Szukaj
Close this search box.

Dlaczego jest, jak jest… – cz. II

Wpisy Questa ale przede wszystkim  kilkanaście maili oraz jeszcze wcześniej telefonów od znajomych, którzy namawiali mnie, by coś zrobić w temacie tych chorych naszym zdaniem zmian w wymiarach ochronnych, wprowadzonych w naszym okręgu, zachęciły mnie do napisania kontynuacji poprzedniego wpisu.  Odwołam się także do  kanału YT „Wędkarska Przygoda”, bo jej Autor poświęca wiele czasu na, jak się okazuje – bicie głową w mur, mimo dość dużego [jak na niezborność środowiska łowiących] poparcia szeregowych wędkarzy w okręgu Toruń.

Wyjdzie ze mnie belfer, ale pokuszę się o niekrótki wykład, często odwołując się do historii i z konieczności zahaczając o politykę. Nie wiem czy większości  z Was nie zanudzę, ale mam nadzieję, iż niejednego zaskoczę, a może nawet przekonam do proponowanych interpretacji.  Finalnie chciałbym po prostu dobitnie wskazać, dlaczego jest, jak jest…

Zacznę od wpisu Ouesta. Dlaczego na niego, jak mnie ktoś zapytał – tak naskoczyłem? Otóż taki sposób zabierania głosu, gdzie wklepuje się wyświechtane i nic w sumie nieznaczące formułki o Wodach Polskich, dyrektywach unijnych itp. biciu piany, jest jeśli nie celowym, to przynajmniej mimowolnym zniechęcaniem ludzi do czytania takich dyskusji, a w każdym razie sprowadzania tematu na manowce wyłącznie polityki, podlewając to wszystko dodatkowo sosem nieprawdziwych informacji. Na co drugim forum ekologicznym/turystycznym/wędkarskim siedzą tacy kolesie i klepią te swoje wyuczone frazesy. Ja tych ludzi widzę potem na demonstracjach  organizacji typu Gaja, WWF itp. I zauważcie – prześledźcie proszę – demonstrują bardzo wybiórczo tam, gdzie mają demonstrować. Jest to tak mnie irytujący fakt, że brak mi słów. Powszechnie znany dziennikarz wędkarski, na moje zdziwienie, że współpracuje z jednym z takich stowarzyszeń [ znam stosunek tych ludzi do wędkarzy – nie miejcie złudzeń – zakazaliby nam wędkowania nawet gdyby tylko w formule no kill o ile mieliby władzę]- no więc ów dziennikarz powiedział, że no, tak, to trochę taki pakt z diabłem, ale póki co cele są zbieżne [dobro rzek], a potem się zobaczy…

Z mojego poprzedniego wpisu jasno wynikało: póki u władzy będą mainstreamowe ugrupowania polityczne, nie ma co liczyć na likwidację instytucji, w których stołek jest  nagrodą  dla wiernych członków danej partii, czy „paśników”  typu PZW dla wiernych weteranów. A facet [Quest]  wyjeżdża, iż  to odwrotnie –  najpierw likwidacja Wód Polskich. Uszczypliwie powiedziałbym – pogratulować logiki, ale jestem pewien, iż autor doskonale zdaje sobie sprawę z nonsensu swojej wypowiedzi, nie mniej miał świetny pretekst, aby  wrzucić tę swoją propagandę. Ja naprawdę wywodzę się z takich środowisk – tam nie chodzi o żadne dobro przyrody [no, może szeregowi naiwni ludzie tak sądzą], tylko o dotacje do takiej działalności dla wierchuszki, oraz liczenie na objęcie schedy w danym urzędzie, gdy być może partia, której taka organizacja jest cichą ale jawną przybudówką, wygra może wybory. I tak jak było RZGW, teraz Wody Polskie, być może doczekamy – nie wiem – Departamentu Rzek Krystalicznej Czerwieni 🙂 [co by było jasne jakich ugrupowań to przybudówki].

Przy okazji ludzie o takich poglądach sieją nieprawdziwe informacje.

Nie będę ściemniać – głosowałem przeciwko wejściu do Unii – już  wtedy zauważałem w jakim kierunku to wszystko zmierza od strony ekonomicznej, a teraz także ideologicznej. Popieram tezy ludzi, którzy twierdzą, iż przez świat w skali globalnej, przetacza się obecnie rodzaj bardzo ostrej rywalizacji między ideą państwa skrajnie opiekuńczego, postrzegającego człowieka jako skończonego fajtłapę i oferującego pewne, ale jednak moim zdaniem ochłapy; równocześnie naginające do możliwie jednolitego spojrzenia na świat [ta cała poprawność polityczna], co w moim mniemaniu jest zamachem na indywidualność – najcenniejszą cechę jaką człowiek chyba ma, a wyborem systemu wolnościowego, opartego na swobodzie decyzji, światopoglądu i stylu życia i zbieraniu z tego profitów, ale też ponoszeniu konsekwencji za swe czyny.  Innymi słowy – chciałbym mieć prawo ściąć drzewo na mojej posesji bez proszenia się o zgodę jakiegoś urzędasa, który tylko za takie decyzje bierze hajs, także z moich podatków, a skończywszy na tym, by te podatki były skrajnie niskie, przy dobrowolności ubezpieczania się.

Drażnią mnie gołosłowne wypowiedzi, jak Questa o „gigantycznych środkach unijnych” wydawanych w krajach, jak Polska. Konkret: weźmy pod uwagę lata 2013 – 2020 bo ten okres już zamknięty i sprawdzalny [subwencje są przyznawane na 7 lat]. Szumnie, ówczesny premier obwieszczał, iż wywalczył dla nas na te kolejne właśnie siedem  lat 400 mld złotych. I to była prawda. Ale w mainstreamowej TV czy radio szary, zagoniony człowiek, nie dowie się, że:

– Polska średnio wpłaca do kasy Unii 18 mld złotych rocznie [pomnóżcie przez siedem lat]

– koszty [utrzymanie urzędów, wypłaty dla urzędników itp. w tym okresie] aparatu administracyjnego który dysponuje [rozdziela] te subwencje wyniósł nie mniej niż 70 mld złotych

I co zostaje? Ano 30mld rocznie. Czy to dużo? Chyba nie, bo obsługa długu publicznego, tylko w 2013r przekroczyła 50 mld złotych! A dług ten rok w rok rośnie w niewiarygodnym tempie.

W powyższym nie uwzględniłem, [bo za cienki jestem, a tego nie ma na stronach sejmu, czy w rocznikach statystycznych] dodatkowych kosztów, które powodują wprowadzane właśnie różne unijne dyrektywy.

Ciężko mi się określić, jako patriota, a za rzeczywistość w jakiej żyję, choć  powodzi mi się dobrze, to bym włosa z głowy nie poświęcił, ale zauważę, i poproszę Czytelników, by jeśli chcą, bo nie ma tu na to miejsca – by sprawdzili cztery rzeczy:

– jakie były założenia Wspólnoty Węgla i Stali

– jakie były założenia EWG

– jakie są cele i założenia Unii Europejskiej [znajdziecie konkretne poza milionem mglistych, niejasnych sugestii?]

– czyj pomnik stoi przed gmachem Parlamentu Europejskiego – to jest mniej oczywiste, więc podpowiem – to pomnik Altiero Spinelli [proszę poczytać jego manifest – obok Main Kampf oraz dyrdymałów z ZSRR, przemówień Castro oraz książeczki Mao, to najbardziej chory tekst polityczny, jaki przeczytałem w życiu i wizja życia w takim świecie, jaki  proponuje Spinelli mnie osobiście odpycha i przeraża]

Oczywiście nie należę do gwałtowników nawołujących [nawet gdyby to było możliwe z dnia na dzień] do wyjścia z Unii już, teraz, zaraz. Takie rzeczy nie dzieją się w taki sposób, a mam na dodatek wrażenie, iż większość ludzi jest za byciem w Unii [być może dlatego, że wie ile ma wiedzieć].

Co do zarzutu Questa, iż Brandy nasłuchał się propagandy PIS-u, bo uważa, że prawo polskie jest nad prawem unijnym, a Polska podpisała przecież traktat w Lizbonie. Jestem ciekaw, czy Quest wie, iż Niemcy, podpisujący ten traktat, jako JEDYNY kraj zastrzegły i jakkolwiek się z tym nie afiszują, to i nie tają tego – zastrzegły, że mogą odrzucić dany zapis unijny, jeśli Budenstag uzna za niekorzystny dla kraju. Wiedzieliście o tym? Koronnym przykładem na to niech będzie fakt, iż mój nieżyjący już teść pracował w brygadzie remontującej niemieckie elektrociepłownie. Polacy byli w ciężkim szoku i niektórzy rezygnowali nawet  z pracy, bo wiele z tych obiektów było całe w eternicie. Niemiecki kierownik powiedział – nie cytuję dosłownie – że „u siebie robimy tak, jak nam bardziej się opłaca”. Dla niedowiarków mogę podać nazwy tych obiektów – teraz, pisząc to, nie pamiętam.

Nawiasem mówiąc Kaczyński zrobił chyba nas wszystkich w bambuko podpisując lizboński dokument.

Jeśli cokolwiek powyżej jest nieprawdą [poza moją osobistą refleksją odnośnie manifestu Spinolli`ego], to proszę napisać [najlepiej z podaniem źródła]. Jestem przeciwnikiem demokracji w kształcie jaki ona ma , nie mniej zaliczyłbym się do WYBORCÓW, reagujących na argumenty, a nie fanatycznym WYZNAWCĄ, a tacy stanowią chyba zdecydowaną większość społeczeństwa.

Stawianie sprawy jak Quest: PIS vs reszta świata jest błędne i  akurat w tym przypadku dopuszczam, iż sam autor wpisu wierzy w to co napisał. Tymczasem PIS jest taką samą partią pro unijną, liczącą na i chcącą brać te wszystkie niby wielkie dotacje, natomiast prowadzi bardzo sprytną grę, lansując się na patriotów, unijnych sceptyków i do tego religijnych. Czyli to co u nas się sprawdza najlepiej: pogrywanie na światopoglądzie i związanych z nim tematach zastępczych, bo są one znacznie bardziej  do ogarnięcia dla przeciętnych ludzi. A przecież to partia ekonomicznie najbardziej lewicowa ze wszystkich jakie były u koryta po 89r, tylko szybciej niż taka np. Nowoczesna czy inna Wiosna wpadli na pomysł rozdawania większego socjału na lewo i prawo.

Po co to piszę i jaki ma to związek z PZW? Otóż fałszywie interpretowana historia, jest jak pokazują dzieje, matką chybionych wyborów politycznych, skutkujących też w skali mikro w takim naszym wędkarstwie. Nie chcę przeginać, ale mógłbym sypać jak z rękawa przykładami konkretnych zdarzeń, czy postaci i być może niejeden z Was zapytałby się – no tak, ale w szkole, na studiach to mówili jakoś inaczej. Odpowiem na to, parafrazując, siedemnastowieczne cuius regio eius religio – czyja władza – taka szkoła…

A skąd można w takim razie dowiedzieć się jak było i dlaczego jest, jak widzimy? Pamiętniki. W podręcznikach mamy tylko wygodną dla danego systemu interpretację faktów. Pamiętniki mniej lub bardziej znanych ludzi – tam jest prawda. To nie są żadne tajne teksty. Ot, trzeba się zapisać do biblioteki jednej czy drugiej uczelni. Tylko kto ma na to czas i chęć?  No, ale dlatego możemy być manipulowani do woli.

Ale zbliżamy się coraz bardziej do sedna. Quest napisał, że nie ma zamiaru płacić mafii betoniarskiej [gdyby Wody Polskie przejęły kompetencje PZW].  A ja bym zaryzykował. Gorzej by nie było. Co więcej: twierdzę, iż byłoby lepiej. Dlaczego? Otóż, jak mówi klasyk, ja aspiruję do „ciemnoty zwykłej”, czyli pokornej i dopuszczającej, iż nie wie wszystkiego w przeciwieństwie do „ciemnoty oświeconej” , która jest przekonana, że wszystko wie 🙂 Otóż nie wiem, jaki rzeczywiście wpływ na PZW miało RZGW, a teraz Wody Polskie. Z jednych stron dochodzą sygnały, że PZW nawet nie kwiknie, z innej, że wręcz przeciwnie. I my wędkarze możemy się bujać z naszymi niechęciami w przypadku PZW i wyborów w kołach, okręgach itd. Jest to tak ustawione i zabezpieczone przez statut PZW, iż cudów nie ma – by w skali okręgu coś radykalnie  zmienić, trzeba by dokonać równocześnie totalnego puczu, jaki miał miejsce u nas w kole Krzeszowice w bodajże 2015/2016 w kilku kołach na raz. A taki zbieg okoliczności jest wręcz NIEPRAWDOPODOBNY.  Gdybym był na miejscu „grubych” działaczy PZW i myślał jak oni, to do ostatka bym walczył, aby statut był nietknięty żadnymi istotnymi zmianami. Jako przykład podam wspomniany kanał YT „Wędkarska Przygoda”. Facet zebrał niemałą grupę osób, zrobili protesty – na tyle zauważalne, iż władze okręgu Toruń  przyjęły ich na audiencję, że tak powiem, łaskawie zapoznały się z postulatami i co więcej – zadeklarowały, bardziej niż pozytywną postawę. W przedostatnim odcinku autor odczytał oficjalne pismo, jakie dostali po spotkaniu protestujący wędkarze. Streścić je można krótko: napluto im w twarz. Poziom zawoalowanej ale jednak arogancji ze strony działaczy, świadczy tylko o tym, jak bardzo czują się bezpieczni, nie do ruszenia.

I teraz w końcu – znika PZW. Są Wody Polskie.  I tu nagle jawnie upolityczniony urząd [stanowiska dla tych wszystkich partyjnych kacyków] decyduje o wędkarstwie, ale też i o betonowaniu. Ale my zwykli wędkarze wiemy już, że za jedno i drugie odpowiadają ci sami ludzie. Nie ma zwalania PZW na  jakiś urząd i odwrotnie. I są kolejne wybory. Nagle głos niezadowolonych  – dajmy na to około miliona łowiących wyborców, wie, że Wody Polskie to PIS. I dopuszczam wtedy taki scenariusz, iż wiadomo kto, zbiera tych wszystkich naczelników czy dyretorrów i mówi  „co wy tam odpier…lacie z tymi melioracjami cymbały; przecież milion głosów to nie w kij dmuchał”.

A gdyby jednak  było gorzej podczas „rządów” Wód Polskich, to pozbawianie racji bytu PZW i przeniesienie ich kompetencji na jakąś, jakąkolwiek inną strukturę, byłby niewiarygodnym precedensem. Taką strukturę byłoby już znacznie łatwiej kruszyć, bo byłaby świeża i nowa. PZW jest tak trwałe, gdyż NIKT tego nie tknął, nawet jeśli jakieś tam podchody były.  W każdym razie sami wędkarze, ze względu na niżej przedstawione realia, PZW raczej nie zmienią. Natomiast pisanie jak Quest „nie bo nie”, jest takim głosem WYZNAWCY, pozbawionego jakiegoś strategicznego myślenia.

Dlaczego jest jak jest? Powyżej napisałem, że jakieś realne zmiany w okręgu mogłyby powstać tylko w wyniku totalnej wymiany zarządów kilku przynajmniej kół na raz, na wzór tego, co miało miejsce u mnie w kole. Ale jak się okazuje, zmiany takie są bardzo nietrwałe za sprawą…tak  –  zgadliście: statutu i powołujących się na niego działaczy okręgu.

U nas przez półtorej roku były miody: sporo ludzi w siedzibie koła, każdy mógł wpaść, każdy mógł coś zgłosić, zapytać, pogadać po prostu. W zarządzie koła mimo różnic zdań – pełen szacun i szybko wypracowywany konsensus. Najwyższa frekwencja na walnych w okręgu. Przechodzą takie wnioski [często jednogłośnie], że  tego rodzaju pomysły wprowadzone w skali całości wód i nikt nie spojrzy na Szwecję.  Liczna i najprężniej w okręgu działająca przy kole jednostka SSR. Wymuszony prawie, ale powstał no kill na Krzeszówce. Cuda panie, jak to się mówi. I nagle wszystko się – powiem po męsku – spierdoliło w jednej chwili.  Otóż na kolejnym walnym prezes okręgu zauważył, iż nie mamy przewodniczącego komisji rewizyjnej i  wskazał nieubłagalnym palcem, iż taki być musi, gdyż tak stanowi statut. Myśmy oczywiście zdawali sobie z tego sprawę, ale celowo nie nagłaśniali tematu, gdyż nie było żywcem już kogo sensownego wziąć na ten stołek. Tu dochodzimy do mechanizmu , który w sposób naturalny, praktycznie zawsze uwali wcześniej czy później każde, nawet najbardziej sensowne koło. Otóż kpiną jest,  że lokalne koło liczące blisko 300 osób MUSI mieć zarząd liczący aż 17 ludzi [z tymi wszystkimi sądami koleżeńskimi, rzecznikami itp. bzdurami]. Dobranie w miarę podobnie myślących wędkarzy, podobnie czujących wędkarstwo, jest  w takiej liczbie mało prawdopodobne. No i znalazł się facet, skąd inąd bardzo inteligentny, ale tkwiący sentymentem raczej w rzeczywistości lat nawet nie 80-ych, a 70-ych, który zgłosił się na tego rzecznika, jak sprawa się ujawniała, ze go nie mamy.  Nawiasem mówiąc – czy w Waszych stronach persony liczące się w poprzednim  ustroju  też tak gorliwie popierają  PIS?

I poszło z górki. Poplotkuję, przybliżając temat, bo różne bzdurne historie krążą o tym jak było.  Otwarcie powiedziałem ówczesnemu prezesowi koła, że zarząd koła rozpadnie się w ciągu góra sześciu miesięcy, gdy ów człowiek został szefem komisji rewizyjnej.  Pomyliłem się w swej wróżbie o trzy miesiące. Tzn. już po trzech był kwas o absurdalną kwestię. Wojtek, który przewodził SSR wraz z Kubą pojechali w sobotę w nocy [około 22.00] na kontrolę jednego z dwóch zbiorników koła [wspólnota]. Czujecie? Chłopakom się chciało jeździć pilnować wody, na której sami nie łowili. We mnie jakoś nie było takiego zapału. No i złapali nieuczciwego wędkarza z rybą na dodatek. Przepisy mówią, o ile pamiętam – w ciągu trzech dni trzeba dostarczyć dowód, do siedziby powiatowego komendanta straży.  A był weekend. No i w poniedziałek, z tym zamrożonym karpiem, czy co to tam było, Wojtek zamiast do pracy, jechał zdeponować dowód i protokół z kontroli. I policzył sobie w delegacji za paliwo. I zarzut był taki, iż naraża koło na zbędne wydatki, bo powinien jechać…busem z ewentualnymi przesiadkami.

I szlag trafił wszystko, bo dym o to zrobił się gruby. Być może błędem była raczej bierna postawa pozostałych, aczkolwiek chyba wszyscy byliśmy zaskoczeni czepianiem się o taką rzecz, jakby kolega co dzień jeździł na Bulwarową.  Tylko ja powiedziałem do faceta, że robi drakę z pierdoły – myślałem,  że mu głowa odpadnie. Oj, miałem szczęście, że gość nie był z 30 lat młodszy – ale bym chyba oberwał. A co dawne szkolenie to szkolenie – nie ma miękkiej gry.

No więc jako strażnicy skupiliśmy się na wodach ogólnodostępnych. Bardzo szybko okazało się iż jednak fajnie by było, gdybyśmy jednak pokazali się od czasu do czasu na tych dwóch stawikach, bo ryby wyskakują z wody i znikają nie wiedzieć gdzie. I chyba to był mój błąd, bo zaproponowałem, że dobra – zgoda, ale miejmy w zamian prawo łowić tam gratis tyle, że w formule no kill. O ile wiem, nikt z nas nawet nie zdążył zamoczyć kija w tych kałużach, a już na mieście gardłowano, że strażnicy się ustawili. Więc ja podziękowałem, oddałem zezwolenie na te zbiorniki. A koledzy chyba kilka dni później zrobili to samo, jak w ramach darmowego łowienia, próbowano ich zaciągnąć do porządkowania brzegów.

Tu na marginesie wspomnę – nie wiem, jak gdzie indziej, ale uważam, iż na  poziomie koła PZW nie ma szans na przytulenie nawet małej kasy. Już na poziomie okręgu MUSI być grubo jeśli chodzi o jakieś bonusy, bo nie uwierzę, że ludzie są aż tak stuknięci, by tak uparcie trzymać się stołków za uścisk dłoni za pracę [tfu!] społeczną, jak ciągle mówią.

Odwrotu już nie było. Kolega, w moim przekonaniu niepotrzebnie, wprawdzie  na zamkniętym forum słownie kilku ludzi, użył wulgarnych epitetów pod adresem zarządu. No ale znalazła się łajza, która temat wywlekła na światło dziennie. Szkoda gadać. Ja odpuściłem sobie tracenie czasu w SSR, ówczesny vice prezes – bardzo sensowny gość – poddał swą pozycję pod głosowanie, przegrał i zmienił koło.

Za to ci, co uchwycili stery władzy w kole dopięli swego:  zlikwidowano najlepszą terenową grupę SSR. I nikt z zarządu okręgu nawet nie pisnął.  Bo takie prawo daje statut i tyle. Myślę, że tak naprawdę działaczy wali SSR, chyba, że sami są w tzw. POW [pionie ochrony wód – w końcu jakoś to musi być finansowane].

Z tego, co ludzie mówią, a nie wiem czy mówią prawdę – koło teraz ledwo rzęzi. Ja kupiłem zezwolenie przez internet. Szkoda mi czasu na stanie w kolejce, szczególnie, jak niekoniecznie mam z kim pogadać…

Stado ludzi na poziomie zarządu okręgu ma trochę inne cele.  Moim zdaniem te kilkanaście czy może nawet ponad dwadzieścia osób to po prostu rozkładanie odpowiedzialności [plus statut oczywiście]. Cokolwiek się chce od tych ludzi, cokolwiek by się stało – dość łatwo zrzucać odpowiedzialność na kolektyw. Np. takie „rewelacyjne” pro wędkarskie i światłe, nowe wymiary ochronne sandacza, bolenia… Nikt się nawet nie zająknie. Musze do kogoś tam zadzwonić, bo cisza. Dam znać, gdy będę coś wiedzieć. Ja w ogóle często mam przeczucie, iż całe te zarządy okręgów to jakieś atrapy, a za sznurki ciągnie zupełnie inne lobby…

Dlatego tak, jak cztery lata temu mówiłem pełen entuzjazmu – chodźcie na zebrania, organizujcie się – da się; teraz twierdzę – szkoda Waszego czasu. No można wpaść, dla jaj, bo często można boki zrywać. Ale generalnie to gorzkie godziny i mnie ich szkoda. Na podobnym etapie jak ja byłem lat temu cztery, jest teraz autor Wędkarskiej Przygody. Chciałbym by mu się udało na jego terenie, ale wątpię. Podziwiam go zresztą, bo on chyba nadal coś będzie próbować, w obliczu tego gdy już Jemu i popierającym go wędkarzom, pokazano środkowy palec. Niestety, idzie chyba błędną drogą, gdyż opinie jakie wygłasza, jednoznacznie mówią o podtrzymaniu PZW, tyle, że w zmienionej formule. Coś takiego wydaje mi się nierealne. PZW musi przestać istnieć, albo nad wodami zawsze będzie kulawo.

Od środka PZW ruszyć się raczej nie da. Będą kosmetyczne zmiany na pokaz. Wiecie – raz jakiś Dionizy, za chwilę Teodor i tak w kółko.

Czy jest szansa rozwalić to od zewnątrz? Jasne –  są dwie możliwości, przynajmniej ja tylko tyle  widzę:

– jeśli ludzie zachowają się jak wędkarz nad wodą – nie bierze na wirówkę, nie bierze na wobler, nie tyka wahadła – spróbuję na gumę; innymi słowy wybiorą sobie rząd z ludzi spoza układu, coś czego nie było; nie daje to gwarancji, że będzie super cacy, ale na pewno nie będzie jak przez ostatnie 30 lat, także w wędkarstwie

– jest druga opcja, której nie opiszę  w szczegółach gdyż nie bardzo mam w tej chwili czas; aczkolwiek widzę tu ogromne trudności, gdyż wszystko się sprowadza do samozorganizowania się, co Polakom wychodzi niezwykle kiepsko; ten bezwład, niezborność organizacyjna wynika z wielu czynników [na polu wędkarstwa nie do pogodzenia formuła no kill vs mięsiartwo,  strach przed tym jakie byłyby koszty łowienia gdyby padło PZW, wejście po całości w politykę i schowanie sobie w kieszeń kwestii emocjonalnych, światopoglądowych – mało kogo na to stać]

Niestety chciałbym się pomylić, ale wróżę PZW jeszcze dość długi żywot, choć z drugiej strony…mało już we mnie entuzjazmu, ale mój mail znacie 🙂

19 odpowiedzi

  1. Dobrze byłoby wybrać rząd spoza układu, tylko jak rozpoznać który w nim nie jest?
    Pojawia się nowa postać na scenie politycznej, dajmy na to jakiś tam Petru. Okazuje się, że jest wydmuszką podstawioną przez ludzi którzy wcześniej promowali Tuska. Pojawia się jakiś Hołownia, okazuje się że stoją za nim te same grupy interesu. Ostatni kandydat spoza układu jakiego pamiętam to był jeszcze Pan Kononowicz, startujący w wyborach na prezydenta Białegostoku.

    A jeśli już wybierzemy ludzi spoza układu – skąd wiemy że akurat likwidacja PZW będzie ich priorytetem?

    Swoją drogą niejedna partia mogła by wypłynąć i zyskać pokaźną ilość głosów, mając w programie likwidację PZW i sensowne reformy do zaproponowania wędkarzom. Wędkarze w Polsce to naprawdę pokaźna grupa (kilka milionów osób w Polsce deklaruje że wędkuje). I praktycznie każdy wędkarz jest przeciwko PZW, poza oczywiście bardzo wąską grupą w zarządach związku.

    1. Mnie zastanawia, że Polacy jednak nie poszukują nowych „otwarć”. Bazują ciągle na tych samych ludziach, którzy tylko pod różnymi szyldami robią nam z życia małe piekiełko. Np. teraz -doprowadzanie przez ten cały lockdown do upadku wielu firm, spowoduje najpewniej wykupienie nieruchomości, które po nich zostaną przez państwo [czyli PIS]. To jest identyczna sytuacja, jak w okresie sanacji, w którą, czego nigdy nie ukrywał – zapatrzony jest Kaczyński. Sanacja była totalnie etatystycznym systemem, czyli takim, w którym państwo chciało przejąć jak najwięcej by nagradzać lojalnych ludzi. Osiągano to akurat nie za pomocą wirusów, tylko śrubowano podatki na niespotykaną skalę w tamtych czasach. Gdy w 1929r na zjeździe przedsiębiorców w Lwowie przedstawiciel rządu [bodajże Kwiatkowski – ten od Gdyni, o którym dzieci uczą się, że wielkim człowiekiem był], na pytanie: dlaczego państwo daje kredyty firmom, które na bank upadną, odpowiedział, że właśnie dlatego – państwo będzie mieć pierwszeństwo by zająć co zostanie…
      Dla żadnego ugrupowania likwidacja PZW nie będzie priorytetem, gdyż nie ma to strategicznego znaczenia dla funkcjonowania kraju. Jednak, jeśli program jakiegoś ugrupowania mówi, że „wysadzi” w kosmos obecne porządki, to jest prawie pewne, że przy okazji te wszystkie oboczne post prl -owskie organizacje też. Istotne jest [dla mnie przynajmniej], czy przedstawiciele danej opcji są za dobrowolnym rozdysponowaniem wypracowanych dóbr przez wolny rynek, czy raczej za przymusowym ich rozdysponowaniem przez ingerencję państwa [podatki], które potem rzuci ochłapy naiwnym.
      P.S. Petru miał zupełnie inne „namaszczenie” niż Hołownia. Za Hołownią stoi Kobosko. Człowiek ten dla mnie jest już bardzo podejrzany, gdyż zaczynał karierę u Michnika, a skończył na Atlantic Council. Proszę poczytać, bo to nie jest tajna organizacja, kto tam jest – m.in. pan Fried, który pilnował na początku lat 90-ych, żeby reformy w Polsce szły we właściwym kierunku…

  2. Adam uciekaj od polityki. Nic nie zyskasz a wiele możesz stracić. Epoka rzeczowych dyskusji w naszym kraju minęła bezpowrotnie. Zdobyłeś sobie w światku wędkarskim znaczący autorytet i szacunek. Polityką tylko to zniszczysz. Z portalu wędkarskiego zrobisz forum polityczne. Podzielisz ludzi.Wiele się dzieje w naszym kraju i targają nami emocje ale nie wydaje mi się by to był dobry pomysł by tutaj dać się im ponieść. Sam piszesz, że w pewnych sprawach nie jesteś fachowcem więc nie dawaj tu okazji do tego by ktoś Cię „wypunktował”. A jest okazja.

    1. Już nieraz mówiłem, że wolałbym pisać sobie tylko o rybach. I pewnie by tak było, gdyby te ryby były w ilości choć dostatecznej. Mamy tylko biadolić, że jest słabo i słuchać kolejnych etatowych aktywistów na forach? Ja mam świadomość swoich dość skrajnych poglądów, które wielu mogą odpychać – każdy ma prawo wybierać, jak uważa. Ale nie wydaje mi się by takie teksty kogoś zniechęcały do czytania bloga. A jeśli nawet – cóż – ja na stronie nie zarabiam, więc bez większych problemów zaakceptuję taki stan rzeczy. Nie sądzę by w przykładach powyższych, ktoś mnie wypunktował. Miałem okazję słuchać na żywo kilku debat z ludźmi z pierwszych stron TV czy gazet, z osobami, które prezentowały punkt widzenia z jakim się identyfikuję. Wynik tych spotkań zawsze kończył się słabo dla tzw. mainstreamu bo właśnie rozmawiano o konkretach: liczbach, procentach, jak co na co się przekłada. Dlaczego w każdej większej TV, czy wiodącej stacji radiowej w kółko są te same osoby, które tam nawzajem młócą się ile wlezie, ale tak naprawdę oferują nam ciągle to samo z kosmetycznymi zmianami. Poza internetem wiele osób programowo nie jest zapraszanych nigdzie, gdyż zwracają uwagę na bardzo niewygodne fakty. Ja się z tym jakoś nie zgadzam.

  3. Pominę wątki polityczne, gdyż i tak jesteśmy podzieleni, a dodatkowe pogłębianie rowów w mojej opinii niczemu innemu nie służy, jak dalszemu osłabieniu naszego głosu. Właśnie, czy tak naprawdę mamy jakikolwiek wspólny głos? My, wędkarze? Jeśli tak, to w jakiej innej sprawie niż „żeby było więcej ryb”?

    Czy postawy w PZW, Wodach Polskich i wszelkich innych tego miejscach nie są po prostu odbiciem naszej natury i przaśnej rzeczywistości? Przychylam się do powiedzenia, że każdy mierzy własną miarą i to, co widzimy nad wodami jest niczym innym niż miarą naszego społeczeństwa. Dochodząc do tego wniosku Adamie, rozwalenie PZW w mojej opinii niestety nie będzie służyło niczemu innemu niż wprowadzeniu „wolnej amerykanki” nad wodami. Przykładem był rok bezkrólewia na Rudawie. Pamiętasz, co w ciągu tego roku się stało? Teraz wyobraźmy sobie, że nagle na głowę Wód Polskich Bis czy czegokolwiek innego spada zarządzanie/pilnowanie wszystkich ogólnodostępnych wód w Polsce, bo PZW zostało rozwiązane. W mojej opinii apokalipsa pewna.

    Co do rozwiązań całościowych, warto się nad tym dyskutować. Obawiam się, że to wymaga wymiany przynajmniej dwóch pokoleń, w tym i niestety naszego. Nie chodzi o zmiany na górze, PZW, Wód Polskich, rządu czy innych instytucji, ale zmiany życiowej, stosunku do środowiska. Niezależnie, czy to nastąpi w ramach Unii Europejskiej, czy poza nią, bez wymiany mentalnych „dziadów” nic się nie zmieni. Dlatego jak jeżdżę z moimi dziećmi zaczynam od sprzątania brzegów po #@)*&&@#$)(* z wędkami w rękach, a często jedynie z piwem. To samo robię jadąc do lasu. Nie, nie wezmę i nie sprzątnę wszystkiego, bo NIE DAM RADY, ale uczę moje dzieci, by się tego nie wstydziły (sprzątania), a przede wszystkim tak nie postępowały. Dlatego tak bardzo się cieszyłem, gdy moja córka biegała i sprzątała brzegi Rudawy dwa lata temu, że włączona była młodzież z całej podstawówki. Uważam, że od tego typu elementów wychowania społeczeństwa musimy zacząć, ale musi to być w całym kraju, a nie jedynie wyspowo.

    Do PZW należę, bo lubię wędkować, a łowiska komercyjne nie umożliwiają mi realizacji tego hobby w formie, jaką cenię. Doceniam pracę ludzi chcących wnieść swoją energię w ratowanie tego, czym dysponujemy. Popatrz, że nawet w ramach jednego koła nie znalazło się wystarczająco dużo osób, by je poprowadzić w sposób jaki byś docenił, w rezultacie oddano władzę osobom, które na to miały ochotę/czas/energię. Czy zmiana statutu cokolwiek by zmieniła? Czy wskrzesałaby w wędkarzach chęć do wspólnej pracy? Są tak naprawdę jedynie odcinki rzek, gdzie grupy zapaleńców pracują pro publico bono, stąd mitycznie rybne odcinki Raby, dawnej Rudawy, Dunajca itp. Mentalne „dziady” mają teraz auta, tanie paliwo, cienkie linki, dobre przynęty i jest ich po prostu niewspółmiernie więcej, niż tych, którym się coś chce.

    1. Masz dużo racji. Na jedno tylko nie ma we mnie zgody: ja chciałbym doczekać normalności, a nie moje wnuki o ile takowe będą łowić ryby. Większość z nas po prostu nie dopuszcza, albo nie wierzy, że może być inaczej w krótkim czasie. Przykład Rudawy, który podałeś jest trafny, ale taka samowolka miała wtedy miejsce, gdyż cała pozostała otoczka się nie zmieniła. System był/jest bez zmian. Wczoraj Wiadomości Wędkarskie podały pierwszą na YT relację z „prac” jak szumnie napisali – nad statutem. Niech ogląda kto może – przestaniecie się łudzić. Ten materiał zdejmą jak nic, bo ludzie w komentarzach suchej nitki nie zostawili. Do wczoraj ani jednego pozytywnego komentarza!
      Za to nastąpił na YT istny wysyp „domorosłych” obrońców PZW. Straszą, co to nie będzie jakby PZW zniknęło, albo straszą dosłownie, wprost – jak facet z kanału Grunt i Spławik, kto stoi za za PZW i czym to grozi. Argumentację ma przy tym taką, że rozjechałbym go na pół w debacie, bo podaje argumenty, które na wzajem się znoszą. I ciekawostka: mniej więcej połowa z tych naprawiaczy rzeczywistości jest…na emigracji.

      1. Bardzo chcę doczekać zmian w naszej rzeczywistości, choć złudzeń mam coraz mniej. Już gdzieś chyba wspominałem, w drugiej połowie lat ’90 szlag mnie trafił po przeczytaniu kolejnego artykułu na temat planów budowy Kaskady Dolnej Wisły i napisałem romantyczny list do Wiadomości Wędkarskich, z propozycją, by wydrukowali wzór listy sprzeciwu, gdzie każdy wędkarz mógłby ją wyciąć, zebrać kilka podpisów i wysłać do redakcji. Zrobili to, ba, nawet moje nazwisko pojawiło się na pasku na okładce (jestem dumny niczym z nazwiska na pasku TVP Info). Ja zebrałem 10 podpisów, odesłałem, potem wydrukowali moją listę jako potwierdzenie, że to ma sens. Inni wędkarze mieli to w poważaniu, efekt był żaden. I takie to właśnie mamy środowisko, gdzie naklejenie znaczka na kopertę i wrzucenie listu do skrzynki jest ogromnym poświęceniem.

        Ktoś kiedyś proponował, by były dwa rodzaje karty wędkarskiej (może być i jeszcze C&R, jak i inne rozwiązania), gdzie za połowę opłaty albo i mniej, członek musi odpracować na rzecz koła 8-10h. Jeden, dwa dni w roku wspólnej pracy, ale nie biurowej, tylko w terenie. Dopóki poszczególni wędkarze nie poczują się gospodarzami, osobami odpowiedzialnymi za dane wody, poprawy nie będzie. Sam biegałeś z blachą, dbałeś o wspólne dobro i widziałeś ile to kosztuje energii. Nawet dziad dwa razy się zastanowi, czy beretować tego karpika, którego na wiosnę wpuszczał do stawu, czy może niekoniecznie „karta musi się zwrócić”. Jak widzisz, romantyk już ze mnie żaden.

        1. Ja też jestem odarty ze złudzeń. Jak widzę/słyszę tych wszystkich cudaków, którzy straszą ludzi co będzie jak zniknie PZW, więc nawołujących by iść głosować, bo to jedyna możliwość zmian, to wymiękam. Zmiana prezesa koła, wskazanie delegata, który by chciał to uczynić bardziej przejrzystym i sensownym jest nieprawdopodobnie trudna. Nawet jeśli do tego dojdzie, to są to zmiany kosmetyczne, gdyż statut mówi, że nie można jednorazowo zmienić więcej niż 25% składu. Czyli chroni stary układ. Ludzie w ogóle o tym nie wiedzą. To wszystko jest tak przesiąknięte zależnościami z poprzedniej epoki, że nie wierzę w zmiany w ramach PZW. Będzie jak było, albo ktoś to rozpędzi.

  4. Niby jak miało by to wyglądać bez PZW?
    Nie jestem wielkim miłośnikiem PZW,ale wiem ,że puki co nie ma innej alternatywy i jeszcze długo nie będzie.
    Najpierw trzeba by było zmienić całą ustawę ,znieść te głupie obowiązki przymusowych zarybień i dzierżawienia całych obwodów rybackich.To najważniejsze by mogło się coś zmienić.

    1. Masz rację – przy obecnym podejściu ludzi [w tym ludzi u władzy] byłoby to nie tyle gorsze niż PZW co niemożliwe. Dlatego po prostu zwracałem uwagę, jak głęboko politycznie, niezależnie jakie kto ma sympatie, zakorzeniony jest to problem. A zmienić to może tylko realna albo hipotetyczna ekipa, ale spoza układu. To nie są rzeczy trudne tylko wymagają woli. Jakby to wyglądało? Najpierw zmiana ustawy o rybactwie bodajże z 1985r. z adnotacją, że nowa obowiązuje od któregoś tam. Równocześnie wprowadza się kary, a nie wydmuszki od dnia wejścia ustawy. Ponieważ Polacy są spanikowani, że wody mogłyby być prywatne,to niech będzie tak: równocześnie poddaje się gminom/powiatom propozycję, przejęcia wód na swoim terenie, by miały czas skalkulować, czy chcą nimi administrować. Wody będące poza zainteresowaniem na przetarg. Te które nie znajdą właściciela – dopuszczone zostałyby do połowów za symboliczną opłatą. Do dnia „X” wszystko działa wg PZW. Z dniem „X” jest: nowa ustawa, grube kary i wiadomo czyja dana woda, dziadki wyprowadzają sztandar. Szlus. Takie rzeczy już miały miejsce w niejednym kraju i tak to mniej więcej wyglądało. To nie są jakieś cuda. Tylko musi być wola. Tak jest na każdym polu życia w Polsce i nie tylko. Zbliżona do ideału jest Szwajcaria.
      P.S. Osobną kwestią skrajnie surowym regulamin, czego, kiedy i ile wolno wyjąć z wody. Nawet przy rzadkich kontrolach, ale grubych karach finansowych [ewentualnie zamienianych na inne nieatrakcyjne alternatywy] – każdy by się sto razy zastanowił, jakby mógł stracić z 10 tys. Niemożliwe? To popatrzcie wokół siebie – chodzimy w maskach, choć to totalnie bez sensu z punktu widzenia tego co się dzieje [dzieci łażą do szkoły, już się dopuszcza szczepionki o skuteczności wg oficjalnych komunikatów – 50%] ale wszyscy łazimy jak barany bo można oberwać do 30 tys w skrajnym przypadku. Da się. Nikt by nawet nie kwiknął. A w międzyczasie powstałaby masa mniejszych i większych stowarzyszeń, które choćby na próbę wystąpiłyby o taką jedną czy drugą bezpańską wodę. I bardzo szybko byłyby w nich ryby. A teraz? Jak słyszę, że wędkarze uzbierali ileś tam złotych i będzie zarybienie, to się pytam: po co w takim razie składki na PZW i ludzie żyjący całkiem chyba nieźle z naszych pieniędzy? Po prostu Polaków przyzwyczajono, że jest „chujnia” i nawet jak coś państwo, system, jakieś PZW gwarantuje, to ciągle jak np. za sensowną opiekę lekarską – musisz sobie zapłacić extra, a jak kogoś nie stać to masz namiastkę, ruchy pozorne czyli nic. I kręci się to rewelacyjnie od 30 lat, gdzie wąska pasożytniczą grupa żeruje na reszcie ludzi. O tym trzeba choćby mówić. Mam wgląd może ograniczony, ale ludzie [szczególnie faceci] do 30 roku życia mają dość.

      1. Żeby zrobić cokolwiek nie wystarczą chęci i dobre pomysły, potrzebne jest zebranie sporej grupy ludzi. A ludzie w naszym kraju są bierni, dotyczy to rzecz jasna także wędkarzy. Poza tym jak zauważył Zet, społeczeństwo mamy jakie mamy. Utworzyłem kiedyś lokalną grupę wędkarską na FB. Zgoradziła pewnie z 200 osób. Celem była wymiana doświadczeń wędkarskich, prezentowania złowionych ryb, nawiązywanie kontaktów, w przyszłości zrobienie czegoś wspólnie dla lokalnych wód, choćby posprzątanie jakiegoś odcinka rzeki. Nikt nie był zainteresowany wymianą doświadczeń, zrobieniem czegoś wspólnie, zdjęcia ryb wrzucało tylko kilka osób, a cała reszta zaglądała tam żeby wyszpiegować miejscówkę. 95% komentarzy do zdjęcia z fajną rybą dotyczyło „gdzie złowiłeś”, a pozostałem 5% „na co złowiłeś”. Na odpowiedź „na mojej sekretnej miejscówce, na moją sekretną przynętę” pozostawało takim grupowiczom już tylko analizowanie tła na zdjęciu próbując odgadnąć gdzie rybka została schwytana. Po roku zlikwidowałem tę grupę, stwierdziłem że nie ma sensu się w to bawić.

        Inny przykład: Widzę że chłopaki zbierają teraz na zarybienie jednej z podkrakowskich rzek, dorzuciłem się do tego bo popieram idee, na PZW nie ma sie co oglądać. Potem chlopaki zarybią rzekę, chętnie pomogę. Ogłoszenie o zbiórce na grupie miłośników rzeki liczącej 750 osób, zrzuca się kilkanaście. Najlepiej po polsku – poczekać aż zrobią za Ciebie coś inni, a potem skorzystać z ich pracy. Albo narzekać że nie ma ryb. Rozumiem że nie każdego stać, ale spotykam tam regularnie wędkarzy których kołowrotek przekracza cenę mojego całego sprzętu i wszystkiego co mam na sobie.
        Na szczęscie są jeszcze ludzie którym się chce i potrafią wznieść się poza tę polską bylejakość.

        1. Krzyśku – to wszystko prawda, a potwierdza tylko moją tezę: globalna zmiana bez oglądania się na ogół, który jeśli ma co zjeść i wypić, akceptuje największe nawet głupoty. Obecnie, nawet w silnej i niemałej ekipie można coś zmienić tylko lokalnie i wciąż chcąc nie chcą pod szyldem PZW. Ja złotówki nie dorzucam do zarybień: nie zabieram ryb i wystarczająco dużo nas płaci składki. Że to za małe pieniądze? Nie wierzę.

  5. Panie Adamie,moim zdaniem problem jest dużo głębszy niż nieudolność PZW,już tyle różnych wątków o bezrybiu naszych wód było na różnego rodzaju forach wędkarskich i tak naprawdę nic z tego nie wynikało.W latach dziewięćdziesiątych było dużo więcej wędkarzy,ludzie zabierali więcej ryb,kłusowników też było dużo więcej niż teraz…
    Pisze pan ,że wraz z rozpadem PZW powstanie wiele różnych stowarzyszeń,pewno tak by się stało,tyle jak to się ma do dostępności do wód?
    Może być np tak,że jakiś majętny oszołom(lub z grupą majętnych kolesi) wpadnie na pomysł,że weźmie w dzierżawę jakiś odcinek rzeki i nie dopuści do wędkowania w niej innych…co wtedy?
    Czy to miało by być gdzieś ujęte w tej nowej ustawie,że dostęp do wód gospodarowanych przez te stowarzyszenia ma być po taniości i dla każdego tak jak to jest teraz za PZW?

    1. Oczywiście, że taka nowa ustawa musiała by ująć wiele szczegółów, by np. nie dochodziło do hipotetycznych sytuacji, jak wskazana powyżej. Ja pisałem tylko ogólny szkic. Idąc za Twoimi obawami, przychodzi mi do głowy inny wyjątek: żaden były działacz PZW nie może zasiadać w urzędzie zarządzającym daną wodą, ani starać się o taką możliwość jako osoba prywatna 🙂 Uwłaszczyliby się jak wpływowa komuna po 89r.

      1. Nie ma niestety ludzi w tym kraju którzy to wszystko mogli by popchać do przodu.
        Dodatkowo większość stowarzyszeń,towarzystw wędkarskich,które jeszcze niedawno prężnie (przynajmniej z pozoru) funkcjonowały dziś są w rozsypce…da mi pan choć jeden przykład takiego stowarzyszenia ,które na już było by w stanie przejąć jakiś odcinek większej rzeki?

        1. No a jak mogą prężnie funkcjonować w tej rzeczywistości? Przecież przy monopolu PZW to nierealne. Można próbować działać w ramach związku, czego sam z kolegami doświadczyłem – strata czasu.

          1. Żadne stowarzyszenie tego nie da rady, bo musiałoby wziąć cały obwód. Obecne prawodawstwo nie daje możliwości dzielenia obwodów na mniejsze. Mamy takie kuriozum że jakby ktoś chciał wziąć pod opiekę mały dopływ Wisły(Sanka/Rudno/Brodła/Wilga/Prądnik) to musi startować do dzierżawy całego obwodu Wisły(n2 2 lub nr3). Za taki a nie inny podział obwodów odpowiedzialne są Wody Polskie/RZGW.

            P.S.
            Na Rabie od 2006 jakaś stałość działań jest, najpierw byli Przyjaciele Raby, teraz Rabianie100 + resztki PR. 🙂

  6. Do Ruki: i dlatego twierdzę, że jak globalnie nie zmieni się całość, to będzie jak jest.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *