Szukaj
Close this search box.

Spotkanie fanów starorzecza

Mam tyle materiałów, że nie mogłem się zdecydować, co będzie najnowszym wpisem. Na razie „sandaczomania” zaczeka, choć mam sporo zdjęć własnych ryb jak i kolegów. Może jeszcze coś dołowię. Dziś trochę inny temat.

Wielu z nas było mocno rozczarowanych, gdy w podczas losowania łowisk do tegorocznej ligi, mimo bardzo wielu propozycji wskazujących starorzecze ani razu ta woda nie została wylosowana. Ot, przekorność losu. Fakt, że poziom tego łowiska moim zdaniem już od 2017r spada na łeb na szyję, to jednak znalazło ono wśród moich znajomych wielu wielbicieli, którym ciężko było pogodzić się z tym, że ani raz tam się nie spotkamy. Niewątpliwą przyczyną takiego stanu rzeczy było przekonanie, że  każdy tam zapunktuje. Niestety już tamten rok pokazał, iż nawet ktoś, jak ja, kto – nieskromnie powiem – zna tu każdy załomek dna, też może zerować. Oczywiście w dawniejszych czasach ryby też na starorzeczu nie brały ale nie przypominam sobie wyprawy, na której bym nie miał czegoś na punkty wg wymogów ligi. Teraz te dni z gorszymi braniami są chyba dużo częściej. Na marginesie – powód gorszej kondycji starorzecza jest tylko jeden:  nie skorzystano z mojej nieśmiałej podpowiedzi, by od października do końca marca wprowadzić tam no kill. Zamiast tego jak zwykle jest zakaz łowienia od stycznia do kwietnia. A dwa skutki takiej decyzji są fatalne:

– późną jesienią ryby są tam dziesiątkowane  – przecież to ewidentne zimowisko

– w okresie gdy łowić tam nie wolno, uczciwych wędkarzy nie ma, a gnojki pozbawieni skrupułów i tak tam jeżdżą, choćby przejazdem [parę rzutów, wisi, „beret” i reklamówka]

Nie mniej część z nas, a główną siłą sprawczą był Zygmunt, chciała zrobić tam rundę na zasadzie ligi, ale poza nią oczywiście. Dodatkowo poza typową dla nas punktacją, była kategoria „największa ryba”. Nikt z nas nie był tam od równo roku. Sam pierwszy raz nie wykupiłem „Bielska”, bo nie widzę sensu, wiedząc, co się ze starorzeczem dzieje, a tylko dla tego łowiska to robiłem.  No i po opłaceniu dniówek stanęliśmy na „ubitej wodzie” 🙂

Było kilka wielkich niewiadomych: spore wahania wody, ponoć tłumy ludzi, masa nowych zaczepów, aura…

Wyszło tak pół na pół. Podobnie jak cześć z nas, ludzi chyba zniechęciły prognozy, bo poza nami widziałem tylko dwóch postronnych wędkarzy.  A z pogodą było nie najgorzej od strony, że tak napiszę  – turystycznej. Rano dość mocno zachmurzone, trochę mgliście, przymrozek, ale potem bardzo słonecznie i odczucie raczej delikatnego ciepła, niż jakiegoś ponurego chłodu.

Wędkarsko już lipa, bo ciśnienie aż 1003 hPa u mnie – najwyższe jakie chyba w tym roku odnotowałem, a takie wartości na starorzeczu zawsze źle wróżyły. Do tego momentami zmienny, niby słaby wiatr ale  głównie północny; mniej płn. – zach. i pd. Dzień uratowała woda. Po nocy stan był podniesiony lekko z 0,5m a to z kolei zawsze był dobry omen. Potem, tzn. po około 90 minutach woda opadła o te pół metra i było pozamiatane.

Zaczepy też jak potem podsumowaliśmy nie katowały nas jakoś szczególnie. Z mojej perspektywy to bym ocenił, że aż tak wiele się nie zmieniło. Spodziewałem się wielu nowych kijów w wodzie z licznych okolicznych drzew, ale pod tym względem nie było źle.

Liczyłem, że będzie nas z 7 – 8 osób plus dwóch nowych kolegów, którzy planują chyba start w lidze 2021, a dla których takie spotkanie było chyba fajnym pretekstem by się sprawdzić i poznać w ogóle.  Tu już zapowiem, że nawet jeśli z udziału w przyszłorocznej lidze zrezygnują 2-3 osoby [zakładam, że ktoś może być jednak zmęczony taką całoroczną gonitwą, od której ciężko się uwolnić, jeśli celuje się w dobry wynik], to tak na przyszły sezon kroi się realnie około…20 startujących.

Jak napisałem – cześć odpuściła ze względu na zapowiadaną aurę, innym przeszkodziła praca, jeszcze inni po prostu nie mają aż takiego sentymentu do tego łowiska. Było nas sześciu: Maciek, Bartek, Zygmunt, Wojtek oraz Marcin – z którym byliśmy nad wodą pierwszy raz, no i ja.

Na pewno łowiliśmy na większym luzie niż w lidze, ale chyba nie mniej się starliśmy niż zwykle.

7.00  – start. Pierwszy rzut Maćka i kolega jednoznacznie daje znać, że będzie się starać wygrać. Świnka ma 47cm! Nie do wiary, że w pierwszym rzucie.

(fot. M.K.)

Ja tymczasem jestem z Marcinem w przeciwległej części zbiornika.  Mam tak: rzut – atak – zacięcie – spad. Jestem zdezorientowany. Nie mam pojęcia co jest tego przyczyną. Chyba w dziesięciu rzutach mam cztery ryby [dwie na tyle duże, że na punkty], ale wszystkie spadają w holu.

Tymczasem Marcin po dziesięciu minutach ma jedną rybę ale…punktującą!

(fot. M.P.)

Ja tymczasem wyjmuję z osiem klonków ale max do około 27cm. Na szczęście jest duża woda i póki co poranny żer trwa. Ryby się chlapią, są pobicia ewidentnie drapieżne. Ataki. Mam bardzo dużo skubnięć i ryby zaraz puszczają. Przy tak intensywnym żerze zdarza mi się to tutaj po raz pierwszy.

Mniej więcej w połowie długości starorzecza pierwsze punkty wyławia Bartek. Świnka 31cm

(fot. B.K.)

Tak więc na sympatię kolegi zbiornik może nie hojnie, ale odpowiada.

Tymczasem ja podczas ligowej tury wpadłbym w jakąś panikę. Mam okonia. Na oko – lekko 25+. Gruba bańkowata samiczka. Tymczasem brak jej centymetra. Za chwilę dwa kolejne ciut mniejsze. Po godzinie mam 12 klonków i 8 okoni, ale nic na punkty! Zabawa zabawą, ale trochę mnie to zbija z tropu.  Najgorsze, że poranny rybi amok ustaje i robi się na wodzie śmiertelna cisza.

Zaczynają się wędrówki, czyli widać, że brania się urwały i każdy zaczyna szukać ryb, choć trochę skłonnych do żerowania. Przysłowiowa dłubanina, jest najlepszym określeniem tego co robimy.  Widzę jak jeszcze Marcin ma klenia, ale też nie na punkty.

Jakiś kwadrans potem trochę zazdroszczę Zygmuntowi, bo zajął stanowisko, na które jakoś tak szedłem i dość nie mogłem, a on teraz ciągnie coś wyraźnie większego. Muchówka gnie się całkiem, całkiem. Z daleka widzę, że kolega sięga po podbierak, a potem w skupieniu pochyla się nad rybą. Jak kleń to niemały – tak sobie myślę i nie wiedząc nic o wynikach innych poza Marcinem, liczę, że też nie mają łatwo.  Przechodzę wzdłuż zachodniego brzegu zbiornika. Spotkani Bartek i Maciek sprowadzają mnie na ziemię. Jestem podobnie jak Wojtek  – bez punktów. Duży kleń Zygmunta okazuje się podciętym, blisko półmetrowym szczupakiem.

Około 9.00 wracam tam gdzie zacząłem. Na wodzie cisza aż przykro, gdyby nie delikatne spławy uklejek, czy naprawdę rzadkie ślady innych ciut większych ryb. Woda już zjechała do typowych stanów.

Mam jednak troszkę szczęścia. Pierwszy rzut po powrocie pod spory pień i branie. Myślałem nawet, że będzie z 35cm. A tu tylko 31cm. Ale w tej sytuacji nie śmiem wybrzydzać.

(fot. A.K.)

Honor uratowany. I są jeszcze trzy godziny.

Dziesięć minut po mnie Maciek wyjmuje kolejną świnkę – 43cm.

(fot. M.K.)

Przy tak okrutnie rzadkich na tę chwilę braniach, ma szansę na wygraną. Konsekwentne łowienie ripperkiem Micromaster naszego sponsora [Fishchaser], daje jednak efekty.

Tu dygresja – wielokrotnie próbowałem, ze względu na puste ataki świnek, łowić naprawdę drobniutko. Wnioski miałem takie, że świnki nie zauważają aż tak małych przynęt, a w każdym razie nie zwracają na nie uwagi. Lepsze są te 4-5cm wabiki. Tymczasem kolega ustawia wynik gumką wielkości 15mm. I bądź tu mądry w temacie ryb… Jak się potem okazało Maciek miał na kiju co najmniej cztery świnki zapięte za pyszczek i drugie tyle podciętych lub też poprawnie zapiętych – nie było widać wszystkich, które się spięły.

O wpół do dziesiątej pada kolejna świnka i tym razem znów kawał już ryby w skali gatunku. Podobnie jak pierwsza ryba dnia, też ma 47cm. Bartkowi starorzecze bardzo leży jako łowisko.

(fot. B.K.)

Powyższa ryba okazuje się być ostatnią na punkty. Do godziny 12.00 kiedy kończymy nikt z nas kompletnie nic na punkty nie łowi. Co więcej – mało kto ma jakieś branie. Wprawdzie właśnie Maciek i Bartek spinają większe ryby [do końca nie wiadomo czy podcinki, czy nie], ale to tyle emocji.

Ja mogę mówić o jakimś statystycznym pechu, bo złowiłem chyba najwięcej ryb ze wszystkich i ilościowo chyba naprawdę sporo, jak na taki dzień. W ostatnią godzinę znalazłem patent na okonie: rzucałem 6cm cieniutkiego robaczka na 0,3g w najgłębsze części starorzecza. Podnosiłem po opadzie bardzo ostrożnie i albo był okoń albo nie. Brań nie czułem. Może dlatego, iż nastawiłem się, że będzie mróz i że raczej stawiałem na klenie, miałem zestaw z żyłką. Dołowiłem w każdym razie takim oto sposobem kolejne siedem okoni. W sumie miałem szesnaście klonków i szesnaście okoni i tylko jedną rybkę na punkty. Słabo mi poszło.

Ale fajnie było się spotkać, a  klimat łowiska – świetny. Część chłopaków została dużo dłużej niż czas naszej rywalizacji, choć nic szczególnego się nie działo [jazgarz, pojedyncze okonki] i tak chyba zostało do końca dnia.

(fot. W.F.)

Przytoczę krótkie podsumowania dwóch z uczestników:

Zygmunt: Ja tym razem na zero w punktach. Na nimfy różnego rodzaju rybki nie chciały specjalnie kąsać. Miałem brania, ale większość bardzo delikatna, z kolei kilka uderzeń mocnych i tak kończyło się spięciem. Za bety wyjąłem przy wysokiej wodzie szczupaka na 48-49 cm i tyle w temacie ciekawszych rybek. Za to miałem zaszczytną rolę maskotki przynoszącej szczęście Bartkowi, bo co się gramoliłem w jego okolicy, to holował rybę. […]

Marcin: Zmagania ligi obserwuję już od dłuższego czasu. W dzisiejszych „Zawodach o Puchar Niczego” miałem okazję sprawdzić jak uczestnictwo wygląda w praktyce. Tuż po starcie po prawej widzę Adama, który holuję rybę za rybą. Zaaferowany rywalizacją, przy zmianie przynęty wrzucam gumkę do wody, żeby zwolnić dłonie i schować pudełko. Zapomniałem tylko że gumka nie była przyczepiona do agrafki… Swój cel zdobycia jakichkolwiek punktów (o ile możemy mówić o punktacji w tych zawodach) realizuję o 7:10 wyciągając klenia o długości 31 cm. Oprócz tego miałem także niepunktowanego klenika oraz po zmianie miejsca podhaczoną ukleję. Potem dłuższa przerwa w braniach, a następnie po kolejnej zmianie stanowiska jeszcze jedno branie przy zatopionym drzewie, ale bez ryby. Dzisiejszy dzień pokazał mi, że decydując się na start w lidze mam jednak szansę na zdobycie punktów. Wygląda to obiecująco!

Rano, tuż przed startem żartowałem, byśmy dali Marcinowi wygrać, to może ostatecznie przekona się i wystartuje w lidze. Tymczasem poradził sobie bez żadnych forów na równi ze mną, a był tu pierwszy raz w życiu.

(fot. A.K.)

Wygrał Maciek, który był bezkonkurencyjny tego dnia – świnki 47 i 43cm dały mu 392 pkt

Drugi był Bartek- świnki  47 i 31 cm – 260 pkt

Trzecie miejsce ex aequo przypadło Marcinowi i mnie – po kleniu 31cm – po 42 pkt

Zygmunt z Wojtkiem nie punktowali.

W kategorii na największą rybę najlepsi tego dnia także nie dali nam szansy i również w tej kategorii Bartek i Maciek  podzielili się zwycięstwem [świnki 47cm].

 

 

 

 

3 odpowiedzi

  1. Czołem. Byłem chyba jednym z tych dwóch postronnych… 😉 Też tak jak Wy mam sentyment do tej wody i w dużej mierze dla niej wykupuję składki na Bielsko. Ta sobota była bardzo mało rybna. Przyjechałem przed 9tą, a więc po braniach. Woda jeszcze lekko płynęła do tyłu. Dłuższy czas łowiłem na przeciwko Bartka i ryby miałem cały czas w zasięgu rzutów, ale brań prawie nic, jak na tę wodę. Kilka skubnięć – nie do zacięcia i dwie najechane świnki, które spadły w trakcie holu. A parę dni wcześniej miałem tylko jedną podciętą i trzy kapitalne świnki które brały z opadu jak sandacze.
    Ten rok może też być inny z jeszcze jednego powodu – na początku listopada dopływ wody do starorzecza był zasypany. Stan wody niski, jakiego nie pamiętam. Akurat byłem tam w dzień, kiedy wjechały koparki i udrażniały kanał. Pewnie część ryb, która planowała tu wpłynąć odbiła się od klamki.
    Pozdrawiam ekipę i do zobaczenia 😉

  2. Melduje się drugi postronny 🙂 Tez na zero, choć zaraz po przyjeździe (też późno), widząc co jest grane, nawet specjalnie się nie starałem. Pozdrowienia.

  3. Jak ktoś zna tę wodę i był po 9.00 to faktycznie wiedział od razu, że będzie cieniutko. Nas uratował świt i jeszcze spora woda. Gdybyśmy zaczęli mnie więcej po 9.00 to nie zdziwiłbym się gdyby wszyscy byli na zero… Jeśli byłby bardzo silny wiatr to nawet w takich warunkach coś by się jeszcze ukłuło, ale była spacerowa aura.
    Pozdrawiam Kolegów powyżej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *