarty – 38 pkt [474 małe punkty]
Mimo miernego wyniku wobec po treningowych nadziejach, wróciłem na piątą pozycję. 40 pkt przy 1021 małych punktach. Gdyby przeliczać punkty na długości, to Krzysiek wygrał ze mną na Popradzie…o 2mm.
Z kolei spadek o jedno oczko mimo punktów nad Popradem zalicza Tomek, nie mniej nadal jest wysoko. Ma 42,5 pkt [772 małe punkty].
Podobnie jak Zygmunt, Michał utrzymał miejsce – jest siódmy. 44 pkt przy 434 małych punktach.
Z trzeciego na miejsce ósme spada Jacek – 46 pkt [833 małe punkty].
Nadal dziewiąte miejsce ma Bartek. 49,5 pkt przy 571 małych punktach.
O jeden stopień podciągnął się Tommy – jest dziesiąty, mając 57,5 pkt [461 małych punktów].
Z ósmego na jedenastą pozycje spada Mateusz – 59,5 pkt [897 małych punktów]. Tę sama lokatę zajmuje Marcin Drugi, ale ma mniej małych punktów – 408.
Mimo znakomitego wyniku w popradowej turze Piotr jest nadal dwunasty. 60 pkt i 694 małe punkty.
O jedną pozycje awansował Marcin. Ma 62,5 pkt [436 małych punktów].
Czternasty jest Mikołaj – 65 pkt przy 220 małych punktach.
Piętnasty – Maciek Drugi [77 pkt przy 108 małych punktach].
Na szesnastej pozycji są Kuba z Rafałem – po 78 pkt [Kuba 42 małe punkty, Rafał 64 małe punkty].
Siedemnaste miejsce to Brandy – na razie nie punktował, podobnie jak pozostali niżej – ma 86,5 pkt.
Przedostatni są Karol i Jędrzej – po 87,5 pkt.
Listę zamyka Weronika – jest dziewiętnasta – 88,5 pkt.