Ech, stało się to czego część z nas najbardziej się obawiała i nie ma co ściemniać – należałem do tej grupy. Wszystko przez porąbaną aurę…
Ale od początku. Jako pole rywalizacji na pierwszą tegoroczną turę wylosował się największy okołokrakowski zbiornik. Jest to nie aż tak stara jako zbiornik , nieczynna piaskownia o powierzchni blisko 40 ha, o niezwykle urozmaiconym dnie i na ogół znacznych głębokościach już blisko brzegu. Te 5-6m głębokości jest w zasięgu rzutu nawet na 0,5g jeśli mamy cieniutką linkę. Rybostan w skali tego na co można liczyć w przeciętnej wodzie w Polsce, oceniam na dostateczny. Z marcowej perspektywy spinningowo liczy się tylko okoń. Są nieliczne klenie, które się tam jakoś rozmnażają, bo widuje się ryby 15cm, jak i znacznie większe. Nie mniej ich znikoma ilość w kubaturze wody [do 12,5m głębokości] jest chyba powodem, iż są to poza majem – czerwcem w moim przypadku sporadyczne tu przyłowy. Jest pewnie w podobnej ilości jak kleń znikoma ilość tęczaków z kolejnych zarybień, które jakimś cudem ocalały. Ze wzdręgą jest tak, że jej dużo, ale nie wiem czemu łowi się ryby naprawdę niewielkie. Z płociami na spinning UL jest też nie różowo: owszem dominują ryby około 30cm, ale łowione pojedynczo. Nie znam nikogo, kto był w stanie pochwalić się znajomością jakiejś miejscówki, gdzie trochę odrośnięty białoryb kumulowałby się w jakichś konkretnych miejscach. Mam taką teorię, że takich miejsc jest w tym zbiorniku bardzo dużo i są poza zasięgiem rzutu, bo dno zbiornika jest nieprawdopodobnie urozmaicone.
W sumie nie śledziłem tego ale chyba w całym kraju był ten paskudny wschodni wyż. U nas trzeci tydzień aura była bez zmian: dzień w dzień bezchmurny nieboskłon, temperatury około 10 stopni, choć odczuwalna znacznie niższa, gdyż notorycznie wiało ze wschodu, albo płn. -wsch. Nocami zaś wyraźny mróz po 5-7 stopni. Tura miała się odbyć tydzień wcześniej, ale chcąc nie chcąc trzeba było ją przesunąć, gdyż groziło, że zbiornik będzie pod lodem i faktycznie tak się stało. Kolejny tydzień to już wyraźnie mniejsze mrozy bo po minus 3 i puściło, ale…miało miejsce zarybienie tęczakiem. Ja jakoś nie mam serca do takich „wczoraj” wpuszczonych ryb. Mówiąc wprost – obawiałem się, iż wypaczą one wynik. Mało kto z nas bywał przy tej aurze nad tą wodą, a z kolei po zarybieniu akwen był zamknięty przez kilka dni. No i w sobotę przed turą część z nas się rzuciła by sprawdzić co jest grane. Oczywiście nad wodą dziki tłum, jak na marzec, szczególnie po godzinie 14.00 było widać kilkadziesiąt osób z wędkami. Z rozmów jasno wynikało, że wszyscy tropili tęczaka. I tu pojawiło mi się światełko w tunelu, a nawet dwa. Po pierwsze, mijający mnie ludzie początkowo pytali czy tęczak bierze, ale jakoś tak późnym popołudniem pytania brzmiały „czy widziałem może tęczaka”. Dotarło do mnie, że coś jest nie tak z wpuszczakami. Z kolei Krzysiek będąc na spacerze z dziećmi, także dzień przed, dokonał wywiadu – jak napisał – chyba z 30-ką ludzi i nikt się nie przyznał nawet do brania. Nie tylko tęczaka. Czegokolwiek. No i druga rzecz, która mnie już zupełnie uśpiła. Tkwiąc jak słup w jednym miejscu, na około 6-7m głębokości doczekałem się dziesięciu pewnych brań, jedenaste było domniemane. Wyjąłem osiem ryb: sześć krasnopiór, ale żadna by punktów nie dała, oraz punktowanego już leszczyka oraz fajną płoć.
W świetle tego, co relacjonowali inni, to statystycznie powinno być dobrze. Uczciwie mówiąc punktów byłem pewien, a i śmiało liczyłem na wysokie miejsce, może nawet wygraną. Natomiast nie dopuszczałem opcji, że powtórzy się zeszłoroczny temat zerowania na tej wodzie. Jakże inaczej potoczyło się wszystko na drugi dzień…
Zacznę od tego, że startuje nas w tym roku rekordowa ilość. Jest czterech zupełnie nowych uczestników ligi. Ponieważ niektóre imiona się dublują, chłopaki zgodzili się by dodawać „II” [dwójkę] po ich imieniu, by się odróżniać. Nowe chłopaki to: Mateusz, Maciek II, Marcin II i Grzesiek. Część nowych osób to jak dla mnie wędkarze „totalni”, będący prawie codziennie gdzieś z wędką, czego bardzo im zazdroszczę. W każdym razie widać, że mocno podniosą poprzeczkę i znakomicie. Na samej turze z powodów głównie zawodowych i zdrowotnych sześć osób było nieobecnych.
Jeszcze dzień przed turą jej start przesunęliśmy o godzinę ze względu na zapowiadany mróz. I dobrze bo zaczęliśmy zawody o 8.00 przy temperaturze ledwo nad zero.
W nieprzyjemnym wiaterku ręce grabiały. Widać było trzy taktyki: część nastawiła się na okonia, cześć na okonia z opcją na paszoki, jak nazywamy tęczaki-wpuszczaki no i kilka osób w tym ja na płocie i wzdręgi.
Zaczęło się wbrew pozorom może nie dobrze ale obiecująco – zeszłoroczny wicemistrz – Michał, złowił płotkę na minimalny wymiar dający punkty.
Rywalizacja trwała dopiero niespełna pół godziny. Dawało to nadzieję, że bez cudów, ale coś z tego będzie.
Tymczasem przez kolejne 70 minut wszyscy byli bez brania, nie licząc Piotrka, który w ogóle jako chyba jedyny miał pewny kontakt.
Przed 10.00 stało się… Na tęczaki, jako pierwszy trafił Bartek.
No i kto się zorientował, kto był w pobliżu i zdążył zająć jedno z nielicznych miejsc, z których dało się rzucać, ten miał szansę. Nie wiedzieć czemu te ryby jakby wtedy się ruszyły, a wyglądało na to, iż przytłaczająca ich cześć była w małej, trudno dostępnej dla większej ilości osób zatoczce. Niektórzy desperacko, ale często z sukcesem wbijali się w trzciny.
No i część uczestników nie zeszła o kiju. Ja wcale nie marudzę z tymi tęczakami, bo jednak trzeba je było znaleźć i skłonić do brania. Jeszcze skromnie nawiązał do rywalizacji Robert, łowiąc okonia, podobnie jak wcześniej Michał – na ten minimalny wymiar punktowy 25+.
Nie mniej dwie dzikie ryby na prawie dwudziestu łowiących… Cóż, aura dała ponownie w kość i tyle.
Finalnie rewelacyjny wynik na tle reszty zrobił Mateusz, łowiąc pięć tęczaków.
Punktowali także Krzysiek…
…Maciek Drugi
… Marcin Drugi
…Zygmunt
Trochę żałuję że nie zrobiłem tego, co zasugerowałem na pół godziny przed końcem Marcinowi, by tam poszedł. Sam do końca wierzyłem, że skuszę jakąś płoć na swoim stanowisku. Kolega mnie posłuchał i jako jedyny złowił tęczaka nie w rejonie „trout area” 🙂 tylko trochę poza tym obszarem.
Mnie martwi to, że wkalkulowałem zero na turze nr dwa. Tu byłem pewien punktów, ale to kolejny raz, gdy rzeczywistość uczy, by będąc na rybach nie być niczego pewnym. Nie mniej raz jeszcze podkreślę: niestandardowe mega wysokie ciśnienie, wschodnia cyrkulacja, totalna lampa, mróz w nocy i pełnia…
Nie za bardzo było o czym się rozpisywać, nie mniej cześć uczestników zabrała głos, podsumowując turę – bardzo za to dziękuje.
Robert: Od tury w 2021 nie byłem na Kryspinowie, wieści z nad wody nie napawały optymizmem. Nastawiłem się na szukanie pojedynczego okonia który da punkty. Spodziewałem się też obecności paszoków, chociaż dzień wcześniej mimo sporej liczby wędkujących nie łowiono ich chyba wcale. Po pierwszych dwóch godzinach bez brania spróbowałem przez chwilę rzeźbić w mule larwami za białorybem, ale bez wiary w sukces. Wróciłem do taktyki okoniowej i na półmetku tury z popularnego miejsca udało mi się wyciągnąć pasiaka, który minimalnie przekroczył 25 centymetrów. Wziął na Pintaila w ciemnym kolorze, na 1,5g czeburaszce. W końcu uśmiechnęło się do mnie szczęście, bo w ubiegłym roku trzy razy zerowałem łowiąc ryby którym brakowało milimetrów. Z tego samego miejsca miałem chyba jeszcze jedno branie i chwilę po nim obcinkę. Półtora godziny przed końcem tury doszły do mnie wieści, że chłopaki sobie urządzili zawody trout area na drugim krańcu zbiornika, ale słabo stałem z czasem i się nie przyłączyłem, chociaż pokusa była spora. Zakończyłem łowienie chwilę przed dwunastą, zadowolony z wykonania planu, bo nie liczyłem w tych warunkach na więcej niż jedną przypadkową rybę 🙂
Mateusz: Ogółem obławiałem tylko północy brzeg zbiornika, pierwsze 2 godziny tury spędziłem na poszukiwaniu okoni w rejonie głównej plaży. Łowiłem tam twisterkami i innymi małymi gumami z obciążeniami 3-5 gram, a że brań nie było to stwierdziłem że pójdę na koniec zbiornika gdzie jest płycej i bardziej nagrzana woda. Około 10:30 trafiłem pierwszego pstrąga na obrotówkę numer 3 firmy Caperlan ( Decathlon ) srebrną z czerwonymi kropkami, chwilę później dołowiłem drugiego z tego samego miejsca. Obie ryby wzięły na opadającą blaszkę w pauzie przy zwijaniu już blisko brzegu jakieś 4-5 m. Kolejne brania były z dalsza powiedzmy na oko 20-30 metr, brania były w toni przy pauzach między powolnym zwijaniem. W sumie od 10:30-13 zaliczyłem 5 ryb od 33 do 44 cm. Wszystkie na tą samą obrotówkę, łowiłem kijem Dragon Pro Guide x Fast 2,28 m 3-18 gram z kołowrotkiem Shimano Ultegra fc 2500 z nawiniętą plecionką Spiderwire x8 o przekroju 0,08mm oraz około 50 cm przyponem z fluocarbonu Shimano o przekroju 0,20mm i wytrzymałości 3 kg. Podczas tury miałem 5 brań i wszystkie wykorzystałem 🙂
Maciek: Łowiłem bocznym trokiem z nastawieniem na zasiedziałe ryby , co okazało się słabą taktyką w porównaniu z tęczakami z zarybienia. 5 godzin, kawał brzegu zwiedzone bez jednego brania. Wartościowy trening trzeba było zrobić w środę – wyczekać jak podjadą z tęczakiem i zobaczyć, gdzie wpuszczają.
Marcin: Na marcową turę nie miałem specjalnego planu mając z tyłu głowy ostatnie kilka wypadów na Kryspinów, gdzie zwykle niewiele się działo. Dodatkowo bardzo wysokie ciśnienie nie wróżyło spektakularnych wyników, więc do starcia podchodziłem raczej bez entuzjazmu. Spodziewając się, że główna plaża będzie dość licznie oblegana, postanowiłem udać się dokładnie w przeciwnym kierunku, czyli w północno-zachodnią część zbiornika. Uzbroiłem wędkę i zacząłem spacer wzdłuż brzegu, kombinując z rodzajem i wielkością gumek. Podczas spaceru spotkałem chyba wszystkich uczestników i po raz pierwszy obszedłem cały Kryspinów dookoła. Niestety – nie miałem kontaktu z rybą. Wracając na miejsce startu ok. 11:00 widzę spory tłumek. Podchodzę bliżej i rozmawiam z Tomkiem, który mówi o namierzonych tęczakach. Biorąc pod uwagę zagęszczenie ludzi, decyduję się jednak na kontynuowanie wędrówki. Ok. 12-tej zniechęcony postanawiam wracać do auta. Zakładam jednak obrotówkę. Podczas jednego z rzutów widzę cień odprowadzający przynętę. Poprawiam i w drugim rzucie wyciągam tęczaka 34 cm. Potem rzucam jeszcze kilka razy w przerwy między wyschniętymi trzcinami, ale już nic więcej się nie dzieje.
Krzysiek: Pierwsza tura zawodów nieszczęśliwie padła na mój typ łowiska, typ na siłę ponieważ nie lubię nic planować w marcu ze względu na mało przewidywalna pogodę. Po perturbacjach z przełożeniem zawodów ze względu na mróz moje plany co do tego konkretnie łowiska zostały odwrócone do góry nogami i na lewą stronę. Słysząc o zarybieniu pstrągiem pelletowym oczyma wyobraźni widziałem najazd Hunów na łowisko …. Na szczęścicie sobota jako pierwszy dzień po zarybieniu i z dużym wiatrem nie dały efektów więc najazd rozłożył się w czasie. Typowałem łowisko pod okonia z nadzieją na jego minimalną aktywność – tak, chciałem się zemścić za debiut w lidze jaki zaliczyłem w marcu 2021 na Zalewie na Piaskach. Jakież było moje zdziwienie gdy na miejscówce zobaczyłem Jego …. Moje guru wędkarstwa z Ligi, normalnie Guru ma teleporta. Cóż, rozstawiłem się na końcu wytypowanego odcinka i przez ponad 2h katowałem miejsce bezowocnie. W duchu narastała decyzja o powolnym desancie na drugi, bardziej wietrzny brzeg. Jadąc pogodzony już z okrągłym wynikiem i zerem na koncie postanowiłem zahaczyć o jeszcze jeden dający jesienią jakieś okonie odcinek. Tam zastałem w pozycji klęczącej Wirtuoza Wykałaczek z Ligi, zagadany wpuścił lisa do kurnika – jak wyszło w rozmowie kilka minut wcześniej złowił punktowanego tęczaka w niegłupim rozmiarze… W drugim rzucie kopytkiem od Fischasera na 2g główce łowie moją pierwszą rybę tegorocznej Ligi w rozmiarze identycznym jak w nowo założonym roboczym teamie AZURA TEAM. Dalej było już celowe poszukiwanie kolejnych paszoków, teamowy kolega nieszczęśliwie spina ładnego 40+, chwile później sytuacja z mniejszym pstrągiem powtarza się u mnie. W międzyczasie kwity sprawdza nam SSR z koła Zwierzyniec i z tajemną wieścią idzie w teren głosić na chwałę Związku pieśń o wielkim braniu i zasługach w rybostan Zalewu i innych zalew octowych…. Skuteczne hole widziało kilku z Ligowych Kolegów, wkrótce i u nich kijki się gięły, nawet jeden taki Mateo nie szanując ducha rywalizacji i stanu psychiki kolegów z ligi odjechał z wynikiem na okolice 2mb pstrąga …. Oby zakończenie Ligi miał równie udane jak początek – szacun !!! Azura Team spiął kilka jeszcze ryb nieszczęśliwie, mi udało się doholować jeszcze jednego pstrąga i zakończyłem z wynikiem 37cm pierwsza ryba i 42 cm druga oraz złamaną szczytówką magicznej witki Azura 🙁 Nie wiem czy Wirtuoz przyjmie mnie jeszcze do kurnika bez oliwkowego patyka :/
Zygmunt: Poniżej dwa zdania mojego komentarza, gdyż i tak nie ma o czym tutaj pisać. Wszystko pochowane po kątach, wg mnie ryby po prostu nie żerowały (na co dawały nadzieję wyniki z Twojego treningu w sobotę – liczyłem, że się coś powtórzy). Wędkowanie rozpocząłem z postanowieniem znalezienia skupisk białorybu, licząc, że w okolicy będą się kręcić większe sztuki, a może i okonie.
Łowiłem małymi, muszkarskimi przynętami, starając się je prezentować w możliwie głębokich miejscach, mając na uwadze, że w sobotę nie widziałem żadnych oznak obecności ryb w płytszych partiach zbiornika. W ten sposób wędkując, obszedłem ok. 30% linii brzegowej i doszedłem do Bartka i Krzyśka akurat w momencie, gdy Krzysztof podbierał swojego pierwszego tęczaka. Przezbroiłem zestaw na spinning i po ok. godzinie miałem jedyne branie i jedyny kontakt w tym dniu z rybą. Wzięła na wirówkę – tęczak miał 38cm długości. Do końca rundy niestety nie miałem już żadnych efektów. W moich oczach największym pechowcem był Bartek, który miał na 100% cztery ryby, z czego dwie mu spadły, a jedna zerwała cały zestaw. Szkoda, bo jego poświęcenie graniczące z masochizmem, tj. moczenie się w wodzie po pas przy przeciekających woderach warte było docenienia. Szkoda.
Jacek: Po pierwszej turze biorąc pod uwagę aktualną pogodę nie spodziewałem się wiele. Jakakolwiek ryba na punkty byłaby osiągnięciem. Nastawiałem się raczej na białoryb lub okonie, a nie tęczaki. Nie bawi mnie łowienie w stylu trout arena.
Przeszedłem całą wschodnią i północną cześć zbiornika bez zauważalnego brania i wynik na zero. Za to pogoda fajna, plażowa można się było poopalać. Pomimo braku brań podładowałem trochę akumulatory, bo nie byłem na rybach z 5 miesięcy. Mam nadzieję ze na Brzegach uda się zapunktować.
Bartek: Jeszcze przed turą postanowiłem, że nie będę łowił w miejscu w którym spodziewałem się największej liczby wędkarzy – kto łowi na Kryspinowie, wie o które miejsce chodzi 🙂 Wystartowałem na północnym brzegu, ale niestety bez jakichkolwiek efektów. Przeskakiwałem na kolejne miejscówki nastawiony w zasadzie wyłącznie na białoryb. W kolejnym z takich miejsc spotkałem Piotrka, który potwierdził moje przykre obserwacje nt. żerowania ryb w tym dniu. Zająłem następną miejscówkę obok niego, a gdy tylko kolega się przemieścił, zająłem jego miejsce. W sumie nie wiem nawet dlaczego tam poszedłem. Przecież też łowił bardzo lekko w tym miejscu. Posłałem do boju FishUp Stonefly’a na 0,8g i jakież było moje zaskoczenie gdy w pierwszym lub drugim rzucie, podczas opadu nastąpiło branie. Szybkie zacięcie i…… k****, kołowrotek nie zwija żyłki. Coś się zacięło. Potem chyba najśmieszniejszy hol jaki w życiu robiłem (jeszcze lepszy od tego, który Brandy oglądał na starorzeczu). W jego trakcie dwa razy próbowałem diagnozować przyczynę awarii kołowrotka robiąc przy tym luz na plecionce na 1-2m. Gdy stwierdziłem że nie wiem o co chodzi wyrzuciłem wędkę na brzeg i zacząłem rybę holować ciągnąc plecionkę Musiało to wyglądać komicznie, ale nikogo w pobliżu nie było. Hol nie był specjalnie dramatyczny, ale robiłem to w takim napięciu, że kiedy tęczak wjechał do podbieraka poczułem wielką ulgę. Szybkie mierzenie – 38cm i do wody. Są punkty. Już nic nie muszę. Zaczynam się wiązać, bo wszystko było ekstremalnie splątane. Gdy kończyłem, akurat przyszedł Krzysiek, który ustawił się tuż obok mnie. Pierwszy lub drugi rzut i bomba. Ma rybę. Już wiemy, że kolejny paszok. Jak się okazało to był początek zbierania punktów przez kolejne osoby które dołączały do miejscówki. Ja sam miałem jeszcze 3 ryby na kiju – pierwsza szybko spadła po braniu 5-10m od brzegu (też na gumkę), kolejna też szybko się spięła, ale już znacznie dalej od brzegu, a ostatnia odpłynęła z moją wahadłówką zaraz po tym jak strzeliła mi plecionka na przelotce. Nie mam satysfakcji z tej tury. Wolałbym łowić płocie, wzdręgi, okonie, leszcze. Ale kiedy piszę tę relację to coraz bardziej się cieszę z pierwszych punktów w sezonie.
Piotr: Turę rozpocząłem od poszukiwania okoni. Po niemal godzinie niepowodzeń zdecydowałem się poszukać białorybu, nawet zaliczyłem jedno skubniecie przy trzcinach. Za chwilę pojawił się Bartek, który jak się potem okazało od razu po opuszczeniu przeze mnie miejscówki katowanej przez niemalże dwie godziny, zaliczył branie, a potem cała ekipa zbudowała tam 95% ligowego wyniku. Po przeniesieniu się pod inne trzcinowisko zaliczyłem jeszcze jedno branie na mikro kopytko Fischaser, i spadła mi konkretna ryba po kilku sekundach holu, zsuwając gumkę na kolanko bezzadziorowego haka. Potem jeszcze próbowaliśmy z Tommym zdusić jakiegoś pasiaka, ale bezskutecznie. Gratulacje dla Michała i Roberta za ciężko wypracowane ryby!
Wyniki tury:
Nieobecni – Weronika, Karol, Grzesiek, Rafał, Mikołaj i Jędrzej oraz zerujący- Brandy, Jacek, Tomek, Tommy, Piotrek, Maciek, Kuba i ja – miejsce dziesiąte – po 16,5 pkt.
VIII miejsce ex aequo – Michał [płoć 25cm] i Robert [okoń 25cm]- po 8,5 pkt [po 26 małych punktów]
VII miejsce – Marcin [tęczak 34cm] – 7 pkt [75 małych punktów]
VI miejsce – Maciek II [tęczak 37cm] – 6 pkt [108 małych punktów]
IV miejsce ex aequo- Zygmunt i Bartek [po tęczaku 38cm] – po 4,5 pkt [po 119 małych punktów]
III miejsce – Marcin II [tęczak 39cm] – 3 pkt [130 małych punktów]
II miejsce – Krzysiek [tęczaki 37 i 42cm] – 2 pkt [271 małych punktów]
I miejsce – Mateusz [tęczaki 34,37, 39 i 2 x 44cm] – 1 pkt [683 małe punkty]
Wielkie gratulacje dla zwycięzców!
Jedna odpowiedź
Jeszcze raz gratulacje dla Mateusza! Co by nie mówić paszoki też trzeba umieć łowić – szybko, sprawnie i tak mieć dobrany sprzęt żeby nie spadały.
Krzysiek popłakałem się czytając Twój komentarz, zgadł bym że chodzi o Bartka:)
Co do mojego łowienia tym razem postanowiłem siedzieć w jednym miejscu i czekać na stado płoci na co się doczekałem po 30 minutach (jeszcze złowiłem dwie mniejsze płotki zaraz po złowieniu ryby „kontaktowej”) uśmiech na twarzy zrobił się sam. Niestety słabe żerowanie ryb (grunciarze w lepszych miejscówkach byli na zero) i fakt siedzenia w jednym miejscu, bo okazało się że ryby ruszyły się w innym miejscu „falami” zakończyło rywalizację szczęśliwie bez karnej premii punktowej.
Jeszcze raz gratulacje dla punktujących!
Michał