Kontynuując zgodnie z obietnicą relacjonowania całej sprawy, jaką aktualnie sam mam z okręgiem, informuję jaki jest rozwój sytuacji. Niezależnie jaki będzie finał przebiegu zdarzeń, a finał, przynajmniej w moim pojęciu będzie nie szybko, przedstawiam temat, bo na tym przykładzie chcę pokazać, jakiego charakteru stowarzyszeniem jest jeśli nie całe PZW, to okręg krakowski związku.
Z początkiem listopada dowiedziałem się, iż – uwaga 🙂 – na podstawie głosowania zarządu okręgu, zostałem usunięty z szeregów związku. Po pierwszym zdumieniu , śmiać mi się chciało. Mój ogląd tego ruchu ze strony włodarzy jest następujący:
- Zrobili to chyba, by ośmielić sąd kolesiowski i nadać mu jakąś tam podstawę prawną.
- Zrobili to po prostu dla lepszego samopoczucia, bo cóż im pozostało, jeśli przywrócili poprzednie [dłuższe] okresy ochronne, czyli krótko mówiąc – przyznali rację składającym petycję.
- Zrobili to dla efektu propagandowego, żeby móc rozgłosić fakt dokonany [przecież są walne].
Tu zauważę, iż zupełnie inne postawy prezentują prezes i dyrektor okręgu. Ten pierwszy na walnych mocno akcentuje przywrócenie dłuższych okresów ochronnych i nie wiem czy taktownie, ale jednak przemilcza życzeniowy jak na razie fakt wyrzucenia mnie z PZW. Dyrektor biura zaś niespecjalnie kwapi się do informowania o powrocie do poprzednich zapisów regulaminowych, za to ostentacyjnie komunikuje, jak to okręg mnie wywalił. No się chłop rozbrykał. Przez takie głosowania, to sobie mogą… Nie mniej jest to niezgodne z prawdą, gdyż wyrzucony będę po sądzie kolesiowskim, który, o ile zaryzykuje taką decyzję, ma się odbyć 21 grudnia. No i też nie wykluczam wykorzystania tego faktu przeciw dyrektorowi, ale już w sądzie niezawisłym. Mam już kilka takich informacji na piśmie i gdyby ktoś był na takim walnym i też chciał potwierdzić fakt, iż dyrektor biura komunikował takie rewelacje przed 21 grudnia, to będę zobowiązany.
Nawiasem mówiąc, podejrzenia włodarzy, że mają kreta w zespole, są o tyle chybione, że oni wszyscy „chlapią” na lewo i prawo o całej sytuacji, a w poszczególnych kołach, to faktycznie mam wielu znajomych. Natomiast w szeroko rozumianym zarządzie rzeczywiście są ze trzy – cztery osoby niespecjalnie podzielające „gospodarkę” okręgu, nie mniej czując, że są w mniejszości, raczej się nie wychylają.
W każdym razie dostałem wezwanie na 21 grudnia na 15.00. Zarówno dzień jak i pora są wredne, bo w zasadzie uniemożliwiają mi wezwanie przynajmniej części świadków, jakich planowałem wezwać. Nie mniej dam im szansę wytarzać mnie w pierzu i smole, ku ich satysfakcji, a i przestrodze dla innych, którzy ośmieliliby się podnieść rękę na prawidłową gospodarkę rybacko – wędkarską. A poza tym pismo brzmi jak wezwanie nie na sąd, a na egzekucję 🙂
Ale żarty na bok. Proszę Czytelników – ja nawet minuty bym nie poświęcił na tłumaczenie komukolwiek w okręgu czegokolwiek, gdyż dla każdego [i dla nich pewnie też] sprawa jest oczywista, a pozbawienie mnie członkostwa i konieczność wykupu zezwolenia jako niezrzeszony, jest karą mało dolegliwą. Po prawdzie, nie jest żadną karą, bo to, że zapłacę w skali roku 160 – 200zł więcej [czyli około 14 – 18 zł więcej na miesiąc] jest na szczęście symbolicznym tylko obciążeniem. Bądźmy poważni. Natomiast nie ukrywam – traktuję to ambicjonalnie, to fakt, gdyż idzie tu najzwyczajniej o to, czy dalej będziemy robieni w konia: będą zarybienia, dotacje, żonglowanie przepisami, tylko ryb nadal nie będzie, ze wskazaniem, iż będzie ich raczej jeszcze mniej. Dlatego wykorzystam wszystkie regulaminowe możliwości obrony w sądzie kolesiowskim i raczej na tym nie poprzestanę.
Nawiasem mówiąc panowie z Bulwarowej żyją chyba w jakiejś, jak to się dziś modnie mówi – „bańce” i raczej nie są świadomi jak wielu łowiących [niezależnie czy jest za zabieraniem ryb czy nie] negatywnie postrzega działania okręgu. I sam jestem zdziwiony skąd czasem takie czy inne informacje dostaję. Tzn. ze „strony” którą postrzegałem często, jako orędownika PZW. Żeby nie być gołosłownym, uchylę rąbka jednej tylko tajemnicy: są jakieś niejasności odnośnie odszkodowania, które okręg ponoć otrzymał od gminy Dobczyce, za zanieczyszczenie Raby w 2017r. Ponoć miało z tego być dodatkowe zarybienie , a zrobiono z tego [podobno] zarybienie operatowe…
Ja takie informacje sobie zbieram i powolutku sprawdzam.
Otwarcie też oświadczam, iż nie jestem agentem Wód Polskich czy innych administracyjnych tworów. W ogóle nie jestem niczyim agentem. Po prostu chciałbym, jeśli pozwoli zdrowie za 5 czy 10 lat pojechać na nockę sandaczową w październiku i mieć realną szansę na fajną rybę, przynajmniej miarową; chciałbym połazić nad Krzeszówką [bo mam ją najbliżej] i mieć szansę na powtarzalny kontakt choć z rybami 30+, a nie w kółko bladymi glutami dł. 15cm wpuszczonymi w marcu, których ilość/przeżywalność ewidentnie spada z roku na rok od 2014r; chciałbym pojechać nad Kanał Łączański i złowić parę jazi pod 50cm, jak było to jeszcze 7 lat temu. I mam uzasadnione obawy, że raczej jest to mało prawdopodobne. A osób tak postrzegających problem w szeregach związku jest naprawdę wiele.
Ale PZW w kształcie jaki znamy dożywa swoich lat. Dobitnie świadczą o tym użalania się działaczy na tegorocznych walnych, że kończą się za kilka lat umowy dzierżaw wód i oni już wiedzą, że raczej nie będą przedłużone. Chyba wiedzą co mówią. Więc pytają wędkarzy, czy nie znają jakichś fajnych żwirowni, stawów, które można by kupić, bo „okręg pieniądze ma”. No i tu widzę dwa problemy:
– nikt trzeźwo myślący nie sprzedałby PZW w kształcie działań jakie prezentuje, nawet kałuży z kijankami
– te 180 osób, które podpisały petycję, bez wątpienia byłyby w stanie stworzyć lobby pro PZW znacznie skuteczniejsze, niż te „dziadki”, które stanowią gros obecnych na walnych, ale osoby, które podpisały petycję przy takim traktowaniu lobby raczej nie stworzą i nikt inny raczej też nie
Mam nawet teorię, iż PZW wiedząc, iż straci co najmniej wszystkie wody płynące, prowadzi swego rodzaju taktykę „spalonej ziemi” a raczej wody. Stąd tylko markowane jakieś tam ruchy ochrony, zarybień itp.
Ja nie należę do naiwnych i choć chciałbym się mylić, to Wody Polskie odbierając PZW dotychczasowe dzierżawy, raczej nie będą lepszym gospodarzem. Nie mniej z bardzo dużym prawdopodobieństwem, będzie jedna różnica: będą choć trochę podatni na zorganizowany głos wędkarzy w przeciwieństwie do niezwykle wąskiej grupy, przyspawanych do swoich stołków działaczy, chowających się za statutem, który tłumaczy wszystko. A ta podatność wynikać będzie z jednego: ich stołki [Wody Polskie] będą wypadkową wyników wyborów powszechnych, a panowie w PZW wybierają się między sobą. Marne to dla mnie pocieszenie, nie mniej wyjdzie chyba na moje i PZW zostanie grubo zmarginalizowane.
Potwierdza ten fakt także rzecz, którą wiem od dawna, nie mniej by nie zaogniać i tak w sumie nieistniejących już relacji z jednym z kolegów, nie pisałem o tym wcześniej. Otóż poza paroma innymi przyczynami koło w Liszkach powstało głównie, by spróbować dotrzeć do najważniejszych urzędników gminy, na terenie której jest sporo zbiorników, m. in. świetnie zagospodarowany zbiornik wędkarskiego stowarzyszenia Dęby [nie są w strukturach PZW]. Ja od początku miałem z tego tytułu niesmak, jak cholera, bo na moje uwagi, że przecież jest to czyjeś, ktoś wsadził w to pracę, czas, jeden z działaczy odpowiedział „a co się przejmujesz, grunt, że nasze będzie…”
A póki co, to do 21-go 🙂