Jak z zegarkiem w ręku mamy kolejną powódź po dokładnie 10-ciu latach. Na szczęście nie aż tak potężną jak w 2010r. Nie jestem zwolennikiem ekoterroryzmu, ale rację mają wszyscy ci, którzy już od wielu lat twierdzą, że w zabetonowanych rzekach powodzie są i będą średnio co 10 lat. Nawiasem mówiąc, te deszcze choć trochę odrobiły i uzupełniły niedobory wody. Jak jest jej mało nie da się zauważyć jeśli się nie jest wędkarzem, albo i nim jest ale mieszka się bloku. Takie rzeczy przechodzą jakoś tak bokiem.
Co nowego? Długo rozważaliśmy, czy kolejną turę ligi znów przesunąć, czy zmienić łowisko. Ostatecznie, po rozpoznaniu swoich wakacyjnych planów, uznaliśmy, że turę czerwcową na Rabie przesuwamy na sierpień. Opcja ta miała zresztą silne lobby, bo muszkarze „kręcili” w ostatnich dniach przed nadejściem opadów takie wyniki, że moje założenie, by złowić jedną punktowaną rybę poszło się… Po prostu ostatnie wyniki znajomych uświadomiły mi, że jeden pstrąg nie będzie się kompletnie liczyć. Jakbym nic nie złowił.
Wojtek na ostatnim wyjeździe przed wezbraniem, miał na mokrą muchę taką ilość ryb miarowych, że chyba przebiłby, dla nas już legendarny wynik Pawła sprzed trzech lat na Bagrach, gdy facet zrobił w jedną turę ponad 3 tysiące punktów. Ja oczywiście nawet nie zrobiłem treningu – nie mam serca do obecnej Raby i takie, a nie inne, pewnie skrajne zdanie o tej wodzie. Po cichu liczyłem nawet na to, że ze względu na jakiś wakacyjny wyjazd, komuś może absolutnie nie pasować przeniesienie tury czerwcowej na sierpień i skończymy na jakimkolwiek, ale na jakimś innym łowisku. Już nawet były typy takich wód. Ale był konsensus i wszyscy się zgodzili na zmianę terminu.
Nawiązując jeszcze do poprzedniego wpisu o okoniach. Po raz kolejny doznałem sporego rozczarowania. Otóż okazało się, że w tym zbiorniku, gdzie okoni 30 – 40cm jest, jak nasze warunki niemało, to są ryby…z zarybień robionych już od kilku lat. Nie chodzi mi o to, że krytykuję sam fakt zarybienia, [choć konieczność wpuszczania okoni o czymś świadczy], ale o to, iż byłem w swojej naiwności przekonany, że może jednak ostać się woda, gdzie wędkarze nie wszystko są w stanie zeżreć, że ryba się rozwija i nawet egzystuje całkiem nieźle. A tu tak…
Przy okazji okoni – widziałem w tym tygodniu zdjęcie, choć jego samego nie posiadam – okonia z jednego z naszych około krakowskich stawów PZW: 46,5cm. Robił wrażenie. Jest to druga co do wielkości ryba z naszych wód jaką widziałem na własne oczy na zdjęciu [47cm miał ten większy]. Oczywiście słyszałem o 50-kach, ale jak przyszło co do czego to zdjęcia, które niby autor miał, gdzieś się zawieruszyło… Choć oczywiście nie wykluczam takich już mega okazów.
Nie chcę marudzić, ale bez kolegów i ich zdjęć, to ten blog zamarł by zupełnie. Z dwóch co najmniej powodów:
- Na rybach jestem dużo częściej niż pewnie myślicie, ale najzwyczajniej, nie łowię nic, co warto byłoby pokazać. Wynika to z dwóch przyczyn. Pierwsza – ci, którzy mnie znają, wiedzą, że tylko liga, albo króciutki dzień zimnych pór roku jest w stanie mnie wyciągnąć wcześnie rano na ryby. Inaczej nie ma siły. Mam taki rytm dobowy, że i tak codzienna konieczność ogarnięcia bytu jest dosłownie zbrodnią na organizmie. Po prostu najlepiej funkcjonuję między 18.00 a 2.00 i nic na to nie poradzę. Zawsze fatalnie odczuwałem wstawanie przed 8.00, ale im jestem starszy, tym jest gorzej… Po drugie – dzieciaki. Wygrywa świadomość, że jak ich nie zabiorę, to siedzą przed tym całym nowoczesnym cholerstwem, więc zagryzam zęby i ich zabieram. Jak wyglądają próby łowienia na spinning z niespełna siedmiolatką i prawie trzylatkiem, można sobie wyobrazić 🙂 No a na dodatek jeździ się tam gdzie łatwo dojść i bezpiecznie, więc na ogół nie ma w takich miejscach dostępu do jakichś szczególnie atrakcyjnych ryb.
- Przyczyna druga jest związana z tym, że nie tyle popadłem w jakąś rutynę, co coraz rzadziej, już naprawdę wyjątkowo, odkrywam jakiś nowy, choćby tylko dla mnie nowy sposób, przynętę, łowisko… Mam to, co chyba większość czasopism wędkarskich: wszystkie trochę zjadają już własny ogon. Tym bardziej, że ludzie jednak czytają coraz mniej, a wolą oglądać.
W każdym razie, gdy mam jechać na ryby koło południa, na jakiś pigalak wędkarski przy burzy wiszącej nad głową, to mi się normalnie nie chce. Natomiast z dużym zainteresowaniem obserwuje na ile można obserwować, bo to nie akwarium, to co się dzieje w sadzawce.
Miło siąść. Wody blisko 1,5m. Zeszłoroczne tarło słonecznic, mimo, iż było udane, nie za skutkowało nowymi rybkami. Nie znałem przyczyny i byłem tym zdziwiony. W tym roku wielokrotnie widziałem, jak karasie i płotki najzwyczajniej polują na narybek tego gatunku. O ile płocie robią to bardzo sprytnie i szybko, rzekłbym – w pstrągowym stylu, o tyle karasie i to nawet takie po 7 – 8cm walą topornie, chyba trochę na pałę. Odciążenie zbiornika o nie co ponad 30 sztuk, mam nadzieję, że odmieni sytuację. W każdym razie ilość iskierek szacuję dość umownie na jakieś 100szt [rok temu było lekko ze dwa razy tyle], przy czym są już rybki takie 1,5cm z pierwszej fali tarła i takie poniżej centymetra z ostatniego podejścia do rozrodu.
Od czasu do czasu, jak dziś właśnie, profanuję spinning pod spławik i odławiam ostatnie, planowane rybki, które wędrują do dzikiego, leśnego bajora.
Raz czy dwa razy byłem z Dominikiem i Jurkiem, którzy po długim rozbracie z wędką, tak się trochę macają z tematem i chyba także to jest powodem, że jeszcze na lidze nie byli. Koncentrowaliśmy się na tym, co teraz nazywamy UL, a wtedy to była wędka do 15g i żyłka 0,16mm – dziś nazwałbym taki zestaw po prostu lekkim. Tak więc z kijkami, jak to mówię „z gumy” chodziliśmy za wzdręgami. Coś tam nawet udawało mi się złowić, choć był to okres końca tarła i takiego jeszcze ogłupienia ryb. Trudno było jakieś większe skusić.
Chłopaki nie połowili, ale jakoś przetarli się w temacie i to na tyle, że Dominik parę dni później, już na samodzielnej wyprawie zaliczył linka.
Moje słabiutkie wyniki są też skutkiem zafiksowania się na W2. Chciałbym się pomylić, choć byłaby to gorzka pomyłka, bo świadcząca o tym, że nie umiem, ale jestem przekonany, iż w sierpniu na turze wieczorowo – nocnej wyniki będą ekstremalnie lipne. Kolejny raz napiszę: żadna z moich trzech super kleniowych miejscówek jesienno-zimowych, teraz nie działa. Owszem, raz jak się zawziąłem i zlazłem makabrycznie trudne ze 3km w trawach, z których nie wystawałem, to miałem te 6 czy siedem ryb na punkty, ale nic więcej. Jak na nakład wysiłku [szybko tego nie powtórzę], to efekt żaden, tym bardziej, że ryby do 40cm. Pomijam, że to był chyba dość trudny czas końcówek tarła itd., ale… W porównaniu do moich doświadczeń z W3, z 2018r kiedy bywałem tam często, tu, na niby mojej wodzie, mogę tylko pomarzyć o takich rezultatach. Kiedyś zresztą zaniemówiłem, bo spotkałem… Jacka, który ma tu chyba ze 100km. Robił rozpoznanie właśnie przed sierpniem. Twierdził, że miał fajne brania, ale finalnie rybki na punkty nie złowił, co dla mnie tylko potwierdza powyższe. Owszem, jako już bywalcowi tego odcinka zawsze coś mi tam wpadnie, ale ani dużo, ani szczególnie duże.
Próby złowienia bolenia na razie nie przynoszą skutku. Rozmawiałem z kilkoma wędkarzami – spinningistami, którzy bardzo często penetrują odcinki, które i ja odwiedzam, bo najzwyczajniej mieszkają nad tymi fragmentami Wisły. Znamy się z widzenia; ludzie spoko – wypuszczają ryby. Tylko jeden z nich w tym roku wyjął rapę [73cm], ale dosłownie jedną sztukę. Boleni nie jest tu mało, ale naprawdę, miejsc, które sprzyjałyby spinningiście i ich złowieniu – niewiele i siłą rzeczy są te miejscówki tak obijane czym się da, że ryby rzadko dają się nabrać.
Wpływ przegrodzenia Wisły dla tego odcinka jest fatalny. Pewien pan, który zna się nieźle z pracownikiem jednego z progów, opowiadał mi zupełnie przypadkiem, gdy się zgadaliśmy, że jestem wędkarzem i zacząłem narzekać, iż przepławka była zamknięta przez 6 miesięcy. Bo tak i już. No i co zrobić z czymś takim? Pewnie tak było.
Łowienie powyżej Łączan jest z kolei o tyle fajne, że pomiędzy progami wahania wody są mało zauważalne. To plus, natomiast charakter wody już taki, że…Mnie już opuściło natchnienie i pewnie znów się mocno sparzę, ale zabieram już tylko zestaw UL i nastawiam się na okonie, których jest tu wyraźnie więcej. Nawet wczoraj przy wodzie jak kawa, ale podniesionej może ledwo 50cm na tym fragmencie, złowiłem kilka sztuk przydatnych w naszej lidze [na punkty]. Ilość śmieci jaka płynęła dyskwalifikowała jednak inne łowienie, niż przy samym brzegu w zasadzie wkładanie przynęty pionowo wodę.
To co mnie też zastanawia, bo większość kolegów jednak preferuje woblery jeśli idzie o klenie – znów będę zdziwiony, gdy coś konkretnego na W2 w sierpniu, ktoś złowi w dzień na taki wabik. Odnoszę wrażenie iż klenie, chyba nie tylko zimą unikają tu tego rodzaju wabików, choć może tak myślę, gdyż w kółko odwiedzam z młodymi pigalaki, właśnie takimi przynętami obite do bólu? Wszystkie moje klenie łowię na gumy. Poświęciłem wiele czasu by sobie udowodnić, że jednak może wobler, ale nie. Nie mogę się doczekać, bo jednak te blisko dwadzieścia osób w jednym czasie to nie jeden wędkarz. Oby tylko warunki dopisały, bo na razie ten sezon nam nie ułatwia.
Przeprosiłem się też i to niedawno, bo trzy dni temu z tzw. pstrągowymi wodami naszego okręgu. Miałem zaplanowany powrót z dalszego wyjazdu i droga powrotna prowadziła nad jedną z naszych rzeczek. Łowiłem zaledwie dwie godziny i ku mojemu smutkowi w wodzie traconej na jakieś 85%. Widoczność perłowego twistera 5cm dla ludzkiego oka w pełnym świetle [godz. 18.00] to do 10cm. Głębiej już go nie widziałem. Nie wiem, ale na bank coś tu wpuszczono wiosną, może coś uciekło z jakiegoś stawu. Może zwyczajnie, jak zawsze po grubej wodzie płynącej przez parę dni oblicze rzeki się zmienia. Wyjąłem cztery potoczki. Dwa malutkie i dwa miarowe: dzikusa na 31cm i jakiegoś wpuszczaka/uciekiniera z hodowli na 36cm.
Widziałem w jednym miejscu niemałą już rybę [około 40 – 45cm], ale w tych warunkach nie byłem w stanie ocenić nawet z grubsza kształtu. Nerwowo pływała od brzegu do brzegu. Sterczałem nad nią z 20 minut, ale na nic nie wzięła. Może to był jakiś zdezorientowany karp? [widać było tylko zaburzenia na powierzchni].
Prawdziwą bombę zafundował mi za to Piotrek. Po zejściu dużej wody, a jeszcze przed kolejną falą, któregoś dnia przysłał mi chyba z 10 fotek pięknych kleni i boleni. Utwierdził mnie tylko, że na lidze miał w maju grubego pecha, bo gość wie po co ma sprzęt. Co innego mnie jednak zadziwiło wręcz. Jak tak się uważnie przyjrzałem, to ryby złowione były na jakiś dość „nieoheblowany” kawałek drewna. Tak się wpatrywałem, wpatrywałem i wyszło, że to imitacja…myszy. Piotr potem mnie uświadomił, że to szczur. Faktycznie wabik mały nie jest.
Piotrek zbiera zamówienia, gdyby ktoś chciał, ja z kolei poczekam na podsumowanie po zakończeniu sezonu, jeśli kolega zechce podzielić się spostrzeżeniami. Taki wabik, to jest właśnie coś nowego, co jednak większość z nas zaskoczy [ryby chyba także], o czym warto pisać, warto pokazać.
A z kolei teraz, gdy woda kręci jak w pralce, ludzie przestawili się na inne gatunki. W zeszłym tygodniu , a i pewnie teraz nieźle żerowały sumy. Znów Piotr podesłał dwa z jednego dnia.
Dla koneserów tego gatunku to pewnie nic szczególnego [120 i 130cm], ale dla łowiących lżej, to już niezły przeciwnik. Ja w każdym razie suma 130cm nie złowiłem.
Co więcej, chyba tego samego dnia Krzysiek miał ciut mniejszą rybę, ale na kijek do 14g…
Niektórzy korzystają z zaistniałych warunków i łowią swoje pierwsze kijany na spinning.
W ostatnich dwóch dniach, gdy wyraźnie poprawiła się aura, ryba zdecydowanie się ruszyła. Chyba każda, jeśli tylko była w stanie dojrzeć wabik. W każdym razie nawet mnie udało się od strzała wyjąć ze stawku ostatnie planowane karasie, które skutecznie unikały haczyka w ostanie dwa miesiące [łowiłem najwyżej jednego –dwa ].
Wojtek miał ilościowe Eldorado. Wprawdzie trafiały się i rybki większe…
… ale dominował jednak drobiazg.
Tyle, że brań przysłowiowa setka. Jeśli ktoś lubi najlżejszy spinning, to czego chcieć więcej?
Podobną ilość brań zaliczył dzień wcześniej Paweł, ale miał wspomaganie pływadła. Ryby jakie udało mu się złowić były już z najwyższej półki w skali gatunku. Dziesięć wzdręg 37 – 38cm, kilkadziesiąt 30+.
Spiął zresztą gdy rozmawialiśmy przez telefon naprawdę wielką jak na UL rybę i nie był to zabłąkany szczupak. Zdobycz po długim holu uwolniła się z haka.
Wygląda na to, że najbliższe 2-4 dni będą znakomite i to chyba na każdym rodzaju wody. Poziom będzie się normalizować, w wodach stojących przygrzeje słonko. Warto będzie wyskoczyć i chyba nudzić się nie będziemy.
Mam w planie dalszy wyjazd w najbliższych dniach i wędkę oczywiście zabieram, ale nie spodziewam się cudów.
Na koniec dla mnie zagadka – może ktoś coś wymyśli w chwili nadmiaru wolnego czasu, a może po prostu zna się lepiej niż ja. Brandy podesłał taką o to wzdręgę, którą coś/ktoś niewątpliwie próbował „dojechać”.
Rozważałem już szczupaka, suma, ptaka, ale kłopot w tym, że ryba z drugiej strony grzbietu nie miała ŻADNYCH blizn, czy innych śladów. Mnie wyszło, że jakiś świr dziabnął ją kopaczką albo czymś w tym stylu 🙂
4 odpowiedzi
Świetny artykuł! Dziękujemy i prosimy o więcej! Duża woda na Wiśle przyniosła ostatnio dużo sumów, co chwila jakiś znajomy podsyłał wieści o kolejnym schwytanym wąsaczu. Teraz woda schodzi powoli w dół, a nażarte ryby będą prawdopodobnie przez pare dni siedziały pochowane w swoich kryjówkach. Pogoda w tym roku płata figle, nie wiadomo czego się spodziewać. Pozdrawiam.
Niemcy po regulacji rzeki Ren w latach 90-ch 20 wieku mieli co 2 lata gigantyczne powodzie i ponosili ogromne straty. Po gigantycznych powodziach Niemcy wzięli się za renaturację rzeki Ren i innych rzek, która to renaturyzacja trwa po dziś dzień. Renaturyzacja rzek jest 3-4 razy droższa od regualacji, rozbiórka i wysadzanie betonów i regulacji .Na wyregulowanych i zabetonowanych rzekach, gdy nie ma opadów deszczu występuje brak wody, tak samo jest na rzekach i potokach gdzie występuje bardzo duża ilość progów i jazów, gdy brak deszczów występuje deficyt wody. Wycięcie drzew nad rzekami i potokami prowadzi do drastycznych spadków poziomu wód gruntowych, drzewa podnoszą poziom wód gruntowych. Na wyregulowanych i zabetonowanych rzekach gdy dochodzi do intensywnych opadów deszczu woda gwałtownie przybiera i idzie do góry, bo nie ma gdzie się rozlać, gdyż beton i wały odgradzają rzeki od terenów zalewowych, do tego fala powodziowa dostaje gigantycznego przyśpieszenia na betonach i regulacjach, takiej fali powodziowej nie zatrzyma nawet zbiornik retencyjny, który jeszcze bardziej przyśpiesza falę powodziową. Ryby zawsze intensywnie żerują przed nadejściem fali powodziowej , jak i po przejściu fali powodziowej, kto o tym wie , ten zawsze połowi. Wiem coś o tym, bo łowiłem przed nadejściem fali powodziowej i po fali powodziowej w 2010r., klenie biły we wszystko co się rusza, lub przeleciało im koło nosa. Na wysokiej kalnej wodzie najlepiej sprawdzają się agresywnie chodzące woblerki jugolkopodobne w kolorach: perła, biel , biel + zielony, biel + czarny, biel + szary, redhead, srebrny w połączeniu z zielonym, czarnym. Oraz także woblerki w kolorze złotym i brązowym, czasami sprawdzają się woblerki w kolorze czerwonym.
Tak wlasnie dziala mechanizm powodzi. Niemcy już dawno mają na Renie poldery zalewowe. My jesteśmy 50 lat za nimi.
U nas malenkie strumyczki po 1 dniu opadu zamieniają się w Mekong bo są proste i betonowe jak rynna.
Szarzy ludzie jednak tego nie rozumieją i wołają do Prezydenta o regulacje i wycinke drzew. Nie ma co jednak drążyć tematu, bo byśmy tu gadali 3 tygodnie.
Duża woda to najlepszy czas na grubą rybe, zwłaszcza suma. W zasadzie dla nas powinien to być czas kiedy po ustaniu opadów nie powinniśmy schodzić z wody. Naprawdę grube drapieżniki podchodzą pod brzeg , które normalnie są całkowicie poza naszym zasięgiem.
Ja też byłem parę razy. Niestety niewiele złapałem poza 1 sumem , a w okresie najlepszych brań porostu nie było mnie nad wodą.
To były w zasadzie 2 dni kiedy można było polowić. Później ryba była już tak najedzona że nie reagowała na przynety, lub robiła to słabo.
Dobra jest też woda opadajaca i można grubo polowić, zazwyczaj jest to jeden dzień. Oczywiście trzeba mieć farta i znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie a z tym bywa różnie.
Wizja zawodów na W2 mnie przeraża. Masz Adam racje że będzie to dobry eksperyment, na tej wodzie żeby sprawdzić w kilkanaście osób ile ten odcinek jest wart. Nie łudzę się nawet że tam coś złowie. Nastawie się na dużą rybę, pojadę na przypadkowo wytypowany odcinek, lub w okolice stopnia wodnego.
Mam nadzieję że nie przejdzie Panu zapał ani do wędkarstwa ani do pisania o nim.
Wierny czytelnik.😉