Aktualna sytuacja poza demolowaniem znacznie ważniejszych dziedzin życia niż wędkarstwo, także mocno zaburzyła nam zabawę w ligę spinningowo-muchową. W związku z zaaresztowaniem nas w kwietniu, turę kwietniową zrobiliśmy teraz.
Mimo, że to tura za kwiecień, ale niedopuszczenie szczupaków do punktacji byłoby chore. Kroił się więc dużo bardziej wyrównany pojedynek wzdręgi i płocie kontra okonie i szczupaki, niż siłą rzeczy w marcu na pierwszej turze. Teoretycznie była to też większa szansa dla tych, którzy łowienia UL nie lubią.
Ciężko było mówić coś o prognozach, bo najlepszy czas [koniec marca i kwiecień] były wyłączone z możliwości łowienia. Potem na Bagry, jak i na inne wody ludzie tłumnie się rzucili. Oczywiście koledzy zaczęli treningi. Pierwsze wieści były takie wyważone, bez euforii, ale i bez biadolenia. Ostatni tydzień przed turą okazał się mocno niepokojący. Ryby brały coraz, coraz słabiej. Sam byłem pierwszy raz od tury marcowej dopiero 9 maja, żeby sprawdzić co i jak. Podobnie, jak innym – prawie nic mi to nie dało. W każdym razie nie miałem przez 4,5h punktującej ryby w rękach, a złowiłem zaledwie 7 wzdręg i okonia, spadł mi mały linek. Powiem szczerze – byłem nieco przygnębiony. Michał i Robert, którzy byli tego dnia mieli identyczne spostrzeżenia. Powoli oswajałem się z myślą, iż jedynym realnym podejściem, będzie nastawienie się na szczupaka i okonia. W powyższym utwierdził mnie i niektórych pewnie też, a przy okazji wlał odrobinę optymizmu Rafał, który łowiąc w sobotę po południu miał dwa punktowane okonie [minimum 25cm].
Sama tura okazała się totalną padliną dosłownie i w przenośni. Było ekstremalnie słabo jak na ten zbiornik o tej porze roku, a równocześnie wszędzie pływała taka masa trupów karpi, linów, karasi, amurów…Zarybienie było już parę tygodni temu. Zawsze tam jakieś straty są przy takich operacjach, ale nie wiem, czy te ryby były w tak kiepskiej kondycji [tu pytanie – z jakiej paki PZW je kupiło, kto to opiniował], czy wieźli je bez wody [kto za to odpowiada], czy wreszcie – zapytam złośliwie – czy je może rozładowywano widłami? Bo nigdy, odkąd tam bywam , a i chyba na żadnym innym zamkniętym akwenie okręgu, nie widziałem aż tyle rybich trupów…
Dlaczego ryby brały tak okropnie słabo? Na pewno nie będziemy do końca wiedzieć. Może być kilka przyczyn i to występujących równocześnie:
– brak zimy, brak lodu – dziady masakrowały te płocie i wzdręgi całą zimę [jak jest lód to masakrują większe okonie]
– to masowe zarybienie [podobny efekt był w 2017r, tylko bez takiej ilości ryb padłych, ale przez pewien czas wzdręgi i płocie jakby znikły]
– ryby zaczęły już tarło, ale przyszły zimne dni i je przerwały, po czym trochę zdezorientowane ryby znów zaczęły gody [czego w sobotę nie widziałem, a w dniu tury już tak]
W każdym razie była to niezwykle mozolna tura, chyba bardziej frustrująca niż ta w marcu. O wyniku jak z kwietnia 2018, kiedy zgłoszono prawie setkę ryb na punkty, a punktowali wszyscy, prócz jednego pechowca, można było zapomnieć. Coś mi się wydaje, iż na przyszły sezon mało kto zaproponuje to łowisko do losowania…
Wracając do samej rywalizacji. Treningi mało co dały. Południowy brzeg, który o tej porze roku jest moim pewniakiem, dzień przed zawiódł mnie totalnie – nie miałem tam brania. Jak się okazało jednak w dniu tury, coś tam można było ukłuć. Część z nas mówiła wprost – trening dał im tylko tyle, że nie wiedzieli gdzie łowić, ale wiedzieli na pewno, gdzie nie łowić. Ja miałem wcale nie taki dziwny, biorąc pod uwagę niechęć ryb do współpracy pomysł. Namierzyłem w jednym miejscu stadko linów. Miejscówka o takim charakterze, iż było wysokie prawdopodobieństwo iż będą tam na drugi dzień i w kilku kolejnych [dość płytka woda z mulistym dnem. Na treningu miałem jedno pewne branie. Miałem łowić je na upatrzonego.
Wystartowaliśmy od 6.00, a kończyli o 11.00 przy fajnej aurze: pierwsza cieplejsza noc, bo było 15 stopni, a kończyliśmy już przy wysokiej temperaturze [24 stopnie]. Pogodnie z lekką chmurką, nie co parno. Wiatr słabiutki i raczej zmienny – głównie wschodni, ale też północny i południowy.
Było nas 14 z 17 startujących, bo właśnie konsekwencją obecnego stanu rzeczy jest m. in nieobecność Brandy`ego.
Dla suchej statystyki zaznaczę, że na zaledwie 10 zgłoszonych do punktacji rybek, 5 złowiono na początku tury, jedną mniej więcej w połowie czasu przewidzianego na łowienie, a cztery pod sam koniec.
Mój mizerny wynik bardzo mnie zaskoczył pozycją, jaką finalnie zdobyłem, jak również wyniki innych były zaskakujące , bo zanosiło się na absolutną klapę. Gdy jest więcej ludzi, rozchodzimy się po dużym obszarze, a na dodatek nie mamy wspólnego spotkania [zakaz zgromadzeń], to dochodzą różne informacje w trakcie. Był nawet moment, iż myślałem, że tylko mnie udało się złowić cokolwiek na punkty, ale pod sam koniec tury pojawiły się głosy o niezłych połowach w zachodniej części zbiornika. Połowili rzeczywiście, ale wcale nie dużo. Finalnie jednak zapunktowało aż 7 uczestników, co uważam w tych warunkach i przy naszych dość wyżyłowanych kryteriach za ilościowo niezły wynik, choć jakościowo dorobek każdego z nas był, porównując do wcześniejszych lat, albo choćby nawet słabiutkiej tury marcowej … szkoda gadać.
Przejdę do konkretów, bo nie ma co bić piany. Złowić cokolwiek – taki plan miał chyba każdy, świadomy lipy jaka nas czekała. Ta sztuka nie udała się połowie z obecnych. Największym pechowcem jest bez wątpienia Michał – miał na kiju karpia około 45cm, ale ryba dała sobie radę z delikatnym zestawem.
Najpierw oddam głos uczestnikom, którym nie udało się złowić nic na punkty, ale którzy napisali albo zjadliwy i dowcipny zarazem komentarz, jak Michał, albo obszerny jak np. Tomek.
Krzysiek: Ja niestety nie zapunktowałem. Złowiłem 3 ryby: wzdręga 24cm, wzdręga 20cm, Płoć 18 cm. Tę pierwszą rybkę mierzyłem na różne sposoby, ale nijak nie chciało wyjść 25cm.W piątek przed turą trenowałem na Bagrach z Michałem. Ten trening nie dał mi odpowiedzi gdzie łowić. Dał jedynie odpowiedzi ,które miejsca na pewno omijać z daleka. Już na samej turze obławiałem kilka obiecujących miejsc. Na Bagrach łowię bardzo rzadko i mało je znam, ale stosowałem różne techniki i przynęty UL, które na wodach stojących gdzie często łowię, przynoszą mi fajne białe ryby. Niestety wszystkie one na Bagrach okazały się nieskuteczne…
Michał: Ja na 0. Rozeznanie wody i stwierdzenie że jest ch….o, jest chyba gorsze niż brak treningu. Złapałem wzdręgę na 23cm i zerwałem karpia na ok 45 cm.
Tomek: Łowiłem tylko na dużym zbiorniku. W zasadzie tylko w 2 miejscach. W tej drugiej miejscówce zostałem, bo przyuważyłem w trzcinach duże stado wzdręg, do których od czasu do czasu doskakiwały okonie. Były wśród nich osobniki całkiem ładne (niewątpliwie punktowane), przy czym te dopływały tylko od czasu do czasu z głębszych partii wody. Brania były chimeryczne i raczej delikatne. Wyciągnąłem w sumie 6 wzdręg i 1 okonia, niestety w wymiarach kieszonkowych. Do tych dużych nie udało mi się dobrać, chociaż było kilka kontaktów, a jeden punktowany okoń (widziałem koleżkę) spadł mi na finiszu. Trochę miałem problem z przynętami, bo zapomniałem głównego pudełka z tymi mikro. Brania miałem przede wszystkim na białe (chociaż wszystkie przyzwoite ryby, które łowiłem wcześniej na Bagrach były raczej czerwone…), tj. białą nimfę o wyglądzie białego robaka, z jeżynką (przynęta w zasadzie muchowa), sztucznego białego robaka (wygrzebanego przypadkowo z czeluści mojej kamizelki) podszarpywanego na małej główce oraz perłowego twistera. Niewątpliwie nie jest to mój ulubiony zbiornik. Albo, po prostu, nie umiem łowić … 😉 Gratulacje dla punktujących !
Piotr: Łowienie rozpocząłem nad dołkiem z drobnicą, w którym widać było żerujące od czasu do czasu ładne okonie. Niestety ani jeden nie skusił się na żaden z typów podanych przynęt. Potem poszedłem obadać dwie duże, dostępne z brzegu podwodne górki. Tam również zero życia. Stwierdziłem, że trzeba wziąć się za wzdręgi, więc obłowiłem kilka trzcinowisk- krasnopiórki się trafiały, ale największa miała 19cm. Niestety, wzdręgi tydzień temu zaczęły tarło, które zostało przerwane ochłodzeniem, stąd brak aktywności ryb, które nawet w tarle były jednostkowo aktywne. Druga runda bez punktów, w kolejnych trzeba będzie stawiać na najgrubsze miejscówki, żeby chociaż spróbować odrobić straty do starych wyjadaczy.
Przejdźmy do osób, które znalazły się w grupie szczęściarzy i zapunktowały [często piszę o przypadku w wędkarstwie, ale wyniki tej tury to był jeden wielki przypadek, biorąc pod uwagę, że treningi nic kompletnie nie wniosły].
Rafał: Nad Bagry zajechałem około 14 tej w sobotę na trening. Przeraziłem się ilością ludzi. Pierwsze godziny to w zasadzie był spacer. Nic się nie dzieje. Wieści od innych fatalne. Wieczorem znalazłem miejsce z drobnicą i postanowiłem spróbować trafić w wieczorne żerowanie okoni. Wymyśliłem, że przynęta musi wyróżnić się w tej ławicy. Zakładam agresywnie pracujący woblerek i trafiłem. Po drugim punktowanym odpuściłem miejscówkę. Mam jeszcze pół godziny na eksperymenty, a kolejny okoń w tym miejscu niewiele wniesie. Kończąc ustaliłem sobie plan na turę. Połowa tury na poranne okonie, a druga na wzdręgi, które powinny być już wtedy widoczne przy powierzchni. O 6 – ej w niedzielę zaczynam zgodnie z planem ale do 8.30 mam tylko okonia na 23 cm czyli niepunktowanego. Ten etap nie udał się. Zamieniam kijek na wzdręgową witkę, wskakuję w spodniobuty i szukam możliwości wyjścia przed pas trzcin. Wzdręg nie widzę więc próbuję obławiać różne głębokości różnymi przynętami. W kolejnym rzucie widzę cień sunący za mikroripperkiem. Wzdręga atakuje wabik puszczony w opad. Ma te 25 cm czyli są punkty.
Niedługo później pudłuję piękne branie. Kolejne już wykorzystuję ale rybce brakuje milimetrów do punktów. To był ostatni rzut. Wynik trochę mnie rozczarował. Marne minimum osiągnąłem chociaż zawsze to lepiej niż zero. Ekscytujący smak rywalizacji, fajni przeciwnicy oraz ciekawe wnioski – to wszystko bardzo mi się podoba, niezależnie od wyniku.
Zygmunt – jako jedyny łowił na muchę. Stosując nimfę udało mu się złowić kilka rybek, z których jedna wzdręga miała 26cm.
Przynętę prowadził bardzo głęboko. Na suchą nie miał brań, choć obok, jak mówił – „szalał tęczak”.
Tu zauważę, że nie licząc eksperymentu z muchówką, jaki w sumie z sukcesem zastosował Brandy w 2018r [punktował], to druga taka sytuacja i z pozytywnym zakończeniem. Przy normalnej aktywności ryb na tym łowisku, średnio ogarnięty muszkarz zrobi moim zdaniem zawsze niezły wynik.
Jacek. Ja już myślałem, że tura spłatała niezłego figla, bo nikt z osób punktujących w marcu, teraz nie złowił nic na punkty – takie miałem wieści. A tu w ostatnim rzucie [są świadkowie], Jacek wykorzystał branie i wyjął w ostatniej minucie tury [!] wzdręgę na 28cm.
Tak jak Michał miał pecha, tak Jacek – niesamowite szczęście. Kolega złowił jeszcze małego szczupaka, bo dużo czasu poświęcił na typowe drapieżniki. Jak sam napisał – z braniami trochę się mu polepszyło po założeniu mikro przynęty Fischaser`a i na taki wabik skusiła się jedyna punktowana zdobycz kolegi.
Bartek: Z punktowanych ryb tylko karaś 32 cm.
Dodatkowo złowiłem 2 małe wzdręgi (nawet nie dobiły do 20 cm) i okonia ok. 20 cm. Generalnie kręciłem się po zachodnio – południowej części zbiornika. Brań jak na lekarstwo, widać że ryba nie żerowała. Skórę uratowało mi ostatnie 20 min kiedy łupnął karaś. Wziął przy trzcinach, z dna (jakieś 5m ode mnie) na mikroripperka Fishchaser. Nie pamiętam dokładnie ale chwilę przede mną lub chwilę po mnie lina złowił Robert (łowiliśmy w zasięgu wzroku).
Robert: Łowienie rozpocząłem od dużej plaży po wschodniej stronie zbiornika. To właśnie tam miałem tydzień wcześniej kilka punktujących wzdręg. Jednak wtedy ryby były aktywne, widoczne na powierzchni i na płyciznach, a dziś jedyne oznaki obecności zdradzały daleko poza zasięgiem rzutu nawet 2 gramową przynętą. Szybko odpuściłem to miejsce i zacząłem przemieszczać się południowym brzegiem. W płytkiej zatoce przy pierwszym cyplu, gdzie jeszcze tydzień temu była masa dużych wzdręg posiedziałem dłużej. W efekcie wydłubałem kilka rybek, z których największa miała 22 cm. Straciłem też dużą rybę, która po minucie się zerwała lub przecięła plecionkę. Jeśli był to szczupak to już przyzwoity, ale mogło być to też coś innego. Przemieszczając się dalej wpadło mi jeszcze kilka krótkich wzdręg i okoni. Widziałem też dużego lina i okonia w okolicach 30 cm. Chwilę przed 9.00 dotarłem do głębokiej zachodniej zatoki, gdzie było mnóstwo drobnicy. W pierwszym rzucie wyciągam tam niedużego okonia, w kolejnym miałem delikatne branie w opadzie. Trzeci rzut przyniósł upragnione punkty. Na gumową imitację jętki od Fishchasera w oliwkowym kolorze połakomiła się wzdręga 33 cm.
Ryba wzięła 5 metrów od brzegu, przynęta w momencie brania powoli opadała na 0,3 g główce wolframowej. Spędziłem tam godzinę i doczekałem się tylko drobnych okonków. Turę kończyłem w najbardziej wysuniętej na północny-zachód zatoce. Trafił mi się tam szczupak pod 40 cm, którego szczęśliwie wyholowałem bez obcinki. Na kwadrans przed końcem złapałem pierwszego w swoim życiu lina na spinning.
Od siebie dodam, że linkowi brakło do wymaganych minimum 30cm.
Ryba zassała położoną na dnie larwę jętki, tym razem w brązowym kolorze. Tura była ciężka, straszna dłubanina. Oby za dwa tygodnie na Wiśle było fajne łowienie. Na szczęście pełnię mamy za sobą, jestem dobrej myśli.
Maciek: Do punktacji wzdręga 27cm i płoć 31 cm.
Poza tym złowiłem dwie wzdręgi, którym ciut brakło. Ciężkie 5 godzin intensywnej orki , by zaliczyć przeciętnie jedną niewielką punktowaną rybę na 2,5 godziny. Aż o 10:59, gdy zadzwonił alarm przypominający o końcu tury, pomyślałem: alleluja, ostatni w tym roku rzut ultralight`em. Łowiłem cały czas maleńkim, czerwonym ripperkiem Fishchaser na główce 0,8g. Cały czas przy trzcinowiskach, przy głębokiej wodzie.
Co do mnie – powiem uczciwie, że zacząłem łowienie z niebywałym szczęściem. Przyszedłem – liny były. Nawet więcej niż dzień wcześniej, bo z siedem sztuk w tym jedna z 40cm i dwa na bank to minimalne 30cm. Reszta – maluszki. Łowiłem na długość kija, pod pysk. Stałem w cieniu. Ryby sprawiały wrażenie w ogóle na mnie nie zwracających uwagi. Plan był prosty: liny, a jak przez godzinę zero, to nadal UL tyle, że dopinam najdelikatniejsza stalkę i większa guma na 1g.
Pierwsze dwa przepuszczenia i odnoszę wrażenie, iż ważka opada za szybko. Ryby zdradzają ożywienie, ale jak gumka spada na dno to tracą zainteresowanie. Szybko zakładam jedyną brązkę ze spora kryzą i nawlekam dodatkowo sztuczną ochotkę.
Pierwsze podanie. Znikąd zjawia się samotna krasnopióra, która gwałtownie atakuje wabik. Mam 26cm.
No, powiem, że dawno nad wodą nie czułem takiej satysfakcji ze złowienia tak niewielkiej rybki. Było około 6.05…
Liny zwiały. Pusto. Nalałem sobie kubek herbaty i czekam. Nawet nie dopiłem, a liny wracają. W towarzystwie dwóch karpi. Takich co najmniej 40cm. Opad wabika jest chyba odpowiedni. Bardzo szybko mam dwa brania linków. Może dlatego, że widzę moment ataku, żadnego nie zacinam skutecznie. Rybek nie szkoda, bo miały góra 25cm. Może dlatego ich nie zaciąłem skutecznie? Karpie nie reagują.
Znów zamieszanie [te dwa spudłowane zacięcia] i znów pusto. Tym razem na ryby czekam dość długo. Ale przypływają tylko pojedyncze liny i na ruch ręką uciekają. Po około pół godzinie w zasadzie stania w bezruchu, pojawiły się ze trzy wzdręgi. Delikatny rzut spod kijka. Największa nieznacznie odbiła w moją stronę nieśpiesznie zassała przynętę w toni. Miałem przy niej kupę szczęścia. Najpierw wbiła się w taką kulę butwiejących roślin, że zagarniałem ją na wyczucie z tym roślinnym kisielem. Udało się. To nie koniec. Położyłem podbierak na krawędzi brzegu by ryba była w wodzie i zacząłem się mocować z apratem [byłem w spodniobutach]. Ryba jakoś wygrzebała się z roślin i wyskoczyła z siatki! Tyle, że spadła na kolejną kupę zgnilizny pływającą po powierzchni. Zanim się zorientowała, zdążyłem ją capnąć. Miała 32cm.
Stwierdziłem, że jeśli po 30 minutach jest, jak jest, to cztery ryby w turze byłyby znakomitym wynikiem [nawet przez sekundę nie wierzyłem, że stanie się jakiś cud i tak będzie do końca tury].
Przeszedłem na drugą stronę krzaczka. Znacznie głębsza woda z masą sterczących trzcin. Na ślepo wrzucam wabik w wąskie luki jakie udaje mi się zlokalizować. Tam bardzo leniwa animacja wabika. W zasadzie to nic z nim nie robię długie sekundy. Jedno z poderwań i opór. Ciągnę zdecydowanie i widzę żółtego lina, wyraźnie większego niż te dwa pierwsze. Będąc pewnym swego, bo głowa ryby już była nad wodą – plecionka od dołu „zajechała” jakieś pęknięcie w suchej trzcinie. Pletka zaraz strzeliłaL Szkodami go było, bo chyba miał te 30cm. Co gorsza – okazuje się iż na około 15 podobnych przynęt, jakie mam ze sobą, ŻADNA nie ma kryzy i KAŻDA jest na główce wolframowej [tamta miała chyba mosiężną]. Lecą do dna jak bomby głębinowe. Kombinuje ale nic się nie dzieje. Tu dziękuję Wojtkowi – namierzył spore stado ryb lekko 25+, ale od początku nie mógł żadnej złowić. Zawołał mnie i pokazał. Udało mi się złowić trzy. Dwie małe, choć jednej brakło pół centymetra, ale trzecia miała 31cm.
Przynętą był sam haczyk i dwie larwy sztucznej ochotki.
Potem prze godzinę chodziłem za drapieżnikiem, ale nie doczekałem się nawet dotknięcia. W ogóle nikt nie wyjął punktowanego okonia czy szczupaka. Sam miałem finalnie okonka i 9 krasnopiór, ale poza tymi trzema nic na punkty.
Wyniki:
Nieobecni – Brandy, Jurek i Dominik oraz zerujący Michał, Kuba, Tomek, Tommy, Piotr, Krzysiek, Wojtek – dostają po 12,5 pkt,
VII miejsce – Rafał – wzdręga 25cm – 7 pkt [26 małych punktów]
VI miejsce – Zygmunt – wzdręga 26cm – 6 pkt [37 małych punktów]
V miejsce – Jacek – wzdręga – 28cm – 5 pkt [59 małych punktów]
IV miejsce – Bartek – karaś 32cm – 4 pkt [103 małe punkty]
III miejsce – Robert – wzdręga 33cm – 3 pkt [114 małych punktów]
II miejsce Maciek – wzdręga 27cm i płoć 31cm – 2 pkt [140 małych punktów]
I miejsce – jak zaznaczyłem na początku, nawet z tak mikrym wynikiem przypadło mi zwycięstwo w tej turze – wzdręgi 26, 31 i 32cm – 1 pkt [232 małe punkty]
Daleko do końca ale już ten etap bardzo dużo zmienił. Przede wszystkim 9 uczestników ma jakiekolwiek punkty. To wyraźnie rozciągnęło stawkę. Jednym pozwoliło odbić się od marcowego dna, innych przyhamowało. Tylko Jacek, który był drugi na turze pierwszej, umocnił się na pierwszej pozycji. Ponieważ mimo okropnie słabych brań, sporo osób słabo bo słabo ale punktowało, zerujący dostali tym razem aż po 12,5 pkt.
Przed turą nr 3, która będzie już na Wiśle, wygląda to następująco:
Prowadzi Jacek – ma tylko 7 pkt
Ja wskoczyłem na miejsce drugie – 11,5 pkt
Tuż za mną jest Maciek – 12,5 pkt
Zaraz za nami, czwarte miejsce mają Michał i Robert – po 13,5 pkt. Michał jak na razie ma jednak znacznie lepszy bilans punktów małych, bo 758 do 114.
Piąte miejsce przypada Bartkowi – 14,5 pkt
Na szóstym jest Tommy – 15,5 pkt
Siódmy jak na razie jest Zygmunt – 16,5 pkt
Ósma pozycja to Rafał – 17,5 pkt, który zamyka miejsca punktowane
Pozostali jak na razie [Piotr, Wojtek, Tomek, Dominik, Brandy, Jurek, Kuba i Krzysiek] nic do punktacji nie złowili i mają po 23 pkt.
Podsumowując tury na Bagrach – były w tym roku bardzo rozczarowujące. Nikt z uczestników, a i ja się do tej grupy zaliczam, którzy liczyli na zbicie większego kapitału punktów dużych i małych, chyba poza Jackiem nie zrealizowali swoich założeń. A było to bardzo potrzebne, gdyż teraz zacznie się zabawa z poważnym sprzętem i dużymi gatunkami ryb; mam wrażenie, że obudzi się tu niejedna bestia wśród nas 🙂 Tu nie będzie tematem wygrać turę, ale choćby nawiązać rywalizację z niektórymi osobami. Z drugiej strony nigdy jeszcze po dwóch turach, poszczególnych zawodników nie dzieliły tak małe różnice. Zapowiada się w tym roku naprawdę wędkarska batalia!
8 odpowiedzi
Ehh spostrzeżenia mam podobne co wy.. u mnie ostatnie 4 wyjazdy w maju praktycznie na zero.. W niedzielę również byłem na Bagrach z tym że łowiłem karpiówkami na typowo karpiowe zestawy, dość sporo zanęciłem 2 miejscówki i przez 10 godzin nie doczekałem się brania 🙂 Spiningowo również maj u mnie cieniutki, ani szczupaki ani bolenie nie są zbytnio skore do współpracy czy to na Wiśle czy na wodach stojących :/
Taka mała ciekawostka co do karpi na Bagrach. Wracając do auta po zakończonej turze jakieś 200 metrów od wschodniej plaży oglądałem 15 minutowy hol dużego karpia na feederka z żyłką 0,18. Ryba miała 89 cm, wagi nie jestem w stanie oszacować bo nie znam się na karpiach, a nie czekałem już na ważenie. W każdym razie w tej niedzielnej nędzy trafił się komuś rodzynek 🙂
Dobrze że nie trafił się na UL albo na muchówkę ;D
Był jeszcze jeden szczęściarz/pechowiec. Tommy był świadkiem: jakiś gość łowił na UL i miał rybę, która po braniu momentalnie wybrała mu kilkadziesiąt metrów żyłki. Bez szans…
Słyszałem o tym karpiu.. moim zdaniem czysty fart 🙂 Okazowe karpiowate na wodach stojących w naszym okręgu wymagają raczej albo długotrwałego nęcenia w odpowiednim miejscu albo najzwyczajniej dużej dawki szczęścia 😉 Ostatnio sporo czasu poświęcam właśnie na Karpiowanie i lekko niema 😀
w jednym z miejsc gdzie łowiłem w wodzie leżało truchło 1 metrowego karpia (strona południowa od torów). Z brzegu nie było widać, trzeba było wejśc dowody w gumowych gaciach. Widział go też ktoś?
Tak. Nie wiem czy ten i czy miał 90cm czy metr ale widziałem go w sobotę. Taki kloc to mógł akurat paść ze starości, ale ryby 20 – 40cm…
Rok temu dokładnie w tym samym czasie na bagrach również padały karpiowate, PZW odpowiedziało mi w zeszłym roku:
„90% śniętych ryb to duże samice mające w tym sezonie duży problem z resorpcją ikry przez złe warunki pogodowe na przełomie kwietnia i maja.”, w zeszłym tygodniu byłem chwilę na bagrach widziałem dużo karpiowatych ale nie wielkich jak w zeszłym roku, tylko takich koło 1kg