Pstrągowa Raba, także w gronie startujących w tegorocznej lidze ma zgorzałych wielbicieli oraz – delikatnie nazywając – sceptyków. Należę do tej drugiej grupy. W każdym razie już to trochę rzutowało na podejście poszczególnych osób do tej tury. Kilku z nas oczywiście wybrało muchę, bo nie dość, że preferują tę metodę, to po zarybieniach na obu odcinkach, ale szczególnie muchowym, ryb jest masa, choć są to pstrągi drobne, wg naszych zasad nie dające punktów [poniżej 30cm]. Wybór muchy okazał się nie do końca trafiony, podobnie jak nastawienie się na ryby inne niż pstrągi [głównie klenie], co sam zresztą zaplanowałem, bo poza streamerem, to pstrągi niespecjalnie reagowały na przynęty serwowane tą metodą, a drapieżny białoryb kompletnie nie istniał. Za to kropki nieźle współpracowały ze spinningistami i zdradzając nieco finał: wprawdzie wygrał i to zdecydowanie muszkarz, ale kolejne osiem miejsc, to zawłaszczyli spinningiści. Bywam nad Rabą sporadycznie, więc nie umiem tego ocenić, ale zawsze podczas ligi w moim wypadku szło o to, by dążyć do kontaktu z rybą. Tymczasem na ostatniej turze brania były liczne, także ryb zdziczałych, dużych i pięknych, choć dominowały rachityczne wpuszczaki. Za to można było się załamać ilością spadów. Nie wiem, czy to był taki dzień, że te ryby brały ostro ale równocześnie bardzo ostrożnie, jakby półgębkiem, czy są już tak skłute. Ja dopiero jak przeczytałem komentarze pozostałych uczestników tury, to zrozumiałem, iż nie miałem jakiegoś nieprawdopodobnego pecha, tylko ilość ryb spiętych tego dnia, biła rekordy u wszystkich.
Z 21 osób startujących było nas nad Rabą 15 ludzi. Aura niezbyt ciekawa: po jeszcze względnie pogodnym dniu w nocy przyszło zachmurzenie. Świt miał grobowy charakter z jednolitym zachmurzeniem i praktycznie notoryczną mżawką, którą przerywały kilkuminutowe bardzo silne opady. Przynajmniej ja tak miałem na moim odcinku.
Ponieważ pierwszy raz można było się normalnie spotkać, wielu z nas widziało się dopiero po raz pierwszy. Michał przywiózł tegoroczne koszulki ligi – w trochę innym stylu kolorystycznym, by żony czy dziewczyny nie nudziły, że non stop łazimy w tych samych ciuchach 🙂 Kleń goni Piotrkowego szczura. Michał – dzięki! Są piękne jak zawsze.
Ja pierwszy raz odkąd bawimy się w ligę przyjechałem bez żadnego rozpoznania czy treningu. Trochę to wynik powiedzenia sobie, że jeśli dana woda nie będzie w danym czasie także poza ligowo w moich planach, to zero treningów, a poza tym nie byłoby i tak kiedy. Czasu miałem tak mało, iż doszło do tego, że pudełko na tę turę przyszykowałem dopiero w nocy przed wyjazdem, a wstawałem przed 3.00. Po pierwszych sygnałach od kolegów z treningów o czym niżej, miałem jakiś konkretny plan, nie mniej na dzień przed wyglądało na to, że woda zamarła. To też trochę zdezorientowany spakowałem bardzo różne przynęty, w tym kilka „dziwactw”.
Jeszcze na cztery dni przed turą Robert utwierdził mnie, iż mój plan łowienia na niższym odcinku z nastawieniem na klenia ma sens, choć nie czując wody i mało tu bywając, było to trochę ryzykowne. Ale jakoś nie mam serca do wyższych fragmentów typowo pstrągowych, które jawią mi się, jako taka płynąca komercja. Ale to tylko moje zdanie. W każdym razie wynik kolegi był całkiem, całkiem: dwa grubo punktowane kleniska i nieduży ale także na punkty boleń [dodatkowe 100 pkt premii za podwójnie liczony wymiar ochronny wg naszych reguł w przypadku tego gatunku].
Jeszcze na drugi dzień info przekazał mi Marcin, który nad Rabą był pierwszy raz w życiu, a mimo to ryby łowił, w tym punktujące.
Chyba nie tylko moje plany stanęły pod znakiem zapytania, po informacjach Piotrka i Maćka na dzień przed. Zero. Woda milczy. I na odcinku już niższym [poniżej ujścia Stradomki] i odcinek muchowy. Cisza…
5.45. Wszyscy pewnie na pozycjach. Ja już wiem, że mój plan zjechania na odcinek „kleniowy” poszedł się pałować. Po drodze chciałem poświęcić godzinę, na fragment, o którym wiem z zeszłego roku, iż zakotwiczyły się w nim na dobre ryby zdziczałe, często niemałe. Dojazd po deszczach jest jednak taki, że auto już tu, gdzie trakt jest całkiem, całkiem, muszę zostawić daleko od rzeki i drałować te 300-400m. Na planowanym fragmencie docelowym niżej, musiałbym iść z 1,5km. Bez auta terenowego nie ma szans. Stwierdzam, że już tu zostanę i coś wymyślę.
Mija mnie Michał i dzielimy się odcinkiem, zgodnie zresztą z tym, jak sobie zaplanowaliśmy wcześniej. Na szczęście nie ma kolizji.
Woda minimalnie , ale tylko minimalnie trącona, podniesiona w stosunku do niżówki jaką rok temu widziałem ze 20cm. Warunki moim zdaniem świetne dla spinningu. Na początek obławiam dosłownie sam brzeg mikro wirówką. W drugim rzucie mam malutkiego pstrążka. Potem w ruch idzie ok. 7cm mojej roboty wobler sprzed 20 lat. Połowił skutecznie rok temu [dwa razy na Rabie byłem czwarty]. Niestety cisza, więc zamiana na wahadło, także „handmade”. Dziesięć kroków w dół i powtórka całego schematu. Znów dziesięć kroków i…ulewa. Wracam na drugi brzeg, gdzie zostawiłem zabrany ze sobą sztormiak. Leje jak cholera. Postanawiam obławiać samą wirówką okolice brzegu. W pierwszym rzucie mam bardzo silne branie, ale ryba się nie zacina. Kilka minut potem, już niżej, dwa kolejne ale takie anemiczne stuknięcia. Zmieniam wirówkę złotą na srebrną, ale cisza. Znów tylko mży. Przychodzi Michał. Opowiada, że pięć minut woził się z potokowcem 50+, ale ryba spadła. Nie mniej jest zadowolony, gdyż ma jeszcze pstrąga 36cm. Okazuje się iż to pierwsza punktowana ryba tury. Złowiona zaledwie w siódmej minucie.
Gdy tak rozmawiamy, zmieniam wirówkę 00 na zupełnie mikro wirujący ogonek Fishchaser`a. Przy koledze zapinam chyba miarowego potokowca – wpuszczaka. Taki z 32 – 33cm. Spada…
Michał wraca na swój fragment, a ja z powrotem idę w górę i jak planowałem robię przeciwległy brzeg. Niestety, poza domniemanym powąchaniem woblera – nic.
Tymczasem u innych wręcz odwrotnie. Dosłownie trzy minuty po pstrągu Michała, Piotrek na dużego Pintail`a złowił klenia 37cm.
Dziesięć minut po nim, minuta po minucie do gry wchodzą Marcin – pstrążkiem 30cm…
…i Kris, który wychodzi na tym etapie, na prowadzenie. Jego zdobycz ma 40cm.
Osiem minut później znów wszystko się zmienia, gdyż bardzo mocno znowu punktuje Piotrek. Skusił bolenia 58cm.
Do gry wchodzi i to nie tak na styk Krzysiek. Łowi, na moje oko rybę zdziczałą 43cm.
Po tych pierwszych około 35 minutach, deszczyk jakby słabnie, choć nadal jest bardzo, bardzo ponuro. I niezbyt ciepło. Tylko 10 stopni. Gdy pierwszy raz wszedłem w wodę, nie pożałowałem, że pod spodnie ubrałem coś jeszcze. Woda też chłodna, nawet jak na Rabę i koniec maja.
Udaję się na punktową miejscówkę. Dosłownie taki dół w dnie 10 x 15m. Około 2m głębokości. Coś się tu zawsze działo. Poświęcam z 10 minut. Nic. Już trochę zaniepokojony idę z 200m wyżej. Bardzo szybka woda, ale z mini zastoiskami pod drugim brzegiem w zeszłym roku sporadycznie ale dawała, na treningach co prawda pstrążki 30+ i raz punktowanego klonka. Schodzę skrupulatnie, ale widzę, że nic z tego nie będzie. Znów jestem przy tej dziurze tylko trochę wyżej nad nią. Mam energiczne pobicie mniej więcej w miejscu, gdzie stanąłem, jak tam wcześniej podszedłem. W powietrze startuje ładny zielono – brązowy, ciemny i gruby potokowiec. Taki z 35 – 37cm. Jeden, drugi, trzeci piruet w powietrzu. Osłabł. Spokojnie podprowadzam go w podbierak [mam bardzo mocny i szybki kij do 15g z żyłką 0,20mm]. Tuż przed siatką ostatni skok i się wypina… Przygnębiające. A inni łowią!
Pierwszy z muszkarzy mocno akcentuje swoją obecność. Potok Zygmunta ma 38cm. Jest tuż po siódmej.
Zaledwie mija pięć minut i debiutujący w lidze podobnie jak Marcin, Jurek ma pstrąga 31cm.
Wszystko na grupie komentuje na gorąco Rafał, który ze względu na kontuzję nie dojechał z Wrocławia. Dobrze, że wyciszyłem komunikator, bo mnie by dobiło 🙂
Tymczasem Robert widząc, co się dzieje – dochodzące sygnały pokazują, że w temacie pstrąga jest szansa coś ugrać, a w temacie kleni zupełnie nie, opuszcza swój odcinek i jedzie w górę rzeki. Dość szybko zalicza pstrążka na styk – 30cm.
Podobną decyzję podejmuje Jacek na odcinku muchowym. Opuszcza upatrzoną bankówkę , gdzie nic się nie wydarzyło i jedzie trochę niżej, skutecznie punktując – 41cm.
Ja uparcie mieszałem w tej wielkiej dziurze, ale bez efektu. Powoli, dosłownie metr po metrze schodzę w dół. Zaczyna się wysoki brzeg i robi płycej. U podstawy lekko stromej burty, zalane teraz trawy. Spokojna metrowa woda. Rzucam wahadłówką. Wabik znoszony w dryfie pod brzeg, zostaje wyniesiony ku powszechni. Czarny, około półmetrowy cień błyskawicznie uderza w przynętę. Tylko wielkie „chlup” na wodzie. Nie wiem jak to zrobił, ale chyba nawet się nie ukłuł. Wahadłówka wyleciała w powietrze nad wodę. Dla mnie był to już bardzo duży pstrąg. Zaczynam się martwić.
Tymczasem mocno do ewentualnego podium puka Brandy. W odstępie niespełna 10 minut łowi dwa potokowce: 30 i 40cm.
Znów przeszła fala silnego deszczu. Po czym zachmurzenie nadal jest totalne, nie mniej już niejednolite. Niebo lekko pęka, chmury są na różnych wysokościach. Pojawia się lekki wiaterek z zachodu. Temperatura zauważalnie się podnosi. Jest wyraźnie po 8.00.
Jacek pokazuje, że Rabę zna, lubi, a rzeka lubi jego. No i zna rzemiosło. Zgłasza pstrąga 38cm.
Niespełna minutę po nim, Michał, który zapunktował jako pierwszy, doławia drugą swoją zdobycz – 31cm.
Ja w desperacji obławiam nijaką relatywnie płytką, równo ale dość szybko płynąca wodę. Wyjmuję dwa pstrągi, ale samo tylko przyłożenie do wędki pokazuje, iż brakuje im z 1,5 – 2cm. Do wody. Na końcu odcinka jest zakopane w nurcie drzewo. Przy nim – tradycyjnie – mini rynna. Tyle że woda gna tu nie na żarty. Ale w dołeczku przy dnie powinien być spokój. Gdy wobler idąc pod prąd mija bliższą mi krawędź ciemnej wody, znów jest dość silne branie. Podobnie jak godzinę wcześniej, fajny ciemny, brązowy pstrąg fika słownie raz w powietrzu. Tylko raz. Wypina się. Ja pier… Zaczynam wymiękać i powoli mówię sobie, że trzeba się oswajać z zerem. Tak sobie w myślach już układam, jak opiszę, że miałem pecha, bo non stop spady i spady…
Tymczasem Robert wzbogaca się o kolejne punkty – potok 37cm.
Już bliżej dziewiątej stawkę wyraźnie, ponownie podnosi Brandy. Jego trzeci pstrąg ma 39cm.
Chwilę później Kris też doławia swojego drugiego – 30cm.
W tej samej minucie następuje u mnie „przełom”. Na beznadziejnej wodzie, gdzie rzucam bardziej z automatu, planując potem raz jeszcze zrobić te pierwsze 150m z początku tury, mam atak. Uwiesza się wyblakły potoczek- wpuszczak. Tak dla zasady przymierzam w wodzie do wędki i… wygląda, że ogonek troszkę wystaje za to 30cm. Jak ja się wtedy czułem! Jak jakiś kłusownik. Rozglądam się wokół czy nikt nie widzi, jak cuduję z takim maleństwem. Mierzę go w podbieraku. No faktycznie ma na pewno te 30,5cm. Fota, wypuszczam. Niby ulga…
Tymczasem mija 9.00, tura powoli wchodzi w końcowy czas. Ponownie, wyraźnie akcentuje swój udział Jurek. Drugi kropas ma 38cm.
Znakomity finisz ma Jacek – kolejna ryba i 43cm.
Ja tymczasem, nieco spokojniejszy, zarzucam plan ponownego zrobienia pierwszego odcinka. Postanawiam pierwszy raz iść około 1,5km w górę. Wiem, że jest tam taka bezpłciowa płań, ale dość głęboka z jak na Rabę bardzo wolną wodą. Znów przechodzę na drugą stronę, bo tam jest ścieżka chyba wyjeżdżona przez quady; szybki marsz. Jestem na miejscu. Gęste wikliny. Widać, że za wielu tu nie łowi w przeciwieństwie do pierwszego odcinka jaki wybrałem. Mam około 300m do celu i z ciut wyższego brzegu widzę jakiegoś wędkarza, ale to nikt od nas. Nie wchodząc w paradę zawracam i ze 100m niżej wchodzę w wodę.
Rzucam tym żaruwiastym woblerem. Staram się trafić dosłownie jak pod klenia, pod same trawy, kamienie przy brzegu naprzeciwko i potem jak przy boleniu – gaz, gaz, gaz z lekkim takim pseudo twitchem co kilka obrotów korbki. Nagle zza lekkiego w tym miejscu łuku, pokazuje się Brandy, którego nie widziałem wcześniej. Zamieniamy kilka możliwie cichych zdań na odległość, gdy mam poważny strzał. Od razu wiem, że nie „orzeszek” i łyknął poważnie, bo zero skoków. Hol spokojny, choć niekrótki. Błogostan umysłu. Szacuję go na 47-48cm. Grubas. Ma jednak tylko 45cm, ale nic a nic mnie to nie martwi.
Gdzieś tam na swoim fragmencie Jacek nie zatrzymuje się i doławia jeszcze malucha, ale na punkty.
Na około 45 minut przed końcem, zaczynam wierzyć, że powojuję w stawce. Po spudłowaniu jednego obiecującego brania, kilkanaście metrów niżej, wyjmuję wpuszczaka 33cm.
Prawie równo ze mną, gdzieś tam niżej Michał ma także swoją trzecią rybę i też 33cm.
Przedostatnim punktującym jest Piotr. Po przerzuceniu kilkunastu małych rybek i jemu trafił się potoczek 30cm.
Łowiąc z Brandym nic się już nie dzieje. Puszczam dla odmiany kolegę by to on szedł pierwszy, tym bardziej, że ja w spodniobutach penetruję głównie rejon przeciwnego brzegu, a kolega w woderach środek i brzeg po naszej stronie. Zaliczam tylko wyjście ale ryba niewielka. Już bez ciśnienia, choć szybko, schodzę te łącznie 2km w miejsce, gdzie zacząłem. Mam tam jeden kontakt. Ale jaki! Jak był to pstrąg to… Obstawiałbym jednak sandacza. Wobler ciągnięty pod prąd wzdłuż pionowej opaski, która wjechała w wodę z siatką nagle gaśnie. Bez pobicia, bez szarpnięcia. Zacinam raz – nic, drugi raz – bez efektu. Nagle czuję jakby odskok w wodzie i wobler się uwalnia…
Końcówka tury to dla niektórych istny dreszczowiec tylko z różnymi zakończeniami. Podkreślam oba zdarzenia, gdyż pokazują dwie rzeczy:
– nie można poddawać się do ostatniej minuty
– fair play jest podstawą naszej rywalizacji
Leader tegorocznej ligi po dwóch turach – Maciek, dosłownie w ostatniej minucie wyjął pstrąga 33cm [dopuszczamy zdjęcia ryb do 3 minut po zakończeniu ligi, pod warunkiem, że branie było przed dzwonkiem kończącym turę]. Trzeba mieć też jak widać sakramenckie szczęście.
Nie miał go Tommy. Zaliczył niezbyt wiele brań i małe pstrągi. A jak już coś skusił, to były to obcinki w tym jeden szczupak wyraźnie na punkty. I co? Pech może być większy. Ostatnia minuta. Ostatni rzut. Wabik w wodzie i dzwoni alarm w telefonie kończący turę [zalecam wszystkim takie podejście]. Tommy sięga do kurtki, wyłącza alarm, unosi kij i…branie. Leszcz wyraźnie 40+.
Fota w czasie bo z minutę „po” ale branie już po dzwonku… Kolega sobie ryby nie zalicza. Szczery szacunek, bo po dwóch szczupakach i jakimś spiętym boleniu [ponoć nie na punkty], to człowiek może myśleć różnie…
10.45. Koniec tury. Tendencja do rozpogodzenia. Nieśmiały błękit i coraz więcej słońca. Okazuje się że na chwilę, ale taki to dzień.
Żelazny punkt, czyli relacje uczestników tury.
Tomek: to mógł być naprawdę dobry wędkarsko dzień – woda fajna, ryby aktywne. Niestety był to też w moim przypadku dzień, w którym nie wychodzi dosłownie nic. Tylu nietrafionych ataków, niezaciętych przytrzymań i spadów nie miałem chyba łącznie przez ostatnie 2 sezony. Gdybym wyjął przynajmniej 25% tego co się przymierzało do mojego streamera, byłoby znakomicie. A tak, niestety bez punktów, bo o wpuszczakach w rozmiarze 29 cm, nie ma co mówić. Dużo też czasu zmarnowałem na miejscówce, która dzisiaj nie rokowała. Jacek wcześniej odpuścił, zwiał na dół i połowił.
Kris: Zaspałem i nie stawiłem się na zbiórce, a i samo wędkowanie rozpocząłem nieco spóźniony – o 6:10. Niebo zaciągnięte chmurami, lało jak z cebra, po 15 minutach byłem przemoczony do suchej nitki. Rybom widać deszcz nie przeszkadzał, bo żerowały w najlepsze. Miałem kilka niezaciętych kontaktów, wyciągnąłem też 3 pstrągi w przedziale 25-29cm. Wreszcie w podbieraku wylądowała upragniona ryba punktująca – pstrąg równe 40cm. Brania się ucięły około 9:00. Postanowiłem pojechać w całkiem inne miejsce. Na miejscu nr 1 łowiłem z brzegu w sportowych butach, teraz wziąłem inny kij, założyłem spodniobuty i wymieniłem podbierak na mniejszy i poręczniejszy, żeby móc trochę pobrodzić. Już na samym początku wyciągnąłem pstrąga równe 30cm. Około 30 min później zaciąłem pstrąga około 35cm, który spadł mi, kiedy już sięgałem podbierakiem by go podebrać. Na ostatnią godzinę podjechałem w miejsce nr 3, tam już jednak nie było żadnego kontaktu.
Marcin: U mnie miarowy pstrąg zameldował się tuż po 6.00. Potem długo nic specjalnego się nie działo. Widziałem jedynie jeden spław na powierzchni oraz miałem uderzenie jakiegoś malucha. Zmieniłem miejscówkę i znów w dół rzeki. Po 10-tej w ciągu 15 minut miałem kolejno: jednego pstrąga 28 cm, potem jeden ok. 30 cm, (nie mierzyłem dokładnie bo złapany za grzbiet) i jeszcze jedną sztukę na kiju, która spadła po chwili.
Robert: […]Na trzy dni przed turą wybrałem się na rozeznanie, nie łowiłem tu jeszcze w tym roku.
Pogoda była w miarę ciepła i słoneczna, widziałem wiele aktywnych ryb: kleni, boleni, leszczy, pstrągów. Najpierw nastawiłem się na pstrągi. Niedawno wpuszczone potokowce brały mi często, ale średnio dwie sztuki na dziesięć złowionych miały przekroczony wymiar, zazwyczaj nieznacznie. Na odcinku który przeszedłem wyglądało na to, że pstrągi stoją jeszcze dość zgrupowane, były miejsca z dużą ilością brań przeplatane przez rybie pustynie. Namierzyłem też 3 miejsca gdzie stały klenie, w każdym miałem przynajmniej dwa kontakty z rybami (kluski już fajne 40-49cm). Wpadł też boleń trochę ponad pięć dyszek, pogonił drobnicę i skusił się po pierwszym rzucie w jego stronę.
Podczas tury warunki pogodowe się zmieniły, aktywność ryb moim zdaniem bardzo spadła względem tego co było w środę. Plan zakładał sprawdzenie w pierwszej kolejności miejsca gdzie miałem poprzednio grube klenie. Bartek też startował w tym rejonie, w drugiej połowie tury zjawił się tu również Tommy. Dokładne obławiałem różnymi przynętami wydawać by się mogło bankowe miejsce, spędziłem tam jednak chyba godzinę bez efektu. W międzyczasie dotarła do mnie informacja o kleniu i boleniu, którego złowił Piotr. Trochę mnie to zmyliło, poszedłem w górę rzeki próbując dalej złowić jakiegoś klenia, w dwóch miejscach porzucałem też za boleniem. Dopiero wysyp zdjęć pstrągów przekonał mnie do szukania kropka na punkty. Stykowiec dwa milimetry nad wymiar trafił się dość szybko. Po godzinie wpadła kolejna punktowana ryba, tym razem już solidne 37 cm. Obie ryby złowiłem na Dorado Invadera 4 cm w kolorze ciernika. Schodząc w dół rzeki rzucałem też obrotówką i gumą Libra, ale najwięcej brań miałem właśnie na woblera. Pstrągi brały dość delikatnie, dużo było podskubywania, pustych zacięć i spadów. Ostatnie półtora godziny trochę miotałem się bez celu, sprawdzałem jeszcze raz miejsca z początku tury, licząc że może ryby się tam uaktywniły. Niestety już do końca nie trafiłem nic na punkty.
Brandy: Tuż po zbiórce pojechałem na ciekawe z perspektywy zeszłego roku miejsce, pokazane mi przez Michała. Ku mojemu zdziwieniu okazjonalnego bywalca Raby (bywam tu praktycznie tylko na lidze) okazało się, że dziki do niedawna odcinek został przekształcony (umocnienie brzegu), co praktycznie spowodowało zanik rynny podbrzegowej, oraz zastoiska, w którym liczyłem zdobyć pierwsze punkty. Ale nie zrażając się postanowiłem przeczesać okolicę z muchówką. Niestety dość intensywny deszcz i brak stosownego ubrania szybko zgonił mnie do auta, gdzie przeczekałem pierwsze ok. 1,5h tury. Przejechałem pod jeden z mostów ukryć się przed deszczem. Jak tylko opady zelżały ruszyłem na rzekę systematycznie idąc w jednym kierunku i obławiając miejsca, w których widziałem perspektywę na branie. Na szczęście brak znajomości Raby nie odciął mnie od punktów. Dość szybko z głębszej wody z okolic przeszkód w nurcie trafiam pierwsze dwie ryby w przedziale czasowym ok. 10min – najpierw 30cm, potem 40cm. Nie spodziewając się kolejnych pstrągów z jednej miejscówki ruszyłem systematycznie dalej. W kolejnej miejscówce wyciągam pstrąga na 39cm. Po drodze mam kontakty z rybami, ale świadomie stosuję duży haczyk, aby nie tracić czasu na małe ryby, które nie mają szans się zaciąć. Niestety w pewnym momencie trafiam na wędkarzy (w tym Adama), więc na atrakcyjnych miejscówkach robi się gęsto. Widzę odprowadzenie pstrąga, nie trafiam z zacięciem, w międzyczasie Adam wyciąga swoje dwa pstrągi na punkty. Kolega puścił mnie przodem, aby dać sobie wzajemnie jeszcze szanse na ostatnie minuty tury, więc mijam go z marginesem idąc na nieodległe bystrze. Tracę tam szanse na pierwsze miejsce w turze zacinając za późno i za delikatnie punktującego pstrąga. Schodzę z wody z satysfakcją ale i niedosytem, świadomy jak blisko było do prowadzenia. Tym razem Raba dopisała 🙂
Zygmunt: Startowałem na górnym odcinku stawiając się na nimfę i streamera. Na miejscu spotkałem się z Maćkiem, który oczywiście, zanim się powiązałem, w pierwszym rzucie holował pstrąga na 29 cm. Nie powiem, trudniej było mi zawiązać nimfy… Zszedłem z 200m niżej zostawiając koledze trochę miejsca i starałem się jak mogłem coś złapać. Niestety, brań miałem bardzo dużo, ale wszystko jedynie skubnięcia. Przez cały dzień miałem w ręce chyba 11 rybek, z czego jeden pstrążek na jakieś 15 cm a pozostałe w przedziale 25-29 cm, a ilość brań i spadów doprowadzała mnie na skraj rozpaczy. Udało mi się tylko jednego 38cm skusić na nimfę. Około 10-tej w miejscu gdzie łowiłem zrobiło się zbyt tłoczno dla mnie i zjechałem niżej. Niestety, bez powodzenia w holu większych okazów…
Maciek: Łowiłem na muchę, cały czas na nimfę. Zaczęło się obiecująco, pierwszy rzut i ryba – pstrąg 29 cm, co udało się ustalić dzięki uprzejmości Zygmunta, który pożyczył do mierzenia swoją słynną miarko – rynnę. Do tej pory myślałem , że „klątwa pierwszego rzutu” to jedynie taki żarcik. Tymczasem kolejne 298 minut mielenia wody i jedynie trzy kolejne pstrążki +/- 29cm i kilka niezaciętych brań. Łowiłem jednak konsekwentnie do końca, wiedząc, że punktowana ryba może się trafić w każdym momencie i na sam koniec tury rzeka się zlitowała i udało się wyjąć pstrąga 33cm. W trakcie holu zadzwonił alarm ustawiony na minutę przed końcem tury…Wygląda, że ryby pomogły mi dzisiaj raz na zawsze rozwiązać dylemat: mucha czy spinning na Rabie. Gratulacje dla zwycięzców, być powtarzalnie w czołówce na Rabie to spory wyczyn.
Tommy: Leszcz minutę po czasie podsumowuje mój kolejny smutny występ, bez zbędnego komentarza. Takich brań jak dziś może tam już długo nie być. Kolejna frajerska przegrana. Dogram ten sezon do końca i zakończę. To nie jest dla mnie. Znam dobrze każdą wodę na której łowimy a i tak nie mogę tam nic złowić. A na Rabie nic nie trzeba znać. Wystarczy trafić w wodę. Jak widać i to dla mnie nie wystarcza.
Michał: Gratulacje dla zwycięzców! U mnie 3 rybki 36,33,31. Już fajny kropek w ostatniej fazie podbierania uciekł przed mierzeniem. Ogólnie dużo brań przez cały czas, pogoda zarąbiasta, sporo rybek małych, kilka punktujących spadło. Najważniejsze, że nowa przynęta się sprawdziła, szkoda że nie miałem czasu potrenować, pewnie bym lepiej ją umiał zaprezentować. Z relacją na żywo fajna sprawa (akurat pierwszy wrzuciłem rybkę), ale potem jak zaczęło pikać w aplikacji to już nie było tak miło 🙂 Może na następny raz nie podawajmy dokładnych wymiarów będzie napięcie trwało do oficjalnych wyników.
Piotrek: Łowienie rozpocząłem na swojej ulubionej ligowej miejscówce. Kilka minut rzucania na trzy różne woblery nie daje żadnych rezultatów, więc zmieniam na dużego Pintaila od Pawła. Pierwszy rzut i bum, siedzi kleń. Nie najgorszy, ma 37cm, przynajmniej wiem że nie będę na zero jak dzień wcześniej podczas rozeznania. Potem kilka dziwnych brań i przytrzymań na Pintaila, to chyba pstrągi próbowały go zjeść. W końcu po kolejnym rzucie z prądem i prowadzeniu równolegle do brzegu, dziwne zatrzymanie, zacinam i coś śwista z hamulca ostro w dół rzeki. Popuściłem jeszcze hamulec i poszedłem za ryba w dół ze 30m, błyskała bokiem konkretnie i miałem podejrzenie dużego tęczaka, na szczęście jednak był to boleń przywracając mi wiarę w tą rzekę. Miał solidne 58cm, które póki co ciężko wypracować nawet na Wiśle. Potem przerzuciłem jeszcze ze 20 pstrągów miedzy 26 a 29cm, jeden trafił się na równe 30cm, zamykając mój wynik. Brania jednak miałem tylko na gumę, na wobka zero zainteresowania. Jednak żarłoczność tych pstrągów mnie przeraża, nie wiem czy po tarle naszych ryb przeżyje tam chociaż jeden procent narybku, co źle wróży rybostanowi rodzimych gatunków na Rabie…
Bartek: Nie lubię Raby, Raba nie lubi mnie 🙂 A tak na serio (chociaż powyższe to prawda), złowiłem 6 pstrągów, z czego największy miał 29 cm i kilka mm. Do tego 3 spady, ale to też były rybki w tym rozmiarze. Na samym początku tury złowiłem jeszcze szczupaczka na niecałe 50 cm. Jeśli jeszcze nie wspominałem – nie lubię Raby 🙂
Wyniki tury:
Nieobecni: Weronika, Kuba, Mikołaj, Karol , Rafał, Jędrzej oraz zerujący Tommy, Tomek i Bartek – otrzymują po 17 pkt
I miejsce – Jacek – pstrągi 30, 38, 41 i 43cm – 476 pkt
II miejsce – Piotrek – kleń 37cm, boleń 58cm i pstrąg 30cm – 378 pkt
III miejsce – Brandy – pstrągi 30, 40 i 39cm – 302 pkt
IV miejsce przypadło mnie – pstrągi 30, 33 i 45cm – 291 pkt
V miejsce -Michał – pstrągi 36, 33 i 31cm – 203 pkt
VI miejsce – Krzysiek – pstrąg 43cm – 174 pkt
VII miejsce – Kris – pstrągi 30 i 40cm -172 pkt
VIII miejsce – Jurek – pstrągi 31, 38cm – 161 pkt
IX miejsce – Robert – pstrągi 30, 37cm – 139 pkt
X miejsce – Zygmunt – pstrąg 38cm – 119 pkt
XI miejsce – Maciek – pstrąg 33cm – 64 pkt
XII miejsce – Marcin – pstrąg 30cm – 31 pkt
Jak łatwo się domyśleć, tura ta mocno rozrzuciła uczestników. Nie ma już tej dużej grupy zerujących, a i dotychczasowi liderzy wyraźnie stracili. W rankingu ogólnym najwięcej zyskali zwycięzcy tej właśnie tury czyli Jacek i Piotrek, którzy wcześniej także połowili, nie mniej wyraźnie zyskali wszyscy punktujący pierwszy raz. Punktacja generalna po trzech turach jest następująca:
1 miejsce – Maciek – 14 pkt [437 małych punktów]
2 miejsce – Piotrek – 18,5 pkt [591 małych punktów]
3 miejsce – Jacek – 19,5 pkt [568 małych punktów]
4 miejsce – Bartek – 21 pkt [667 małych punktów]
5 miejsce ex aequo – Michał – 22 pkt [288 małych punktów] i Brandy -22 pkt [372 małe punkty]
6 miejsce – Zygmunt – 26 pkt [244 małe punkty]
7 miejsce – Robert – 27 pkt [220 małych punktów]
8 miejsce – przypada mnie – 31,5 [ 291 małych punktów]
9 miejsce – Krzysiek – 33,5 pkt [174 małe punkty]
10 miejsce – Kris – 34,5 pkt [172 małe punkty]
11 miejsce – Jurek – 35,5 pkt [161 małych punktów]
12 miejsce – Rafał – 37 pkt [26 małych punktów]
13 miejsce – Marcin 39,5 pkt [31 małych punktów]
14 miejsce ex aequo – Weronika, Kuba, Jędrzej, Karol, Tommy, Tomek i Mikołaj – po 44,5 pkt [jeszcze nie złowili nic do punktacji]
Nasz patron – Fishchaser, poza nagrodą za zwycięstwo w lidze, w tym roku przygotował także bonusy w kategoriach:
– największa ryba okoniowata – na razie prowadzi Piotrek [okoń 42cm]
– największa ryba karpiowata – na razie także prowadzi Piotrek [boleń 58cm]
– największa ryba łososiowata – na razie prowadzę ja [pstrąg 45cm]
23 odpowiedzi
Ehhh, oglądając co poniektóre zdjęcia to jestem mocno zdegustowany- palce w skrzelach, na kamieniach, trawie, obtoczone piachem. To jest odcinek no kill, dbajmy o te ryby, z zachowaniem głównych zasad C&R. Potem niestety sporo tych ryb zdycha albo długo odchorowuje(pleśniawki).
Rozumiem pogoń za punktami w rywalizacji, ale przecież nie jest to chyba ważniejsze od ryb? Chapeau bas dla pozostałych, którzy pomyśleli o matach czy rynienkach!
Krytykę przyjmuję z pełną pokorą jako organizator. Obiecuję zwrócenie na to uwagi.
Dzięki Adam, wierzę ze to wszystko było w ferworze łowienia, ale warto uświadamiać. 🙂
Ryby po tarle bez łusek, kawałków ciała, z wątrobą na wierzchu walą w wobler jak wściekłe, bo czują się dobrze jak dawno się nie czuły, ale położenie ryby do zdjęcia na mokrej trawie lub zalanych otoczakach, ZABIJA JAK RAK. Skończ pleść te populistyczne brednie, bo nie trzyma się to kupy jak wpuszczanie wywrotki potoków do rzeki w której jedna dziesiąta tych ryb nie ma dostatecznej bazy pokarmowej.
Piotrek, czyżby zabolało? Polecam poczytanie o prawidłowych zasadach C&R, a potem pisanie o „populistycznych bredniach”. Przy tej ilości holi, macania, obtaczania co te pstrągi mają- każda kolejna manipulacja zmniejsza ich szansę na przeżycie. Zwłaszcza, że temperatura wody w Rabie jest niska i dalej sprzyja wszelakim pleśniawkom. Potem jest krzyczenie, że się wpuszcza chory materiał zarybieniowy, że ryby zdychają. A to jest wina nikogo innego jak wędkarzy. Którzy na Rabie momentami dokładają tyle samo do strat w rybach co kłusole.
Blog Adama jest dosyć opiniotwórczy i warto by dawał przykłady i w tych kwestiach. Zwłaszcza, że Raba jest bardzo przyjazna jeśli chodzi o możliwość obchodzenia się z rybami.
I nie wiem skąd pomysł, że w Rabie brakuje pokarmu. 😉 Chciałbym zauważyć, że woda ma ledwie 10-11*C, więc termika jest typowa dla wczesnej wiosny, a nie jej końca. Strzebla dopiero ma tarło.
Mnie? Absolutnie nie. Jedyne co mnie zabolało to kleń 57cm w zeszłym roku który zassał szczura aż po okrężnice. Po wypięciu byłem bardzo zły na siebie gdyż było widać, że ryba nie przeżyje. Ale minutę później mój smutek minął, kiedy dopadła go i zeżarła czapla. Przyroda potrafi sama wyrównać sobie rachunki, i tam nic się nie marnuje.
Skąd pomysł, że w Rabie brakuje pokarmu? Hmm, powiedz gdzie brzany, stada świń i stumetrowe ławice drobnicy które były codziennością 10 lat temu? Powiedzieć Ci? W brzuchach tych panierowanych w piachu potoków bez płetw i oczu, które szaleńczo wpuszczacie.
A jak chcesz kogoś przekonać, że położenie ryby(nie mówię o niepełnosprawnym potoku, tylko o rybie, normalnej) na mokrej trawie do zdjęcia robi jej krzywdę, to proponuję zmienić grupę docelową na 12-15 lat, chociaż w tych czasach i tak nie wróżę tam sukcesu.
Świnki i brzany nie ma przez zaporę, nie przez pstrągi. Niekorzystna zmiana w reżimie wodnym, a zwłaszcza w termice wody spowodowała ich znaczne przesunięcie w dół rzeki. Dodatkowo świnka straciła bazę pokarmową, jaką były odpowiednie glony wraz z żyjącym w nich peryfitonem. Obecnym glutem z sinic, okrzemek i brunatnic nie będą się odżywiać. I na to też pstrągi nie miały wpływu, tylko zbiornik Dobczycki, będący odstojnikiem szamb i zrzutów kanalizacyjnych, który kwitnie co lato.
Regresu w ilości drobnicy nie zauważam, a muchowym odcinkiem „zajmuję się” już 16 lat. Jelec wyginął lata temu, ale strzebla ma się cały czas dobrze. W ostatnich latach był nawet boom populacji klenia, z racji długich okresów niskiej i cieplejszej wody. Jedynie zmalała populacja śliza, ale przyczyną tego są zrzuty z dobczyckiej oczyszczalni w roku 2017.
Oczywiście należy jeszcze wziąć pod uwagę niekorzystny wpływ zimowego żerowania kormoranów, które w ostatnich latach się nasila, zwłaszcza na odcinku poniżej Marszowic. Kto nie pilnuje Raby zimą ten nie ma pojęcia co te ptaki tam wyrabiają
Zatem skupmy się na faktach, a nie bzdurach wyssanych z palca. I albo dyskusja będzie na poziomie, albo z mojej strony EOT, bo szkoda mojego czasu na rzucanie grochem o ścianę.
P.S.
A o jakość materiału zarybieniowego z Czatkowic to już nie do mnie pretensje. Ja tych ryb tam nawet nie wpuszczałem. 😉
To może zejdź parę lub paręnaście kilometrów niżej od tej waszej znienawidzonej zapory, dzięki której jednak mogliście zbudować cały swój pstragowy kurwidołek. Tam może byś zobaczył jaka jest bieda, gdzie nie ma żadnej drobnicy bo nic się nie uchowa jak ktoś wali setki dużych drapieżników do wody, nie wypuszczając im żadnego pożywienia. To i wyżarły paszoki wszystko, stąd ryba cofa się coraz niżej bo na górze nie ma co jeść nawet drobnicą, jedynie kleń któremu się nawet mały paszok zmieści do pyska jeszcze tam siedzi w górze.
Ja nigdy nie byłem na waszym pstragowym odcinku i nie będę, i nie dam na niego ani grosza, póki ktoś nie zorganizuje zarybienia selektem brzany czy świnki. Ale nie, poczekaj, bo to nie pstrągi, i uciekną z tej jałowej wody zamiast tam stać jak niepełnosprawny terytorialny pstrąg.
Więc nie tłumacz interesem małej grupy wędkarzy interesu rzeki, bo o ten nikt nie dba, a wasz mam głęboko w dupie. A tłumaczenie że ta zła zapora wszystko psuje, ci źli wędkarze, że się nie ma wpływu na jakość materiału zarybieniowego to już dla mnie debilizm w czystej formie- wrzucać niepełnosprawne ryby i mówić że się dba o odcinek, a potem tłumaczyć że to nie nasza wina że wodą jest zjebana, że my daliśmy po sto złotych i mamy czyste ręce możemy mówić że zrobiliśmy więcej niż reszta. A chuja tam, równowaga biologiczna się liczy, nie kolejka paszoków bez płetw goniąca wobler przez pół kilometra, bo akurat umierają z głodu.
EOT.
Coś kupy się nie trzyma ta teoria. U góry ryby wpuszczanej jest więcej(i to od 14 lat!), gdzie teoretycznie powinny wyżreć wszystko. I co? O dziwo nic takiego się nie stało. 😉
Nie wiem czemu pijesz do dodatkowej zrzutki na rybę, skoro większość tego materiału na który narzekasz wpuścił Okręg Kraków w ramach operatu, czyli ze składek wędkarskich. Najlepsze, kilka ryb z „naszej” zbiórki(a są trzy- muszkarzy, spinningistów i wędkarzy z okręgu Tarnowskiego) zostały tu opisane jako dzikie, a trafiły ledwie 3 tygodnie temu! 😉
P.S.
Znajdź materiał zarybieniowy świnki i brzany, zorganizuj zrzutkę i całą procedurę- będę pierwszą osobą która Ci przeleje 200 zł. Do narzekania i oczerniania są wszyscy, a kiedy trzeba coś zrobić to jest od razu „załatwcie, zróbcie”. Dlatego jest taka, jak to mówisz, chujnia, w naszym okręgu.
Żadna teoria się nie trzyma kupy, tylko w praktyce dalej jest pyta. A tęczaki i palię też PZW sypie zgodnie z operatem, tak? ; )
Pyte to ty masz we łbie zamiast mózgu. Łowie na górnym oraz dolnym odcinku i co roku mam na koncie wiele pięknych zdziczałych ryb które w tej wodzie pływaja po kilka lat. Zawsze są to tłuste spasione kabany a nie chude torpedy z ubogiej w pokarm rzeki. Odpuść sobie lepiej publikowanie tego typu komentarzy bo to niezbyt dobry sposób na wytłumaczenie swoich wędkarskich porażek a lepiej zrewiduj swoje podejscie do łowienia. Raba to trudna woda i nie przed każdym się otwiera 😉
O ile zgadzam się, że każdy ma prawo mieć zdanie jakie uważa, to wycieczki w stylu jak w pierwszym Pana zdaniu są słabe. Następny tego rodzaju wpis usunę. Co do wyników Piotrka i przypisywanych mu porażek, to obiektywnie powiem, nawet z zazdrością iż to jeden z najbardziej skutecznych wędkarzy jakich znam. także na Rabie…Bardzo proszę o sensowne wypowiedzi.
Skuteczny wędkarz nie wylewał by tylu żali na łowisko tylko chwalił by rybność tej rzeki. Co do sensowności mojej wypowiedzi to napewno ma go więcej niż te oderwane od rzeczywistości brednie o pstrągach zjadających wszystko i uciekających w dół w poszukiwaniu pokarmu…
Raba to bardzo łatwa woda, każdy głupi tam coś złowi. Trudna wg mnie to jest Wisła. Znam obie rzeki i mam porównanie.
Racja ale wypowiadałem się z perspektywy dużych rzek pstrągowych na południu polski a Wisła to zupełnie co innego. Co do tego że każdy głupi coś złowi też sie zgodze ale tylko po zarybieniu. Później ci „głupi” zaczynają twierdzić że ryba zniknęła, ogólnie z tego co widzę to spiningiści łowią na Rabie wyjątkowo mało starych ryb.
Ale grube komentarze. Dopiero dziś zobaczyłem. Mam prośbę Piotrze- wiem, że to nie celowe, bo na co dzień nie owijasz w bawełnę i ja mam podobny sposób formułowania myśli, jednak, prosiłbym bez wulgaryzmów, nie dlatego, że mnie rażą, tylko dla zasady. Świat internetu jest tak prymitywny, że gdy zakładałem tego bloga, poza incydentalnymi sytuacjami, to powiedziałem sobie, że będę tego przestrzegać.
Co do samej dyskusji – nie ukrywam, że mój pogląd jest taki, jaki prezentuje Piotrek. Z drugiej strony ciężko mi z Tobą Ruki się sprzeczać, bo wiem, że jesteś fachowcem i moja amatorska wiedza nijak ma się do Twojej w zakresie ichtiologii. Nie mniej zauważę jedną rzecz, a żyję trochę dłużej. Pstrągi regularnie ale w niewielkich ilościach zaczęto wpuszczać poniżej zapory z końcem lat 90-ych. Rzeka wtedy była już przegrodzona od ponad 10 lat. Pierwsze trzy-cztery lata istnienia zapory to wyraźny, duży spadek ilości brzan i świnki poniżej Dobczyc, po czym zatrzymał się na skromnym w porównaniu do lat przed zaporą ale moim zdaniem na dostatecznym, ale stałym poziomie. Dopiero faktycznie, masowe zarybienia pstrągami w ostatnich latach, zmieniły ten stan. Ja nad Rabą jestem tylko przy okazji naszej zabawy, ale jak rozmawiam nawet z fanami muchy, to przyznają, że jeśli widują świnkę, brzanę, to są to tylko duże, często bardzo duże osobniki. Ja z perspektywy Krzeszówki oceniam, iż błędem były intensywne zarybienia związane z powstanie odcinka no kill. A takich zarybień jak w latach 2015 – 2018 to tu nigdy nie było. Niestety ryby muszą jeść, a pstrąg jest bardzo skuteczny w zdobywaniu pokarmu. Jak jest na Krzeszówce/górnej Rudawie każdy wie – nikt kto nie ma za wiele czasu tam nie jedzie, gdyż bankowo nie złowi nic sensownego, a niewykluczone, że nawet nie zaliczy brania. Jest niezwykle interesująca praca ichtiologów z 1994r [zespołowa – m. in Zbigniewa Danilkiewicza] z czasów gdy zaczęto zarybiać pstrągami wody Roztocza – tytuł „Ryby Rzek Roztocza” wydane przez PAN. W jednym rozdziale wprost, a w pozostałych nie wprost, aczkolwiek w sposób nie wynikający z nadinterpretacji, jasno wynika, iż zarybianie pstrągiem cieków, gdzie go nie było, lub nadmierne zarybianie tym gatunkiem zawsze kończy się wypieraniem, bądź likwidacją dotychczasowego rybostanu. Ja jak to czytałem, to trochę przecierałem oczy ze zdziwienia, że to napisali ichtiolodzy [doktorzy i nawet jeden profesor]. Ale pomyślałem, że oni pewnie nie partycypują w zyskach z działalności jakichś hodowli.
Z drugiej strony, niezależnie od poglądu jak Piotrek, dopuszczam iż wiele osób chce takiego a nie innego stanu górnego odcinka Raby poniżej zapory i akceptuję to. W sumie doceniam fakt, choć bywam tylko przy okazji naszej ligi, że coś tam zawsze w temacie pstrąga się dzieje, a na praktycznie wszystkich innych małych rzeczkach poza Dłubnią – nie, zaś złowienie ryby dużej to faktycznie tylko Raba. Mnie martwią dwa fakty:
– bywam sporadycznie, jak pisałem, ale sporo osób podsyła mi fotki i niezmiernie rzadko widzę na nich pstrągi, które można posądzać iż żyją dłużej w Rabie
– druga kwestia – już spostrzeżenie natury ogólnej: bez nieprawdopodobnie silnego lobbingu nie sposób w ramach PZW stworzyć czegoś dla fanów danego gatunku, którzy jak już dopną swego, to cisną ile fabryka dała [i to też rozumiem]
Niestety, mamy tak „zorany” stan wód w naszych okolicach, a zarazem tak gigantyczną presję, że o dzikich pstrągach żyjących może nie masowo, ale zauważalnie w nizinnych nawet wodach pośród barzan jak w Anglii, można tylko pomarzyć…
Ja znam Rabę od jakichś 3 lat, nie pochodzę stąd więc nie mam punktu odniesienia jak ta woda wyglądała kiedyś, za czasów „przed-zaporowych”. Być może to dobrze, że nie mam takiego porówniania, bo dzięki temu obecna Raba podoba mi się.
W tym roku dołożyłem się do zarybienia Raby (spinningowy no kill) i w przyszłym zrobię to ponownie. Łowiąc regularnie na rzece którą zarybiają inni za swoje prywatne środki, czułem się trochę jak szkodnik (choć nikt nie dał mi tego odczuć), dlatego zdecydowałem że ja też będę partycypował w zrzutkach, żeby łowić z czystym sumieniem. Dodatkowo takie dokladanie się, sprzątanie, udział w zarybieniu czy robienie jeszcze czegoś innego dla rzeki, sprawia że wędkarz zaczyna w czuć się odpowiedzialny za rzekę, jak jej gospodarz, bo docenia swój wkład. Nie rzuci śmiecia, sprzątnie po innym, zwróci uwagę innemu wędkarzowi jeśli ten łowi niezgodnie z przepisami, dopilnuje. Będzie ostrożnie obchodził się z rybami. I w tym sensie to jest b. dobre.
Moje odzcucia co do masowych zarybien pstrągiem są mieszane. Na odcinek spinningowy no kill pstrągi są rzucane od niedługiego czasu, i myślę że trzeba to jeszcze kontynuować. W dłuższej perspektywie uważam jednak, że trzeba nieco ostudzić te zapędy i nie walić tego pstraga na Rabę ponizej zapory w Dobczycach tak masowo. Wszystko ma swoje granice i sa pewne limity które woda/przyroda wytrzyma. Skladajmy się nadal, co roku, ale pstrąga dawajmy co drugi rok, np 2 latka + grubego selekta. W pozostałe lata wpuścmy coś innego – brzane, świnkę, lipienia, może jazia. Niech woda będzie bardziej zróżnicowana.
Co do drobnicy – jest. W Rabie widuje regularnie ogromne tabuny strzebli. Najlepiej można je zobaczyć przy niższym stanie wody kiedy jest kryształowa, całe stada kręcą się wtedy przy głębszych kamiennych opaskach. Ale tak nie musi być zawsze, jeśli przegniemy z pstrągiem. Jelca brak, widziałem raz głowacza, raz złowiłem przypadkiem piekielnice, która bodajże jest pod ochroną. O innych gatunkach mniejszych ryb nic nie wiem.
Na ”no killu” spinningowym jest niemało klenia, zdarzyło mi się złowić jazia. Jest sporo drobnego okonia, sporadycznie boleń, szczupak. Z lipieniem nie spotkałem się nigdy, choć mówią że się trafia. Widziałem spore świnki i brzany, choć przyznam jest to b. rzadki widok. Wydaje mi się że wpływają z dolnych cześći Raby w górę, gdy juz zrobi się naprawdę ciepło, ale są tu tylko goścmi, jesienią wracają z powrotem na dół.
Myślę że w Rabie doskonale przyjęła by się głowacica, ale to dyskusyjny temat. Mówią że nie wpuszcza się ich do tak małej rzeki, że wyżre pstrągi. Z drugiej strony głowacia jest wpuszczana do Popradu, który jest podobnej wielkości rzeką.
Czytam te komentarze i nie dowierzam… ty piotrek d jesteś tak skrajnie głupi czy twoje zdolności poznawcze są tak mocno ograniczone (tzn nie posiadasz ich wcale). W Rabie brakuje pożywienia? Większej bzdury dawno nie czytałem… zdaża mi się dość czesto badać co żyje pod kamieniami i co spływa wodą, w ciepłych porach roku po rozłożeniu drobnej siatki 50x50cm jest na niej tyle owadów że mógł byś z nich kotlety mielone zrobić. Ile jest strzebli ostatnio mielismy okazje obserwować na przelewach podczas tarła, widać je też bardzo dobrze jak latem wygrzewają się na płyciznach. Raba z uwagi na zbiornik dobczycki to bardzo żyzna rzeka a woda która tu płynie pod względem chemicznym i biologicznym bardziej przypomina wodę jeziorową niż rzeczną. Czy mógł byś piotrek d podpisywać się pod swoimi wypocinami nazwiskiem? Odnoszę wrażenie że anonimowość powoduje u ciebie kompletne oderwanie od rzeczywistości
No właśnie anonimowość, to może jak kogoś wyzywasz od głupków to się podpisz.
To nie wyzywanie a fakty
To nie fakty, tylko inwektywy. Powoływanie się na argument, że ktoś wylewa żale, bo nic nie może złowić, jest słabe z dwóch powodów:
– nie znasz kogoś [akurat to, że Piotrek ma słabe wyniki…pewnie z 90% łowiących takie by chciało]
– Piotrek mówił to wyraźnie z perspektywy, że tak nazwę górnolotnie – ekologicznej [hipotetycznie zostawić wodę jak jest – co tam będzie pływać? – raczej pstrąg dominantem nie będzie]
Tak dopiero teraz mi to przyszło do głowy, bo faktycznie wszelkie teorie są podpinane pod preferowane oczekiwania [pstrągi albo w pełni naturalny rybostan]. Chyba powinno się bez mydlenia oczu powiedzieć sobie tak: jest wielu zwolenników pstrągowej Raby – idziemy w tę stronę z pełną świadomością konsekwencji dla innych gatunków – jest przecież Wisła, dla wielbicieli innej opcji. Ja to przynajmniej akceptuję. Nie każdy musi podzielać moje gusta wędkarskie.
Gdyby zostawić Rabe samą sobie to przy obecnych warunkach nie będzie tu pstrągów ani stad świnek i brzan… dominiwał będzie kleń i strzebla. Skuteczność tarła ryb łososiowatych jest bliska zeru z uwagi na zanieczyszczenie żwiru mułem z zapory a świnki i brzany wykańcza termika i sinice na kamieniach. Jedynie kleń i strzebla jakoś sobie jeszcze w tych warunkach radzi. Ktoś pewnie zaraz znowu napisze że przez pierwsze 10lat istnienia zapory brzany i świnki nie brakowało a problem zaczął się po dużych zarybieniach pstragiem… jest to bardzo pochopny wniosek i proponuje zainteresować się innymi czynnikami np jak gospodarowano wodą na zbiorniku w poszczegolnych latach np. jaki utrzymywano poziom piętrzenia i z jakich głebokości była zrzucana woda. Dla ułatwienia podpowiem że kiedyś woda z zapory szła górnymi przelewami a nie jak obecnie z kilkunastu metrów (elektrownia) i z dna przez dolne upusty. Nie ma chyba nic gorszego niż wypowiadanie się publicznie bez wystarczajacej znajomości tematu, przecież to czyta wielu początkujących wędkarzy i ktoś z nich może w to uwierzyć i bezmyślnie powielać dalej.
I to jest merytoryczna rozmowa. Nie wiem, jak spuszczano wodę z latach 90-ych. Jeśli było jak piszesz, to jest czynnik, który do mnie przemawia. I właśnie jeśli czytają to młodzi wędkarze, to taka wymiana poglądów ma sens, a nie od razu, bo ktoś tam nie może złowić, to ma „ale”…